|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
10-10-2017, 22:57 | #1 |
Dział Fantasy Reputacja: 1 | [WFRP 1.ed] Bracia krwi - Wurtbad? Ja wam mówię, jedźcie przez Ohlsdorf. Patrzcie, jak nas wilcy w Auerswald poszarpali – to już ten las, przed wami. Ostrzegam, przeprawcie się przez rzekę w Gladisch i jedźcie dookoła. Co z tego, że dwa tygodnie drogi dłużej? Życie wam niemiłe?! Trzech ochroniarzy mi do Morra wysłały te bestie. Tylko jedną, odgryzioną nogę znaleźliśmy, resztę porwały w pizdu w las. Czarne grzbiety, kędzierzawe, a ślepia! Czerwienią błyszczały jak rzucały się ludziom do gardeł i rozszarpywały łydki. O, patrzcie! Ostatnio edytowane przez Avitto : 12-10-2017 o 23:18. |
13-10-2017, 21:40 | #2 |
Reputacja: 1 | - Albrecht, coś ty prawił o kudłaczych besytjach od chłopków? Bo ja nie wiem czy idziemy dalej do Gladisch, czy zostajemy? - zagaił towarzyszy Wiktor. - Nie uśmiecha mi się kisić w tejże wsi. Nie cierpię kudłatych zwierzy - bezwiednie podrapał się po bliźnie. - Tu nawet karczmy nie ma, a i dziewki jakieś płochliwe. Młodszy z Schutzów rozciągnął się rozkosznie na rzuconym na trawę płaszczu. Można było pomyśleć, że nie dosłyszał, ale tak naprawdę zastanawiał się nad zasłyszaną w stodole rozmową. - Są płochliwe, bo w sposób oczywisty patrzysz im na draba - odpowiedział po chwili, nie podejmując jeszcze głównego tematu. - Ale nie zamartwiaj się, wiele dziewek lubi takich tęgich łajdaków. Musisz taką damę najpierw elegancko urobić, po prostu. Pomyślał sobie o ciemnowłosej dziewczynie z pola. Dowiedział się tylko, że nazywa się Klara - to mu się nie podobało, spostrzeżeniem tym zresztą podzielił się już z wszystkimi towarzyszami, którzy chcieli go słuchać. Inne jej przymioty z kolei podobały mu się bardzo. Oprzytomniał nieco. - W leśniczówce podobno coś myśliwych zagryzło. Jeden z tych chłopów zarzekał się, że tak się stało, a wszystko dookoła było ubabrane krwią. Wilcy albo nawet wilkołak. - Podrapał się po karku. Przydałaby mu się wizyta u balwierza. - Pamiętacie, jak w Neukirch wynajęli nas, żebyśmy wytropili wilkołaka porywającego owce? - Pamiętam Neukirch, ale wilkołaka nie pamiętam. Pamiętam jeno, że mieli tam dobrą wódę i soczyste mięsiwo. Nie było to Albrechcie na wzgórzach Bernau? - zapytał Wiktor - Ten skurwiel, tak piekielnie wył, że spać nie dawał. Jak spotkałem się z nim oko w oko jako przynęta na polanie to prawie w galoty narobiłem. Dobrze, że wbiłeś mu kołek przez dupę aż do serca. Oj, to były czasy kiedym był piękny i młody, a teraz to się tylko niedźwiedzice za mną oglądają. Hahahah - Wiktor wybuchnął śmiechem. - Nie zaprzeczam, mogło to być w Bernau - odparł Albi. - Ale nie ja go dziabnąłem kołkiem, tylko Josef. Dziabnął go zaś całkiem solidnym osinowym palikiem. Podniósł się z tymczasowego posłania. - Rzeczą do której zmierzam jest jednak fakt, że żaden to był wilkołak, a mutant, dotknięty skazą Chaosu odmieniec. Był z tej racji tak gęsto porośnięty włosiem, że go wszyscy za człowieka-wilka wzięli. Mordę też miał wyjątkowo krzywą, ale tutaj pewności co do jej pochodzenia nie mam. Żeby daleko nie spojrzeć, co drugi chłop na polu taką ma. Ty zresztą też Wiktorze. Czy mamy cię z tej racji przebić kołkiem? - A spróbuj że szczęścia, ino kołek sobie mocny spraw - odparł przyjacielowi Wiktor. Po czym wstał i spojrzał na pozostałych - A wy co tak cicho siedzicie? Dajcie też swe wspominki, tak lubuje ich słuchać! - Pierwsze co Wam rzeknę, to że włochate wszystko być może, nawet baba - odezwał się Zachariasz, gdy skończył przeżuwać kawałek kiełbaski wyciągnięty wprost z kieszeni kaftana. - Jak ta, żeby daleko nie szukać, Frau Brunhilda Zuckowa z Blossau. Och mówię Wam cóż ona za futro miała. Warkocze pleść można było, ale zadbana była. Zadbana to mus! A jak w to futerko wskoczyłeś, to niby przez las się Twój hajduk przedzierał. Niziołek splunął jakąś chrząstką i kontynuował swoje wywody. - Dobrze, żeśmy tam w Bernau się zakręcili, bo przecie ten Brunner też miał chrapkę na nagrodę. Ale ja już go wcześniej znałem, z Nuln podajże. No tom wiedział, że jak mu się takiego młodzieniaszka podsunie, to się szuja nie oprze. A jak się łowca nagród z chłopaczkiem w alkierzu zabawiał, myśmy robotę odwalili, nie? Josef podczas zajmowania się wierzchowcami przysłuchiwał się rozmowie, lecz nie zabierał głosu. Dopiero, gdy Zachariasz wspomniał nazwisko Brunnera starszy Schutz zdecydował się zareagować. - Nasz postępek w Bernau do rycerskich iście nie należał, chwalić się nim nam nie wypada. - Podobnie mówił imć Ferdinand Pempernick w Gospodzie U Hlavou, kiedy to przy piwie jego brat Josif opowiadał, jak to uwiódł córkę rajcy Ressau’a, Ingę. A trzeba przyznać, że owa córcia całkiem ładnym cacuszkiem była - Zachariasz łyknął z bukłaka. - Zadek tak krągły i sprężysty to rzadko się zdarza. - A z tego Brunnera to jest kawał łajdaka - dorzucił po chwili Albrecht. - Bogom idzie dziękować, że ani z imienia, ani z oblicza nas nie kojarzy, bo tęgiej biedy byśmy tylko sobie napytali... - Łajdak, łajdakiem, ale tu o tego biednego chłopca się rozchodzi - Josef skarcił brata, po czym wrócił do czyszczenia końskich nóg - Gdyby ktoś tylko psiego syna przyłapał na gorącym... - Tedy skończyłby najpewniej z ostrzem w trzewiach - skwitował Albi. - A ty Zachariaszu kolejny raz zadziwiasz mnie swoją niezwykłą pamięcią do imion. Strach pomyśleć, skąd ci się ona wzięła? Może w Straży Dróg i Mostów, w wywiadzie się tego nauczyłeś? Albo, co gorsza, w kontrwywiadzie? - Albo by go przed sąd postawiono i skazano. Tak powinno się postępować, ale niestety nie mnie o tym. - wyraził swoją opinię Josef wyciągając błoto z kopyt. - Jużem raz czy dwa razy słyszał od wielebnych braci Sigmarytów, że owe igraszki z płcią własną uprawiane za objaw spaczenia, znaczy mutację uważane być winny - Zachariasz zaczął się wymądrzać, wymachując palcem w górze. - I powiem Wam szczerze, że się z tym zgadzam, ale z wyjątkami. Otóż nic przeciwko owej odmienności nie mam, ale tylko gdy z dwoma dziołszkami w łożnicy leżę i one sobie razem baraszkują. A co do pamięci do imion, to każdem niziołek tak ma, że imiona pamięta. Jeden tylko czternaście pokoleń w swojej familii po mieczu spamięta, a inny wszystko jak leci, łącznie z mianami wszystkich kurew w burdelach Middenheim i pocztem Cesarzy od samego Sigmara zaczynając. - Drogi przyjacielu, upraszczasz chyba nazbyt miłość - powiedział Josef unosząc tylną nogę konia. - Miłość miłością, a pochędożyć każden lubi. Mužska věc- skwitował Zachariasz. - Każdy niziołek tak ma? Krótki, acz pamiętny? - zmienił temat Schutz starszy, wydłubując kamień, który utknął w kopycie wierzchowca. - Nie wiem czy każdy, bom innym w gacie nie zaglądał. Ja na swojego wojaka nie narzekam - zaśmiał się, opluwając brodę i rozstawiając ręce na długość halfińskiego łokcia. Josef także się zaśmiał i zaczął pakować szczotki. - No dobrze, starczy już tego nudnego gwarzenia - zadecydował młodszy z braci i zaczął wciskać ręce w rękawy płaszcza. - Musimy podjąć uczciwie decyzję, czy idziemy wyprosić trochę miejsca na stryszku stodoły, czy może ruszamy do Gladisch, zanim do reszty pociemnieje. - Pomyślał o brunetce z pola. - Ja optuję za pierwszym rozwiązaniem. Wilkołaki albo i nie, po ciemku do lasu mi niespieszno. Emmerich, jak myślisz? Emmerich, do tej pory milczący, uniósł głowę na słowa Albrechta. Przerwał na chwilę czyszczenie i ponowne ładowanie swojej samopowtarzalnej kuszy i nieprzyzwyczajony do gadania rzekł krótko: - Ryzykować bez zapłaty nie lubię. Stryszek może być. Stanę na pierwszej warcie - dodał. Jak na niego, to i tak była długa przemowa, zdarzały się dnie, gdy w ogóle się nie odzywał. - Zostać na noc możemy - zgodził się Zachariasz. - Byle na łeb nie padało i co do wypicia było, bo o suchym pysku źle mi się śpi. Tą samą przypadłość miał niejaki Georg Brunzel, który jak ćwiartki na wieczór nie przytulił, to potem po nocy po wsi łaził i ludziskom do piwnic zaglądał. Wiktor na te słowa podszedł do juków, które leżały obok i wyciagnął flaszkę wódki. - Na początek to wystarczy, przynajmniej mam nadzieję - żachnął się. - Ino coś do żarcia lepszego by się zdało niż te podróżne jadło - wtrącił, a jego żoładek jak na zawołanie wydał głośny odgłos niezadowolenia. - Brunzel? - Gerhart podniósł głowę, gdy znajome, jak mu się zdało, nazwisko usłyszał. - Jeśli to ten, o którym żem słyszał, to pono w beczce gorzały skończył, gdy chciał się bez kubka napić. Przechylił się... i chlup. Całej nie wypił. Nie zdołał... - Ten sam! - wykrzyknął niziołek uradowany, że ma z kimś wspólnego znajomka. To szczegół, że od kilku lat martwego. - Widzisz Gerhardt jaki ten świat jest mały. A mówią, że żeby go opłynąć to czterystaosiemnaście dni płynąć trzeba. - Z matrosem jakimś, przy kielichu, żeś to pływanie omawiał? - zainteresował się Gerhart. - Jeden przez drugiego więksi łgarze i oczajdusze. A im więcej piwa w brzuchu mają, tym dni na morzu im się rozciągają. Ale... niektórzy ciekawie prawić potrafią, choć prawdy pewnie nie rzekną. Josef po tym, jak już wszystkie sprzęty spakował do torby zdecydował się włączyć do rozmowy. - Ci co na morzach czas spędzają zazwyczaj bajają i nie warto im na słowo wierzyć, choć to bajanie dla ucha wyborne. - zrobił chwilę przerwy, tak jakby chciał się nad czymś zastanowić, lecz zrezygnował i tylko dodał - Śpijmy w wiosce. - Łatwiej się jakby teraz utopić - podjął temat Albrecht i postanowił pochwalić się wiedzą na temat najnowszych politycznych plotek. - Żeby nie szukać daleko, jeden z synów miłościwie panującego księcia Quenelles się w beczce wypełnionej po brzegi winem ostatnio utopił. - A nie było to tak, że nie sam do niej wskoczył? - Gerhart podobną plotkę, ale o kim innym słyszał. - Im kto wyższy ma stołek, tym więcej wrogów ma dookoła, co się tam wspiąć chcą, poprzednika się pozbywając. - Nie sam - potwierdził łowca nagród - ale niebezpiecznie o tym wspominać. Wiecie przecież co się stało z tymi, co sprawę badali... - zawiesił głos. Młodszy Schutz zadarł nosa. - Spisków się doszukujecie jak pokojówki. A plotkami się dzielicie jak stare baby przy studni. Synem był trzecim, a wiadomo, trzeci syn to tylko się pozbyć korzystnie. Wiem coś o tym, sam trzeci w kolejce jestem. - Ja jestem pierwszym synem i na wiele to się nie zdało - starszy Schutz odpowiedział bratu. - Boś głupi i zostałeś w woju - odciął się Albi. - Było do domu wrócić, warsztat bednarski odziedziczyć. - A ja wam tyle powiem, że idę się odlać, a potem do wsi, żeby jakiego prosiaka albo kilka kurczaków wydębić za grosze od gospodyni. - Zachariasz wstał, przeciągnął się, podrapał po czuprynie i poszedł. Emmerich wstał zaraz po Zachariaszu i udał się za nim. Niebezpiecznie łazić samemu, nawet wśród zdawałoby się, niegroźnych chłopów. I taki mógł strzelić zza węgła w plecy. A i w jego obecności chłopi zwykle spuszczali z ceny, jeśli się na nich wystarczająco długo patrzył swoim wzrokiem. Zwłaszcza gdy muskał palcami swoją kuszę. Jakoś zawsze negocjacje szły potem łatwiej, nie wiedzieć czemu. Gerhart chciał w pierwszej chwili za Zachariaszem ruszyć, lecz zrezygnował, gdy Emmerich to uczynił. Co za dużo, to niezdrowo, powiadali. Dwójka z pewnością by starczyła na jednego prosiaka. |
14-10-2017, 00:16 | #3 |
Dział Fantasy Reputacja: 1 | We wsi młodzicy biegali z ciężkimi workami na plecach, pełnymi dopiero co wymłóconych ziaren. Wiatr się wzmógł, łagodząc nieco gorące promienie słońca. Wiele jednak ściszonych głosów rozmawiało żywo gdy ludzie mijali się, spotykali w opłotkach czy na ścieżce do wodnego młyna. Emmerich dostrzegł katem oka, jak jeden z wieśniaków pokazywał go palcem dwóm sąsiadom. Wizyta ich widocznie uzbrojonej grupki wzbudziła podniecenie wśród lokalnej społeczności i tak rozemocjonowanej doniesieniami o drapieżnych wilkach. Między innymi z powodu tych wszechobecnych emocji Zachariaszowi nie udało się znaleźć nikogo, kto ubiłby dlań zwierzę gospodarskie. W tej rolniczej wiosce gospodarze, którzy trzymali jakiś żywy inwentarz, po całym dniu w polu wciąż mieli wiele innych obowiązków i nie byli skłonni do handlu. Zdobył raptem kilkanaście jajek i chleba dość dla ich szóstki, za co po krótkim targu musiał zapłacić piętnaście groszaków. Miejsca na nocleg nikt obcym nie chciał udzielić do czego przyczyniło się przypadkowo zgrane w czasie tajemnicze zniknięcie lokalnych myśliwych. Wybitnie gładki w mowie i charyzmatyczny Albrecht mimo wszystko próbował wprosić się pod dach obórki starszego małżeństwa, na co zbiegli się z najbliższych domostw młodzi mężczyźni – synowie, wnuki i skoligaceni – by przepędzić natręta. Na widok uzbrojonej grupy wyraźnie stracili rezon, lecz silni swoją liczebnością obstawali przy swoim. - Jedźta dalej. Tam gospody znajdzieta, wyszynk smaczny i tanie posłanie. Nic tu po was, w Naffdorfie jeno zboża wiela. Chcąc nie chcąc zirytowani poszukiwacze przygód opuścili sioło dźwigając na barkach cały swój dobytek. Szli na północ, po lewej stronie mając rzekę płynącą w przeciwnym kierunku. Nikt nie podróżował traktem wraz z nimi. Nikogo też nie spotkali idącego z przeciwka. Towarzyszył im jedynie wiatr, którego porywy uginały wierzchołki przydrożnych jesionów. Osadę na horyzoncie spostrzegli bez problemów. Drewniane, gęsto ulokowane budynki widniały na tle zielonego lasu, który zaczynał się tuż za jej palisadą. Choć sprawiało wrażenie nieprzyjaznego, miasteczko żyło, o czym świadczył wszechobecny zapach dymu, szczekanie psów i odgłosy ludzi przy pracy. Brama nie była otwarta na oścież. Przez lufcik obserwowały ich czujne oczy. Wartownik na ich widok spiął się, lecz wpuścił podróżnych do środka. - Szukających noclegu zawsze chętnie gościmy. Tu zaraz, po prawo, będzie gospoda. Poznacie po szyldzie. „Tańczący Minstrel” się zwie. Nim jednak dotarli do poleconej gospody z bocznej uliczki dobiegł ich kobiecy głos. - Hej, nieznajomi! Mamy tutaj lepsze lokale niż ta milicyjna melina, do której was skierował tamten, o, moczymorda. Jakbyście takiego szukali to rozglądajcie się za „Głową goblina”. To blisko, dwa razy w lewo skręcić trzeba. Trzeba było przyznać, że miała w sobie coś pociągającego, w ten dziwny, kobiecy, tajemniczy sposób. |
14-10-2017, 00:37 | #4 |
Reputacja: 1 |
|
14-10-2017, 10:18 | #5 |
Reputacja: 1 |
__________________ „Wiele pięknych pań zapłacze jutro w Petersburgu!” Ostatnio edytowane przez Gormogon : 14-10-2017 o 10:22. |
14-10-2017, 10:31 | #6 |
Administrator Reputacja: 1 | Gerhart obdarzył mówiącą zaciekawionym spojrzeniem, po czym przeniósł wzrok na kompanów. - Tańczący Minstrel brzmi dobrze - powiedział - ale oferta tamtej pannicy sugeruje różne ciekawe rzeczy. Na przykład upojną noc i ranek z pustą sakiewką. - Z drugiej strony to racja... Z goblinami nie kojarzy mi się przyjemny odpoczynek - dodał. - Jeśli się więc upieracie, niech będzie ten Minstrel. Ostatnio edytowane przez Kerm : 15-10-2017 o 16:23. |
14-10-2017, 10:51 | #7 |
Reputacja: 1 |
|
14-10-2017, 16:22 | #8 |
Reputacja: 1 | Albrecht sprawiał wrażenie gotowego, żeby zgodzić się na ofertę nieznajomej. Mniej miłe były mu wyłapane kątem ucha mniej entuzjastyczne komentarze towarzyszy. |
14-10-2017, 23:21 | #9 |
Reputacja: 1 | Zachariasz przysłuchiwał się odźwiernemu i zastanawiał ile skurwiel dostaje od każdego klienta, który trafi do Minstrela. Mogło się okazać, że ów przybytek nie oferował niczego poza zarobaczałym siennikiem, rozwodnionym, gorzkim piwskiem i kawałkiem pieczeni, który bardziej nadałby się jako podeszwa do buta oficera reichsgwardii. No ale jego kompanionowie najwyraźniej uznali, że człowiek wie co mówi i bez zastanowienia skierowali do Minstrela. Na szczęście na ich drodze pojawiła się lokalna piękność. Jablounec zatrzymał się i spojrzał w górę, gdy kobieta ich zaczepiła. Jego wzrok przez chwilę błądził po biuście, tak jak trzeba spiętym gorsetem i dopiero potem zatrzymał się na ślicznej buzi. Niziołek słuchał i drapał się po brzuchu. - To samo żem sobie pomyślał, jak mi tamten o tym Minstrelu gadał - odezwał się wreszcie, gdy pozostali już zdecydowali, że i tak, mimo namów nadobnej białogłowy, która i tak pewnie w niedługim czasie okazałaby się sprzedajną murwą bądź zwyczajną naganiaczką, udadzą się do Minstrela. - A panna to przypadkiem nie Luisa Lutzen z Talabheim? - spytał, uchylając ronda kapelusza. - Albo może jej siostra, Daria? Bo okrutnie ma panienka do tamtych lico podobne. Jak moją mamusię, Brunhildę kocham, wykapana bliźniaczka. Owe dwie urocze panie poznałem swego czasu w zajeździe Pod Dorszem, gdzie miałem przyjemność bywać, gdym razem z cyrkiem obwoźnym Pana Iselora Hanuška po ziemiach Imperium podróżowałem. Ależ wtedy świata zwiedziłem... - Nazwa też mi się podoba... Hoblinova hlava. Fikuśne to jakieś miano. A jakież usługi tam świadczone, że lepsza owa gospoda od Minstrela, ha? A panna to zatrudniona tamże? A czy pappendorfskie wursty z musztardą mają na kuchni? Bo musicie wiedzieć, że owe kiełbaski najlepsze na świecie. Mój ziomek, Alojz Cigl ich skład skomponował. Wielki z niego kuchmistrz. Twierdził, że na dworze Jaśnie Pana Elektora Todtbringera w Middenheim gotował, alem go tam nie widział, więc nie potwierdzę owej plotki. |
15-10-2017, 16:22 | #10 |
Administrator Reputacja: 1 | "Ten znowu swoje", pomyślał rozbawiony Gerhart, gdy Zachariasz gadkę rozpoczął. "Ledwo cycki zgrabne zobaczył, to od razu głowę zaczął tracić. A przynajmniej tak się zachowywać zaczął. A jeśli takie znajomości miał, jak się nimi chwalił, to pewnie w niejednym mieście dzieci za tatusiem płaczą." Z drugiej strony... Nie da się ukryć, że warto było o to i owo wypytać, bo jeśli oferta Głowy była tej jakości, co biust panienki, co ich ową ofertą kusiła, to warto było z niej skorzystać. Tyle tylko, że Goblin, w przeciwieństwie do żywego, uciec nie mógł. No ale była jeszcze jedna sprawa - ładne cycki to nie wszystko. Dobry posiłek liczył się (jak na razie) wyżej, niż dodatkowe usługi, które i tak bezpłatne nie były. Na razie jednak nie wtrącał się do rozmowy, gotów wysłuchać argumentów cycatej naganiaczki - jeśli tylko nie musiał na nie zbyt długo czekać. |