Dieter uśmiechnął się pod nosem, słysząc zgryźliwą uwagę rycerza.
- O tak, i dlatego właśnie skatowałeś bezbronnego staruszka. Ciężko dojrzeć belkę w oku swoim, nieprawdaż? - Wymamrotał pod nosem, wyraźnie poirytowany rycerz.
- Ależ ja jestem w pełni świadom swojej podłości. Może i był bezbronny, ale na pewno nie nieszkodliwy. Ciekaw też jestem, mości rycerzu, czy podobnie widziałbyś świat w biało-czarnych barwach, gdyby każdy, kogo darzyłeś szacunkiem, regularnie wbijał ci nóż w plecy od chwili poczęcia - odparł Dieter, podobnie jak Elsa; oschłym, wypranym z emocji głosem. W przeciwieństwie jednak do nich wszystkich, nie udawał on kogoś kim nie był, a stał się wrakiem człowieka w wyniku wydarzeń z przeszłości, które nieodwracalnie zmieniły jego psychikę i nastawienie do życia. Z całą pewnością nie był to jakiś ponury kaprys, spowodowany potrzebą tworzenia wokół siebie sztucznej aury tajemniczości, lecz prawdziwa choroba, która drążyła jego coraz bardziej pogrążający się w sobie umysł.
- Wam, wysoko urodzonym, wydaje się, że możecie oceniać innych przez pryzmat własnych doświadczeń i przekonań, a tymczasem rzeczywistość jest o wiele bardziej ponura od krystalicznie czystego klosza, w którym was chowano. Nie istnieje dobry człowiek, nigdy taki nie istniał. Wszyscy jesteśmy źli; jedni mniej inni bardziej, ale to właśnie zło wpisane zostało w ludzką naturę. Nie każdy zabija, ale każdy jest w stanie krzywdzić i to nigdy się nie zmieni, choćby zaraz miał nastąpić koniec dziejów - mówił już bardziej sam do siebie, niż do innych. Nie baczył już na to, czy cieszy się czyimś zainteresowaniem, czy potraktowano go jak szaleńca, głoszącego swoje chore wizje świata. A jednak tak go postrzegał ilekroć myślał trzeźwo i nie wracał myślami do ponurych wydarzeń z przeszłości. Dieter mimowolnie ścisnął mocniej broń, przez chwilę spoglądając z obłędem w oczach na pozostałych. Była to jego druga, mroczniejsza strona, która rzadko się ukazywała i zawsze objawiała się utratą samokontroli, szczególnie w bitewnym ferworze. Tym razem jednak zdołał nad nią zapanować, kiedy wśród licznych głosów w jego głowie odezwał się ten należący do Elsy.
- Mówiłam o Morrytach - powiedziała kapłanka z pełnym przekonaniem, na co Dieter z uznaniem pokiwał głową w odpowiedzi.
- Przypomniałaś mi wróżbę, którą w swoje dziesiąte urodziny usłyszałem od sławnej kapłanki kultu zmarłych, wzbudzającej powszechnie przerażenie, gdziekolwiek się udała. Anna Gregori, na pewno o niej słyszeliście, powiedziała mi, że los mój przypieczętuje czarne ostrze, więc może to o ciebie chodziło, Heraldzie - Dieter powtórzył imię rycerza, akcentując je w ten sam sposób, co w swoim zwyczaju miała kapłanka, lecz w jego wypadku głos był wyraźnie wypełniony kpiną. - Powiedziała mi coś jeszcze, ale resztę wróżby zachowam dla siebie, bo może wypełni się z czasem... |