Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-02-2017, 21:30   #11
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Ostatnie godziny przed świtem wypełnił Leo sen, w którym pojedynkował się w trakcie wielkiej bitwy z jakimś przeciwnikiem. Walka ewidentnie nie szła po jego myśli i obudził się gwałtownie tuż przed śmiertelnym ciosem. Zlany potem leżał jeszcze przez długi czas na łóżku, zanim inni nie zaczęli się krzątać po sali. ‘Czy tej wszechobecny smród pobudza marzenia senne?’ rozmyślał ‘Mi nigdy się nic nie śni’.
Ustawił się w kolejce do rejestracji, a przyglądanie się tej całej biurokracji, procedurom i beznamiętnemu zachowaniu strażników powoli, ale stale leczyło go z początkowego entuzjazmu, aby przyłączyć się do armii. Chwilę przed podejściem do pisarza wojskowego naszły go gwałtowne wątpliwości, czy rzeczywiście był to dobry pomysł. Instynktownie złapał za amulet zawieszony na szyi i poczuł się dużo pewniej.
- Leo de la Vega.
Pisarz zawisł z piórem nad dokumentem.
- Leo de la Vega i już? Na pewno jesteście Estalijczykiem?
- Don Leo de la Vega? Syn szlachcica.
Pisarz spojrzał na mężczyznę, jak by zobaczył właśnie w barakach ekskluzywną kurtyzanę z Altdorfu.
- To moje nazwisko w wielkim skrócie. Widzę, że nie macie miejsca nawet na połowę tego co powinno się tam zmieścić.
- Cóż za troska o wojskowe formularze Panie - mruknął pisarz kpiąco - oraz o dobro naszego kraju. Estalijski szlachcic w służbie Imperium, a to ci dopiero. A czymże to chcecie się Imperium przysłużyć?
- Nie rozumiem?
- Zawód. Co umiecie robić? Co robiliście w życiu?
- Jestem synem szlachcica, więc chyba nic?
- Chyba? - pisarz nie mógł się zdecydować, czy jest rozdrażniony, czy rozbawiony. Nie miał jednak czasu na takie pierdoły. - Mieczem umiecie walczyć?
- Rapierem i szpadą.
- Rapierem i szpadą. Szermierz. Pisać i czytać umiecie?
- Tak.
- W Imperialnym też?
- Też.
- Podpis tutaj i idźcie odebrać zbroję i broń. Niestety imperialna armia nie honoruje szlacheckich tytułów obcych królestw więc będziecie musieli się dosłużyć nowego tytułu tutaj, walcząc z wrogami Imperium.
- ‘Jak on jest szlachcicem to ja jestem biskupem Nuln.’ pomyślał.
- A mój rapier, dostanę go z powrotem?
- Rapier? Nie, o tym rozmawiajcie z sierżantem. Idźcie już, zobaczycie na miejscu.

Chwilę potem Leo w jako tako pasującej skórzni sięgał po imperialną pikę.
 
druidh jest offline  
Stary 27-02-2017, 21:40   #12
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Bert, rudowłosy niziołek, przedstawił się grzecznie pisarzowi. Tu nie było sensu oszukiwać, bo i po co? Zresztą co tu dużo gadać, wojskowy gryzipiórek mógł być nieocenionym źródłem informacji, których poszukiwał halfling. Tak więc opowiedział, że nazywa się Bert Redfoot i jest kucharzem. Tutaj troszkę minął się z prawdą, bo był łowcą nagród. ale przecież gotowanie to drugi zawód dla każdego niziołka, a i przydział do zaopatrzenia też by się przydał. Na pytanie co potrafi, przyznał się że umie gotować, łazić po lesie i nawet celnie strzelać z kuszy. Potem poszło równie sprawnie i wkrótce wylądował na strzelnicy z łukiem w ręku i na przeciw wymądrzającego się elfa. Bert postanowił zirytować trochę pyszałka, bo ten nawet nie przedstawił się i stopnia wojskowego też nie podał.
- Eee... Panie elf, a nie lepsza kusza do strzelania? Łatwiej wycelować i siła uderzenia większa. Toć Tileańscy kusznicy nieraz swą wartość pokazali w różnych bitwach. Ja wiem że może teraz kusz mało na stanie jest, ale moja "kłujnica" po co w depozycie ma leżeć i się marnować?
 
Komtur jest offline  
Stary 27-02-2017, 22:05   #13
 
Goel's Avatar
 
Reputacja: 1 Goel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputację
Rekrutów na strzelnicy przybywało - znać albo rzeczywiście tak wielu potrafiło szyć z łuku, albo przynajmniej część miała (według Abelarda) na tyle oleju w głowie by nie pchać się do pikinierów. Skórznia uwierała cyrulika niemiłosiernie, nieprzywykłe do opancerzenia (choćby nawet tak lichego jak wydane rekrutom) ciało młodziana co i rusz skarżyło się bólami różnej maści. Nossenkrap cały czas wierzył, że jednak ktoś z żołdaków doda jeden do jednego i wydzieli go z tej zbieraniny do służby w lazarecie. Jak bardzo mylił się miał się przekonać wkrótce - gdy okazało się, że to on, dwudziestoletni czeladnik balwierski jest lazaretem całej jednostki...
Z umiarkowanym zadowoleniem zauważył, że również akrobata zgłosił się do strzelców - bądź co bądź byli już znajomymi, podczas gdy reszta oddziału nadal budziła poważne obawy cyrulika. Ze sposoby oglądania łuku przez cyrkowca wywnioskował, że ten miał tyle samo pojęcia o łucznictwie, co Abelard. I znów cyrulikowi zrobiło się lżej na duchu: raźniej, gdy razem jest się obiektem docinek.
Na szczęście deszcz drwin został nieco odsunięty w czasie - najwyraźniej i magazynierzy byli wojskowymi nieudacznikami z poboru. Idąc z resztą grupy po wosk i zastanawiając się, jakie jeszcze chemiczne specyfiki posiada jednostka, zrównał krok z Walterem i zagadnął flegmatycznie:

- I jak kręgosłup kolegi po nocy, hę?

Po czym dodał nieco ciszej:

- Spróbuj zachować nieco wosku - spróbuję zrobić jakieś mazidło na otarcia po tych rupieciach, które każą nam nosić. Żeby jeszcze dostać trochę smalcu lub chociaż łoju nerkowego...
 

Ostatnio edytowane przez Goel : 27-02-2017 o 23:50.
Goel jest offline  
Stary 27-02-2017, 22:43   #14
 
kinkubus's Avatar
 
Reputacja: 1 kinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputację
Akolitka była na nogach z samego rana. Przyzwyczajona do rygorystycznego planu dnia, ubrała się, kiedy niektórzy jeszcze drzemali. Starała się nie zbudzić przy tym nikogo. Chociaż powinni podnieść zadki o tej samej porze, sióstr zakonnych też nie goniła do wstawania. Sen był przyjemnością, te kilka chwil dłużej nikogo nie zbawi, ani nikomu nie zaszkodzi.

W kolejce czekała grzecznie, aż dostała się do samego przodu. Kiedy skryba zadawał pierwsze pytanie, Maud wyciągnęła zwinięty dokument, który rozłożyła przed nim.

Berlin... — odpowiedziała omyłkowo z rozpędu.

Co to ma być? — zapytał skryba, wyraźnie zaskoczony.

Pismo o prośbę przyjęcia do armii.

Skryba podrapał się po głowie, ale wreszcie wziął dokument i zaczął go czytać. Wynikało z niego, że kobieta została wysłana przez swoich kościelnych przełożonych do poboru. Miła myśl, że wreszcie trafiła się jakaś kobitka, pękła jak mydlana bańka... akurat musiała być nią Sigmarytka.
Westchnął doniośle i zaczął zapisywać wcześniejszą odpowiedź.

Zaraz... Psia mać, to nie zgadza się z dokumentem... Jeszcze raz, imię?

Przepraszam — akolitka skinęła głową. — To moje rodzinne imię, na dokumencie jest zakonne.

Skryba zamruczał coś niemiłego pod nosem.

Wpiszemy rodzinne... Nazwisko?!

Adenauer! — kobieta przybrała podobny ton do rekrutera.

Co potrafi?!

Posiada wiedzę akademicką z dziedziny historii, teologii, języka klasycznego, potrafi użyczyć opieki medycznej i walczyć! — mówiła jakby czytała z kartki.

Wal...? — skryba odkaszlnął. — Tutaj podpisać!

Podpisała, Berlin Adenauer, żeby nie mieszać w papierologii. Następnie wstała, kończąc to nieco przydługie - podług reszty - posiedzenie. Zanim się jednak oddaliła, skryba krzyknął do stojącego nieopodal żołnierza.

Odprowadzić panią i powiedzieć, żeby nie wydawali jej skórzni i całego munduru! Ekwipunek sponsoruje kościół Sigmarycki!

Schował otrzymany dokument i spojrzał na następnego rekruta.

— Imię!?


Na placu treningowym, Maud stawiła się z piką w dłoniach i w pełnej skórzni, którą ledwie było widać pod Sigmaryckimi szatami. Dodatkowo oznaczono ją prowincjonalnym herbem, chociaż nawet bez niego ciężko byłoby zgubić czerwone ubranie oraz pozłacane symbole Młotodzierżcy. Broń trzymała pewnie i silnie, ale widać było, że brakowało jej treningu z podobnym orężem; pika wahała się na boki, jakby miała zaraz wypuścić ją z ręki.
Stanęła obok wcześniej poznanego Leo, prawdopodobnie w pierwszym szeregu formacji.
 
kinkubus jest offline  
Stary 27-02-2017, 23:15   #15
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Rekruci wracali już z woskiem. Przynajmniej większość. Wtedy jeden z niziołków wyskoczył z pytaniem o uzbrojenie. Allandor tylko uśmiechnął się krzywo nim odpowiedział.
- Tobie się zdaje, że gdzie jesteś?
Przypomnę ci jesteś w armii Wissenladu!
Macie się nauczyć działać jako oddział dlatego jednolita broń. Przynajmniej w czasie szkolenia.
Dobrze, że nie wyskoczyłeś z tym pytaniem przy sierżancie, bo już byś miał zapewnione dodatkowe ćwiczenia lub nawet karcer o chlebie i wodzie. Kuszę być może odbierzesz później, po szkoleniu.


Popatrzył po zebranych cwaniakach. Potem zdjął z pleców pokrowiec z łukiem, wyjął go wraz z cięciwą.
- Słuchajcie bo nie będę powtarzał. Wielu z was pierwszy raz ma w ręku łuk i nie wie jak jest zbudowany. Moja rola byście się dowiedzieli. To co trzymacie w dłoni to nie patyk, ani drzewce. Tą część łuku nazywa się łęczyskiem. Pośrodku łęczyska, tam gdzie łapiecie i gdzie jest owinięte dratwą lub skórą macie majdan, od niego odchodzą dwa ramiona łuku. Na końcach ramion, tam gdzie mocujecie cięciwę, macie gryf. Cięciwę osadzacie w zaczepie, zaś sam koniuszek gryfu za zaczepem nazywa się rogiem. Na końcach i pośrodku cięciwy stosuje się owijkę dla jej wzmocnienia, pośrodku zaś cięciwy macie siodełko.
Następnie zdjął zabezpieczający kołczan brezent, wyjął strzałę. Mówił wyraźnie, powoli wskazując, by dotarło do wszystkich
- Strzała składa się z grotu, brzechwy, lotek, osady strzały. Jak sierżant rozkaże odzyskać groty żebyście widzieli, że nie przynosi się całych zniszczonych strzał, tylko same groty.

Wsadził strzałę z powrotem do kołczanu i zabezpieczył brezentem. Potem podszedł do jednego rekrutów wyciągnął dłoń po wosk.
- Dbanie o łuk. Co jakiś czas należy ramiona łuku woskować tak długo, aż wosk rozpuści się i będzie wydawał przyjemny miodowy zapach. Podobnie czynimy z cięciwą. Smarujcie cięciwy, gdyż niesmarowane wysychają i łatwo pękają. Smarujcie zatem cięciwy by wam zębów nie wybiły pękając.
To mówiąc zaczął smarować cięciwę spokojnymi posuwistymi i płynnymi ruchami. Co jakiś czas popatrywał na rekrutów, co też robią. Chciał w ten sposób sprawdzić czy mają olej w głowie, czy też są mięsem armatnim, które to nie potrafi wykonywać poleceń, zwłaszcza dobrych. Po chwili zakończył.
- Potem nasmarujecie jeszcze ramiona łuku. W czasie ubezpieczonego marszu cięciwy mają być napięte. W czasie zwykłego marszu mają być zdjęte, łuki w pokrowcach, strzały zaś w kołczanach zabezpieczone przed deszczem brezentem. Łuk napina się tak.
To mówić wyjął kawałek sznura uczynił z niego pętlę. Jeden gryf oparł o położony zwinięty pokrowiec od łuku tam też przyczepił cięciwę. Potem pętle przeprowadził przez majdan i przedeptał jedna stopą sznur, następnie prawą dłonią odwiódł ramię łuku ku górze, lewą zaś sprawnie nasadził cięciwę w zaczep. Potem wystarczyło rozwiązać pętle.
- Ten sposób jest najlepszy, gdyż nie wygina ramion łuku na boki. Teraz pancerz, poprawcie go nim sierżant się pojawi. W różnych miejscach waszych skórzanych kurtek macie paski regulacyjne. Poprawcie je dociągając lub popuszczając. Jeśli nie potraficie sami to skorzystajcie z pomocy towarzysza.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 28-02-2017 o 06:58.
Cedryk jest offline  
Stary 28-02-2017, 12:08   #16
 
Morel's Avatar
 
Reputacja: 1 Morel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputację
Oleg Nigdy nie mógł znaleźć dla siebie miejsca. Nie mógł, albo nie chciał. Dzięki temu zawsze mógł iść dalej nic nie tracąc. Gdy tylko wlazł w buty poczuł, że chce wytyczać nowe nie istniejące jeszcze ścieżki. Z czasem nawet tabor włóczęgów w którym urodził się i żył stał się dla niego jarzmem, a przetarte szlaki źródłem frustracji. Pożegnał zatem rodzinę i przyjaciół, matce wręczył wystrugany z drewna kwiat i tak, jak stał - w starych butach i podartym płaszczu – wyruszył na poszukiwanie tego, czego nie da się znaleźć.

Zwykle trzymał się z dala od miast, zwłaszcza tych większych. Wchodził za mury głównie w celu nabycia trunków, które bardzo sobie upodobał i nie stronił od nich, ani od wszelakich używek, które sprawiały mu nieopisaną radość. Ukochał je sobie do tego stopnia, że gdy nie było go stać na alkohol sięgał po dary matki natury w postaci wszelakich ziół, jagód i grzybków, których działania nie był do końca pewien, a mimo to nie bał się eksperymentować. Być może tym właśnie eksperymentom i skłonności do procentów wszelkiej maści zawdzięczał swój nietypowy charakter, który można opisać jedynie jako niestabilny. Na co dzień unikał bezpośrednich kontaktów z miastowymi po części dlatego, że często zdarzały mu się konflikty z ludźmi, którzy go nie rozumieli, a z którymi nijak nie mógł się dogadać z powodu braku zdolności interpersonalnych, a po części dlatego, że nie znosił mieszanki smrodu uryny i potu tłustych mieszczuchów, do który czół nie tyle pogardę co litość, bo biedaczkowie muszą cisnąć się w swoich ciasnych domkach, jeden na drugim i chodzić uklepanymi twardymi ścieżynkami. Chociaż byli dla niego fascynujący, to wolał oglądać ich z daleka.

Niestety Mama poskąpiła mu w mleku rozwagi, no i masz. Raz sobie pozwolił wtrącić się w ich sprawy i wylądował w śmierdzącym ciasnym baraku z tuzinem innych. Owszem, miało to swoje dobre strony. Takiej galerii osobistości nie zobaczyłby przez rok, albo i dwa! Elfy, niziołki, kobiety, cyrkowcy, kręgarze! Mało tego, prawdziwi żołnierze z którymi nawet można pogadać - nie biją nie gonią, a nawet dobrych rad udzielą. Czół się jak w sklepie z łakociami! Leżał na swojej twardej pryczy i nie wiedział co ze sobą zrobić. Wewnątrz chichotał jak małe dziecko, ale starał się nawet nie drgnąć – kto wie, jak powinien się zachowywać i ich towarzystwie. Komnata, w której się znajdował była jak wagon z egzotycznymi bestiami, które widywał w cyrku, piękne, i fascynujące, ale niebezpieczne. Łypał tylko jasno-brązowymi gałami zza splątanych niedzianych włosów opadających na twarz i obserwował, jak rozmawiają ze sobą i prezentują swoje atuty.

Kiedy jednak wszyscy już posnęli on nadal nie mógł zmrużyć oka ni to z podniecenia ni to z faktu, że nie spał pod twardym dachem od bardzo dawna i czuł się nieswojo. Do nieznośnego fetoru kupy w wiadrze, którymi przesiąknięte były ściany też nie przywykł. Chciał wyjść na świeże powietrze, wciągnąć rozwartymi nozdrzami nocne powietrze przesycone zapachem pobliskich palenisk i posłuchać trzaskającego ognia i muzyki świerszczy.
Miał ochotę zaprzeć się rękoma o ramę okna i wspiąć się na dach budynku by kojący widok rozgwieżdżonego nieba w kilka uderzeń serca odesłał go na przechadzkę po sennych ogrodach Morra. Wiedział jednak, że znajduje się pod czujnym okiem strażników. Wraz z kolejnymi falami zmęczenia uderzającymi w głowę jego powieki stawały się coraz cięższe, aż nawet kupa w wiadrze nie stanowiła już problemu i po prostu zasnął.

Przed brzaskiem obudziły wojskowe okrzyki, zeskoczył więc z pryczy spuszczając się na rękach i po chwili zamroczenia nagłą pobudką ruszył żwawo na plac.


Gdy dotarł w końcu do biurka przy którym siedział wojskowy pisarz, twardy ton wyrwał go z zamyślenia.
- Imię?
- Oleg.
- Nazwisko?

- Frietz – odpowiadał szybko przyglądając się pisarzowi i znakom, jakie stawiał jeden za drugim.
- Zawód?
Oleg spoglądając w niebo przeciągnął się jakby przed chwilą wstał z wyrka – Poszukiwacz – odpowiedział dumnie i powoli. O dziwo nie spotkało się to z jakąkolwiek niesympatyczną reakcją, a jedynie zostało skrupulatnie uwiecznione czarnymi znakami.
- Co potrafi?
- Żyć i cieszyć się życiem – odparł bez namysłu uśmiechając się i przecierając twarz. Tym razem ręka pisarza nie drgnęła a jego kamienne, pozbawione emocji spojrzenie trafiło prosto Olega.
Chwila trwała krótko, ale wyraz twarzy pisarza, jak po kolejnym nieśmiesznym żarcie sprawiła, że Oleg wyprostował się, odchrząknął i dodał stanowczo – i pływać Panie Poruczniku! - Co skwitowało głośne klaśnięcie starczą dłonią we własne czoło. Cóż Oleg nie był na bieżąco z hierarchią wojskową.
- Nie jestem porucznikiem , Tu podpisać – Odparł krótko nie przerywając pisania.

Kiedy otrzymał swoją pierwszą w życiu zbroję był w niebo wzięty. Uważnie przyglądał się nowym kolegom i powtarzał kolejność zakładania jej elementów, a gdy przyszło do wyboru broni oczy skrzyły mu się milionami gwiazd.
- Pika! - Wykrzyknął z radością. Chwycił wartko solidny drzewiec, odszedł kilka kroków i przyjął pozycję bojową – przynajmniej tak mu się zdawało.
- Tfa! Tfu! - wykonał kilka niezdarnych manewrów, bo nie wiedział, jakie to cholerstwo ciężkie.
- Pojebało Cię! - warknął ktoś z tłumu – Zabijesz kogoś idioto! - Oleg wzdrygnął się, aż upuścił oręż, który sprężynując spadł na ziemię.
- Przepraszam! - krzyknął w powietrze unosząc rękę z pokorą i schylił się po broń. Postawił ją na sztorc wbijając koniec w ziemię i spoglądają co chwila ja ostry sztych.
 

Ostatnio edytowane przez Morel : 01-03-2017 o 07:30.
Morel jest offline  
Stary 28-02-2017, 15:46   #17
 
Baird's Avatar
 
Reputacja: 1 Baird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputację
Drzwi do celi otworzyły się z hukiem na moment rozświetlając ponure wnętrze i osadzonych w nim skazańców. Chwilę potem przez próg wpadł ciemnowłosy młodzian w porządnym stroju, żak przeturlał się po schodach i wylądował na zimnej kamiennej podłodze uprzednio rozbijając na niej nos.
- To Cię nauczy nie płacić!- Krzyknął jeden ze strażników zanim zamknął ciężkie drzwi na zasuwę.
Młodzian wstał, otrzepał się i wyciągnął z kieszeni chusteczkę, którą natychmiast zaczął tamować krwawienie.
Student rozejrzał się po celi. Mimo ciemności mógł spokojnie ocenić, że miała dobre kilkadziesiąt metrów powierzchni i niewielu mniej osadzonych. Sufit wisiał dość nisko, przez co mimo sporej powierzchni cela wydawała się klaustrofobicznie mała. Na jednej ze ścian znajdowały się niewielkie kwadratowe otwory zagrodzone kratami, które jednak nie były w stanie rozświetlić pomieszczenia i było ono doświetlane kilkoma pochodniami i świecami. Uczniak podszedł do jednej z ławek pod oknem i usiadł na wolnym miejscem między śpiącym pijakiem i wytatuowanym krasnoludem bez koszuli.
- Patrzcie no, świeże mięcho nam rzucili.- Nagle student usłyszał głos, po chwili ujrzał jego właściciela. Podeszło do niego trzech dużych oprychów. Każdy z nich straszniejszy od poprzedniego, zakazane mordy systemu sprawiedliwości.- Rojer chcesz udko czy skrzydełko.- Zapytał lider gangu brodatego grubasa.
- Udko.- Ten odpowiedział oblizując się już ciesząc się na sodomię jaka spotka studenta z jego ręki.
- Chodź po dobroci to Cię za mocno nie obijemy.- Szef powiedział w końcu stając niebezpiecznie blisko żaka, ten nie wiedząc co zrobić, skulił się tylko w sobie i wydał ciche.- Litości.-
Nagle przez pomieszczenie przeleciała ławka i uderzyła we dwóch z trzech oprychów. Szef bandy odwrócił się by zobaczyć skąd nadleciał mebel.
- Za dupy się płaci Heinrich.- Powiedział wysoki i gruby facet trzymając w ręku drewnianą pałkę.- Czy mam Ci przypomnieć o prawach panujących w tym domu.-
- Pierdol się Diuk, ty i twoje prawa!- Zbój ruszył z pięściami na Diuka, ale ten z gracją kota uniknął dwóch ciosów, a następnie uderzył oprycha pałką w kark, natychmiast pozbawiając go przytomności.

Kilka godzin później Diuk i Student doszli już do porozumienia, z którego wynikało, że w zamian za ochronę, Student zapiszę historię kryminalisty znanego jako Diuk. Przez owe kilka godzin Diuk zdążył już opowiedzieć o swoim dzieciństwie w Middenheimskim sierocińcu. Diuk nie opowiedział o swoich dwóch przyjaciołach z dzieciństwa i o tym jak jednym głupim wyskokiem znaleźli się w lochach pod Białą Skałą, gdzie Otto powiesił się po gwałcie, a Rudolf został zadźgany podczas srania do wiadra. Karl Topher, gdyż tak nazywał się wtedy młody Diuk, uratował się jedynie wstępując do gangu.
Przez kolejne kilka lat pracy w Wilkorach, Karl zasłynął jako jeden z lepszych napierdalaczy w mieście. Zwano go nawet Fulko Żelazna Piącha i szef był o krok od wystawienia go na walki uliczne. Szef jednak się zmył, a Fulko musiał spierdalać z miasta, albo czekać na osąd nowego bossa dzielnicy.
Altdorf okazał się być dobrym miejscem na schronienie, jako Brat Ralf Paskud, Diuk zebrał bardzo szybko datki w imię kościoła, tak że koszty kupionego habitu zwróciły mu się jeszcze pierwszego dnia. Miesiące mijały, a Diuk awansował mnicha na akolitę, z akolity na kapłana i wtedy chyba przesadził, bo zaczął zwracać na siebie uwagę prawdziwych kapłanów. Jedynie łud szczęścia sprawił, że Diuk uciekł z Altdorfu zanim dorwała go Inkwizycja.
Nuln miało okazać się nowym domem, ale nakazy aresztowania szybko podróżują wzdłuż Reiku. Zaledwie parę dni po przekroczeniu bramy miejskiej został aresztowany w jednej z karczm. Najwyraźniej zmiana tożsamości na Otwina Kupca nie zmyliła mundurowych.
Tak oto Diuk trafił do Klatki, więzienia w Nuln. Bardzo szybko wyrobił tu sobie imię i dzięki swoim talentom i silnej łapie stał się sędzią, a czasem i katem w więziennym świecie.
Student zabierał się do zakończenia historii o Diuku z Klatki, gdy do celi weszło trzech strażników.
- Dobra łajzy! Stawać pod ścianą! Mamy gości w garnizonu!-
Tak oto Karl Topher dołączył do ochotników z Nuln.

W garnizonie Karl czuł się jak w domu, było tu prawie jak w więzieniu. Nawet strażników postawili przy drzwiach. Diuk nie wiedział, czy ma się czuć zaszczycony staraniami jakie włożyli oficerowie czy lepiej będzie dać prezent sierżantowi za ową gościnę. Diuk wybrał sobie łóżko na samym końcu sali. Z doświadczenia wiedział, że w takich miejscach nie chce się spać koło drzwi.
Przy pisarzu wojskowym Diuk zachował spokój. Znał ten typ biurokraty i wiedział, że wystarczy posmarować by wszystko poszło gładko.
- Otwin Köpman, Kupiec.- Odpowiedział uśmiechając się niczym rekin czym wielu wprowadził by tym w zaniepokojenie.- Pragnę zauważyć, że w więzieniu znalazłem się przypadkiem. Osobiście uważam się za ochotnika, jeśli macie tam taką rubrykę panie to zaznaczcie.-
Pisarz popatrzył na niego spod łba i odpowiedział. - Nie ma. Co potrafi?-
Karl odetchnął z ulgą, ale nie dał tego po sobie poznać.
- Przypierdolić.- Odpowiedział krótko. Na twarzy wojskowego pojawił się mały uśmieszek.
- Podpiszcie to za mnie dobry człowieku, nadgarstek mi skręcili i teraz pisać nie mogę.- Karl wyjął złotą monetę z kieszeni i położył na registrze pisarza.
Po odbiorze munduru, Otwin czyli Karl musiał przekonać paru ochotników na zamianę mundurów, gdyż ze względu na swoją budowę nie mieścił się w standardowy rozmiar.
Gdy przyszło do wyboru broni Karl skwitował to jedynie krótkim.
- Czy ja Ci kurwa wyglądam na łucznika. Dawaj tego kija.- I poszedł na plac ćwiczebny.
Na placu ćwiczebnym Karl zagaiał rozmową z pozostałą częścią grupy pikinierów.
- Co panowie, któryś wcześniej trzymał tak dużego drąga w łapie? Ja co rano gdy idę się odlać.- Zaczął dowcipem, po chwili jednak skupił się na słowach instruktora.
 
__________________
Man-o'-War Część I
Baird jest offline  
Stary 28-02-2017, 22:19   #18
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację

Wyładowali ich z wozu już na terenie koszar, wcześniej zapobiegliwie przeszukując i konfiskując wszelkiego rodzaju broń lub przedmioty, którymi można było zrobić komuś krzywdę.

Całkiem słusznie.

Skurwysynowi, który zafundował mu takie atrakcje urwał by łeb i nasikał do szyi. Po prawdzie zrobiłby to i nieuzbrojony, gdyby nie pewien drobiazg. Za cholerę nie wiedział, komu podziękować za rekrutację do tej żałosnej namiastki armii, która nawet w lepszych czasach w żaden sposób nie mogła równać się z karnymi oddziałami krasnoludów. To, czym była teraz to zwykłe pospolite ruszenie a nawet gorzej - ochotników jak na lekarstwo, natomiast pełno zwykłych rzezimieszków i innych równie wybitnych przedstawicieli miejscowej ludności. W takim wojsku szybciej można zarobić kosę w plecy, niż zginąć w bitwie z wrogą armią.

Partacze. Ale czego spodziewać się po człowiekach?

Jakiś trep patetycznym głosem oznajmił, że będą mieli zaszczyt walczyć za Imperatora, Elektorkę, Wissenland lub żołd. Detlef pierwsze trzy miał głęboko w dupie, a co do żołdu - cóż, jakoś nie spodziewał się deszczu złota za służbę w imperialnej armii. Rozważał jeszcze wniesienie protestu do oficera dowodzącego garnizonem - w końcu krasnoludy nie były poddanymi Imperatora, ale jakoś wątpił w to, że w ogóle zostanie wysłuchany przez kogoś wyższego szarżą, niż jeden z tych tam...

Zdumienie brodacza wyraźnie odmalowało się na jego twarzy, gdy w grupie umundurowanych dostrzegł... nie może być... elfa!? No to armia Wissenlandu była w nielada opałach, skoro na służbę wzięli drzewoluba. Jak bardzo nasrane w swoich łbach mieli dowódcy, skoro pozwalali na takie szaleństwo? Elf? Do tego nie w klatce wożonej od festynu do festynu i okazywanej za opłatą ciekawskiej gawiedzi, coby mogła odpadkami porzucać? Nie może być!

- Pewnie jakiś podrabiany... - mruknął pod nosem i wszedł za innymi do baraku mającego być ich domem przez jakiś czas. Baczył przy tym, żeby za blisko szpiczastouchego nie leźć, bo z pewnością jakimś cholerstwem zaraża. Tfu!

Zajął jedną z dolnych prycz zupełnie nie przejmując się tym, że leżał na niej czyjś tobołek. Gdy po chwili pojawił się właściciel fantów rozeźlony przymusowym poborem krasnolud spojrzał na niego wymownie i to wystarczyło, by mężczyzna zabrał swoje rzeczy i szybko zszedł mu z oczu.

Detlef. Nie. Był. Kurwa. W. Nastroju.

Grzebał w plecaku, sprawdzając zawartość. Nie zdzierżyłby chyba, gdyby zniknęło coś jeszcze poza bronią. Uspokojony położył się na posłaniu, podkładając plecak pod głowę. Smród unoszący się znad wiader obezwładniał nawet muchy, ale bulwiasty nochal brodacza zdawał się zapewniać jego właścicielowi sporo komfortu - już po chwili z jego pryczy dobiegało głośne chrapanie. Taki już był - skoro nic nie mógł poradzić na obecną sytuację, to po co sobie głowę tym zawracać?

* * *

Rankiem jakiś debil zaczął się nadzierać, jakby go żywcem ze skóry obdzierali. W sumie była to całkiem niegłupia myśl, ale zanim zdołał się do niego dostać cały barak stał na nogach i szykował się do wzięcia udziału w kolejnej farsie - zapisach do armii.

Zapytany o imię odparł zgodnie z prawdą. Gdy przyszła pora na nazwisko odpowiedział w zgrzytliwej mowie górskiego ludu, choć również zgodnie z prawdą. Niech się człowieki języków uczą i tyle. Skryba po krótkiej konsternacji wzruszył po prostu ramionami i nic nie wpisał, a w miejscu, gdzie miały znaleźć się detlefowe zdolności pojawił się po prostu nabazgrany napis "krasnolud". I wszystko było jasne... Jeszcze tylko na dole popisał się, stawiając litery "DT", z czego ta pierwsza miała brzuszek w drugą stronę. Z umiejętności podpisania się inicjałami był dumny i drobne wpadki nie psuły mu tej satysfakcji.

Przyszła kolej na żołnierski ekwipunek. Wyprawione skóry, które w bitwie zapewniały więcej ochrony przed wiatrem, niźli przed dzierżonym przez wroga ostrzem oraz pika i łuk do wyboru. Te pierwsze nijak nie chciały pasować, a po pikę zgłosił się dopiero po powrocie z magazynu mundurów, gdzie po przebraniu niezliczonej ilości śmierdzących i noszących wyraźne ślady wcześniejszego używania skórzni wciąż nie udało się znaleźć czegoś, co pasowałoby na beczkowatą postać krasnoluda. Przez ten czas nie mógł odegnać natrętnej myśli, że już wkrótce większość pobranych stąd wdzianek wróci zaraz po tym, jak ich obecnym właścicielom przestanie byćpotrzebna. Wreszcie kwatermistrz poddał się i nakazał wrócić po porannych ćwiczeniach.

- Trupy. Chodzące trupy... - krasnolud mruczał, jak to miał w zwyczaju.

Na placu ćwiczebnym krytycznie zmierzył otrzymaną broń - prosta to ona nie była nawet leżąc na ziemi. Oby ich prawdziwe odpowiedniki były lepiej wykonane. Oczekując na odpowiedzialnego za ćwiczenia trepa stał po prostu opierając się o drzewce i łypał wokół oczami. Ignorował przy tym tych, którzy porwani zrywem dobroci serca lub chęcią zaimponowania rekrutom dawali swoje gówno warte rady dotyczące zapinania skórzni. Chociaż może i komuś mogło się to przydać - człowieki nawet tego nie potrafili zrobić porządnie.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...

Ostatnio edytowane przez Gob1in : 02-03-2017 o 18:08. Powód: Nie ma skórzni, psia ich mać! ;)
Gob1in jest offline  
Stary 28-02-2017, 23:20   #19
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
- Co za pizdy. - stwierdził chłodno Karl, nie dbając o ton głosu, będąc mimowolnym świadkiem problemów, które na wejście niektórzy mieli z sytuacją mieszkaniową.
Dla Karla, choć ostatnimi czasy mieszkał lepiej, baraki były może nie niczym pałac, ale na pewno lokowały się wysoko na liście kwater, w których w życiu pomieszkiwał. Był dach, który nie przeciekał, prawdziwe drzwi i łóżka, nawet sracz w środku. Czego chcieć więcej?
Wspiął się na pierwszą z brzegu górną pryczę, ściągnął buty, położył je w nogach łóżka, po czym owinął się cienkim kocem i poszedł spać.

Następny dzień zaczął się od wizyty u pisarza wojskowego, celem dopełnienia formalności.
Kolejka ciągnęła się niczym smród za pospolitym ruszeniem, ale ogólna jakość zasobów ludzkich przedstawiała się marnie. Karl podejrzewał, nawet nieco liczył, że organizowane naprędce oddziały nie będą grzeszyły sprawnością bojową, ale teraz dotarło do niego, że mógł popełnić spory błąd.
- Imię?!
- Karl.
- Nazwisko?!
- Altmeier.
- Zawód?!
- Kondotier. - tego słowa nauczył się w Tilei i od tej pory zawsze go używał, bo brzmiało zagranicznie, profesjonalnie i od razu podbijało cenę.
- Że kto!?
- Najemny żołnierz.
- Co umie?!
- Walczyć mieczem, sztyletem, strzelać z kuszy, bić się, jeździć konno, pływać.

Pióro skrobało po pergaminie, robiąc kleks za kleksem, a pisarz nawet nie uniósł głowy słysząc te kwalifikacje, jakby miał takich na pęczki, pchających się drzwiami i oknami. Prawdopodobnie był w już w stanie poza mam-to-w-dupie i nawet gdyby Sigmar Młotodzierżca zstąpił z niebios tu i teraz, by się zaciągnąć, pisarz nie uniósłby nawet brwi, nie mówiąc o zmianie pytań bądź rozwodzeniu się nad odpowiedziami.

Przy wyborze broni miał lekki dylemat, bo żadna ze standardowych broni mu się nie uśmiechała, ale w końcu wybrał łuk.
Zdarzyło mu się widzieć w akcji tileańskich pikinierów, formację z którą nie było żartów, dlatego tym smutniej prezentowała się obecna sytuacja, w związku z czym nie miał zamiaru brać w niej udziału.
Z kolei jeśli próba zorganizowania łuczników wyjdzie podobnie, może dadzą im w zamian kusze.
Z nowo nabytą, choć gównianą, bronią udał się więc na strzelnicę.
Tam natknął się na szpiczastouchego stójkowego z wczoraj, który najwyraźniej znalazł sobie paru frajerów i organizował coś w rodzaju fali, choć efekt był równie smutny, jak uczestnicy.
Karl, w oczekiwaniu na podoficera, rozłożył się w plamie słońca na trawie i przymknął oczy, hołdując odwiecznej zasadzie żołnierzy i włóczęgów, że śpi się kiedy można, a wstaje, kiedy budzą.
 
__________________
Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan
- Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money"
Cohen jest offline  
Stary 28-02-2017, 23:58   #20
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
- O! Sacerdotisa, jeśli któryś z moich przodków wpadł 200 lat temu na ten sam pomysł co ja, to z pewnością nosił dokładnie tą samą zbroję. Natomiast, kapłanka, jak widzę, została otoczona znacznie większą troską przez swoich przełożonych. - zagadnął uprzejmie.
- ...
- Widzę, że kapłanka złożyła jeszcze do tego śluby milczenia. Słyszałem o tym zjawisku, gdy podróżowałem po Imperium. W Estalii takie śluby nie znalazłyby chyba zainteresowanych. Walczymy jak lwy, ale to nie przeszkadza nam w konwersacji.
Ponowne zwrócenie się do kapłanki zaowocowało jej reakcją. Spojrzała na chłopaka z politowaniem. Brakowało mu dyscypliny, to było pewne.
- Stój cicho, bo nie usłyszysz, co przełożony mówi.
Estalijczyk wyglądał na zmieszanego. - Kto mówi, seniorita? Trudniejszych słów niestety nie rozumiem… A! Dowódca? Nie wygląda jakby mówił do nas.
- Jednak gdy przyjdzie nasz dowódca, nie zorientujesz się w porę i dostaniesz reprymendę.
- młodzieniec znów przyprawił ją o uśmiech. - Cierpliwości i skupienia ci potrzeba, nie rozpraszaj się.
- Seniorita, skupienie jest ważne jak chcesz trafić wroga, a na razie nie widzę tu żadnego. - potem jednak jakby przemyślał sprawę - Nie myśl jednak, że zamierzam leckewa… źle trenować. Chcę wziąć udział w bitwie, ale nie chcę się dać łatwo zabić. Mam nadzieję, że ci tutaj znają się na walce piką równie dobrze jak estalijskie wojsko.
- Cisza! - usłyszeli krzyk żołnierza na placu i natychmiast przerwali rozmowę.
 
druidh jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:05.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172