lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [Warhammer II ed.] Cienie nad starym światem cz II (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/17168-warhammer-ii-ed-cienie-nad-starym-swiatem-cz-ii.html)

Kerm 17-07-2017 15:31

Lennart miał pamięć do różnych rzeczy, w tym i do twarzy, natychmiast więc rozpoznał chłopa, z którym walczyli ramię w ramię przeciwko bandzie Chaosu, chociaż jego imię wyleciało mu chwilowo z pamięci. Nie odezwał się jednak, tylko skinął lekko głową. Miał ważniejsze sprawy niż jakiś chłop, który i tak nie mógł stąd zniknąć.
Podszedł do sierżanta.
- Dzień dobry, panie sierżancie - powiedział. - Przybyłem do miasta i nie mogłem nie zobaczyć mojego byłego dowódcy. A przy okazji o medyka się wywiedzieć, już wiem, że go nie ma, i dowiedzieć się, co ciekawego dzieje się w okolicy.
- A tak na marginesie, co takiego zrobili? - wskazał głową na chłopów.

Gob1in 20-07-2017 00:56

Kiedy pojawił się Otto, Erich pokręcił jedynie głową, co miało oznaczać, że nie widać żadnej poprawy. Jakby spojrzeć na to z drugiej strony jego stan się również nie pogarszał, ale to ostatnie mogło się w każdej chwili zmienić, a pierwsze niekoniecznie. Trudno było leczyć coś, czego nie można było rozpoznać, nazwać i przygotować znane medykamenty.

Z niemałym trudem przetransportowali Norina do przygotowanej izby. Krasnolud nie współpracował, więc nie wystarczyło go podpierać - właściwie trzeba było go nieść. W tym pomagał nieco mikry wzrost brodacza, za to jego tusza wręcz przeciwnie. Zdumiewające jak ciężkie wydaje się bezwładne ciało w porównaniu do osoby, która jest przytomna i może być niesiona, dla przykładu, na plecach.

Gdy khazad znalazł się w docelowym miejscu Erich zdjął z siebie niemal wszystkie elementy pancerza pozostając jedynie w skórzni. Płyta i zbroja kolcza była niezbędna na szlaku, ale w strzeżonej osadzie stawała się tylko ciężarem. Do tego ciężaru był przyzwyczajony od lat, ale nauczył się doceniać te nieliczne momenty, kiedy mógł zdjąć pancerz i schować miecz do pochwy. Stawał się wtedy niemal innym człowiekiem. Niemal...

Mimo pozornego spokoju i beztroski Erich był spięty i wyłącznie siłą woli powstrzymywał się od odwiedzin w lokalnym garnizonie i wypytania o Rambrechta. Z powracającą do serca nadzieją pojawiła się również obawa, czy ktoś w ogóle będzie pamiętał o wydarzeniach sprzed ponad roku. A jeśli nawet, to czy będzie znał dalsze losy jego młodszego brata? Co przez ten czas mogło się z nim dziać? Pochmurne myśli niczym kruki rozdziobywały jego pewność siebie. Wiedział, że wątpliwości może rozwiać tylko w jeden sposób, ale bojąc się niepomyślnej wiadomości świadomie odwlekał wizytę w garnizonie.

W takim nastroju spożywał pierwszy porządny posiłek nie będący jedynie naprędce przygotowanym pieczystym, przegryzionym sucharem i popitym łykiem wody smakującej skórą bukłaka.

pi0t 22-07-2017 20:01

Svein Dahr pozostał jedynie biernym obserwatorem. Miało to też jednak swoje plusy: mógł na spokojnie zaspokoić swój głód, zająć się psem który patrzył na niego niecierpliwie oblizując swój pysk, dostrzec jak młody szczyl wykorzystał nieuwagę Kislevity i skubnął mu sakiewkę.
Czy choćby podnieść z ziemi uszczerbionego szylinga, który potoczył się wprost pod jego nogi. Mieszczanka, która zakupiła żółwi kamień została ukarana przez los za wiarę w zabobony. Zamiast ochrony przed urokami, spotkały ją kłopoty finansowe. Dodatkowo szczurołap dostrzegł, że niedoszła ofiara wozu udała się do wprost do akolitki. Jakiś czas później Svein dowiedział się również kogo kopnął koń. Tym nieszczęśnikiem okazał się Vincent lokalny rzemieślnik, częsty bywalec tawerny Salamandra.


- Witaj Bracie, sługo pana Snów i wiecznego odpoczynku. Pozwólcie tylko, że dokończę.
Akolita krzątała się po przytułku, znosząc w jej ocenie potrzebne medykamenty. Mężczyzna z połamanymi żebrami stękał przy każdym dotyku. Kobieta grubo wysmarowała sine miejsca maścią o silnym ziołowym zapachu. Następnie owinęła go bandażami, napoiła jakimś naparem i kazała mu nie wstawać aż do jej powrotu. Ten ledwo podziękował i zaraz usnął.
Akolitka Shallyi jest młodą kobietą o dużych zielonych oczach i rudych włosach. Gdy zwróciła się w stronę akolity Morra była wyraźnie zadowolona z siebie.
- Witajcie raz jeszcze Sługo Pana Snów. Jak bym tylko z Wami wyszła, Vincent wybrał by się do tawerny. Mówicie mi proszę Erna, jabłka odstawcie proszę na wolnym stoliku. Wielce Wam Bracie wdzięczna za datek.
W słowach Erny nie usłyszałeś kpiny, kobieta zdaję się szczerze zadowolona z podarku. Przytułek zapewne prowadzony jest za darmo, a większość osób jeśli zdecyduje się na jakąś zapłatę to najpewniej czyni to w podobny sposób.
- Prowadźcie proszę do Waszego przyjaciela.
Erna nie wiedząc czego się spodziewać wrzuciła do worka parę glinianych słoiczków i udała się za Roelem.

W tym czasie Oskar oczekiwał na resztę towarzyszy, Ci jednak rozeszli się po całym mieście. Otto wraz z Erichem wnieśli nieprzytomnego krasnoluda. Gospodarz patrzył z przestrachem w oczach, jednak nie śmiał protestować. A wręcz wybiegł zza lady aby im pomóc. Do izby zaprowadzić, czy drzwi przytrzymać.
Erich von Kurst w końcu przysiadł się do stołu, dał znak karczmarzowi aby przyniósł jadło. Biały Mag postanowił udać się do Josefa Kawohlusa. Karczmarz potrzebował chwili do namysłu. Siedziba maga z kolegium Jadeitu znajdowała się na uboczu osady. Żyje on w niewielkim drewnianym domu, który nie rzuca się w oczy, niełatwo więc wytłumaczyć drogę obcemu.
- Trudno będzie Wam wytłumaczyć Panie, a dziś w tłumie łatwo drogę będzie zgubić. Mój syn Was zaprowadzi.
Niecały pacierz później Otto Widdenstein szedł prowadzony przez wyrostka, który miał za sobą nie więcej niż 10 wiosen. Gdy wędrowny czarodziej dotarł na miejsce, chłopiec wskazał drzwi ręką.
- To tutaj.
I rzucił się w te pędy w drogę powrotną.

Drzwi były zamknięte, ze środka nie dochodziły żadne odgłosy. Większość okiennic była zamknięta, poza jednymi, które pozostały rozchylone.



- Lennart Schatz.
Sierżant spoglądał to na chłopa to na przepatrywacza.
- Lennart Schatz - powtórzył jego imię na głos.
- przypomnijcie mi kiedy to pode mną służyłeś? Ci nędzni heretycy do tej pory milczeli. Znacie ich?
Posiwiały mężczyzna zbliżył się do Lenarta na wyciągnięcie ręki. Stał wyprostowany, pewny siebie. Na jego twarzy nie było widać żadnych emocji.
Natomiast chłop, który odezwał się przed chwilą prawie krzyczał rozemocjonowany.
- Panie Lennart! To przecie Wy, razem przecie nad rzeką, pamiętacie!



Kobieta w bieli oraz mężczyzna w czerni szli bok w bok. Służka bogini miłosierdzia i sługa pana śmierci. Dla prostych ludzi dziwny był to widok. Akolitka gdy dostrzegła Sveina pozdrowiła go uśmiechem, ale się nie zatrzymała. Mimo coraz większego tłoku na ulicy nie musieli się oni zbytnio przeciskać, mieszkańcy i goście Fortenhaf sami schodzili im z drogi. Gdy weszli do gospody Przy Bramie zaczynał się właśnie nowy występ grajka. Dwóch szlachciców ucztowało przy jednym stole i na równi z innymi gośćmi zwróciło uwagę na parę akolitów. W przeciwieństwie do większości oni jednak wiedzieli w jakim celu Roel Frietz przyprowadził sługę Shallyi.
Erna dotknęła czoła krasnoluda, odmówiła krótkie błogosławieństwo. Wyjęła dwie gliniane buteleczki. Pierwszą odkorkowała i podstawiła Norinowi pod sam nos. W powietrzu czuć było charakterystyczny lekko drażniący zapach. Każdy aptekarz momentalnie rozpoznałby woń amoniaku pomieszanego z lawendą i innymi ziołami. Akolitka skorzystała i z drugiej buteleczki. Część zawartości wylała na szmatkę i wytarła nią twarz krasnoluda, resztę wlała mu na siłę do gardła. Rogarsson jednak nie zareagował na żadną z jej prób.
- Wybaczcie akolito Morra, bardziej mu nie pomogę. Wszystko w rękach Miłosiernej Shallyi. Będę prosiła o Boginię o błogosławieństwo, jednak starsza rasa wyznaje innych bogów.
Erna opuściła izbę i zapewne wróciła do swoich obowiązków.



Zmrok powoli zapadał nad małym miasteczkiem, położonym na rubieżach imperium. Ludzie w podnieceniu oczekiwali na pojawienie się pierwszej gwiazdy. Znaku, że można rozpocząć zabawę. Ta noc miała być szczególna, przypadało na nią Święto Zbiorów. Ludzie wdziali swe najlepsze ubrania, przygotowano mnóstwo trunków i jadła. Nawet dzieci nie musiały iść spać, czepiały się sukienek swoich mam bądź spodni ojców. Svein był świadkiem gdy na ulicy przed przytułkiem miała miejsce rozmowa.
- Czy już mamusiu? - spytał w pewnej chwili zaspany chłopczyk.
- Jeszcze chwilę, synku - odpowiedziała matka.
I w tejże chwili na niebie pojawiła się długo oczekiwana gwiazda. Jej radosne migotanie pchnęło ludzi do działania. Wędrowni bardowie i minstrele oraz miejscowi muzykanci ożywili swe instrumenty. Przepiękna muzyka wzbiła się w niebo i pomknęła wysoko na spotkanie gwiazd.

Na głównym placu, szerszych ulicach oraz pod miastem mężczyźni i kobiety ruszyli w tan. Narzeczeni i małżonkowie spletli swe ciała w tańcu.
- Pijmy i bawmy się! - krzyknął burmistrz, wznosząc do ust pokaźny puchar wypełniony winem. Otaczający go ludzie zaczęli bić mu brawo i z ochotą wychylili swoje naczynia. Potem, kiedy toast został dopełniony, chwycili się za ręce i zaczęli tańczyć w rytmie muzyki. Na głównym placu, szerszych ulicach oraz pod miastem Mężczyźni i kobiety ruszyli w tan. Narzeczeni i małżonkowie spletli swe ciała w tańcu.

Avitto 23-07-2017 14:50

Rozmowa podsłuchana przy wejściu do kaplicy nie wyjaśniała zbyt wiele. W taki dzień nawet obcy nie był niczym niezwykłym. Nawet, gdy prosił o pomoc. Musiał wszak do osady przybyć, a w kompanii bezpieczniej. I to nie dawało jednak stuprocentowego bezpieczeństwa. Lasy były niebezpieczne. Trakty były niebezpieczne. Rzeka... Górny Talabek po prostu roił się od rzecznych piratów. Dlatego flisacy z gór nigdy nie docierali do Fortenhaf a spławiane przez nich dobra omijały miasteczko lądem od południa.

Szczurołap nie myślał. Rzucił psu wnętrzności leszcza poza pęcherzem pławnym, który przebił w odpowiednim momencie by przywołać wzrok wychodzącej Erny. Udało się. Akolitka nie lubiła gdy się ją śledzi, więc Svein dodatkowo cmoknął na Kroka i niepozornie ruszył za dwójką duchownych.
- Święto, tfu, jebliwce - mruknął sobie pod nosem, unosząc kącik ust. Oboje weszli do gospody Przy Bramie, do której Svein miał niestety dożywotni zakaz wstępu – oczywiście do końca żywota obecnego właściciela! Gospodarz Helmut Grostopf, rdzenny obywatel Ostermarku, nie należał do ludzi przyjemnych w obyciu gdy chodziło o kogokolwiek z niższej niż on sam warstwy społecznej. W ciasnych i ciemnych uliczkach nazywany był chujem, bucem i kanalią. Niemniej „jaśnie państwo” odwiedzające jego knajpę wyglądało na zadowolone z towarzystwa.
Zatarg ze szczurołapem dotyczył nieopłaconej roboty. Svein do dziś w wolnych chwilach podrzucał na zaplecze gospody Helmuta martwe gryzonie i rozpowiadał, że zdychają od resztek jego jedzenia. Teraz jednak podszedł do dużej wędzarni ustawionej specjalnie na festyn przy wjeździe do miasta i na gorąco przygotował zdobytego leszcza do jedzenia. Krok ślinił się niesamowicie. Ciężko było uwierzyć, że tak niewielka mordka mogła generować takie ilości płynu.

Gdy Erna opuściła gospodę płetwy ryby zaczynały być chrupiące. Svein pospiesznie zdjął z haka ciepły posiłek, zawinął w kawałek szmatki i z pakunkiem w dłoni oraz psem przy nodze ruszył za akolitką. Zaczepił ją dopiero przy wejściu do lecznicy.
- Piastunko... Problem jest. Jakaś dziwna maź zatruła nieco gryzoni. Nie znam jej i nie mój to sposób pracy. Pomożecie, wielebna?

Hakon 24-07-2017 12:11

Z pełnym brzuchem i poprawionym humorem Otto został poprowadzony do siedziby Josefa Kawohlusa. Gospodarz zapewniał, że sam nie trafi i okazało się, że być może miał rację. Sporo czasu by mu zabrało wypytywanie się napotkanych przechodniów o drogę a do tego sporo było nie miejscowych.

Młodzik prowadził maga uliczkami sobie tylko znanymi a Biały Mag rozglądał się przypatrując się ludziom jak i straganom. Sporo dobra na zwożono do tej miejscowości a festyn zapowiadał się przedni. Parę lat temu pewnie i Otto wmieszał by się w tłum by szukać uciech i radości z życia, ale teraz już inny wzrokiem patrzył na to wszystko. Takie zbiorowiska ludzkie często przyciągały także sługi mrocznych potęg. Znalezienie ofiar do niegodziwych rytuałów było łatwiejsze bo mało kto przejmował się ludźmi.
Mijani ludzie byli uśmiechnięci i tylko czasami jakaś osoba z przestrachem spojrzała na młodego maga. Niby wielce się nie wyróżniał. Biały płaszcz i szaty podróżnego uczonego także w kolorze bieli mogły uchodzić za dziwactwo. Jednak masa woreczków przy pasie, laga i miecz przy pasie mogły co innego przedstawiać. Z resztą kilka pasemek siwizny u tak młodego człowieka jak Wieddenstein też nie było czymś zbyt naturalnym.

- To tutaj.- Wskazał domostwo na obrzeżach miasteczka młodociany przewoźnik. Otto już sięgał po miedziaka by obdarować chłopca gdy ten nie zważając na nic czmychnął w drogę powrotną. Mag tylko odprowadził go smutnym wzrokiem. ~ Szkoda, że ludzie boją się takich jak ja.~ No ale co począć.
Hierofant stanął przed drzwiami i rozejrzał się po okolicy. Na dom i ładny ogródek wokół domostwa. Mag uśmiechnął się do siebie, że chyba jednak nie jest tak źle skoro jeszcze dba o naturę. Wiedźmi wzrok ukazał coś z goła zaskakującego. Jak na siedzibę magistra magii wiatry nie różniły się zbytnio od tych spotykanych w mieście czy na polu. Fakt, zielone pasemka magii były w większej ilości niż normalnie, ale jak na siedzibę maga to dość dziwne.



Otto podszedł do jedynego otwartego okna i wiedźmim wzrokiem starał się wyłapać ślady czarowania i obecności maga. Gdy upewnił się, że nikogo nie ma zawołał.
- Josefie Kawohlusie. Jesteście u siebie?- Otto był przygotowany na niespodziewane przywitanie, ale także na niemiłą niespodziankę, której się spodziewał. Coś tu nie było w porządku. W słoneczny dzień mag życia raczej powinien wpuszczać słońce do swojego domu a nie zasłaniać wszystkie okna. Oczywiście mogło się zdarzyć, że druid opuścił dom na czas festynu. Podobno niezbyt lubili towarzystwo a co dopiero całą chmarę ludzi biorących udział w festynie.

Morel 24-07-2017 13:29

Roel Nie mógł się napatrzeć na krzątającą się akolitkę. Starał się nie dać tego po sobie poznać, ale kilka razy został przyłapany przez szmaragdowe oczy Erny i musiał ratować się niezgrabną ucieczką - że niby patrzył na to tam za nią, na tą... ścianę? Kiedyś taki nie był, ale od momentu, gdy włożył czarne szaty strasznie się stał nieporadny w kontaktach międzyludzkich. Może i wcześniej też nie był duszą towarzystwa, ale musiał wyzbyć się wyuczonych zachowań, które dziś mu nie przystojną, a nawet napawają go wstydem.

Gdy kobieta zwróciła się do Roela wcale nie było lepiej, a wpatrywanie się w jej poruszające się wargi nie mogło pozostać niezauważone. Walka z samym sobą skończyła się nagłym otrząśnięciem, jak po uderzeniu w twarz, na szczęście zanim doszło do tego na prawdę. Sługa Morra ukorzenie streścił swoją sprawę i odłożył zdobyczne jabłka kładąc między nimi wyciągnięta ukradkiem spod płaszcza złotą monetę.

W drodze do gospody, gdzie czekał chory przyjaciel, Roel postanowił przerwać niezręczną ciszę wypytując służkę Shallayi o ostatnie wydarzenia w mieście. W momencie jego podejście do kobiety uległo zmianie. Zakłopotanie zniknęło sama rozmowa odbyła się w poważnym tonie.

Przed dotarciem do drzwi karczmy Roel wyprzedził akolitkę o krok by otworzyć dla niej drzwi. W środku wypatrzył towarzyszy i podszedł do nich by dowiedzieć się gdzie znajduje się Norin i od razu zaprowadzić do niego Ernę. Kobieta zrobiła, co mogła i jak słusznie zauważyła, reszta leżała w rękach bogów.

Roel po wszystkim odprowadził Ernę do drzwi karczmy i przysiadł do raczących się jadłem kompanów.
- Pozostało się modlić i mieć nadzieję. - Mężczyzna przysunął do siebie miskę ze strawą, która zdawała się być dla niego po prostu zbyt mała. Po krótkiej chwili cała jaj zawartość zniknęła przerzucana kopiastymi łychami do opuszczonej nisko nad stół gęby akolity, który po skończonym posiłku złożył ręce w podziękowaniu, odsunął naczynie i oparł się łokciami o stół.
- A gdzie nasz "czarujący" przyjaciel? - zapytał z wyraźną, acz pozbawioną wrogości ironią. - Magowie nie muszą jeść? - dodał rozglądając się po sali.
Widział ludzi rozpoczynających świętowanie i wznoszących naczynia wypełnione alkoholem. Skwitował to jedynie tęsknym uśmiechem.
- Odpocznę chwilę i znowu was opuszczę niestety. Mam przykrą sprawę do załatwienia, także pewnie mam noc z głowy. Jakiś bluźnierca żeruje na tutejszym cmentarzu, więc sami rozumiecie. Muszę skontaktować się z kimś ze straży, może będą w stanie mi pomóc. No i muszę znaleźć Herberta Dröge.
To Kapłan ze świątyni Ulryka. Gdyby udało wam się go spotkać powiedzcie mu, że go szukam.
. - W głosie akolity słychać było zdecydowanie i hardość, choć dla niego nietypowe to w pewnym sensie przystające do mrocznego wizerunku sługi boga umarłych.

Kerm 24-07-2017 18:52

Czy to, że stary sierżant go nie pamiętał, było dobrym objawem, czy złym, tego Lennart nie wiedział. Najwyraźniej nie podpadł na tyle, by negatywnie zapisać się w pamięci byłego dowódcy. Z drugiej strony, Lennart nikomu nie podpadł podczas niezbyt długiego okresu swej wojskowej służby.
- U pana barona, Karla von Trescov - wyjaśnił - zanim jego spadkobierca nie rozwiązał większości oddziałów.
Nie miał pojęcia, czy sierżant został tam dłużej, czy nie. Prawdę mówiąc nic go to nie obchodziło, chociaż sierżant nie należał do najgorszych i najgłupszych. Lennart wziął odprawę i nawet się nie obejrzał za siebie, gdy odchodził.
- To mają być heretycy? - zdumiał się, gdy poznał powód, dla którego chłopi zostali uwięzieni. - Nie wyglądają na takich. A tego tam pamiętam. Byliśmy na totalnym zadupiu, w małej wiosce, gdy napadła nas banda goblinów, orków i innych stworów Chaosu. Razem z nami bronił wioski i dzielnie stawał.

pi0t 24-07-2017 19:23

Akolitka Shallyi po wyjściu z gospody wydawała się zatroskana. Dogoniona przez szczurołapa uśmiechnęła się delikatnie.
- Witaj Sveinie myślałam akurat o Tobie. - Kobieta gestem ręki zaprosiła Cię do przytułku. W środku przybytku panował spokój, tej nocy bezdomni mieszkańcy Fortenhaf bawili się na święcie. Jedynym pacjentem był Vincent, który jeszcze spał.
- Boisz się konkurencji? Czy chodzi o coś innego? Postaram się pomóc, ale jestem tylko prostą służką miłosiernej Shallyi. Potrzebowałbyś raczej alchemika, ale wróć po święcie. Nie chcesz chyba przegapić przeganiania ducha polnego do słomianej figury. Widać Ernie nie przeszkadzały wiejskie zabobony, traktowała je jako niegroźny element tradycji.


Otto Widdenstein stał przy uchylonym oknie. Mimo jego krzyków nikt mu nie odpowiedział. Wyczul natomiast nieprzyjemny zapach. Wejście do środka nie powinno być trudne, jednak może przyciągnąć wzrok przechodniów. Wędrowny czarodziej wrócił do drzwi, szarpnął za klamkę te jednak nie ustąpiły.
Otto postanowił wykorzystać otwarte okno. Za dnia z pewnością ktoś by go zauważył. Teraz gdy zapadłą noc, a mieszkańcy spieszyli na zabawę mało kto zwracał uwagę na takie szczegóły. Tak mu się przynajmniej zdawało. Mag wszedł do środka siedziby Josefa Kawohlusa. W mieszkaniu było ciemno, oczy potrzebowały chwili aby przyzwyczaić. Otto starał się być ostrożny, poruszał się jednak prawie po omacku. Kierując się zapachem, który powodowa odruch wymiotny dotarł do głównej izby. Nie był w stanie dostrzec szczegółów, ale z pewnością ktoś siedział przy stole. W żaden sposób nie reagował on na intruza, w pokoju słychać było tylko bzyczenie muchy.



Gospodarz donosił strawy ciepłe i pachnące. Towarzystwo akolity Morra wzbudziło jeszcze większy strach i uniżenie u karczmarza. Oskar von Hohenberg i jego "słudzy" stali się najważniejszymi gośćmi, obsługiwani w pierwszej kolejności wzbudzali zazdrość u reszty biesiadników. Gdy Roel Frietz postanowił poszukać strażnika miejskiego nie miał z tym problemu. Tej nocy patrole były częste. Zatrzymany mężczyzna udzielił prostej odpowiedzi. Kapłan Ulryka najpewniej będzie na głównym placu wraz z Burmistrzem, a cmentarz znajduje się poza miastem. Chyba jedyne miejsce gdzie nie rozłożyli się przyjezdni dla których zabrakło miejsc noclegowym w miasteczku.

Chłop słysząc słowa Lennarta aż podskoczył z radości.
- Tak, tak było. A potem on się wami zajął. Później my się przenosili, ale tak było przecie jak mówcie.
Sierżant Hannes Hebel zmarszczył brwi
- U starego barona, Karla von Trescov. Większość chłopaków nie dostała potem złamanego szylinga. Z jego syna była straszna pizda, nie warta rodowego nazwiska. Wygląda czy nie mało ważne. Ich sołtys też zatrzymaliśmy. Zostańcie po święcie to sami zobaczycie jaki wyrok nad nimi zapadnie. Takiego procesu tu jeszcze nie było. Zresztą żołnierzu co Was do Fortenhaf sprowadza?
Odniosłeś wrażenie, że kapitan straży jest lekko podejrzliwy i chyba nie spodobała mu się Twoja znajomość z chłopem.

Hakon 25-07-2017 11:37

Widdenstein szedł spokojnie i uważnie przez dom należący do miejscowego druida. Nie zamierzał wpadać w żadną pułapkę. Magowie często chronili swoje domostwa przed intruzami. Zawsze znalazł się ktoś kto liczył na bogactwa ukryte przez magistrów.
Jego wiedźmi wzrok nic nie podpowiadał Hierofantowi i ten ufając naturalnym zmysłom podążał wgłąb domostwa.

Po kilku krokach gdy już oddalił się od okna na końcu jego lagi zaświecił osadzony tam kamień. Czar poblask zadziałał odpowiednio. Cała komnata ukazała się jego oczom w świetle dość zimnego białego światła. Otto wypuścił powietrze, trzymane do tej pory w płucach. Za stołem siedział człowiek a po jego zachowaniu i wszechobecnym smrodzie sądzić można, że był martwy.
- Magistrze?- Zwrócił się do siedzącego lecz ten nawet nie drgnął. Zasłaniając usta, nos i łapiąc ponownie powietrze mag podszedł do stołu by sprawdzić czy jego przypuszczenia o śmierci się sprawdziły.

Widdenstein pilnował się przy tym by nie zrobić jakiegoś głupstwa i zniszczyć jakieś ślady. Chciał przed wezwaniem straży sam zbadać pomieszczenie. Oczywiście przygotował się na to czarem oczy prawdy. Bardziej dyskretny a i bardziej owocny w takich miejscach gdzie sporo mogło być ukrytych skrytek, przejść i magicznie zabezpieczonych rzeczy.
Po Wygaszeniu poprzedniego czaru i przeszukaniu domu zamierzał wyjść i udać się po kompanów. Roel jako sługa Morra mógłby nieco więcej powiedzieć o przyczynach śmierci maga a i trzeba było poinformować władze o zajściu.

Ismerus 25-07-2017 17:25

-Za zdrowie naszego towarzysza!- powiedział Oskar, wznosząc kielich napełniony winem. Następnie wziął solidny łyk czerwonego trunku i zabrał się za jedzenie dań przynoszonych przez karczmarza.
-Ja zamierzam cieszyć się i bawić. Przyda mi się chwila wytchnienia od trudów podróży traktem. Trzeba radować się z życia!

Kiedy skończył posiłek, podszedł do karczmarza.
-Ile płacę za obiad?- mówiąc to oparł się o barek. Kiedy zapłacił odpowiednią sumę pieniędzy, spytał się jeszcze rozmówcy:
-Jeszcze jest taka sprawa. Podobno macie u siebie w Fortenhaf kupca sprowadzającego wina z Averlandu. Wiesz może, gdzie prowadzi on swój sklep?


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:45.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172