Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-05-2017, 22:23   #51
 
Ardel's Avatar
 
Reputacja: 1 Ardel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputację

To w pokoju leźcie dalej – odkrzyknął mężczyzna z kuszą, nie odrywając wzroku od ich broni. – No już, leźcie i łapy od broni, bo mam drażliwe – widać było, że był dumny z trudnego słowa – łapska.

Spotkanie okazało się całkiem nieistotne – Atanaj z Franzem na koniach, Martin i Wędeczka piechotą przeszli obok domostw i nic, zupełnie nic się nie stało. Jednak przygody polegają nie tylko na walce, nie tylko na ucieczkach po dachach, lecz także, jak się okazało, na napięciu towarzyszącym spotkaniom ze zwykłymi, nieufnymi chłopami, którzy mają przygotowaną kuszę i nie chcą, by ktoś ponownie spalił im domy. Tak już bywa.


Po jakimś czasie wzgórza wygładziły się, słońce grzało tak samo mocno, choć już z niższego położenia. Grupa rzucała przed siebie długie, poważne cienie. Ze wspomnień wiedzieli, że Verborgenbucht jest już niedaleko – może ze dwie godziny drogi? Mijali już dwa czy trzy razy jakichś wędrowców, więc kolejna grupa nie zwróciła ich większej uwagi. Jednak tamci z pewnością zwrócili uwagę na Franza, jeden z nich pokazał go palcem. Dało się jeszcze słyszeć:

- Kurwa, to on!

A następnie trójka piechurów, którzy znajdowali się w całkiem sporej odległości, rozpierzchli się – jeden na prawo, dwóch na lewo od drogi i zaczęli biec, jakby Franz miał być jakimś demonem z opowieści.
 
__________________
Prowadzę: ...
Jestem prowadzon: ...

Ardel jest offline  
Stary 28-05-2017, 09:35   #52
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
- Ano, to ja - odparł, spinając konia do galopu. - Hja!

Skręcił w stronę jednego uciekającego, zapewne nie było sensu gnać poza innymi. Choć nie miałby za złe, jeśli w jakiś sposób jego towarzysze złapaliby pozostałych. Jak by mieli tego dokonać, nie miał pojęcia. Strzał z atanajowej kuszy z takiej odległości zapewne by chybił.
Nie wiedział też, kim byli ci ludzie i skąd go znali.
Znaczy się: domyślał się, wszakże jego głowa widniała na listach skrytobójczych (a przynajmniej na tym ze Stulejkowej Jamy) i prawda, w przeciągu paru minionych tygodni zdołał nagrabić sobie w Salkalten. Ale żeby jego skromna osoba roztaczała taką złą sławę poza granice miasta portowego, tego się nie spodziewał. Jak jednego złapie, to wszystkiego się dowie.

Wyłuskał zza pasa topór, zamierzając uderzyć tępą częścią po głowie chłopa. I popędził konia jeszcze bardziej.
 
Santorine jest offline  
Stary 28-05-2017, 11:05   #53
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Martin wyszarpnął miecz i zaczął biec w kierunku jednego z uciekinierów (tego na prawo). Nie wiedział co jest grane, ale skoro to były jakieś zaszłości Franza to nie zamierzał się przyglądać bezczynnie, w końcu przecież i on obiecał mu pomóc w jego własnych zaszłościach.

- Stać kurwie syny jeśli wam życie miłe! - krzyknął w kierunku uciekinierów.
 
Komtur jest offline  
Stary 29-05-2017, 12:42   #54
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Gdy Brenton opanował swój paniczny strach i zdołał poskromić instynkt przeżycia wierzchowca był… gdzieś. Gdzieś w lesie. Z ucieczki pamiętaj jedynie, że potrącił jakiegoś mężczyznę, cwałował na północ, nie zważając na gałęzie raniące twarz. Wytarł ją z krwi i rozejrzał się dookoła. Gdzieś z południa słychać było płaczącą kobietę i pojedynczy ryk. Ryk rozbrzmiał cholernie daleko.

Młodzieniec nie miał pojęcie gdzie jest. Paniczny strach jaki nim zawładnął w końcu ustąpił. Tylko co z tego? Stchórzył… na szczęście nie tylko on. Koń też na niego się zwali, gdyby ktoś mu coś zarzucał. Co wiedział o obecnym położeniu? Niewiele. Tatko kazałby myśleć... Na pierwszy plan ledwo opanowanego umysłu... wybijał się kobiecy szloch. Być może kobieta będzie lepiej zapoznana z okolicą? Wyobraził sobie, że jego towarzysze skierują się do najbliższej wioski. Bo gdyby pomyśleć, że jest się rozdzielonym to jaki punkt zaczepienia przychodzi do głowy? Jemu przyszła tylko wioska. Przy okazji na koniu dotrze tam najszybciej i ostrzeże mieszkańców. Gigant był poza jego zasięgiem. W grę wchodził paniczny odwrót albo pułapka. Czy na to drugie będzie miał możliwości czas pokaże. Skierował konia w stronę płaczącej kobiety.

Rycerz ruszył na południe, kierując się płaczem kobiety. W końcu spomiędzy krzaków i pni drzew wyłoniła się skulona dziewczyna, mająca na oko nie więcej jak dwadzieścia lat. Gdy usłyszała konia, skuliła się bardziej. Miała zakrwawione oba rękawy, spuchnięte jedno oko, tak mocno, że nie widać było nic poza olbrzymią powieką i potarganą suknię.

- Przeżyłem tę samą grozę. Olbrzym, on…- zabrakło mu słów - Jest tu gdzieś nadal. Znasz drogę do wioski kobieto? Mam konia zabiorę cię, trzeba ich ostrzec. Jestem Brenton rycerz z Salkaten. - jakby na koniec przypomniał sobie o dobrych manierach.

Dziewczyna spojrzała jednym okiem na Brentona i z tego oka wypłynęła jej ciężka łza.

- Ja… Zabił mi córeczkę. Wyrwał jej rękę i wsadził do ryja. Przeżuwał i zgniatał innych. - Targnął nią szloch. Nie wiadomo, czy zwróciła uwagę na słowa prawie rycerza.

- Wioska Pani znasz drogę? Musimy ocalić innych. - powtarzał cierpliwie.

- Wioska? Dwa domy wyrwane, jak drzewa z korzeniami. Porwana córeczka. Potem… potem martwa. Rycerzu! - wykrzyknęła nagle i twarz odzyskała nieco przytomności. - Pomścij córeczkę! Pomścij moją Inge! Zabij to plugastwo. Wynagrodzę… - szepnęła na końcu, cokolwiek miało to oznaczać.

- Potwór zginie. Jednak by go zabić trzeba z Salkaten sprowadzić więcej niż jednego rycerza. Najpierw zawiadomimy inną wioskę. Zabiorę Cię ze sobą wskażesz mi drogę. Potem ruszę dalej do miasta i poczwara zginie. Obiecuję Pani! Zginie potwór co córkę twoją zabił. Musisz mi jednak pomóc teraz, wsiadaj i ocalimy innych - starał się dotrzeć do umysłu spanikowanej kobiety. Obiecać zemstę i zagrał jednocześnie na wyższych uczuciach. Ratunku innych ludzi….

Po wysłuchaniu (ciągle szlochając) słów Brentona, dziewczyna usiadła w końcu prosto.

- Druga wioska wie. Wszyscy wiedzą. Niestety potwór też wie, gdzie są wioski. Wszyscy już pouciekali.

- Gdzie chcesz schronienia szukać Pani? Do miasta zabrać cię mogę. Świadectwo byś dała i bezpieczna byś była. Mogę też zawieść Cię tam gdzie miejscowi ukryć się planowali w razie czego. O ile plan mieliście. - nie wspominał , że nie był pewien czy znajdzie drogę sam do miasta.

- Do miasta? Możemy i do miasta…

Dziewczyna podniosła się w końcu na nogi i zaczęła niezgrabnie gramolić na siodło za plecami Brentona. Kiedy wstała, rycerz mógł zobaczyć, w jak złym jest stanie. Oprócz pobitej twarzy i potarganego odzienia, raniona była mocno w ręce - lewa ręka zwisała bezwładnie, prawa dłoń była chyba połamana.

Ocenił jej stan do miasta nie dojadę lub zrobią to bardzo powoli.
- Gdzie miejscowi planowali się ukryć? Skoro wioski w okolicy wiedziały o olbrzymie plan jakiś macie. Gdzie wasza kryjówka? Pokierujesz mnie Pani? - planował zejść konia. I poprowadzić go z kobietą do tego miejsca. Może uzdrowiciel tam mają.

- Plan? - W jej głosie słychać było zaskoczenie. - Wpadła bestia, zniszczyła domy, zabiła Alfreda, porwała Inge, wybiegła. Ludzie ruszyli za nią, zaatakowali, uciekli, zginęli.

Kobieta zsunęła się z boku konia na ziemię i zwinęła się w kłębek. Niby wieśniacy wiedzieli o olbrzymie. Jednak niczego, choćby kryjówki nie wymyślili. Czy można ich było krytykować? Skoro jego grupa nawet punktu zbiórki nie ustaliła? W razie rozdzielenia...

Nie miał pojęcia co robić. Dobić czy zostawić brzmiało okrutnie. Jechać? Jak niby… Wsadzi ją na konia i zacznie iść przed siebie. Spróbuje zatamować krwawienie jakoś opatrzyć. Wykorzystując kawałki oderwanej sukni kobiety. Będzie licho ale może chociaż ruszą. W stronę miasta na oko. Czyli pewnie losowo bo gdzie to niby. On na ziemi, ona na koniu. Gigant daleko, więc będzie pokrzykiwał co chwilę.
- Ludzie żyw tu kto? - do skutku.. bo ludzi choć pochowanych pewnie w okolicy dużo. Jak na standardy lasu oczywiście. Co chwila dodawał do kobiety. - Pani idziemy po pomoc, siedź na koniu. Opowiedz mi o sobie nie zasypiaj będzie dobrze. - do krzyków po chwili dodał.
- Ragnar, Fubrin, Horst. Idźcie za głosem. - choć pewnie nie słyszą. Z drugiej strony biegli niby za nim.

Brenton faktycznie się zagubił. Przez te gałęzie, a wylądował w raczej gęstym lesie, nie widział nawet za bardzo gdzie jest północ. Poza tym, nie miał pojęcia czy uciekał na północ, południe czy gdzie tam. Porwał pasy tkaniny na bezwolnej kobiecie i postarał się jakoś jej pomóc. W końcu skończyło się na nieporadnym temblaku na osłabioną rękę, prawą natomiast obwiązał szarpiami najlepiej jak mógł. A potem ruszyli przed siebie. Kobieta pochlipywała, ale siedziała na koniu, nie spadając jedynie dzięki godnym Sigmara wysiłkom Griska. Czy ktoś go słyszał? Nie było to wiadome. Po prostu szli.

Las przerzedzał się powoli. Brenton zaczął rozpoznawać okolicę - szli w stronę zakola rzeki, gdzie to Kisza podobno odkryła trop bandy zwierzoludzi czy pasterza kóz. Czyli w dobrą stronę. Jednak i chłopak i dziewczyna byli już mocno zdrożeni, choć słońce jeszcze do horyzontu potrzebowało kilku godzin.

- Wiesz gdzie tu ktoś mieszka przyjazny? - zapytał Brandon kobietę.

- A gdzie jesteśmy? - odpowiedziała półprzytomna. - W sensie… Gdzie od mojej wioski? Od tego potwora?

- Zjemy coś Pani i ruszamy dalej. - Brenton nakarmił kobietę sam dając jej kawałki mięsa do ust. Kilkunastominutowy odpoczynek i ruszyli dalej w stronę Salkaten. On niestrudzenie prowadząc konia i skupiony na drodze. Ona na koniu i skupiona na przeżyciu. W szoku haniebnie nie głębokim. Który jednak był ich sprzymierzeńcem w tej podróży.
 
Icarius jest offline  
Stary 29-05-2017, 14:36   #55
 
Nortrom's Avatar
 
Reputacja: 1 Nortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputację

Krasnoludy zostały mocno w tyle, wyprzedzone przez długonogiego Horsta z obłędem w oczach i Brentona. Kiszy nie było widać, pognała w inna stronę. W miarę opanowany Ragnar niestety nie miał innego wyjścia, jak pędzić za grupą. Wiedział jednak, że pobliskie wioski będą zgubione, jeżeli ktoś nie powstrzyma tej bestii…

Czyli zapewne będą zgubione, bo kto miałby TO powstrzymać? Patrząc na jego wzrost i tuszę, potrzebna byłaby armata. A tej Ragnar w kieszeni nie nosił. Biegnący obok Furbin najwyraźniej także się opanował, gdyż mruknął coś w khazalidzie na temat swojej odwagi, porównując ją do snotlinga.

- Co robimy, bracie? - zapyta w biegu Ragnara.

Brentona dawno stracili z oczu, Horst wmieszał się w tłum uciekających ludzi. Z południa rozbrzmiał kolejny ryk, odgłos kroków, a raczej potężne dudnienie potężnych stóp o biedną ziemię, ustał.

Weteran słysząc pytanie swojego towarzysza w biegu zamyślił się. A przynajmniej na tyle na ile może zamyślić się ktoś uciekający przed niebezpieczeństwem. Żadne sensowne pomysły pomysły nie przychodziły mu do głowy, wobec czego postanowił wziąć przykład ze znanych myślicieli i poprawić dopływ krwi do mózgu, swój humor oraz ogólną koncentrację poprzez gładzenie brody w rytm własnego oddechu.

- Uciekamy, aż znajdziemy resztę. Sami i tak nic tu nie zdziałamy, chyba że wpadniemy na kogoś gwałcącego dziewkę. Wtedy możemy mu dokopać na poprawę humoru. - Ragnar wyszczerzył się. - Teraz pozostało nam się trzymać pierwotnego planu: Wielkiego Taktycznego Odwrotu. - dorzucił, biegnąc dalej.

Krasnoludy biegły i biegły, w końcu natrafiły na dyszącego Horsta, który leżał pod drzewem, trzymając się za kostkę. Najwyraźniej mocno cierpiał, gdyż w kącikach oczu zebrały mu się łzy, a zęby miał mocno zaciśnięte. Nie dostrzegł przybycia niskich towarzyszy.

- Skręciłeś kostkę? - zapytał Ragnar, mimo że znał odpowiedź. Podszedł bliżej, aby się przyjrzeć.

- Na wysuszoną mosznę Morra! Myślałem, że umrę, cholera! - wypluwał z siebie kolejne słowa, nie przestając zipieć. - Tak, skręciłem kostkę, albo złamałem. Nie wiem. Boli, nie da się na niej stanąć. Co za gówno!

Nagle zaczął rozglądać się panicznie dookoła.

- Czy to… To coś tu idzie? - Podpierając się o pień, starał się wstać. Ledwo mu się to udało.

- Nie, nie idzie. - krótko odpowiedział krasnolud i zwrócił się do swojego brodatego towarzysza. - Umiałbyś się nim zająć? Jak nie, to zostaje nam dotachanie go do kogoś kto umie.

- Spróbuję - mruknął Furbin. Zdjął Horstowi buta i złapał go za stopę. Przyjrzał się jej krytycznie i szarpnął. Horst ryknął z bólu, a potem dalej jęczał. - Pomogło? - zapytał krasnolud.

- Kurwa! Ty pomiocie jebanej skały! Jak bolało, tak teraz niemożebnie napierdala!

I faktycznie, myśliwy spróbował wstać i poszło mu jeszcze gorzej niż poprzednim razem. Dodatkowo COŚ się ruszyło. Znów słychać było dudnienie kroków i jakiś trzask.

- Cholera… - syknął weteran. - Bierz go za nogi. Bierzemy go i wiejemy. Ty przodem. - zarządził, chwytając niechodzącego towarzysza. - Jak coś wyskoczy, bierzesz go sam, ja kupię wam trochę czasu i też uciekam.

- Co ja, kurwa, worek? - warknął Horst, ale dał się złapać krasnoludom, które ruszył z człowiekiem w stronę przeciwną do kroków.

W trakcie męczącego marszu, krasnoludy były wszak obciążone swoim ekwipunkiem, człowiekiem i jego przedmiotami, nie było wiadomo, czy olbrzym ich goni, czy nie. Raz słyszeli jeszcze jakiś przeraźliwy krzyk, ale jakby z oddali. Nie wiadomo po jakim czasie, umordowani, natrafili na mężczyznę z dzieckiem, który opierał się o drzewo i poił dzieciaka winem. Spojrzał na trójkę ze zrozumieniem i kiwnął głową.

- Połóżcie go obok, zajmę się nim za chwilę. - Propozycja nadeszła w sposób nagły i nieoczekiwany. W oczach Horsta pojawiła się nadzieja wymieszana z podejrzeniem.

Ragnar również był nieco podejrzliwy wobec mężczyzny, który w środku lasu poił dziecko winem, bo tacy zwykle mają niecne zamiary i leczyć ich należy toporem między oczy, ale postanowił zaryzykować. Przecież nie tknie podrostka w ich obecności. Nie powinien też próbować im zaszkodzić, bo mieli przewagę liczebną, nawet jeśli jeden z nich nie mógł chodzić.

- Jakby co, to skończy z toporem w sercu… - mruknął uspokajająco do Horsta.

Horst chwilę później leżał na ziemi, a dziwny mężczyzna delikatnie dotknął jego łydki i stopy w kilku miejscach, obłożył przeżutymi roślinkami i dał mu trochę wina. Horst, uprzednio nieufny, nie oponował tym razem i wziął tęgi łyk.

- Będzie dobrze, jutro powinieneś móc postawić nieco ciężaru na nodze, jednak przez dwa tygodnie będziesz chodził o lasce.

Chłopczyk w międzyczasie zwinął się w kłębek pod drzewem i cichutko pochlipywał. Mężczyzna zwrócił się do krasnoludów:

- Wy też uciekacie przed olbrzymem - stwierdził raczej niż spytał. - Jeżeli zajmiecie się małym, rodzice mu zginęli, to ja pobiegnę do Salkalten po wsparcie. Przydałby mi się jednak jeden z was, bo mi pewnie nie uwierzą. Kto by uwierzył, że tu w lasach będzie biegał i mordował pieprzony olbrzym?

- Ja pójdę. Weźmiemy małego i opłacę mu pokój w karczmie. - zaproponował Ragnar, nie chcąc, żeby dziecko kręciło mu się pod nogami, gdy będą walczyć. Jak wrócą z wyprawy to znajdzie mu jakąś lepszą opiekę, niż ich radosna grupa.

- Zostaw go z nami - odezwał się Furbin. - Dzieciak was spowolni. Poza tym, on chyba zasypia, to raczej nie pójdzie.

Chłopak faktycznie przysypiał - czy to od wina, czy od trudów dnia, kto wie? W każdym razie argument okazał się całkiem dobry.

Krasnolud nie miał sumienia budzić chłopca, ani czasu nieść go, więc musiał przystać na ten pomysł. Nie uważał go za najlepszy z możliwych, ale w obecnej sytuacji nie miał większego wyboru.

- Dobra, wy tu odpocznijcie, a my idziemy. - weteran zgodził się i z nowo poznanym mężczyzną ruszył do Salkalten. Trzeba pozbyć się tej bestii jak najszybciej, żeby mogli zająć się własnymi sprawami.

 
__________________
"Alea iacta est." ~ Juliusz Cezar
Nortrom jest offline  
Stary 30-05-2017, 22:26   #56
 
Goel's Avatar
 
Reputacja: 1 Goel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputację
Atanaj na chwilę zdębiał. Owszem, ktoś wystraszył się Franza - i owszem, zaczął uciekać. Bo też nijak trójka mężczyzn nie wyglądała na wojowników szykujących się do boju... A jednak tak Franz jak i Martin z bronią w ręku rzucili się na zbiegów. Ach, jakże brakowało Atanajowi ungolskiego arkanu! Zarzucić pętlę na kark uciekającej ofiary i przetarzać ją przez kilometr w galopie dla moresu! Ale nie był na Ziemiach Trolli i nie miał ulubionej broni swego ludu - pozostawało więc włączyć się do akcji, choć ze znaczącym opóźnieniem. To też idąc za przykładem towarzyszy wyszarpnął z jaszczura szablę i zawywszy zwyczajem swego ludu, jął nawoływać najuprzejmiej jak go matka nauczyła:

- A pojdzjiasz ty k'mnie, kuorwi synok! Buo jak siekierum przepjerdoole! Prrr, sobaczy chwoście!

Pognał zaś za tym z chłopów, którego uwagą nie obdarzyli ani Franz ani Martin.
 
Goel jest offline  
Stary 05-06-2017, 18:46   #57
 
Ardel's Avatar
 
Reputacja: 1 Ardel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputację

Franz spiął konia do galopu i zdziwił się nieco. Nie był dobrym jeźdźcem, to fakt, i może był przyzwyczajony jedynie do kłusa i stępa, jednak żeby aż tak to było trudne? W każdym razie galop był wyzwaniem bardzo zajmującym i Franz zamiast wyszarpywać topór zza pasa, trzymał się kurczowo lejców. Martin z mieczem w ręku podążył za towarzyszem, goniąc samotnego mężczyznę na prawo od drogi. Atanaj zaś pognał w drugą stronę, a jego wierzchowiec płynnie przeszedł w cwał.

Atanaj dopadł jednego z uciekających po kilku uderzeniach serca i pogłaskał go szablą przez plecy, zostawiając na niej karmazynową krechę. Zajechał od razu przed drugiego, który zobaczywszy co spotkało jego towarzysza, padł na ziemię i ryknął rozpaczliwie:

- Oszczędź, oszczędź, panie!

Atanaj widział truchtającego w ich stronę Wędeczkę.

Tymczasem Martin biegł prawie na równi z koniem Franza. No, może to lekka przesada, ale był za nim trzy długości wierzchowca. Franz powoli zbliżał się do uciekającego. Na chwilę odzyskał panowanie nad zwierzęciem, sięgnął po topór i nagle turlał się po ziemi, modląc się do wszystkich bogów, żeby nie połamać sobie wszystkich kości. Kiedy to Franz bawił się w toczącą się piłkę do snotballa, Martin musiał szybko zareagować. Łapać konia? Uciekającego? Czy może pomóc Franzowi, bo wyglądało to naprawdę źle…


Krasnolud wraz z mężczyzną ruszyli biegiem. Ragnar ledwie nadążał za tempem, które narzucił jego przewodnik, złorzecząc na siebie, że nie zostawił plecaka z Furbinem i Horstem. Bieg trwał i trwał, nogi zamieniły się w ołów, potem w czerwone rzeki z wnętrza górskich jam, potem w watę, a potem Ragnar biegł, biegł i biegł… Z otępienia wyrwały go dwie sylwetki, które także maszerowały wraz z koniem na północ. To musiał być Brenton. A wraz z nim jakaś wymęczona dziewoja.
 
__________________
Prowadzę: ...
Jestem prowadzon: ...

Ardel jest offline  
Stary 05-06-2017, 20:43   #58
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Schierke przetoczył się, czując, jak kręgi i żebra grzechoczą pod jego skórą, niczym jakaś tandetna imitacja bębenka. Manewr po prostu nie opłacił się. Zamiast szybkiego złapania draba, Schierke prawie skręcił kark i nabawił się siniaków. No cóż, jeśli coś miało się zesrać, to zesrało się na całego, pomyślał najemnik z ironią. Oczywiście, nie był to pierwszy raz, kiedy wyszedł na głupca. Gdzieś pobłyskiwało wspomnienie o czymś podobnym. Wtedy, kiedy uciekał spod okrętowego pokładu.
Kiedy tylko był w stanie wstać, zawołał do goniącego Martina:

- Do diabła z koniem, lepiej goń go! Ustrzel z kuszy, jak musisz!

Z trudem wstał, roztarł obolałe miejsca i obejrzał, w którą stronę pobiegł koń. Dokąd pognał? Zapewne miał zatrzymać się wkrótce.
Po czym z jęknięciem pobiegł za chłopem, którego wcześniej ścigał.
 

Ostatnio edytowane przez Santorine : 05-06-2017 o 21:19.
Santorine jest offline  
Stary 06-06-2017, 17:37   #59
 
Goel's Avatar
 
Reputacja: 1 Goel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputację
Poczuć zapach mordu w powietrzu owiewający twarz w galopie - jakże brakowało tego Atanajowi! Pewnie, lepiej może byłoby oszczędzić tamtego, ale dawne przyzwyczajenia wzięły górę. Na szczęście opanował się przed zaszlachtowanie kolejnego. Widząc nadbiegającego Wędeczkę, wrzasnął za poddającego się chłopa:

- Na ryj ljeżeć, chamie hospodarski! I ani mi się rusz, bo inaczej... uch!

Gdyby tamten odzyskał animusz, miał zamiar nasz Ungoł najechać go koniem i w razie potrzeby spłazować przez grzbiet.
 
Goel jest offline  
Stary 06-06-2017, 21:58   #60
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
- Kurwa mać - zaklął Martin widząc jak Franz leci z konia. Już miał zamiar rzucić się do pomocy, gdy kompan gramoląc się z gleby zalecił dorwanie uciekającego człeka. Nie wiele myśląc, a raczej myśląc że Franz ma jakieś poważne porachunki z tym kolesiem, pobiegł za draniem, krzycząc na całe gardło - Stój łotrze, bo jak się spocę to ci flaki wypruję!
 
Komtur jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:23.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172