Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-09-2017, 16:43   #1
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację
[WFRP 2ed.] Szóstka z Zweufalten




Okolice Zweufalten
19. Sigmarzeit 2522 K. I.
Konistag
Po południu
Dzień przed rozmową Olafa i Vogta


Niebo nad głową Heindela było jednolicie szarobure. Choć już minęła połowa Sigmarzeit, pogoda nie zmieniła się nic a nic od samego przedwiośnia. Dzień w dzień mżyło, a słońca mieszkańcy pobliskiego Zweufalten nie widzieli już chyba od pół roku. Kolejne dni były takie same, osadnicy wykonywali sennie codzienne czynności, a powodowani przygnębiającą pogodą, znacznie chętniej dopatrywali się wszędzie różnego typu omenów i dziwów. A to komuś urodziło się prosię z dwoma głowami, a to Babka z lotu ptaków wywróżyła jakieś nieszczęścia – od czyraków na rzyci aż po śmierć nienarodzonego niemowlęcia. Większość Babkowych przepowiedni się sprawdzała, a że ostatnio wieszczyła tylko źle, strach padł na niewielką, zamkniętą społeczność Zweufalten.

Dzisiejszy dzień przypominał wszystkie te nudne dni, jakie dotychczas wypełniały życie osadników. Z małym wyjątkiem.

Heindel klęczał w zimnej, zamulonej wodzie pochylony nad człowiekiem. A raczej ciałem człowieka, bo jak zdążył wykoncypować, szansę, że jegomość przeżył tak fatalne rany były niewielkie. Chłopaka w istocie nie tyle zainteresowało, czy delikwent żyje, a raczej jakiego rodzaju rany mu zadano.

Trup był co najmniej osobliwy. Gdyby taki nie był, nie zwróciłby pewnie uwagi Graperza. Raz po raz mieszkańcy Zweufalten znajdowali na moczarach jakieś ciało czy to pechowego podróżnika, czy to zwykłego przybłędy. Ten był jednak inny – ten miał na sobie lekki pancerz, a na piersi ryngraf z wizerunkiem białego orła na czarnym tle. Nieopodal niego leżała, zapewne niegdyś należąca doń, wybebeszona kasztanka.

Denat był w niewiele lepszym stanie niż jego nieodżałowana klacz. Obrażenia, jakie mu zadano na pewno nie pochodziły od żadnego zwierzęcia żyjącego na bagnach, tego Heindel był pewien. Żadne zwierzę nie zabijało w taki sposób. Trupa pozbawiono palców u rąk, obu gałek ocznych i ucha. Ryngraf był rozcięty jakimś tępym narzędziem wyjątkowo nieudolnie, tak że znajdująca się pod nim kolczuga pozostała prawie nietknięta. Więcej Heindel zobaczyć nie mógł, po pierwsze dlatego że musiałby zdjąć z trupa zbroję, po drugie dlatego, że usłyszał w zaroślach kroki.

Zerwał się na równe nogi i chwycił podręczny sztylet, które zawsze nosił przy sobie. Wtedy w krzakach coś pisnęło. Heindel był przez chwilę skonsternowany, ale wkrótce rozpoznał ten pisk. Syknął gniewnie.

Najwyraźniej zdając sobie sprawę z dekonspiracji, zza sporej paproci wyłoniła się grupka lokalnej dzieciarni. Elsie, Sig, Will, Heike i słodziutka Taffy, o połowę niższa od reszty zbieraniny, przez co sprawiała wrażenie ludzkiego berbecia. Heindel i jego goście popatrzyli na siebie uważnie, przez chwilę milcząc. Graperz widział, jak lustrują podejrzliwie zarówno trupa, jak i jego wierzchowca. Jak nieśmiało i pytająco podnoszą ku niemu wzrok. Był zły. A można to było załatwić samemu.


 
MrKroffin jest offline  
Stary 13-09-2017, 21:47   #2
 
Avdima's Avatar
 
Reputacja: 1 Avdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputację
Bagna jak to bagna, nudne, szarobure. Do butów wlewała się mulista woda, a twarz owiewała wilgotna aura zachodząca smrodem sprzed kilku dni. Zatęchła atmosfera, jaka panowała w okolicy, sprawiała, że Heike nie chciało się ruszać na więcej, niż kilkadziesiąt kroków od domu. Miał to szczęście, że był wysoki i nie brodził po kolana, a do tego szczupły, więc i między gałęziami czy inną burawą zielenią mieścił się bez problemu. Mniej szczęścia miał przy samym porodzie.

Szesnaście lat - całe swoje życie w gwoli ścisłości - mieszkał w tej dziurze i z każdym kolejnym rokiem, jego tolerancja malała, czym nie omieszkał podzielić się z innymi. Jakby nie mieli naocznych dowodów. Zazwyczaj trzymał się na uboczu, udając, że pracuje, tak naprawdę ucinając sobie drzemki czy wsłuchując się w dźwięki natury. Blisko rówieśników jednak, potrafił rozplątać mu się język i paplał o wszystkich niedogodnościach jego życia, szczególnie tych najbardziej aktualnych, jak chociażby ta przeklęta woda w bucie.

Pomimo tego wszystkiego, nie tknęła go uciążliwa choroba, nawet ospa, która zawitała do Zweufalten. Wciąż mógł cieszyć się nieposzlakowanym licem, promiennymi oczami czy też pełną, dziką czupryną. Być może mógłby uchodzić za najładniejszą dziewczynę w całej osadzie, gdyby wszyscy się wzajemnie nie znali i takie uwagi wychodziły jedynie jako złośliwości.


***


Trup nie kontrastował znacząco z tym, co zazwyczaj zdobiło panoramę, niemniej przyjemnym widokiem nie był. Chociaż Heike widział wcześniej zwłoki, nigdy w tak złym stanie, ani nikogo zamordowanego. Zawsze były takie... spokojne. Te wręcz przeciwne, rysował się na nich ból i cierpienie. Brzydziło to chłopaka, który z trudem powstrzymywał się przed ukazaniem tego.
 
Avdima jest offline  
Stary 14-09-2017, 20:06   #3
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Praca zbiorowa całej drużyny


Elsie przepchnęła się do przodu. Część z młodszych w Zweufalten obawiała się Heindela, część podśmiewała się niego po kątach, z jego wybuchowości i głupawych – jak je nazywali między sobą - zachowań. Ale nie Elsie. Nie bała się też widoku krwi ani nieżywych ludzi – mnóstwo naoglądała się ich z matką. Jeśli za późno po nią posyłali. Ale wcale nie wiadomo było, czy ten był nieżywy…
- Dzień dobry, Heindel – przywitała się grzecznie. Rodzice zawsze powtarzali, że należy być uprzejmym. Nawet jak innym zdarza się nie być.
Kto to? Znasz go? – mógł znać, przecież ten ktoś nie był od nich, podobnie jak Heindel. Przykucnęła obok ciała, oglądając je uważnie. Sięgnęła ręka do tętnicy na szyi.

Will zlustrował otoczenie na spokojnie. Widok ciała go nie przeraził, w zasadzie jakoś nie wstrząsnął nim. W ciągu swojego siedemnastoletniego życia, widział po kolei odejście ojca, siostry i matki. Życie na bagnach przylegających do Delby nigdy miejscowych nie rozpieszczało. Stał między grupą jeszcze można by powiedzieć dzieciarni, zdecydowanie wyróżniając się i wzrostem i posturą. Ciężka praca od najmłodszych lat, a potem terminowanie u miejscowego kowala - pana Aybary, sprawiła, że do sporego wzrostu, dołożył szerokie ramiona i muskulaturę. Na spokojnej twarzy z bystrymi inteligentnymi oczami, znać było jeszcze ślady po przebytej w dzieciństwie ospie. Ogniste włosy, od których wziął się jego przydomek, dopełniały wizerunku Schmidta.

Podszedł bliżej do Heindela,żeby przyjrzeć się jego znalezisku. Zdążyła wyprzedzić go Elsie, ale to akurat było do niej podobne. Chwilę przyglądał się denatowi, jego rynsztunkowi, potem zrobił to samo z koniem. “Szkoda chabety” - pomyślał, jednym z jego obowiązków u kowala, było zajmowanie się jego końmi, dlatego czuł się jakieś przywiązanie do tych zwierząt. Kilka rzeczy rzuciło mu się w oczy, ale postanowił póki co zachować wnioski dla siebie.

- Ja nic, ja nic nie mogłem zrobić. - W krótkiej chwili grymas twarzy Heindela zmienił się z zaskoczonego, na wściekły, by skończyć na totalnie bezradnym. - Ja nic nie mogłem zrobić. - Całkowicie ignorując pytanie Elsie, dodał jeszcze raz po czym siadł na ziemi tuż koło zwłok.

W międzyczasie Elsie wciąż badała puls żołnierza, skupiając się bardziej na nim niż na nerwowych tłumaczeniach Heindela. Już była skłonna oderwać rękę od pokrwawionej szyi, gdy poczuła delikatny ruch żyły pod skórą. Wolny, nieregularny. Umierający.

Sigfried ostrożnie zbliżył się do “trupa” szacując dokładnie wartość jego dobytku.
- Cóż. Trup jak trup, nie? ...ale pomyślcie ile suszonych owoców kupimy za jego dobytek! - powiedział optymistycznie po czym zasępił się…
- ...ale czy to wypada?
- Trzeba kogoś wezwać! - Elsie zbliżyła twarz do twarzy leżącego. Szukała śladów oddechu. - Moją matkę albo babkę! On ciągle żyje!
- On już nie żyje. Patrz na niego. On już nie żyje - nad wyraz spokojnym głosem kontynuował swoje Heindel. - Zostaw go już. Ja nic nie mogłem zrobić. Nic nie mogłem - nie przestawał kołysząc głową.

- Nie znasz się na tym - warknęła Elsie. - Idźcie! - zawołała do pozostałych.
Heike popatrzył po reszcie.

- Mnie tam wygląda na martwego - burknął, po czym szybko dodał - Zostawmy to, zanim pojawi się tutaj jakiś patrol wojskowy… albo utopmy go w bagnie, bo jeszcze znajdą zwłoki i powiedzą, że to nasza wina. Mam na myśli Zweufalten, nie nas dosłownie.

Elsie już miała odwarknąć coś bardzo brzydkiego Heinrichowi, gdy wtem poczuła, jak coś dotyka jej uda… Momentalnie odskoczyła, oblewając przy okazji twarz okaleczonego bagienną wodą. Pozbawiony palców kikut opadł bezradnie, a z gardła żołnierza dobiegł dziwny, nieartykułowany dźwięk, przepełniony bólem i błaganiem o pomoc. Tak przynajmniej odczytała to Elsie.

Heike natychmiast odciągnął dziewczynę od niedawnych zwłok. Samemu do końca nie wiedział, po sięto zrobił, więc puścił ją.
- Spadajmy, nie chcę patrzeć, jak umiera.

Milczący do tej pory Will odezwał się wreszcie: - Lepiej zabierzemy go do osady, albo gdzieś w jej pobliże. Mamy ponad pół godziny drogi, biegiem połowę z tego, zanim dotrze tu twoja matka albo Babka, ani chybi godzina się z tego zrobi - przytomnie zauważył kowalski terminator, zakładając silne ramiona na szerokiej piersi. - W jego stanie nic nam z jego strony nie grozi, najwyżej zemrze po drodze - powiedział obojętnie. - I nie szarp jej - rzucił ostrzej do Heike, wskazując na Elsie. Dziewczyna prócz łagodnego usposobienia, potrafiła celnie z procy i łuku strzelać. Schmidt nie miał wątpliwości, że córka łowcy pewno odgryzie się szarpiącemu ją chłopcu. - Zróbmy jakieś nosze - to powiedziawszy, Will wyciągnął zza pasa mały toporek, który zwykł nosić do lasu i rozejrzał się w poszukiwaniu odpowiednich drzew, by zrobić z nich prowizoryczna włókę.

Taffy z pewnością nie widziała nigdy tak paskudnie rozbebeszonego trupa (czy też prawie trupa), więc stała oniemiała z szeroko otwartą buzią. Przed oczyma stanęła jej scena sprzed paru lat, gdy zobaczyła martwą matkę zabitą przez szczuroludzi. Zrobiło się jej natychmiast niedobrze i przykucnęła z boku, obejmując ramionami kolana.
- Chodźmy stąd. Jego już nie ma. - Heindel w końcu wstał i podszedł do Heike. Zgadzał się z nim, nic tu już po nich.
- Nie wiem, czy to coś da, Will. Już za późno. - Elsie pokręciła smutno głową, zatrzymując dłoń chłopaka. Znów podeszła do mężczyzny. Przyjrzała mu się jeszcze raz. - Ktoś mu to zrobił specjalnie - powiedziała po chwili, mocno poruszona swoim odkryciem. Mimo że żyła już prawie 16 lat, ciągle nie potrafiła zrozumieć bezsensownego okrucieństwa.

Sięgnęła do sakiewki przy pasie ściągającym tunikę i wyciągnęła zawinięte w kawałek płótna zioła. Zmełła w palcach suchy liść na proszek, dodała kilka kropel wody z bagna i powstałą papkę wtarła w dziąsło mężczyzny. - Nie będzie nic czuł. Bólu. Powinien przez moment mieć więcej energii. Może nam powie, co się stało…

Specyfik podziałał szybko. Usłyszeli krótki odgłos ulgi umierającego, wszyscy byli ciekawi, czy teraz im coś wyjawi. Wtedy pochylona nad nim Elsie zauważyła poważną przeszkodę - gdy żołnierz otworzył usta, by zaczerpnąć powietrza, zobaczyła wyraźne ślady noża. Ktoś wyciął mu język.

Taffy zaciekawiona, choć wciąż nieco zszokowana, podeszła do Elsie, i gdy tylko ujrzała pustą czeluść, zamiast normalnego wnętrza ust umierającego wciągnęła głośno powietrze i zerwała się na równe nogi.
- Shallyo kochana! To będzie tak złe, jak wszystko, ale biedaczynę dobić będzie trzeba - powiedziała łamiącym się głosem. Ranny przypominał jej biedną rybkę, która za głęboko połknęła haczyk i każdy ruch sprawiał jej cierpienie. Takich nie zabierała w wiaderku do domu, tylko na miejscu zabijała i sprawiała.

- Em… - zaczął cicho Siegfrid po czym powiedział już z pewnością -...wiecie, że to żołnierz z południa? Widywałem takich jak z tatkiem pływałem… ktoś ma pomysł jaki co on tutaj robił?

Heike rozejrzał się, czy aby przypadkiem nie leżała gdzieś niedaleko broń. Dogorywający był żołnierzem, oręż przy sobie nosił, nic specjalnego, ale powinna wystarczyć. Młody dobył krótki miecz i niepewnie przymierzył zimną stal do gardła, szykując się do zadania ciosu łaski.

Elsie podniosła się na nogi.
- Nie ma potrzeby, Heike. On zaraz odejdzie. Już nie cierpi. Poza tym - popatrzyła po zebranych - Nie rozumiecie? On daleko by nie zaszedł z tymi ranami. ten ktoś, kto mu to zrobił, może być niedaleko. Może jest ich więcej? Powinniśmy wracać.

Młody Holzmann przybrał naburmuszoną minę: - Powinniśmy zabrać co ma i ile da radę dobrego mięsa z konia. - powiedział stanowczo - ...albo chociaż dać znać dorosłym… wiecie? Konina ponoć zjadliwa...

- Chodźmy już - krótko i chłodno powtórzył się Graperz.

Will skinieniem głowy potwierdził, że zgadza się z Graperzem: - Chodźmy, ale wszystko opowiemy soltysowi. Zostawcie jego rzeczy, to pewnikiem wojskowy, być może z południa jak mówi Sig. To oznacza, że ktoś go będzie szukał, lepiej gdyby nie znalazł jego uposażenia przy nas czy w wiosce. - rozejrzał się po pozostałych. - Elsie też ma rację, ten kto mu to zrobił może być w okolicy. Tedy lepiej nam nie kręcić się tutaj samemu.

Heike przytaknął i rzucił broń, która upadła z chlustem w kałużę. Wytarł dłoń o koszulę i wyciągnął ją do małej niziołki.
- Chodźmy, skoro Heindel tak mówi. Może… chcesz na barana? Będzie nam obu raźniej. Dla mnie to też nie był przyjemny widok.
Taffy przyjęła dłoń Heikego i skinęła głową. Takie podróżowanie na bagnach mogło być głupie, ale nie dla dwójki rybaków, którzy prawie całe życie spędzili pośród tego podmokłego terenu. Poza tym z pewnością będzie jej nieco przyjemniej.

Elsie przyklękła jeszcze, aby zmówić krótka modlitwę za umierającego. Nie dlatego, że była specjalnie wierząca, ale dlatego, że jej matka zawsze tak czyniła. ”Bogowie mogą to lubić” – mawiała „A żyjący zawsze docenią”.


Will zanim ruszył przodem w kierunku osady, przystanął na chwilę, jakby bił się z własnymi myślami. Wrócił się do trupa i zerwał z jego szyi zniszczony ryngraf: - Może sołtys będzie wiedział co to za oznaczenia - rzucił do reszty towarzyszy, chowając za pazuchę koszuli chłodny metal. Potem skierował swoje kroki prosto w kierunku wioski. Miał zamiar i miał nadzieję, że reszta podobnie, opowiedzieć wszystko Vogtowi.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451

Ostatnio edytowane przez merill : 14-09-2017 o 23:09.
merill jest offline  
Stary 15-09-2017, 07:42   #4
 
Ardel's Avatar
 
Reputacja: 1 Ardel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputację
Taffy lubiła spędzać czas z przyjaciółmi, bagna nie były dla niej żadnym problemem. Zawsze nosiła wysokie botki ze skóry, które rzadko przepuszczały wodę, same zaś moczary lubiła, pływała w nich obfitość różnych wodnych stworów, które ona mogła wyłowić. Nie lubiła natomiast oglądać trupów. Od czasu okropnego najazdu skavenów każdy nieboszczyk, czy to zmarły we śnie, czy utopiony pod obsuniętą w transporcie kłodą, budził w niej poczucie winy i lęk. Tym razem nie było inaczej. Gdy jej koledzy rozmawiali, ona po raz kolejny przyglądała się niewidzącym oczom swojej matki i braci. Dlatego też propozycja jazdy na barana była dla niej jak ciepły uścisk ojca, który starał się pocieszyć ją w tamtych trudnych chwilach. Gdy dodać do tego fakt, że Troci trzęsły się kolanka, nie ma się co dziwić, że skorzystała z oferty.

Gdy już usadowiła się na chłopaku, przytuliła się do jego pleców i starała się po prostu nie myśleć. Było jej ciepło. Na tym się skupiała.
 
__________________
Prowadzę: ...
Jestem prowadzon: ...

Ardel jest offline  
Stary 15-09-2017, 11:27   #5
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Rudowłosy Heindel trafił samotnie na pobliskie bagna parę lat temu. Nikomu jednak z jego nowych sąsiadów nie przyszło poznać wcześniejszej historii jego życia. Ogólnie niewiele się można było od Graperza dowiedzieć. Opinię o nim można było sobie tylko wyrobić na podstawie obserwacji. A o wyrobienie takiej opinii nie było ciężko – Heindel był dziwny – Heindel był inny. Niespodziewane zmiany nastroju, częstokroć gadający bez sensu, odosobniony i niewychowany. Dziewki od niego trzymały się z dala. Z resztą tak samo, jak i on od nich. Z resztą dwudziestoletni chłopak miał nie tylko problemy z ludźmi. Nie cierpiał szczurów – co nie dziwota, ale tak samo nie cierpiał kotów. Taki już on był… inny.

Aczkolwiek ci co zwracali na niego głębszą uwagę zauważali, że jego zachowanie się zmienia. Był już z nimi cztery lata i całe szczęście z roku na rok wydawał się bardziej… normalny. Bywało, że pomagał miejscowemu kowalowi, czasem szkutnikowi, czy też łapał pomniejsze prace, które pozwalały mu zdobyć chleb. Powinno to być normalne, ale przez długi czas nie było.

***

Dzisiejszy dzień, był podobny do każdego innego. Spędzał go samotnie chadzając. Niecodziennie jednak znajdował w bagnie trupy. Bywało, to fakt, ale ten był specyficzny. Tak samo jak koń. Nie były to zwykłe zwłoki, tu brakowało wnętrzności, tam znowu oka. Było to nawet ciekawe, uznał Graperz. Dlatego też, zamiast brać się stąd czym prędzej, przykucnął przy zwłokach i począł oglądać.

Miał zamiar sobie go dokładniej obejrzeć, ale mu przerwano… Zerwał się zdenerwowany na równe nogi. Jego myśli w momencie przyniosły mu wizję, że to nie żołdak leży na ziemi w opłakanym stanie, tylko właśnie on… Nie wiedział tylko, czy wiać, czy walczyć…

Szybko jednak dostał odpowiedź. Ty były tylko dzieciaki z wioski. Chwilę trwała teraz bitwa emocjonalna u Heindela. Być złym na nich… Opowiedzieć z zaciekawieniem… Opowiedzieć z przerażeniem… W końcu wygrało coś innego… Jego umysł dał mu właśnie do zrozumienia, że jest bezsilny i nic co zrobi nie ma większego sensu.
 
AJT jest offline  
Stary 16-09-2017, 17:58   #6
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Dialog kanna & Dhratlach

Sigfried spojrzał na Elsie. Modlitwa? Z myślą, że to i tak mu nie zaszkodzi ukląkł przy dziewczynie i oddał się niemej modlitwie… do Handrich’a.
Kiedy to było zrobione, posłał dziewczynie delikatny uśmiech i powiedział cicho
- Powinniśmy dać mu monetę na opłatę dla Morra… - z tymi słowami zaczął przeszukiwać żołnierza. A nóż ma monetki, lub coś ciekawego? Pensa włożyłby do ust, a reszta jego!
Tak czy inaczej młody szkutnik zamierzał po tym razem z dziewczyną szybko udać się z resztą ferajny z powrotem do osady. Tylko… czy poczeka tę chwilę za nim?
Sig jako wytrawny syn handlarza zawsze wiedział, gdzie ludzie przenoszą i ukrywają pieniądze. Nie mylił się i tym razem. W cholewie buta znalazł schowane dziesięć pensów, zapewne na czarną godzinę.
Chłopak wydobył monety i wsunął zręcznym ruchem w cholewę swojego buta tak by nikt nie dostrzegł co znalazł... za wyjątkiem jednej którą włożył mężczyźnie między wargi mówiąc cicho.
- Niech Morr ma Ciebie w opiece.
Spojrzał za oddalającą się grupką, a potem na Elsie.
- Sprawdzimy juki? Tylko bez nich. Podzielimy się między sobą? - zapytał cicho i optymistycznie.

Elsie też się poniosła, otrzepała kolana, a potem spojrzała na chłopaka. Potrafiła wypatrzeć wiewiórkę na czubku drzewa wśród jesiennych liści a nie dostrzegła by grzebania przy umierającym?
- Sigfriedzie Holzmann - powiedziała. - Najpierw wyjmij pieniądze z buta i oddaj mężczyźnie. A potem zdecyduj, czy wolisz sam opowiedzieć sołtysowi o swoich pomysłach, czy ja mam to zrobić. Pomyślałeś co będzie, jeśli znajdą przy nas jego rzeczy?
- A skąd będą wiedzieli, że rzeczy należą do niego?[/i] - zapytał chłopak z uśmiechem i skierował się w stronę juków - Przecież nie zabierzemy rzeczy oczywiście jawnych. Tak głupi nie jesteśmy, a mu one nie potrzebne, nieprawdaż? Zresztą, pomyśl o tym jak o opłacie za znieczulenie. Poza tym, może dowiemy się czegoś jeszcze o nim, skoro sam mówić nie skory?
Elsie zastanawiała się przez moment.
- No dobrze - powiedziała po chwili. - Sprawdzimy. Może ustalimy, skąd przybył. Ale nic nie będziemy zabierać! - okradanie innych, czy martwych, czy żywych nie mieściło się w systemie wartości dziewczyny.
Sigfried puścił dziewczynie oczko.
- Zawsze wiedziałem, że jesteś wspaniałą i mądrą dziewczyną Elsie. - powiedział po czym przeszedł do oględzin i konia i juków.
- Masz może nożyk? Szkoda by było by to mięsko się zmarnowało… poza tym, spełniliśmy swój obowiązek. Ten człowiek bezpiecznie trafi do ogrodów Morr’a. Na pewno podzieliłby się z nami dobytkiem gdyby mógł mówić.

Spojrzała na chłopaka z ukosa. - Nie bierz mnie pod włos, dobra? Jestem od ciebie starsza o całe 5 miesięcy i wiem, na co cię stać.
Przyklękła przy jukach.
-Mam nożyk, ale go nie dostaniesz. Konia też nie ruszamy. Ktoś go będzie szukał. Dojdzie po śladach do naszej wsi i uzna, że my to zrobiliśmy. Sprawdzimy tylko juki i zabieramy się.
- Wiesz, to i tak nie ma znaczenia, bo Will zabrał ten znaczek ze zbroi, nie? Równie dobrze możemy wziąć co się da, a ciała wrzucić do bagna, niech pochłonie… - powiedział konspiracyjnym głosem Sig - ...nie ma ciał, nie ma problemu, nie? Ten zepsuty napierśnik się przekuje na sztabkę, a zbroję z mieczem ukryje. Z tatkiem sprzedamy i może parę kóz da radę za to kupić! Pomyśl, je wszystko, mleko, mięso i skórę daje… o ile łatwiej będzie przetrwać zimę!
- I nie rób ze mnie potwora… - nachmurzył się trochę chłopak - ...ktoś musi myśleć o dobru osady, nie?
- Will odniesie ryngraf jak tylko pokaże go sołtysowi - Elsie wydawała się być granitowo pewna swoich słów. - A my nie będziemy nikogo okradać!
Przyjrzała się węzłom ma jukach, aby móc je potem odtworzyć. Rozwiązała rzemyk i zajrzała do środka.
- Kradzież jest wtedy kiedy ktoś na tym straci i poczuje się źle. - powiedział karcąco młody Holzmann spoglądając na Elsie, a potem na juki - On się tak nie poczuje, bo nie żyje. To nie kradzież, to dbanie o dobrobyt naszej osady. Musimy myśleć o nadchodzącej zimie!
- Zapewniam cię, twój ojciec poczuł by się źle, gdyby ktoś okradł twoje zwłoki. I nie chcemy zostawić śladów, pamiętaj.
- Mój tatko byłby dumny, gdyby wiedział, że myślę trzeźwo o zapewnieniu dobrobytu osadzie. Zresztą, nie znamy jego rodziny, więc nie zaniesiemy im tego co ma. Równie dobrze możemy zabrać co jest i odprawić prowizoryczny pogrzeb w bagnie.

Elsie nie wydawała się przekonana.
-Sprawdźmy najpierw, co tam ma - zdecydowała.
Sigfried przybliżył się do dziewczyny tak, że praktycznie stał ledwie cale od niej i spoglądał na juki.

Ledwie otwarli pierwszy juk, dopadł ich stęchły zapach zepsutego jedzenia. Przyjrzeli się dokładniej. Były tam dwa czerstwe już chleby i na wpół zgniła połeć czerwonego mięsa. I coś, co zainteresowało ich zdecydowanie bardziej - tuba na zwoje z emblematem herbu, który widzieli wcześniej na ryngrafie. Zaciekawiony Sig otworzył i drugi juk, tutaj jednak nie dostrzegł nic godnego uwagi - były tam tylko przemoczone skórzane buty.
Elsie wyciągnęła tubę i otworzyła ją.
W tubie znalazła dwa zwoje - oba zapieczętowane czerwonym woskiem, w którym odbity był herb.
- Mogę sprawdzić co tam pisze. Potem zaniesiemy sołtysowi, a on po zapoznaniu się je spali i brak dowodów, a może dowiemy się co południowcy chcą w naszych stronach. - powiedział młody Holzmann.
Dziewczyna cofnęła rękę, a potem włożyła zwoje na powrót do tuby. Tą umieściła w swojej sakwie. Wszelkie dokumenty traktowała zawsze z dużą atencją i szacunkiem. Może dlatego, że nieczęsto miała z nimi styczność.
- - Nie wolno łamać pieczęci - powiedziała stanowczo. - Tego nie da się już cofnąć. Wracamy, mieliśmy się nie rozdzielać a ich już nie widać… Sołtys zdecyduje, co zrobić. - poszła w stronę wioski, za oddalającą się grupą.

Sigfried uśmiechnął się szeroko w duchu. Elsie przejrzała na oczy, a to znaczyło, że… chwycił co nieco z dobytku truposza. Po tym, a trwało to dłuższą chwilę, ruszył za dziewczyną. Dom rodzinny stał po drodze, więc złoży swoje zdobycze w swoim pokoju. Potem je przehandluje. Znaczy się gdzieś po tym, jak spotka się z sołtysem.


Wypatrująca Willa dziewczyna nie spojrzała, co robi Sig. Była pewna, że idzie za nią. Już i tak za dużo czasu tutaj spędzili…Rodzice będą niezadowoleni, nie lubili, jak znikała na tak długo. Choć miała już prawie 16 lat, ciągle traktowali ją jak dziecko, a Elsie nawet się nie buntowała, Rozumiała, ze powinna pomagać rodzicom po tym, jak najstarszy brat się wyniósł się w dół Debu. Średni – Ulrik – niby został, ale jakby go nie było: pływał z flisakami, ale jak twierdził tatko „nie dla uczciwej pacy, ale zabawiania innych pieśniami i zwodzenia dziewek”. Nie przeszkadzało to Elsie ubóstwiać brata. Ona uważała pisanie ballad i granie na każdym instrumencie za uczciwa pracę. Co jednak ważniejsze – po tym, jak tatko zrozumiał, ze synowie nie pójdą w jego ślady, zaczął na poważnie wdrażać Elsie w umiejętności potrzebne łowcom. Miała przez to dwa razy więc pracy, bo z domowych obowiązków nie została zwolniona, ciągle pomagała matce w zbieraniu ziół i chadzała z nią do porodów … Dziś i za długo zbawiła ze znajomymi. Rodzice będą się złościć.
Przyśpieszyła, przeskakując zgrabnie z jednej kępy suchszego gruntu na następna. Była lekka i zwinna. Miała smukłą sylwetkę, ładnie ukształtowaną, roześmiane oczy i okrągła buzię. Mogła się podobać i gdyby bardziej się przyłożyła do dbania o swój wygląd – założyła sukienkę, upięła i wyszczotkowała porządnie włosy, byłaby piękna, jak jej matka kiedyś. Ona jednak wolała donaszać portki po braciach. Znów przeskoczyła, nie widziała powodu, alby niszczyć wysokie, porządne buty – prezent od ojca, podobnie jak długi łuk - brodzeniem w bagnie. Chciała dogonić Willa i oddać mu tubę dokumentami, żeby to on porozmawiał z sołtysem.. Tatko nie byłby zadowolony, gdyby się dowiedział, ze Elsie zabrała coś nie swojego. Nawet w słusznym celu. By bardzo zasadniczy w tych sprawach a rękę miał ciężką – bracia nieraz się o tym przekonali. Elsie była posłuszna i pracowita, a do tego najmłodsza, nie było powodu, aby się na nią złościć.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 16-09-2017, 19:43   #7
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Sigfried Holzman, bo tak zwał się młodzik nigdy nie znał matki, która zmarła przy chorobie. Wróżba Babki jednak się spełniła, a dzień jego narodzin położył kres epidemii ospy. Stąd wzięło się jego imię Sigfried od słów Zwycięstwo i Pokój. Nazwisko z kolei było dużo prostrze bo nawiązywało do fachu który wykonywali z ojca na syna. Holzmann... Drewno i Człowiek.

Z natury cechował go młodzieńczy optymizm, ale od czasu kiedy piętnastoletni Sigfried zaczął pływać z ojcem sześć lat temu różnymi krokami wkradał się ojcowski pragmatyzm życiowy. Nie był złym człowiekiem. Ot, tylko trzeźwo patrzał na pieniądze. Wiedział, że potrzebne były dwie monety, by zrobiło się z nich trzy, a pasja do targowania i handlu na stałe zagościła w jego sercu. Bardziej zresztą niż płeć piękna, ale był jeszcze młody i po prostu nie miał czasu na inwestycję w coś czego do końca nie rozumiał. Zawsze wolał dobrze się zorientować w temacie nim coś kupi, a potem odsprzeda...

Był najmłodszym w rodzinie, a najstarsi z rodzeństwa byli jego bracia bliźniacy. Horst obrał ojcowską ścieżkę, a Hans przystąpił do flisaków. Jego starsza siostra Freya natomiast była gospodynią domu, choć już w narzeczeństwie. Z braku innej opcji widział w swojej siostrze na swój sposób archetyp matki, choć nie do końca.

Podróże z ojcem w dół Delb'u zawsze była wielką przygodą. Zwykle pływał też z bratem swoim i Elsie, którego to lubiał, i podpatrywując, i podsłuchując poznawał jak to się z dziewczynami rozmawia. Co zarezultowało w jego nietypowym podejściu do płci pięknej. Ot, dziewczyny były zabawne... bo można było rozmawiać z nimi o głupich rzeczach i nie wyjść na durnia. Nie lubił jednak jak ktoś im dokuczał, po prostu tego nie rozumiał. Przecież to tylko dziewczyny... prawda?

Tak czy inaczej, miał chwilę wolnego, a że uwielbiał odkrywać nieznane tak i tym razem z ferajną zapuścili się na bagna. Co prawda nie znał się na roślinach, ani zwierzętach, ale ganiać za wiewiórkami mógł, aż na drzewo... no... powiedzmy, bo wspinaczka nie była jego mocną stroną. Tym razem jednak dostrzegł starego starszaka i... trupa.

Trup jak trup każdy widzi, ale młody Holzmann miał wątpliwości czy ten umrzyk nie wstanie i ich nie zje, albo czy Heindel ich nie powyrzyna nożykiem, bo go przyłapali na morderstwie. Jednak nic takiego się nie stało i niedługo potem obudziła się w nim ta praktyczna cecha człowieka interesów...

* * *

Elsie poszła przodem, a młody Sig przeszedł raz jeszcze do pośpiesznych oględzin truposzczaka. Po dłuższej chwili zdecydował się zabrać małe co nieco i zdeponować w swoim pokoju. Potem odsprzeda, albo przehandluje. Trzeba było tylko się podowiadywać kto co potrzebuje, co kto ma i co kogo z tego co zdobył interesuje.

Tak, to była prosta podstawa handlu której nauczył się od ojca. Wpleć jak najwięcej osób w targowanie i każdego delikatnie obskub, ale tak by stracili niewiele. Będą myśleć, że dobili dobrego targu, a to drobne podskubywanie wielu osób przyniesie ci większy zysk i wszyscy będą zadowoleni! Nie było nic tak ważnego jak zadowolony kontakt handlowy.

Kto wie? Może nawet uda mu się utargować coś ekstra, albo wymienić na coś co sprzeda z zyskiem w Wilheimsdorf, lub Gemünden? Marne szanse, ale co tam, warto próbować! W końcu trzeba się starać co najmniej raz dziennie coś zyskać, by Handrich był zadowolony, nie?
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!

Ostatnio edytowane przez Dhratlach : 16-09-2017 o 21:54. Powód: korekta nazwy jednej z postaci graczy
Dhratlach jest offline  
Stary 16-09-2017, 22:11   #8
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację
Sig tęsknie spojrzał w kierunku reszty dobytku nieszczęśliwego podróżnika, żałując, że nie mógł wziąć ze sobą więcej „skarbów”. Niestety, reszta drużyny nie podzielała jego miłości do rzeczy materialnych, a sam Sig wiedział dobrze, że samego zostawać na bagnie i to bez broni rzeczą było wyjątkową nierozsądną. Czego przykład miał za plecami.

Przyspieszył, dołączył do reszty. Zauważył że na przedzie kroczył WIll, niosąc w jednym ręku tubę, a drugim podtrzymując ryngraf pod koszulą. Ciekawe, co na to wszystko powie sołtys. Młody Holzmann żałował jedynie, że Elsie tak kategorycznie odmówiła jego odważnym próbom zerwania pieczęci i przeczytania, o czym to koresponduje się pod szlachecką pieczęcią, bo był pewien, że już po przekazaniu zwojów sołtysowi zostaną odprawieni z kwitkiem, a nie informacją ani nawet podzięką za dostarczoną informację. A Sig, jako syn handlarza, doskonale wiedział, że informacje bardzo łatwo zamienić na pieniądze.

Wkrótce zauważyli pierwsze strzechy chałup Zweufalten. Osada zdecydowanie nie zachwycała – domy były jednolicie szarobure, ułożone w dwa przeciwległe rzędy ciągnące się po obu stronach leniwego biegu Delbu. Na samym końcu tego szeregu znajdowała się niepozorna, ciemna ścieżyna prowadząca w głuszę, a dla zaznajomionych – do niewielkiego chramu poświęconego Ulrykowi, o który wspólnie dbała niewielka społeczność. Była jednak zbyt niewielka i zbyt odizolowana, by zamieszkiwał tu na stałe kapłan lub chociaż akolita. Z braku laku funkcje kapłańskie sprawował zatem sołtys, niekiedy wyręczany przez któregoś z ważniejszych mieszkańców.

Z wioski wychodziła jeszcze jedna ścieżka, położona za kilkoma pierwszymi chałupami na lewym brzegu. Ta była nieporównanie dłuższa niż droga do chramiku, a na jej pokonanie trzeba było poświęcić znacznie więcej czasu, nawet uwzględniwszy różnicę odległości. Ścieżka ta prowadziła do samotnie żyjącej Babki, która nie wiedzieć czemu mieszkała w izolacji od reszty osady, choć bywała tu często i chętnie zarówno po to, by nieść pomoc i poradę ludziom, jak i żeby powymieniać swoje drogocenne zioła i maści na rzeczy, których sama wytworzyć nie mogła. Czemu Babka mieszkała sama i jak za każdym razem udawało się jej pokonywać trzęsawiska dzielące ją od wioski, tego dzieciaki z Zweufalten nie wiedziały, ale nie ukrywały, że je to ciekawi. Babka była stara jak świat i od początku życia każdego z nich narzekała na swoje zwyrodniałe stawy.

Kiedyś nawet grupka podlotków postanowiła szpiegować ją od chwili opuszczenia osady aż do przybycia do jej chaty, ale plan spalił na panewce, gdy jedna z dziewczynek zaczęła zapadać się w grzęzawisko i krzykiem zdradziła ich położenie. Zwyrodniałe stawy Babki jakimś cudem na moment przestały być zwyrodniałe, a gdy starucha wyciągnęła już nieszczęsne dziewczę, ogromnie się rozgniewała i nakazała rodzicom dzieciaków sprać im tyłki, aż będą fioletowe. Co rodzice skrzętnie wykonali. Od tej pory nikt już nie zadawał niepotrzebnych pytań – Babka była jaka była i tyle. Nie ona jedna budziła zdziwienie w Zweufalten.

Jedną z pierwszych chałup, które zoczył Sigfried byłą jego własna i zgodnie z planem oddalił się ukradkiem od reszty grupy, w tym od patrzącej niepochlebnie na jego łupy Elsie, by wsunąć swoje skarby tymczasowo pod łóżko. W domu zastał to, czego się nie spodziewał.



Sig przeleciał po kładce prowadzącej do domu, a gdy już się zbliżył, zwolnił i nasłuchiwał, czy nie ma kogoś w środku. Istotnie, powinno być pusto. Horst z ojcem spławiali jakieś towary do Gemünden, a Freyja, korzystając z okazji, że ojca nie ma, migdaliła się pewnie do swojego narzeczonego w jego chacie. Hans natomiast już dawno wyprowadził się z rodzinnego domu i zamieszkał po drugiej stronie rzeki. Wszystko powinno być więc w porządku…

Nie słysząc niczego niepokojącego, w szczególności migdalenia się Freyji i jej chłopaka Hermana, wszedł pewnie do jednej z największych chat w Zweufalten, jednym susem przeskoczył do swojego pokoju i wepchnął zdobycze pod prycz. Dopiero gdy wychodził zauważył znajomą łódkę przybitą obok domu.

- Sig! – krzyknął stary Holzmann. – Sig, chodź tu smyku, potrzebujemy twojej pomocy!

Obok ojca na kładkę wykładał jakieś beczki Horst, spoglądając na brata z nijakim zainteresowaniem. Sig natomiast w głębi się ucieszył, że wrócili cali. Od ich wypłynięcia minęły już trzy tygodnie. O tydzień dłużej niż zazwyczaj.


poza Sigiem


Nikt nie zwrócił uwagi na nagłe zniknięcie Siga. Za bardzo byli zaaferowani dziwnym znaleziskiem. Ledwie przekroczyli linię chat, już ktoś zaczął wołać do nich.

- Hej! Gdzie się szwędacie, hę? Do roboty, a nie łazić po bagnach bez celu!

Krzyczał do nich Olaf, jeden ze starszych rybaków. Nie zwalniając tempa grupy Elsie wytłumaczyła mu pobieżnie, że szukają sołtysa i mają do niego bardzo poważną sprawę. Nie sprawiając wrażenia przekonanego, Olaf przekazał im, że sołtys zajmuje się czymś teraz w obejściu swojej chaty. Krótkim „dziękuję” Elsie postanowiła zakończyć ten dialog,

- Tylko niech to lepiej co ważnego będzie! Bo sołtys czasu nie ma na wasze…

Reszty nie usłyszeli. Nie starali się usłyszeć. Sołtys istotnie był w obejściu swojego domostwa. Rąbał drwa na opał. Po zdjęciu koszulki wyglądał jak śmierć na chorągwi – był przeraźliwie chudy, a jego plecy znaczyły blizny po ostatniej zarazie. Gdy ich zauważył, nie przestał pracy, ale zwrócił ku nim wzrok.

- No? Czego chcecie, grzdyle?
 
MrKroffin jest offline  
Stary 19-09-2017, 22:59   #9
 
Avdima's Avatar
 
Reputacja: 1 Avdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputację
Dialog grupowy


poza Sigiem

- Ino nie grzdyle. - Oburzył się Heindel, ale jako, że dotarł ostatni z grupy i stał najdalej od sołtysa, ten mógł go nie usłyszeć. Minę chłopak miał jednak niezwykle naburmuszoną.

Elsie ukłoniła się z szacunkiem, należnym starszym.
- Na bagnach są zwłoki - powiedziała. - Jakiś mężczyzna, bardzo okaleczony. Żył jeszcze jak go znaleźliśmy.

Vogt przerwał na chwilę, potarł się po swoim wiecznie czerwonym, długim nosie.
- No? I co z nim?

- Pewnie nie żyje - odparł Heike. Szybko jednak poprawił, ponieważ nie miał zamiaru być opryskliwym - Jakiś żołnierz, nosił się z białym orłem.

- Języka nie miał, stołptysiu! Więc nic nie wiemy, nic-nic. - dodała swoje trzy grosze Taffy. Łatwo było poznać, kiedy była podenerwowana, bo przekręcała niektóre słowa i mówiła bardzo szybko.

Vogt uśmiechnął się lekko, słysząc podenerwowane słowa Taffy. To ją właśnie lubił najbardziej ze wszystkich dzeciaków z Zweufalten. Mała i nieco infantylna Taffy stanowiła jego wyobrażenie o córce, której nigdy nie miał. Może stąd zawsze odnosił się do niej nieco przychylniej i pobłażliwiej niż do reszty młodziaków.
- Wierzę ci, słoneczko, wierzę - spojrzał na nią wesoło, jakby zapomniał o sprawie trupa. - Żołnierz gadacie? Żołdak zwykły, hm? Może maruder, odczepił się od oddziału i ot, spotkała go kara boża. Nie przejmujecie się tym, nie pierwszy i nie ostatni zginął na Schwarzensumpf.

Elsie potrząsnęła głową.
- Kara boża nie wydłubuje oczu ani nie odcina palców czy języka. A jak ten ktoś, kto mu to zrobił przyjdzie do nas?

- To mu pokażem, kto tu na tych ziemiach rządzi. Niech no podejdzie. Może i my nie wojownicy, ale bagna swoje znamy i jeden łapserdak, a nawet i zgraja łapserdaków nam tu nie straszna. Tu jest Zweufalten. - skończył pewnie.

- To samo im mówiłem - burknął Graperz. Sam już nie był jednak pewnym, czy było to prawdą, czy nie.

Will wyciągnął zza pazuchy ryngraf, który zerwał z ciała i wyciągnął rękę z blachą w kierunku sołtysa: - Takie znaki miał na sobie, Panie Vogt. Ja ich nie rozpoznałem ale Sig twierdzi, że podobne barwy na południu widywał. Miał przy sobie jeszcze to - tym razem podał sołtysowi tubę ze znalezionymi papierami - nie otwieraliśmy, ale może zawartość powie nam coś więcej o zabitym? - zakończył pytaniem uczeń kowala.

Dopiero teraz Vogt przerwał pracę i zainteresował się żywiej ich sprawą. Rzucił okiem na ryngraf, ale o wiele większą uwagą obdarzył przyniesione zwoje. Otwarł tubę, złamał pieczęcie najpierw na jednym, potem na drugim zwoju. Czytał szybko i uważnie, nie odrywając wzroku od wymyślnego kroju liter. Gdy skończył spojrzał na nich w ten sposób, by zaczynał być szczególnie poważny.
- Sig to znalazł, tak? Gdzie on teraz?

- Co tam jest napisane? - ciekawski Heike pochylił się nad sołtysem.

- Sig tu z nami pospacerowuje. - Taffy rozejrzała się i wydała cichutkie “och”. - Zniknął gdzieś, najwyraźniej.

- Zabrał stary chleb z juków.. i chciał mięso z konia brać - Elsie nie kłamała dorosłym. - Pewnie do siebie zaniósł. Albo i jeszcze zwierzę obrabia. - przemknęło jej przez myśl, że ona by sprawniej rozebrała zwierzę, Sig się na tym nie znał.

Schmidt patrzył jak sołtys poważnieje przełamując pieczęci i wpatrując się w pisma. Stał blisko niego, więc kątem oka chciał rzucić na tekst, potrafił bowiem czytać, a wiedział że pytanie sołtysa o treść mogło nie być dobrym pomysłem: - Napyta nam wszystkim biedy - odezwał się poważnie Will - mieliśmy nie ruszać konia i trupa, jeśli to był żołnierz to ktoś go może szukać, sołtysie.

- Gdzie mi tu! - odepchnął sołtys Heikego. - To nie są sprawy na twój gówniarski rozum, Heike. A co do Siga… ech, pies go trącał. Taki sam jak ojciec. Nic wartościowego nie wziął? Pal licho te chleby.
Zastanawiał się przez chwilę.
- Pójdę tam. Jeden z was mnie zaprowadzi. Ty Graperz, bo jesteś najstarszy. A reszta cichosza! Gęby na kłódkę! Jeszcze się trafi drugi taki bystry jak Holzmann, któremu na szaber ochota przyjdzie. Póki nie wrócimy z Graperzem i nie załatwimy tej sprawy, gęby na kłódkę, mówię wam! Do domów i nie wyściubiać mi nosa za linię domów! Może ich być tu więcej.

W całym zaaferowaniu sołtys nie zauważył, jak Will czytał jedno z trzymanych przez niego pism. Musiał skończyć dopiero, gdy Vogt schował zwoje przed natrętnym wzrokiem Heikego. Schmidt zdążył jednak wyczytać początkowe zdania:

Do V regimentu piechoty spod Ottrau,

Z rozkazu Jaśnie Pana, grafa na Carroburgu, Nicklausa, zarządza się co następuje: w ciągu najbliższych trzech dni dokonać karnej…

Will był zły, bo może gdyby nie bezpośredniość Heikego dałby radę odczytać więcej.
- Zaprowadzę, trafię bez problemu - potwierdził Heindel. Nie czekając wiele dłużej odwrócił się na pięcie. Był gotowy do ponownych odwiedzin truposza.
 
Avdima jest offline  
Stary 21-09-2017, 19:56   #10
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Dialog kanna & merill

Po odejściu sołtysa, kiedy wszyscy zaczęli sie powoli rozchodzić, Elsie zatrzymała Willa.
- Patrzyłeś, co tam było napisane - stwierdziła. - Powiedz.

Will rozmyslal nad tym czy powinienem powiedzieć o tym co ich dzisiaj spotkało swojemu majstrowi. Tuż za progiem chaty sołtysa poczuł szarpniecie za rękaw koszuli i pytanie Elsie. Mała miała dar obserwacji, to jej musiał przyznać : - Patrzyłem - przyznał po chwili.

Córka łowcy zawsze wydawała mu się miła dziewczyną, więc postanowił podzielić się informacja: - Gdyby nie Heike to doczytalbym więcej - w jego głosie znać było wyrzut pod adresem podobnego do dziewczyny syna rybaka. - To chyba było coś jak jakiś pisemny rozkaz, widziałem niewiele, ale na tyle na ile zdążyłem zauważyć, jakiś graf rozkazuje piechocie dokonać karnej… - tu urwał. - Tylko tyle udało mi się zobaczyć, Elsie - trochę się zaciął pod koniec zdania. Rozmowy z dziewczynami zawsze przychodziły mu z trudnością, nie co jego przyjacielowi Cauchtonowi. Zawsze mu tego zazdrościł.

Elsie nie zauważyła potknięcia Willa. Miała dwóch starszych braci, więc potrafiła rozmawiać z chłopakami. Przez moment rozważała jego słowa. Rozumiała każde z nich, ale nie widziała sensu całości. Może coś źle pojęła? A może chłopak źle przeczytał? Mama twierdziła, że czytanie jest bardzo trudne, a tata - że szkoda tracić czas na uczenie się głupot. Elsie kiedyś próbowała sama, ale słabo jej szło. Pisała litery ze swojego imienia na piasku, w różnej kolejności, ale nie wychodziły słowa, które znała. Więc to czytanie naprawdę było trudne. Lub ona była za mało bystra, żeby je ogarnąć. W przeciwieństwie do Willa.
- Graf to pan, tak? - upewniła się. - Coś każe zrobić wojsku. Coś karnego. Karnego czyli za karę? Czy karnego, że grzecznie się zachowuje? - spojrzała na Willa pytająco.

Czeladnik kowalski przez chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią: - Tak, chyba tak. Graf to szlachcic jakowyś - nie orientował się specjalnie, bardziej wnioskował. - Myślę, Elsie, że to właśnie to wojsko ma raczej te karę wymierzyć… - sam się swoich słów wystarczył - Powiem Panu Aybarze tym. Jeśli ma zdarzyć się coś złego… lepiej być przygotowanym. Ostatnio skaveny nas zaskoczyły… - w głosie rosłego chłopaka dało się wyczuć nutkę smutku. - Wracasz domu? - zapytał dziewczyny, chata kowala była niedaleko domu Elsie. - Porozmawiamy po drodze? Chciałbym jak najszybciej powiadomić majstra. - On sam zamieszkiwał na poddaszu kuźni od czasu kiedy małżeństwo Aybarow się nim zaopiekowało.

- Wracam - potwierdziła dziewczyna. - Tatko znają się z sołtysem, sołtys go poważa, może mu powie, co w tych pismach było?
Przez chwilę szli w milczeniu.
- Myślisz, że oni tu przyjdą? Z tą kara do nas? Nic złego nie zrobiliśmy. Ale chyba nie powinniśmy byli mu zabierać tych pism.. Choć jak zabraliśmy, to nikt już ich nie przeczyta, prawda? - zastanawiała się gorączkowo.

Will zastanawiał się krótki moment nad odpowiedzią: - Myślę, że to nie ma znaczenia czy zrobiliśmy coś złego czy nie. Myślę, że taki graf to pewnie nawet nie wie o naszym istnieniu. Pozostaje mieć nadzieję, że się mylimy, ale warto się przygotować na najgorsze… - podkręcił głową i powtórzył powiedzonko swojego mistrza kowalskiego: - Strzeżonego Ulryk strzeże, czy jakoś tak mawia Pan Aybara. Sama wiesz, że ciężko się do nas przez bagna dostać. Kto jak kto ale Ty powinnaś o tym wiedzieć najlepiej - uśmiechnął się nieśmiało, próbując podnieść dziewczynę na duchu.
- W sumie … - uśmiechnęła się i trochę odprężyła. - Tylko ja bym nie chciała.. no, normalnie wolę tu żyć . A ty? Zawsze tu będziesz , czy wyjedziesz, jak mój brat i inni?
- Nie wiem…
- przyznał szczerze - kiedy skończę termin u kowala, nic mnie już tu nie będzie trzymać - doszło do niego, że w zasadzie prócz opiekujących się nim małżeństwa kowali nic go w wiosce na bagnach nie trzyma. W zasadzie nie rozmyślał o tym nigdy.

Pokiwała tylko głową. Znowu długą chwilę szli w milczeniu.
Chata rodziców dziewczyny stała nieco na uboczu, w niewielkim oddaleniu od reszty zabudowań.
- Rodzice będą się złościć, że mnie nie ma tyle… Opowiem, co na bagnach znaleźliśmy, może tatko coś poradzi.

Chłopak przytaknął: - Też tak myślę, że Pan Aybara powinien wiedzieć co robić. Byłbym zapomniał - Willowi przypomniało się coś - przekaż ojcu, że zamówione groty do strzał są już gotowe.

Elsie pokiwała głowa i odeszła.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:35.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172