Krasnoludy zostały mocno w tyle, wyprzedzone przez długonogiego Horsta z obłędem w oczach i Brentona. Kiszy nie było widać, pognała w inna stronę. W miarę opanowany Ragnar niestety nie miał innego wyjścia, jak pędzić za grupą. Wiedział jednak, że pobliskie wioski będą zgubione, jeżeli ktoś nie powstrzyma tej bestii…
Czyli zapewne będą zgubione, bo kto miałby TO powstrzymać? Patrząc na jego wzrost i tuszę, potrzebna byłaby armata. A tej Ragnar w kieszeni nie nosił. Biegnący obok Furbin najwyraźniej także się opanował, gdyż mruknął coś w khazalidzie na temat swojej odwagi, porównując ją do snotlinga.
- Co robimy, bracie? - zapyta w biegu Ragnara.
Brentona dawno stracili z oczu, Horst wmieszał się w tłum uciekających ludzi. Z południa rozbrzmiał kolejny ryk, odgłos kroków, a raczej potężne dudnienie potężnych stóp o biedną ziemię, ustał.
Weteran słysząc pytanie swojego towarzysza w biegu zamyślił się. A przynajmniej na tyle na ile może zamyślić się ktoś uciekający przed niebezpieczeństwem. Żadne sensowne pomysły pomysły nie przychodziły mu do głowy, wobec czego postanowił wziąć przykład ze znanych myślicieli i poprawić dopływ krwi do mózgu, swój humor oraz ogólną koncentrację poprzez gładzenie brody w rytm własnego oddechu.
- Uciekamy, aż znajdziemy resztę. Sami i tak nic tu nie zdziałamy, chyba że wpadniemy na kogoś gwałcącego dziewkę. Wtedy możemy mu dokopać na poprawę humoru. - Ragnar wyszczerzył się. - Teraz pozostało nam się trzymać pierwotnego planu: Wielkiego Taktycznego Odwrotu. - dorzucił, biegnąc dalej.
Krasnoludy biegły i biegły, w końcu natrafiły na dyszącego Horsta, który leżał pod drzewem, trzymając się za kostkę. Najwyraźniej mocno cierpiał, gdyż w kącikach oczu zebrały mu się łzy, a zęby miał mocno zaciśnięte. Nie dostrzegł przybycia niskich towarzyszy.
- Skręciłeś kostkę? - zapytał Ragnar, mimo że znał odpowiedź. Podszedł bliżej, aby się przyjrzeć.
- Na wysuszoną mosznę Morra! Myślałem, że umrę, cholera! - wypluwał z siebie kolejne słowa, nie przestając zipieć. - Tak, skręciłem kostkę, albo złamałem. Nie wiem. Boli, nie da się na niej stanąć. Co za gówno!
Nagle zaczął rozglądać się panicznie dookoła.
- Czy to… To coś tu idzie? - Podpierając się o pień, starał się wstać. Ledwo mu się to udało.
- Nie, nie idzie. - krótko odpowiedział krasnolud i zwrócił się do swojego brodatego towarzysza. - Umiałbyś się nim zająć? Jak nie, to zostaje nam dotachanie go do kogoś kto umie.
- Spróbuję - mruknął Furbin. Zdjął Horstowi buta i złapał go za stopę. Przyjrzał się jej krytycznie i szarpnął. Horst ryknął z bólu, a potem dalej jęczał. - Pomogło? - zapytał krasnolud.
- Kurwa! Ty pomiocie jebanej skały! Jak bolało, tak teraz niemożebnie napierdala!
I faktycznie, myśliwy spróbował wstać i poszło mu jeszcze gorzej niż poprzednim razem. Dodatkowo COŚ się ruszyło. Znów słychać było dudnienie kroków i jakiś trzask.
- Cholera… - syknął weteran. - Bierz go za nogi. Bierzemy go i wiejemy. Ty przodem. - zarządził, chwytając niechodzącego towarzysza. - Jak coś wyskoczy, bierzesz go sam, ja kupię wam trochę czasu i też uciekam.
- Co ja, kurwa, worek? - warknął Horst, ale dał się złapać krasnoludom, które ruszył z człowiekiem w stronę przeciwną do kroków.
W trakcie męczącego marszu, krasnoludy były wszak obciążone swoim ekwipunkiem, człowiekiem i jego przedmiotami, nie było wiadomo, czy olbrzym ich goni, czy nie. Raz słyszeli jeszcze jakiś przeraźliwy krzyk, ale jakby z oddali. Nie wiadomo po jakim czasie, umordowani, natrafili na mężczyznę z dzieckiem, który opierał się o drzewo i poił dzieciaka winem. Spojrzał na trójkę ze zrozumieniem i kiwnął głową.
- Połóżcie go obok, zajmę się nim za chwilę. - Propozycja nadeszła w sposób nagły i nieoczekiwany. W oczach Horsta pojawiła się nadzieja wymieszana z podejrzeniem.
Ragnar również był nieco podejrzliwy wobec mężczyzny, który w środku lasu poił dziecko winem, bo tacy zwykle mają niecne zamiary i leczyć ich należy toporem między oczy, ale postanowił zaryzykować. Przecież nie tknie podrostka w ich obecności. Nie powinien też próbować im zaszkodzić, bo mieli przewagę liczebną, nawet jeśli jeden z nich nie mógł chodzić.
- Jakby co, to skończy z toporem w sercu… - mruknął uspokajająco do Horsta.
Horst chwilę później leżał na ziemi, a dziwny mężczyzna delikatnie dotknął jego łydki i stopy w kilku miejscach, obłożył przeżutymi roślinkami i dał mu trochę wina. Horst, uprzednio nieufny, nie oponował tym razem i wziął tęgi łyk.
- Będzie dobrze, jutro powinieneś móc postawić nieco ciężaru na nodze, jednak przez dwa tygodnie będziesz chodził o lasce.
Chłopczyk w międzyczasie zwinął się w kłębek pod drzewem i cichutko pochlipywał. Mężczyzna zwrócił się do krasnoludów:
- Wy też uciekacie przed olbrzymem - stwierdził raczej niż spytał. - Jeżeli zajmiecie się małym, rodzice mu zginęli, to ja pobiegnę do Salkalten po wsparcie. Przydałby mi się jednak jeden z was, bo mi pewnie nie uwierzą. Kto by uwierzył, że tu w lasach będzie biegał i mordował pieprzony olbrzym?
- Ja pójdę. Weźmiemy małego i opłacę mu pokój w karczmie. - zaproponował Ragnar, nie chcąc, żeby dziecko kręciło mu się pod nogami, gdy będą walczyć. Jak wrócą z wyprawy to znajdzie mu jakąś lepszą opiekę, niż ich radosna grupa.
- Zostaw go z nami - odezwał się Furbin. - Dzieciak was spowolni. Poza tym, on chyba zasypia, to raczej nie pójdzie.
Chłopak faktycznie przysypiał - czy to od wina, czy od trudów dnia, kto wie? W każdym razie argument okazał się całkiem dobry.
Krasnolud nie miał sumienia budzić chłopca, ani czasu nieść go, więc musiał przystać na ten pomysł. Nie uważał go za najlepszy z możliwych, ale w obecnej sytuacji nie miał większego wyboru.
- Dobra, wy tu odpocznijcie, a my idziemy. - weteran zgodził się i z nowo poznanym mężczyzną ruszył do Salkalten. Trzeba pozbyć się tej bestii jak najszybciej, żeby mogli zająć się własnymi sprawami.