Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy Oznacz fora jako przeczytane

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-06-2018, 21:30   #21
 
Leokacy's Avatar
 
Reputacja: 1 Leokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie coś
Z trudem udało mu się wstać przed świtem. Zmęczenie ostatnich tygodni dawało o sobie mocno znać, a nocne warty tylko je potęgowały. Mimo wszystko trzeba było ruszać. Zbudzony przez Dymitra nie marudził zbyt długo, tylko wziął się do zbierania rzeczy i gdy opuścili bezpieczne schronienie pewnie prowadził towarzyszy przez miasto.

Ożywił się trochę dopiero po dotarciu do magazynu. Otworzył szerzej oczy i rozglądał się pilnie, by zapamiętać jak najwięcej twarzy i szczegółów. Ciekawiło go co było w tych wszystkich skrzyniach i pakunkach, ale starał się skrzętnie to ukrywać i nie zwracać na siebie uwagi - zgodnie z poleceniami Wungla. "Póki co tańczmy jak nam grają... Z czasem się okaże, w co się wplątaliśmy." - dodawał sobie otuchy przeciskając się za enigmatycznym przewodnikiem przez kolejne drzwi.

Gdy zostali sami, zadbał jedynie o to, by siadając nie mieć za sobą żadnych okien i drzwi. Głód doskwierał mu nieco, ale był już do tego przyzwyczajony, mógł to ignorować.

- Wypocznę jeszcze trochę... - oznajmił towarzyszom przymykając oczy. Początkowo przysłuchiwał się głosowi nucącej Galiny, jednak szybko stoczył się w otchłań snu...
 
Leokacy jest offline  
Stary 29-06-2018, 00:26   #22
 
Phil's Avatar
 
Reputacja: 1 Phil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputację
Zaczynały ogarniać ich wątpliwości. W małym, ciasnym pomieszczeniu czuli się jak w pułapce. Choć mogli wyjść w każdej chwili, nie byli pewni co im grozi i z której strony. Kto jest przyjacielem, kto wrogiem? Dymitr krążył od ściany do ściany niczym wilk zamknięty w klatce. Zerkał to na podwórze przez szpary pomiędzy deskami okiennic, to do wnętrza magazynu po lekkim uchyleniu drzwi. I tu, i tu krzątały się krasnoludy, wynosząc i wnosząc towary.

Grisza czuł ogarniające go zmęczenie. Odzywały się przebyte pieszo mile, głód, nieprzespane noce i ciągłe poczucie zagrożenia. Walczył z sennością, ale cichy śpiew Galiny odegnał wszystkie myśli i ukołysał go do snu. Kobieta nuciła kolejne pieśni przerywając tylko na chwilkę, w połowie refrenu skocznej przyśpiewki o głupiej córce karczmarza i oddziale lansjerów z Zahorza. Przypomniała sobie, kto często prosił ją o tę właśnie piosnkę, zdusiła budzące się gdzieś w środku uczucie strachu i szybko zaczęła śpiewać o wilku, owcy i pastuszku Jontku.

Dymitr nie wytrzymał oczekiwania na cokolwiek, co miało ich spotkać. Gdy dotarł do drzwi magazynu spostrzegł na zydelku pod ścianą czarnowłosego krasnoluda, który ich tu wprowadził. Ten pokręcił głową i splunął na ziemię przeżuwanym tytoniem. – A ty gdzie popierdalasz przebrany za szpiega księcia Hanneberga? Droga wolna, szczawiu, może Nochal, Hans i ich kumple nauczą cię rozumu, skoro ci go brakuje. Mnie to jedno ile kości ci połamią, ale pan Sigridson chciał was widzieć w jednym kawałku.

* * *

Było już południe, gdy Wungiel zajrzał do kantorka. Pokiwał na nich palcem i poprowadził przez pusty dziedziniec do domu po drugiej jego stronie. W środku wszystko było dopasowane do krasnoludzkiego rozmiaru. Musieli schylać się pod każdą futryną, stopnie schodów prowadzących na piętro były zbyt małe na ich stopy, a krzesła, na których posadzono ich w jadalni, zbyt niskie, by mogli siedzieć przy stole wygodnie. Na blacie jednak widzieli misy z parującą kaszą pomieszaną z cebulą i skwarkami, w dzbankach zimną, gęstą śmietanę, a na samym środku sporą patelnię z usmażonymi jajkami. Po drugiej stronie stołu siedział starszy krasnolud, którego po raz pierwszy widzieli wczorajszego wieczora. Wyciągnął zawinięty w ścierkę bochen chleba, odrywał kolejne jego kawałki i kładł na ich talerzach, a w końcu i na swoim.

- No, czym chata bogata. Jedzcie. Jam jest Borak Sigridson. – Nałożył sobie sporą porcję kaszy i nalał śmietany do kubeczka. – Chcecie powiedzieć coś o sobie?

- Zdaje się panie Borak, że to Wy macie do nas interes. Nie zrozumcie mnie źle - wdzięczniśmy za okazaną pomoc, ale wolałbym wiedzieć co tu robię nim wdam się w przyjacielską pogwarkę… - zdążył rzucić Grisza nim ciepła kasza wypełniła jego gardziel.

- Cóż, mnie też ciekawi co robicie tu, na dalekim południu. Nie spytam, ale ciekawym. - Głos krasnoluda był niewyraźny przez kaszę wypełniającą jego usta. - Na początek wystarczy mi wiedzieć, jak mam was nazywać.

- Zajcew. Grisza.
- padło po długiej chwili, wypełnionej jedynie odgłosami przeżuwanego posiłku. - Rzec można, że szukamy lepszego życia - dodał. Nie był pewny, czy Imperium ściga kislevskich zbiegów, ale szczerze w to wątpił. W każdym razie podanie prawdziwego nazwiska nie powinno zbytnio zaszkodzić. Przesunął wzrokiem po towarzyszach, nie będąc pewnym, czy ich także przedstawiać.

- Dymitr Rawłyk jestem - dodał Dima, gdy cisza w rozmowie zrobiła się nieco przydługa. Podniósł wzrok znad talerza jajecznicy, którą przegryzał dużymi kęsami chleba. - Nie ma co gadać o nas, bo i o czym? Widać po nas, że majątku ze sobą nie wieziemy. Dwie ręce i głowę każdy z nas ma, macek dodatkowych u nas niet. - Wzruszył ramionami, spojrzał na Galinę i wrócił do jedzenia. Kiedy już nasycił pierwszy głód, dołożył sobie kaszy dbając o to, żeby nie zabrakło w porcji skwarek i cebuli. Nalał też sobie śmietany i już spokojniej pałaszował dalej.

Galina dygnęła dziewczęco na powitanie po przejściu przez próg, omiotła spojrzeniem pomieszczenie, bacznie zwracając uwagę na szczegóły mówiące coś o osobowości gospodarza, po czym bez ociągania zasiadła do posiłku. Zaspokoiwszy głód, rzekła:
Kwiat, który widzisz przed sobą – mrugnęła z uśmieszkiem do brodacza – eta Galina Wroncewa.
A ty, Dima, w talerz spozieraj, a nie na mjenia! Zwłaszcza kak mówisz o mackach! – Fuknęła z lekką irytacją i kopnęła Dymitra pod stołem w kostkę.

- Grisza. Dymitr. Galina. Skoro wy nie chcecie mówić, ja będę, a wy mnie poprawcie, jeśli zbyt daleko od prawdy odbiegam. – Sigridson wycierał kawałkiem chleba resztki żółtka na swoim talerzu. – Daleko od domu jesteście. Bardzo daleko. Twarde z was sukinkoty, skoro dotarliście aż tutaj. I porządni ludzie, skoro babulinkę obcą ratować wam się chce. Mnie się wasz występ na targowisku spodobał, ale miejscowa banda moich zachwytów raczej nie podziela.

Krasnolud odepchnął pusty talerz od siebie, wydał z siebie dźwięk pomiędzy beknięciem, a westchnieniem i kontynuował. – Przydacie mi się. Lepszego życia wam nie zapewnię, ale mogę wam dać trochę spokoju i miejsce do schowania się. Przewieziecie dla mnie parę rzeczy do pewnego krasnoluda. Dostaniecie za to pięć imperialnych koron. Nie rżniętych. A potem zostaniecie z nim i dopilnujecie żeby mógł w spokoju pracować. Za każdy miesiąc, który tam wytrzymacie, dostaniecie kolejne pięć koron.

- Diengi zawsze się przydadzą
- sapnął Dima, masując się z lubością po pełnym brzuchu. - Ale Panie Sigridson, co i dokąd trzeba przewieźć i co ten krasnolud ma robić, że trzeba mu spokój zapewnić?

– Na próżno mnie wracać do dawnego życia. Nic się tam już nie ostało.
– Nagle spochmurniała, po chwili jednak dodała: – Robotą nie pogardzę, za uczciwość uczciwością odpłacę, za zdradę... – nie dokończyła, tylko mrugnęła wymownie do krasnoluda.
Nu, z ochotą zajmę czymś głowę i ręce! Mam już dość włóczenia się bez celu jak bezpańska sabaka. Na nadmiar dzieńgów toże nie narzekam. – Pogodny nastrój najwyraźniej powrócił, bo zaśmiała się głośno. – Czekam niecierpliwie na szczegóły, złociutki! – ponownie zwróciła się do Boraka i zatarła ręce.

- A i odrobina wytchnienia może nawet bardziej by nam się zdała, niźli diengi… Ale przede wszystkim lza nam konkretów, panie Borak. Co przenosić mamy i co ów ma z tym czynić, to pewnie nie nasz biznes, ale cóż to znaczy, że pilnować mamy, iżby w spokoju pracować mógł? - Grisza powoli ważył słowa między kolejnymi łykami śmietany. - Z czym mamy się liczyć na miejscu? Gdzie owo miejsce, to także ważna kwestia. Co z dachem nad głową i spyżą w tym czasie? - po chwili zastanowienia dodał jeszcze - Jak widzicie wszyscy jesteśmy zainteresowani, więc chcielibyśmy poznać te konkrety.

- Narzędzia przewieziecie. Jedzenie. Picie. Pojedziecie na południe, w Czarne Góry. To już kraniec świata, dalej tylko puste krainy. Jak już uciekać i się chować, to właśnie tam.
- Krasnolud wstał i podszedł do małego stoliczka pod ścianą. Przyglądał się butelkom i zdobnym kielichom. Westchnął i sięgnął jednak do szafki obok wyciągając mniejsze kieliszki i inną butelczynę owiniętą cienkim sznurkiem. - A co mi tam, ta bardziej pasuje. - Rozlał okowitą do szkieł i przesunął je po blacie w stronę trójki.

- Wasze zdrowie. - Podniósł kieliszek i opróżnił go jednym haustem. - A jak już tam będziecie, niech tamten krasnolud pracuje w spokoju. Nie wiem, czego macie się spodziewać. Oby niczego. Znajdziecie miejsce do spania pod dachem. Jedzenia wam starczy. A jak nie starczy, to sobie upolujecie coś w lasach albo kupicie od wieśniaków.

- Przewieziemy… Znaczy dostaniemy wóz z końmi? Nie za bardzo wyznajem się na powożeniu przyznać mus.

- Z wołami. Nie na własność. Ktoś go odbierze prędzej czy później. A powozić nauczycie się po drodze.

– Kieliszek mały, to i nie ma co strzępić języka na długi toast
– powiedziała Galina, przyjrzawszy się naczyniu. – Zdrowie! – rzuciła krótko, wypiła trunek jednym szybkim haustem i wzruszyła ramionami, dając do zrozumienia, że nie zrobił na niej większego wrażenia. – Ja mogę zacząć choćby i dziś!

- Wszyscy zdaje się zgodni, ustalmy więc jakie szczegóły.
- Trunek palił w gardło, ale daleko mu było do kislevickich specjałów - Zdałyby się nam jakie papiery przewozowe na wypadek kontroli… najlepiej na inne nazwiska… - dodał ciszej. - No i wskazówki dotarcia do celu dokładne. Jak również uposażenie dla wołów i zaliczka na drogę… - rozejrzał się po towarzyszach, czy aby nie mają jakichś uwag względem jego słów.
Galina zagwizdała wprawnie, wyrażając tym samym podziw dla zdolności organizacyjnych Griszy. – Nu to tego... tak jak mówi Grisza – pokiwała skwapliwie głową.

Dima ino wzruszył ramionami. Nie było już co strzępić języka. Podniósł kieliszek do oczu i zbadał zawartość wzrokiem. Nie był koneserem, ale chwila wahania ze strony Sigridsona dała mu do myślenia. „Jakiś lepszy trunek?” powąchał, a potem łyknął odrobinę, aby spróbować smaku.

Borak Sigridson wbił wzrok w Griszę wysłuchując litanii wymagań, po czym wybuchł głośnym śmiechem. - To ci dobre, listy przewozowe! - Trzasnął otwartą dłonią w udo i spoważniał równie szybko, jak przed chwilą zaczął się śmiać. - To nie altdorfska kompania handlowa, chłopcze. Wóz dostaniecie załadowany, za towar i zwierzęta jesteście odpowiedzialni. Do pierwszego miasteczka pojedzie z wami Wungiel, dla niepoznaki. Pokieruje was potem w dobrą stronę. Płacę wam z góry za trasę i pierwszy miesiąc. Wołom wystarczy trawa przy drodze.

Wyciągnął ponownie korek, trzymając butelkę nad stołem. - Jeszcze jakieś pytania?

Dymitr nie miał pytań. Za to alkohol okazał się mocny i nie był to znany Dimie bimber. „Wódka!” ucieszył się, bo rzadko miał okazję smakować takie rarytasy. W odróżnieniu od reszty towarzystwa pił małymi łyczkami, smakując go na języku. Odchylił głowę mocno do tyłu, aby z kieliszka wypadła ostatnia kropla.

- Dobre! - trochę zbyt głośno pochwalił trunek gospodarzowi i zerknął w stronę butelki. Zaraz się zawstydził i wbił wzrok w talerze, stawiając obok kieliszek.

- Przed nami długa droga. Może nawet kilka tygodni. Trakty roją się od bandytów, a dalej na południu to pewnie i od zielonej zarazy… A z wozem nie zejdziemy nikomu z oczu i nie schowamy się w lesie. Jeśli już mamy kłaść za Was głowy, to kilka koron nie wystarczy. Dajcie jaki kwitek, żeby stało kto my, skąd i dokąd - to chociaż części kłopotów nam oszczędzi. Bez tego nie wiem czy gotowym ryzykować… - Grisza, niezrażony reakcjami krasnoluda, próbował wciąż się targować.

- Kwitek w niczym ci nie pomoże, synku. Poza tym to kilka dni będzie, nie tygodni - spokojnie tłumaczył Borak. - Dałem ci schronienie, godziwą zapłatę za pracę i jedzenie, żebyś mógł wreszcie napełnić brzuch. Skorzystaj albo wypad przez bramę. - Krasnolud nie wyglądał na rozzłoszczonego.

- To jak będzie?

Rozmowa zmierzała ku końcowi. Dima wyskrobał resztę jajecznicy i chwycił pajdę chleba. Jeżeli Grisza się nie dogada z krasnoludem, to jutro znowu głód do nich zawita.

- Ja to bym jakiś łuk i czepiec na głowę niż kwit wolał, Grisza - cicho zwrócił się po kislevsku do towarzysza mając nadzieję, że krasnolud nie dosłyszy, a jeżeli dosłyszy, to i tak nie zrozumie.

- Hmm… - rozważał w duchu Grisza - Skoro kilka dni jeno mówicie… Myślał żem iże więcej drogi wyjdzie… Kilka dni można zaryzykować… - nie zamierzał się jednak poddawać - A jakiej skórzni czy łuku niepotrzebnego byście z magazynu nie wygrzebali? - ton wypowiedzi był już jednak zdecydowanie bardziej ugodowy.

- Łuk? Znajdzie się. Dorzucę gratis. A teraz idźcie szykować się do drogi. Za dwie godziny ruszacie do Navarra.

Grisza jedynie w milczeniu skinął głową i podał krasnoludowi prawicę na znak zgody.Sigridson uścisnął jego dłoń, potem Dymitra i Galiny.

- Powodzenia.
 

Ostatnio edytowane przez Phil : 30-06-2018 o 23:49.
Phil jest offline  
Stary 01-07-2018, 11:31   #23
 
Leokacy's Avatar
 
Reputacja: 1 Leokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie coś
- Oczywiście wszyscy wiemy, że w razie kłopotów na drodze nie będziem życiem za wóz płacić... - rzucił Grisza dyskretnie, gdy tylko zostali sami - Borak też o tym wie, więc lza uważać co robimy i mówimy. Może kogo posłać za nami, by z dala pilnował... - po chwili dodał jednak raźniej - No ale mogę się mylić i po prostu nam się w końcu poszczęściło. Robótka wygląda prosto, a i odpoczynek nam się przyda. Może nawet uda się przezimować i wiosną ruszym dalij z pełnym brzuchem i trzosem... - Grisza dokończył zdanie i zadumał się nad własnymi słowami. Tak właściwie pierwszy raz chyba pomyślał o przyszłości, o tym, że ucieczka kiedyś znajdzie swój kres... Pokręcił głową sam do siebie. Czasu niewiele przed drogą, lza się przygotować. Na szczęście pakowania było niewiele.
 
Leokacy jest offline  
Stary 02-07-2018, 17:20   #24
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację
Po tak obfitym posiłku Dima zrobił się senny. Zwłaszcza, że w nocy nie wyspał się zbytnio. Zresztą co by miał i robić? Dostali robotę, to nie będzie myszkował po magazynie, jeszcze go kto przyłapie? Wcisnął się w kąt i wkrótce drzemał.
* * *
Wkrótce obudziła go Galina, porząsając energicznie. Wóz z Wunglem byli już gotowi do drogi. Sigridsona nie było nigdzie widać, najwyraźniej miał ważniejsze rzeczy do roboty.
- Dima jestem - wyciągnął rękę do krasnoluda.
- Na mnie Wungiel mówią - ścisnął rękę Dymitra aż ten syknął. Rozbawiło to czarnego. - Krzepy nabrać musisz chłopcze. No, ładujcie się - zerknął na pozostałych. - Ruszać nam pora. Właźcie na wóz tak, żeby nie rzucać się po drodze w oczy. Gdy już oddalimy się na bezpieczną odległość, dam wam znać.
Rawłyk obejrzał się na towarzyszy, po czym swoim zwyczajem wzruszył ramionami i zapakował się do środka. „Pośpię sobie jeszcze” pomyślał, starając znaleźć wygodne miejsce.

 
Gladin jest offline  
Stary 03-07-2018, 01:28   #25
 
adsum's Avatar
 
Reputacja: 1 adsum jest jak niezastąpione światło przewodnieadsum jest jak niezastąpione światło przewodnieadsum jest jak niezastąpione światło przewodnieadsum jest jak niezastąpione światło przewodnieadsum jest jak niezastąpione światło przewodnieadsum jest jak niezastąpione światło przewodnieadsum jest jak niezastąpione światło przewodnieadsum jest jak niezastąpione światło przewodnieadsum jest jak niezastąpione światło przewodnieadsum jest jak niezastąpione światło przewodnieadsum jest jak niezastąpione światło przewodnie
Budje haraszo! – Galina klasnęła w dłonie, nie starając się nawet ukryć ekscytacji spowodowanej nadchodzącą wyprawą. Zadowolona okryła się płaszczem i zawinęła w kłębek gdzieś w kącie, usiłując usnąć. Emocje jednak dawały o sobie znać, sen długo nie nadchodził, a gdy w końcu ją zmorzył, nie przyniósł upragnionego odpoczynku. Upiorne nocne mary – wśród nich zmarły małżonek – goniły ją, szarpały i dusiły. Natrętne myśli, bolesne wspomnienia kłębiły się w myślach jak żmije.

Nie dziwota, że zbudziła się przed wszystkimi. Zaraz po niej wstał – wyczulony na najdrobniejsze szmery – Grisza. Dima zaś beztrosko pochrapywał, nie chcąc wznieść powiek nawet, gdy Galina ostentacyjnie głośno krzątała się po pomieszczeniu. Przez chwilę rozważała oblanie go wodą z wiadra, jednak ostatecznie uznała, że nie warto robić sobie kolejnych wrogów. Potrząsnęła więc energicznie chłopakiem: – Pobudka, mołodiec! Przygoda czeka! – Ów ocknął się w porę i spostrzegł nad sobą dłoń Kislevitki gotową do wymierzenia policzka. Dziewczyna od razu opuściła ją z najbardziej niewinnym uśmiechem na jaki było ją stać i rzekła do kompana: – U ciebie sen kak u niedźwiedzia na zimę, chyba ci się jakaś dziewoczka śniła. Niebrzydka, sądząc po tym jak nie mogłam cię dobudzić! – Sztuchnęła go zawadiacko. – Nu, ale wstawaj już jaśniepan, karoca czeka! – rzuciła z rozbawieniem i ruszyła w stronę przygotowanego wozu. Na powitanie – kislevickim zwyczajem – zamknęła Wungla w niedźwiedzim uścisku, obcałowując miejsca, w których rzekomo miał policzki i grzecznie usiadła koło Griszy.
 

Ostatnio edytowane przez adsum : 03-07-2018 o 01:37. Powód: przecinek
adsum jest offline  
Stary 03-07-2018, 14:40   #26
 
Phil's Avatar
 
Reputacja: 1 Phil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputację
Czas pomiędzy rozmową z miejscowym kupcem, Borakiem Sigridsonem, a wyruszeniem w dalszą podróż minął szybko. Nie rozmawiali, śnili lub myśleli w samotności, choć przecież obok siebie. Czy to mógł być koniec ich ucieczki? Czy wreszcie zaznają gdzieś spokoju? Nie chcieli dopuszczać do siebie takich myśli, ale gdzieś w środku zakiełkowały już ziarna zdradliwej nadziei.

Spakowali swój skromny dobytek i byli gotowi, gdy zostali wezwani do wozu. Czarnowłosy krasnolud przywitał się z nimi i przedstawił, po czym odsłonił płótno budy zakrywającej część załadunkową. Wdrapali się tam szybko i schowali przed oczami ciekawskich. Już po chwili usłyszeli okrzyk Wungla i suchy trzask bicza, a fura ruszyła z szarpnięciem. Musieli wcisnąć się gdzieś pomiędzy skrzynie i pakunki, miejsca nie pozostawało dla nich zbyt wiele. Dużą część wozu zajmowała spora dębowa beczka opasana metalowymi pasami i umieszczona na specjalnych stojakach. Nie można było nazwać podróży wygodną, ale lepsze były ciasnota i podskakiwanie na każdym wyboju czy kamieniu, niż zdzieranie podeszew butów i noszenie swych rzeczy na plecach. Dość szybko usłyszeli głos woźnicy pozdrawiającego strażników przy miejskiej bramie, ale Wungiel nie pozwolił im jeszcze wychodzić z ukrycia. Dopiero po około godzinie zawołał Griszę, by ten usiadł obok niego na koźle. Przekazał mu lejce, pokazał jak kierować wołami, nauczył kilku prostych komend słownych i zeskoczył na ziemię, by maszerować obok wozu. Na szczęście powożenie okazało się być całkiem proste, a woły nie wykazywały żadnych chęci do stawiania oporu.

- Jedziemy mniej więcej na południe, wzdłuż rzeki Altaver. Będę z wami do mieściny Geihselhoff, to dwa dni drogi. Potem pojedziecie dalej, tak jak rzeka prowadzi, aż do Marburga. Tam zjedziecie z głównych szlaków i obejdziecie las, tak żeby mieć go po lewej ręce. Znajdziecie tam wiochę Zalesie, a w górach niedaleko znajdziecie jakoś Navarro.

Gdzieś po drodze Wungiel opowiedział im, skąd takie środki ostrożności. Nochal i Hans, z którymi mieli zatarg w Maylhof byli członkami gangu trzęsącego miasteczkiem. Już dawno nikt im się nie postawił, tym większą złość wzbudziło w nich działanie obcych.

Pierwszy nocleg zorganizowali pod płaskim szczytem jednego z okolicznych wzgórz, przy malutkim brzozowym zagajniku. Woły przywiązali do drzewek, a posłania przygotowali pod wozem. Przegryzali paski suszonego mięsa i wędzony ser, patrząc na słońce zachodzące za horyzont.
 
__________________
Bajarz - Warhammerophil.
Phil jest offline  
Stary 06-07-2018, 21:32   #27
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację
Było dobrze. Jechali wozem nie niszcząc sabotów, jedzenie mieli zapewnione. Po niedawnym obżarstwie Dima szybko się nasycił.
- Przejdę się troszeczkę i chrustu nazbieram - oznajmił towarzyszom. - Potem, jeżeli nie macie nic przeciwko, troszkę bym z łuku postrzelał, coby wprawy nabrać - dodał oddalając się od nich i znikając między drzewami.
Po chwili wyłonił się na nowo.
- Wezmę drugą wartę!

Las okazał się raptem kilkoma drzewami na krzyż. Zanim się zorientował Dymitr przeszedł go cały i wyszedł na drugim brzegu. Krajobraz był górzysty, trawa walczyła z kamieniami czasem wygrywając tę walkę, a czasem wręcz przeciwnie. Patrząc przed siebie na falujący teren młody chłopak zamyślił się. Misza mu kiedyś opowiadał o wielkich górach na wschodzie. Tak wielkich, że ich szczyty toną w chmurach, a żeby przejść na ich drugą stronę, trzeba się kilka dni wspinać w górę, a potem w dół. „Na pewno były wyższe, niże te tutaj... Stary dobry Michaił... ostatnio, gdy go widziałem, paskudnie kaszlał. Ech życie... jebała to sabaka...” - Dymitr splunął rozeźlony. Dobry humor, w jaki wprawiła go podróż i dobre jedzenie prysnął. Odwrócił się rozglądając za chrustem, który obiecał nazbierać. Znalazł tyle, co na lekarstwo. Ponury wrócił do towarzyszy z niewielką wiązką, którą z impetem cisnął na ziemię. Przysiadł następnie przy wozie, oparł się o koło, a następnie zaczął ciskać nożem w ziemię przed sobą.
 
Gladin jest offline  
Stary 07-07-2018, 02:22   #28
 
adsum's Avatar
 
Reputacja: 1 adsum jest jak niezastąpione światło przewodnieadsum jest jak niezastąpione światło przewodnieadsum jest jak niezastąpione światło przewodnieadsum jest jak niezastąpione światło przewodnieadsum jest jak niezastąpione światło przewodnieadsum jest jak niezastąpione światło przewodnieadsum jest jak niezastąpione światło przewodnieadsum jest jak niezastąpione światło przewodnieadsum jest jak niezastąpione światło przewodnieadsum jest jak niezastąpione światło przewodnieadsum jest jak niezastąpione światło przewodnie
A ja zrobię sobie procę! Ciekawe, czy jeszcze potrafię jej używać… – rzekła niewyraźnie Galina, nie wyjmując paska suszonego mięsa z ust. Przetrząsnęła swój podróżny tobołek. Z rzemienia, w który wkomponowała skrawek płótna, skleciła prowizoryczną broń. Najwyraźniej zadowolona z efektu, z łobuzerskim błyskiem w oku, zaczęła miotać kamieniami w pobliskie drzewa… i nie tylko, co z pewnymi obawami przyjęli pozostali uczestnicy wyprawy. Mimo że wszelkie niepowodzenia były kwitowane niewybrednymi docinkami, nie zważała na to i niestrudzenie ćwiczyła celność. Za młodu, gdy rodzice wysyłali ją do prac pasterskich, to proste narzędzie często pozwalało przegonić dzikie zwierzęta, które zagrażały stadu. Chociaż brakowało jej teraz młodzieńczej sprawności, to i tak radziła sobie całkiem przyzwoicie.

***

Nieubłaganie nadciągał wieczór. Słońce odpływało za horyzont, a nad zagajnikiem pojawiła się wilgotna i zimna mgła, za którą ginęło wszystko to, co znajdowało się dalej. Po męczącej podróży chyba nikt już nie miał ochoty na pogawędki. Kobieta również. Z cichym westchnieniem ułożyła się na przygotowanym posłaniu.
Biorę którąś wartę, zbudźcie mnie, gdy będzie trzeba… Wsjo rawno… – wyszeptała, moszcząc się na legowisku, i usnęła.
 

Ostatnio edytowane przez adsum : 07-07-2018 o 16:26. Powód: stylistyka
adsum jest offline  
Stary 07-07-2018, 02:27   #29
 
Leokacy's Avatar
 
Reputacja: 1 Leokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie cośLeokacy ma w sobie coś
Pierwszy raz od dawna byli względnie bezpieczni. Skryci pod płachtą na wozie, chronieni przez krasnoluda, przemieszczali się niezauważeni przez nikogo. I chociaż tempo podróży było niewielkie, to można było dać wypocząć nogom, a nawet zdrzemnąć się, nie obawiając się niczego. Pierwsze chwile na wozie Grisza poświęcił na dyskretne przeglądanie jego zawartości. O tyle o ile było to w tej ciasnej przestrzeni możliwe. Dopiero gdy nie udało mu się odkryć nic podejrzanego pozwolił sobie na chwilę snu, nim Wungiel wywołał go do kozła. Powożenie okazało się prostsze niż myślał. Miał zresztą doświadczenie ze zwierzętami i przyszło mu to bez trudu. Szybko nabrał na tyle pewności siebie, że odważył się nawet pozdrawiać nielicznych podróżnych mijających ich na trakcie. Przekazał potem wodze towarzyszom, by wszyscy nabrali trochę wprawy w tym zajęciu i mogli w podróży wymieniać się na koźle.

***

Wieczór był przyjemny. Rozpalone ognisko, smaczny posiłek, wygodne posłania - przypominało mu to dawne życie, gdy wszystko było lepiej zorganizowane. Nie żałował niczego, wiedział, że te czasy minęły bezpowrotnie. Dobrze jednak było sobie uświadomić, że życie nie zawsze musi być ciężkie i mozolne.

W trakcie podróży dużo wypytywał Wungla o okolicę, ludzi, wsie i miasteczka, próbując wybadać go czy nie powie czegoś więcej odnośnie ich zadania. Teraz jednak nie miał już ochoty na rozmowę. Z pomocą Dymitra zebrał nieco drew na opał - nie planowali palić długo ogniska, więc potrzeby były niewielkie. Pozostały czas spędził w ciszy, przechadzając się po okolicy nim objął pierwszą wartę. Wybrał miejsce nieco skryte śród drzew, by mieć widok na obóz i pobliski trakt.
 
Leokacy jest offline  
Stary 11-07-2018, 22:35   #30
 
Phil's Avatar
 
Reputacja: 1 Phil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputację
To był spokojny dzień. Nie pamiętali takiego, od dłuższego już czasu nie przydarzył im się taki. Pomimo tego uczyli się nowych umiejętności, jakby spodziewali się, że ten spokój nie potrwa wiecznie. Wungiel zdawkowo odpowiadał na zaczepki Galiny i pytania Griszy, zgrabnie przy tym omijając tajemniczą postać o imieniu Navarro. Jedyne, co udało się z niego wycisnąć w tym temacie to informacja, by wytrzymali z nim tyle, ile zdołają. Krasnolud w górach najwyraźniej był osobą trudną we współżyciu.

Wieczorna mgła zwiastowała zmianę pogody. Już w nocy nakrywali się mocniej kocami szukając ciepła. Nad ranem zaczęło padać, początkowa mżawka zamieniła się w kapuśniaczek, ten w deszcz, a gdy ruszyli w drogę nad nimi otwarło się niebo. Wyschnięta na wiór ziemia nie przyjmowała wody, ze wzgórza na którym nocowali zjeżdżali w strumieniu deszczówki rwącym w dół zbocza. U podnóża wzniesienia woda gromadziła się już w kałużach, wsiąkała w podłoże i rozmakała grunt. Kopyta wołów zaczęły zapadać się coraz głębiej , a koła wozu oblepiały się błotem. Kto mógł, ten schował się pod płachtą wozu. Na krótką chwilę, bo i tak furmankę trzeba było od czasu do czasu wypchnąć z błotnej pułapki. Wydawało się, jakby chmury chciały nadrobić kilka miesięcy zaległości za jednym razem. Kiedy już chcieli zrezygnować z dalszej jazdy deszcz przestał padać tak jak wcześniej zaczął, nie nagle, ale stopniowo. Zachmurzone niebo zaczęło się przejaśniać, promienie słońca przebijały się coraz śmielej. I wtedy zobaczyli ich.

Było ich siedmiu, dobrze uzbrojonych i opancerzonych. Dwóch zdążyło już zejść z koni i ustawić się po bokach z naładowanymi kuszami. Pozostali blokowali szlak siedząc na swych wierzchowcach, z rękami ustawionymi tak, by sięgnąć po broń w ułamku sekundy. Krople ciągle skapywały z końskich grzyw i uprzęży. Sierdżant i sześciu debili, tak określili by w Kislevie taki patrol strażników dróg. Odetchnęli na swoim wozie z ulgą, gdy ujrzeli jednolite umundurowanie, i tylko Wungiel zareagował cichym, krótkim, krasnoludzkim słowem, którego znaczenia mogli tylko się domyślać.

- Dokąd to drogi prowadzą, dobrzy ludzie?– odezwał się szorstkim głosem ten najstarszy, z sumiastym wąsem, najprawdopodobniej sierdżant. Debile, jak zawsze, milczeli znudzeni i obserwowali.

- Do Geihselhoff, kapitanie, a da się tędy jeszcze gdzieś dojechać? – Krasnolud potarł nos siedząc na koźle. – Towary wieziem na targ.

- Targ za trzy dni dopiero.

- Kto pierwszy, kapitanie, ten ma lepsze miejsce. Wiecie jak to działa.

- Wiem, wiem...

Mierzyli się wzrokiem przez dłuższą chwilę. Strażnik w końcu machnął ręką, a dwóch jego podwładnych wbiło pięty w boki swoich wierzchowców ruszając w stronę wozu.

- Sprawdzimy te wasze towary krasnoludzie. Tylko bez nerwowych ruchów.
 
__________________
Bajarz - Warhammerophil.
Phil jest offline  
 


Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:35.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172