Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-04-2018, 22:01   #1
 
Feniu's Avatar
 
Reputacja: 1 Feniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputację
[WFRP 2ed] W poszukiwaniu sławnego nieboszczyka


Alane, Lavine, Sigrid, Ryży, Dieter, Ari’Sainen, François, Laurenor, Alaryk, Olegario

Późne popołudnie 8 Erntezeit 2501 KI (1523) dwie godziny drogi od Parravonu

Było już późne popołudnie gdy do Parravonu zblizała się grupa dość osobliwa w skład której wchodziło dwóch ludzi i po jednym z przedstawicieli rasy leśnych elfów, krasnoludów oraz niziołków. Na domiar wszystkiego aż trójka z podróżujących była łowcami wampirów. Trzy konie niosące na swym grzbiecie Alane, Lavine, Dietera oraz dwa kuce Ryżego i Sigrid przemierzały leśny trakt zmierzając w kierunku miasta Parravon w Bretonii. Od kilku dni mijani na gościńcu podróżni spoglądali na nich dość podejrzliwie, nikt jednak nie miał odwagi zaczepiać piątki podróżnych aż do teraz.


Padał deszcz, rzęsisty deszcz, całkiem przemoczone ubrania skutecznie przykrzyły wam podziwianie pięknych widoków okolicy księstwa Parravon, do którego niedawno dotarliście. Piątka towarzyszy jechała traktem przez las, spieszyło im się by jak najszybciej dotrzeć do miasta, lub chociaż osady w której będą mogli schronić się przed deszczem.
Nagle do uszu Alane dobiegł hałas, jakby ktoś rąbał drzewo, tuż przed koniem Dietera, który właśnie jechał przodem zwalił się ogromny świerk. Koń jego stanął dęba i tylko opanowanie i zręczność łowcy wampirów sprawiła, że zdołał zeskoczyć z wierzchowca, upadając na grząski trakt. Zdezorientowani rozglądali się dookoła, do chwili gdy pierwsza ze z włóczni przecięła powietrze mijając o długość łokcia głowę Sigrid, po chwili na podróżnych spadło więcej włóczni, jednak i te okazały się niecelne. Z za krzaków z głośnym - Waghhhh wybiegło sześcioro orków odzianych w zniszczone kaftany skórzane, wymachując wielkimi orczymi siekaczami liczyły na łatwy łup na piątce podróżnych. Sigrid powitała napastników szerokim uśmiechem, wiedząc że jej młot zbierze dziś krwawe żniwo i zabierze w zaświaty jednego z wielkich wrogów jej rasy. Dieter również przymierzył z kuszy samopowtarzalnej posyłając w stronę atakujących bełt, niestety niecelny.
Pozostali towarzysze zostali na wierzchowcach, wierząc w to że będąc wyżej uzyskają przewagę. Lavine z mieczem w dłoni znajdowała się obok Alane i Ryżego, którzy również swą broń strzelecką by odeprzeć atak. Jednak włamywaczka wiedząc, że bez pancerza w walce wręcz z wielkimi orkami nie miała wielkich szans.
Dieter dał radę dosiąść konia, czasem lepsza była ucieczka pewna śmierć z rąk zielonoskórych. Drużyna spięła więc konie i ruszyła w stronę, z której przed chwilą przyjechali. Jakby tego było mało z drugiej strony traktu również wybiegło kilkoro orków, co tylko utwierdziło ich w podjętej bez zbędnych słów decyzji o ucieczce.

Pędząc na złamanie karku przed siebie po ponad stu uderzeniach serca trafili na grupę pięciu podróżnych, którzy również zmierzali w kierunku Parravonu. Grupa może mniej różnorodna ale również zacna ze specjalistami znającymi się na zabijaniu. Ari’Sainen, François, Laurenor, Alaryk, Olegario podróżowali już od jakiegoś czasu szukając dla siebie zajęcia. Często wynajmowali swe umiejętności władania mieczem, splatania magii i celnego oka tropiąc bandytów panoszących się po bezdrożach Bretonii.


Foggia, Hugo

w tym samym czasie - Parravon

Od jakiegoś już czasu Foggia i Hugo podróżowali razem. Obecnie przebywali w Parravonie, stolicy księstwa o tej samej nazwie. Wielkie skalne miasto położone u stóp Gór Szarych, u stóp którego wije się rzeka Grismerie. Kamienne ulice na których równie często spotkać można ludzi jak i krasnoludzkich rzemieślników parających się kamieniarstwem, były tego popołudnia wielce zatłoczone. Dwój zwadźców zmierzała w kierunku gospody pragnąc odpocząć po długiej podróży. W zamiarze mieli zarobić trochę grosza, by przebyć drogę przez Góry Szare w kierunku klasztoru La Maisontaal, w którym podobno jakiś czas temu przebywał sam wielki Ludvik D’alcac - słynny bretoński szermierz. Udzielał on czasem nauk uczniom potrafiącym odnaleźć miejsce jego pobytu. Wieść niosła, że za kilka sztuk złota był on w stanie udzielić kilkudniowej lekcji fechtunku. Dlaczego jednak znajdował się w klasztorze ani Hugo ani Foggia nie mieli pojęcia. Do klasztoru jednak daleka droga, a przemierzać góry w dwie osoby strach. Postanowili więc pobyć przez kilka dni na miejscu szukając towarzyszy zmierzających właśnie w tamtym kierunku.

Dwójka zwadźców zatrzymała się w oberży “Dzikie wino” na przedmieściach Parravonu . Oberża była prawie pusta, kilku najpewniej stałych bywalców siedziało przy stole niedaleko szynkwasu popijając wino i rozmawiając o czymś w nieznajomym dla nich języku.
Gospodyni sędziwego już wieku kobieta o białych włosach i naznaczonej zmarszczkami twarzy odezwała się w staroświatowym - zapraszam, siądźcie sobie gołąbeczki, mamy dziś wyborne wino prosto z winnicy braci Pratt rocznik 1520. - gestem zapraszając przybyszów by usiedli.
 

Ostatnio edytowane przez Feniu : 13-04-2018 o 21:12.
Feniu jest offline  
Stary 13-04-2018, 17:41   #2
 
Moshanta's Avatar
 
Reputacja: 1 Moshanta ma wspaniałą reputacjęMoshanta ma wspaniałą reputacjęMoshanta ma wspaniałą reputacjęMoshanta ma wspaniałą reputacjęMoshanta ma wspaniałą reputacjęMoshanta ma wspaniałą reputacjęMoshanta ma wspaniałą reputacjęMoshanta ma wspaniałą reputacjęMoshanta ma wspaniałą reputacjęMoshanta ma wspaniałą reputacjęMoshanta ma wspaniałą reputację
+ Kerm, dzięki za dialog!

Jakiś czas temu...
Ubersreik, Imperium.

Ubersreik był kolejnym przystankiem na jej drodze ku Bretonii, choć dla Tileanki każde z tych imperialnych miast było takie samo. Brudne, pozbawione nadziei, z paskudnymi ludźmi, którzy tylko czekali na okazję, by pozbawić ją życia lub pieniędzy. Zatrzymała się w jakiejś podrzędnej gospodzie "Tłusta Świnia", której nazwa idealnie oddawała wystrój i klientelę przybytku. Na nic bardziej wykwintnego niestety nie było jej stać.

Tego wieczoru stała przy szynku, sącząc rozwodnione piwo, gdyż wszystkie miejsca przy stolikach zajęte były w większości przez rozwrzeszczane, pijane bydło, które jedynie z grzeczności można było nazwać ludźmi. Foggia tęskniła za tileańskimi gospodami, w których jej rodacy potrafili bawić się wesoło i kulturalnie, nawet gdy przesadzili z alkoholem. Teraz mogła jedynie o tym pomarzyć.

Wzięła kolejny łyk piwa, gdy nagle poczuła mocno klepnięcie w tyłek i rubaszny śmiech pijanego wojaka, który szczerzył się do niej w bezzębnym uśmiechu.
- I ssooo, ujciemy na góre, nie, piękna?
Foggia nawet się nie odezwała, tylko wzięła zamach trzymanym w dłoni kuflem i walnęła nim mężczyznę prosto w łeb. Naczynie o dziwo wytrzymało uderzenie, głowa tamtego chyba nie bardzo, gdyż zwalił się na podłogę, zalany krwią.

Momentalnie jednak od stolika znajdującego się obok szynku zerwało się czterech kolejnych mężczyzn przy mieczach. Ruszyli w stronę Tileanki, rzucając siarczyste przekleństwa. Foggia spięła się, unikając ciężkiej pięści pierwszego i uderzyła go w bok. Nie miała jednak na tyle siły i nieznajomy chyba nawet tego nie poczuł. Ona natomiast poczuła doskonale, jak obce, wielkie łapska łapią ją za ramiona. Próbowała się wyrwać, jednak nie dawała rady. Co gorsza, gospodarz ani inni goście nie reagowali.
- Teraz się zabawimy, szmato. Zapłacisz za to, co zrobiłaś Hansowi - mruknął wysoki, łysy drab.
- W twoich snach, skurwielu! - warknęła Foggia i kopnęła tamtego w krocze. Facet krzyknął, skulił się w sobie, jednak cios pięścią, który nadszedł znienacka od któregoś z jego kompanów, sprawił, że kobiecie aż pociemniało przed oczami.
Poczuła ściekającą z nosa, ciepłą krew. Wciąż szarpała się w objęciach tamtych, gryzła i kopała, jednak zdawała sobie sprawę, że sama się nie oswobodzi. Co gorsza, ciągnęli ją już w stronę schodów na piętro…

Nazwa karczmy nijak nie przystawała ani do wyglądu, ani do jakości podawanych w niej potraw. Ku wielkiemu żalowi Hugona, który dziabał widelcem po talerzu, usiłując z postawionej przed nim potrawy wyszukać jakieś bardziej zjadliwe kawałki mięsa... które z pewnością nie były (kiedyś tam) tłustą świnią.
Miał nadzieję, że w ogóle była to świnia..
Gdyby to od niego zależało, ominąłby to miejsce szerokim łukiem, jednak cóż... nie zawsze człowiek robi to, co chce, tam gdzie chce. Osobnik, którego miał zamiar znaleźć, nie bywał w wykwintnych lokalach, chociaż wyglądało na to, że tym razem nie zabłądził pod dach "Tłustej świni". Dokoła roiło się od osób, które za sam wygląd powinny trafić na parę lat do więzienia (lub na parę stóp pod ziemię), jednak żadna z nich nie wyglądała na jednookiego pirata z blizną.
Odsunął z niechęcią prawie pełen talerz i już miał wyjść, gdy w karczmie rozpoczęło się zamieszanie. Z pewnością nie pierwsze w tym szanownym przybytku, tym razem jego przyczyną była całkiem ładna niewiasta, pasująca do otoczenia jak kwiatek do kożucha. Najwyraźniej niektóre panie nie zdawały sobie z tego, iż niektóre miejsca odwiedzają tylko i wyłącznie panienki sprzedające swe wdzięki.

Ta akurat (przynajmniej na pierwszy rzut oka tak się zdawało) miałaby co sprzedawać, ale zdawać się mogło, że nie jest tym zainteresowana. Wyglądało jednak na to, że jej niechęć (w różny sposób objawiana) nijak nie wpływa na zachowanie paru mężczyzn, chętnych na skorzystanie z jej ciała.
Być może uznali, iż jest to tylko znana kobieca kokieteria, jednak Hugo doszedł do wniosku (być może błędnego), iż się mylą. A to znaczyło, że w tym momencie powinien się pojawić rycerz na białym koniu i stanąć w obronie napastowanej dziewicy.

Bretonia niby nie była aż tak daleko, jednak rycerza nie było widać ni słychać, więc Hugo postanowił podjąć się tego zadania. Obrony czci, znaczy. A że czas naglił, więc od rozmyślań wnet przeszedł do czynów.
Jako że amatorzy kobiecych wdzięków zdawali się być nieczuli na perswazję, Hugo zdecydował się użyć argumentu siły zamiast siły argumentów. Chwycił stołek i walnął w łeb stojącego tyłem miłośnika wymuszonego seksu. Stołek wytrzymał, za to niedoszły gwałciciel zwalił się na podłogę bez jednego słowa.

Foggia zauważyła nagle, jak jeden z mężczyzn pada i wykorzystała fakt, że pozostali stanęli zaskoczeni, nie wiedząc, co się właśnie wydarzyło. Korzystając z oswobodzonej ręki, zdzieliła drugiego z drabów pięścią w nos. Tamten ją puścił, więc szybko stanęła na nogach, chwytając za pusty kufel stojący na stole obok i poprawiła uderzeniem szklanego naczynia, posyłając napastnika w krainę snów. Jednocześnie tak się złożyło, że znalazła się obok śniadego mężczyzny, który zaatakował stołkiem.
- Dziękuję za pomoc, nieznajomy, ale jeśli liczysz na coś więcej z mojej strony, to możesz już wrócić do stolika. Poradzę sobie teraz już sama - rzuciła, zdmuchując na bok kosmyk włosów i przygotowując się na nacierających dwóch drabów. Adrenalina buzowała w niej dziko.
- Egoistka - mruknął Hugo, gdy panna postanowiła pozbawić go przyjemności oswobodzenia jej z rąk napastników. Odsunął się, by z boku obserwować przebieg walki i wtrącić się, gdyby któryś z widzów chciał się dołączyć do starcia po niewłaściwej stronie.
- Pięć sztuk srebra na dziewczynę! - powiedział znacznie głośniej.
- Przyjmuję! - rzucił jakiś obdartus, równocześnie wyciągając sakiewkę na znak, że jest wypłacalny.
- I moje pięć! - dorzucił kolejny.

Dwóch kolejnych oprychów wstało od swoich stolików. Z czterema chłopami to Foggia na pewno sobie nie poradzi, a nie była na tyle głupia, żeby chociaż próbować.
- No dobra, możesz mi się jednak przydać, przystojniaczku. - Puściła do niego oczko i złapała za krzesło. Wyczekała aż pierwszy z napastników podejdzie wystarczająco blisko, a potem odwinęła się i rozwaliła mebel na jego pustym łbie.

Karczma "Dzikie Wino",
Parravon, Bretonia,
obecnie.


W Parravon była już wcześniej, przejeżdżając przez nie z matką i dalej przez Góry Szare aż do Imperium, więc miasto nie zrobiło na niej wielkiego wrażenia, a poza tym i tak zatrzymali się z Hugo na przedmieściach, w karczmie o przyjemnie brzmiącej nazwie "Dzikie Wino". Zostawiła swoją czarną jak smoła klacz w przykarczemnej stajni i wręczywszy chłopcu stajennemu jakąś drobną monetę nakazała mu dobrze zajmować się "Wdową". Z Hugo von Ruess'em podróżowali już wspólnie od ładnych kilka dni i Foggia ceniła sobie towarzystwo zwadźcy.

Do gospody ruszyła pewnym krokiem i jak mogła się spodziewać, Hugo otworzył przed nią drzwi i puścił ją przodem, choć tyle razy mówiła mu, że nie jest żadną damą, którą trzeba traktować ze specjalnymi względami. Mężczyzna jednak zawsze puszczał sobie jej słowa mimo uszu, a gest mimo wszystko był miły i świadczył dobrze o Hugonie. Tileanka od razu, gdziekolwiek się pojawiła, od razu ściągała na siebie spojrzenia gości siedzących w gospodzie. Była kobietą o dość oryginalnej urodzie, a czarne, długie włosy i ciemniejsza karnacja zdradzały, że pochodzi ze słonecznego Południa.

Do tego dość kolorowy ubiór, który wieńczył kapelusz z szerokim rondem i piórkiem oraz rapier przy pasie podkreślały, kim Foggia jest i czym się zajmuje. Oprócz rzeczonej broni miała jeszcze przy sobie kuszę samopowtarzalną i plecak pełen najważniejszych dla podróżnika rzeczy. Wchodząc do "Dzikiego Wina" widziała, że skupiła na sobie kilka spojrzeń, jednak z uniesioną głową przeszła przez główną salę i zachęcona przez gospodynię zajęła z Hugo stolik w kącie.
- Wina jak najbardziej się napijemy - powiedziała Foggia, uśmiechając się do kobiety. - Do tego miskę kaszy i jakieś dobrze wypieczone mięso poproszę. Pokoje też by się przydały. Dwa pojedyncze.
Gdy Hugo złożył swoje zamówienie i gospodyni odeszła, zwadźczyni znów wyłapała ciekawskie spojrzenia kilku mężczyzn.
- Chyba muszę zacząć jeść w stajni, żeby nie przyciągać aż takiej uwagi. Żeby tylko tutaj nie skończyło się jak w Ubersreiku, pamiętasz? - Zaśmiała się, rzucając kapelusz z piórkiem na krzesło obok.
 
Moshanta jest offline  
Stary 13-04-2018, 19:02   #3
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Jakiś czas temu...
Ubersreik, Imperium.


- Ej, miało być bez wtrącania się! - rzucił Hugo, gdy kolejni kandydaci czynem wyrazili chęć przyłączenia się do zabawy.
Jako że jeden z nich znajdował się pod ręką, Hugo posłał go na podłogę celnym uderzeniem w kark.
- Nie wtrącać się, bo zakład psujecie! - dodał.
- Właśnie! - dodał obdartus, który wziął udział w zakładzie. - Walka ma być uczciwa! - dorzucił, równocześnie przytrzymując kolejnego 'dżentelmena', który chciał wkroczyć na parkiet.
“Uczciwa walka, a to dobre”, pomyślała Foggia, uchylając się przed ciosem kolejnego i kopiąc go z miejsca w klejnoty rodzinne. Uderzenia następnego z napastników ledwo uniknęła, ale nieznajomy szarpnął go za płaszcz i posłał na stolik, aż tamten się nim nakrył. Pozostali dwaj nie mieli już ochoty na bitkę, gdyż unosząc dłonie wycofali się na swoje miejsca. Momentalnie na sali pojawiło się trzech wykidajłów, którzy wynosili nieprzytomnych i poobijanych mężczyzn na zewnątrz. Że też wcześniej nie mogli zareagować, do cholery. Tileanka dysząc ciężko przejechała dłonią po krwawiącym nosie i strzepnęła krew na podłogę.
- To gdzie te moje pieniądze? - mruknęła i przeniosła wzrok na nieznajomego. - Dzięki, dobrze było mieć wsparcie. Jestem Foggia, a ty? W ramach podziękowań mogę postawić ci piwo. Znasz jakieś inne knajpy w okolicy? Nie chce mi się tu siedzieć po tym, co się stało. - Odgarnęła włosy z mokrego od potu czoła.
- Uciekli, więc chyba wygrałaś - mruknął obdartus, po czym położył na stole pięć sztuk srebra. Drugi 'zakładowicz' dorzucił kolejne pięć. - Dobra walka, panienko - powiedział. - Warto było nawet stracić trochę srebra.
- Hugo. - Von Reuss przedstawił się i wyciągnął rękę na powitanie. - Niestety, tylko tyle udało mi się wygrać. - Wskazał na srebro. - I tak, znam lepsze miejsce. Dużo lepsze. Zatrzymałem się Pod Koroną. Zapraszam.

Foggia zgarnęła pieniądze ze stołu, z czego połowę przekazała nowo poznanemu mężczyźnie.
- Trzymaj, należy ci się - powiedziała, uśmiechając się lekko. Zebrała swoje rzeczy i ruszyła z Hugonem do wyjścia. Jedyny pozytyw tej sytuacji był taki, że wpadło trochę srebrników. - Mam nadzieję, że w tej "Koronie" nie będą na mnie patrzyć jak na obiekt do chędożenia. Chociaż w sumie już się trochę przyzwyczaiłam. Jesteś z Południa? Bo nie wyglądasz mi na Imperialistę.
Wyszli z "Tłustej Świni" na wieczorne, przyjemne powietrze.

- Ze słonecznej Estalii - odparł Hugo. - W "Koronie" zbiera się zdecydowanie lepsze towarzystwo. Może nie arystokracja i inne wyższe sfery, ale panuje tam spokój i kultura. A gdyby ktoś był zainteresowany twymi wdziękami, to z pewnością powstrzyma się od propozycji, widząc że jesteś w moim towarzystwie.
- No proszę, czyżbyś miał tam jakieś specjalne względy, czy już wiedzą, żeby z tobą nie zadzierać? - Uśmiechnęła się, odsłaniając równe, białe ząbki. - Fantastycznie, przyda mi się chwila spokoju - powiedziała. - Odkąd jestem w Imperium, albo chcą mnie obrabować, albo zabić, albo zgwałcić. Chyba jednak wrócę do Tilei, tam panuje dużo przyjemniejsza atmosfera. Wybierasz się może w stronę Gór Szarych? - Spojrzała na niego z ukosa. W sumie podróż we dwójkę to nie byłby taki zły pomysł, o ile Hugo też ruszał w tamtą stronę. - Może udałoby się dołączyć do jakiejś karawany kupieckiej, bo zdążyłam się już przekonać, że te góry do bezpiecznych nie należą.
Podejście Tileanki do panujących w Imperium obyczajów było z pewnością stronnicze. Napady, zabójstwa i gwałty zdarzały się wszędzie, również (tak przynajmniej Hugo słyszał) w Tilei. Ani Bretonia, ani Estalia również nie były pozbawione pewnych wad.
- Góry Szare, to nie brzmi źle - odparł, nie zagłębiając się w kwestię względów czy gwałtów. - Karawana też brzmi dobrze - dodał. - Bezpieczniej, a może i z zyskiem, jeśli się w takowej zatrudnimy.
- Tędy, proszę. - Wskazał ulicę prowadzącą do "Korony".
- Dokładnie, przydałoby mi się trochę grosza - rzuciła. - I nie zrozum mnie źle, nie narzekam na Imperium, po prostu nie pasuję tutaj, to nie jest moje miejsce na ziemi... I jeszcze ta pogoda... Ty nie tęsknisz za swoimi stronami?
Zamyśliła się na moment, gdy przypomniała sobie o domu, który musiała zostawić. O Verezzo. Na szczęście niedługo tam wróci, jeśli los pozwoli.
Nie po to się wyjeżdża w daleki świat, by umierać z tęsknoty za rodzinnym domem. Tak przynajmniej uważał Hugo. Ale uważał również, że nie musi się z Foggią tą opinią dzielić.
- Czasami, gdy za dużo pada - odpowiedział. nie do końca poważnie. - A poza tym da się jakoś znieść to całe Imperium.
Uśmiechnął się.
- Pewnie się da, ale ja nie chciałam wyjeżdżać z Tilei. Przyjechałyśmy tutaj z matką do rodziny z jej strony, ale nie potrafię się z nimi dogadać, dlatego postanowiłam ruszyć na szlak i wrócić do Verezzo, żeby tam poszukać jakiejś bardziej stałej pracy. Zobaczymy, co życie przyniesie. - Wzruszyła ramionami. Nie chciała opowiadać o tym, że musiały wyjechać, bo ojciec zginął, a one były bez grosza przy duszy. Może kiedy indziej.
- Co zatem robimy? Kolacja, a rankiem zaczniemy się rozglądać za jakimś transportem? - spytał.
- Brzmi jak dobry plan - odparła, uśmiechając się lekko. - Ale w "Koronach" bierzemy osobne pokoje, żeby była jasność. - Żartobliwie zmieniła ton na twardy i nieustępliwy. Mimo wszystko cieszyła się, że poznała tego mężczyznę, robił dobre pierwsze wrażenie. Drugie w sumie też. - Jutro z rana popytamy, czy ktoś nie potrzebuje doświadczonych ochroniarzy w drodze do Bretonii, może przy odrobinie szczęścia coś nam się trafi. I dzięki raz jeszcze za pomoc, sama bym sobie z wszystkimi nie poradziła.
- To była prawdziwa przyjemność - zapewnił Hugo, nawiązując do ostatniego zdania. - Wynajmiesz sobie pokój, ale na kolację cię zapraszam.
Noc spędzona z Foggią mogłaby być interesująca, ale jeśli mieliby dalej podróżować, to mogłoby to nieco skomplikować wzajemne stosunki.
- Proszę bardzo - powiedział, otwierając drzwi gospody i przepuszczając dziewczynę.


Karczma "Dzikie Wino",
Parravon, Bretonia,
obecnie.

Wspólna podróż z Foggią pełna była różnych niespodzianek - mniej czy bardziej przyjemnych. Zwykle tych drugich, co bynajmniej nie było związane z tym, iż Tileanka była pełną wdzięku, młodą kobietą.
Nie da się ukryć, że Foggia była świetną towarzyszką podróży - nie tylko miłą dla oka, ale i osobą, na której można było polegać w każdej sytuacji. A za kimś taki dobrze się podróżuje i spokojnie sypia w nocy.

Z drugiej strony nie da się ukryć, że wojowniczka z Tilei wywoływała pewną sensację. Nie raz, nie dwa sposób, w jaki okazywano zainteresowanie jej osobą, przekraczał przyjęte ogólnie normy zachowań w stosunku do kobiet. Porządnych kobiet, oczywiście.
Na szczęście w większości przypadków wystarczył fakt, iż Foggia jest w męskim towarzystwie i do sytuacji, jaka miała miejsce w "Tłustej Świni", raczej nie dochodziło. Z paru innych przypadków udało się im wyjść obronną ręką.

* * *

Co prawda Hugo spędził w Bretonii nieco czasu, ale jakoś nie miał przyjemności zawitać do Parravonu. W związku z tym nie miał pojęcia, gdzie warto się zatrzymać na parę nocy. Nie sądził, by tak od razu trafili na kogoś, kto się wybierał do klasztoru La Maisontaal.
"Dzikie Wino" wybrali przez przypadek - była to pierwsza gospoda, na jaką trafili po przekroczeniu rogatek. Jako że wyglądała na cichą i spokojną, była nadzieja, że i noce da się spokojnie przespać.
- Dla mnie to samo! - Hugo złożył zamówienie. O chęci dotarcia do klasztoru postanowił porozmawiać później.
Gdy gospodyni się oddaliła, Hugo spojrzał na swą towarzyszkę.
- Mieszkańcy Bretonii słyną z bardzo uprzejmego traktowania kobiet - powiedział. - Poza tym... Na drugi raz nie ogłaszaj wszem i wobec, że nie sypiamy razem. - Uśmiechnął się lekko.
Trochę go bawiło podejście Foggii do kwestii osobnych pokojów. W końcu tyle nocy spędzili w jednym namiocie.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 14-04-2018 o 08:57. Powód: Post pod postem
Kerm jest offline  
Stary 13-04-2018, 22:47   #4
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację
Ryży - o zgrozo - podróżował wierzchem, aby nie opóźniać swoich towarzyszy. Mimo, że jego kuc - Natka - był dobrze ułożony, a on już od wielu dni wdrażał się w jeździectwie, to i tak nie czuł się komfortowo. I dlatego, że tak dużo uwagi poświęcał trudnej sztuce hippiki, jako ostatni zorientował się w grożącym im niebezpieczeństwie.


Dieter i Sigrid już stali na ziemi szykując się na odparcie wroga, pozostali towarzysze mieli również gotową broń. Niziołek szybko przygotował procę - akurat na czas, by powitać atakującą grupę orków. Pomimo lat wprawy spudłował - nie ćwiczył bowiem strzelania wierzchem. Orków było sześcioro, przynajmniej tak mu się wydawało. Chciał właśnie zeskoczyć, by wspomóc w walce pozostałą dwójkę gdy Dieter wskoczył na konia i dał sygnał do odwrotu. Natka pod jego ręką niezgrabnie zakręciła się 2 razy dookoła i zanim ruszyła we właściwym kierunku, reszta drużyny oddaliła się już od nich. Ryży przytulił się do końskiej grzywy, by trudniej go było trafić i popędził przed siebie.
Zza głowy kuca dostrzegł, że więcej orków nadbiega starając się odciąć mu drogę ucieczki. Oddał kilka szybkich strzałów z procy, nie celując dokładnie, a chcąc jedynie utrzymać przez moment orków na dystans. Pozostała część grupy w tym czasie zbliżyła się do nadjeżdżających z przeciwka obcych.
 

Ostatnio edytowane przez Gladin : 15-04-2018 o 19:07.
Gladin jest offline  
Stary 14-04-2018, 23:07   #5
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Grisenwald,
Parę miesięcy wcześniej.


- Wejdź, moja droga - czarodziej kiwnął głową, zapraszając Lavine do swojego gabinetu. Kobieta niespiesznie przesunęła się przez próg, lustrując framugę pod kątem pułapek. Zarówno z zawodowej ciekawości jak i prostej zasady, aby nie ufać nikomu. W jej fachu zaufanie, to zbyteczny i często bardzo kosztowny luksus, a ona póki co miała jeszcze przed sobą długą drogę po drabinie gildyjnej. Czarodziej uśmiechnął się widząc to i posłał jej pobłażliwy uśmieszek. Lavina miała ochotę pokazać mu język, ale jedynie hardo spojrzała mu w oczy.
- Napijesz się czegoś?Mam dobre wino, lokalne co prawda, żaden znany rocznik, ale wyjątkowo smaczne. I bez dodatków - mrugnął do niej okiem. Lavina wahała się między trzymaniem bezpiecznych zasad, a pokazaniem temu magikowi, że się go nie boi.
- Chętnie - wypaliła, zanim reszta jej mózgu okiełznała jej temperament. - Ale jeszcze chętniej poznam szczegóły, pracy którą dla mnie „podobno masz” - dodała zbliżając się płynnie do mężczyzny i wchodząc pewniej do centrum pomieszczenia. Vanderghast nonszalancko odwrócił się do niej plecami i nalał do dwóch kielichów wina. Zrobił to jednak tak, iż kobieta nie była w stanie dostrzec, jak to robi. Odwrócił się do niej z uśmiechem.
- Masz niedokładne informacje - rozpoczął podając jej kieliszek. - Pamiętasz tę elfkę, która przeszukuje groby? Jak jej tam było? - czarodziej zakręcił młynka palcami w powietrzu. - Alania?
- Alane - odpowiedziała Lavina, wąchając zawartość kieliszka.
- A właśnie, Alane. Widzisz, w jednym grobowcu znalazła swego czasu ciekawą lekturę. Pamiętnik szalonego kowala run. Zdejmowałem z niego zaklęcia ochronne i pomogłem w tłumaczeniu. Ależ - żachnął się - poczęstuj się winem, jest naprawdę świetne! - wzniósł przy tym własny kieliszek do ust i pociągnął łyk. Na jego usta wypłynął uśmiech zadowolenia.
- Niech zgadnę stwierdziłeś, że chcesz ją, książkę znaczy się dla siebie? - Zasugerowała mu odwracając jego uwagę od jej pełnego nadal kieliszka.
- Nie, nie… poczekaj, daj mi opowiedzieć. Kupiłem od niej tę książkę i mam ją w swych zbiorach. Ciekawa zawartość, ale do tej pory...
- Ale jest bezużyteczna, bez czegoś? Słyszę dużo słów, ale nadal żadnych konkretów czego oczekujesz.- Lavina uwielbiała dodawać własne fragmenty historii, ale wolała żeby staruszek już w końcu konkretnie dobił do brzegu z tą opowieścią i powiedział czego oczekuje. Alane nie widziała już od jakiegoś czasu, w przeciwieństwie do niej Lavina uważała, że większy zysk znajdziesz w dobytku żywych, niż martwych. Niemniej dobrze było ją spotkać od czasu do czasu. Czarodziej westchnął głośno.
- ...do tej pory była jedynie ciekawą lekturą. Teraz może stać się mapą do skarbca, jeżeli ktoś potrafi tę mapę odczytać. Sądzę, że Twoja znajoma elfka poradziłaby sobie z tym zadaniem. Czego oczekuję… skontaktuj się z nią, powiedz jej, że wypożyczam jej tę książkę. Powiedz jej, że za zabicie Bezimiennego rodzina Rubinderów płaci pięć tysięcy złotych koron. Zleceniodawca życzy sobie całkowitej dyskrecji, więc nawet nie powinienem zdradzać Ci ich nazwiska. Ale coś mi mówi, że informacja o zleceniodawcy może być przydatna dla naszej skrybki. Ja dorzucam sto złotych koron za jakiekolwiek teksty znalezione przy przedmiocie zlecenia i chcę mieć prawo pierwokupu na wszystkie pozostałe rzeczy, które tam znajdziecie. - Czarodziej upił łyk ze swego kielicha. - Gdyby nie to, że nie życzę sobie by wiązano mnie z osobą tej profesji, którą para się… Alane? … sam bym jej zlecił to zadanie. Ale moja dobra reputacja wymaga, aby zrobił to ktoś inny.
- Oczywiście. - Potwierdziła Lavina, po czym w końcu podniosła swój kielich i upiła łyk. Czarodziej uśmiechnął się. - Rozumiem że moja dola jak zwykle po wykonaniu zadania i tylko wtedy jeśli będę skuteczną.
- Ależ, wykonanie tak prostego zlecenia, jak przekazanie wiadomości i zrobienie przysługi naczelnemu czarodziejowi gildii nie jest dla Ciebie wystarczającą zachętą? - Czarodziej roześmiał się głośno po czym, widząc jej minę, kontynuował - To, czy postanowisz razem z Alane szukać obiektu i wykonać zlecenie Rubinderów, zależy tylko od Ciebie. Cała kwota wynagrodzenia jest do podziału dla tych, którzy je wykonają. Co więcej, tego zlecenia nie puściłem dalej i w Grisenwaldzie jesteś jedyną osobą z gildii - poza naszym kochanym szefem - która o nim wie. Ale niestety - czarodziej zasmucił się - wiem, jaki niewdzięczny jest ten nasz świat. Gdybyś była tak miła i przyczyniła się do odnalezienia i usunięcia celu, a potem dostarczyła mi znaleziska tak, jak wspomniałem, miałbym dla Ciebie jakiś mały magiczny praktyczny drobiazg. Może pierścień wykrywający truciznę? - uśmiechnął się szeroko patrząc na jej kieliszek, dopił swoje wino i odstawił puste naczynie na stół. - Albo coś innego. Dogadamy się?
Lavina dopiła na raz całą zawartość swojego kieliszka i ostentacyjnie odstawiłam go do góry nogami. - Jakbym miała zamiar wybrzydzać w zleceniach to wcale bym tu nie przyszła. I wiem że dobrze o tym wiesz. Wszyscy wiedzą że po „incydencie” w stolicy przez jakiś czas nie będę potrafiła odmawiać na tak szczodre oferty. - Zrobiła pauzę mierząc czarodzieja od stóp po głowę jakby oceniała czy warto kupić ten przedmiot. Kiedy ten nic nie powiedział sama wznowiła rozmowę. - A teraz albo przyznajesz się do żartu z trucizną w winie albo dajesz mi resztę butelki bo nie zamierzam Ci ułatwiać pozbywania się moich zwłok z biura…. No chyba, że takie kobiety preferujesz.
- Jakże mógłbym odmówić tak elokwentnej i czarującej pannie - roześmiał się Vanderghast. Odwrócił się po butelkę i podał ją kłaniając się. Specjalnie czy też przypadkiem sięgając po butelkę zrobił to tak, że zasłonił ją przed wzrokiem włamywaczki. - Życzę powodzenia!

Droga do Parravonu,
Obecnie.


Lavina jechała za Alane, deszcz skutecznie przesiąkł już wszystkie warstwy odzienia jakie kobieta miała na sobie. Dodatkowo las i ogólna dzicz jaka ich otaczała nie była absolutnie miejscem w którym kobieta czuła się pewnie. Wolała wykorzystywać tłum i miasto a przynajmniej miasteczko by poruszać się niezauważona. Ten pusty trakt sprawiał, że czuła się jakby na jej plecach był wymalowany cel do ćwiczenia strzelania.
Odgłos zawalającego drzewa przestraszył jej konia ale udało jej się go utrzymać, zwłaszcza że nie jechała jako pierwsza. Już chciała powiedzieć coś o cholernej matce naturze i walących się drzewach kiedy pierwsza włócznia przeszyła powietrze. Jej koń znowu przestąpił z miejsca na miejsce w niepokoju. Lavina dobyła miecza, ale miała nadzieje że korzystając z posiadania koni, reszta postanowi jednak uciekać niż wdawać się w potyczkę, jej niema prośba została wysłuchana i w chwili kiedy Dieter był znowu na koniu pędzili traktem próbując zostawić atakujących w tyle.
Widząc grupę podróżnych Lavina w pierwszej chwili chciała ją minąć i pogalopować dalej, ale postanowiła zwolnić, przypominając sobie zasadę, że trudniej być zabitym czy zranionym w większej grupie. Ściągnęła konia i zatrzymała się przy tamtej grupie.
- Nie wiem jakie mieliście obiecane rozrywki w drodze do Parravon, ale dzisiaj ten trak oferuje orki. - Powiedziała próbując ocenić jak bardzo napotkana grupa może być przydatna.
 
__________________
I WILL SWALLOW YOUR SOUL! It matters not how you try to sustain your flashy bodies with the fruit of the trees or the animals of the land. You only serve to hasten the time when I shall break your very mind, enslave your will, and feast upon the entrails of your existence. I will lay ruin upon your livestock and your home!

Ostatnio edytowane przez Obca : 15-04-2018 o 14:21.
Obca jest offline  
Stary 15-04-2018, 00:27   #6
 
archiwumX's Avatar
 
Reputacja: 1 archiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputację
Alane wreszcie doczekała na Lavine -
Witaj Lavine! Jakieś nowe wieści od Vanderghasta?
Lavina zdziwiła się widząc znajomą twarz elfki, nie spodziewała się jej wyczekującej i pytającej o sprawy czarodzieja tak szybko. No ale przecież sieć plotkarska wśród Grisenwaldzkiego świata przestępczego miała taką reputację, że włamywaczka mogłaby przysiąc, że mieli tutaj informacje o zdarzeniach które jeszcze się oficjalnie nie wydarzyły.
- No witaj. Zapłaciłaś karczmarce żeby cię przemyciła do mojego pokoju? Czy chciałaś się pochwalić jak bardzo poprawiłaś się w otwieraniu zamków? - Włamywaczka nie lubiła kiedy ktoś włamywał się do jej pokoi w karczmach, traktowała to jako osobista obrazę, w końcu jak ktoś śmiał okradać złodzieja albo włamywać się do pomieszczeń zamieszkałych przez włamywacza. Z uwagi na zadanie postanowiła jednak nie czekać na reakcje koleżanki z fachu i odpowiedzieć jej na pytanie.
- Vanderghast, był jak zwykle czarującym sukinsynem i nie omieszkał mnie chyba otruć, znowu. Ma dla ciebie propozycję, masz. - Lavina wyjęła książkę i podała ją Alane. - Powiedział, że książka która mu znalazłaś może być mapą do znalezienia, „Bezimiennego”. Za jego zabicie płacą trzy tysiące złotych koron. A mój ‘ulubiony czaromiot’ ...- słowa czaromiot’ wypowiedziany były takim jadem który mógłby wypalać dziury w zbrojach -... chce od ciebie prawa pierwokupna wszystkiego co przy tym Bezimiennym znajdziesz. - Kobieta wyjęła ze swojego plecaka butelkę winą, otworzyła ją i pociągnęła łyk nie częstując koleżanki.
- Fiufiufiu - zagwizdała zaintrygowana Alane - Trzy tysiące koron? To fortuna! Vanderghasta musiał trafić na grubszą sprawę... - zamilkła hiena cmentarna w nadziei, że włamywaczka powie o co chodzi.
- Powiedzmy że jest pośrednikiem dla kogoś kto musi zostać anonimowy, inaczej może być problem z jego wypłacalnością i trzeba się będzie zadowolić tym co wpadnie w czasie wyprawy. - Spróbowała zaspokoić ciekawość długouchej, choć wiedziała, że Alen sama domyśliła by się kto jest ‘anonimowym pracodawcą’, ale Lavina chciała wzmocnić swoją pozycję w wyprawie.
- Zatem jakoś Rubinderowie dowiedzieli się o moich poczynaniach - elfka uśmiechnęła się tajemniczo -i postanowili pozałatwiać jakieś stare sprawy... No dobra, a Vanderghasta powiedział coś konkretnego o swoich ustaleniach?
Lavina wydała z siebie odgłos poirytowania. - Arghhh… jaki sens ma mówienie ci że pracodawca jest anonimowy a Vanderghast nie może być wiązany z tą sprawą, jak paplasz nazwiskami na lewo i prawo, mhm? - Lavina pokręciła tylko głowa uspokajając emocje i dodała. - Nic po za tym nie wiemy, masz książkę i nielimitowany dostęp do całej dokumentacji zamkniętej na klucz.
- Aha! Sama mam sobie otworzyć? - tu Alane wyjęła i z błyskiem w oku zabrała się zagłębianie się w sekrety dziennika opowiadawszy towarzyszce co ważniejsze wnioski ze swojego śledztwa.
Po komentarzu elfki, kobieta tylko pokręciła głową i pomyślała “Taaaa sama sobie otworzysz te wszystkie drzwi, a mnie tu przysłali żeby leżeć i pachnieć.” Cierpliwie słuchała, informacji od koleżanki co jakić czas dopijając butelkę wina jaka miała ze sobą.
 
__________________
Szukam tajemnic i sekretów.

Ostatnio edytowane przez archiwumX : 15-04-2018 o 19:16.
archiwumX jest offline  
Stary 15-04-2018, 00:41   #7
 
Yellow King's Avatar
 
Reputacja: 1 Yellow King ma wspaniałą reputacjęYellow King ma wspaniałą reputacjęYellow King ma wspaniałą reputacjęYellow King ma wspaniałą reputacjęYellow King ma wspaniałą reputacjęYellow King ma wspaniałą reputacjęYellow King ma wspaniałą reputacjęYellow King ma wspaniałą reputacjęYellow King ma wspaniałą reputacjęYellow King ma wspaniałą reputacjęYellow King ma wspaniałą reputację
Droga do stolicy księstwa Parravonu,
obecnie.

François wraz z czwórką kompanów - dwójką ludzi i dwójką elfów podróżował ku stolicy księstwa Pegaza w poszukiwaniu kolejnej, być może nie tak krwawej jak poprzednie roboty, co prawda bretończyk jeszcze miał dodatkowe powody by odwiedzić stolicę - miał zamiar odwiedzić swoją rodzinę. Każdy z nich pochodził skądś indziej, i nawet pośród dwójki elfów Bretończyk mógł w myślach zarysować różnice. Spoiwem, które połączyło ich na trakcie - i w kompanii była skuteczność, i cichy profesjonalizm. Każdy z nich miał swoje powody dla których parał się tym czym się parał - ale żaden z nich nie opowiadał o swojej przeszłości. François z biegiem czasu przez to zaczął szanować swoich towarzyszy broni - a sam się nie kwapił do opowiadania o sobie. To, co dotyczyło jego było wyłącznie jego sprawą i chyba w pewnym momencie François zdawał sobie z tego sprawę że mógł walczyć o tytuł tego który mówił o sobie najmniej.

Trakt do Parravonu nie był przyjemny. Zaczęło siąpić nagle jak z cebra - a koń wierzchowy na którym jechał zaczął coraz gorzej radzić sobie z błotem. Bretończyk był zmuszony owinąć skórzanym materiałem łuk i kołczan, a potem związać i uwiesić przy jukach konia. Długi cisowy łuk, mimo swoistej doskonałości miał jedną wadę - strzelanie z niego w deszczu było szaleństwem. Dopóki nie przestanie lać, dopóty bretończykowi musiał wystarczyć nadziak i poobijana tarcza. Ta myśl z pewnością działała na nerwy łucznikowi.

Pogrążonego w myślach o przeszłości, nieco pustym wzrokiem wpatrującego się w lejce "Szkarłatnego" wyrwało nadjechanie galopem małej grupy. Dłoń od razu powędrowała ku nadziakowi, lecz chwyt na broni wcale nie zmalał gdy podstarzały najemnik usłyszał słowa kobiety, która jako pierwsza się odezwała:
- Nie wiem jakie mieliście obiecane rozrywki w drodze do Parravon, ale dzisiaj ten trak oferuje orki.
Słowa kobiety od razu niczym niespodziewana burza przywołały nieco już odległe wydarzenia...

Kilka miesięcy wcześniej, początek 2502 roku.
Bretonia,
Masyw Orcal, Krucze Wąwozy.

Diuk okolicznego księstwa wraz z ciężkozbrojnym rycerstwem rozgonił główne siły orczych plemion które zeszły z Masywu w jednej, walnej bitwie. Tak jak zazwyczaj bywało znamienite rycerstwo Bretonii, przykłady nieskazitelnych cnót i przywar przypisały sobie zwycięstwo, i zaraz rozjechało się do swoich włości. Wygłodniałe orcze i goblińskie niedobitki wciąż jednak plugawiły lasy, i paliły wioski wokół Kruczego Wąwozu - a brudna robota została zlecona kompaniom najemników, które dotychczas pełniły drugorzędną rolę w konflikcie z zielonoskórymi. Na wieść o tym François od razu zaciągnął się do kompanii najemniczej kapitana Mignarda jako łucznik i przepatrywacz - nie tylko dla oferowanego złota, ale przede wszystkim ze względu na szczytniejsze cele którymi się kierował, których już spokojne o swoje bezpieczeństwo w swoich donjonach rycerstwo Bretonii nie dostrzegało. Łucznik zapamiętał walki z zielonoskórymi jako krwawe, brutalne - i nadzwyczaj nieciekawe. Wcześniej zdarzyło mu się zderzyć z plugastwem w lasach otaczających Artois, ale tym razem zielonoskórzy w walkach działali w sposób nieopisanej, nielogicznej taktyki - tak jakby byli jednym mrowiskiem umysłów, jednego działania i jednego celu. Większość kompanii Mignarda szlag trafił - ale broczący we krwi swojej, towarzyszów i zielonoskórych François wyszedł cało. Chrzest ognia kompanii - i jej pierwsze, i ostatnie zwycięstwo zawiązało swoiste braterstwo między nim, a towarzyszami którym udało się przeżyć brutalne starcia w Kruczych Wąwozach...

Droga do stolicy księstwa Parravonu,
obecnie.

Wspomnienia, tak brutalne jak sama rasa zielonoskórych od razu zaczęły działać na bretończyka jak chlust zimnej wody na twarz. W lewą dłoń chwycił pewniej lejce, a prawą odpiął od pasa nadziak - i po skinieniu kobiecie spojrzał na towarzyszy broni.
- Już raz im daliśmy rady, przyjaciele.
Nie miał zamiaru szarżować w sam środek orków - których po chwili starał się dostrzec w oddali mrużąc oczy. Nieco mroczniejsza, aczkolwiek wciąż drapiąca gdzieś tam umysł bretończyka myśl mówiła o być może zastawionej przez rabusiów pułapce, a to była tylko przynęta. Czekał wyraźnie na opinię reszty.
 
__________________
Prowadzę:
Kryminaliści: Ucieczka Termin: 04.05

You are in Carcosa now.
Yellow King jest offline  
Stary 15-04-2018, 19:22   #8
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację
Grissenwald, wcześniej...

Karawana wytrwale posuwała się naprzód, stale się powiększając. Mniejsze grupki podróżników dołączały do nich szukając wsparcia przeciw niebezpieczeństwom czającym się na szlaku. Z nowych towarzyszy podróży Ryżemu najbardziej do gustu przypadł Adso, drobny i niewysoki, ale wyjątkowo żwawy człowiek. Spotkali go na szlaku, gdy spacerował sobie samotnie. Chociaż określenie „spacerował” nie jest zbyt trafne. Idąc dogonił bez problemu ich karawanę, a poruszał się w takim tempie, jak gdyby inny człowiek biegł. Może przez jego nieduży wzrost, nadający mu posturę zbliżoną do niziołka tak przypadł Ryżemu do gustu. A może dlatego, że był taki różny od niego. Włosy nosił krótkie, sylwetkę miał szczupłą, jadł niewiele. Za to śmiał się dużo i gadał na okrągło. A może dlatego, że przez to gadulstwo przypominał mu młodszego brata, Bofo? Brali razem wartę na postojach i z czasem uzgodnili, że będą dalej podróżować razem. Adso wyrwał się z domu by szukać przygód w świecie i postanowił zostawić łowcą nagród. Zaplanowali, że po przybyciu do Altdorfu poszukają okazji wspólnie.
Na jednym z postojów rozłożyli obóz wspólnie z grupą drwali. Było wesoło, alkoholu było sporo, a drwale zaczęli popisywać się swoimi umiejętności w pracy siekierą. Prym we wszystkich zabawach wiódł Pietka, wymachując siekierą tak, jakby była częścią jego własnego ciała. Zgadali się razem z Adso i w dalszą podróż ruszyli już jako trójka. Adso przekonał brodatego drwala, że z takimi umiejętnościami marnuje się jako drwal. Ryży przytaknął i sprawdza została przesądzona.
W Grissenwaldzie ludzie poszli zabawić się na miasto, Ryży został pilnując karawany.

Wrócili późno w nocy, hałasując jak dwa niedźwiedzie. Ryży już chciał ich ofuknąć, gdy nagle wydało mu się, że dostrzegł za ich plecami jakiś ruch. Przesunął się tak, aby ciała Pietki i Adso zasłoniły go wzrokiem obcego i przemknął za najbliższy wóz. Ludzie minęli go nic nie rozumiejąc i śmiejąc się z jego zachowania, po czym zaczęli rozkładać się przy ognisku. Ryży nadsłuchiwał. Jakiś delikatny szmer przebijał się co jakiś czas do niego. Schylił się i zajrzał pod wóz. Z drugiej strony zauważył przyczajony jakiś cień. Cicho wyciągnął miecz i okrążył wóz. Ujrzał przed sobą skuloną postać. Ostrożnie podkradł się bliżej, przystawił miecz do jej pleców i powiedział
- Ani drgnij! - Jak zwykle, tego typu ostrzeżenie było bez sensu, gdyż ktokolwiek dźgnięty mieczem pierwsze co robi, to drgnie.
- Nie! - krzyknęła wysokim tonem postać. Adso i Pietka chwycili za broń i poderwali się od ogniska, po chwili grożąc nieproszonemu gościowi. - Nic wam nie zrobię - odezwał się ponownie głos i nie dało się nie zauważyć, że należy on do kobiety.
- Do ogniska - zakomenderował niziołek. Nieznajoma posłusznie ruszyła w stronę blasku. - Oddaj broń.
- Mam tylko sztylet - odpowiedziała, wolno sięgając i podając go rękojęścią do przodu. Adso odebrał go.
- Pietka, przeszukaj ją - polecił, po czym dodał - tylko nie bądź obleśny - bo Pietka zaśmiał się rubasznie. Nieznajoma ze wstrętem starała się odsunąć, ale zwalisty drwal sprawnie wykonał swoje zadanie nic nie robiąc sobie z polecenia Ryżego.
- Faktycznie, nic już nie ma do ukrycia - zaśmiał się zadowolony z siebie brodacz.
- Usiądźmy więc przy ogniu i posłuchajmy, co masz nam ciekawego do powiedzenia - zdecydował niziołek.
- Przepraszam was bardzo za najście. Nazywam się Alane - ściągnęła kaptur i w świetle ogniska mogli dostrzec jej delikatne rysy i długie uszy, których koniuszki wydostawały się przez opadające włosy - i podsłuchałam waszą rozmowę w karczmie - Alane wskazała na dwóch ludzi, którzy wymienili zdumione spojrzenia. - Ja… szukam… tego łowcy wampirów, o którym mówiliście… - Adso i Pietka zgodnie ryknęli śmiechem, a Ryży zmarszczył brwi.
- Powiedz mi, po co go szukasz?
- Potrzebuję pomocy, żeby pozbyć się nieumarłego
- mężczyźni przestali się śmiać i zaczęli przysłuchiwać. - Ja trochę wiem o unieszkodliwianiu nieumarłych. Sporo na ten temat czytałam i też już kilka razy z nimi walczyłam.
- A co to za nieumarły?
- Nie ma imienia. To znaczy pewnie jakieś kiedyś miał, ale ktoś bardzo się postarał, aby usunąć jakiekolwiek wzmianki na jego temat. Wiele dni poświęciłam na wytropienie jakichkolwiek informacji na jego temat. To wyklęty wiele lat temu członek rodu Rubinderów. Imienia nie udało mi się ustalić. Ród Rubinderów cieszy się dobrą opinią w Imperium, a ta czarna owca była ohydną wypaczoną i zdemoralizowaną kreaturą, dopuszczającą się mrożących krew w żyłach czynów. Szczegółów nie znam, ale gwałty na kapłankach, masowe mordy wieśniaków i tajemne rytuały związane ze składaniem ofiar. Bardzo trudno dokładnie ustalić, bo nigdzie nie jest wzmiankowane, że to właśnie on były odpowiedzialny. Z pewnych dokumentów wywnioskowałam, że został zamknięty w przytułku dla obłąkanych. Niestety, uwolnił się, dokonał bestialskich mordów na personelu i wraz z najbardziej wynaturzonymi przypadkami zbiegł. Tę część historii opieram w dużej mierze na zapiskach, które przypadkiem wpadły mi w ręce. Odnalazłam kiedyś grób, w którym pochowany był krasnoludzki kowal runów. Nazywał się Crag Granitowy Topór. Wśród jego szczątek odnalazłam magiczny notatnik. Pewien mag pomógł mi go odczytać i to bardzo ciekawa historia. Otóż, Crag odkrył odnalazł manuskrypt z nieznaną runą. Podczas próby wykucia magicznego topora z jej użyciem, coś poszło nie tak, musiała uwolnić się jakaś straszna magia. Dalsze zapiski są bredniami szaleńca i…
- To bardzo ciekawe, ale chyba trochę odbiegasz od tematu
- przerwał jej Ryży. - Mów, co z tym Rubinderem.
- No właśnie. z zapisków wynika, iż w przytułku Crag odzyskał trochę rozumu i notatki robią się bardziej składne. Opowiedział bezimienny hrabi swoją historię. Potem Bezimienny wydostał się, urządził rzeź w przytułku i zabrał Craga ze sobą. Razem odnaleźli manuskrypt i topór, po czym ten postanowił go zabić. Rannemu Cragowi udało się uciec, ale nie odzyskał już nigdy sił.
- Losy Craga chyba nas niezbyt interesują -
znowu wtrącił się Ryży. - Mów dalej, co z Bezimiennym.
- No tak
- westchnęła Alane. Wychowana jako córka skryby bardzo lubiła zawiłe historie i odnajdywanie w nich szczegółów i niuansów. - Nie wiem, co działo się z Bezimienny potem, ale prawdopodobnie znowu grabił, gwałcił i oddawał się ciemnym rytuałom. Kolejny trop na jego temat odnalazłam w dziennikach Koloni Wydobywczo-Karnej Middenheimu. Ktoś musiał go dopaść i skazać. Figuruje w aktach jako H.R., nigdzie nie pada jego imię czy nazwisko, ale pewne szczegóły na jego temat pozwalają mi sądzić…
- Alane. To wszystko jest bardzo interesujące, ale niedługo kończy się moja warta i chciałbym pójść spać a Ty na razie jeszcze nie przekonałaś mnie do tego, aby nie związać Cię i zakneblować…
- Ale przecież ja nic wam nie zrobię! Ja chcę tylko znaleźć łowcę wampirów!
- Cicho, bo pobudzisz niewłaściwe osoby
- syknął Ryży. - Ten „łowca wampirów”, którego szukasz, to ja. Więc przekonaj mnie proszę, że to, co masz do powiedzenia, będzie miało dla mnie jakąś wartość.
- Ale… Ty przecież jesteś niziołkiem?
- Alane wyglądała na zaskoczoną.
- A czego się spodziewałaś? - opryskliwie natarł na nią niziołek. - Dwumetrowego draba z barami jak wóz drabiniasty, okutanego w czarnym płaszcz od stóp do głów?
- Ja… tak… nie… to znaczy… musisz być taki niemiły!?
- W sumie, to nie muszę. Wybacz. Nazywam się Ryży Marchwiowy, to moi znajomi Adso i Pietka, a wokoło tutaj to karawana, którą eskortuję. Pewnie dlatego jestem taki niemiły dla gości, którzy skradają się nocą do obozu.
- Masz rację
- przyznała.
- Dobrze, wróćmy do tego Bezimiennego. Co z nim dalej?
- Znowu, okazuje się w jakiś niewyjaśniony sposób udało mu się uwolnić, dokonał rzezi na załodze kompanii i zbiegł. I żeby już nie przedłużać, nie wiem dokładnie co działo się z nim dalej. I nie wiedziałabym nadal gdyby nie pewne informacje, o nieumarłym. Sądzę, że to właśnie ten Bezimienny Rubinder i że wiem, gdzie leży jego grób. Teraz chcę się tam dostać i go zabić na dobre. Ale wydaje mi się, że może być dla w pojedynkę zbyt silnym przeciwnikiem.
- Niegłupie. Ale powiedz mi, dlaczego właściwie chcesz go odnaleźć i zabić?
- Bo za to dobrze płacą
- odpowiedziała Alane, wbijając wzrok w ziemię. - A inni zapłacą za jakiekolwiek księgi, jakie przy nim znajdziemy. - Po tych słowach zapadła cisza.
- A jak dobrze za to płacą?
- Trzy tysiące złotych koron.
- Jak się nad tym zastanowić, to ma to sens -
odezwał się w końcu Ryży. Kwota go oszołomiła, ale starał się jak najbardziej nie dać po sobie tego znać. - Więc Ty i nikt inny wie jak go odnaleźć. Ale gościu musi być ciężkim orzechem do zgryzienia, skoro za życia dawał nogę i z przytułku i z kolonii… to po śmierci będzie nie lada wyzwaniem. Sama więc nie dasz rady i potrzebujesz specjalistów od ubijania nieumarłych. I nie wyznacza się takiej nagrody za proste zlecenie. Taaaak… - zasępił się. - Obawiam się, że tutaj potrzeba zdecydowanie mocniejszej ekipy. Na początek - koniecznie ktoś, kto będzie potrafił otwierać zamki i rozbrajać pułapki. Jeżeli to taka szczwana sztuka z tego Bezimiennego, to i specjalista musi być nie pierwszy lepszy z…
- Znam kogoś takiego!
- ucieszyła się Alane - Moja przyjaciółka… to znaczy wiecie, znajoma… ona jest włamywaczką i na pewno byłaby zainteresowana…
- Dobra jest?
- Tak mi się wydaje.
- No to dobrze.
- Sama chętnie rzuciłabym okiem na te jego notatki
- rozległ się nagle z ciemności niewysoki głos. Po chwili usłyszeli skrzypienie skórzanego pancerza i niewysoka postać zbliżyła się do ognia. - Nieumarłego z grobu byście wygnali tym bezustannym gadaniem - zachichotała krasnoludzica. - Sigrid Silbermond jestem - to powiedziawszy, wyciągnęła rękę w stronę Alane. Ta odruchowo również podała jej dłoń, którą Sigrid energicznie potrząsnęła. - To co, przyda wam się ktoś krzepki na tę awanturę, hm? Dzielimy się po równo?
Ryży, zaskoczony jak i reszta, skojarzył sobie, że Sigrid dołączyła do nich całkiem niedawno, gdy karawana przejeżdżała przez Nuln.
- Tak jak mówiłem, potrzebna jest nam mocna ekipa. Skoro już więc jesteś wprowadzona w temat, to witam. KTOŚ JESZCZE - podniósł głos i rozejrzał się w ciemność dookoła - chciałby się dołączyć?
 
Gladin jest offline  
Stary 16-04-2018, 13:15   #9
 
Phil's Avatar
 
Reputacja: 1 Phil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputację
Deszcz nie przeszkadzał Ari’Sainenowi. Deszcz był naturalny, jak słońce, śnieg czy wiatr, trzeba było tylko się do niego dopasować. Elf, którego na pierwszy rzut oka często mylono z barbarzyńcą z Norski przez czerwone pasy wytatuowane na twarzy i bródkę – tak, bródkę! – kołysał się delikatnie na boki w rytmie wyznaczanym kolejnymi krokami jego wierzchowca. Deszcz miał swoje zalety. Uciszał ludzi, którzy wybierali zamknięcie się w kokonach własnych płaszczy. Ari’Sainen nie musiał patrzeć, żeby wiedzieć kto jest obok.

Francois, z którym łączyło go nie tylko upodobanie do broni strzeleckiej, ale i podejście do świata wokół nich. Alaryk, preferujący przebywanie poza miejskimi murami, jakby płynęła w nim elfia krew. Oligario, szalony, nie zważający na żadne niebezpieczeństwo. Wreszcie, Laurenor, którego magia różniła się od tej praktykowanej przez Zaklinaczy Drzew, choć była równie skuteczna. Jego bracia… Nie, nie bracia. Za krótko się znali i zbyt wiele ich dzieliło. Miał jednak do nich zaufanie. Razem weszli do Kruczych Wąwozów i razem z nich wyszli, jako jedni z nielicznych zresztą. Chronili się wzajemnie i tylko to się liczyło.

Kopyta koni zapadały się w błotnisty trakt. Jednostajny szum opadających kropel uspokajał. Usypiał. Pod przymkniętymi powiekami dzikiego elfa mieszały się obrazy z przeszłości, tej bliższej i tej dalszej. Walki w okolicach Masywu Orcal i walki w Athel Loren. Ciągłe walki. O coś. Dla kogoś. Krew, rany, jęki bólu, śmierć. – „Muszę odpocząć. Muszę… ale nie w Parravonie. Kamienne mury mnie tylko przytłoczą.” – Przez monotonne odgłosy deszczu zaczęły przebijać się inne dźwięki. Jakieś krzyki, tętent koni. Ktoś uciekał, ale przed kim, lub przed czym? Kiedy zza zakrętu wypadła na swych wierzchowcach całkiem liczna grupa – jak się wydawało – niezłych zabijaków, Ari’Sainen zaczął już szykować swoją broń, tacy przecież nie daliby nogi przed byle mutantem czy rozbójnikiem. Tamci wyhamowali tuż przed nimi. – „Orki?” – W sumie nie powinien być zdziwiony.

- Ilu? – zadając to krótkie pytanie Ari’Sainen już rozglądał się na boki szukając ewentualnej drogi ucieczki i zastanawiając się czy zdążą w ogóle zejść z traktu, zanim zobaczą ich zielonoskórzy.
 
Phil jest offline  
Stary 16-04-2018, 18:40   #10
 
Klejnot Nilu's Avatar
 
Reputacja: 1 Klejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputację
Najemnicza kariera była kompletną odmianą od życia, które prowadził wcześniej w Nuln. Żadnych żmudnych zadań, porządków, przepisywania i uczenia się na pamieć przeróżnych manuskruptów. Nawet tak dotychczas banalna i lekceważona rzecz, jak stałe posiłki i godziny snu nie była w nowej profesji czymś zapewnionym. Jedyne co było pewne, to fakt, że gdzieś na świecie zawsze znajdzie się zapotrzebowanie, na kogoś z jego umiejętnościami i zapałem do bitwy. I choć na początku najemnicze zlecenia były mało ekscytujące, w końcu trafiła się prawdziwa perełka - kapitan Mignard i jego kompania.

Ach tak, "słynna" bitwa w Kruczych Wąwozach. Pierwsza prawdziwa bitwa w życiu Olegario, pierwszy prawdziwy test dla tych wszystkim godzin spędzonych na słuchaniu i czytaniu o tym jak strategia jest kluczowa na polu bitwy. Pyrrusowe zwycięstwo nad orkami, słynne tylko i wyłącznie z tego, że tych, którzy przeżyli można było podobno policzyć na palcach obu rąk. Interesujące było to, że połowa tych palcy właśnie podrózowała z nim bretońskim traktem. Olegario podczas wędrówki nie mógł nie ocenić swoich towarzyszy pod kątem ich mocnych stron podczas walki. Ari (pełne imię elfa było dłuższe, ale kto by się przejmował jego zapamiętywaniem) i Francis (jego imię specjalnie źle wymawiał, trochę z przekory, trochę z problemów z poprawnym wymówieniem) stanowili świetną tylną linię, a ich strzały nawet raz czy dwa mogły pomóc. Alaryk był niesamowity w unieruchamianiu pojedyńczych przeciwników, których chłopak mógł szybko uśmiercić. W końcu Laurenor, którego magia stanowiła dziką kartę i element zaskoczenia, mogący zadecydować o zwycięstwie. Każdy z nich przeżywał Krucze Wąwozy na swój sposób. Dla Olegario to była pierwsza z wielu bitew, które miał nadzieję zobaczyć, zawalczyć i przeżyć.

Wszelkie rozmyślania i rozmowy szybko ulotniły się (kilkugodzinny deszcz nie był w stanie tego zrobić), gdy na horyzoncie pojawiła się pędząca grupa. Czyżby to byli poszukiwani bandyci? To by była chyba najszybciej wytropiona banda w historii Starego Świata.
- Znowu orkowie Francis?! Obiecałeś, że w drodze do Paravonu będziemy zabijać ludzi! - powiedział Olegario, teatralnie udając całę jęki i marudzenie na fakt, że nadchodzi kolejna walka. Nie było wątpliwości dla przeciętnie inteligentnego słuchacza, że chłopak zdecydowanie żartuje.
Zsiadł z konia, chwycił za tarczę i włócznię. Spojrzał po grupie z naprzeciwka, oceniając pobieżnie ich zdolność do potyczki. Olegario dotychczas myślał, że jego grupa była różnorodna jak na miejscowe standardy, ale tamci podnieśli poprzeczkę zdecydowanie wyżej.
- Ari, patrz, oni też mają elfa! Zanim się wszyscy oburzą - nie mam nic przeciwko długouchym, wręcz przeciwnie! Uważam, że każda grupa najemnicza powinna mieć własnego!
Po krótkiej pauzie, przeznaczonej w jego miemaniu na ogólny wybuch śmiechu, kontynuował, tym razem już bardziej poważnie.
- Ważniejsze pytanie niż "ilu?" jest to, czy wciąż was ścigają? Jeśli tak, szybka zasadzka powinna rozwiązać problem, a i trochę się rozgrzejemy w tym cholernym deszczu.
 

Ostatnio edytowane przez Klejnot Nilu : 16-04-2018 o 18:49. Powód: proba zrobienia posta ladniejszym
Klejnot Nilu jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:27.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172