lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [Warhammer 2ed.] Niemartwi (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/17944-warhammer-2ed-niemartwi.html)

Avitto 13-08-2018 00:18

Notatki czynione przez elfa przestawały wraz z upływem dni wywoływać konsternację wśród stałych bywalców „Uśmiechu Morra”. Dla samego Faeranduila były one nie tylko sposobem na spędzanie czasu ale przede wszystkim skarbnicą wiedzy o ubiegłych wydarzeniach. Nieśmiało podejrzewał, że słowa zapisywane na kolejnych kartach dziennika zaświadczą o jego uczestnictwie w niepowtarzalnej sytuacji.

Elsa dobrze rozumiała różnice pomiędzy widmem a duchem, które zapewne umknęły przewodnikowi wspólnoty w świątyni Taala. Mężczyzna widocznie próbował poradzić sobie z problemem mimo braków w wykształceniu. Opisywany przez taalytę Hermana rytuał z pewnością zadziałał by na duchy, a co za tym idzie widma z Jägerforst na pewno duchami nie były. Kluczem do rozwiązania problemu było określenie natury i przyczyny przebudzenia eterycznych ożywieńców czego z relacji mężczyzny nie sposób było ustalić.
Po opuszczeniu gospody przez akolitę do kapłanki i jej rycerza zbliżył się Faeranduil ,by podzielić się zdobytymi informacjami, oraz Eryastyr, by posłuchać nowin. Dietrich wpadł do karczmy w chwili, gdy zapadła decyzja: elfi zwiadowca postanowił zostać w oberży do rana podczas gdy pozostali zdecydowali podjąć próbę wejścia do siedziby Zakonu Kruka.

Jedyną chwilowo niewtajemniczoną w plany grupy osobą pozostała Benedykta, szukająca dla swojej nieprzeciętnej osobowości zupełnie przeciętnego zajęcia. Od całkiem przypadkowego wpieprzenia się - dzięki znajomości kilku złodziejskich gestów - na stanowisko handlarza liśćmi szaleństwa uratowała ją znaczącym spojrzeniem przechodząca właśnie ulicą Elsa wraz z towarzyszami. Kapłanka zleciła młodej dziewczynie obserwację spotkanego przy bramie akolity czym Benedykta zajęła się niezwłocznie z właściwym sobie entuzjazmem. Mimo wszystko czuła się od tamtej pory śledzona, choć mimo prób nie mogła przyłapać cichego wielbiciela na gorącym uczynku.
Całkiem sprawnie poszło jej dotarcie do miejsca, które niedawno taalyta opuścił. W okolicy nie było nikogo, kto widział w jakim kierunku jegomość się udał. Nie powstrzymało to jednak Benedykty, która znalazła w kilku miejscach na drodze wcześniej zaobserwowane na szacie akolity suche igliwie nieznanej lecz charakterystycznej rośliny. Dzięki temu śladowi dotarła do małej, porośniętej pnączem kapliczki w obrębie miasta. Śledzony mężczyzna toczył tam dysputę z innym, podobnie ubranym.
- Kiedy to było?
- Dzień po twoim wyruszeniu. Powtarzam, stary nic nie zrobił. Po prostu odeszły.
- A ja goniłem na złamanie karku, nieprawdę przekazałem tej kobiecie.
- Wracajmy, nawet pewnie nie zapamiętała twojej twarzy.
- Nie widziałeś jej, nie masz co gadać. Potraktowała mnie poważnie. Nie zostawię tego tak.
- A ty dokąd?
- Muszę ją uprzedzić, to kłamstwo odbije mi się czkawką!

Obaj opuścili budowlę w pośpiechu nie zwróciwszy na Benedyktę uwagi. Chwilę później znaleźli się w „Uśmiechu Morra”. W poszukiwaniu wielebnej Mars i jej rycerza rozpytywanie rozpoczęli od widzianego z nimi elfa Eryastyra.
W oberży niemal jednocześnie pojawił się ubrany w schludny strój podróżny pachołek.
- Macie tu grabarza? Martwegośmy człeka na drodze znaleźli, kwadrans drogi na zachód - oświadczył donośnym głosem.
- Niech gnije - odpowiedział mu głos z sali, po czym wybrzmiał dźwięk uderzonej twarzy.
- Z tamtym uszatym rano na cmentarz szedł - ktoś inny skierował oskarżycielski palec w kierunku elfiego tropiciela. Zanosiło się na nieprzyjemności.

Zresztą, nie tylko w oberży. Benedykta nie dała się zaskoczyć, co niepomiernie zdenerwowało pewnego reketera.
- Choć no tu zbójnico, już my wiemy, jakie z ciebie ziółko - wycedził wskazując swym pomocnikom kierunki i zadania wodząc czubkiem sztyletu w powietrzu. Było ich czterech albo był to tylko blef.
- Nie takich spryciarzy przycinałem. Obciągniesz w porcie dwa tuziny lach dziennie to poznasz, gdzie twoje miejsce - zagroził.
Z miejsca, w którym się znajdowali blisko było do ruchliwej ulicy. Dlaczego zbóje wybrali właśnie to miejsce? Co wiedzieli, czego Benedykta nie była świadoma? Inne drogi ucieczki wydawały się dużo bardziej kłopotliwe, zwłaszcza dla osoby o jej wzroście.

Schody prowadzące w skalną szczelinę wyglądały na regularnie używane. Nie oznaczało to jednak używania częstego, wiatr z łatwością przemieszczał w znacznych ilościach drobny, skalny pył we wszystkich kierunkach a zwłaszcza wprost w oczy wspinających się wędrowców. O tej porze roku takie gwałtowne porywy mogły zwiastować nadchodzącą burzę.
Po pokonaniu około dwustu stopni przyzwyczajeni do poruszania się z obciążeniem wojownicy wyraźnie zwolnili. Elsa i Faeranduil co rusz zmuszeni byli do opróżniania kieszeni luźnych szat z piasku. Ich dotarcie do pierwszej przeszkody – głębokiego uskoku skalnego przecinającego ścieżkę – obwieściła przecinając niebo pierwsza błyskawica.
Wyrwa w ocenie Haralda i Dietera miała około sześciu metrów, na oko elfa dobre dziesięć a kapłanki nawet piećdziesiąt.

druidh 15-08-2018 14:23

Benedykta uważnie wodziła wzrokiem za czubkiem noża bandyty. Blefował, czy nie, rozmawiał, czyli chciał coś osiągnąć inaczej niż waląc ją w łeb z zaskoczenia.
Potem szybko oceniła wąskie szpary przy podstawach budynków. Nie mogła się wdrapać, w ucieczce też miała niewielkie szanse, ale wciśnięcie się gdzieś gdzie normalnych rozmiarów człowiek nie mógł się zmieścić mogło dać jej przewagę.
Wykonała gest przyjaźni i wzruszyła ramionami mówiąc.
- Roboty szukam. Włażę tam gdzie inni nie dają rady i biorę tyle co nic - i przesunęła się powoli w kierunku najbliższej ściany.

Avitto 15-08-2018 16:31

Przemieszczając się nieznacznie dziewczyna zdobyła kolejną przewagę. Dojrzała zbira gdy wbijał swój topór w drewnianą elewację budynku a następnie dobył noża. Podobne dźwięki doszły jej uszu z jeszcze jednego miejsca, kilka kroków za plecami.
- Wiem, że migasz. Nic tym nie ugrasz, po prostu mam zlecenie - odparł reketer i ruszył wprost na Benedyktę z szeroko rozłożonymi ramionami zawężając jej pole do ucieczki.
- Ściągaj z siebie to żelastwo a nie doznasz choćby siniaka - dodał nie zatrzymując się. Dzieliły ich już tylko trzy-cztery korki.

druidh 16-08-2018 18:31

Benedykta nie lubiła mówić, gdy nie było takiej potrzeby, a tutaj zostało już powiedziane wszystko. On chciał coś od niej, a ona nie zamierzała mu tego dać. Zanim wykonała kolejny ruch zastanowiła się kto mógł wydać zlecenie. Może się kiedyś jeszcze dowie.
Postanowiła zrobić to czego reketer się spodziewał przygotowując cialo do tego czego spodziewać się nie miał. Nie mógł być zbyt bystry. Gdyby to ona chciała zabrać kolczugę jemu najpierw walnęła by go w łeb, a potem gadała. Kto nosi na sobie zbroję jeśli nie musi jej używać?
Rzuciła się do ucieczki w kierunku ulicy ale jej drugi krok tuż przed spotkaniem z mężczyzną nie był obliczony na nabranie prędkości, ale na gwałtowną zmianę kierunku. Jeśli próbujesz przez pół swojego życia unikać kija swoich starszych kolegów masz takie ruchy we krwi.
Przerzuciła ciało w bok i całą siłą dała nura w dół w kierunku piwnicznego okna. Wepchnęła się w szczelinę zasłaniając twarz ręką i próbując opaść na podłogę możliwie bezpiecznie. Obrzuciła wzrokiem pomieszczenie i sprawdziła drzwi. Sytuacja poprawiła się na krótką chwilę. Musiała się ukryć.

Asmodian 17-08-2018 15:00

- Ma pani bujną wyobraźnię panno Mars. Panowie, tu jest co najmniej dziesięć metrów. Może mały zakład? uśmiechnął się serdecznie do kobiety.

Przygotujecie linę? Miałbym pewien pomysł... - mruknął, podwinął rękawy szaty, aby nie przeszkadzała mu w czarowaniu, otworzył księgę i rozpoczął inkantacje.

Poszło. Źle. Poszło tragicznie.

- Fenedhis... - zaklął cicho elf. Nie to, aby nie próbował. Wszystko szło dziś źle, tak jakby los uparł się, aby go ukarać za dobre chęci. A może właśnie za ich brak? Bo dosyć sceptycznie podszedł do rewelacji grabarza, a mimo to marnował na cmentarzu swój czas.

Miał nadzieję, że wzburzone chmury przyniosą mu odpowiedni wiatr magii, w końcu chmury i wszelkie zjawiska na niebie zwiastowały mocne podmuchy Azyr. Tymczasem magia śmierci wydawała się tłumić wszystko w okolicy, napełniając swoją beznadzieją całe otoczenie, i niwecząc wysiłki czarodzieja.

Wpierw rzucił dosyć proste zaklęcie wróżby Amula. Wieszczba nie okazała się łaskawa, bo kiedy w myślach zadawał pytania, szukając odpowiedzi, czy jego plany zakończą się powodzeniem, powinien przewidzieć, że fioletowe spirale shyish oznaczają ich porażkę. Kończąc sylabizować zaklęcie jednak poczuł nagłe dmuchnięcie wiatru, co początkowo go zmyliło.

Kiedy zapragnął wyczarować skrzydła z surowej energii Azyr, nawet nie znalazł jej tyle, aby rozpocząć nawet wstępną inkantację. Energii niebios po prostu nie było, i nijak nie potrafił dostrzec jej wśród tych wszystkich chmur i podmuchów. Na domiar złego, kolejny przyniósł mu nową porcję piachu w oczy i usta, który teraz stał i wypluwał jak jakiś idiota.

-Jeśli macie tą linę, to trzeba będzie z niej skorzystać, a mój pomysł wymaga sporego retuszu - drugą część zdania właściwie wymruczał już do siebie, zirytowany porażką.

Kerm 18-08-2018 12:58

Eryastyr siedział przy kulflu piwa i zastanawiał się, co robić dalej z tak kiepsko rozpoczętym dniem. Jeszcze raz obejść miasteczko i spróbować porozmawiać z tym czy owym, na przykład z wartownikami? A nuż coś ciekawego sobie przypomną... Albo zdarzy się cud i trafi na kogoś, kogo mądrość i bystrość przekracza średnią mieszkańców tej dziury?
Dopił piwo, lecz nim zdążył wprowadzić w życie swoje plany ktoś raczył się zainteresować nie tyle jego osobą, co osobą kapłanki Morra.

- Udała się do siedziby Zakonu Kruka - poinformował pytających.
Nim tamci zdążyli wyjść, pojawił się kolejny ciekawski. Tego jednak interesował grabarz.

- Trup? - Eryastyr wstał i podszedł do pachołka. - Pochować go chcecie, że grabarza szukacie? Wszak to medyk winien go obejrzeć. Macie medyka? - Powiódł wzrokiem po bywalcach gospody. - Ktoś ocenić musi, dlaczego nie żyje. I straż trzeba zawiadomić. Nie wiadomo, czy to tutejszy, czy ktoś obcy. Ślady też trzeba sprawdzić, czy czasem z czyjejś ręki nie padł. I ktoś jeszcze iść powinien. - Spojrzał na wieśniaków. - Świadkowie są potrzebni, bo straż z pewnością przepytywać będzie. Prowadźcie do tego nieboszczyka - dodał, ruszając w stronę drzwi. A gdyby pachołek nie chciał iść, to miał zamiar go pociągnąć ze sobą.

Phil 20-08-2018 15:38

Widma, zjawy, duchy… Morryta w czarnej zbroi musiał przyznać przed samym sobą, że czuje strach na myśl o takich fenomenach. Tu jego siła, umiejętności, broń i pancerz na niewiele mogły się zdać. Mógł jedynie mieć nadzieję, że Zakon, wielebna Mars czy towarzyszący im czarodziej będą wiedzieli, co należy robić. Nieudane próby rzucania zaklęć przez elfa nie napawały jednak optymizmem.

Do siedziby Rycerzy Kruka należało dostać się jak najszybciej. Rozpadlina stanowiła sporą przeszkodę, ale też i strzępki wiadomości zdobytych wcześniej wskazywały na konieczność przejścia tego typu prób przez nowo przybyłych. Jedna z niepotwierdzonych informacji mówiła o drodze prowadzącej do zamku poprzez szczelinę. Wyczerpująca wspinaczka zmęczyła rycerza, ale po złapaniu oddechu zaczął on uważnie przyglądać się wyrwie, próbując sięgnąć wzrokiem do jej dna, ocenić jej głębokość i możliwość bezpiecznego zejścia.

Avitto 20-08-2018 16:02

Wzrok Haralda nie sięgał do dna rozpadliny. Rzucony w przepaść kamień uderzył o dno szybciej niż rycerz oczekiwał lecąc dwa, może trzy metry. Każdy z obecnych miał szansę ocenić głębokość na własny rozum.
Pozostali nie mieli jednak najmniejszego problemu z dojrzeniem dna rozpadliny. Częściowo zacienione znajdowało się ono niecałe sześć metrów niżej.

Nami 21-08-2018 17:16

- Ma pani bujną wyobraźnię panno Mars. Panowie, tu jest co najmniej dziesięć metrów. Może mały zakład? - elf uśmiechnął się serdecznie do kobiety. Ta dała jednak radę ukryć swoje zdziwienie nagłą próbą udowodnienia czegoś, jednakże nie potrafiła skryć swojego zafascynowania. Nie tylko jego słowa i uwaga wpłynęły na zainteresowanie, jakim Elsa obdarzyła mężczyznę. Sama próba zakładania się była ciekawa.

- Wyobraźnia to nie jedyna rzecz, którą los mnie obdarzył - odparła bez cienia uśmiechu, wwiercając swoje natarczywe, surowe spojrzenie w Faeranduil'a. Przez ten czas nawet nie mrugnęła - A co mogę wygrać? - dopytała, kiedy w jej spojrzeniu zapłonęła nieposkromiona natura ciekawskości.

Na nieudane próby splatania magii panna Mars kaszlnęła kilka razy, chcąc tym samym ukryć rozbawienie. Wszak nie wypadało śmiać się z kogoś, kto przynajmniej próbował cokolwiek zdziałać, a nawet i miał jakikolwiek plan czy pomysł. Niestety kapłanka pozostała bierna, a jej myśli zbyt mocno krążyły wokół tego niedomówionego zakładu.

- Wydaje mi się to podpuchą i próbą odstraszania. Naprawdę myślicie, że kapłani by codziennie czy nawet raz w tygodniu, miesiącu, wspinali się tutaj? - zastanowiła się na głos, spacerując niespiesznie po krawędzi przepaści - Morryci to nie szaleńcy - temu zdaniu towarzyszyło wzruszenie ramionami. Elsa wzrokiem szukała innej drogi, zejścia, sposobu... Zastanawiała się nawet czy jakiś fragment nie jest owiany magią iluzji. Zakonnicy musieli się chronić jakoś przed nieproszonymi wycieczkami turystycznymi. Gdzieś muszą być jakieś ślady, które dadzą podpowiedź.

Warlock 21-08-2018 21:28

- Wydaje mi się to podpuchą i próbą odstraszania. Naprawdę myślicie, że kapłani by codziennie czy nawet raz w tygodniu, miesiącu, wspinali się tutaj? - zastanowiła się na głos Elsa, spacerując niespiesznie po krawędzi przepaści - Morryci to nie szaleńcy - temu zdaniu towarzyszyło wzruszenie ramionami.
- Naprawdę? - Zwrócił się do niej Dieter, którego wyraz twarzy nie krył zaskoczenia. - Proszę mi wybaczyć mój brak taktu, ale zawsze uważałem was, kapłanów, za strasznych dziwaków. Jeszcze dziesięć lat temu kłaniałem się wam w pas, ale od tamtego czasu zbyt wiele widziałem podłości i niesprawiedliwości na tym świecie, aby móc darzyć drugą osobę trwożnym szacunkiem - powiedział były żołnierz, odrywając na chwilę wzrok od Elsy, aby lepiej móc przyjrzeć się okolicy w poszukiwaniu jakiejś innej możliwej drogi. - Dużo wśród was, klechów, ludzi, którzy nadużywają danej im od bogów władzy. Poznałem kilku takich, których żywot był zaprzeczeniem nauk ich niebiańskiego patrona, ale ciebie w ten sposób nie oceniam, Elso. W zasadzie to uratowaliście mi życie; ty i ten twój rycerzyk. Powinienem być zatem wdzięczny...
Dieter spojrzał ukradkiem na Haralda, ciekaw czy rycerz zareaguje na jego pełen herezji stosunek do kapłanów.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:01.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172