|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
|
01-08-2018, 20:23 | #1 |
Reputacja: 1 | [Warhammer II ed.] Ostatni. Srebra dla sprytnych.
Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 01-08-2018 o 22:12. |
02-08-2018, 22:18 | #2 |
Reputacja: 1 | Nie trudno było wyczuć rosnącą niechęć Starszego do kowala run. Fałszywe przypuszczenia odnośnie nadchodzącego ataku były ciosem w jego reputację, jednak niezachwiana postawa Galeba sprawiła, że pomówienia rozbiły się o chłodny mur rezerwy. Starszego musiały też irytować plotki o tym, że krasnoludzie przychodzili z różnymi sprawami do runiarza traktując go jako mędrca lub doradcę w mniej czy bardziej poważnych sprawach. Takie konsultacje na boku ostro podkopywały stanowisko lokalnego wodza i Galeb widział niechęć z jaką Starszy wysłuchiwał jego oceny sytuacji, kiedy musiał oficjalnie poprosić go na jakąś naradę. Górski przywódca musiałby przełknąć takie gorzkie lekarstwo, ale zrobiłby to i w najgorszym wypadku nie posłuchał. Tu jednak mieli do czynienia z na wpół człeczą mentalnością. Dostatecznie w życiu już Galeb dostał kopniaki ze strony polityki, aby wiedzieć, że to jest najwyższy czas by opuścić Meissen i pozostawić tutejszą gminę samej sobie. Inaczej ryzykowałby starcie z Barrudinem. A tak spokojnie odejdzie i jeszcze pozostawi po sobie dobre wrażenie, bowiem nic tak nie robiło wrażenia na krasnoludach jak odpowiedzialność, pewność siebie i profesjonalizm. Myśl o wyruszeniu pojawiła się z resztą już dawno - całą swoją pracę Galvinson skupił na przygotowaniu się do podróży, a każdy kolejny dzień przynosił obserwacje dające większą wiedzę... którą wdrażał czyniąc kolejne poprawki w swoich wyrobach. Los tak chciał, że akurat ukończył ostatni element swojego nowego pancerza w dniu, kiedy sierżant von Grunnenberg otrzymał nowe zadania dla Ostatnich. O ile Galeb niespecjalnie się z nimi utożsamiał, to wyprawa ta mogła być idealną wymówką, aby wywinąć się z zaciskającej się obręczy gniewu Barrudina w sposób, który nie będzie poważnym ciosem dla dumy i honoru krasnoludów. A poza tym kierunek - góry, po prostu bardzo runiarzowi odpowiadał. Ostatnio edytowane przez Stalowy : 03-08-2018 o 22:29. |
03-08-2018, 21:57 | #3 |
Reputacja: 1 | Otwarta przestrzeń. Względnie otwarta, ale zawsze lepsza niż loch. Zdyszany Oleg spojrzał w kierunku czarnej kolumny dymu, którą zostawił za sobą. Nie zwracając uwagi na bałagan, zniszczenia, rannych i całą tą militarną oprawę przysiadł ciężko i splunął w bok pozbywając się z ust nieznanych wcześniej metalicznych smaków wojny. Spojrzał w niebo i odetchnął z ulgą. Niestety głęboki wdech znów wypełnił gardło gryzącym osadem. Frietz chrząknął gardłowo raz i drugi wyglądając jak kot odpluwający zlizane kłaki. Nie miał już jednak śliny by znów splunąć. Skrzywił się więc z niesmakiem kręcąc głową. Podniósł się wspierając się o ścianę budynku `Odwodnienie jest niebezpieczne` pomyślał i nienaturalnie raźnym krokiem ruszył wzdłuż szarych ścian budynków. Wiedziony niemal szóstym zmysłem dotarł do niestrzeżonego, znajomo wyglądającego powozu. Jakby nigdy nic podszedł u uchylił materiał skrywający płynne diamenty Wissenlandu. - Łyczek dla uzupełnienia płynów - powiedział cichutko i zerwał korek z butelki. Wypił trzy i pół dużego łyka. - To na drogę - Wyszeptał ładując kolejną butelkę w spodnie - To na spokojność - znów powiedział do siebie, mlasną i łapczywie opróżnił resztę butelki. Szybko poczuł wypite procenty i opróżniając kolejną butelkę już nic do siebie nie mówił. Spakował w spodnie jeszcze dwie, mino, że nie miał tylu kieszeni. Rozejrzał się podejrzliwie, zgarnął szybko jeszcze jedną flaszkę i płynnym krokiem zwinął się niezauważony... --------------------------- Albert przez większość oblężenia przytomnie przyjmował rozkazy w taki sposób by trzymać się z dala od granic miasta. Wewnątrz czół się bezpieczniej, a przecież donoszenie rannych do medyka było równie ważne jak prucie do wroga z łuku, tylko może mniej doceniane, ale przecież nie chodziło mu o chwałę, a o spełnienie służby ..możliwie bezpiecznie do końca. Albert był bystry. Niezbyt silny, ale bystry. Teraz po zakończeniu walk postanowił zadbać o zabezpieczenie dóbr materialnych. W końcu go docenią jego zaangażowanie przenosząc do zaopatrzenia tak pojętnego chłopaka. Pamiętał o powozie z zapasem żywności, który mieli przetransportować ze swoją grupą do dowództwa. Aż oniemiał kiedy dostrzegł menela opróżniającego przechyloną do pionu sporą flaszkę z tych właśnie zapasów "żywności". Właśnie miał podejść do z trudem łapiącego równowagę mężczyzny, ale widok pijaczyny ładującego w gacie butelkę, która natychmiast wypada przez nogawkę był tak zabawny, że zwolnił kroku by pocieszyć się jeszcze przedstawieniem. Nagle kołyszący się mężczyzna zagarną kolejną butelkę i spojrzał się prosto na niego, lecz rozjechane gałki oczne widziały może na pół łokcia przed siebie zakładając, że używałby tylko jednego oka. Mężczyzna trzymający zdobycz przy ciele wykonał serię długich kroków po których zatoczył koło łamiąc prawa grawitacji i znalazł się z powrotem przy wozie. Zwymiotował, czknął, "napił" się z butelki nie zdejmując z niej korka i padł na mordę nie puszczając flaszki. Zamurowany Albert patrzył chwilę na człowieka leżącego pod jego nogami. W końcu szarpnął go z ziemi i władował na powóz. Tak oto Albert bohatersko ocalił zapasy i złapał szabrownika. Awans murowany. ---------------------- Oleg oprzytomniał kiedy ktoś zapinał mu klamry na skórzanej zbroi. Zdecydowanie za ciasno. Opinający ciało sztywny material śmierdział czymś dziwnym i był niewygodny, a do tego ten ktoś szarpał za tą cholerną klamrę starając się chyba pozbawić Olega możliwości oddychania. Kiedy już dopiął swego odprawił włóczęgę mocnym klepnięciem w plecy. - Zwiadowcę do drużyny Grunnenberga! - Odezwał się czyjś głos. Następnie czyjaś dłoń nadała mu jakiś kierunek marszu, a do tego, kiedy Oleg chciał przetrzeć oczy dźgnął się w nos jakim patykiem, który po oględzinach jednym okiem okazał się łukiem. Czort jeden wiedział co tu się wyprawiało, ale Oleg chciał żeby ci dziwni ludzie dali mu w końcu spokój więc szedł naburmuszony w nadanym kierunku. Ostatnio edytowane przez Morel : 03-08-2018 o 22:02. |
05-08-2018, 20:13 | #4 |
Reputacja: 1 | Przerwa w działaniach wojennych nie dała Bertowi wytchnienia. Ciężko pracował fizycznie i umysłowo przy szkoleniu saperskim. Pewnie nigdy w życiu nie zainteresowałby się tym tematem, gdyby na własne oczy nie zobaczył jak skuteczna była broń wybuchowa. Gdyby miał wcześniej tę wiedzę ocaliłby wiele istnień swoich podkomendnych. Na razie jednak wytężał mózgownicę by ogarnąć wszystkie nauki Glorma, a nie było to łatwe dla niziołka. Dopiero nie dawno nauczył się czytać i pisać, więc wysiłek intelektualny był dla niego sporym wyzwaniem. Szczęściem braki w wykształceniu nadrabiał wytrwałością. Ostatnio edytowane przez Komtur : 11-08-2018 o 21:11. |
05-08-2018, 21:13 | #5 |
Reputacja: 1 | Od czasu kiedy odparto szturm wroga, w mieście na nowo odżyło życie. Mieszczanie starali się odbudować i odratować dorobek swoich rodzin. Wydarzenia ostatnich dni były dla nich bardzo traumatyczne. Nic dziwnego, że wielu z nich chciało w jakiś sposób odreagować i zapomnieć o otaczającej rzeczywistości. I tutaj idealnie wpasował się Walter- akrobata, żongler a od ostatnich dni również i bard. Zakupił od jakiegoś kupca reiklandzką lutnię, przypomniał sobie kilka pieśni z czasów cyrkowych i zaczął występować. Z racji tego, że w mieście nie było żadnego innego barda, to zdołał zgromadzić pokaźną ilość widzów. A ci wynagrodzili jego trud pieniędzmi. I to wcale nie nędzną sumką. Nie mniej jednak nadal pozostawał (chcąc nie chcąc) żołnierzem. Jego występy był tylko odskocznią od walki i wykonywania rozkazów przełożonych. Dlatego po otrzymaniu informacji o zbiórce, musiał zebrać swoje rzeczy, zakończyć tutejsze sprawy i zgłosić się na miejsce. Na jego szczęście, idąc ulicą zaczepił go jakiś pokątny handlarz. Oferował mu do kupienia łuk, podobno znaleziony na polu bitwy. Walter obejrzał go uważnie i zachwycił się nim. Zarówno jego zdobieniami jak i mocą strzału. Zapłacił handlarzowi śmieszne pieniądze i zgłosił się na zbiórkę. Teraz tylko czekał na rozkazy... |
05-08-2018, 21:38 | #6 |
Reputacja: 1 | Loftus Ritter wreszcie odczuł realne korzyści z przyłączenia się do Armii Wissenlandu. Zdążył odłożyć trochę złota, nawiązał znajomości z mistrzynią Idrą Ausburg, pozyskał licencję, a w sumie to nawet dwie. Przybory do pisania, które normalnie nie są wcale takie tanie. W trakcie nauki w kolegium nie mógł sobie na to pozwolić, a teraz to co innego. W Meissen zrobiło się trochę spokojniej, rajcy nawet jeśli coś tam protestowali, to mieli ważniejsze sprawy na głowie i pozwolili mu dalej zajmować siedzibę zaginionego maga. Do tego wśród mieszkańców mieściny miał swoich paru zaufanych ludzi, Ci na pewno gotów byliby udzielić dalszego wsparcia magowi, oczywiście gdyby zaszła taka potrzeba. Obecnie co najwyżej przynosili plotki oraz sami dalej rozpowiadali o bohaterskiej dziewicy z Meissen. Tym o to sposobem Wędrowny Czarodziej czuł się bezpiecznie i mógł poświęcać czas ćwiczeniom manipulacji szarych wiatrów magii – Ulgu. Był jednak świadomy, że nie potrwa to długo, dlatego też starał się zgromadzić komponenty potrzebne do rzucania czarów.
__________________ Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych! |
06-08-2018, 08:56 | #7 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Hakon : 06-08-2018 o 22:56. |
06-08-2018, 21:55 | #8 |
Reputacja: 1 | Kapral Thorvaldsson niezmiernie cieszył się z faktu odzyskania statusu kaprala. Niechciana funkcja dowódcy obrony uwierała go okrutnie, bowiem nie był nawykły do podejmowania decyzji mających wpływ na życie tak wielu innych. Na szczęście niewdzięczna rola dobiegła końca, uwielbiający życie na świeczniku Gustaw powrócił i przejął obowiązki głównodowodzącego. Mniej więcej. A przynajmniej na czas rekonwalescencji komendanta miejskiego garnizonu. Detlef nie musiał jednak zastanawiać się nad tym kto komu polecenia ma wydawać, nawet kontaktu z diasporą ograniczył do minimum (nie zapominając o odebraniu naprawionego pancerza i garłacza) a zamiast tego poświęcić się nowemu hobby - poznawaniu tajników sztuki saperskiej. Zanim armia położyła łapska na Glormie i jego talencie do materiałów wybuchowych i zapalających, sękate dłonie kaprala pożółkły od kontaktu z kwasami trawiącymi, śmierdziały siarką i innymi substancjami składającymi się na ładunek. Thorvaldsson był pod wrażeniem, jak pozornie mało ciekawe rzeczy po połączeniu ze sobą tworzą coś, co może zmienić losy starcia, a nawet całej bitwy. Nieco traumatyczne wspomnienia z obrony Meissen tylko potwierdzały możliwości glinianych kul, które przez ostatnie dni konstruowali razem z Bertem. Na pamiątkę ze szkolenia jego skrzynka wypełniła się jednym wyburzaczem, trzema rozbijaczami, dwoma zapalaczami, jednym zadymiaczem i trzema przebijaczami. Była dość ciężka i przeznaczona do dźwigania w poziomie, jednak praktyczny krasnolud dołożył słomy i pakuł oraz przygotował mocowania z mocnego sznura pozwalające na bezpieczny transport na plecach w razie potrzeby. W drugą stronę (czyli w ręce inżyniera) powędrowała pewna pękata sakiewka wypełniona trzydziestoma karlami, a zważywszy na ostatnie wydarzenia Detlef nie miał żadnych skrupułów przed właśnie takim jej przeznaczeniem. Czas szkolenie pozwolił też poważnie rannemu khazadowi na powrót do zdrowia. Wraz z nim powrócił jednak niepokój - sielanka po odparciu sił Wernicky'ego spod Meissen była tak nienaturalna, że musiała zwiastować kłopoty. Dość rzec, że brodacza to miejsce zaczynało uwierać w rzyć i coraz bardziej miał ochotę je opuścić. Tak bardzo, że nawet zaczął odwiedzać odżywające powoli kramy, stragany i składy handlowe, żeby rozeznać się w cenach i dostępnym asortymencie sprzętu podróżnego. Przeczucie go nie myliło - wkrótce Baron przysłał wyrostka, który poinformował kaprala o pilnej odprawie w kwaterze sierżanta. Coś się działo. Wychodząc z zajmowanego pokoju spojrzał na plecak wypełniony racjami żywnościowymi wystarczającymi na dwa tygodnie podróży, utensyliami biwakowymi i ciepłą odzieżą. Zwój liny z hakiem miał pomóc w razie wspinaczki, a reszta jego prywatnego zapasu prochu i kul, których niestety nie zdołał uzupełnić, w razie kłopotów z niemilcami. Kapral Detlef Thorvaldsson, saper Armii Wissenlandu, był gotowy do wymarszu. Jeśli Grungni pozwoli, będzie to już wkrótce. I jedyne co psuło mu nieco humor to wieści o ucieczce konowała, co w sumie potwierdziło tylko w oczach ludzi prawdziwość oskarżeń Thorvaldssona (pomijając próbę zabójstwa komendanta), a także ucieczkę i pojmanie szeregowego Frietza, który brał udział w zamachu na wspomnianego oficera. Dlaczego Gustaw zwlekał z jego powieszeniem było dla krasnoluda zagadką. Może dowódca wyjawi swoje plany co do niego?
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
07-08-2018, 10:27 | #9 |
Reputacja: 1 | Karl ucieszył się z wymarszu. W Meissen i tak nie było już co kraść. Bohater ludu, dzielny obrońca murów miał już dość miasta głupców i marzyła mu się zmiana scenerii. - Góry Czarne eh? Byle dalej od Middenheim.
__________________ Man-o'-War Część I |
07-08-2018, 12:12 | #10 |
Reputacja: 1 | Frietz nadal szedł ciężko i chwiejnie. Spoglądając chmurnie na ziemię pod stopami co chwila wpadał na kogoś i dopiero kiedy szturchną dziwnie, ale znajomo ładnie pachnącą postać zamiast znów wydąć usta w grymasie obrażonej niewiasty uśmiechnął się smętnie unosząc z wysiłkiem ciężkie powieki. Oleg często działał zanim poprawnie przetworzył otrzymane informacje dlatego niewiele brakowało by w przyjaznym uścisku zacisnął dłonie na pośladkach znajomej postaci omyłkowo biorąc ją za Leonorę. Na całe szczęście w porę zorientował się, że to stary dobry Grunnenberg i stanęło na jednostronnym przyjacielskim "misiaczku". Cóż.. Nikt nie mógłby go winić, gdyby doszło do rękoczynów. Wątła postura i zadbana skóra mogły być mylące. Z drugiej strony, gdyby to faktycznie była Leonora to nie skończyłoby się na niezręcznej sytuacji, a na połamanych palcach.. oby. - Kapitanie! cóż ja przejść musiałem jak cię nie było. - Oleg oderwał się od Gustawa z ulgą, że jednak nie wymiętosił mu pośladków - Zamknąć mnie chcieli cholery. Ja na prawdę nie chciałem się z nimi bić, ale mnie chcieli zamknąć. W ciemnicy. Ja na prawdę źle znoszę zamknięcie. Nie chcieli dać mi wyjść! - Zaczął się gorączkowo tłumaczyć. Nawet słowa wspominające loch w którym wylądował budziły u niego silne emocje, co szybko objawiło się niespokojnym oddechem. Ciasna zbroja nie ułatwiała łapania powietrza, więc świeżo upieczony zwiadowca zaczął karierę na skraju omdlenia przed zwierzchnikiem. Przysiad więc szybko na ziemi i wziął kilka głębokich wdechów. Zaczął oklepywać spodnie i kurtę ewidentnie czegoś szukając. - Psia jego... Kurwa. Wszystko mi zabrali - niemal wydukał płaczliwym głosem. |