|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
10-02-2018, 13:38 | #1 |
Dział Fantasy Reputacja: 1 | [WFRP 1.ed] Bracia krwi 2. Łabędzi śpiew Do świtu brakowało kilku chwil. Zapowiadał się pogodny poranek. - Zachary? - powtórzył Albrecht głośniej i usiadł, by się rozejrzeć. Niziołek kucał przy zwłokach, starając się wydobyć swój ulubiony nóż ze stalowego napierśnika jednego z rycerzy. Młody Schutz odetchnął z ulgą. Nie uszło to uwadze Zachariasza. - W świetle dnia wszystko wydaje się inne. W lewym korytarzu jest cała masa zrujnowanych posągów ze szlifowanego, czarnego kamienia. To miejsce musi być w jakiś sposób ważne. Od szwagra mojej ciotki Blanki, Jiřiego, słyszałem że w jego rodzinnym miasteczku w piwnicy po zgorzałym domostwie takie posągi znaleziono, było z kilkanaście lat po pożarze. Jak którego dnia rodzeństwo się bawiło wkoło i długo nie wracało, matka ich szukać poczęła, a rano całą trójkę znaleźli całkiem skamieniałą u szczytu schodów. Później dopiero się okazało, jak złoczyńcę na gardło skazanego lustrami obwieszonego do ciemnicy wrzucili, że to bazyliszek tam się zalęgł, a oczy miał, przysięgał Jiři, jak u żaby! Paplanina niziołka dotarła do uszu każdego, śpiącego czy też nie, przywołując zebranych do rzeczywistości. Ulli, Emmerich i Gerhart otwierali powoli zaspane powieki. Gdy chwilę później do ich uszu dotarł krzyk natychmiast obrócili głowy w kierunku wejścia do kurhanu. Z jamy wychyliła się potężna, obrośnięta łuską głowa jaszczura i chwyciła Zachariasza w połowie, wbijając się zębami w jego ciało. Niziołek wisiał bezwładnie niczym bez ducha. * * * W izbie panował półmrok. Płonęły dwa łuczywa rozstawione na przeciwnych krańcach długiego stołu. Brodate twarze krasnoludów wyglądały na zmęczone i błyszczały się od potu. * * * Obudził go śmiech Ritty. Ta ludzka psotka zawsze wstawała przed nim a on, wyczulony od pewnego czasu na wysokie dźwięki nie potrafił spać, gdy zaczynała krążyć w obejściu. - Nie dokazuj! - Ale dziadku... - A jak pojawią się goście marsz do kuchni i ani nosa nie wyściubiaj! - Ale dlaczego? - Cichaj latawico i zbieraj szyszki. „Szyszki. No tak. Obiecywała pomóc” pomyślał Aslaak. Gdy wstawał z posłania posłyszał odgłos kopyt. - Już, zmykaj! Krasnolud ubrany wyszedł na podwórze. Od progu usłyszał od starego Wiktora, że ma gościa w głównej sali. Podążył tam bez zwłoki. Na ławie, plecami do wejścia, siedział jego rodak moczący zarost w kuflu. - Aslaaku, bądź pozdrowiony ty i rzemiosło, któreś wyssał z mlekiem matki. Przybyłem z posłaniem od starszego Jorunda z Wördern. Zwrócił się do nas krasnolud z Karaz-a-karak. Podaliśmy mu jak dotrzeć do tego miejsca, gdyby była taka potrzeba - upił kolejny łyk. - Jest lepsze z miesiąca na miesiąc. Gdy powrócisz przyniesiesz dumę klanowi. Niedługo potem posłaniec odjechał. Należało dokończyć zbiór składników a następnie zacierać i chmielić słód, bowiem poprzednia partia złotego trunku była już na wykończeniu. Czym bowiem dla zajazdu jest osiem antałków piwa? Czterdzieści litrów to ilość obiadowa, jak zwykł mawiać Wiktor. * * * Ostatnie wydarzenia wywróciły uporządkowane życie Bardaga. Jego pozycja na dworze Ulrica von Ginenburga we Franzen była wysoka i często podczas wyjazdów szlachcica był jego najbliższym silnorękim. Ich współpraca musiała się jednak skończyć i tylko kwestią czasu było czy nastąpi to prędzej czy później. Wszystko zaczęło się od spotkania handlowego w Wördern dwa tygodnie temu. Tamtejsi krasnoludowie byli od dłuższego czasu obiektem zainteresowania von Ginenburga ze względu na trzymany twardą ręką monopol na wyroby stalowe. Bardag brał udział w negocjacjach jako ochroniarz szlachcica, którego wykształcenie nie predestynowało do twardego handlu. By osiągać zyski używał się podstępu i oszustwa. Poznawszy prawdziwe zamiary swego pracodawcy wobec krasnoludzkich obywateli Imperium Bloodaxe nie pozostał obojętny. Choć przed wyruszeniem w świat w drabinie społecznej w rodzinnym karaku zajmował niski szczebel jego ród nie splamił się dotąd i nie było w niczyim interesie zmieniać taki stan rzeczy. Posłał więc gońca z informacją do swych rodaków a sam, nie mając niezbitych dowodów na nieuczciwość szlachcica, wystąpił ze służby. Słowo krasnoluda znaczyło wiele nawet w tych coraz bardziej parszywych i nielojalnych czasach. Posłaniec dopadł Bardaga na północ od Vigaun. - Pozdrowienia od starszego Jorunda. Uznał, że powinieneś wiedzieć: niedaleko osiadł twój krajan z Karaz-a-karak. Kazał też przekazać, że gdy porzucisz swoje dotychczasowe zajęcie i przemyślisz co mógłbyś robić innego chętnie powita cię w Wördern. Pod wpływem chwili Bardag skręcił na zachód, ku Gladisch. Choć jeszcze nie zdecydował czy uda się do poleconego krajana wolał, przynajmniej na razie, ominąć siedzibę starszego. W Naffdorfie stanął jeszcze przed wieczorem. Główna droga pokryta była luźnym pyłem zamiatanym przez wiatr. Mieszkający tu ludzie wyglądali na przestraszonych. Przed swoim domem w centrum wsi stał jej sołtys. - Bądź zdrów, przedstawicielu starszej rasy. Kończymy żniwa i nadchodzi pora świętowania, zasiądziesz z nami do wieczerzy? - zaprosił z nerwowym uśmiechem na twarzy. Ostatnio edytowane przez Avitto : 12-02-2018 o 21:23. |