Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-02-2018, 16:16   #1
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
[WFRP II ed.] Nie wszystko złoto, co się świeci


Oshausen, Dawny Solland
12 Vorgeheim, 2529 K.I.
Wieczór

Późnym wieczorem w karczmie Górska Ostoja panował tłok rzadko spotykany w tych rejonach Gór Czarnych. Podczas gdy na zewnątrz lało jak z cebra i hulał zimny wiatr, co było cechą znamienną wczesnego lata w Sollandzie, tak w gospodzie unosił się przyjemny zapach gulaszu z dzika, który był specjałem Gretty, żony karczmarza i ulubionym daniem wędrowców zatrzymujących się w Oshausen - małej, nadrzecznej wiosce będącej ostatnim gościnnym przystankiem na drodze do Karak Hirn. To właśnie tu zatrzymali się bohaterowie tej opowieści; cała szóstka cudzoziemców, pochodzących z różnych prowincji Imperium, a nawet spoza jego granic i jeden mieszkaniec Oshausen, który korzystając z nadarzającej się okazji, postanowił zrealizować swoje marzenia o bogactwie, chwale oraz barwnych przygodach, zostawić za sobą wszystko i dołączyć do owej grupy awanturników, która swojego szczęścia szukała w Górach Czarnych.
Nie byli oni jednak jedynymi gośćmi przytulnego przybytku rodziny Rottenstadt, o którym powiadano, że jest ostatnią gospodą Imperium i jedynym przyjaznym dla podróżnika miejscem w tych okolicach, poza murami którego kończy się nie tylko ojczyzna Sigmara, lecz także cały cywilizowany świat. W gospodzie przebywała też grupa krasnoludów z Karak Hirn, którzy usiedli do stołu znajdującego się najbliżej wyjścia i jednocześnie ulokowanego bezpośrednio przy stole zajmowanym przez poszukiwaczy przygód. Była ich cała szóstka, trochę już podpita, choć wciąż zachowywali poważne miny i pozory trzeźwości, a z zasłyszanych rozmów siedzący nieopodal Durak wywnioskował, że są kupcami zmierzającymi w stronę Nuln, gdzie też planowali sprzedać zamówione przez Akademię Artyleryjską części do dział i na potrzeby nowych wynalazków lokalnego Mistrza-Inżyniera, którego imienia krasnolud niedosłyszał.
W gospodzie nie zabrakło też miejsca dla stałych bywalców. Zajmowali oni ustawione w rzędzie przed szynkwasem zydle, które miały specjalnie wydłużone nogi, przystosowane do wysokości blatu. Mężczyźni, których średnia wieku wynosiła około pięćdziesiąt zim, pochyleni byli nad kuflami spienionego piwa i od czasu do czasu oglądali się za siebie, rzucając pełne zabobonnej wrogości spojrzenia szpiczastym uszom Lilou, która za wszelką cenę starała się nie zwracać na nich uwagi. Pochłonięci byli też rozmową z karczmarzem, który wcześniej przedstawił się awanturnikom jako Frederik Rottenstadt, szlachcic i dawny właściciel ziemski z Ostlandu, który porzucił dawne życie, sprzedał majątek, a za zarobione w ten sposób pieniądze wybudował ów przybytek w Górach Czarnych. Nie wiadomo ile w tych słowach było prawdy, jednakże z całą pewnością wyglądał on na człowieka z pogranicznej prowincji, zaś Słowik mógł zapewnić, że nie pochodził on z Oshausen. Fryz i charakterystyczny wąs na modłę kislevskiej szlachty, duży piwny brzuch, którego zakrywał sięgający ziemi szary żupan z adamaszku, owinięty jedwabnym pasem w barwie kwiecistej czerwieni oraz dopełniające obrazu karczmarza z północy pulchne, rumiane od alkoholu policzki i tylko złoconej szabli u boku mu brakowało. Frederik szybko dał się poznać awanturnikom jako przyjazny gospodarz, zaś jego żona jako wspaniała kucharka, której posiłki dodawały energii i sił wędrowcom przed dalszą, ciężką podróżą.
Sama karczma była bardzo przytulnym miejscem, choć z trudem mieściła tyle osób, ile aktualnie w niej przebywało. Dwa duże stoły ustawione były tuż obok siebie w samym centrum przestrzennej izby. Początkowo dostawionych do nich było łącznie dwanaście krzeseł i brakowało miejsca dla Daireann, ale problem ten szybko rozwiązała Gretta, która przyniosła z kuchni taboret dla przypominającej dziecko dziewczyny. W pomieszczeniu był też jeszcze jeden mały stolik, umieszczony w kącie, ale zajęty został przez czterech grających w karty mieszkańców Oshausen. Na lewo od wejścia znajdował się szynkwas, a bezpośrednio za nim mała kuchnia i trzy beczułki piwa warzonego w Karak Hirn. Temperaturę w pomieszczeniu podnosiła nie tylko przyjazna atmosfera (pomijając wrogie spojrzenia kierowane pod adresem Lilou, także ze strony siedzących obok krasnoludów), ale też wielkie palenisko ulokowane w przeciwległym do szynkwasu kącie karczmy, w którym wesoło trzeszczało trawione przez płomienie drewno opałowe. Górska Ostoja udekorowana była wieloma zwierzęcymi trofeami, zdobytymi w podzięce dla karczmarza przez miejscowych myśliwych, a w pobliżu drzwi prowadzących na górę do pomieszczeń mieszkalnych, zawieszony został szyld z dwoma skrzyżowanymi ze sobą rapierami, które przypomniały Lelianie o prażonych słońcem ziemiach odległej Estalii i Tilei.


Poszukiwacze przygód siedzieli w karczmie do późnego wieczora, wydając ostatnie zarobione w Nuln pieniądze na cudownie smakujące jadło i piwo. Wiedzieli, że jeśli prędko nie znajdą pracy lub jakiegokolwiek innego źródła dochodu, to szybko zostaną bez grosza przy duszy, ale ta ponura myśl w żaden sposób nie przeszkadzała w korzystaniu z gościnności rodziny Rottenstadt - jeśli mieli wkrótce umrzeć z głodu, zostać rozszarpani przez dzikie bestie, czy zginąć pod lawiną, to ten jeden ostatni raz mogli zaznać tak bardzo upragnionych luksusów po męczącej podróży, jaką dotychczas odbyli. Oshausen było ostatnim przyjaznym przystankiem w podróży do Karak Hirn, a może nawet dalej, do Księstw Granicznych. Nie wiedzieli dokąd ostatecznie zaprowadzą ich nogi, ale powoli zaczęły się wyłaniać przed nimi dwie realne możliwości - dokądkolwiek by się nie udali, po tej i po drugiej stronie gór może czekać ich jedynie śmierć lub wielkie bogactwa, jeśli bogowie będą im sprzyjać. Od samego początku wiedzieli na co się piszą. Przed nimi wielu wyruszyło w te strony i większość zaginęła bez śladu, ale nieliczni, którzy przeżyli i osiągnęli sukces, stali się nadzieją i często zgubą wszystkich tych, którzy zdecydowali się podążać ich śladem. Góry Czarne kryły w sobie wiele skarbów, grobowców dawnych ludów i krasnoludzkich władców, żył złota i innych cennych metali szlachetnych oraz minerałów, ale przede wszystkim usłane były wszelkiego rodzaju niebezpieczeństwami, począwszy od zdradzieckich warunków pogodowych, a skończywszy na bandytach, plemionach dzikich humanoidów oraz bestiach, które z nieludzką przyjemnością i okrucieństwem rozerwałyby na strzępy nieostrożnego podróżnika.

Na zewnątrz panował głęboki mrok z trudem rozświetlany przez przylegające do Górskiej Ostoi latarnie oraz światło, wydostające się przez okna z wnętrza gospody. Pomimo początków lata, wyraźnie odczuwalny był chłód, który niósł ze sobą ciągnący z gór wiatr. Intensywne opady deszczu stworzyły na horyzoncie szarą kurtynę, która skrywała bogaty w widoki krajobraz przed oczami mieszkańców wioski i podróżnych. Nic więc dziwnego, że tego dnia wszyscy rozumni szukali schronienia w karczmie, lecz wkrótce spokój nawet i tego miejsca miał zostać zmącony przez niezapowiedziane przybycie tajemniczego wędrowca.
Niespodziewanie drzwi karczmy otworzyły się na oścież, prawie przy tym wypadając z zawiasów. Nagły podmuch lodowatego wiatru, który wpadł do pomieszczenia razem z kroplami deszczu, zgasił znajdujące się najbliżej drzwi świece, zaś siedzące nieopodal wejścia krasnoludy musiały osłonić oczy przed sypiącą się na ich twarze wodą, klnąc przy tym we wszystkich znanych im językach i dialektach. W progu, na szarym tle ulewy, stała niewysoka postać; mężczyzna przeciętnej postury, którego twarz skryta była pod spływającym deszczem płaszczem. Po chwili cichej konsternacji odrzucił w tył kaptur, ukazując przemoczone kosmyki włosów, opadające na naznaczone bliznami oblicze wędrowca, którego smutne, wilcze spojrzenie błądziło przez chwilę po zaciekawionych twarzach bywalców Górskiej Ostoi. Nawet karczmarz przyjrzał mu się z uniesionymi brwiami, a ten widząc nieprzychylne spojrzenie gospodarza, posłusznie zamknął za sobą drzwi, uprzednio siłując się z szalejącą na zewnątrz wichurą. Uporawszy się z żywiołem, nieznajomy świadom tego, że zwrócił na siebie uwagę całej gospody, bardziej niżby tego chciał, chrząknął niepewnie dwa razy i podszedł do stołu, przy którym siedziały krasnoludy.

- Szukam ochotników, którzy pomogą mi przeprawić się przez Przełęcz Lodowego Wichru, do posiadłości magnackiej nieopodal wioski Scharmbeck. Uczciwie was wynagrodzę. Przy sobie mam siedemdziesiąt złotych koron… - oznajmił bez ogródek, po czym cicho westchnął, jakby z ulgą, że zdołał to z siebie wykrztusić. Znający się na ludziach Hans wyczuł, że nieznajomemu bardzo się śpieszy i wygląda przy tym na całkiem zdesperowanego.
Tymczasem krasnoludy, słysząc ofertę podróżnika, któremu dotychczas poświęciły wątpliwe zainteresowanie, powróciły do rozmów w swoim gburowatym języku. Jeden z nich pokusił się nawet o pełen pogardy chichot, który przypominał pochrząkiwanie świni. Suma, jaką zaoferował mężczyzna, była większa niż większość ludzi widziała w całym swoim życiu, ale najwyraźniej krasnoludy miały do zarobienia więcej, dokądkolwiek się udawały.
Niezrażony tym zachowaniem wędrowiec, jedynie uniósł lewą brew i w tym samym momencie dostrzegł siedzącą tuż obok grupę awanturników, na których to spoczął jego wzrok, na dłużej zatrzymując się na Dietrichu, który wyglądał mu znajomo.
- Myślę jednak, że po dotarciu na miejsce, moja rodzina wypłaci wam zadowalającą kwotę. Bardzo wasz proszę. Jestem w trudnej sytuacji i muszę pilnie dostać się do majątku rodzinnego… - Powiedział, mijając rząd krzeseł, na których siedziały pogrążone w rozmowie krasnoludy.

 

Ostatnio edytowane przez Warlock : 27-02-2018 o 01:03.
Warlock jest offline  
Stary 26-02-2018, 21:50   #2
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Deszcz i wszechobecne zimno...
Cóż to było dla doświadczonego podróżnika? Nic. Drobiazg. Fraszka. Szczególnie wówczas, gdy ów podróżnik siedzi sobie pod dachem, w karczmie, przy piwie, w gronie dobrych (w większości) kompanów. W większości, bowiem Słowika za dobrze Dietrich nie znał i nie bardzo wiedział, co się może kryć w sercu i duszy tamtego.
To miał pokazać czas, a jak na razie bezrobotny przepatrywacz był pełen dobrych myśli. Przynajmniej jeśli chodzi o Słowika, bowiek chudnąca z dnia na dzień sakiewka optymizmem nie napawała. Trzeba było znaleźć jakąś dobrze płatną robotę, a na tym zadupiu o jakąkolwiek pracę było trudno, a co dopiero powiedzieć o dobrze płatnej. Jeśli gdzieś pieniądze leżały na ulicy i wystarczało się po nie schylić, to z pewnością nie tutaj, gdzie najbystszejsze oczy porządnej ulicy by nie wypatrzyły.

Trudno było się dziwić, że propozycja złożona przez niespodziewanego przybysza wzbudziła zaciekawienie Dietricha. Siedemdziesiąt sztuk złota na siedem osób to majątek nie był, ale i po dziesięć złotych koron warto było się schylić.

- Zapraszam - powiedział, gestem wskazując stół, przy którym siedział wraz z kompanami. - Nawet jeśli się nie dogadamy, to zawsze można porozmawiać.

Przez moment przyglądał się przybyszowi.

- Chyba spotkaliśmy się kiedyś, przed laty - dodał. - Zapewne lepiej pan znał mojego ojca.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 27-02-2018 o 15:45.
Kerm jest offline  
Stary 27-02-2018, 14:48   #3
 
Hakon's Avatar
 
Reputacja: 1 Hakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputację
Ale piękne lato się zaczyna. Zimno, deszcz a oni w góry się udać zamierzają. Tu wśród umgi mało sensownej pracy było dla Duraka. Taka pogoda nie wróżyła nic dobrego. Kompani nie byli twardzi jak khazadzi i w górskim klimacie jaki za oknem się przedstawiał zbyt długo by nie pociągnęli. Martwiło to Duraka, ale teraz przy kufelku krasnoludzkiego ale z Karak Hirn i w cieple gospody można było zapomnieć o kłopotach.

Złoto w sakiewce się kończyło i nie mogli długo siedzieć tu w Górskiej Ostoi i musieli coś zarobić.
Jak za sprawą potarcia magicznej butelki pojawia się dżin tak teraz pojawił się nieznajomy z propozycją zarobku i to w sposób w który on i kompani najlepiej się czuli.
- Hrmmm.- Mruknął gdy Dietrich zaprosił przybyłego do stołu. Ten nie wyglądał na szlachetnie urodzonego. Coś mu tu nie pasowało i w normalnych warunkach by pewnie już na start podziękował za pracę. No teraz byli bez grosza w zasięgu planów.
- Okrągłą sumkę oferujecie człeczyno.- Przemówił gdy tamten usiadł wreszcie ścieśniając kompanów.
- A co sprowadziło w te strony o szlachetny?- Lekko kpił krasnolud z człowieka chcą wybadać czy jest drażliwy i jak będzie reagował.
 
Hakon jest offline  
Stary 27-02-2018, 16:24   #4
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Dai zgromiła Dietricha wzrokiem wysiorbując z miski resztki zupy. Nie chodziło o pracę. Ani o dziesięć złotych koron od łebka. Ani nawet o to, że potencjalny pracodawca niósł za sobą słotę i wilgoć.

Nie...

Chodziło o miejsce przy stole.

Już i tak ledwo dla niej samej go starczyło a tu jeszcze kolejnego do stołu proszą.

Dla pewności, że nowozaproszony jednak postoi lub przysiądzie się gdzie indziej (na przykład po drugiej stronie ław), rozstawiła łokcie nieco na boki. Chciała wydać się choć odrobinę większą niż w rzeczywistości była.

Dziewczyna westchnęła cicho w miskę. Strzelając ciemnymi oczami znad jej krawędzi przysłuchiwała się kpinom Duraka i kolejnym towarzyszom. Ciekawa była ich reakcji na desperacką prośbę pobliźnionego.

 

Ostatnio edytowane przez corax : 27-02-2018 o 16:52.
corax jest offline  
Stary 28-02-2018, 12:47   #5
 
Ascard's Avatar
 
Reputacja: 1 Ascard ma wspaniałą reputacjęAscard ma wspaniałą reputacjęAscard ma wspaniałą reputacjęAscard ma wspaniałą reputacjęAscard ma wspaniałą reputacjęAscard ma wspaniałą reputacjęAscard ma wspaniałą reputacjęAscard ma wspaniałą reputacjęAscard ma wspaniałą reputacjęAscard ma wspaniałą reputacjęAscard ma wspaniałą reputację
Słowik siedział sobie cichutko obok Dietricha powoli pijąc cienkie piwo jakie sobie zamówił. Wydawać by się mogło, że jest lekko stuknięty bo cały czas to się uśmiechał to znów przybierał niby poważną, zamyśloną minę. Tak naprawdę właśnie spełniało się jego największe marzenie. Jakaś grupka awanturników zgodziła się go przyjąć i zabrać ze sobą. Niczego więcej sobie nie życzył dlatego siedząc przy kuflu piwa oczami wyobraźni widział się jako osławionego podróżnika o pełnej sakwie, wspaniałym mieczu u boku i długim łuku na plecach. Obrońce uciśnionych i zabójcę trolli. Pogromcę stworzeń chaosu o którym będą pisać legendy. W jego głowie powstawały obrazy kolejnych pojedynków a każdego pokonanego przeciwnika kwitował uśmiech na twarzy.

Z krainy marzeń wyrwał go zimny podmuch towarzyszący pojawieniu się nieznajomego. Słowik spojrzał na mężczyznę znad kufla a na słowa Dietricha i uwagę tego krasnoluda którego imienia jeszcze nie spamiętał, zerwał się natychmiast i wskazał przybyszowi miejsce. Sam udał się do Frederika po kolejny taboret dla siebie samego. Był zadowolony, że już przydał się drużynie.
 
Ascard jest offline  
Stary 28-02-2018, 14:42   #6
 
Feniu's Avatar
 
Reputacja: 1 Feniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputację
Gospoda jakich wiele, jadło i picie jakich wiele, nic prócz tego, że karczma ta była niby ostatnim przyjaznym miejscem na tych rubieżach Imperium. Do Karak Hirn mieli jeszcze trochę drogi, sakiewka robiła się coraz bardziej pusta, warto jednak było odpocząć przed dalszą drogą. Życie łowcy nagród do łatwych nie należało, a każdy następny dzień mógł być tym ostatnim. Hans zatem czerpał z życia to co najlepsze, a że obecnie mógł poprawić sobie nastrój tylko jadłem i napitkiem czynił to.

Uwagi rzucane w kierunku z pozoru młodej elfki Lilou nie uszły jego uwadze, jednak postanowił nie wszczynać awantur ze stałymi bywalcami gospody. Lilou traktował jak młodszą siostrę, starał się dbać o nią w miarę możliwości, nie miał jednak zamiaru jej niańczyć. Sam pozbawiony rodziców, wychowany przez babkę o dobrym sercu musiał umieć zadbać o siebie i o resztę rodziny. Teraz rodziną miał zająć się brat Hansa ...

Gdy zjawił się nieznajomy, Hans próbował przypomnieć sobie twarz jego. Konieczność szybkiej przeprawy przez przełęcz Lodowego Wichru mogły świadczyć o nieczystych interesach jegomościa. Warto zatem było mieć go na oku. Jeśli chciał płacić, niech płaci. Dziesięć koron na łebka nie było wygórowaną stawką, ale do małych też nie należała.
Wspominanie jednak o posiadanej kwocie siedemdziesięciu karlach w gospodzie
pełnej nieznajomych mogło świadczyć o determinacji składającego ofertę. Hans znał ludzi, którzy potrafili zabić za ćwierć tej kwoty.

- Nierozsądne jest głośne gadanie o gotówce jaką przy sobie posiadasz. - wytknął prosto z mostu nieznajomemu.

 

Ostatnio edytowane przez Feniu : 28-02-2018 o 14:54.
Feniu jest offline  
Stary 28-02-2018, 21:26   #7
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Od samego początku znajomości z innymi trzymała się blisko Hansa. Początkowo mogli stwarzać pozory bycia parą, ale to wrażenie rozmywało się z każdym kolejnym dniem. Lilou, choć zawsze była u boku mężczyzny, nie była co do niego zbyt uczuciowa. W dodatku nie raz z jej ust padła kąśliwa uwaga czy mała złośliwość. Można by rzec, że kto się czubi ten się lubi, ale wciąż było to tylko lubienie. Tak przynajmniej musiała wyglądać ocena w ogólnym rozrachunku reszty towarzyszy.

Nawet teraz, gdy siedziała z innymi, zajęła miejsce obok Łowcy. Nawet przysunęła się do niego bliżej, tak że prawie stykali się ramionami, aby zrobić miejsce dla Daireann’y. Kiedy spojrzała na, zdawałoby się, wdzięczną za ten gest niziołczycę, nie uśmiechnęła się. Jedyny ruch w jej mimice to lekkie drgnięcie kącików ust ku górze.

Być może to naburmuszenie i brak humoru wynikało z uwag, jakie słyszała wokół siebie. Nieprzychylne spojrzenia ignorowała, jak gdyby nie istniały. Nie starała się włosami przykryć uszów, siedziała dumnie wyprostowana udając, że wcale jej nie obchodzi, co inni o niej myślą. Mimo to gdzieś w głębi duszy było jej z tym bardzo źle. Nerwowo zaciskała szczękę, podobnie jak samoistnie zacisnął jej się żołądek i gardło. Miała ochotę ścisnąć dłoń Hansa i poczuć, że on wciąż tu jest, że nie została sama. Zamiast tego jednak zacisnęła dłonie w pięści, ściskając materiał swoich spodni, że aż się pomarszczył.

Po pewnym czasie smutek zaczął kiełkować w złość. Elfka starała się oddychać spokojnie. Jedną rękę zaciśniętą na ubraniu pozostawiła pod stołem, drugą sięgnęła po kieliszek wina i upiła łyk. Odkąd tutaj zasiedli nic nie zjadła.

Naprawdę nazywała się Liselilyumea. Tyle udało jej się zapamiętać, nim zabrano ją od rodziców. Próbowała teraz przekonać siebie, że jest dumnym elfem. “Na imię mi Liselilyumea i przewyższam was o stokroć tym, kim jestem i tym, co przeżyłam. Nie macie prawa mnie osądzać, nie znacie mnie, nie wiecie na ile mnie stać. Jestem silniejsza niż wam się wydaje. Jestem Liselilyumea.” - mówiła sobie w myślach uspokajając tym samą siebie.

Poczuła się odrobine lepiej, kiedy drzwi otworzyły się z hukiem. Oczywiście pierwszą reakcją było zaskoczenie, szybsze bicie serca potwierdziło, że tego się nie spodziewała. Była za bardzo skupiona na sobie.

Ulżyło jej, że nowy gość zwrócił na siebie uwagę. Pozwolił, by wszystkie nieprzychylne spojrzenia w końcu zeszły z Lilou i powędrowały do niego. W pewien sposób była mu nawet wdzięczna, więc i nie krzywiła się, kiedy Dietrich zaproponował mężczyźnie, żeby się dosiadł. Nawet poczuła się odrobinę lepiej. Choć z drugiej strony elfem nie był, więc pewnie znowu to ona stanie się główną atrakcją.

- Nie mamy żadnych wozów, ni rumaków. Mimo najszczerszych chęci, podejrzewam, że podróż z nami wcale nie będzie szybsza. A ponoć na czasie ci zależy - wtrąciła elfka spokojnym tonem głosu, pozwalając sobie od razu przejść na “ty”. W jej głosie dało się też słyszeć pewną nutę buty i młodzieńczej argonacji. Mimo to, druga cecha nie należała do zbioru jej osobowości. Często tylko sprawiała takie wrażenie. W tym momencie pozwoliła sobie nawet rzucić wymownym spojrzeniem na krasnoluda, który może i wytrzymały, ale nóżki to miał krótkie jak u kurczaczka. I spowalniał pochód.

- Czy może bardziej na bezpieczeństwie? - dodała przechylając głowę lekko na bok i mrużąc oczy, kiedy przybysz zasiadł na miejscu Słowika. Swoją drogą, ten gość był strasznie dziwny, sprawiał wrażenie podekscytowanego dziecka, młodego giermka, który dla swojego rycerza nawet buty językiem wyczyści. Taka wizja nawet lekko ją rozbawiła, co ujawniło się delikatnym uśmiechem na jej twarzy; dla innych jednak wyglądało to jak gest uprzejmości.
 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 28-02-2018 o 21:36.
Nami jest offline  
Stary 28-02-2018, 21:53   #8
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Spotkanie w karczmie "Górska Ostoja"

Słysząc przyjazne słowa Dietricha, Karl uśmiechnął się lekko w odpowiedzi i zaczął rozglądać się uważnie po karczmie, w poszukiwaniu wolnego krzesła. Z pomocą przyszedł mu Słowik, który wskazał swoje własne miejsce, po czym sam udał się do karczmarza, prosząc o wolny taboret.
- Więcej już nie mam - poinformowała węglarza Gretta po wręczeniu mu swojego ostatniego krzesła, jakby spodziewała się, że niedługo zrobi się tu prawdziwy tłum spragnionych przygód awanturników. Kiedy Słowik wrócił do stołu, Karl grzecznie mu podziękował za jego miły gest, następnie zawiesił swój przemoczony płaszcz na hakach w pobliżu paleniska, po czym wrócił do stołu i wreszcie usiadł.
- Rad jestem, że jest ktoś skory mnie wysłuchać - zwrócił się do poszukiwaczy przygód. - Spodziewam się, że macie mnóstwo pytań i na wszystkie, jeśli czasu starcza, postaram się odpowiedzieć. Wyruszyć chciałbym nazajutrz, najlepiej jeszcze przed świtem. Spytacie dlaczego tak wcześnie? Cóż… Narobiłem sobie wrogów ostatnimi czasy, a właściwie nie tyle ja, co moja rodzina. Wiecie jak to jest w tych stronach? Wszystkie konflikty rozwiązywane są na własną rękę, nie ma sądownictwa, ani żadnej sprawiedliwości, liczy się tylko siła, którą dysponuje twoja familia. Moja, tak się składa, jest całkiem potężna, ale nie jest jedyną taką w tych stronach i od czasów niezbyt udanego wesela mojej siostry, toczy krwawy bój z rodem Viddlebergów. Nie pytajcie dlaczego… To zbyt skomplikowane nawet jak na moją głową - powiedział z uśmiechem rozbawienia, przez chwilę wspominając w myślach swojego despotycznego, upartego jak osioł ojca i równej mu pod tymi względami głowie rodu Viddlebergów.
- Chyba spotkaliśmy się kiedyś, przed laty - odezwał się Dietrich, przerywając wywód nieznajomego. - Zapewne lepiej pan znał mojego ojca.
- Ach, to możliwe. Często podróżuję po Imperium, spotykam wielu ludzi, a twoja twarz od początku wydała mi się znajoma, ale mam nadzieję, że się nie obrazisz, kiedy powiem, że nie potrafię przypomnieć sobie jakichkolwiek szczegółów naszego spotkania - odpowiedział mu mężczyzna, po czym zwrócił się do reszty:
- Wybaczcie mi. W pośpiechu zapomniałem się przedstawić... Nazywam się Karl Lehman, syn Sigmunda Lehmana z Scharmbeck.
- Okrągłą sumkę oferujecie, człeczyno - wtrącił się Durak z wyczuwalną w głosie nutką kpiny, którą Karl przeoczył lub puścił mimo uszu. - A co was sprowadza w te strony, o szlachetny?
- Mówiąc w skrócie; depcze mi po piętach nasłana przez Viddlebergów banda groźnych prostaczków, która zwietrzyła mój trop jeszcze w Wusterburgu. Gościniec wzdłuż rzeki Soll jest obstawiony, więc zmuszony jestem iść okrężną drogą przez Przełęcz Lodowego Wichru. Stary Viddleberg najwyraźniej cholernie się uparł, aby dopaść pierworodnego Lehmanów, psubrat chędożony.
- Nierozsądne jest głośne gadanie o gotówce jaką przy sobie posiadasz - zauważył Hans, mając na myśli głośną przemowę, którą Karl zaserwował wszystkim tuż po wejściu do karczmy.
- Być może… ale któż poza wami miałby uczynić mi tu krzywdę? Ta banda obwiesi przy szynkwasie, którzy potrafią posługiwać się co najwyżej cepem? - Nieznajomy pokręcił głową.
- Moja oferta jest jedynie wstępem do jeszcze większej nagrody. Jeśli z naszej wspólnej podróży wyniknie coś więcej niż krajoznawczy spacerek, to moja rodzina wynagrodzi hojnie wasze trudy. Jeśli ubijecie przy tym kilku Viddlebergów, to tym bardziej uradujecie mojego ojca, a słynie on z rozrzutności, jak większość szlachty w tych stronach. A jeśli jesteście najemnikami i lubujecie się w rozwiązywaniu rodzinnych kłopotów, to możemy też nawiązać trwalszą współpracę - powiedział z tajemniczym uśmiechem na twarzy.
- Nie mamy żadnych wozów, ni rumaków. Mimo najszczerszych chęci, podejrzewam, że podróż z nami wcale nie będzie szybsza. A ponoć na czasie ci zależy - odezwała się elfka, która dotychczas siedziała cicho.
- Czy może bardziej na bezpieczeństwie? - Dodała, pochyliwszy na bok głowę.
- Zdecydowanie to drugie - odparł jej Karl, przytakując głową. - Sam przyjechałem tu konno, ale im wyżej w góry, tym większym utrapieniem staje się wierzchowiec i pewnie będę zmuszony go porzucić. Viddlebergowie wiedzą, gdzie mieszkam, więc na pewno ktoś od nich będzie się kręcił w pobliżu Scharmbeck. Ojca nie zdołałem ostrzec, zostawiłem za sobą wszystko co miałem w Wusterbergu, nawet gołębia pocztowego nie zdążyłem wysłać, więc w obliczu grożącego mi niebezpieczeństwa zdany jestem tylko na siebie - powiedział surowym głosem, a na jego twarzy pojawił się grymas powagi. - I na was, jeśli zgodzicie się mi towarzyszyć.
 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019
Warlock jest offline  
Stary 28-02-2018, 22:28   #9
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację
Leliana Rossi siedziała przy stole, opierając się łokciami o blat i przysłuchując się rozmowom swoich towarzyszy z lekkim uśmiechem na twarzy. Co ciekawe, opatulona była szczelnie swoją peleryną podróżną. Bo choć w izbie było tłoczno i dla zwykłego mieszkańca Imperium całkiem ciepło, to dla pochodzącej z odległej i sprażonej słońcem Tilei kobiety była to wciąż niezbyt komfortowa temperatura.
Można byłoby pomyśleć, że po czasie jaki spędziła na ziemiach Imperium, panna Rossi powinna już dawno przyzwyczaić się do znacznie chłodniejszego klimatu, lecz ona po prostu nie chciała. Myślami cały czas była w Tilei i zamierzała tam jak najprędzej wrócić, kiedy tylko dowiedzie swojej wiary i oddania Myrmidii.

Co jakiś czas spoglądała na zawieszony na ścianie szyld z dwoma skrzyżowanymi rapierami. Tak bardzo kojarzył jej się ze zdobieniami wielkich świątyń bogini Myrmidii. Zastanawiała się skąd ten szyld wziął się w tej karczmie, w jakimś zapomnianym przez świat Oshausen. Czyżby na terenach zdominowanych przez Sigmara i Ulryka, zupełnym przypadkiem znalazła się w miejscu, w którym ktoś oddawał cześć jej bogini? Słyszała bowiem, że pomimo silnego kultu Ulryka wśród tutejszych wojowników, zdarzają się tacy, którzy wolą prosić o łaskę Myrmidię, jako że ta nie lubuje się w bezmyślnym rozlewie krwi, w przeciwieństwie do Pana Wilków.
Ileż by dała, by spotkać na swej drodze choć jedną osobę, która podzielałaby jej oddanie Pani Wojny. Leliana westchnęła, powracając myślami do tu i teraz. Uśmiechnęła się do Duraka, bo akurat napotkała jego spojrzenie, a na jej policzkach pojawiły się dwa rozkoszne dołeczki.

Leliana Rossi wyróżniała się na tle swojego towarzystwa, ale też i pozostałych gości karczmy. Miała ciemniejszą od reszty karnację, mówiła ze śmiesznym akcentem i jej nastawienie było znacznie mniej ponure. Najwidoczniej dzięki obecności Lilou nie zwracała na siebie tak wielkiej uwagi, jak właśnie jej blondwłosa towarzyszka, jedyna tu przedstawicielka szlachetnej i długowiecznej rasy elfów.
Leliana przeczesała dłonią swoje ciemnobrązowe włosy, które lekkimi falami opadały na jej ramiona i tam też kończyła się ich długość. Ukradkiem spojrzała w stronę elfki, chcąc przyjrzeć się jej reakcji na niezbyt pochlebne spojrzenia niektórych gości. W ocenie Rossi, Lilou znosiła to dzielnie i z dumą godną jej rasy. Tileanka żałowała tylko, że nie mogła w żaden sposób zaradzić tej niezręcznej sytuacji. Powstrzymywało ją tylko to, że nie lubiła niepotrzebnie wszczynać bijatyki, a krzywe spojrzenia jeszcze nie były wystarczającym powodem, by kogoś karać.

Uroczy uśmiech zszedł z twarzy Leliany, kiedy otworzyły się drzwi karczmy i wpuściły mroźne powietrze z zewnątrz. Nieprzyjemny, zimny dreszcz wzdrygnął jej całym ciałem. Opatuliła się jeszcze szczelniej peleryną i rzuciła wymowne spojrzenie w stronę mężczyzny, który przyczynił się do tej sytuacji.

Zawinięta prawie jak naleśnik, Leliana siedziała i przysłuchiwała się wypowiedzi nieznajomego, a następnie lawinie pytań, które padły z ust jej towarzyszy. Zdziwiło ją tylko jedno. Wcale nie to, że nieznajomy oferował całkiem sporo pieniędzy za odprowadzenie go do Przełęczy Lodowego Wichru (sama nazwa nie wróżyła nic dobrego). Poczekała na odpowiednią chwilę i sama postanowiła zabrać głos, co zresztą zazwyczaj lubiła robić, więc było to całkiem dziwne, że tym razem pozwoliła sobie na to dopiero teraz.

- Wybaczcie, moi drodzy, ale czy nie wypadałoby poznać najpierw imienia naszego rozmówcy, ZANIM w ogóle pozwoliliśmy mu dosiąść się do naszego stolika? - spytał naleśnik z dziwnym nietutejszym akcentem, ale tonem głosu bardzo serdecznym, w którym nie było wcale wyrzutu czy nieuprzejmości.
Leliana spojrzała na nieznajomego.
- Zanim nam pan udzieli odpowiedzi na tak liczne pytania, wypadałoby, byśmy i my się przedstawili. Nazywam się Leliana Rossi. - Skinęła głową w jego stronę i uśmiechnęła się przyjaźnie.

Leliana skrzywiła się nieco na słowa nowopoznanego Karla. "Jeśli ubijecie przy tym kilku Viddlebergów, to tym bardziej uradujecie mojego ojca". Nie podobało jej się takie podejście. Być może ci Viddlebergowie faktycznie niesłusznie czyhali na życie tego człowieka, ale na włócznię Myrmidii -
Leliana nie była bezmyślnym zabijaką i na pewno nie zamierzała ot tak,
po prostu za kilka nędznych monet pozbawiać innych życia.

- Nie będziemy nikogo zabijać bez przyczyny - wtrąciła się, rozsupłując lekko swoją pelerynę i ukazując połyskujący wisior z symbolem Myrmidii, włócznią osłoniętą tarczą. - Każde życie jest zbyt cenne, by je dobrowolnie odbierać, bez sprawiedliwego osądu.

- Co za tym idzie, twoje także, drogi panie Karlu. Uważam, że powinniśmy odprowadzić go do rodziny. Kiedy człowiek tak desperacko szuka pomocy, niegodziwym byłoby mu jej odmówić - powiedziała uprzejmie w stronę Karla Lehmana. - Poza tym, przyznajcie, że nie mamy nic lepszego w planach. Zapewne i wam już znużyło się przesiadywanie w tej karczmie i szukanie jakiegoś zajęcia - dodała z uśmiechem, spoglądając po reszcie towarzyszy.
 

Ostatnio edytowane przez Pan Elf : 28-02-2018 o 23:23.
Pan Elf jest offline  
Stary 01-03-2018, 10:58   #10
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Karl Lehman?
Dietrich nie pamiętał dokładnie imienia, ale nazwisko kojarzył, więc uznał, że tamten nie kłamie.
A zresztą... Po co miałby kłamać i narażać własne zdrowie? wszak mogli go złapać i za wyższą kwotę, na dodatek bez ryzyka, oddać w ręce Viddlebergów.
Historia sporu między tymi dwoma rodami była dość znana, a od nieudanego wesela, które miało ze sobą połączyć latorośle obu rodzin, stosunki między Lehmanami a Viddlebergami trudno było nazwać przyjaznymi. Nawet słowo 'nieprzyjazne' nie do końca oddawało głębię konfliktu.

Porzucić wierzchowca... To się niezbyt spodobało Dietrichowi.
Przywiązany był do swojego konika, który - chociaż nie był wspaniałym, rycerskim rumakiem - wiernie mu do tej pory służył. Siedemdziesiąt sztuk złota, podzielone na siedem osób, raczej nie rozwiązywało problemu.

- Tak się akurat składa, że ja mam wierzchowca - powiedział - i porzucenie go po drodze niezbyt mi odpowiada.

A to oznaczało głos na NIE.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:12.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172