Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-11-2017, 08:09   #1
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację
[WFRP 2ed.] Z miłości lub dla pieniędzy


Wielkie Księstwo Talabeklandu, Imperium,
15 dzień Vorgeheim, Przed Tajemnicą
2527 rok według KI,
Mittlersdorf, wczesny wieczór,



Do Mittlersdorfu przybyli kilka dni temu, a w grupie podróżowali już od ponad tygodnia. Chociaż Burza Chaosu dawno się skończyła, po traktach wciąż krążyły bandy zwierzoludzi, mutantów i banitów, dlatego lepiej było trzymać się w większym gronie. Wiedział o tym każdy, kto choć przez chwilę zasmakował życia na szlaku. Strażnicy przy bramie miasteczka przywitali ich, pobierając od razu opłatę jednego szylinga od głowy (wliczając w to zwierzęta) i wyjaśniając od razu, że pieniądze zostaną przeznaczone na naprawę i utrzymanie murów miejskich. Polecili przy okazji znajdującą się nieopodal gospodę "Pod Spasioną Owieczką" prowadzoną przez małżeństwo wesołych niziołków - Anję i Gogo Gorzałków. Karczmy nie sposób było przeoczyć - już z daleka widać było szyld wesoło kołyszący się na żerdzi umieszczonej nad drzwiami, przedstawiający wyciosaną w drewnie okrągłą owcę zajadającą się trawą.

Zostawili więc konie w stajni i zagościli w przybytku, z czego najbardziej ucieszył się Max, który mógł porozmawiać z pobratymcami a także wielbiciele trunków, których w samozwańczej drużynie nie brakowało. W środku było schludnie, czysto i przyjemnie, co rzadko zdarzało się w gospodach w większych miastach, zwłaszcza tych mniej luksusowych. W powietrzu unosił się zapach pieczonego mięsa, w kominku przyjemnie strzelał ogień, a niemal wszystkie stoły oblegane były przez ludzi i krasnoludów, którzy od razu podejrzliwie łypali oczyma na Kasję. Elfka zaproponowała nawet swoje usługi, co by umilać gościom czas śpiewem, a Gogo Gorzałek zgodził się, dając młodej kobiecie wybór zapłaty: albo darmowe posiłki, albo pięć srebrników za dzień pracy.


Pokoje wynajęli po dwadzieścia srebrników za osobę, w to wliczało się również śniadanie. Za obiad i kolację należało płacić osobno i wedle zamówienia. Przez te kilka spędzonych tu dni zdążyli nieco zaznajomić się z miasteczkiem i usłyszeć trochę różnych plotek i historii. Mittlersdorf miał zapewnić okolicznym chłopom schronienie za bezpiecznymi murami, a miasto - jako ośrodek handlowy - miało przyciągnąć więcej osadników. Pierwszy cel udało się osiągnąć, choć niektórzy chłopi nadal cenili sobie niezależność, osiadając tuż za murami miejskimi, w niewielkich chatach na granicy pól uprawnych. Z robieniem interesów nie poszło już tak dobrze i wybudowane z rozmachem budynki popadły z czasem w ruinę, a niektóre z nich do tej pory straszyły wyglądem.

Karczma wesołych i energicznych niziołków cieszyła się jednak niesłabnącym powodzeniem. Spotykały się tutaj niemal wszystkie warstwy społeczne miasteczka - od kupców, rzemieślników, przez awanturników przy broni, czy nawet szlachciców. Większość stanowili ludzie i krasnoludy, co nie mogło dziwić, wszak odległość dzieląca Mittlersdorf od Gór Szarych i Czarnych nie była zbyt wielka. Nadszedł kolejny ciepły, letni wieczór. Słońce nie schowało się jeszcze za horyzontem, a za otwartymi oknami gospody słychać było wesołe trele ptaków. Przy stoliku zajmowanym przez szóstkę podróżnych jak zwykle o tej porze pojawił się roześmiany, zacierający dłonie Gogo Gorzałek.


- Co dla państwa tego pięknego wieczora? - Zapytał, szczerząc się. - Moja żona zrobiła fantastyczną jajecznicę na bekonie i grzybkach. Jajeczka prosto od kurek z Mittlersdorfu, do tego mogę polecić naleśniki ze zsiadłym mlekiem i kaszę pierwszej jakości z udkiem kurczaka. Alkoholi, jak się państwo już zorientowali, mamy naprawdę szeroki wybór, najlepszy w okolicy. Piwo, wino, okowita, do wyboru, do koloru. - Zamrugał oczami i spojrzał na pobratymca. - Max, dla ciebie to, co ostatnio?

 

Ostatnio edytowane przez Tabasa : 08-11-2017 o 10:10.
Tabasa jest offline  
Stary 08-11-2017, 16:33   #2
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Cisza i spokój.
Zwykle tego trzeba człowiekowi, gdy dotrze do miasta po dłuższej wędrówce po drogach i bezdrożach.
Jednak ci, co pragną stałej ciszy i ciągłego spokoju, nie włóczą się po całym Imperium w poszukiwaniu złota i przygód. Nic więc dziwnego, że po paru spokojnych dniach Kaspar zaczął się nieco nudzić.
Nie mówiąc już o tym, że miasto opróżniało sakiewkę z wprawą doświadczonego kieszonkowca, a każdy wiedział, że tam, gdzie jest cisza i spokój, tam trudniej o większy zarobek, wbrew temu, co mawiali niektórzy - że złoto leży na ulicach.
Złoto tkwiło w cudzych sakiewkach, a ich opróżnianie nie należało do jego fachu.

Poprawił opadające na czoło włosy i spojrzał na Gorzałka.

- Piwo i jajecznica - powiedział. - Ten bekon brzmi całkiem dobrze. Są może jakieś ciekawe wieści z okolicy?

Miał nadzieję, że prócz jedzenia Gogo rzuci na stół jakieś ciekawe informacje, które - w taki lub inny sposób - da się zamienić na brzęczącą monetę.
 
Kerm jest offline  
Stary 08-11-2017, 18:42   #3
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
Kiedyś... Kislev.

- Martwi mnie Vitaliy i jego podejście do tego, co się stało - powiedziała z troską w melodyjnym głosie wysoka, ciemnowłosa kobieta o nieprzeciętnej urodzie.
- Czyli czuje się winny za przebieg sytuacji? - spytał barczysty, wygolony na łyso mężczyzna, który rozmawiał przed karczmą z dziewczyną o imieniu Nastia. Na kożuch jej płaszcza leniwie spadały duże płatki śniegu.
- Dowodził po raz pierwszy i od razu ktoś zginął. To najgorsza rzecz, jaka może się zdarzyć. Zwłaszcza, że nawet nie chciał jechać do Sosnovki. To Andriy go namówił. Vitaliy musi się teraz czuć okropnie.
- A ty? Co czujesz?
- Mętlik w głowie, ale ufam Andriyowi.
- Nie, Nastia. Co czujesz do mnie?
- Wielki Kislevita spojrzał jej pewnie w oczy, chwytając ją za ramiona.
- Wiesz, że cię kocham, Sergey.
Vitaliy zacisnął pięści i odwrócił się od okna swego pokoju na piętrze, by nie patrzeć na całującą się parę. Nie tak to miało wyglądać...


Teraz... Imperium.

"Nigdy nie możesz pić z Rogatej Czaszki..."

Sceny z przeszłości rozmyły się wraz z wiedźmią wróżbą, która co jakiś czas do niego powracała, a którą nosił ze sobą od kołyski. Nie wiedział dokładnie, co ona oznacza, ale skoro wioskowa wiedźma przestrzegła w chwili narodzin przed piciem z Rogatej Czaszki, coś musiało w tym być. Nie zaprzątał sobie tym jednak teraz głowy. Polał z miedzianej menażki do kubka przezroczystego płynu i chlapnął na raz. Polał znowu, tym razem jednak nie opróżniając naczynka.

Od niedawna przydarzyło mu się podróżować w ciekawej zbieraninie. Stolik w karczmie dzielił z kilkoma ludźmi, niziołkiem i jedną kobietą, rudowłosą elfką Kasją. Vitaliy szanował elfy i doceniał ich naturalną zdolność do magii i łuku oraz artystyczny kunszt. Do tej pory w opowieściach krążyły peany odnośnie poświęcenia tej rasy podczas obrony Erengradu przez zakusami korsarzy ich mrocznych pobratymców. Z tego, co słyszał, w Erengradzie żyły nawet nielicznie Morskie Elfy, którzy zasymilowali się z Kislevitami do tego stopnia, że aż wykładali pieniądz z własnych kies, by wspierać miasto. Chwaliło im się. Szkoda tylko, że te piękne istoty tak słabo znosiły ciężki klimat Północy, chociaż Kovash daleki był od szydzenia z tego powodu.

Niziołki to była inna sprawa. Te małe pokurcze potrafiły świetnie gotować, ale i przywłaszczać sobie rzeczy, które do nich nie należały. Wpuszczałeś takiego do domu i zrobił ci z resztek żarcia wybitny gulasz, a potem jeszcze powynosił to i owo, a przyłapany stwierdzał, że tylko pożyczył. Vitaliy miał oko na Maxa, jednak póki co mały ludek niczym kozakowi nie podpadł, a wręcz przeciwnie - dzięki fantastycznym potrawom, które serwował, zaskarbił sobie sympatię ungolskiego wojownika. Niziołków mało było w Kislevie, ze względu na zimno, mróz i niebezpieczeństwa, ale ogólnie się ich szanowało za gościnę, umiejętności kulinarne i chęć niesienia pomocy.

Kovash omiótł salę zimnym spojrzeniem orzechowych oczu. Jeśli znalazłby się ktoś, kto by mu się właśnie przyglądał, ujrzałby niskiego, żylastego mężczyznę o nieco ogorzałej karnacji skóry i wyraźnie wyróżniającego się na tle pozostałych. Nie tylko ubraniem, na które składały się szerokie spodnie w kolorze wina, wysokie buty pod kolano, biała koszula i narzucony na nią kaftan kolczy, ale przede wszystkim obliczem. Ponura, pociągła twarz kozaka zdradzała bowiem zahartowanie, tak szlakiem, jak i rodzinnymi stronami, krajem niedźwiedzia i zimy. Od czoła, przez nasadę nosa aż na prawy policzek biegła blada, skośna blizna, którą mężczyzna zarobił jeszcze za młodu, w jakiejś karczemnej awanturze w Praag.

Gęste, czarne i długie wąsiska opadały poniżej podbródka, tak samo jak zostawione jedynie w czubie włosy tego samego koloru, spływające po lewym boku wygolonej głowy. W prawym uchu dało się dostrzec kolczyk, a swoją aparycją Kislevita nie wzbudzał zaufania i zwykle brany był za barbarzyńcę z Północy. Co mimo wszystko sporo ułatwiało, gdyż Vitaliy nie lubił strzępić języka i raczej nie wdawał się w jałowe dyskusje, chyba, że miał coś ważnego do powiedzenia. W ogóle był raczej rodzajem samotnego wilka, które czasem włóczyły się po stepach Kislevu, niźli człowiekiem pragnącym towarzystwa innych. Choć i to czasami się zmieniało. Obok siedziska, gdzie leżał wypchany po brzegi plecak, oparta o ścianę i gotowa do dobycia spoczywała wysłużona, ale wciąż świetnie zachowana szabla, która niejednego chaośnika posłała już do piachu.


Kozak dbał o nią jak o najcenniejszy skarb, w końcu ta broń nie raz i nie dwa uratowała mu życie, choć dla Imperialnych mogła wydawać się dziwna i nieatrakcyjna względem miecza. Tuż obok szabli dostrzec można było długi łuk i kołczan pełen strzał, co zdradzało, że mężczyzna nie tylko w zwarciu potrafił sobie radzić. Uzbrojenia dopełniał długi sztylet dyndający teraz przy pasie. Gdy przy ich stoliku pojawił się niziołczy właściciel karczmy, Vitaliy spojrzał na niego spod swych krzaczastych brwi.

- Dajcie mi talerz kaszy i dzban tej waszej okowity, skoro tak chwalicie, da? - powiedział z wyraźnie ciężkim, wschodnim akcentem. - Zobaczym, czy w tych stronach chociaż trochę mocna, bo do kvasu nie ma co porównywać waszych wódeczek. - Wyszczerzył się spod wąsów i łyknął alkoholu, który nalany miał w kubku, przechylając do dna i nawet się przy tym nie krzywiąc. - Wasze zdorovje, kamraty!

Uderzył kubkiem o stół i przetarł rękawem koszuli zmoczone alkoholem wąsiska, mlaszcząc przy tym głośno.
 
__________________
[i]Don't take life too seriously, nobody gets out alive anyway.[/i]
Kenshi jest offline  
Stary 08-11-2017, 19:53   #4
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Drobna, filigranowa, zgrabna kobieta o długich, elfich uszach przekroczył próg gospody i szybko poczuła na sobie podejrzliwe spojrzenia. Co prawda potrafiła zrozumieć niechęć co do przedstawicieli swojej rasy, ale uważała, że ów niechęć jest zbyt dalece posunięta i przesadzona. Owiana gęstymi i lśniącymi, miedzianymi włosami, lekko falującymi na ramiona i plecy, rozglądała się niespiesznie, bacznie przyglądając się każdym szczegółom. Z grzecznością dygnęła do gospodarza i jego uroczej żony, której to posłała piękny uśmiech. Twarz Kasji była pociągła, charakterystyczna dla większości elfów. Nos podłużny i prosty, oczy duże o barwie czekolady, otoczone jasnymi, długimi rzęsami, nie przestawały obserwować i badać przyjemnej dla wzroku gospody. Buzia kobiety ozdobiona była jasnymi, nie rzucającymi się w oczy piegami. Przemawiające z grzecznością usta były pełne i duże, o barwie soczystej maliny. Cera Kasji charakteryzowała się jasnym i porcelanowym odcieniem, a cała jej osoba wydawała się być krucha i delikatna. Bardka przy lewym ramieniu miała bliznę, a pytana z uśmiechem na ustach opowiadała krótką historię jej powstania.
- Młodziutkiego miotacza nożami mieliśmy, uczył się chłopak i ogólnie dobrze mu szło, ale jak widać nie zawsze - tutaj wskazywała własnie na swój bark, który obnażała odsuwając lekko materiał seledynowej bluzeczki. Potrafiła dodać opowieścią nowych barw, precyzji i szybkości, sprawiając, że wyobraźnia robiła resztę. Jej głos był miły dla ucha, spokojny, ciepły, delikatny i kobiecy. Nikt nigdy nie widział, by wybuchnęła gniewem lub podniosła głos o ton.

Przy stoliku siedziała wyprostowana, mając po swoich bokach towarzystwo Żara oraz Maxa. Kasja nie należała do osób, które miałyby jakiekolwiek uprzedzenia, więc każde towarzystwo było jej miłe. Szczególnie teraz miała ochotę, aby się odezwać, zważywszy na to, że niedawno przestała pogrywać na lutni, dając sobie tym samym odrobinę przerwy i wytchnienia. Jej smukłe palce zawsze z czułością trzymały guziczek, którym subtelnie szarpała za struny, wydobywając z nich kojące nuty, umilające spędzony w gospodzie czas.

Kiedy nagle Kovash uderzył kuflem w drewniany blat stołu, elfka lekko drgnęła na siedzeniu. Jej pełne skupienia, ciemne oczy od razu przeniosły się na obiekt tego niespodziewanego hałasu, a potem na samego sprawcę. Wbrew początkowej reakcji, kobieta uśmiechnęła się ciepło do mężczyzny, być może zaśmiała pod nosem cichutko i powróciła spojrzeniem do Gogo.
- Naleśniki byłyby naprawdę wspaniałe. Jeszcze gdyby wina można było prosić, to sprawiłbyś mi ogromną przyjemność z posiłku. Proszę podziękuj żonie, za bycie cudowną gospodynią. Jest promykiem światła w tym przytulnym przybytku - powiedziała Bardka, opierając swoją lutnię o nogę krzesła, tuż obok podróżnej torby i łuku. - Jak wam się wiedzie ostatnio? Zdrowi wszyscy, rodzina, przyjaciele? Nic nie trapi, złe wieści z okolicy? Zasługujecie by wieść tutaj spokojne życie, mam nadzieję, że takie jest i takim też pozostanie. - dodała jeszcze uprzejmie i z uśmiechem na ustach, obserwując przy tym niziołka z sympatią.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 08-11-2017, 21:28   #5
 
Ismerus's Avatar
 
Reputacja: 1 Ismerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputację
-No oczywiście Gogo, jeszcze się pytasz?- powiedział Max z uśmiechem na ustach, uderzając lekko rękami o swoje kolana- Przecież wiesz jak smakuje mi jajecznica Anji! Naprawdę, już wam to mówiłem, powinna jechać na jarmark do Barliton, na coroczny konkurs na najlepszą jajecznicę! Wygrana murowana albo nie nazywam się Max Brandyman! Tak puszystej i maślanej jajecznicy jeszcze nigdy nie jadłem, a przecież wiesz, że trochę ich już było. Na przykład moja babcia Janinka też dodawała do niej mas...- przerwał, widząc wpatrzonych w siebie towarzyszy i ich karcący wzrok.-Yyy.. tak, jajecznica i kufel piwa. - dodał szybko i zamilkł.

Max był młodym niziołkiem, o wyglądzie typowym dla przedstawiciela swojej rasy. Spod ubrań widoczny był jego zaokrąglony brzuszek- oznaka dorosłości, o którą bardzo dbał. Z charakteru był optymistą i do wszystkiego podchodził z wielkim entuzjazmem. Uwielbiał mówić, tak samo jak gotować i podróżować. W jego krótkim, dwudziestopięcioletnim, życiu zdarzyło się tyle rzeczy, że mógłby o nich mówić całymi tygodniami i nie wyczerpałby tematu. Jego gadulstwo było często męczące dla innych, co było jedną z przyczyn tego, że często zmieniał pracę. Ponadto nie rozumiał zbytnio dużych ludzi i ich kultury. Jak można nie umieć strzelać z procy ziemniakami? U niego w Czarnym Stawie, odkąd wujek Teddy przyniósł pierwsze ziemniaki, pochodzące podobno z bardzo odległych krajów, wszystkie dzieci to potrafią!

Razem z resztą towarzyszy przybył do Mittlesdorfu. Rozentuzjazmowany niziołek już przy wjeździe do miasta zaczął komentować wygląd miejscowości, porównując ją z innymi spotkanymi na swej drogi. Zatrzymali się w karczmie "Pod spasioną owieczką", którą (ku uciesze Maxa) prowadziło dwoje niziołków: Anja i Gogo Gorzałkowie. W bardzo krótkim czasie zaprzyjaźnił się z małżeństwem i wymienił się z nimi przepisami. Brandymana zachwyciła jajecznica robiona przez Anję: puszysta, maślano-kremowa, idealnie przyprawiona. Po prostu majstersztyk! Max nauczył gospodynię robić kołduny (pierogi podawane w rosole) według przepisu babci Janinki.

Pierogi zasmakowały gościom gospody, a w szczególności jego towarzyszom. Lubił ich. I Kaspera, osobę czasami małomówną a czasami dyskutującą z niziołkiem, i Kasji, która umiała pięknie grać, i Vitaliya, który lubił pić (podobnie jak Max, tylko trochę częściej i nie tylko do posiłków), i Żara. Naprawdę, nigdy tak nie polubił żadnych wielkich ludzi jak ich. No może poza panem Hallerem, właścicielem gospody "Pod czarnym kucykiem" w Streissen. No i jego żoną i dziećmi.
 
Ismerus jest offline  
Stary 10-11-2017, 03:08   #6
 
Hakon's Avatar
 
Reputacja: 1 Hakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputację
Kastor wszedł do gospody "Pod spasioną owieczką" jako ostatni.
Wiedział, że nikt nie zwróci na niego uwagi wpatrzony w resztę kompani.
Wesoły Max, ponury Vitaliy no i oczywiście urocza Kasja przykuwali uwagę znajdujących się w przybytku gości jak i gospodarzy.

Szary mag uśmiechnął się pod nosem, pod osłoną kaptura. Ruszył i zajął wygodne miejsce przy stoliku do którego szóstka wędrowców zmierzała.
Siadł plecami do ściany w zacienionym miejscu pod osłoną jednej z podpór stropu. Nigdy Kastor nie lubił zwracać na siebie uwagi. Nawet odkąd przyłączył się do tej grupy poszukiwaczy przygód dość często był pomijany w rozmowach i nie raz widział zdziwienie na ich twarzach gdy włączał się do rozmowy.

Kastor Eberhard, bo tak się przedstawił jest średniego wzrostu człowiekiem.
Czarne włosy zaczesane do tyłu prawie zawsze są schowane, jak i twarz pod osłoną kaptura jego ciężkiego, podróżnego, szaro-czarnego płaszcza. Szare,
zimne oczy przenikają przez każdego z kim miał możliwość rozmawiać twarzą w twarz. Rzadkością to było bo najczęściej mówił krótko i z zaskoczenia. Jego bródka mimo dość młodego wieku w połowie jest już srebrna czy może ciemnosiwa. Mało kto wie, że to efekt otaczania się szarym wiatrem zwanym wśród uczonych Ulg. Także efektem ubocznym który towarzyszy Kastorowi jest mała zwracalność uwagi na siebie.
Mag prócz obszernego płaszcza pod nim nosi ciemnoszare spodnie i szarą koszulę. Przy pasie w skórzanej, ciemnej pochwie znajduje się miecz a po przeciwnej w podobnej sztylet. Przy pasie wisi kilka sakiewek czy to woreczków. Kompani, którym udało się zwrócić dłuższą uwagę na Kastora wiedzieli, że w większości są tam różnego rodzaju składniki do czarów czarodzieja. Na ramieniu pod płaszczem nosi także torbę z przedmiotami przyziemnego użytku jak koc czy sztućce. W prawym ręku trzyma lagę.


Teraz siedząc przy rogu stołu po lewej miał słup podtrzymujący sklepienie a po prawej Kaspara.

Gorzałek po przyjęciu zamówienia już chciał ruszyć do kuchni gdy ku jego zdziwieniu i trochę mniejszemu kompanów odezwał się Kastor.
- Jajecznicę też bym prosił i kufel zimnego Ale.- Spokojnie złożył zamówienie i podniósł wzrok na zdziwionego gospodarza, który nie zarejestrował obecności maga. Uśmiechnął się do Halflinga, który widać było rozpogodził się momentalnie.

Eberhard starał sobie przypomnieć jak dołączył do tej gromady jakiś czas temu. Ich towarzystwo mu bardzo odpowiadało i mimo, że większość ludzi w Imperium bało się takich jak on ci szybko oswoili się z jego obecnością.
Zdarzały się chwile gdy Kastro znikał towarzyszom i pojawiał się znienacka. Raz podczas jakiejś burdy w karczmie Kastro po prostu zniknął. Wystarczyło, że na chwilę odwrócili wzrok a maga nie było i ujawnił się dopiero gdy jeden z walczących chwycił za miecz. Jednym dotknięciem dłoni zwalił agresora z nóg, który zaczął spać jak niemowlę.
 
Hakon jest offline  
Stary 10-11-2017, 19:34   #7
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację

- Wczorajszego chleba z jakimkolwiek mięsiwem. I rozwodnionego wina, jeśli łaska. - żylasty mężczyzna zeszpecony śladami po ospie odezwał się z cicha. Jego strój praktycznie pozbawiony jest ozdób (chyba żeby za takie liczyć święty symbol Sigmara, kometę z dwoma ogonami i Jadeitowy Amulet, świętą relikwię, fragment Jadeitowego Gryfa) i ogólnie niezadbany, jak sam mężczyzna. W karczmie nie krył twarzy pod kapturem, jak czynił zazwyczaj, widać więc było zarówno jego zimne, niebieskie oczy, jak i to że źle czuje się wśród ludzi zajętych zabawą oraz obżarstwem. Powinni walczyć z pokusami, a nie się im oddawać!
Sam jadł, jakby robił to wyłącznie po to, by utrzymać ciało przy życiu. Gdyby nie konieczność walki, zrezygnowałby nawet z mięsa, ale ślady po zagojonych pęcherzach na dłoniach jasno wskazywały, że ostatnimi czasy używa jakiejś ciężkiej broni. Pewnie morgenszterna, który to leży obok, razem z tarczą, albo korbacza, który został w stajni, razem z jukami i koniem.

Ten znaleziony na szlaku wierzchowiec był widomym znakiem łaski Sigmara. Upewnił go, że wybrał dobrze i że poprawnie wykonuje zleconą mu przez bogów misję. Żadna wioska nie była za mała. Żadna prośba zbyt błaha. Żaden wróg zbyt mało ważny… Ale gdy w końcu w okolicy skończyły się osady do odwiedzenia i rozpalenia serc ich mieszkańców, ruszył dalej.
Natrafił też na kilka osób. Cóż to była za zbieranina... Frywolna elfka, gadatliwy niziołek, barbarzyńca z Kislevu, podejrzany mag... Niby Świątynia niedawno pozwoliła takim żyć i pracować dla dobra Imperium, ale i tak trzeba go obserwować. Jeden Kastor służył jedności Imperium, choć za pieniądze, a nie z przekonania. Chyba nie mógł znaleźć grupy bardziej niepasującej do siebie. I dlatego został z nimi. Był to jeszcze jeden sposób, by cierpieniem zasłużyć na łaskę Sigmara dla świata... A także dlatego, bo któż w końcu bardziej potrzebował przewodnictwa i opieki Sigmara, niż tacy jak oni?


 
hen_cerbin jest offline  
Stary 11-11-2017, 10:01   #8
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację
Gogo pozbierał zamówienia, jednak zanim ruszył na zaplecze, odpowiedział na pytania Kaspara i Kasji.

- Wieści chyba takie, jak wszędzie. Zieloni i zbóje po lasach się kręcą, napadają na karawany i co mniej ostrożnych podróżnych. W miasteczku żyje nam się bardzo dobrze, w końcu prowadzimy najlepszy lokal w Mittlersdorfie - powiedział z nieskrywaną dumą. - Takie piwo i takie posiłki znaleźlibyście chyba dopiero w Krainie Zgromadzenia, w jednym z przybytków moich ziomków. W samym mieście niewiele się dzieje, spokój mamy, dobrych gospodarzy. Idealne miejsce, żeby się osiedlić, dlatego nie ruszamy się z Mittlersdorfu z Anją, jeśli nie trzeba. No, ale my tu gadu gadu, a wam na pewno kiszki marsza grają. Niedługo wracam.

Po tych słowach skinął im głową i pobiegł na zaplecze.
Gospoda pękała niemal w szwach. Wszystkie miejsca przy kontuarze były zajęte, niemal to samo było ze stolikami. Wśród gości dostrzegli przedstawicieli wielu zawodów - wojów, kupców, takich, co to grą w karty zarabiali na życie, opancerzonych krasnoludów siedzących we własnym gronie, czy też lepiej ubranych jegomości, zdradzających szlacheckie pochodzenie. Gorzałek uwinął się z przygotowaniem wieczerzy dość szybko i szóstka podróżnych w końcu zasiadła do pięknie pachnących mis z gorącym jedzeniem.


Nie zdążyli zjeść nawet połowy, gdy drzwi karczmy otworzyły się gwałtownie i do środka wpadł wysoki, szczupły mężczyzna. Był w opłakanym stanie. Jego ubranie było tu i ówdzie podarte i poplamione krwią, z rany na głowie spływała mu szkarłatna posoka, zatrzymując się na gęstej brodzie. Nieznajomy rozejrzał się energicznie po głównej sali i w końcu warknął w stronę szynku:
- Ty! - Dłonią, w której dzierżył nóż, wskazał na wysokiego, barczystego mężczyznę siedzącego przy kontuarze.

Tamten odwrócił się z wolna, ukazując poorane bliznami i jakąś przebytą chorobą, łyse oblicze. Jedno oko skrywała przepaska, a nieznajomy wyglądał na takiego, któremu nie warto wchodzić w drogę. Odziany w kaftan kolczy, z mieczem przy pasie, ze stoickim spokojem przyglądał się mężczyźnie przy drzwiach.


- Wilhelm? Co się stało? - mruknął szorstkim, głębokim głosem, odstawiając kufel z piwem na blat.
- Ty już wiesz, co się stało! - Odburknął poraniony chudzina. W sali zapanowała zupełna cisza. - Ty i twój pan wysłaliście nas na pewną śmierć! Ruszyliśmy do lasu, a oni wybili nas do nogi! Pozarzynali wszystkich jak wieprze! Zapłacisz mi za to!

Po tych słowach ruszył na wielkiego mężczyznę z uniesionym nożem. Łysy zerwał się z siedziska i w mig dobył miecza.
- Nie wiesz, na co się porywasz, Wil - ostrzegł go.
- Zamknij się! - Warknął Wilhelm i skoczył ku przeciwnikowi.
Wielki mężczyzna bez problemu zbił dwa uderzenia nożem i wyprowadził własny cios. Ostrze miecza przejechało po piersi chudziny, zostawiając krwawiącą szramę. Wil chwycił się za nią i krzyknął z bólu.
- Następny cios będzie dużo poważniejszy w skutkach, jeśli się nie uspokoisz... - rzucił ze stoickim spokojem potężnie zbudowany wojownik.

Wilhelm jednak nie słuchał. Tocząc ślinę z ust natarł na przeciwnika, tamten po prostu się odsunął i przejechał ostrzem miecza po brzuchu młodziana. Mężczyzna zwalił się na podłogę, jęcząc i kwiląc. Jednooki uniósł miecz do zadania ostatecznego ciosu i wtedy pojawił się przed nim Gogo Gorzałek, unoszący wysoko ręce.
- Bertram, nie! Chłopak nie wiedział, co robi! Daruj mu życie, proszę. Poza tym wiesz, ile będę miał sprzątania, jak mi zapaskudzi podłogę krwią.
Łysy na moment zastygł w bezruchu, po czym opuścił broń.
- Masz racę, Gogo, jak zawsze zresztą - odparł Bertram. - Niech ktoś pobiegnie po konowała!

Od jednego ze stolików momentalnie zerwało się dwóch mężczyzn, którzy wypadli przez otwarte drzwi na zewnątrz. Wielki mężczyzna jeszcze przez chwilę stał nieruchomo, jakby oczekując kolejnego napastnika, po czym utkwił wzrok w szóstce podróżnych zajmujących wspólny stolik.
- Przyjmijcie moje przeprosiny. Nie godzi się przelewać krwi na oczach gości. Zwłaszcza nowych w miasteczku. Mam nadzieję, że nie weźmiecie sobie tego nieporozumienia do serc, zresztą, nie wyglądacie mi na mięczaków. - Łysy przejechał wzrokiem po twarzach zebranych, pomijając przy tym Maxa. - Wygląda na to, że mój pan powinien był od razu wynająć ludzi, którzy znają się na swojej robocie, a nie byle dyletantów. Gdybyście byli zainteresowani, miałbym dla was ciekawą robotę. Dobrze płatną. Bardzo dobrze. Mój pan nie żałuje pieniędzy. Jeśli jesteście zainteresowani, będę tutaj jutro w porze śniadaniowej. Zaprowadzę was do mojego pana, a on przedstawi wam sprawę. Prześpijcie się z tym... 20 koron. Na głowę. Takie pieniądze nie wpadną wam w ręce jeszcze długo. Do zobaczenia... - mruknął, po czym odwrócił się i zajął swoje krzesło przy szynku, od razu wdając się w jakąś rozmowę z mężczyzną siedzącym obok.

Chwilę później w głównej sali pojawił się starszy mężczyzna z wypchaną torbą, który zajął się leżącym na podłodze Wilhelmem.

 
Tabasa jest offline  
Stary 11-11-2017, 11:18   #9
 
Ismerus's Avatar
 
Reputacja: 1 Ismerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputację
Czekanie na jedzenie nudziło Maxa, który nie lubił nic nie robić. Zaczął stukać palcami o stół, a kiedy poczuł w nich ból, rozpoczął rozglądanie się po karczmie. W skupieniu obserwował uważnie każdego z gości. Nagle wybuchnął śmiechem.
-Zobaczcie jakie on ma odstające uszy!- powiedział do towarzyszy, śmiejąc się do rozpuku i wskazując palcem na siedzącego do niego bokiem mężczyznę.

Na szczęście dla reszty gości, która też mogła zostać przez niego wyśmiana, Gogo szybko przyniósł posiłek.
-Dzięki Gogo!- powiedział z radością, zacierając ręce-Jeśli chcesz, to mogę później pójść do kuchni, pomóc. Tylko zjem, bo jestem tak głodny, że mógłbym zjeść krowę z kopytami!

Nic już więcej nie mówiąc, zaczął pałaszować przyniesione dania.

Był w połowie posiłku, kiedy do karczmy wtargnął zakrwawiony mężczyzna.
Niziołek, widząc go, zamarł z jedną ręką uniesioną z widelcem. Zaczął śledzić całą sytuację, coraz bardziej otwierając buzię ze zdziwienia. Nie widział, że jajecznica z widelca spadła na talerz.
-O rajuśku! - zdołał wyszeptać, kiedy łysy mężczyzna ciął atakującego.

Kiedy całe wydarzenie skończyło się, a łysy mężczyzna odszedł ponownie do szynku, niziołek nie wytrzymał i wybuchł z emocji.
-Na krowie kopytko! Co to było?! Dlaczego on wpadł tutaj i zaatakował tego wielkiego gościa?! - mówiąc to wskazywał palcem na leżącego mężczyznę-To był jakiś bandyta?! Nie, to dlaczego on go wynajął?! To w takim razie to był łowca nagród?! A może najemnik?! Kurczę blaszka, u mnie w Czarnym Stawie nigdy nie było takiej sytuacji. Co prawda raz chcieli nas obrabować duzi ludzie zbiegli z wojska, ale wujek Teddy, Are i Mark wraz z moim ojcem, i dziadziusiem przegonili ich kamieniami. Ale to dlaczego ten łysy gościu chce nas wynająć? I dać nam 20 złotych koron? Nic nie rozumiem...- mówił szybko niziołek, a w jego głosie słychać było przejęcie całą sytuacją.
 
Ismerus jest offline  
Stary 11-11-2017, 11:45   #10
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wieści były tak standardowe, że aż żal było tego słuchać. Zbóje interesowali Kaspara tylko wtedy, gdy ktoś płacił za rozprawienie się z nimi, lub gdy na niego napadli i trzeba było ich pozabijać. A spokój w miasteczku był dobry tylko wtedy, gdy się chciało odpocząć. Gdzie tu pole do popisu dla kogoś, kto chciałby się strzelaniem celnym wykazać i zarobić dzięki temu garść złota, które można by wydać na różne przyjemne rzeczy?

Spokój (może nie miasteczka, ale przynajmniej gospody) zakłócony został przez dysputę, w której jednym z argumentów była ostra stal. Ewidentny dowód na to, że należy sięgac po broń tylko wtedy, gdy się potrafi nią posługiwać. W przeciwnym wypadku lepiej ograniczać się do słów.
A potem padła ciekawa propozycja. Taka ciekawa, że aż nieprawdopodobna.

Lepiej byś zrobił, gdybyś mniej gadał, a więcej nadstawiał uszu, pomyślał, gdy Max po raz kolejny wyskoczył ze swą paplaniną. Kiedyś ci pewnie ktoś odetnie jęzor, ty paplo.

- Pewnie ten jednooki wynajął grupę łachmytów - skomentował, niezbyt głośno, i wypowiedź Maxa, i całą sytuację - a ci się podjęli zadania, które ich przerosło. Młody stracił przyjaciół i wpadł w szał, którego skutki właśnie widzieliśmy. Może zmądrzeje... - W ostatnim zdaniu brzmiał cień wątpliwości.

- Jak wygląda wasz stan posiadania? - zwrócił się do towarzyszy. - Może by warto się zainteresować czymś, co zasili nasze sakiewki?
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 14-11-2017 o 11:13.
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172