|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
19-03-2019, 09:48 | #501 |
Reputacja: 1 |
__________________ Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est |
19-03-2019, 14:50 | #502 |
Reputacja: 1 |
|
20-03-2019, 13:23 | #503 |
Reputacja: 1 | Wszystko szło dobrze… Krasnolud wpisywał informacje usłyszane od podróżnych do księgi, która leżała przed nim, mrucząc sobie coś pod nosem. Kiedy stanął przed nim elf, podniósł głowę i przetarł oczy, jakby nie dowierzając kogo widzi. - Ha! Elgi! – stwierdził lustrując przybysza wzrokiem. – Nieczęsto się tutaj takowych widzi. Klimat nie ten, co? A może dlatego, że jak tacy z długimi uchami przybywają, to muszą specjalną opłatę, właśnie od takich uszu zapłacić, co? Wysoka nie jest, ale tacy zazwyczaj nie mają gal. Po kieszeniach pełno mchu i paprotek, co? Masz elgi gal? Kiedy krasnolud skończył już uszczypliwości, a Limhandil uiścił opłatę w wysokości jednej złotej korony, zawołał młodszego pobratymca, któremu wskazał ostatnie pozycje z księgi. Tamten tylko skinął głową i szybko oddalił się znikając w ciemnym przejściu. Po dłuższej chwili wrócił i wręczył skrybie metalowe płytki. - To glejt na podróżowanie po naszych drogach – oznajmił brodacz i każdemu wręczył plakietkę. Była wykonana z brązu lub innego taniego stopu i była nie większa od dłoni. Zapisane na niej były informacje o okazicielu, większość w krasnoludzkich runach. Tylko imię i pochodzenie napisano również w czytelnym dla ludzi alfabecie. – Okazujcie go zawsze, gdy ktoś tego zażąda. A Ty elgi odwiedź w Hirn Ellasira. To dziwak i przyjaciel khazadów, ale z Twojej krwi. Droga wolna! Droga za murem wiła się w górę niczym wąż, wędrujący po zboczach gór. Pogoda była co najwyżej mierna, a w miarę jak nabierali wysokości i zagłębiali się w góry, robiło się coraz zimniej. Dotarli do skrzyżowania, na którym poza solidnym, kamiennym drogowskazem wskazującym na Przełęcz Lodowego Wichru, Ukrytą Dolinę i Imperium stała murowana szubienica, z której zwisał nieco już nieświeży trup. Na szyi zawieszoną miał pokaźną tabliczkę z napisem „Oto cena rozbójnictwa”, a na jego objedzonej głowie siedziało olbrzymie, czarne ptaszysko, które wpatrywało się paciorkami czarnych oczu w podróżnych i nic sobie nie robiło z ich obecności. |
20-03-2019, 18:47 | #504 |
Administrator Reputacja: 1 | Można by rzec, że krasnoludy miały całkiem niezły system znakowania swoich "gości". Dzięki temu systemowi mogli natychmiast się zorientować, czy dany osobnik dostał się na teren ich "królestwa" drogą oficjalną, czy też... inną. Tak przynajmniej ocenił to Wilhelm. No i, w razie czego, można było się dowiedzieć, do kogo należą znalezione zwłoki w ciemnym kącie zwłoki. Co prawda mag był przekonany, że trup jakiegoś człeka niezbyt by krasnoludy wzruszył, ale zawsze lepiej mieć pewność. I porządek w papierach... - Widać, że nie patyczkują się z bandytami - powiedział Wilhelm na widok truposza. - Aż żal, że to niezbyt skuteczna metoda - dodał. - O drogi i podróżnych też dbają - zmienił temat, wskazując na drogowskaz. |
23-03-2019, 21:46 | #505 |
Reputacja: 1 | - No to co panowie komu w drogę temu czas - powiedział Elmer do towarzyszy jednocześnie zacierając dłonie. W krasnoludzkim królestwie poczuł się znacznie pewniej. Imperialne listy gończe nie miały tu mocy prawnej i jedynie wysocy oficjele mogli interweniować w sprawie wydania przestępców. Szczęściem ich kompania nie była aż tak ważna. |
23-03-2019, 23:27 | #506 |
Reputacja: 1 | Towarzysze zdawali się być całkiem zadowoleni z przekroczenia granic krasnoludzkiej domeny. Santiago niespecjalnie miał wcześniej doświadczenia z khazadami - ot wiedział, że to małe pokurcze i gbury, za to w piciu piwa i bitce nie mający równych. Zastanawiał się jednak, czy władza brodatego ludu zapewni im bezpieczeństwo i powstrzyma próby zabicia przez kolejnych fanatyków. Czas pokaże. Tymczasem trzeba było zarzucić na grzbiet ciepłą odzież, którą zapobiegliwie nabył w ostatnio mijanej ludzkiej osadzie. Pewnie konusy miały skórę grubą na palec i nie czuły przenikliwego zimna odbierającego ciepło z każdym podmuchem lodowatego wichru.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
24-03-2019, 17:18 | #507 |
Reputacja: 1 |
__________________ Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est |
25-03-2019, 16:22 | #508 |
Reputacja: 1 |
|
26-03-2019, 13:24 | #509 |
Reputacja: 1 | Limhandil podszedł do kupca, chcąc zapytać o elfa mieszkającego wśród brodaczy. Pech chciał, że tuż obok znajdował się Helm Jorgunsonn. Nim Ewald odpowiedział, krasnolud zrobił minę, jakby zbierało mu się na wymioty, po czym przewrócił oczami i parsknął śmiechem. Tak gwałtownie, że drobinki śliny i ostatniego posiłku wylądowały na ubraniu Limhandila. – Hirn to róg, baranie! Karak HIRN! Rogata Góra! Hornberg! Ro-zu-miesz? - Uspokójcie się – kupiec swoją osobą odgrodził elfa od krasnoluda. – Jest taki, słyszałem o nim. Ellasir to jego miano. Prowadzi sklepik z książkami. Ponoć to dziwak, ale który z… - w ostatnie chwili powstrzymał się od wypowiedzenia swojej uwagi na temat elfów i starał się wybrnąć z nieprzyjemnej sytuacji. – Ehem… Który z nas nim nie jest? * Pogoda utrzymywała się. Nie zaczęło sypać, a temperatura przestała spadać. Dalej wiało. I w takich warunkach pod wieczór dotarli do Khazid-Nauk, krasnoludzkiego miasteczka przyklejonego do zbocza góry. Zamieszkane było w dużej części przez Dawikoni, ludzi, którzy osiedlili się w górach pod jurysdykcją krasnoludzkich władców. W gospodzie było tłoczno, gdyż w osadzie zatrzymały się na popas aż cztery karawany. Piwa jednak było pod dostatkiem i nikomu nie brakowało ani strawy, ani miejsca do spania. Ewald Schwartz wdał się w rozmowę ze znajomymi kupcami. Dwóch zbrojnych, którzy towarzyszyli karawanie również odnalazło wśród członków eskort, swoich znajomków. I tylko awanturnicy zostali pozostawieni samym sobie. Potem, późnym wieczorem dowiedzieli się, że drogi są przejezdne, ale nic nie wskazuje na zmianę pogody. Patrole ponoć chodziły jak zwykle, ale mówiło się o trollu, który ponoć grasował w okolicach przełęczy. A jak troll, to i z pewnością mogli się w okolicy pojawić okryci równie złą sławą co drapieżnik, polujący na niego czubaci zabójcy… * Droga ku przełęczy, poza kilkoma odcinkami wiodła cały czas w górę. A przełęcz w pełni zasługiwała na swoją nazwę. Wiało nieustannie i tylko zaradności krasnoludów, można było zawdzięczać to, że na drodze nie zamarzało się w pół kroku. Otóż co jakiś czas przy szlaku wznosił się prostokątny barak, wzniesiony z kamienia i drewna, na tyle obszerny, że mógł się w nim zmieścić liczący dziesięciu członków patrol. Pewnym utrudnieniem było to, że schronienia miały tylko trzy ściany, będąc otwartymi od strony drogi, a w pozostałych ścianach ziały otwory strzelnicze. W każdym schronie zgromadzony był spory zapas opału i koce, którymi można się było opatulić podczas odpoczynku. I pech chciał, a może szczęśliwym trafem, w pobliżu jednej z takich stanic zwierzęta stały się wyjątkowo niespokojne. Jakby wyczuły drapieżnika. Niepokój udzielił się także ludziom. - Troll – warknął przewodnik, ale tak naprawdę nikt nie miał pewności, że chodzi o tego złowieszczego stwora. |
26-03-2019, 14:56 | #510 |
Administrator Reputacja: 1 | Podróż można było śmiało nazwać uciążliwą i Wilhelm wnet doszedł do wniosku, że gdyby to tylko od niego zależało, to po prostu zrobiłby w tył zwrot i wróciłby do domu. A potem zapomniałby o wszystkich kłopotach związanych z przeklętą sektą. Ale nie wszystko od niego zależało, więc mag wyrzucił z głowy myśli o zawróceniu. Poza tym podróżował już w gorszych warunkach. Jak wnet się okazało, nie tylko pogoda i bandyci utrudniali podróże. Wilhelm osobiście wolałby śnieg i grupkę bandytów niż trolla, ale i w tej kwestii nie miał nic do powiedzenia. Pozostawało tylko mieć nadzieję, że bestia znajdzie inny obiekt zainteresowania, niż ich karawana. Ale nadzieja, jak to zwykle bywa, nie znalazła swego pokrycia w rzeczywistych zdarzeniach. - Ponoć ognia nie lubią - powiedział, przywiązując klacz, by zwierzak nie popędził gdzieś przed siebie, na oślep, gnany paniką. |