lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [Warhammer 2ed.] Niemartwi (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/17944-warhammer-2ed-niemartwi.html)

Avitto 16-02-2019 13:28

Przystań

Eryastyr ustawił się w pozycji strzeleckiej bliżej brzegu. Wioślarz odpowiedział na ostrzał trafiając elfa krótkim bełtem, który wszedł między kolcze kółka nisko na brzuchu. Tym samym mężczyzna dorobił się drugiej tego popołudnia dziury w ciele.
Posłana w rewanżu strzała dosięgnęła celu i sprawiła, że wioślarz nakrył się uszami. Elf stracił go z oczu a łódź niespiesznie dryfowała z prądem.

Uwalniające jeńców kobiety przeszły tuż obok rannych porywaczy. Ci w pierwszym odruchu chyżo odczołgiwali się od pomostu mimo pocisków sterczących z ciał, lecz gdy dotarło do nich, że nie są ścigani wstali i w dążeniu do ukrycia się ruszyli między chaty na przystani rozglądając się lękliwie.
Wśród jeńców nie były wyłącznie kobiety. Jednym z nich był nastoletni chłopiec o bujnych, ciemnych lokach.
- Miałem worek na głowie - wyjaśnił młodzian najzrozumialej ze wszystkich jeńców.
- Nie wiem - wydukał zdając sobie sprawę, że głosy może by rozpoznał ale bez tego mógł tylko wprowadzić ratującą go kobietę w błąd.
- Ale odkąd wyszliśmy z tej szopki zrobiliśmy dziewięćdziesiąt kroków i skręcaliśmy dwa razy w prawo.
Benedykta i Coruja, biorąc pod uwagę kierunek, z którego prowadzono jeńców nie były przekonane gdzie mogło znajdować się miejsce ich przetrzymywania. Niewątpliwie było to jednak w okolicach strażnicy lub placu.

Tymczasem rodzina postrzelonego mężczyzny w pośpiechu starała się zabrać go z miejsca strzelaniny. Jego żona wykazała się nie lada odwagą zmuszając swe dzieci do oczekiwania w cieniu a sama wybiegła, by pomóc rannemu przedostać się z dala od pomostu. Narastający tumult z południa informował, że dzieje się tam coś złego.


Południowa brama

Olgierd pierwszy wsparł Halarda w odblokowywaniu bramy.
- Wskakuj, może zdążysz ich ostrzec - powiedział odrzucając sztabę i wskazując na wierzchowca.
- Jesteśmy za tobą - dotarło jeszcze do jego uszu.
Nie widział autora słów, bo wzrok skierował na południe. Tego, co stało się chwilę później też nie widział.

W drodze na cmentarz rzucił okiem na atak nieumarłych. Kapitan sumiennie się przygotował do swego zadania wnioskując po oparach unoszących się z okolicy muru. Brzęczały cięciwy. Obrońców była jedynie garstka a atakujących w ciemności nie sposób było dostrzec z dystansu.
Harald nie dostrzegł także mających podążać za nim morrytów.

Gdy rycerz dotarł na cmentarz Liz leżała bez głowy na poświęconej ziemi. Strzępy skóry i mięśni sugerowały dekapitację z ogromną siłą. Rycerzowi kiszki skręciły się od tego widoku. Nogi stały się nieco niestabilne. Choć nie zdążyła stać się dla niego nikim ważnym odezwały się w nim wyrzuty sumienia.
- Kryj się, głupcze! - Syknął do Haralda otrzeźwiająco Mormił, skryty za strzelistą kapliczką.
- To wampir. Miałem szczęście, że to na nią spadł najpierw. Objąłem cmentarz specjalną modlitwą. Nie mogę się teraz poruszać. Póki nie drgnę on tu nie wejdzie.

Obca 17-02-2019 17:58

Coruja widząc rannych łowców niewolników opuściła grupę i pobiegła do jednego wymierzając cios mieczem. “Myślałam, że ktoś ich miał dobić.”
Potem zrobiła to samo z drugim, ale tego tylko raniła by zadać mu pytanie.
- Kto za tym stoi! - warknęła na ‘jeńca’.

Phil 18-02-2019 15:43

Siegfriedhof był oblężony. Z jednej strony atakowały go zastępy nieumarłych, z drugiej łowcy niewolników próbowali wykorzystać zamieszanie dla swoich niecnych celów. Mieszkańcy musieli jednak poradzić sobie bez Haralda von Grossheima, który na pobliskiej nekropolii odmawiał w myślach modlitwę do Morra, zeskakując z konia obok kapłana Mormiła.

- Gdzie on jest? – zapytał głuchym głosem. Najeżona kolcami kula jego broni rozbłyskiwała pojedynczymi iskrami. – Nie wiem, jak długo potrwa to zaklęcie. Spróbuję go zatrzymać tutaj do czasu przybycia zakonników. Idą już tutaj. Jego trzeba unicestwić, opuść więc tę zasłonę i pomóż mi.

Rycerz poprawił uchwyt na tarczy, wbił hełm mocniej na głowę, a spod napierśnika wyciągnął wisiorek w kształcie kruka. Wiedział, że jeśli legendy o krwiopijcach są choćby w części prawdziwe, tej walki sam nie wygra. Przysiągł jednak walczyć z takim plugastwem.

„Oto jestem przed tobą, Morrze, w godzinie próby. Obdarz mnie siłami, bym mógł walczyć z tym, który narusza święty i odwieczny cykl życia i śmierci. Jeśli polegnę, niech brama królestwa Twego stanie przede mną otworem”

Kerm 18-02-2019 18:19

Barka spłynęła z prądem, co było pewną stratą, jako że mogła wejść w skład zgarniętego na bandytach łupu.
Eryastyr był jeszcze bardziej wściekły, bo opryszek z łodzi go trafił, a to mu humoru nie poprawiło.

- Jak się wszystkiego dowiesz - powiedział do Coruji, która przesłuchiwała jednego z jeńców - to pomożesz mi opatrzyć parę dziurek. A medyka odwiedzę później, jak się skończy to zamieszanie. - Spojrzał w stronę, skąd słychać było coraz głośniejszy hałas.

- Na razie zostańmy tutaj - zaproponował. - Może by się udało odzyskać tę barkę. - Przeniósł wzrok na Benedyktę.

druidh 19-02-2019 22:23

Benedykta miała wrażenie, że Drugiej trochę brak profesjonalizmu w przesłuchaniach, choć z bronią radziła sobie świetnie. Gdy elfka wymierzyła cios mieczem, ale zanim zdążyła zadać pytanie kopnęła z całej siły mężczyznę w brzuch, a gdy się skulił wykręciła mu rękę i usiadła na nim przytrzymując kolanem wyciągniętą dłoń. Nie mógł łatwo zrzucić jej z siebie nie ryzykując wyłamania barku.

Zaraz potem sztyletem przybiła uwięzioną dłoń do ziemi i trzymała mocno.

- Zaraz rozerwę ci dłoń na pół. Będziesz miał trzy - powiedziała pogodnie - Gadaj.

Potem spojrzała na Białego.
- Nie umiem pływać. Ktoś kto umie mógłby zaciągnąć do niej linę.

Asmodian 20-02-2019 14:16

Czarodziej podążał za rycerzem, śledząc spadającego za bramę wampira. Oczy, których źrenice rozszerzyły się niemal na całe białka podążały za niewielkim stworzeniem, a powietrze przecięła błyskawica, trafiając w istotę mroku. Każdemu śmiertelnemu obserwatorowi, zmieniony w nietoperza wampir mógłby wydawać się jedynie większym drapieżnikiem, szybującym przez zachmurzone niebo. Elfi czarodziej po prostu widział czarną niczym noc, smolistą kitę dymu, przerywaną purpurowymi nitkami wichru śmierci.Nekromancja dla wielu ludzi była skupioną energią chaosu i była traktowana jednakowo i istotnie coś było na rzeczy. Dla elfa, który rozróżniał nawet pojedyncze nitki poszczególnych kolorów miała nieco inną barwę, jakby jeden kolor, śmierci był szczególnie skupiony w tkanych przez wampira zaklęciach. Mag podziwiać mógł kunszt, lub może wrodzoną zdolność dawaną mu przez zatrutą krew, czy może przez jego przeciwną naturze postać, dzięki której utrzymywał lot jeszcze chwilę po trafieniu piorunem Azyru. Elfi czarodziej wiedział, że bezpośredniego trafienia błyskawicą mógłby nie przetrzymać nawet rycerz w zbroi. To potwierdzało kolejną pogłoskę o wampirach, które mogły wytrzymać rany które mogłyby z łatwością zabić śmiertelnika.

Rycerz zaczął przywoływać moc swojego boga. Elf pomyślał, że nie było to całkiem nieroztropne, choć sam traktował ludzkich bogów jako gusła jedynie i zabobony, i choć rozmowę o teologii w czasie podróży do klasztoru mieli zdecydowanie za sobą, tym bardziej nie widział sensu w rozpoczynaniu kolejnej, szczególnie teraz. Spokojnie zajął miejsce obok rycerza, ufny w siłę swoich zaklęć. Na wszelki wypadek przywołał zaklęcie pancerza, aby nie skończyć czasem jak dziewka leżąca na cmentarzu i zaczął uważnie śledzić niebo, wypatrując śladów wampira.

Zamierzał ściągnąć go zaklęciami na ziemię, i licząc, że uda się rycerzowi zająć na chwilę uwagę nieumarłego, rozproszyć chmury zaklęciem. Wziął głęboki oddech, i rozpoczął splatanie energii magicznych, którymi przesiąknięte było całe to miejsce.

Avitto 06-03-2019 23:02

Kryjówka gdzieś w zachodniej Sylvanii, kilka dni temu

- No? Mów! - Łypnął Sigismund na podkomendnego.
Mężczyzna ciągle jeszcze łapał oddech. Tymczasem dla misjonarzy boga śmierci świat się walił. Wydano już rozkaz ewakuacji.
- Podsłuchałem. O’Reid się poróżnili - przemówił w końcu.
- Zbroili się dłuższy czas, co zrobią z armią?
- Większość wstrzymuje swoje oddziały do czasu ogłoszenia gotowości przez pozostałych książąt.

Na myśl o posługujących się tytułami szlacheckimi wampirach Sigismund zawsze się denerwował. Nieumarłym podziały polityczne i administracyjne służyły tylko do wyznaczenia rewirów polowań. Osiągali w ten sposób jeszcze jeden cel – obywatele regionu karmieni kłamliwymi informacjami tracili zaufanie do imperatora, kapłanów i jakichkolwiek innych autorytetów czy zwierzchników. Dziczeli postawieni między strachem przed wojną a wewnętrznymi niepokojami.

- Większość - dopytywał.
- Jeden się zbuntował. Był nienaturalnie wzburzony, opuścił zamek samotnie.
- Zjedz coś, tylko szybko. Piszę meldunek, znajdziesz kogoś, kto poniesie go dalej aż do zakonu.

Podkomendny tylko przytaknął. Miał wyrzuty sumienia.
Pozyskiwanie informacji na terenie Sylvanii nie było łatwe. Wampiry były martwe, ich sługi także. Niewyobrażalnie trudnym było wkraść się do ich siedzib by przejrzeć ich plany. Morryci wymyślili więc pewien fortel. Grupa Sigismunda wyszukiwała osobę, która mogła wzbudzić zainteresowanie wampira. Ponieważ ci nieumarli władcy nierzadko znali arkana magii kapłani musieli być bardzo ostrożni. Związywali się mocno z umysłem przynęty i cierpliwie czekali. Gdy ofiara uzyskiwała dostęp do zamczyska morryci zaczynali kontaktować się z nią we śnie.
Ostatnia osoba, z którą podkomendny miał taki kontakt zginęła chwilę temu. Potworny akt.

Wampir, który zamordował przynętę podkomendnego - Harald O’Reid - chwilę później odleciał na zachód. Przepełniała go świeża, gorąca krew żywego sługi. Jakby jego myśli były nie dość wzburzone decyzją syna Kháine’a, boskiego namiestnika. Jego ród, zgodnie z planem ataku, miał zająć najbardziej jałowy spłachetek ziemi. Obraza, jaką odczuwał po wysłuchaniu rozkazów była nie do wytrzymania.

Kilkanaście minut później podkomendny był już nad rzeką, ukryty pod odwróconą stępką do góry łódką wiosłową. Ktoś zapukał w poszycie trzy razy, zrobił pauzę i zapukał dwa razy. Wtedy wychylił na zewnątrz dłoń z zawiniątkiem, w którym trzymał meldunek Sigismunda i złoty pierścień. Jedyne co podkomendny spostrzegł podczas przekazywania raportu to owłosione stopy gońca.


Ostatnia walka Haralda

Grupa składająca się z dwóch kapłanów i ochraniających ich wojowników sprawnie przedarła się przez powolne zombie i pospieszyła na cmentarz. Tam, pośród ciemnej nocy trwała nierówna walka. Zachęcony przez Haralda Mormił zamknął strefę i w następnej chwili opadająca z furią mara niemal urwała mu rękę. Kapłan zrobił piruet i wylądował na ziemi, rycerz zamachnął się morgensternem trafiając powietrze a nieruchomy elf skoncentrował się na swym celu.
Kolejne błyskawice rozświetlały niebo raz za razem wprowadzając oczy zgromadzonych w stan podobny hipnozie. Rzeczywistość przypominała niespokojny, rwany sen. Wampir nie przestawał szarpać obrońców cmentarza. Jego partyzancka taktyka irytowała miotającego się rycerza, który ostatecznie zajął miejsce przy Mormile. Ten, podobnie jak inni przybyli kapłani, mruczał modlitwy półgłosem wodząc wzrokiem po czarnym niebie.
Trafiony przez kolejny piorun wampir pozostawiając za sobą smugę spalenizny zatoczył niewielkie koło, zamordował jednego z wojowników a następnie rzucił się na Mormiła. Skoncentrowany kapłan zdołał pośród szarpaniny wbić kołek w ciało niemartwego. Nie dopchnął go jednak. Jego własne serce zostało bestialsko wyrwane z ciała. Triumfalny ryk wampira rozległ się po całej okolicy. Sekundę później morgenstern pozbawił go głowy.

Kapłani pospiesznie wynieśli wampira na bagna. Obrzędowi niszczenia potężnego nieumarłego przyglądali się wszyscy żywi członkowie zakonu. Elfi czarodziej też tam był.
Rozpalono pospiesznie uformowany stos. Truchło wrzucono w ogień. Po chwili zniknęło pośród żaru. Nieliczni spostrzegli, że i to nie wystarczyło do uśmiercenia Haralda O’Reid. Zakłócenie eteru poinformowało przeora i elfiego maga, że wampir zdołał jakimś sposobem opuścić swe ciało.
Nie minęła minuta, a jeden z wojowników zagryzł starego kapłana wyrywając mu krtań. Potężne uderzenie po raz kolejny obezwładniło wampira, a przeor wrzucił ciała niedawnych kompanów w ogień. Gdy spłonęły eter zafalował niepokojąco ponownie.
Harald von Grossheim poczuł, że jakaś potężna siła napierała na jego myśli. W mgnieniu oka został sam w malutkim, ciasnym pomieszczeniu, z którego nie było wyjścia. Nie mógł już mrugać, choć widział. Nie mógł wydać z siebie dźwięku, choć słyszał. Własne ręce sprzeciwiały mu się, gdy chciał nimi poruszyć.


Handlarze niewolników

Podczas przesłuchania szybko padło imię organizatora uprowadzenia – Rein. Nie było jednak znane nikomu ze zgromadzonych.
Krzyki w trakcie walk nie robiły takiego wrażenia, jak panoszące się w miasteczku duchy. Kapłani Morra mimo zabójczej skuteczności zostali zmuszeni do poddania muru. Jak przekazał elfom jeden z przybyłych ochotników obrońcy cofali się do przystani.
Mimo starań i prób łajby porywaczy nie udało się odzyskać. W międzyczasie na przystani pojawił się kapitan Roderick. Obandażowaną ręką wskazał na zakonny płaskowyż.
- Nie mamy wyjścia, do rozpadliny - rozkazał.
Wspólnymi siłami obrońcy i zakonnicy zatrzymali nieumarłych na barykadzie. W walkach poległo trzech na pięciu ludzi. Aż do rana nikt nie ruszył ze zwiadem poza umocnienie. Wtedy od strony południowej bramy nadszedł ku nim okrwawiony Harald von Grossheim.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:21.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172