|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
03-02-2019, 20:41 | #551 |
Reputacja: 1 | Fortenhaf – dzień szósty, świt, cdn. Svein dokończył to co zaczął Felix. Wypuszczony pocisk roztrzaskał czaszkę przerośniętego gryzonia. Tłum, który podążał za demonem nie spostrzegł dwóch niewiernych, byli więc chwilowo bezpieczni. Szczurołap nie konsultując się z łowcą nagród skierował swe kroki ku kapliczce i przytułkowi. Felix chrząknął i odplunął krwistozieloną plwocinę i uskoczył gdzieś w bok. Mężczyźni nie staną więc ramię w ramię do ostatniej walki. Svein Dahr nie zwrócił na to jednak uwagi, myślał o swej przyjaciółce. Przyjaciółce, która możliwe, że jeszcze żyła. Wokół kapliczki bogini Shallyi leżały martwe, rozkładające się ciała. Brak przewiewu powodował, że odór zwłok był intensywny i nieprzyjemny nawet dla tych, którzy przywykli do widoku śmierci. Pies szczurołapa był prawdopodobnie ostatnim żywym przedstawicielem swojego gatunku w Fortenhaf. Skamlał cicho, ale podążał za swoim panem. Biały tynk kapliczki w paru miejscach był odrapany, zabrudzony i odłupany. W środku nie było lepiej. Pośród ciał zmarłych z choroby mieszkańców osady leżał przewrócony ołtarz. Jeszcze niedawno widniał na nim piękny malunek Białej Pani, teraz pozostały tylko jego resztki. Svein rozglądał się i dostrzegł tę, którą poszukiwał. Erna w brudnych szatach kiwała się bezwiednie za jedną z kolumn. Nic nie mówiła, nie płakała, nie zareagowała nawet gdy Krok polizał ją po dłoni. W tym samym czasie reszta bohaterów mierzyła się ze śmiertelnym zagrożeniem. Fanatycy wraz członkiem bractwa klęczeli oddając hołd Ankou. Tłum, który za nim podążał zatrzymał się parędziesiąt metrów od garnizonu. Wyznawcy Siewcy obserwowali moc stwora przyzwanego przez Kadata. Obrońcy wahali się co robić. Coraz więcej gardeł nawoływało do ucieczki. Dołączył do nich Otto, choć sam miał zamiar spróbować powstrzymać mrocznego sługę Siewcy. Najwyraźniej spodziewał się, że Dziadyga dołączył do uciekających chłopów i nie ma dla nich ratunku. Biały Mag wbiegł do budynku. Wielu z postronnych mogłoby uznać, że chce się w nim schronić, jednak prawda była inna. Otto wbiegł na piętro i spróbował odesłać demona . W zmęczeniu pomiął próby splatania wiatrów, nie szukał składników do czaru. Po prostu mówił, a wokół kościotrupa i jego powozu zaczęło emanować oślepiające światło. Wóz się na chwilę zatrzymał, po czym Ankou uniósł głowę i spojrzał w stronę Hierofanty. Światło, które go otaczało zgasło, Widdenstein zadrżał i zwymiotował. Stwór okazał się dla niego zbyt potężny i nie dał rady go odesłać. Wśród obrońców zgromadzonych na dziedzińcu i bramie też nie działo się za dobrze. Oskar trzymał się z tyłu, jego ręce dygotały, nie potrafił się zmusić, aby uczestniczyć w walce. Roel, który jako pierwszy z protagonistów stanął do walki o utrzymanie bramy teraz tylko patrzył pustym wzrokiem na stwora, który był coraz bliżej. Erich próbował odesłać siostrę i dołączyć do akolity pana snów. Gretta się go jednak nie posłuchała. - Nie rozumiesz bracie, z nim nie da się walczyć! Nie da się zabić śmierci!- Krzyczała nie zważając na osoby postronne. Odepchnięta nie zdecydowała się na ucieczkę. Rzuciła na plecy Ericha i mocno go objęła, nie pozwalając aby ten dołączył do obrońców przy bramie. Szlachcic nie był pewien, czy choroba go tak osłabiła, czy jego siostra nabrała tyle krzepy, ale objęty przez nią, mógł co najwyżej powoli szurać do przodu. – Braciszku to bezsensowna śmierć! Przepowiedziano mi, że spotkam swych obu braci. I o to jesteś, pomóż mi odszukać Rambrechta. Uciekajmy!- Lennart miał mokre ręce od potu, krzyczał, aby zamienić cały garnizon w płonące piekło, ale nikt go nie słuchał. Wystrzelił z rusznicy, ale choć odległość nie była wielka, to pierwszy pocisk fatalnie spudłował. Kolejny ugodził rumaka, ale ten nawet nie zwolnił. Dalej powoli ciągnął wóz. Żołnierz przeładował ponownie, ale nim zdążył wycelować spostrzegł, że ludzie stojący przednim zaczęli umierać, ledwo dotknął ich cień Ankou. Wyli potępieńczo, padli na ziemię, a ich ciała zaczęły się skręcać. Był wśród nich i kapłan. Ich przerażeni towarzysze rzucili się do ucieczki. Jeszcze jedynie kapitan nawoływał, aby barykadować się w budynkach, pewnym jednak było, że za chwilę rozpocznie się rzeź.
__________________ Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych! |
03-02-2019, 20:56 | #552 |
Reputacja: 1 |
|
08-02-2019, 00:00 | #553 |
Reputacja: 1 |
|
10-02-2019, 11:17 | #554 |
Dział Fantasy Reputacja: 1 | Szczurołap był jej ostatnią szansą. Ona jednak nie zdawała sobie z tego sprawy. Jej świat runął i nie było żadnej nadziei w jego zgliszczach. - Chodź, wstawaj - szeptał Svein uspokajająco podnosząc ją do pionu a ona niemo poddawała się pomocy. - Idziem w pizdu - dodał. A mógł się zamknąć. Na zewnątrz nie naszła go żadna refleksja - nawet ta o mnogości zniszczeń, jakie dokonała klątwa Siewcy w ciągu raptem kilku dni w uroczej, handlowej osadzie. Szczurołap był zwyczajnie zły, zastanawiał się, czy aby nie jest przeklęty. Kolejny raz opuszczał miejsce, które nazywał jakiś czas domem by nigdy do niego nie wrócić. - Pomóż mi, lewa, prawa, lewa... Za zaułkiem skręcili w lewo i ponownie w lewo. W tym miejscu stała szopa Mouserów. Wysoki budynek zewsząd otaczały leżące truchła. Svein zmusił Ernę do wdrapania się na strop, Kroka schował do torby a na ramię zarzucił sobie zwój liny wiszący na kołku przy wrotach. Na górze panował względny spokój, żadna mysz nie skrobała w górach siana składowanych pod dachem. Z zewnątrz dochodziło jednak zawodzenie wyznawców Siewcy. Svein rozgrzebał poszycie ponad łatą na wysokości pasa tworząc dziurę w dachu. Do palisady sięgał ręką, a za nią kilka metrów niżej znajdowała się piaskowa, nadbrzeżna łacha. Z wyuczoną sprawnością wyjrzał, ocenił wysokość i w odpowiednich miejscach na sznurze umieścił węzły. Jeden koniec liny zawiązał na stropie, a na drugim spuścił swobodnie na drugą stronę swój dobytek. Dla ułatwienia deskę leżącą na stropie rzucił z dachu na palisadę i zablokował widłami. Najtrudniejsze okazało się nakłonienie Erny do współpracy przy zejściu na dół. Zachowywała się jak pozbawiona duszy. Patrzyła się na szczurołapa oślim wzrokiem stojąc na desce i trzymając linę. Nie chciała lub nie mogła ruszyć dalej. Svein Próbował długo, prośbami i miłym tonem nakłonić ją do zejścia po linie na dół. W końcu jednak dał za wygraną i posunął się do groźby. Wyjął krzesiwo i nóż. - Złaź, mówię. Spalę to miejsce. Z oddali sytuację oceniał wojskowy obserwator. Armia rozstawiła posterunki wszędzie dookoła Fortenhaf. Małe grupy jeźdźców krążyły w ramach patroli w znacznej odległości od miasta. Zwiadowca z tej odległości musiał się wysilić. Dostrzegł już niesionych przez rzekę ludzi. Już niedługo mógł dostrzec kolejny pożar. Ostatecznie kto spodziewał się dwójki ludzi na szczycie palisady? - Szybciej - warknął Svein, gdy Erna przełożyła nogę przez umocnienie. Wszystko miał przygotowane, na farmie gdzie mieszkał znajdował się dół z jedzeniem. Wiele jednak mogło się zmienić odkąd zawarto miejskie wrota. Mając zapasy z „Czerwonego koguta” szczurołap nie chciał ryzykować. Marzył o oddaleniu się od osady jak najszybciej. Dopiero teraz skojarzył, że zamiast marnować czas na szopę Mouserów mogli użyć wyjścia na dach kapliczki. Splunął. Po chwili ślina parowała, gdy płomienie zbliżały się doń obejmując deskę na stropie, po której ściekała niżej. |
10-02-2019, 12:10 | #555 |
Administrator Reputacja: 1 | Nadciągała śmierć. Rada Dziadygi nie była Lennartowi potrzebna - wiadomo było, że pozostanie na polu walki skończy się w jeden tylko możliwy sposób. Lennart co prawda młodzieniaszkiem nie był, ale i tak uważał, że za wcześnie jeszcze na rozstanie się z życiem - bez względu na to, jakie by ono nie było, dlatego też uważał, że dłuższy pobyt w tym miejscu zdecydowanie mijał się z celem. Ale to nie znaczyło, że zamierzał poddać się bez walki. Cofnął się o kilkanaście metrów i, przyzywając na pomoc wszystkich znanych sobie bogów (znaczy tych, co ewentualnie mogliby spojrzeć na niego łaskawym okiem) spróbował spełnić sugestię Dziadygi i wysłać Kadata w objęcia jego boga. Gdyby to się nie udało za pierwszym razem, miał zamiar powtórzyć działanie... a potem uciekać. Jak najszybciej i jak najdalej. Znaczy do rzeki. |
17-02-2019, 15:01 | #556 |
Reputacja: 1 | Reakcja Gretty zaskoczyła Ericha. Miał zamiar stoczyć ostatnią w swoim życiu walkę i poprzez poświęcenie dać pozostałym, a przede wszystkim swojej siostrze czas na ucieczkę z tego miejsca. Jednak Gretta nie zamierzała mu na to pozwolić. Wyglądało na to, że człowiek nie był w stanie przeciwstawić się nadchodzącemu koszmarowi i jedyną szansę ocalenia daje ucieczka. A Gretta nie chciała uciekać bez niego... - Dobrze. Już dobrze, uciekajmy stąd. - Zgodził się z nią wreszcie. - Chodź, akolito! Nic tu po nas! Nie możemy powstrzymać tego, co przywołali roznosiciele zarazy! - zawołał do Roela i pociągnął go za ramię. Na szczęście atakujący odpuścili i zdawali się czekać na nadejście przywołanej przez Kadata istoty. - Biegnijmy za nimi! - wskazał prowadzonych przez starca chłopów. Przebiegając obok jednego z budynków zauważył koryto służące do pojenia koni. Spoczywało na kamiennych wspornikach, jednak nie było do nich przy trwale przymocowane, zatem nie trwało długo, by przy pomocy Gretty wylał jego zawartość i przeniósł w kierunku pokonujących palisadę chłopów. Drewniane koryto nie było łodzią, jednak powinno pomóc utrzymać się na powierzchni, a do tego przenieść jego pancerz, tarczę i tym podobne nie pomagające w pływaniu przedmioty.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
19-02-2019, 13:13 | #557 |
Reputacja: 1 | Walka trwała nie tylko na ulicach Fortenhaf. Gdy Erich szarpnął ramię Roela ten chciał się gniewnie odmachnąć i zrugać za chęć ucieczki. Akolita zamierzał poświęcić swoje życie walcząc do samego końca. Jednak wcale nie tak mocne pociągnięcie wytrąciło go z równowagi, a nieplanowany krok zakończył się nagłym ugięciem kolana. Waleczny akolita wylądował na ziemi. Zamiast gniewu w jego oczach odbijało się zaskoczenie i niedowierzanie. Nie był w stanie godnie wypełnić swojego przeznaczenia. Mógł się jeszcze ostatkiem sił rzucić w szaleńczym ataku na przyzwaną istotę, ale czy jego patron oczekiwał tak skrajnej głupoty. Nie miał szans by się choć zbliżyć do wroga. Nic nie Kolejna trudna decyzja. Dać się teraz zabić to zbyt prosta droga. Poświęcić swoje ciało jest zbyt łatwo. Nie spowoduje niczego. Poświęcić swą duszę i dać się potępić to prawdziwe poświęcenie. Nawet jeśli zostanie osądzony, żyjąc może spróbować zrobić jeszcze coś dobrego. Przytrzymał rękaw vok Kursta i wspiął się na nim. - Ratujcie się! - krzyknął i z obrzydzeniem do samego siebie ruszył do ucieczki czując ból nieporównywalnie większy niż ten, gdy umierał. |
19-02-2019, 22:37 | #558 |
Reputacja: 1 |
__________________ Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych! |
09-03-2019, 22:01 | #559 |
Reputacja: 1 |
|