Eponia, opuszczając ciepłą izbę karczmy, opatuliła się szczelniej płaszczem i chwyciła za kostur, który wcześniej ustawiła przy ścianie, by nikomu nie przeszkadzał. Wyglądał jak zwykły kij, na którym mógłby podpierać się jakiś schorowany starzec. Wyjątek stanowiły jakby misternie zawijające się rozgałęzienia na jednym jego końcu i całkiem gładka tekstura, zupełnie jakby był specjalnie wyciosany na potrzeby użytkowania.
Kiedy chłodne i rześkie powietrze uderzyło elfkę w twarz, na placu stał już całkiem pokaźny tłum mieszkańców i tych, którzy zostali na dłużej po walce. Również osoby, z którymi siedziała przy śniadaniu, zdążyły znaleźć swoje miejsca.
Zauważyła też machającego do niej niziołka. Wyciągnęła rękę spod ciepłego płaszcza i odmachała, uśmiechając się przy tym życzliwie. Przez lata podróży zdążyła poznać wielu przedstawicieli tej rasy i o ani jednym nie mogła powiedzieć złego słowa.
Idąc na ubocze, zaczęła zastanawiać się, co sprowadziło tego niziołka do Untergardu. Gdzie była jego rodzina? Czy stracił kogoś w tej bitwie, która zaskoczyła niejednego?
Rozmyślania na temat niziołka i jego historii przerwała inna osoba, na którą Eponia zwróciła uwagę. Kiedy już stanęła gdzieś na uboczu, opierając się o zimną ścianę jakiegoś budynku, zaczęła przyglądać się wysokiemu, brodatemu człowiekowi, który omijał bokiem cały tłum zebrany na placu. Tak jak ona, również posługiwał się magią. Ciekawiło ją, do którego Wiatru Magii się przywiąże. Wiedziała bowiem, że ludzcy magowie byli w stanie posługiwać się tylko jednym Wiatrem Magii, w odróżnieniu od Wysokich Elfów, które były w stanie poskromić je wszystkie.
~ * ~
Kiedy na placu zapanował chaos, spowodowany pojedynczym wystrzałem, prawdopodobną śmiercią kapitana Shillera i dziewiątką mutantów, którzy pojawili się na moście, Eponia mocniej chwyciła za swój kostur.
Współczuła tym wszystkim ludziom, którzy ledwo co pozbyli się śmiertelnego zagrożenia, a już nadeszło kolejne. Jeszcze przed chwilą wiwatowali, radując się zwycięstwem i nadchodzącą pomocą, by zaraz później znów stracić nadzieję i uciekać w panice.
Nie było jednak zbyt wiele czasu na to, by stać i ze współczuciem przyglądać się przerażonym ludziom. Należało działać. Eponia zauważyła, jak do natarcia na mutantów dołączają kolejny ludzie i nieludzie. Dokładnie ci, z którymi jadła tego dnia śniadanie. To musiało coś oznaczać. Być może los właśnie związał ich wszystkim razem?
Elfka postanowiła również dołączyć do walki, choć nie tak agresywnie jak pozostali. Stała odpowiednio na uboczu, by nie być od razu dostrzeżoną przez przeciwników. Chciała to wykorzystać.
Przymknęła na moment powieki, ustawiła swój kostur przed sobą i chwyciła go oburącz.
-
O mądry i wszechwiędzący Hoeth'cie, użycz mi odrobinę swej wiedzy, by zesłać klątwę niezdarności na wroga czyhającego na życie bezbronnych - wypowiedziała półszeptem w języku elfów, po czym otworzyła oczy i wlepiła stalowe spojrzenie w jednego z mutantów.
Kiedy upewniła się, że zaklęcie poskutkowało, znów chwyciła swój kostur w jedną rękę i czym prędzej podbiegła do leżącego na ziemi Shillera. Zauważyła, że nikt z obecnych nie zainteresował się jego bezpieczeństwem, zapewne z góry zakładając, że stracił już swoje życie w wyniku postrzału.
Eponia wolała jednak być pewna. Jeśli wciąż żył, zamierzała zapewnić mu bezpieczeństwo, tak jak on przez te wszystkie lata dbał o mieszkańców Untergardu.