lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [Warhammer 2ed.] Niemartwi (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/17944-warhammer-2ed-niemartwi.html)

Avitto 17-10-2018 18:58

Jaskinia pod klasztorem

- Za gościnę oczekujemy tutaj wsparcia, na miarę wtajemniczenia gości. Kapłanko - zwrócił się do Elsy przeor zdecydowanie. Jakby gdzieś się spieszył.
- W celu monitorowania zmian udasz się ze mną do zachodniej wieży. Ty wojowniku, również możesz się przydać. Czy wiecie jednak kogo przyprowadziliście w progi swej świątyni? Zaręczycie za niego? Zawsze potrzebny jest ktoś do sprzątania czy noszenia opału tylko szkoda zmarnowanego czasu przez utalentowanego żywego. Masz coś do powiedzenia, elfie?


Nawiedzony dom

Po chwili szperania i szurania Benedykta wyciągnęła do elfa rękę przez okienko a on pomógł jej wspiąć się na dranicowy trotuar. Piwniczna ciemność skryła tajemnicę tego, jakim cudem młoda dziewczyna przekonała napastnika do swojej wersji. Faktem było, że uwierzył on, sprawdził jej słowa i zwracając kolczugę nakazał by szła precz. Benedykta zdobyła także cenną informację. Napastnik z nawiedzonego domu, czy był kobietą czy też mężczyzną, czy nazywał się Adam czy też nie, nie lubił kolegi z portu. Wyraził się na ten temat stosunkowo-dobitnie.
Po załatwieniu sprawy zgodnie z wcześniejszą umową udali się na drogę za miastem by kontynuować poszukiwania morderców smolarza.


W ciemnym lesie za dnia

Marsz z niewielkim oddziałem straży wykluczał działania konspiracyjne. Byli w większości ciężcy, stąpali jak żubry i podobnie dyszeli bez powodu. Chyba, że przeziębienie. Jeden z nich miał katar. Zarówno Eryastyr jak i Benedykta podążyli przodem za oczywistymi śladami. Rzucały się w oczy tak nachalnie, że w pewnym momencie strażnicy wyprzedzili prowadzącą dwójkę pewni, że nie zgubią drogi. Chwilę później jednak się spłoszyli. Ktoś nadchodził z naprzeciwka i – sądząc po odgłosach – spieszył się. Był to Albrecht, człowiek z knajpy podobny zupełnie do nikogo. Dziwiła jego obecność w tym miejscu, jego pośpiech... Każdego poza nim samym.
Pięć minut temu minął zgromadzone na małej powierzchni zombie, które zachowywały się jak drzewa. Stały i kiwały się bowiem ich pionowość była chwiejną. Mężczyźnie udało się podkraść do truposzy a następnie oddalić niepostrzeżenie. Ciasno upakowane w iglastym zagajniku były ciężkie do zauważenia, gdyby nie smród. Słowik uszedł z życiem doliczywszy się dwudziestu ożywieńców.

Asmodian 18-10-2018 07:23

Faeranduil ciekawie rozglądał się po pomieszczeniu, a jego wiedźmi wzrok uważnie łowił wszelkie szczegóły, które mogłyby go zainteresować. Pochylał czasem nieznacznie głowę, niczym ciekawy natury rzeczy, obserwujący jakieś astrologiczne zjawisko ptak, czy inna bestia, dziko żyjąca w lesie. Jednoczęśnie długie płatki jego uszu poruszały się delikatnie na wszystkie strony, łowiąc całą ferię niedostrzegalnych dla zwykłego śmiertelnika dźwięków. Mimo jego szat i czarodziejskich utensyliów, te drobne szczegóły jego zachowania zdradzały, że elf jest istotą obcą dla świata ludzi. Czasem, powodowało to jednak problemy.

- Zanim spróbujesz poniżyć mnie fizyczną pracą panie, którą mam zapłacić za luksus obejrzenia waszych sekretów, rozwiń może, kogo to przyprowadzili i dlaczego tak bardzo obawiacie się mojej obecności tutaj? Zanim zapłacę cenę za wejście, chciałbym wiedzieć, jak zwykły śmiertelnik, nawet tak długowieczny jak ja zagraża waszemu bóstwu? Odpowiecie mi na to szczerze panie? - elf odparł spokojnie i miał wrażenie grzecznie - ale zanim odpowiecie, wiedz, że jestem tu z tego samego powodu co kapłanka. Jeśli boisz się, że wykradnę lub podpatrzę jakieś tajemnice, liczę, że mi je wskażesz. Odwrócę wzrok -
Elf spokojnie powiedział swoje i patrzył spokojnym wzrokiem na kapłana.

Avitto 20-10-2018 17:38

Jaskinia pod klasztorem

- Nie jesteś, jak sam zauważyłeś, w stanie zagrozić Panu Śmierci. Nie mogę sobie teraz pozwolić na polemikę. Poniekąd jest ona zbędna skoro jesteś świadomy zagrożeń jakie niesiesz swoją obecnością. Jeśli okażesz swoją licencję nie będziemy ci wrodzy, tylko ostrożni. A teraz chodźmy.

Przeor wyprowadził troje gości klasztoru wykutymi w skale, chropowatymi schodami na powierzchnię płaskowyżu. Znajdowali się wiele metrów ponad miastem na tajemniczo wypiętrzonym masywie o klifowych zboczach. Wiał mocny wiatr a do pobliskiego zamku z czarnego kamienia wiodła brukowana ścieżka.
Harald ocenił, że twierdza mogła być z powodzeniem broniona przez dwudziestoosobowy oddział, jej pełna załoga liczyłaby ponad czterdziestu wojowników a w krótkiej perspektywie mogło tam przebywać do siedemdziesięciu osób. Warownia posiadała dużą bramę, trzy niewielkie wieże opasane murem oraz nieco wyższy od wież, narożny budynek z pozycją obserwacyjną.
W oczach Elsy i Faeranduila zamek emanował rzuconymi nań czarami. Choć, co zupełnie naturalne, mury opactwa były strzeżone modlitwami zakonników, które zostawiały właściwe tylko sobie smugi magicznej energii najwidoczniej wzmocniono je dodatkowymi rytuałami spoza dziedziny Morra. Nie dominował żaden kolor magii, jednocześnie wszystkie nici tworzyły spójny i zbalansowany obraz. To miejsce było poświęcone, silnie strzeżone i tajemnicze.
Nieduże półziemianki zlokalizowane na przedpolu zamku wyglądały na opuszczone. Mogły także służyć za składziki lub spiżarnie.
- Masz te papiery, elfie? - Zapytał przeor nie przerywając marszu ku bocznej bramie.

Kerm 20-10-2018 19:43

Na polowanie wojacy zdecydowanie się nie nadawali. Chyba że jako naganiacze, bo każda zwierzyna uciekałaby przed nimi jak szalona, być może prosto pod strzały i bełty tych, co planowali upolować coś na obiad.
Polowania w planach nie mieli, chyba że pościg za mordercą można było określić takim mianem.

Gdy strażnicy popędzili naprzód, Eryastyr został nieco z tyłu. Nie chodzio o to, że wolał, by to strażnicy jako pierwsi nadziali się na ewentualne siły wroga. A w każdym razie nie tylko dlatego.
Na wszelki wypadek wolał sprawdzać, czy jakaś mała grupka nie oddzieli się od uciekinierów i nie zapadnie gdzieś w las...

* * *

Morderca (czy mordercy) to jedno, a banda nieumarłych to coś całkiem innego. O ile, oczywiście, Albrecht się nie mylił lub nie zmyślał. Była już nieistniejąca grupa ożywionych truposzy na cmentarzu, mogła być taka sama grupa w lesie.

- Trzeba ostrożnie podejść i obejrzeć - powiedział. - Z dwudziestką nie powinniśmy zadzierać, ale im więcej informacji o nich zdobędziemy, tym lepiej.

Nie czekając na reakcję strażników ruszył ostrożnie przez las, chcąc dotrzeć tam, skąd przyszedł Słowik.

druidh 21-10-2018 15:39

- Jak się jest wobec ludzi uprzejmym to zwykle łatwo dostać od nich coś co ich nic nie kosztuje - powiedziała Bena do Białego, gdy tylko pomógł jej wydostać się z piwnicy. Zapamiętała sobie też wszystko, co wydarzyło się w nawiedzonym domu. Wiedza o tym miejscu może się przydać w przyszłości.

- Dziękuję - dodała jeszcze i przysłuchała się opowieści elfa o jego ostatnich przygodach. Najbardziej zainteresowały ją pieniądze wręczone przez dowódcę straży i doszła do wniosku, że to właśnie o taką pracę jej chodziło. Przynajmniej na dobry początek.

Wystrzeliła więc do przodu niczym błyskawica i pognała do karczmy zrobić porządki. Sprawdziła, czy osioł ma jedzenie, schowała kolczugę i dzienną sukienkę, a w ciemnobrązowej skórzni z mocno przypasaną do pleców kuszą wróciła na miejsce wyjścia wycieczki. Dysząc ciężko wręczyła Białemu kanapkę zrobioną rano.
- Jedzenie jest ważne - wzmocniła swój przekaz kiwnięciem głowy.

Potem już nic nie było takie jak powinno. Mieli tropić niedbałego wielbiciela wnętrzności. Logicznie rzecz biorąc zabójca nie był zbyt uważny. Nic nie planował i nie myślał wiele podczas morderstwa, ani chwilę potem. Był raczej zwierzęciem lub potworem i jako taki powinien być traktowany z największą ostrożnością. Zwłaszcza, że nie byli w mieście. Tymczasem tropiciele robili tyle hałasu, że mogliby z powodzeniem dać o sobie znać zwierzynie przebywającej dzień drogi stąd. Gdy więc strażnicy sami postanowili ruszyć przodem ucieszyła się bardzo. Będzie się kim zasłonić. Praktyczna rzecz.

Obserwowała sunącego niczym cień Białego i patrzyła na niego z zazdrością. Stawiał stopy tak, jakby poszycie nie było mieszaniną liści i luźnych gałązek, ale rzeźbą w metalu. Nic nie drgało, nic nie trzaskało, nic nie poruszało się niepotrzebnie. Miał długie nogi i musiała wykonywać trzy kroki, kiedy on robił jeden. To trzy razy więcej hałasu. Chciała się zachwycić głośno tymi jego nogami, ale speszyła się. Nie wiedziała, czy elfy lubią, żeby mówić o ich nogach. Może to było niegrzeczne?

Usunęła się w cień, gdy przybył Nijaki. Siedział przedtem z nimi w karczmie, a jedynym co go wyróżniało były spacery po lesie w nieznanym celu. Co za pomysł? Szpiegował zombie przez ten czas? Spojrzała na Białego, zagryzła wargi i zachowując największą ostrożność ruszyła za nim. Za wszelką cenę starała się unikać teraz kontaktu ze strażnikami. Jawili się jej jak jarmarkowe kukły obwieszone dzwoneczkami i nasmarowane smalcem. Nawet stary, ślepy, kulawy i głuchy pies odnalazłby ich teraz bez większych problemów. Najlepiej było zachować bezpieczny dystans.

Phil 22-10-2018 13:33

Po wyjściu na powierzchnię wiatr rozwiewał włosy Haralda. Rycerz rozglądał się wokół oceniając zamek, próbując zorientować się w rozkładzie budynków, liczebności załogi i dróg wyjścia.

Podobała mu się bezpośredniość przeora, który wyglądał na kogoś przywykłego do wydawania rozkazów. Z drugiej strony, nie spodobał mu się sposób, w jaki potraktował elfiego maga.

- Przeorze, rozumiem, że obecność elfa w tym miejscu może budzić wątpliwości, pragnę jednak zaznaczyć, że zdecydował się nam pomagać od razu po pierwszej informacji o nieumarłych, to dzięki niemu odkryliśmy ślady czarnoksięstwa na miejscowym cmentarzu, a i w trakcie próby dojścia do zamku udzielił nam sporo pomocy.

Skłonił się ponownie i nie zabierał już głosu.

Ascard 24-10-2018 00:08

Słowik skradał się najciszej jak potrafił. Delikatnie stawiał stopy, z początku palce, dopiero potem reszta. Obserwował okolicę ale również ścieżkę jaką obrał tak aby nie zdradzić się chrzęstem szyszek czy trzaskiem łamanej gałęzi. Nie musiał natomiast kontrolować kierunku, gdyż ohydny smród był najlepszym drogowskazem. Gdy zapach stał się tak intensywny, że niemal zatykający płuca, oczom młodego mężczyzny ukazało się parę ludzkich sylwetek, stojących zbitych w grupkę. Szybki rzut okiem potwierdził wcześniejsze przypuszczenia, jednocześnie w nowym świetle stawiając zeznania miejscowego kopidoła. Przed sobą miał śmierdzących, gnijących i kołyszących się zombi. Ożywieńców było sporo bo około dwudziestu sztuk. Słowik nie liczył dokładnie, nie miało to znaczenia. Teraz należało jak najszybciej powiadomić władze i zakonników. Dodatkowo towarzystwo z którym tu przybył również mogło być zainteresowane tym odkryciem, szczególnie dziwna para morrytów. Wycofawszy się ostrożnie z zagajnika wrócił na ścieżkę i ruszył w kierunku Siegfriedhofu. Starannie zapamiętał miejsce, gdzie skupili się nieumarli, tak aby móc poprowadzić oddział straży miejskiej czy kogokolwiek kogo postanowi wysłać miejscowa władza.

Szedł szybkim miarowym krokiem po drodze rozmyślając. W końcu udało mu się trafić na ślad czegoś większego, czegoś co może w końcu umożliwi mu awans w kolegium i uznanie w oczach mistrza. Ślady mrocznej magii o których wspominał elf na cmentarzu, teraz ta grupka plugawych stworów. Trafił we właściwe miejsce i będzie w posiadaniu najlepszych informacji z pierwszej ręki. Trzeba tylko podrążyć głębiej. Młodzieniec niemal palił się do tej roboty.

Zamyśliwszy się nad kolejnymi posunięciami niemal wpadł na grupkę osób. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności był to niewielki oddział straży wzmocniony o tego elfiego tropiciela i dziwną podlotkę. Słowik w kilku prostych zdaniach opisał co i gdzie zobaczył. Skinął potakująco elfowi, choć wcale nie zgadzał się z jego słowami. Widział nieumarłych, policzył ich. Nie było sensu ponownie się podkradać i ryzykować zauważenie. Młoda ruszyła za długouchym więc Słowikowi nie pozostało nic innego jak iść z nimi. Uspokoił też strażników, starając się ich jednocześnie przekonać aby nie podchodzili za blisko. Plan który pokrótce zarysował zakładał pozostawienie grupki strażników w odległości czterdziestu kroków od ożywieńców. Młodzieniec miał podejść o połowę bliżej, tak aby móc wezwać pomoc w razie problemów.

Asmodian 24-10-2018 10:30

- Imperialny Edykt o Magii wyłącza obcokrajowców z pod prawa kolegiów, o ile nie działają na szkodę Imperium. Ja przyszedłem to pomóc, nie szkodzić. Wiesz więc dobrze, że nie potrzebuję żadnego papieru czy glejtu. - odpowiedział spokojnie elf patrząc swoimi przenikliwymi oczami na kapłana i czekając na jego reakcję. Rycerz miał rację. Nie musiał tu być, sprawa w ogóle nie musiała go obchodzić, a jednak zdecydował się pomóc ludziom, i jak zwykle dostawał swoją porcję nieufności prosto w twarz. Mało go jednak obchodziło co kapłan sobie o nim pomyśli, skoro już myślał o nim źle, gorzej być nie mogło. Ef nie miał więc nic do stracenia. I zawsze mógł po prostu opuścić świątynię i dokończyć rozdział w pamiętniku.

Nami 25-10-2018 21:38

Elsa przysłuchiwała się wszystkiemu w milczeniu. Obserwowała reakcję elfa i czytała z jego twarzy emocje. Był intrygujący, a spojrzenie panny Mars nad wyraz natarczywe i nieustępliwe. Patrzyła na niego nieustannie, jakby była szpiegiem, który nawet nie potrafi skryć swych zamiarów. Po prostu badała reakcję, słowa, ruchy, sposób bycia. Ciekawiło ją, co sobie właśnie myśli, czy w jego głowie świat jest niesprawiedliwy i ksenofobiczny, czy też jego wizja rozmywa się z tą ludzką. Myśli inaczej, widzi głębiej, czuje mocniej?

Póki Harald się nie odezwał, Elsa wyglądała jakby elf ją zaczarował. Ciemne oczy niemal pochłaniały całą postać długouchego maga, zupełnie jakby go pożerały i próbowały wyssać z niego resztki życia, aby przedłużyć żywotność swej właścicielki. Słowa rycerza sprawiły, że powróciła na ziemię. Nie miała pojęcia co ją ogarnęło i czy to na pewno ona badała mężczyznę, a nie Pan jej oczami. Wybraniec? Czyżby Morr chciał się upewnić?

- Nasz przyjaciel nie jest tutaj z przypadku - odezwała się w końcu Elsa. Nikt wcześniej nie zwrócił uwagi na jej milczenie, być może nawet zapomnieli, że idzie obok nich. A może wcale nie szła? Może przez jakiś czas nie istniała w tej materii?

- To sen. Odparł forsowanie bramy ubranej w kolczaste pnącza. Kwiaty już dawno wyschły, sczerniały, sypały się. Były kruche, a brama zaczynała pękać. Widziałam więcej niż powinnam. Ufam mu tak samo, jak Haraldowi. Pan nie połączył nas dla kaprysu, proszę choć spróbować mi uwierzyć, wbrew swemu sceptycyzmowi, którego szanuję. Zapewne i we mnie kiedyś się wkradnie, lecz póki co jestem pełna nadziei i wiary, jak morze wody... Czasami wręcz wylewa się poza brzeg - lekki uśmiech na jej twarzy tym razem był przyjemny, co dziwiło. Wyglądała krucho i jednocześnie przerażająco, jak lalka z delikatnego tworzywa, którą stworzył ktoś pełen bólu i cierpienia, malując ją w smutek i grozę. Mimo to wciąż zdawała się być krucha. Jakby bez pomocy miała się rozsypać.

- Niech sczeznę, jeśli popełniłam błąd i nie umiem czytać z warg własnego Pana, z którym żyję od narodzin.

Avitto 01-11-2018 09:39

Gęstwina pełna żywych trupów

- Jak to kolejna dziś ściema to młody pucuje wszystkim buty - zarechotał wysoki strażnik.
- Ej!
- Sza, idziemy -
mruknął sierżant.

Strażnicy usłuchali Albrechta, dzięki czemu Eryastyr i Benedykta mogli na własne nozdrza poczuć smród wielu gnijących ciał z bardzo bliska. Podkradli się na niecałe dziesięć kroków. Truposze jedynie stały między gęstymi świerkowymi gałęziami nie wydając z siebie dźwięków.
Ślady na leśnym poszyciu były jednoznaczne i prowadziły dokładnie w miejsce postoju nieumarłych. Mimo wszystko Benedykcie coś nie pasowało, podobnie jak podczas porannej wizyty na cmentarzu. Nieumarli z nastaniem świtu powinni byli rozsypać się na proch. Czy zombie z cmentarza i ci z lasu to te same potwory? W jaki sposób przemieściły się z cmentarza nie zostawiwszy śladów? Podstawą do ustalenia odpowiedzi na te pytania mogło się okazać ocenienie czasu zgonu węglarza. Niestety jedyna – znana dziewczynie - mogąca być pomocną osoba stała akurat przed zupełnie innym wyzwaniem.
Eryastyr natomiast zastanawiał się, co takiego zatrzymało wzywanego curylika. Czyżby oberżysta nie posłał po niego lub coś zatrzymało pachołka z wiadomością?


Klasztor Boga Snów

- Faktycznie, wiem już dosyć - uciął dalszy dialog przeor i przestąpił otwierającą się do wewnątrz bramę zamku. Dalej poprowadził gości klasztoru w prawo, gdzie wzdłuż niskiej, kamiennej kolumnady znajdowały się wiejące chłodem cele.
- Tu będziecie mogli odpocząć. Jest wśród nas szafarz, którego będziecie mogli gnębić o koce i sienniki, czy co tam potrzebne. Teraz jednak udacie się ze mną - zakomunikował i skierował się do budynku z najwyższą wieżą. Tam w hallu, skręcili w prawo i schodami biegnącymi wzdłuż zewnętrznych ścian wspięli się kilka metrów w górę. Wnętrze budowli było czarne jak jego elewacja i prosto, użytecznie wykończone Ponad głowami przybyłych znajdowały się kolejne pomieszczenia, oparte na ogromnych, drewnianych belkach. Ze stropu dobiegały liczne głosy.

Gdy przeor dotarł na szczyt schodów dopadło go dwóch mężczyzn w skórzanych pancerzach.
- Mamy nowe ślady, źródło jednak dalej nam umyka.
- Przyprowadziłem osoby do pomocy. Może teraz się uda.
- Oddalił się, bracie. Lub oddalili. Ślady się nawarstwiają.
- Musimy dalej szukać. Wasi ludzie już odpoczęli?
- Mieli całe dwadzieścia minut, gotowi.


- Mamy tutaj izbę modlitw. Wszelkimi sposobami poszukujemy aktywności czarnoksiężnika, a którym wspomnieliście i eliminujemy zagrożenia na bieżąco. Gdyby nie to Siegfriedhof niedługo znalazłby się w potrzasku a my pod oblężeniem. Dołączcie do kapłanów i razem z nimi wzmacniajcie zmysły opata.
Na katafalku pod ścianą leżał siwy mężczyzna a jego wysokie czoło obficie zrosił pot. Przed nim, klęcząc na podłodze, znajdowało się sześciu innych mruczących w jednostajnym tempie modlitwę. Każdy z nich miał na podorędziu sztylet z ostrym czubkiem i szmatkę. Dookoła walało się mnóstwo piór. Zarówno Elsie jak i elfowi wszelkie zaobserwowane szczegóły nie przypominały żadnego znajomego rytuału.
- Robimy to w ten sposób: musicie zestroić się z pozostałymi i wydłużyć swoją mocą ich zasięg widzenia. Na sygnał opata wzywamy naszego pana, by obdarzył nas wizją. Przekładając to na język kolegialny – musisz spleść wiatry magii by zapewnić opatowi maksymalną ilość mocy do spojrzenia na obszar, nie punkt - wyjaśnił przeor krótkim spojrzeniem dając do zrozumienia, że sprawa jest poważna. Wskazał swym rozmówcom miejsca tuż obok katafalku, w dłonie wepchnął zielono-czarne, śliskie grzyby i skierował się z wyciągniętym ramieniem do Haralda.
- Pozwól, rycerzu. Przedstawię ci nowych towarzyszy.
Odeszli za niewysoką ścianę, kontuar niemalże, w ciemniejszą część pomieszczenia. Łatwy do złapania rytm szybko pochłonął Faeranduila i pannę Mars. Nawet z otwartymi oczyma widzieli teraz pod sobą jedynie długie pasmo górskie, zupełnie jakby wcielili się w wędrowne ptactwo. Wznosili się wysoko i otaczały ich kruki – dokładnie tyle, ilu było pozostałych uczestników poszukiwań.

Za kontuarem oczekiwało w napięciu siedmiu wojowników. W niczym nie przypominali ciężkozbrojnej piechoty, niektórzy mieli na sobie wyłącznie tuniki i przypasane miecze.
- To jest brat Olgierd.
- Olo.
- Dowodzi. Bądź czujny -
dodał przeor na pożegnanie i oddalił się by porozmawiać z leżącym pod ścianą staruszkiem.
- Rozgość się. Czekamy na sygnał kapłanów i ruszamy. Ściągaj z siebie te płyty, brat Leon ci pomoże - Polecił Olo Haraldowi skinąwszy na młodego mężczyznę, na którym szata wisiała niby na kołku.
Brat Olgierd wyglądał na trzydzieści lat choć zarost wyraźnie go postarzał. Na pierwszy rzut oka nie sposób było odróżnić go od pozostałych członków zakonu. Jego miecz przyciągał jednak uwagę jelcem stylizowanym na krucze skrzydła i pozłacaną taszką. Harald zwrócił uwagę na coś jeszcze. Spośród wojowników dwóch było kobietami.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:34.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172