|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
30-12-2018, 20:37 | #541 |
Administrator Reputacja: 1 |
|
09-01-2019, 00:06 | #542 |
Reputacja: 1 |
__________________ Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych! Ostatnio edytowane przez pi0t : 09-01-2019 o 11:12. |
10-01-2019, 15:37 | #543 |
Reputacja: 1 | Roel padł na kolana. - Oto jestem, dlatego, że chciałeś mnie tutaj mieć! - Wykrzyczał do swego boskiego opiekuna - Żyję tylko po to. - Dodał ciszej podnosząc się ociężale wsparty o broń. Gdy wstał wyprostował się i wziął głęboki wdech. Podszedł do kapłana Herberta i położył dłoń na jego ramieniu. - Proszę pomódl się o łaskę i siłę do walki. Niech twój patron mnie, nas wesprze. Poprowadź mnie i tych wszystkich, którzy nie dali się złamać! Pomóż mi spełnić ostatnią posługę. - Po tych słowach Ruszył w kierunku płonącego wozu. - Nie dajcie im przejść! Strzały, kamienie! Mówił wskazując bronią upadającą bramę - Walczcie o życie, albo godną śmierć! Lub przyjmijcie plugawego boga. Morr jednak nie wpuści nieczystych do swego ogrodu! To już nie jest walka o wolność czy imperium, ale o dusze wasze i waszych bliskich! - Krzyczał ile sił wciąż kierując się w stronę płonącego wozu. - Lennat! Wypatruj przywódcy! Musi polec za wszelką cenę. - stanął w końcu w miejscu. Ugiął nogi i przygotował się do walki być może kolejnej ostatniej w życiu. Płonąca brama dawała wąskie przejście, przez które wrogowie mogli przechodzić jedynie w pojedynczo lub w mniejszych grupach. Jeśli otrzyma jakiekolwiek wsparcie powinien przynajmniej jakiś czas utrzymać obronę. Jeśli wrogowie nie zdecydują się przebijać zamierzał podtrzymać ogień wpychając cokolwiek, co utrudni przejście. |
17-01-2019, 21:23 | #544 |
Administrator Reputacja: 1 | Lennart był przekonany, że ich szanse na przetrwanie nie są zbyt wielkie. Podobnie jak i szanse na ucieczkę z tego przeklętego miasteczka. |
18-01-2019, 13:25 | #545 |
Dział Fantasy Reputacja: 1 | Svein popatrywał na jeńca krwawiącego z coraz większej liczby miejsc na ciele. Niespokojnego psa głaskał, by ten nie wyrwał się ze swej kryjówki. W końcu jego nieczułe spojrzenie padło na małe okienko. - Nie chcemy tego ani innego boga, dziadu. Mogie i bogowie to nie jest zło ale ludzie bogów to samo zło. Nie chcesz nam pomóc to spierdalaj - to mówiąc szczurołap wstał, chwycił starca za odzienie i wyrzucił za drzwi gospody. Następnie wrócił do okienka. Felix wszystko zrozumiał. - Zbiorę sprzęt i możemy iść. - Ty przodkiem - odparł Svein nie tracąc okaleczonego mężczyzny z oczu. - Mnie by zaraz zoczył. - Mam lepszy pomysł, cwaniaku. Zagramy w kamień, papier, nożyce kto idzie przodem. Łapa, dawaj! Trzy, czte-ry! Hetke przegrał. Szybko się przebrał w lekkie szaty, zabrał kuszę, linę i zestaw noży i wyszedł z tawerny. Szczurołap opuścił „Salamandrę” kilka oddechów po nim. Skradając się był czujny jak zwiadowca z oddziału Czajek mimo iż duszności go nie opuszczały. |
23-01-2019, 22:55 | #546 |
Reputacja: 1 | Fortenhaf – dzień siódmy, świt. Choroba pożerała ciała i umysły bohaterów. Głód, zmęczenie i strach spowodowały, że część z nich nie była w stanie w żaden sposób zareagować. Niemo przyglądali się kolejnym wydarzeniom. Nie pomagali w obronie, nie zareagowali gdy uwięzieni chłopi wydostali się ze stajni i w ciemności gęsiego podążali w stronę palisady, która odgradzała garnizon od rzeki, aby tam się na nią wspiąć i zapewne zeskoczyć do wody. Pozostali obrońcy garnizonu pozostali tego nieświadomi, albo zignorowali to wydarzenia skupiając się na walce z wyznawcami Siewcy Żaden z towarzyszy nie zareagował również na apel Lennarta. Jedynie Roel rzucił się w stronę uszkodzonej bramy i płonącego wozu i kto wie, to może właśnie jego obecność przechyliła szalę na stronę obrońców. Schorowani i niedożywieni mieszkańcy Fortenhaf ponownie zobaczyli, że walka i opór ma jeszcze sens. Akolita Morra, Kapitan Straży i Kapłan Ulryka wraz z resztą wiernych mieszkańców Fortenhaf bronili bramy. Oblężenie trwało już kilkanaście godzin. Obrońcy byli coraz bardziej zmęczeni, ale nie poddawali się. Atakujący prowadzeni jedynie przez pojedynczego pielgrzyma, nie potrafili wedrzeć się do środka. W pewnym momencie fanatycy Siewcy zatrzymali się, odstąpili. W brzasku kolejnego dnia i dogasających pochodni obrońcy dostrzegali, że nie była to jednak zapowiedź odwrotu. Za ich pleców wyłaniała się jakaś dziwna istota. Wyglądająca jak kościotrup omotany całunem. Na głowie miała duży kapelusz ocieniający twarz. Uzbrojona w kosę osadzoną odwrotnie, niż robi się to zazwyczaj. Powoziła skrzypiącym ciężkim wozem zaprzężonym w starą, chudą szkapinę. Stojący na jej drodze fanatycy rozstępowali się. Towarzyszący im członek Gnijącego Bractwa klęknął, by oddać mu hołd. Stwór jednak nie zwracał na to uwagi. Powoli podjeżdżał w stronę koszar. - Braciszku! – Gretta wrzasnęła Erichowi do ucha, potrząsając nim jednocześnie. - Musimy uciekać! Kadat go wezwał, to Ankou. Zaraz rozpocznie się tu rzeź, ludzie będą umierali w jego cieniu! – W głosie byłej pielgrzymki było słychać lęk. W tym samym czasie, ku początkowemu zdziwieniu łowcy, szczurołap chwycił starca i wyrzucił go za drzwi tawerny. Dopiero po chwili zrozumiał plan Sveina i na niego przystał. Członek Gnijącego Bractwa padł twarzą w błoto, dłuższą chwilę zbierał siły. Stare ciało, poddane torturom nie było w stanie wstać i utrzymać się w pionie. Kultysta więc pełzał, czołgał się, a momentami próbował iść na czworakach. Łowca nagród wraz z Szczurołapem i psem podążali w pewnej odległości za nim. Zmierzali w stronę rynku, z którego dochodziły ponure odgłosy modlitwy do Siewcy. Nim tam jednak dotarli, to te ustały. Zaczynało powoli świtać, gdy spostrzegli tłum ludzi nawróconych na nową wiarę podążających główną ulicą w stronę garnizonu. Prowadził ich stwór/demon/zjawa przypominająca Kościeja. Kościeja, który jechał na wozie i był uzbrojony w olbrzymią kosę. Na ich szczęście zmierzał w przeciwną stronę. Widok był przerażający, wzbudzał ukryty lęk. Dwójka mężczyzn otrząsnęła się dopiero gdy, pełzając starzec wydał z siebie piskliwy dźwięk. Felix i Svein dostrzegli, jak pielgrzym porozumiewa się z wielkim szczurem, szczurem który wielkością nie wiele ustępował Krokowi. Łowca nagród zareagował pierwszy, pośpiesznie wycelował i nacisnął spust kuszy. Bełt przyszpilił starca do podłoża, pozbawiając go życia. -Pierdole to! - Komunikat wyrażony przez Felixa mógł oznaczać zarówno chęć dalszej walki jak i ucieczki.
__________________ Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych! |
25-01-2019, 14:45 | #547 |
Reputacja: 1 |
|
29-01-2019, 13:43 | #548 |
Reputacja: 1 | Erich nie wiedział co robić. Miotał się pomiędzy chęcią stawienia oporu napastnikom, a potrzebą zapewnienia ochrony siostrze. Niestety Gretta wpadła w jakieś dziwne otępienie i nie reagowała na jego pytania i ponaglenia. Wtedy brama garnizonu została rozłupana przez uderzający w nią wóz. Von Kurst przyglądał się samotnemu akolicie stającemu naprzeciw wdzierającym się zwolennikom roznosicieli zarazy, widział, jak poczucie beznadziei i być może strach odebrały pozostałym siłę do jakiegokolwiek działania. Dostrzegł wreszcie to, co zbliżało się do garnizonu... Rycerz odetchnął głęboko, wbił sztych miecza w ziemię i pochylił głowę bezgłośnie poruszając ustami, jakby rozmawiając ze sobą. Krzyk Gretty sprawił, że zwrócił na nią uwagę. - Masz rację, siostro. Trzeba uciekać... - zgodził się z nią. - Jeśli ta zmora tutaj dotrze, albo zrządzeniem losu obrońcy wytrwają, to będą szukać pomsty na winnych temu, co się tu dzieje. Nie możesz tutaj zostać... Uciekaj. Uciekaj, jak najdalej. - Patrzył na nią widząc twarz swojej siostry taką, jak ją zapamiętał sprzed lat. Jakby deformacje i sączące się rany nigdy nie skalały jej oblicza. - Znajdę cię, jak to wszystko się skończy. - Dodał, jednak bez przekonania. - Uciekaj! - krzyknął i łagodnie, a przy tym zdecydowanie pchając ją w kierunku uciekających ku rzece chłopów. Erich ponownie obrócił się ku płonącemu wozowi zaklinowanemu w zniszczonych wrotach. Mocniej chwycił tarczę i wyszarpnął miecz z ziemi. W jego oczach rozgorzała ponura determinacja - doskonale zdawał sobie sprawę, że z nadnaturalną istotą, od której biła taka groza nie byliby w stanie wygrać nawet nie będąc osłabieni chorobą. Tym razem von Kurst nie liczył na przeżycie. Nie mógł jednak pozostawić mieszkańców na pastwę zbliżającego się koszmaru. Ciążyła na nim również próba zabójstwa własnej siostry, niezależnie z jakich pobudek. Za podłe czyny należy zapłacić, a ta chwila miała być dla Ericha ostatnią możliwością ich odkupienia. Wzmocniony wewnętrzną determinacją stanął u boku Roela wciąż broniącego przejścia obok płonącego wozu.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
29-01-2019, 17:15 | #549 |
Administrator Reputacja: 1 | Byli w sytuacji, z której raczej nie było wyjścia. Przynajmniej takiego optymistycznego i Lennart czuł, że, najnormalniej w świecie, zawalił sprawę. Nie powinien był nic nikomu proponować, nie powinien był na nikogo czekać - powinien był ruszyć nam na łowy. A nuż by mu się udało. Teraz myśli o zwycięstwie można było wyrzucić w ognisko. Pozostawało walczyć i zginąć, lub powalczyć i uciec - tak jak to zrobili niektórzy. - Podpalmy co się da i uciekajmy - zaproponował. - Ogień ich powstrzyma na jakiś czas - dodał, po czym strzelił w kierunku pielgrzyma i idącego w stronę bramy kościotrupa. Ankou, jak go nazwała Gretta. Miał zamiar strzelić jeszcze raz czy dwa razy, a potem iść w ślady Dziadygi. Wraz z tymi, którym dopiszą siły i rozsądek. |
30-01-2019, 14:02 | #550 |
Dział Fantasy Reputacja: 1 | Felix i Svein byli jak dwaj rewolwerowcy przed ostatecznym pojedynkiem. Szczurołap strzelił w ślad za łowcą nagród za cel obierając szczura. Następnie założył kolejny bełt. - Tak kurwa być nie może, same czarty w Fortenhaf. Same czarty - mruczał Svein nie wierząc w to, co widział. Nie wiadomo który raz zapytywał sam siebie dlaczego właśnie jego to spotyka. I choć jeszcze niedawno miał poczucie misji, chciał zmienić świat dostrzegł, że w tej mieścinie nie było co ratować. Prawie. W przerażeniu cofnął się kilka kroków nie oglądając się na Felixa. Towarzyszyło mu widmo kolejnej ogromnej straty. Biegiem popędził do miejsca, w którym mogła się schronić wobec całego tego chaosu akolitka Erna. Ją jedną musiał uratować. |