|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
01-03-2018, 08:09 | #101 |
Reputacja: 1 | Gimbrin zupełnie zignorował słowa Piromantki, która opuściła świetlice zaraz za Bardakiem. Gestem dłoni uciszył rechoczących przy stołach braci i spojrzał po pozostałych, skupiając wzrok na Felixie. - Thagorraki, mówisz... - Nie wyglądał na przesadnie zmartwionego, choć zamyślił się na moment. - Nie zauważyliśmy niczego podejrzanego. Rzadko tu ktokolwiek przychodzi, chociaż ostatnio też były ze dwie takie grupki jak wy, co chciały się wywiedzieć, gdzie kurhany leżą, a biorąc pod uwagę, że już stamtąd nie wrócili, to chyba znaleźli tam tylko własną śmierć. Wiemy, gdzie jest kurhan, może to nawet ten, którego szukacie. Stoi zaraz przy lodowcu, za sto, albo i dwieście lat będzie już pod nim. - Ponad dwieście. - Odezwał się szorstkim głosem Borgor i przyjrzał się kawałkowi szkieletu okazanego przez Felixa. - Odkąd tu przybyłem, a było to baaardzo dawno temu, ludziska opowiadali o tych Błękitnokrwistych Bandytach. Dowodził nimi niejaki Zimmer, Zimmermann, albo Swimmermann, jakoś tak. Jak odkryłem, umarł prawie dwieście lat temu. Ponieważ przewodził sporej bandzie, sam Diuk de Parravon musiał wyjść w pole ze swoją armią. Bandyci opętani byli rządzą krwi. Słyszało się pogłoski, że ich herszt zawarł pakt z mrocznymi mocami. Jak kiedyś powiedział mi mój dziadek, w tym grobowcu jest czarna magia i coś w tym musi być, bo jak dla mnie lodowiec zbyt wolno nasuwa się na ten przeklęty grobowiec. Mówi się nawet, że ludzie tego bandyty - ci, co przeżyli najazd Diuka - poszli umrzeć zbiorowo w to miejsce, jakby ich co przyciągało. Moja rada jest taka, żebyście się trzymali z daleka od grobowca, bo ściągniecie na siebie tylko śmierć. Jak tamci, co byli przed wami i ci, którzy przyjdą po was. - Zakończył siwobrody krasnolud. Na sali zapadła pełna niepokoju cisza, którą przerwało nagle energiczne otwarcie drzwi. Do środka wpadł niewysoki, potężnie zbudowany krasnolud, który od wejścia zawołał. - Umarlaki!! Ożywieńce tu idą! Finriego zajebały, jak byliśmy na obchodzie!!! Siedzący przy stołach khazadzi w mig poderwali się z miejsc, łapiąc za broń. - Ilu ich? - Spytał przywódca górników, nie zdążywszy nawet odpowiedzieć na pytanie Dietera. - Nie zdążyłem policzyć, ale na oko ze dwudziestu - rzucił zdyszany khazad. - Dobra, zajmijmy się nimi - mruknął Gimbrin i spojrzał po was. - Skoro już tu jesteście, pomożecie nam. Ruszamy! Rozmawialiście dłuższą chwilę, gdy od strony doliny waszym oczom ukazał się biegnący po ścieżce, zasapany krasnolud z toporem w dłoni. Co chwilę oglądał się za siebie, jakby ktoś próbował go dopaść. Gdy wpadł między chaty, również was dostrzegł i wypalił tylko: - Umarlaki idą! Od strony doliny! Gotujta się, bo nie przeżyjeta! Gimbrina żeśta widzieli? - Zapytał, dysząc. - Jest w świetlicy - odparł chłodno Bardak, a tamtego już nie było. Spojrzeliście po sobie i zgodnie ze słowami khazada przygotowaliście na nadchodzące wydarzenia. Jak jeden mąż wysypaliście się wszyscy na zewnątrz, dobywając broni. Nieopodal, po drugiej stronie ścieżki stali przygotowani już do walki Bardak i Bianca, zerkający co jakiś czas w waszą stronę. Razem z krasnoludami, było was siedemnaścioro i jeśli wartownik mówił prawdę, tamci wciąż mieli przewagę liczebną. Borgor chwycił za swój topór, jednak Gimbrin go powstrzymał. - Zostaw - powiedział. - Leć do kopalni sprowadzić resztę. Mędrzec jedynie skinął mu głową i zerwał się do biegu w stronę zionącego czernią otworu prowadzącego do kopalni. Ustawiliście się, przyjmując pozycję bojową i oczekiwaliście w skupieniu nadejścia nieumarłych. Ci pojawili się na ścieżce niedługo później. Kilkunastu wolno sunących po trakcie nieznajomych, którzy z daleka wydawali się być zwykłymi podróżnikami, jednak gdy przyjrzeliście im się dokładniej, było w ich ruchach coś nienaturalnego, coś nieludzkiego. Więcej zdradzała ich paskudna aparycja - wysuszone, lub gnijące resztki czegoś, co kiedyś przypominało twarze, czaszki naciągnięte skórą oraz pozbawione życia oczy. Wyczuwając was, przyspieszyli nieco z uniesioną bronią, na którą składały się miecze oraz siekiery. Ich nieludzki charkot sprawiał, że niektórym z was ciarki przeszły po plecach. - Do boju! Niech Pani Jeziora prowadzi naszą broń! - Warknął nagle Pierre i z okrzykiem bojowym, z uniesionym mieczem i tarczą ruszył w stronę zbliżających się nieumarłych. - Na nich! - Zawtórował Gimbrin, a po okolicy rozniósł się gardłowy okrzyk krasnoludów nacierających na ożywieńców. |
01-03-2018, 09:01 | #102 |
Reputacja: 1 |
|
01-03-2018, 09:21 | #103 |
Reputacja: 1 | "Umarlaki" - pomyślał Douko - "Pieprzone umarlaki" wybiegł wraz z pozostałymi ze świetlicy gotując się do walki. W rękach trzymał swój dwuręczny topór. - Dziś znów spłynie krew - powiedział na głos ale jak by bardziej do siebie niż pozostałych. |
01-03-2018, 09:30 | #104 |
Administrator Reputacja: 1 | Ostrzeżenie było wyraźnie - jeśli wam życie miłe, to omijajcie okolice kurhanów. Jasne, proste, oczywiste. I wnet okazało się, że żadne ostrzeżenia nie były potrzebne, bo zagrożenie życia samo do nich przyszło. I że pojawienie się nieumarłych wilków to nie jedyny przypadek. Dwadzieścia ożywionych truposzy - to nie było zbyt wiele na kopalnię pełną krasonoludów, jak by nie było stworzonych nie tylko do kilofa, ale i topora. Problem na tym jednak polegał, że Felix nie miał pojęcia, ile krasnoludów jest w tym momencie w stanie chwycić za broń. - Ktoś was nie lubi - rzucił w stronę Gimbrina - i pewnie chce was stąd przepędzić - dodał. - Może niektóre z tych truposzy to uczestnicy tamtych dwóch wypraw - wysunął przypuszczenie. Jego sposób na stoczenie walki był prosty - najpierw łuk i strzelać, a gdy przeciwnik podejdzie bliżej, wziąć się za rapier i lewak. Gdyby walka przybrała bardzo zły obrót, zawsze mogli schronić się w świetlicy i tam rozprawić się z nieumarłymi. |
01-03-2018, 09:52 | #105 |
Reputacja: 1 | Ludo był na zewnątrz, zaspokajał wewnętrzna ciekawość i zaglądał po oknach okolicznych zabudowań. Zatrzymał się jednak w pół kroku i nie było to spowodowane krzykiem zezłoszczonego krasnoludzkiego górnika. Niziołek zaniepokoił sie zachowaniem kota, Puszek był skrajnie wystraszony. Kulił się przy ziemi z podwiniętym ogonem, jego źrenice były silnie rozszerzone, a uszy położone na boki. Kołodziej szybko zlapał go za kark i schował za pazuchę do specjalnej kieszeni. Rozejrzał się również po okolicy i dostrzegł zbliżające się zagrożenie.
__________________ Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych! |
01-03-2018, 20:52 | #106 |
Reputacja: 1 | Pytanie o wykucie srebrnej broni przeszło najwyraźniej bez echa, gdyż w tym samym momencie do świetlicy wpadł razem z drzwiami przerażony krasnolud krzyczący o nadciągającej hordzie umrzyków. "Szkoda, właśnie teraz przydałaby się nam posrebrzana broń" rozbrzmiało w głowie Dietera gdy ten wypadł przez drzwi i biegiem rzucił się w stronę swojego konia. Wyciągnął z juków bolasy, bicz i zapasowe bełty do kuszy, wszystko rozdzielił po kieszeniach by mieć je łatwo dostępne w razie potrzeby, bicz przyczepił do pasa by w razie problemów odciągnąć nieumarłego od towarzyszy. Niziołek dobrze myślał zabierając ze sobą beczułkę pełną oliwy do lamp, podpalenie nieumarłych zawsze ułatwiało pracę. |
02-03-2018, 07:40 | #107 |
Reputacja: 1 | Rozmawiała z Bardakiem na jakieś neutralne tematy, gdy na ścieżce do kopalni pojawił się biegnący krasnolud. Pewnie nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że dzierżył topór i co chwilę zerkał przez ramię, jakby chciał sprawdzić, czy nikt za nim nie podąża. Gdy zauważył Piromantkę i Zabójcę, wszystko się wyjaśniło.
__________________ Every next level of your life will demand a different version of you. |
02-03-2018, 15:53 | #108 |
Reputacja: 1 | Zabójca odprowadził wzrokiem biegnącego w kierunku świetlicy krasnoluda. W tym samym czasie poprawiał elementy wyposażenia i sprawdził, czy zapasowy topór bezproblemowo wysuwa się ze skórzanej pętli przymocowanej do pasa. Na pytanie czarodziejki tylko wyszczerzył się w odpowiedzi. Tak, zdecydowanie radowała go chwila, kiedy znowu zapomni się w wirze walki. Pozostały jeszcze zwyczajowe przesądy, czyli spróbowanie, czy ostrze topora było ostre. Oczywiście nie było. Poznaczone licznymi szczerbami było częścią tak masywnej głowicy, że jego przeznaczeniem nie było ciąć, a rąbać i miażdżyć. Następnie splunął na dłonie, roztarł plwocinę dla lepszego chwytu i złapał trzonek dwuręcznego topora. - Nie znoszę umarlaków... śmierdzą trupem... - rzekł i roześmiał się. Gdzieś obok rozbrzmiało bojowe zawołanie Pierra. Gurazsson poderwał się do biegu i natarł na zbliżających się nieumarłych.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
02-03-2018, 18:16 | #109 |
Reputacja: 1 | Nawet, jeśli ktokolwiek z was odczuwał lęk przed starciem z nieumarłymi, na skutek okrzyków bojowych i wzajemnego zagrzewania do walki, szybko się go wyzbył. Pierre wpadł z uniesionym mieczem między truposzy, Gimbrin chwilę za nim. Pozostali skupiali się na sobie, by wyjść z tej walki obronną ręką. Ludo stoczył beczułkę z olejem w stronę nieumarłych, którzy przedarli się na przód, a chwilę później Bianca wypuściła z dłoni ognisty pocisk, który trafił w beczułkę. Płonący olej bryzgnął na trzech ożywieńców, którzy szybko stanęli w płomieniach. Bardak doskoczył do jednego z nich i mocnym uderzeniem dosłownie ściął mu zasuszony łeb. Kolejni trzej zostali naszpikowani strzałami i bełtami wypuszczonymi przez Felixa, Viktorię, Ludo i Dietera. Gdzieś obok Douko odrąbał nogę kolejnego przeciwnika, a złotobrody krasnolud, który walczył z nim ramię w ramię dokonał reszty, zatapiając ostrze topora w szyi zombiaka. Bracia Gimbrina wspomagali was, tnąc i rąbiąc kolejnych wrogów, słychać było szczęk krzyżującej się ze sobą broni, charkot umarlaków oraz okrzyki walczących. Bianca posyłała kolejne ogniste kule, zajmujące wysuszone ciała przeciwników, a Viktoria, Felix, Ludo i Dieter kolejne pociski. Walczący w zwarciu Bardak, Douko i pozostali pieczętowali ich los, nie pozwalając się nawet drasnąć. Niedługo później było po walce i gdy adrenalina nieco opadła, oceniliście straty. Rannych zostało trzech krasnoludów Gimbrina, jednak odniesione obrażenia nie zagrażały ich życiu. Niestety, mniej szczęścia miał Pierre, który leżał pośród pokonanych nieumarłych z masą pomniejszych cięć na ramionach i głęboką raną w karku. Rycerz musiał dać się zaskoczyć, otoczony przez przeciwników i nikt nie był mu już w stanie pomóc. Gimbrin podszedł do was. - Dziękuję za pomoc w walce. - Mówiąc to, nawet nie spojrzał na Bardaka. - Coś złego zaczyna się tu dziać, musimy być czujni. - Wskazał ostrzem topora na leżące zwłoki. - Trzeba będzie spalić te truchła, moi ludzie się tym zajmą. Chcecie, żebyśmy to samo zrobili z waszym towarzyszem? No chyba, że sami to zrobicie, bo targać go do Frugelhofen nie ma sensu moim zdaniem. Po chwili z kopalni wyszedł Borgor, prowadząc grupę kilkunastu uzbrojonych krasnoludów. - Już po wszystkim? - Zapytał wesoło. - Tośmy się przydali w walce, że ho ho - rzucił i podszedł do zwłok. Patrzył na nie przez dłuższy czas, wyraźnie zasępiony. - Coś musiało się stać w grobowcu. Zwykle nie było tu takich sytuacji. Ostatnia zdarzyła się w dzień Hrugniego. Tak, pamiętam... jakieś sto lat temu. Zło wylęgło się z ruin grobowca i zabierało żywych, zmieniając w nieumarłych. Musimy spalić te zwłoki, nie wolno pozwolić, by znów powstały z martwych. Obawiam się, że wasz towarzysz również musi podzielić ten los... - Borgor spojrzał po was. Wyglądał na wyraźnie zmartwionego. |
02-03-2018, 23:58 | #110 |
Reputacja: 1 |
|