[WFRP 2ed.] Szóstka z Zweufalten
|
Bagna jak to bagna, nudne, szarobure. Do butów wlewała się mulista woda, a twarz owiewała wilgotna aura zachodząca smrodem sprzed kilku dni. Zatęchła atmosfera, jaka panowała w okolicy, sprawiała, że Heike nie chciało się ruszać na więcej, niż kilkadziesiąt kroków od domu. Miał to szczęście, że był wysoki i nie brodził po kolana, a do tego szczupły, więc i między gałęziami czy inną burawą zielenią mieścił się bez problemu. Mniej szczęścia miał przy samym porodzie. |
Praca zbiorowa całej drużyny Elsie przepchnęła się do przodu. Część z młodszych w Zweufalten obawiała się Heindela, część podśmiewała się niego po kątach, z jego wybuchowości i głupawych – jak je nazywali między sobą - zachowań. Ale nie Elsie. Nie bała się też widoku krwi ani nieżywych ludzi – mnóstwo naoglądała się ich z matką. Jeśli za późno po nią posyłali. Ale wcale nie wiadomo było, czy ten był nieżywy… |
|
|
Dialog kanna & Dhratlach Sigfried spojrzał na Elsie. Modlitwa? Z myślą, że to i tak mu nie zaszkodzi ukląkł przy dziewczynie i oddał się niemej modlitwie… do Handrich’a. Kiedy to było zrobione, posłał dziewczynie delikatny uśmiech i powiedział cicho - Powinniśmy dać mu monetę na opłatę dla Morra… - z tymi słowami zaczął przeszukiwać żołnierza. A nóż ma monetki, lub coś ciekawego? Pensa włożyłby do ust, a reszta jego! Tak czy inaczej młody szkutnik zamierzał po tym razem z dziewczyną szybko udać się z resztą ferajny z powrotem do osady. Tylko… czy poczeka tę chwilę za nim? Sig jako wytrawny syn handlarza zawsze wiedział, gdzie ludzie przenoszą i ukrywają pieniądze. Nie mylił się i tym razem. W cholewie buta znalazł schowane dziesięć pensów, zapewne na czarną godzinę. Chłopak wydobył monety i wsunął zręcznym ruchem w cholewę swojego buta tak by nikt nie dostrzegł co znalazł... za wyjątkiem jednej którą włożył mężczyźnie między wargi mówiąc cicho. - Niech Morr ma Ciebie w opiece. Spojrzał za oddalającą się grupką, a potem na Elsie. - Sprawdzimy juki? Tylko bez nich. Podzielimy się między sobą? - zapytał cicho i optymistycznie. Elsie też się poniosła, otrzepała kolana, a potem spojrzała na chłopaka. Potrafiła wypatrzeć wiewiórkę na czubku drzewa wśród jesiennych liści a nie dostrzegła by grzebania przy umierającym? - Sigfriedzie Holzmann - powiedziała. - Najpierw wyjmij pieniądze z buta i oddaj mężczyźnie. A potem zdecyduj, czy wolisz sam opowiedzieć sołtysowi o swoich pomysłach, czy ja mam to zrobić. Pomyślałeś co będzie, jeśli znajdą przy nas jego rzeczy? - A skąd będą wiedzieli, że rzeczy należą do niego?[/i] - zapytał chłopak z uśmiechem i skierował się w stronę juków - Przecież nie zabierzemy rzeczy oczywiście jawnych. Tak głupi nie jesteśmy, a mu one nie potrzebne, nieprawdaż? Zresztą, pomyśl o tym jak o opłacie za znieczulenie. Poza tym, może dowiemy się czegoś jeszcze o nim, skoro sam mówić nie skory? Elsie zastanawiała się przez moment. - No dobrze - powiedziała po chwili. - Sprawdzimy. Może ustalimy, skąd przybył. Ale nic nie będziemy zabierać! - okradanie innych, czy martwych, czy żywych nie mieściło się w systemie wartości dziewczyny. Sigfried puścił dziewczynie oczko. - Zawsze wiedziałem, że jesteś wspaniałą i mądrą dziewczyną Elsie. - powiedział po czym przeszedł do oględzin i konia i juków. - Masz może nożyk? Szkoda by było by to mięsko się zmarnowało… poza tym, spełniliśmy swój obowiązek. Ten człowiek bezpiecznie trafi do ogrodów Morr’a. Na pewno podzieliłby się z nami dobytkiem gdyby mógł mówić. Spojrzała na chłopaka z ukosa. - Nie bierz mnie pod włos, dobra? Jestem od ciebie starsza o całe 5 miesięcy i wiem, na co cię stać. Przyklękła przy jukach. -Mam nożyk, ale go nie dostaniesz. Konia też nie ruszamy. Ktoś go będzie szukał. Dojdzie po śladach do naszej wsi i uzna, że my to zrobiliśmy. Sprawdzimy tylko juki i zabieramy się. - Wiesz, to i tak nie ma znaczenia, bo Will zabrał ten znaczek ze zbroi, nie? Równie dobrze możemy wziąć co się da, a ciała wrzucić do bagna, niech pochłonie… - powiedział konspiracyjnym głosem Sig - ...nie ma ciał, nie ma problemu, nie? Ten zepsuty napierśnik się przekuje na sztabkę, a zbroję z mieczem ukryje. Z tatkiem sprzedamy i może parę kóz da radę za to kupić! Pomyśl, je wszystko, mleko, mięso i skórę daje… o ile łatwiej będzie przetrwać zimę! - I nie rób ze mnie potwora… - nachmurzył się trochę chłopak - ...ktoś musi myśleć o dobru osady, nie? - Will odniesie ryngraf jak tylko pokaże go sołtysowi - Elsie wydawała się być granitowo pewna swoich słów. - A my nie będziemy nikogo okradać! Przyjrzała się węzłom ma jukach, aby móc je potem odtworzyć. Rozwiązała rzemyk i zajrzała do środka. - Kradzież jest wtedy kiedy ktoś na tym straci i poczuje się źle. - powiedział karcąco młody Holzmann spoglądając na Elsie, a potem na juki - On się tak nie poczuje, bo nie żyje. To nie kradzież, to dbanie o dobrobyt naszej osady. Musimy myśleć o nadchodzącej zimie! - Zapewniam cię, twój ojciec poczuł by się źle, gdyby ktoś okradł twoje zwłoki. I nie chcemy zostawić śladów, pamiętaj. - Mój tatko byłby dumny, gdyby wiedział, że myślę trzeźwo o zapewnieniu dobrobytu osadzie. Zresztą, nie znamy jego rodziny, więc nie zaniesiemy im tego co ma. Równie dobrze możemy zabrać co jest i odprawić prowizoryczny pogrzeb w bagnie. Elsie nie wydawała się przekonana. -Sprawdźmy najpierw, co tam ma - zdecydowała. Sigfried przybliżył się do dziewczyny tak, że praktycznie stał ledwie cale od niej i spoglądał na juki. Ledwie otwarli pierwszy juk, dopadł ich stęchły zapach zepsutego jedzenia. Przyjrzeli się dokładniej. Były tam dwa czerstwe już chleby i na wpół zgniła połeć czerwonego mięsa. I coś, co zainteresowało ich zdecydowanie bardziej - tuba na zwoje z emblematem herbu, który widzieli wcześniej na ryngrafie. Zaciekawiony Sig otworzył i drugi juk, tutaj jednak nie dostrzegł nic godnego uwagi - były tam tylko przemoczone skórzane buty. Elsie wyciągnęła tubę i otworzyła ją. W tubie znalazła dwa zwoje - oba zapieczętowane czerwonym woskiem, w którym odbity był herb. - Mogę sprawdzić co tam pisze. Potem zaniesiemy sołtysowi, a on po zapoznaniu się je spali i brak dowodów, a może dowiemy się co południowcy chcą w naszych stronach. - powiedział młody Holzmann. Dziewczyna cofnęła rękę, a potem włożyła zwoje na powrót do tuby. Tą umieściła w swojej sakwie. Wszelkie dokumenty traktowała zawsze z dużą atencją i szacunkiem. Może dlatego, że nieczęsto miała z nimi styczność. - - Nie wolno łamać pieczęci - powiedziała stanowczo. - Tego nie da się już cofnąć. Wracamy, mieliśmy się nie rozdzielać a ich już nie widać… Sołtys zdecyduje, co zrobić. - poszła w stronę wioski, za oddalającą się grupą. Sigfried uśmiechnął się szeroko w duchu. Elsie przejrzała na oczy, a to znaczyło, że… chwycił co nieco z dobytku truposza. Po tym, a trwało to dłuższą chwilę, ruszył za dziewczyną. Dom rodzinny stał po drodze, więc złoży swoje zdobycze w swoim pokoju. Potem je przehandluje. Znaczy się gdzieś po tym, jak spotka się z sołtysem. Wypatrująca Willa dziewczyna nie spojrzała, co robi Sig. Była pewna, że idzie za nią. Już i tak za dużo czasu tutaj spędzili…Rodzice będą niezadowoleni, nie lubili, jak znikała na tak długo. Choć miała już prawie 16 lat, ciągle traktowali ją jak dziecko, a Elsie nawet się nie buntowała, Rozumiała, ze powinna pomagać rodzicom po tym, jak najstarszy brat się wyniósł się w dół Debu. Średni – Ulrik – niby został, ale jakby go nie było: pływał z flisakami, ale jak twierdził tatko „nie dla uczciwej pacy, ale zabawiania innych pieśniami i zwodzenia dziewek”. Nie przeszkadzało to Elsie ubóstwiać brata. Ona uważała pisanie ballad i granie na każdym instrumencie za uczciwa pracę. Co jednak ważniejsze – po tym, jak tatko zrozumiał, ze synowie nie pójdą w jego ślady, zaczął na poważnie wdrażać Elsie w umiejętności potrzebne łowcom. Miała przez to dwa razy więc pracy, bo z domowych obowiązków nie została zwolniona, ciągle pomagała matce w zbieraniu ziół i chadzała z nią do porodów … Dziś i za długo zbawiła ze znajomymi. Rodzice będą się złościć. Przyśpieszyła, przeskakując zgrabnie z jednej kępy suchszego gruntu na następna. Była lekka i zwinna. Miała smukłą sylwetkę, ładnie ukształtowaną, roześmiane oczy i okrągła buzię. Mogła się podobać i gdyby bardziej się przyłożyła do dbania o swój wygląd – założyła sukienkę, upięła i wyszczotkowała porządnie włosy, byłaby piękna, jak jej matka kiedyś. Ona jednak wolała donaszać portki po braciach. Znów przeskoczyła, nie widziała powodu, alby niszczyć wysokie, porządne buty – prezent od ojca, podobnie jak długi łuk - brodzeniem w bagnie. Chciała dogonić Willa i oddać mu tubę dokumentami, żeby to on porozmawiał z sołtysem.. Tatko nie byłby zadowolony, gdyby się dowiedział, ze Elsie zabrała coś nie swojego. Nawet w słusznym celu. By bardzo zasadniczy w tych sprawach a rękę miał ciężką – bracia nieraz się o tym przekonali. Elsie była posłuszna i pracowita, a do tego najmłodsza, nie było powodu, aby się na nią złościć. |
|
Sig tęsknie spojrzał w kierunku reszty dobytku nieszczęśliwego podróżnika, żałując, że nie mógł wziąć ze sobą więcej „skarbów”. Niestety, reszta drużyny nie podzielała jego miłości do rzeczy materialnych, a sam Sig wiedział dobrze, że samego zostawać na bagnie i to bez broni rzeczą było wyjątkową nierozsądną. Czego przykład miał za plecami. |
Dialog grupowy poza Sigiem - Ino nie grzdyle. - Oburzył się Heindel, ale jako, że dotarł ostatni z grupy i stał najdalej od sołtysa, ten mógł go nie usłyszeć. Minę chłopak miał jednak niezwykle naburmuszoną. |
Dialog kanna & merill Po odejściu sołtysa, kiedy wszyscy zaczęli sie powoli rozchodzić, Elsie zatrzymała Willa. - Patrzyłeś, co tam było napisane - stwierdziła. - Powiedz. Will rozmyslal nad tym czy powinienem powiedzieć o tym co ich dzisiaj spotkało swojemu majstrowi. Tuż za progiem chaty sołtysa poczuł szarpniecie za rękaw koszuli i pytanie Elsie. Mała miała dar obserwacji, to jej musiał przyznać : - Patrzyłem - przyznał po chwili. Córka łowcy zawsze wydawała mu się miła dziewczyną, więc postanowił podzielić się informacja: - Gdyby nie Heike to doczytalbym więcej - w jego głosie znać było wyrzut pod adresem podobnego do dziewczyny syna rybaka. - To chyba było coś jak jakiś pisemny rozkaz, widziałem niewiele, ale na tyle na ile zdążyłem zauważyć, jakiś graf rozkazuje piechocie dokonać karnej… - tu urwał. - Tylko tyle udało mi się zobaczyć, Elsie - trochę się zaciął pod koniec zdania. Rozmowy z dziewczynami zawsze przychodziły mu z trudnością, nie co jego przyjacielowi Cauchtonowi. Zawsze mu tego zazdrościł. Elsie nie zauważyła potknięcia Willa. Miała dwóch starszych braci, więc potrafiła rozmawiać z chłopakami. Przez moment rozważała jego słowa. Rozumiała każde z nich, ale nie widziała sensu całości. Może coś źle pojęła? A może chłopak źle przeczytał? Mama twierdziła, że czytanie jest bardzo trudne, a tata - że szkoda tracić czas na uczenie się głupot. Elsie kiedyś próbowała sama, ale słabo jej szło. Pisała litery ze swojego imienia na piasku, w różnej kolejności, ale nie wychodziły słowa, które znała. Więc to czytanie naprawdę było trudne. Lub ona była za mało bystra, żeby je ogarnąć. W przeciwieństwie do Willa. - Graf to pan, tak? - upewniła się. - Coś każe zrobić wojsku. Coś karnego. Karnego czyli za karę? Czy karnego, że grzecznie się zachowuje? - spojrzała na Willa pytająco. Czeladnik kowalski przez chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią: - Tak, chyba tak. Graf to szlachcic jakowyś - nie orientował się specjalnie, bardziej wnioskował. - Myślę, Elsie, że to właśnie to wojsko ma raczej te karę wymierzyć… - sam się swoich słów wystarczył - Powiem Panu Aybarze tym. Jeśli ma zdarzyć się coś złego… lepiej być przygotowanym. Ostatnio skaveny nas zaskoczyły… - w głosie rosłego chłopaka dało się wyczuć nutkę smutku. - Wracasz domu? - zapytał dziewczyny, chata kowala była niedaleko domu Elsie. - Porozmawiamy po drodze? Chciałbym jak najszybciej powiadomić majstra. - On sam zamieszkiwał na poddaszu kuźni od czasu kiedy małżeństwo Aybarow się nim zaopiekowało. - Wracam - potwierdziła dziewczyna. - Tatko znają się z sołtysem, sołtys go poważa, może mu powie, co w tych pismach było? Przez chwilę szli w milczeniu. - Myślisz, że oni tu przyjdą? Z tą kara do nas? Nic złego nie zrobiliśmy. Ale chyba nie powinniśmy byli mu zabierać tych pism.. Choć jak zabraliśmy, to nikt już ich nie przeczyta, prawda? - zastanawiała się gorączkowo. Will zastanawiał się krótki moment nad odpowiedzią: - Myślę, że to nie ma znaczenia czy zrobiliśmy coś złego czy nie. Myślę, że taki graf to pewnie nawet nie wie o naszym istnieniu. Pozostaje mieć nadzieję, że się mylimy, ale warto się przygotować na najgorsze… - podkręcił głową i powtórzył powiedzonko swojego mistrza kowalskiego: - Strzeżonego Ulryk strzeże, czy jakoś tak mawia Pan Aybara. Sama wiesz, że ciężko się do nas przez bagna dostać. Kto jak kto ale Ty powinnaś o tym wiedzieć najlepiej - uśmiechnął się nieśmiało, próbując podnieść dziewczynę na duchu. - W sumie … - uśmiechnęła się i trochę odprężyła. - Tylko ja bym nie chciała.. no, normalnie wolę tu żyć . A ty? Zawsze tu będziesz , czy wyjedziesz, jak mój brat i inni? - Nie wiem… - przyznał szczerze - kiedy skończę termin u kowala, nic mnie już tu nie będzie trzymać - doszło do niego, że w zasadzie prócz opiekujących się nim małżeństwa kowali nic go w wiosce na bagnach nie trzyma. W zasadzie nie rozmyślał o tym nigdy. Pokiwała tylko głową. Znowu długą chwilę szli w milczeniu. Chata rodziców dziewczyny stała nieco na uboczu, w niewielkim oddaleniu od reszty zabudowań. - Rodzice będą się złościć, że mnie nie ma tyle… Opowiem, co na bagnach znaleźliśmy, może tatko coś poradzi. Chłopak przytaknął: - Też tak myślę, że Pan Aybara powinien wiedzieć co robić. Byłbym zapomniał - Willowi przypomniało się coś - przekaż ojcu, że zamówione groty do strzał są już gotowe. Elsie pokiwała głowa i odeszła. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:26. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0