|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
25-11-2017, 22:06 | #11 |
Reputacja: 1 | Dyliżans wpadł w ukrytą pułapkę, co spowodowało że Madock niczym kula armatnia przywalił głową w ścianę pojazdu. Gdyby nie hełm i wrodzona odporność zapewne leżałby teraz z roztrzaskanym łbem. |
25-11-2017, 23:32 | #12 |
Reputacja: 1 | Jednym z zajmujących miejsce wewnątrz powozu był wysoki i proporcjonalnie zbudowany mężczyzna o krótko ściętych i nastroszonych włosach. Nie były one jednak najbardziej rzucającą się cechą wyglądu leśnego elfa, bowiem jego twarz zdobił klanowy tatuaż wykonany z wielką dbałością o szczegóły. Zajmujący większą część twarzy wzór przyciągał uwagę najpierw, następnie oczy obserwatora kierowały się na szpiczaste końcówki uszu, a wtedy pytanie "dlaczego?" zmieniało się w stwierdzenie "to przecie elf" i mimo dalszego braku zrozumienia pytanie o tatuaż zwykle nie padało. Z pewnej odległości ten przypominający posturą człowieka elf mógłby zostać za takowego wzięty, chociaż po jakimś czasie dawało się zauważyć niezwykłą dla ludzi lekkość i płynność ruchów, niepokojącą głębię spojrzenia i jakiś kłócący się z młodzieńczym wyglądem wewnętrzny spokój właściwy raczej doświadczonym przez życie osobom. Rzeczywiście choodził już po tym świecie dłużej, niż dożywała większość ludzi, chociaż wygląd dwudziestokilkulatka zdawał się temu przeczyć. Na pierwszy rzut oka jego ubranie jest zwyczajne - podróżny płaszcz, skórznia, koszula, miękko wyprawione skórzane spodnie i niskie, ułatwiające wspinaczkę buty na wzmocnionej, lecz niezupełnie sztywnej podeszwie. Całość jest utrzymana w kolorach ułatwiających ukrycie się w leśnej gęstwinie - głównie odcienie brązu i zieleni. Gdyby sie przypatrzeć dostrzec można szczegóły wskazujące na inne, niż ludzkie pochodzenie tkanin - misterne hafty i przeszycia dowodzą kunsztu rzemieślników, jakiego próżno szukać w imperialnym zakładzie krawieckim. Spośród uzbrojenia najbardziej wyróżnia się wykonany z ciemnego drewna i rogu łuk, którego sekret wytwarzania znany jest wyłączne elfom. Broń zdobiona jest delikatnymi rzeźbionymi motywami roślinnymi podobnie, jak utrzymany w tym samym stylu kołczan. Poza łukiem ma pod ręką przypominający pałasz miecz z minimalistyczną osłoną rękojeści oraz sztylet - obie bronie posiadają roślinne zdobienia, które jednak nie rzucają się zbytnio w oczy. Raen'drel Ve-ae Marauilasdisdrel - miano pochodzącego z Laurelorn elfa było przez nie-elfy właściwie nie do wypowiedzenia. Stąd też pytany o to, jak się do niego zwracać odpowiadał z uśmiechem - Raen'drel lub po prostu Raen. Na temat dokładnego położenia rodzinnej osady nie wypowiadał się wcale lub udzielał wymijającej odpowiedzi. Był to warunek, którego spełnienie poprzysiągł przed opuszczeniem Lasu i którego zamierzał dotrzymać, choćby za cenę życia. Klan był wszystkim. I jeszcze do niedawna nie wyobrażał sobie życia na Zewnątrz, jak określali otaczające puszczę ziemie Imperium starsi klanu. Las dawał im wszystko, czego potrzebowali i niewielu elfów podejmowało ciężar życia poza nim. Kurnous miał jednak inne plany wobec młodego wojownika. Kiedy już wyruszył tropem braci dotarł aż do Athel Loren. Zamiast wrócić w rodzinne strony elf poczuł zżrerajacą go od środka ciekawość świata, którego wielkość i złożoność okazały się przerastać jego dotychczasowe wyobrażenia. Oczywiście wieloletnia nauka każdego z nich obejmowała wiedzę o świecie zewnętrznym, ale czym innym jest słuchanie opowieści starszych, a czym innym obejrzeć go na własne oczy. A Raen'drel postanowił poznać go tyle ile tylko zdoła zanim obowiązki wobec klanu wezwą go do Laurelorn. W Athel Loren spotkał Ellidara, który jako jeden z nielicznych poznał całą historię i zdecydował przyłączyć się do niego. Odtąd podróżowali wspólnie doświadczając tego, czego Stary Świat mógł im zaoferować. Gdy znaleźli się w Wildbaum zaraz po zwycięstwie miejscowych nad zwierzoludźmi i demonem wspólnie postanowili ruszyć w dalszą drogę razem z kilkoma awanturnikami. Tymi samymi, którzy dowodzili obroną wsi i wymiernie przyczynili do zwycięstwa. Raen'drel z rozbawieniem obserwował wyraźnie uprzedzonego do elfów krasnoluda. Nie dawał po sobie nic poznać, nie wpatrywał się też w brodacza nachalnie nie widząc potrzeby wzbudzania jeszcze większej niechęci tamtego. Pozostali wydawali się być zainteresowani wyłącznie sobą, a obecność elfów chyba im nie przeszkadzała. Raen'drel wyczuwał jednak pewien niepokój, ostrożność a może wręcz podejrzliwość wobec ich dwójki. Właściwie elfy zachowywały się dokładnie tak samo wobec tych, z którymi decydowali się spotkać w Lesie. Tak - w najlepszym wypadku byli podejrzliwi, skąd było blisko do wrogości wobec naruszających prawa elfów i zagrażających puszczy. Nagłe uderzenie wyrwało Raen'drela z zamyślenia. Wpadł na kogoś naprzeciwko, a ktoś inny wbił się z impetem w niego. Nieuwaga kosztowała go sporo siniaków, a co gorsza - kilka połamanych żeber. Każdy kolejny oddech sprawiał ból, na szczęście ten był do wytrzymania. Przez wybitą w ścianie dziurę zwinnie wyskoczył na zewnątrz, co przypłacił kolejnym atakiem bólu. Opierając się o przechylony powóz i zagryzając wargi wpatrywał się w ciemność szukając przyczyny zamieszania. W rękach miał łuk, a druga ręka sięgała do kołczanu po strzałę. Jego skromny dobytek mieścił się w niedużym plecaku, leżącym teraz gdzieś wśród tego bałaganu, ale z bronią nie rozstawał się nigdy.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
29-11-2017, 02:19 | #13 |
Reputacja: 1 | -óóóójjj – zanim głos dobiegł do kogokolwiek elf wiedział już, że nawet boski refleks nie uratuje powozu przed wypadkiem. Dziękował teraz losowi za swoje własne wyszkolenie przygotowujące go na niespodziewane okoliczności. Nim koła zanurzyły się w przygotowaną pułapkę on wybijał się już z ugiętych kolan w kierunku wiszącej w miarę nisko grubej gałęzi. Rumor oraz kwik koni zagłuszyły jego własne jęki gdy stawy w łokciach trzasnęły niebezpiecznie. Prędkość i siła uderzenia była za duża, by obeszło się bez szkód. Pomimo bólu szybko wdrapał się na konar i przylgnął do pnia. Jego oddech powoli się uspokajał, tak samo jak łomotanie serca pompującego adrenalinę w żyły. Wyprostował powoli prawy łokieć. Staw chrupnął ale nie utracił wiele ze swoich zdolności bojowych. Ellidar obserwował spomiędzy liści jak reszta podróżników gramoliła się z rozwalonego powozu. Robili przy tym zdecydowanie za dużo hałasu. Utrudniało to jego zmysłom wyśledzenie zbójców odpowiedzialnych za ich nagły postój. Dłoń powoli opadła na chłodną głowicę skrywającą broń w bogato zdobionej pochwie. Jego łuk leżał gdzieś na dole pośród rozrzuconych bagaży. Paradoksalnie nie byłby to jednak jego pierwszy wybór. Lepiej bowiem obchodził się z bronią białą niż strzelecką. Gotów był teraz zaskoczyć zbójców gdybym nieopatrznie podeszli pod jego drzewo.
__________________ you will never walk alone |
29-11-2017, 12:11 | #14 |
Reputacja: 1 | Wszyscy spodziewali się natychmiastowego ataku z zasadzki, jednak wbrew przypuszczeniom, żadne bojowe okrzyki nie rozległy się po okolicy. Rozejrzeli się uważnie, to samo, nic niepokojącego nie dostrzegli. Oczywiście poza celowo wykopaną dziurą. Zachowali więc czujność. |
29-11-2017, 14:41 | #15 |
Administrator Reputacja: 1 | Oczekiwanie przedłużało się, ale Detlef nie zamierzał ani odkładać kuszy, ani też wybrać się w las w poszukiwaniu tych, co wykopali w poprzek drogi rów, na tyle głęboki, że dyliżans miał mały wypadek. No a, na dodatek, kusza miała tę zaletę, że do strzelania z niej można było leżeć. No i doczekał się. Napastnicy wyglądali jak stado koziołków, koziołki jednak nie trzymały w łapskach ostrych narzędzi... I nie patrzyły wilkiem na ludzi. I elfy. Jako że napastnicy nie wykazywali pokojowych zamiarów, Detlef nie zamierzał ich witać z otwartymi ramionami. Wprost przeciwnie. A że miał pod ręką kuszę, starannie wycelował i posłał bełt w pierś najbliższego napastnika. |
29-11-2017, 15:20 | #16 |
Reputacja: 1 | Początkowo nic się nie działo i Franc nawet był lekko rozczarowany. Nikt nie kwapił się do oddania swego czerpu w dobrej sprawie a za taką Franc uważał możliwość zrobienia kolejnego nacięcia na rękojeści Scyzoryka. Tym niemniej pułapkę ktoś zastawił, więc Maurer, gdy tylko upewnił się, że nic nie atakuje ich jak tylko się pojawią, ruszył na poszukiwania reszty sprzętu. Na szczęście odnalazł go bez problemu i szybko zarówno tarcza, jak i Scyzoryk znalazły się na swoim miejscu. Na sam koniec żołnierz naładował garłacz. W końcu nikt normalny nie zastawia pułapek i zostawia ich samym sobie. Prędzej czy później musiał zjawić się autor zasadzki. I zjawił się. Franc się nawet ucieszył. - Osłaniajcie flanki, Ja biorę tych z przodu! - Rzucił do reszty drużyny i wysunął się na przód z garłaczem. Wycelował tak, aby objąć jak najwięcej wrogów w obszarze rażenia i nacisnął spust. Jak tylko rozległ się huk wystrzału, odrzucił bezużyteczną już broń i sięgnął po Scyzoryk. Czas zdobyć kolejne nacięcia. |
29-11-2017, 22:26 | #17 |
Reputacja: 1 | - A cóz to za kozodupcy?! - Madock zdziwił się na głos. - Paccie jakie mają wielkie kuśki. W ryj kurwisynów! |
29-11-2017, 23:56 | #18 |
Reputacja: 1 |
|
02-12-2017, 04:05 | #19 |
Reputacja: 1 | Oczekiwanie przedłużało się. Najwyraźniej myśliwy zapomniał o swoich zabawkach i udał się w inną stronę puszczy. Biorąc pod uwagę kto wpadł w jego sidła mógł być raczej wdzięczny losowi. Ci podróżnicy nie należeli do takich co lekko wybaczają niemiłe niespodzianki na trakcie. Elf schował miecz i zręcznie opadł na trawę. Podszedł do Raen’drela i zamienił z nim kilka słów w kwiecistej mowie ich ludu. Trzeba było spróbować odzyskać swój dobytek. Ellidar liczył na to, że łuk należący onegdaj do jego brata nie uległ zniszczeniu w wypadku. Na razie jednak pakunki przerzucał Franc, a już na początku podróży obiecał sobie, że będzie się trzymał z daleka od tego śmierdzącego na strzał z łuku człeczyny. Gdy krasnolud ich ostrzegł Ellidar opierał się akurat o resztki wozu, z założonymi rękoma oczekując dalszych decyzji. Szelest spowodował, że ręka ponownie spoczęła na stylisku. Zmrużył oczy przyglądając się kozłoludom. Pokraki Morghura. Jego lud od dawna polował na wszelkie sługi tej plugawej istoty, nie szczędząc ani jednego zwierzoludzia. Czasy świetności Dzikiego Gonu już dawno minęły, ale od młodości marzyło mu się dołączenie do orszaku władcy Oriona i wspólne pogonie za wszelkimi przejawami Chaosu i skazy w leśnych ostępach. Istoty znajdujące się przed nim nie były jednak godne śmierci od świętych ostrzy przodków. Ellidar usłyszał dziwne kliknięcie. Spojrzał kątem oka na dziwną metalową rurę w rękach człowieka. Oni i ich wynalazki. Jak zwykle nieprzydatne i, co najwyżej, szkodliwe. Zamiast bawić się w bogów, lepiej zaufać łukowi i strzale. Tak jak jego przodkowie od powstania świata. Broń z sykiem wyślizgnęła się z jaszczura. Tak jak wielokrotnie dotychczas, przybrał pozycję obronną przy Raen’drelu. Mieli przewagę strzelecką, więc niech bestie same do nich podejdą. Prosto pod jego ostrze. Uwagę skupił na obchodzącej ich grupie licząc, że jeżeli nie rany to sam efekt użytej przez Franca broni da mu przewagę.
__________________ you will never walk alone Ostatnio edytowane przez Noraku : 07-12-2017 o 23:30. |
02-12-2017, 23:01 | #20 |
Reputacja: 1 | Raen'drel właśnie zakładał swój plecak odnaleziony wśród rozrzuconych wokół rozbitego powozu przedmiotów i elementów wyposażenia, gdy krasnolud coś powiedział. Kilka uderzeń serca później spoglądał na otoczenie ponad gotowym do napięcia cięciwy i posłania strzały we właściwy cel łukiem. Szelest obok niego potwierdził, że Ellidar stanął u jego boku i osłaniał go tak, jak wiele razy przedtem. Nie znali się długo, jednak w takich momentach rozumieli się bez słów. Zwierzoludzie. Znienawidzeni wrogowie wszystkich elfów zamieszkujących puszcze w Starym Świecie. Stwory plugawiące swą obecnością każde miejsce w którym się znajdowali. Zasługiwali na śmierć. Jeden z ludzi wycelował rozszerzającą się ku końcowi rurę w stronę zwierzoludzi nacierających z przodu. Raen'drel spotkał się już z bronią palną, chociaż nie pochwalał jej używania i sam nigdy nie zamierzał z niej korzystać. Zaskoczenie minęło szybko, a on już mierzył w kierunku jednego z gorów próbujących okrążyć pasażerów rozbitego powozu. Czas jakby zwolnił sprawiając, że wszyscy wokół poruszali się powoli. Kolejny oddech i zwolnienie cięciwy przy wydechu. Pocisk pomknął do celu śledzony wzrokiem strzelca, który od razu sięgnął po kolejną strzałę. Obecność towarzysza upewniała go, że w razie kłopotów ten powstrzyma atak do czasu, aż Raen'drel sięgnie po swój miecz i wesprze przyjaciela w walce wręcz. Do tego jednak czasu zamierzał posyłać jedną strzałę za drugą w zbliżających się wrogów.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... Ostatnio edytowane przez Gob1in : 12-12-2017 o 22:40. |