|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
22-04-2018, 08:20 | #131 |
Administrator Reputacja: 1 | Rok dwa tysiące pięćset dziesiąty. Pięć lat temu. Czyżby staruszka nie chciała rzucać żadnych czarów, tylko odwiedzała grób krewnego, który utopił się pięć lat temu? Chciała się pomodlić za duszę wnuka czy siostrzeńca, którego życie zakończyło się w tym miejscu parę lat temu? A to, co rzucała, to nie były żadne składniki potrzebne do nekromanckiej magii, a ziemia z rodzinnych stron? Wilhelm słyszał, że w niektórych rodzinach kultywowano takie zwyczaje, może więc i Maria Luisa chciała dopilnować, by choćby w taki sposób nieboszczyk spoczął na rodzinnej ziemi... A raczej pod taką ziemią. Kto jednak mógł wiedzieć, czy tak jest naprawdę? Może po prostu przeszkodzili poprzedniej nocy w jakimś rytuale? Dlatego też i kolejnej nocy Wilhelm zaszył się w krzakach, by móc w spokoju obserwować poczynania lokatorki dziewiątego wozu. |
22-04-2018, 18:49 | #132 |
Reputacja: 1 | Ponownie byli na cmentarzu obserwując dwójkę Stirgan. Tym razem może Elmer powstrzyma się od łażenia po ciemku po zaroślach, co pozwoli im przyglądać się tej tajemniczej wyprawie do końca. Santiago jakoś nie wierzył, że kolejne spłoszone stado ptactwa zostanie uznane przez obserwowanych za przypadek. Dziwnemu zachowaniu staruszki miał zamiar przeciwdziałać z pomoca bełtu spoczywającego na łożu napiętej kuszy. Jednak tylko wtedy, gdy okaże się to niezbędne - zmarli wstaną z grobów, albo jakiś demon zostanie wezwany. W końcu nocne wycieczki po cmentarzach choć dziwne, nie były jednak zabronione.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
23-04-2018, 11:09 | #133 |
Reputacja: 1 | Bretończycy zdaje się, że mówią o tym "déja- vu", czyli "wcześniej widziane". Takie miał wrażenie Berwin, gdy siedział w krzakach i obserwował babinkę. Czekał na dalszy ciąg wypadków w nadziei, że kompani wyciągnęli wnioski z poprzedniej straconej nocy. Ale pewności do końca nie miał. W każdym razie przynajmniej już wiedzieli do kogo starucha chodzi. Grób był z 2510 roku, więc jakby co z niego wylazło, to nie będzie wyglądało nadobnie. |
23-04-2018, 21:50 | #134 |
Reputacja: 1 | Pomny wydarzeń z poprzedniej nocy, Elmer pozostał w obozowisku, a reszta drużyny wybrała się na przeszpiegi. Tym razem nikt nie próbował kombinować i wszyscy skupili się na obserwacji tego, co starowinka wyczyniała na cmentarzyku. Znów rzuciła podniesioną chwilę wcześniej ziemię i szeptała jakieś niezrozumiałe z daleka słowa. Jako, że nikt jej nie przeszkadzał, uklęknęła przy grobie i położyła coś na ziemi. Potem wzniosła ręce do księżyca i zaczęła inkantować jakieś wersy w nieznanym języku. Powoli z grobu wypłynęła bezkształtna mgiełka, która w miarę jak Stirganka zawodziła swoją pieśń, uformowała się w eteryczną, zwiewną postać młodej dziewczyny o rozwianych włosach. Widmo unosiło się przed czarownicą, targane podmuchami magicznego wiatru. Było na tyle cicho, ale równocześnie tak daleko, że nie wszystkie słowa rozmowy między Marią Luisą a duchem docierały do awanturników. - Czy Adolf... wkroczył do.... Mrocznego... pionych? - chciała wiedzieć kobieta. - Nie... ...asz dary... w Nuln? - Widmo topielicy zaprzeczyło i samo pytało o coś. - Tak... towarzyszą... dróży... - odpowiedziała Maria Luisa i kontynuowała. - Skoro... lf jest ...ywy, to czy ...z Nuln? - Tak - jednym słowem odparł duch, a wówczas Stirganka machnęła ręką niczym nożem. Na twarzy ducha pojawił się grymas przerażenia. Wydało bezgłośny wrzask, gdy eteryczne ciało zostało rozerwane na strzępy niczym mięso przez drapieżne zwierzę i zniknęło. Staruszka zaczęła wstawać z kolan. |
24-04-2018, 21:51 | #135 |
Reputacja: 1 | Elmer wysilał mózgownicę by sklecić z tych zdań coś sensownego i oto co mu wyszło: -Czy Adolf (jakieś nazwisko lub przydomek) wkroczył do przybytku Mrocznego Pana i dołączył do potępionych? - Nie nie dołączył. Czy masz dary dla (kogoś) w Nuln? - Tak mam, to towarzysząca nam drużyna awanturników. Skoro Adolf jest żywy, to czy wyruszył z Nuln? - Tak. |
24-04-2018, 22:15 | #136 |
Administrator Reputacja: 1 | Wywoływanie duchów. Plugawa magia. Tylko kto by uwierzył Wilhelmowi, gdyby ten poczęstował staruszkę odrobiną magicznej energii i wysłał ją do Ogrodów Morra, czy może raczej w jakieś piekielna otchłanie, a zaraz za nią posyłając jej sługusa? Zapewnie żaden ze Stirgan. Trzeba było cierpliwie czekać na dalszy rozwój wydarzeń. Jeśli staruszka jechała w stronę Nuln, to pewnie niedługo się rozstaną i nie będą sobie wchodzić w drogę. A tajemniczy Adolf go nie interesował - przynajmniej w tej chwili. Co innego, gdyby jakimś trafem stanął na ich drodze. Wtedy trzeba by się mieć przed nim na baczności. Przed staruszką zresztą też. Kto mógł wiedzieć, czy nie ma jakichś paskudnych planów z nimi związanych. I jakiejś paskudnej niespodzianki w zanadrzu... Wilhelm miał zamiar cierpliwie poczekać, aż staruszka sobie pójdzie, a potem wrócić do obozu i wymienić się poglądami z pozostałymi. A nuż ktoś zrozumiał więcej z wymiany zdań między Marią Luisą a duchem. |
26-04-2018, 10:34 | #137 |
Reputacja: 1 | Mroczne bractwo nieszczepionych? Maszkary w Nuln? If? Co to jest If? Czy w Bretonii nie było zamku św. If? Lywy toczy? Chyba nie mówi się lywy? Berwin kompletnie nie potrafił sklecić tych urywków rozmowy w jakąś logiczną całość. Za to paskudne odesłanie ducha zrobiło na nim wrażenia. Babinka była wredna i bez wątpienia chaośna. Niestety nie mieli nic, by móc w świetle prawa obłożyć babsztyla chrustem i spalić zgodnie z tradycją. No prawie nic. Berwin postanowił z rana odwiedzić klasztor Sigmarytów i popytać znajomego staruszka mnicha, czy nie wiadomo co o jakiejś utopionej młodej dziewczynie z 10 Brauzeit 2510 i czy nie zna aby jakiegoś Adolfa z Nuln. Być może staruszek nic nie będzie wiedział, ale może skieruje go do kogoś, kto będzie mógł udzielić odpowiedzi. |
26-04-2018, 18:00 | #138 |
Reputacja: 1 | Estalijczyk nie wziął udziału w zgadywankach. Fragmenty podsłyszanej rozmowy, które usiłowali rozszyfrować jego towarzysze były dla niego niczym język obcy. Bo w istocie Reikspiel nie był jego ojczystym językiem. Zamiast językowych połamańców wolał zastanawiać się, czy Stirganie mieliby im za złe posłanie bełtu w kark staruchy potrafiącej zmusić duchy umarłych do mówienia. Może uwierzyliby w stado krwiożerczych kaczek żyjących na cmentarzu...
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
27-04-2018, 22:01 | #139 |
Reputacja: 1 | Karawana Stirgan wyruszyła wczesnym rankiem, więc Berwin nie miał wiele czasu na odwiedzenie klasztoru. Salvadore oznajmił, że nie będą na niego czekać i wyruszają niezwłocznie, a Hraban będzie musiał dogonić tabor na własną rękę. W pośpiechu Berwinowi udało się spotkać z starym mnichem, ten jednak nie udzielił mu żadnych odpowiedzi, które mogły rzucić światło na niepokojące wydarzenia z cmentarza dla potopionych. Minęły kolejne dwa dni, podczas których Stirganie posuwali się wolno na południowy zachód, do Dessau. Tam planowali zatrzymać się na cztery dni, aby festiwal mogli oglądnąć zarówno mieszkający na prawym brzegu rzeki Sudenlandczycy, jak i mieszkańcy Loningbruck i innych averlandzkich miejscowości z przeciwnego brzegu. Podczas nudnych godzin spędzanych w podróży, awanturnicy poza dyskretną obserwacją tajemniczego wozu, poruszali temat dalszej drogi do Karak Hirn. Wciągnięty w dyskusję Kroenert sugerował dotarcie w okolice Marschwaldu, a potem odłączenie się od Stirgan i przecięcie środkowego Sudenlandu tak zwaną Starą Kamienną Drogą do Hornfurtu i dalej, wzdłuż rzeki Hornberg w góry. Dessau okazało się niewielką, dobrze utrzymaną wioską, nad którą ze swojej antycznej wieży, pamiętającej czasy cesarza Horsta Ostrożnego pieczę sprawował Freiherr Hergard Mengst. Była tu też przyjemna karczma "U Kuternogi", której ajentem był posiadający drewnianą nogę Ulli Deckerbrocker. Stirganie swój festyn urządzili na łące, nad strumykiem, nieopodal wsi. Widać z tego miejsca było wieżę, karczmę i prom do Loningbruck. Impreza kręciła się doskonale i nic nie wskazywało na kłopoty. Ludzie przychodzili oglądać występy nie raz i nie dwa, co powodowało, że kabza seniora rodu nabijała się po brzegi. Trzeba było dokupywać jedzenia, a trunki sprowadzać zza rzeki. Wszyscy byli w doskonałych humorach... Wszyscy poza trzema mężczyznami, którzy wjechali do wsi trzeciego dnia po południu. Wszyscy trzej byli ponurzy i rzucali baczne spojrzenia naokoło. Czerwone tuniki w jakie byli ubrani, jak i czapraki pod siodłami wierzchowców nosiły symbol czarnego kruka. Znak, że ponuracy pozostają w służbie boga umarłych Morra. Ludzie cofali się z bojaźnią, gdy mężczyźni przejeżdżali obok nich i nikt nie śmiał spojrzeć im w oczy. Jadąc rozdawali skromne ukłony na prawo i lewo i takim ukłonem został zaszczycony przyglądający się im Berwin, oraz przechodzący nieopodal Santiago. Trójka skierowała się do "Kuternogi". |
29-04-2018, 07:39 | #140 |
Reputacja: 1 | Elmer jadł i pił, szczerząc zęby do co ładniejszych kobiet odwiedzających stragany. Gdy jednak pojawili się słudzy Morra od razu stracił rezon i przyjął standardową taktykę nie rzucania się w oczy. Nowi przybysze oznaczali kłopoty. Być może dowiedzieli się o mrocznych praktykach strigan lub podobnie jak łowcy nagród, zwęszyli trop drużyny. Trzeba będzie zachować wzmożoną czujność i oby Ranald nie zmusił ich do dokonania trudnego wyboru. |