Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy Oznacz fora jako przeczytane

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-08-2018, 20:40   #21
 
pi0t's Avatar
 
Reputacja: 1 pi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputację
Ludo rozgląda się po tych smętnych lochach za luźnymi odpryskami cegieł i kamieniami. Nie znalazł jednak tego co chciał, choć wcale z tego powodu się nie zmartwił, jego wzrok przykuła złocona bransoletka. Szkielet był stary i wystarczająco martwy, nawet łańcuch, którym był uwięziony przerdzewiał i leżał luzem. Błyskotka była mu więc już nie potrzebna, a Ludo zarekwirował ją jako element odszkodowania za pobyt w zimnym loszku.
- Karl rozumiem, że ten gagatek wypił całe to piwo co miało w piwnicy leżakować. Na ofiarę nowych gospodarzy, to nie wygląda. - Kołodziej odezwał się konspiracyjnym szeptem, jednocześnie chowając bransoletę do kieszeni. Mężczyzna zignorował jednak niziołka, udał że go nie słyszy.
Lochy były nadspodziewanie czyste, żadnych odprysków muru, solidni rzemieślnicy musieli go budować, a Lehmanowie dbali o jego stan. Narzędzia były duże ciężkie i nieporęczne. Zostawił je więc reszcie, a sam zaczął rozważać użycie czaski szkieletu jako improwizowanego pocisku miotającego. Rzucanie kośćmi może nie było zbyt eleganckie, ale może komuś serce z przerażenia stanie? Szczególnie, że ktoś się zbliżał i hałasował. Towarzysze zdecydowali się na starą strategię „bij potem pytaj” i kto wie, czy doszli by do etapu pytaj gdyby nie reakcja Lehmana. Okazało się, że to niejaki Vitto, chyba bękart Sigmunda Lehmana. Młodzieniec chciał im pomóc, a to było w cenie. Tylko gdzie podziała się Liluo? Niziołek zgubił ją z oczu i zaczął się martwić. Kołodziej nadal był przez większość osób ignorowany i generalnie starał się trzymać z tyły, a przynajmniej zbytnio nie pałętać po nogami. Jednak gdy zostali nakryciu w ślepym zaułku tupnął stopą ze złości.
- Cholibka, Vitto powiedz, że wiesz jak odryglować te drzwi!
Młodzieniec szukał czegoś w ścianie, ale zamiast klucza wyjął tylko luźną cegłę. Natomiast jeden z kultystów pomachał kluczem.
Ludo był już zły, czuł jak żółć z żołądka podchodzi mu do gardła. Chwycił więc cegłówkę i rzucił w stronę wroga dając sygnał do ataku. Cegłówka to nie kamień brakowało jej odpowiedniej aerodynamiki, nawet ścisk i wąski korytarz tu nie wiele pomógł. Choć np. niski strop utrudniał skuteczne rażenie celu tym improwizowanym pociskiem. Zresztą to negatywny wpływ braku kolacji. Tak czy inaczej Ludo haniebnie chybił, ale już nic na to nie mógł poradzić. Na całe szczęście jego przyjaciele definitywnie załatwili sprawę kultystów i otworzyli zbrojownię. Ludo ubrał się w skórznie i poczuł się względnie bezpiecznie, dodatkowo sięgnął po procę na kiju, a jak powszechnie wiadomo kij ma dwa końce, ale paradoksalnie gdy jest procą to ma trzy. Pełnił też 3 funkcję, pierwszą podpierająco-podróżnicą, strzelecką oraz zwyczajnie można było nią przywalić komuś w łeb. Broń idealna dla niziołka awanturnika.
- Karl prowadź nas tam, gdzie mogą być nasze rzeczy to nas opatrzę! – odezwał się niziołek, licząc że tym razem nie zostanie zignorowany. – Możesz nas prowadzić przez kuchnię czy spiżarnię, czuję w nosie, że taka droga by była dobra. – Zasugerował z nadzieją w głosie. Karl jednak nie zwracał uwagi na Kołodzieja, był w tym gorszy od gburowatych krasnoludów z Khazid Grentaz.

Kuchni nie było widać, ani czuć. Karl nie był przyjacielem małego ludu, zamiast posilić się po pobycie w ciemnicy i przed rozprawieniem z Kampfem, to od razu udali się do sali tronowej. A z niej dochodziły jakieś głosy, Ludo jeden kojarzył. Dziwna mowa i ten akcent, że aż kiszki skręcało. Chyba, że je skręcało ze strachu, bo ten głos z pewnością należał do Kyana. Słabo znał tego khazada, ale chyba nie będzie chował urazy za to co się stało przy rzece. Zresztą Ludo był przekonany, że mu to wszystko wytłumaczy. Ale to później, może przy jakimś posiłku, teraz trzeba było się zając tym kultystą i licznymi jego rozbojarzami. Niziołek był schowany za kolumną, więc tylko wychylił się, naciągnął procę i posłał ją w stronę mężczyzny odpowiedzialnego za wtrącenie ich do lochu.
 
__________________
Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych!
pi0t jest offline  
Stary 30-08-2018, 21:07   #22
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Sala Tronowa

Słowa wypowiedziane przez Detleva odbiły się echem w podłużnej sali i na chwilę po nich zapadła przejmująca cisza, kiedy zgromadzeni przy drzwiach awanturnicy rozmyślali nad otrzymaną ofertą. Część z nich stała tam z zaciętym wyrazem twarzy, świadczącym, że nie będą paktować z kultystami, choćby ich własne matki były zakładnikami, ale mimo to nikt nie odważył się jako pierwszy postawić kroku w stronę nieprzyjaciół. Wtedy właśnie – kiedy milczenie stało się trudne do zniesienia – wystąpił naprzód Peter, zwany Krasnoludem. Jego przemowa była stosunkowo krótka, acz podane argumenty miały sens i pewnie przekonałyby Detleva, gdyby nie fakt, że instynktownie czuł w kościach, że awanturnicy próbują go wykiwać. Poza tym nie był on osobą przywykłą do kompromisów – Detlev Kampf rządził, a nie słuchał żądań innych.
- Naprawdę uważasz mnie za głupca, niziołku? - Rzucił w jego stronę kultysta, wychylając się do przodu na kunsztownie wyrzeźbionym z drewna tronie. W jego szarych, wilczych oczach błyszczał gniew.
- Nie będzie kompromisów. Życie tych chędożonych kurew w zamian za naszą wolność - zażądał przesyconym groźbą głosem. - Nie wydam wam żadnej wiedząc, że nie jestem bezpieczny.
- Wygrałeś - wtrącił się donośnym i ponurym głosem krasnolud Kyan, który stał wtedy u boku blondwłosej norsmenki. - Nie możemy pozwolić, aby tak zacny ród wymarł i przepadł. Jednak moje oddziały są żądne pomsty. Nie sprzeciwiom siem rozkazom, aleć musisz wyjść z rozpaloną flarą i przekroczyć wolno dziedziniec, by żodna grupa krewkich młodych khazadów nie mogła wykorzystać faktu, iż nie wiedzieli, bomdz nie zauważyli. Wielu dziś zabiłeś spośród mego ludu. Wyjdźcie z flarą i opuszczonym orężem ciasno w szyku i nie prowokujcie. Oraz przysięgnij, że wypuścisz samice nietknięte i żywe. Takie som moje warunki. Jeśli ci siem nie podobają, podnoś rzyć i walcz, to jedyna oferta jakom ode mnie otrzymasz, a za chwile i ta ni byndzi aktualna, winc decyduj rychło. Coż odrzekniesz mi? - Rzekł krasnolud, trzymając ciężki młot w swojej prawicy i obdarzając kultystę oczekującym odpowiedzi spojrzeniem.
Jakie była odpowiedź na ten temat Detleva, tego nikt się nie dowiedział. Było pewnym, że choć przez krótką chwilę rozważał słowa Kyana, szukając w nich jakiegoś podstępu. Odpalona flara w ręku? Zastanowił kultystę ten kuriozalny warunek, ale z zamyślenia wyrwała go Astrid.
- Flara to podpucha - wtrąciła się bezczelnie Norsmanka, puszczając Kyanowi krótki, acz pewny siebie uśmieszek.
- Ostatnio jak taką rzuciłam, to ci maga rozdupiło na trzy strony świata... Albo cztery - zastanowiła się małą chwilę, stukając paluszkiem w podbródek, aż w końcu wzruszyła ramionami - Tak czy inaczej, zdajesz sobie sprawę z tego, że twoja oferta jest pozbawiona jakiejkolwiek taktyki? W sensie no wiesz, bez obrazy, ale ta elfka to już tych włosów straciła garść, a druga kobieta pewnie niedługo wyłysieje ze strachu. Pomijam już fakt, że nie mamy nawet pewności, czy to nie są twoje kultystki oraz co ważniejsze, to my mamy księgę. - Astrid odchrząknęła dając jeden, niewielki krok w przód.

- Może lepiej zróbmy tak: ty puścisz te dwie laski, których i tak nie znamy i nie wiemy w sumie co to za podróbki Asów z talii kart, a my nie zniszczymy księgi i damy ci szansę na jej odzyskanie. Bo nie oszukujmy się, ale jeśli będziesz chciał je zabić, to i tak zrobisz, nie mam racji? Nie jesteś przecież głupi - Blondynka patrzyła na niego wyczekująco, nie pokazując po sobie, że naprawdę jej zależy. Nie była w końcu pewna czy aby na pewno tak jest, jednakże te kobiety nie pisały się na tę bitwę z własnej woli, mogły być tylko niewinnymi ofiarami wojny, a ze wszystkich wojennych konsekwencji najbardziej nie lubiła tego, że cierpią ci, którzy nieświadomie zostali wplątani w walkę.
- Księga jest tutaj - dodała wskazując na tobołek Katariny, która dla Astrid wyglądała na wiedźmę. Pasowała więc do osoby, która mogłaby coś takiego przy sobie mieć. - Ty puść dziewki w naszą stronę, a my szurniemy ci tobół po podłodze.
- W jednym kobieto się nie pomyliłaś. Nie jestem głupcem… - odparł jej Detlev, powstając dumnie z tronu i idąc po schodach w dół, w stronę ołtarza. Każdy jego krok okraszony był iście szlachecką gracją i pewnością siebie.
- Ty zaś upewniłaś mnie w przeświadczeniu, że mam do czynienia z bandą nędznych kłamców. Nawet jeśli jest tam księga, jak twierdzisz, to po śmierci czarnoksiężnika nie stanowi ona dla mnie żadnego użytku - kiedy kultysta kończył mówić, drzwi za plecami awanturników otworzyły się. Do środka wtargnęła doborowa uzbrojona grupa składająca się z ludzi, niziołka oraz krasnoluda, na widok których część znajdujących się w środku poszukiwaczy przygód zwróciła swoje bronie.
- Zostawcie ich! - Rozkazał na głos Kyan. - Ichże mieliśmy uwolnić oraz tom ylfkę, co klynczy przed tym wojem. Niestetyż… - ostatnie słowo dodał już cicho i pod nosem.
- Dość! - Przerwał wszystkim Detlev Kampf, wyraźnie rozgniewany ucieczką więźniów i tym, że znowu mu przerwano, po czym przeniósł swój gniewny wzrok na trzymającego Lilou, potężnie umięśnionego gwardzistę i skinął mu porozumiewawczo głową. - Zabić ich wszystkich! - Warknął na głos, po czym sam wyciągnął z kabur pistolety skałkowe i wycelował oba w zgrupowanych przed nim awanturników.
 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019
Warlock jest offline  
Stary 30-08-2018, 21:36   #23
 
Avdima's Avatar
 
Reputacja: 1 Avdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputację
Detleva nie wzruszały próby podstępu, szczególnie, że jedna goniła drugą, niewiarygodnie się piętrząc. Jakby ten wąż przez pomyłkę kąsał własny ogon. Wraz z nadejściem posiłków, błazenada dobiegła końca. Na szczęście zbrojni okazali się nie być sojusznikami chaosytów, więc nie pozostawało nic innego, jak przelać krew.

- Za Sigmara!

Niski głos biczownika odbijał się pośród hal, kiedy strażnik Detleva zaczął na niego szarżować. Oczy Unrechta płonęły nienawiścią. Ściskał broń coraz mocniej i pewniej, wiedząc, że za chwilę przyjdzie mu jej użyć. Przeciwnik wyglądał na potężnego, ale biczownik wierzył w zwycięstwo. Jeżeli nie swoje, to krasnoludzkich oddziałów, które rządne były zemsty. Sigmar na pewno zatriumfuje.
 

Ostatnio edytowane przez Avdima : 06-09-2018 o 18:19. Powód: obiecana edycja.
Avdima jest offline  
Stary 31-08-2018, 14:40   #24
 
Hakon's Avatar
 
Reputacja: 1 Hakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputację
Pierwszą osobą, którą napotkali Durak potraktował bezprecedensowo piąchą. Młodziak nie miał szans trzymany przez Lilou a solidny cios pozbawił przytomności.
Chwilę później okazało się, że Karl go zna i to dobrze gdyż jest to jego brat. Jakże Durak żałował wtedy, że nie ukatrupił chłystka sztyletem pod żebra. W sumie gdy trochę się opanował, a trzeba zauważyć, że khazad zrobił się dość agresywny i impulsywny ostatnio, co niewątpliwie miało związek ze zdradą i uwięzieniem w lochach, nie wspominając o stracie honoru przed reszta krasnoludów a szczególnie Kyanem.

***

Starcie z wartownikami Durak opłacił raną. Może nie śmiertelną, ale dość głęboką. Jednak nie przeszkadzało mu to w zaszlachtowaniu chaosyty.
Durak ciągle był w złym humorze a ta rana nie pomagała.
- Teraz wrogowie będą mieli łatwiej a i większa szansa na śmierć.- Jęczał patrząc na krwawiącą ranę.
~ Przydałaby się jakaś zbroja.~ Pomyślał odwracając na chwilę uwagę od rany.
Jak na życzenie chwilę później znaleźli się w zbrojowni zamkowej.
Durak od razu zobaczył kuszę powtarzalną na stole. Podszedł do niej i zaczął się przyglądać jej i ważyć w rękach.
~ Hmm. Tą bronią można więcej ustrzelić chaosytów w krótszym czasie.~ Uśmiechnął się do siebie i gdy jego wzrok spoczął na Karli i Vitto sposępniał od razu. Przewiesił broń przez ramię i dobrał zapasową amunicję do broni. Podszedł później do stojaków z bronią i wybrał miecz.
~ Gdzie te ścierwa schowały mój miecz i kuszę?~ Myślał rozglądając się z zaciśniętymi zębami po komnacie.
Na koniec spostrzegł kilka lekki zbroi, w które odziali się kompani i po krótkim namyśle sam podszedł i wybrał dla siebie kolczugę i kurtę. Szukał także spodni, ale nie było wystarczająco krótkich dla niego a ucinanie by po prostu zniszczyło zbroję i spowodowało w przyszłości jej zniszczenie.

***

Gdy weszli do sali tronowej zobaczyli grupę awanturników z Kyanem rozmawiającą z Detlevem. Durak splunął i złapał za kuszę.
- Nie gadajcie z tym chaosytą. On i tak zdradzi.- Po czym podniósł kuszę do brody i wycelował i nacisnął spust.
 
Hakon jest offline  
Stary 31-08-2018, 14:53   #25
 
Porando's Avatar
 
Reputacja: 1 Porando ma wspaniałą reputacjęPorando ma wspaniałą reputacjęPorando ma wspaniałą reputacjęPorando ma wspaniałą reputacjęPorando ma wspaniałą reputacjęPorando ma wspaniałą reputacjęPorando ma wspaniałą reputacjęPorando ma wspaniałą reputacjęPorando ma wspaniałą reputacjęPorando ma wspaniałą reputacjęPorando ma wspaniałą reputację
Vincent zostawił negocjacje innym. On sam nigdy nie był dobry w oszukiwaniu i słownych potyczkach. Lubił konkrety, rzeczowe argumenty a nie lanie wody.
Według niego nie było sensu negocjacji z kultystami. Wiadomym było że obie strony nie dotrzymają słowa: krasnoludy są zbyt uparte i nigdy nie puszczą kultystów wolno, a kultyści są tak wypaczeni, że po wszystkim i tak nie wypuszczą zakładniczek, tylko je zabiją, chociażby na złość.
Nie znał tych kobiet, jednak chciał chociaż spróbować im pomóc. Gdy już było wiadomo że nici z negocjacji, rozstawił swoją tarczę i oparł na niej lufę w taki sposób, by nie trafić swoich towarzyszy. Następnie wycelował trochę do góry, by pociski trafiły wrogów w górną część ciała i ominęły tym samym leżące zakładniczki. Vincent wiedział że cel jest daleko i nie był pewien czy śrut wogóle do nich doleci, a co dopiero mówić o zadaniu obrażeń. Chodziło mu o coś zupełnie innego. Wykorzystując pierwotne instynkty, naturalną chęć uniknięcia obrażeń własnego ciała, chciał zmusić ich podświadomość do decyzji: unikaj chmury śrutu lub zabij zakładniczki. Liczył że wrogowie unikając, puszczą kobiety, a później im odpuszczą i skupią się na walce.
Następnie odpiął od pasa topór i rzucił nim w kierunku czempiona Chaosu. Celem nie był jednak wojownik - tileańczyk celował tak, by broń trafiła na podłogę, blisko elfki. Jeśli ma to być jej ostatnia walka, to niech chociaż ma się czym bronić. To było chyba wszystko co Vincent był w stanie teraz dla niej zrobić.
 
Porando jest offline  
Stary 31-08-2018, 16:40   #26
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Nie rzeba było zyt wiele zachodu, by trafić do sali, którą śmiało można było nazwać tronową, chociaż stary Lehman królem ni innym księciem nie był i nigdy nie będzie. Ale pomieszczenie wyglądało odpowiednio, a jedynym elementem nie pasującym do wystroju wnętrza był sam ober-kultysta i garść jego pomagierów.
Treści wymiany poglądów między kultystami a krasnoludami Dietrich nie był świadkiem, ale bez problemów można było się domyślić, o co chodzi. Bylo jasne, że Detlev chce uzyskać życie i wolność, oferując za to życie dwóch kobiet.
Naiwnym byłby ten kto by sądził, że przeklęty kultysta dotrzyma słowa. No a pozwolić mu na ucieczkę i dalsze wyrządzanie szkód? To też się zdało Dietrichowi niedopuszczalne. Dlatego też starannie wycelował w oko głównego kultysty i strzelił, ledwo ten sięgnął po broń.
 
Kerm jest offline  
Stary 01-09-2018, 10:58   #27
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Wojna była przereklamowana. Oczywistym było, że khazady przejadą kultystom po brzuchach. Magia trzeszczała, kiedy czarodziejka i mag chaosu rozpoczęli inkantację. Oba efekty były całkiem spektakularne i Reinmar dziękował Sigmarowi, że mięli Katarinę przy sobie. Reszta też sprawiła się nieźle, choć na oko zwadźcy cała ta szopka ze szturmowaniem murów nie była potrzebna, bo krasnoludzkie, latające cudo inżynieryjne załatwiło wszystko jednym, celnym strzałem. „Właściwie, wystarczyłoby, aby ktoś po prostu wstrzelił tą racę na dziedziniec” pomyślał zwadźca patrząc smutno na rannych krasnoludów. Nie rozumiał ich poświęcenia, ale szanował ich wybór i rozumiał, dlaczego tak mocno pragnęli zniszczyć czarodzieja chaosu i przejąć księgę.
Widział skutki zaklęcia i nie wyobrażał sobie, co byłoby gdyby zostało rzucone na ludnej ulicy miasta, takiego Altdorfu na przykład. O ile wielu parszywców mogłoby spokojnie rozstać się ze światem, zwadźca miał zasady. Żadnych kobiet i dzieci. Te pozostawały poza wszelką dyskusją i co jak co, ale nawet taki łotr, za jakiego uważał się Reinmar nie plamił żelaza krwią bezbronnych. Zwadźca był jednak przekonany, że pierwsi staliby się celem zaklęć plugawego czarownika.

Bitwa jednak od początku szła nadspodziewanie dobrze. Widać było sporą wprawę Khazadów w tego typu przedsięwzięciach. Maszyny rozwaliły mur w dwóch miejscach i jednocześnie rozbiły bramę. Nie trzeba było biegać z drabinami, co miało swoje plusy.
Krzyk rozkazów, szczęk żelaza, kiedy khazadzi zwarli się z kultystami, szczęk zwalnianej kuszy i świst strzał. Gdyby nie armaty, to mogłaby być zwykła siekanina na pograniczu, jakich wiele. „Dlaczego więc tu jestem?” Reinmar zadawał sobie to pytanie już od rana, nie mogąc znaleźć swojego miejsca. „Zbir z gościńca to marny materiał na żołnierza” pomyślał szukając innych powodów „Patriotyzm? Możliwe, ale chyba nie tu” Reinmar znajdował się ostatnio poza ojczystym Reiklandem i nawet nie znajdował się na ziemiach pod jurysdykcją Imperium. Walka o nie do końca swoją sprawę i nie do końca na swoich ziemiach czyniła z niego jedynie najemnika i o żadnym odwoływaniu się do jego poczucia obowiązku nie mogło być mowy.Rotella to był dobry pomysł na bitwę. Strzały łomotały o tarczę i Reinmar oczami wyobraźni widział swoją szefową ze strzałą w gardle, gdyby nie ten niepozorny kawałek okutego żelazem drewna. Widząc, że jego szefowa jest chwilowo bezpieczna, postanowił zrobić coś heroicznie głupiego i pobiegł w kierunku szykujących się do ponownego zwarcia oddziałów.
- Strasznie zawzięte kutasy z tych kultystów – rzucił do Astrid szykując rotellę. Dziewczyna zakończyła właściwie bitwę jednym celnym rzutem racy. Kiedy Reinmar usłyszał nad sobą łopaty wirnika krasnoludzkiego żyrokoptera, wiedział już, że żywot plugawego maga chaosu się zakończył. Pół dziedzińca wyleciało w powietrze, a to, co nie zostało rozerwane eksplozją, spaliło się na proch. Cała reszta bitwy była poezją. Reinmar jeszcze chwilę stał, oceniając dzieło zniszczenia. Człowiek spalony ogniem wygląda tak samo jak inny człowiek spalony ogniem. Po prostu nie było można rozpoznać, czy należał do chaosu, czy był jedynie głupcem, który poszedł za jakimś maniakiem na śmierć. „Dobra, nie czas na pierdoły” zwadźca uciął te bolesne dywagacje ze swoim umysłem i wszedł z innymi do zamku.

Problemy zaczęły się piętrzyć kiedy dotarli do głównej sali zamku. Rozparty jak jakiś cholerny lord parszywiec zwany Detlefem zasłonił się kobietami, i próbował kupić swoje życie. Reinmar marszczył brew i prawie zjadł swoje wąsy, przeklinając w duchu i nie mogąc specjalnie wpłynąć na wynik negocjacji. Po prostu to nie była jego rola, a jedynymi, którzy mogli negocjować, były krasnoludy. Reinmar nie miał złudzeń, że gotowi są poświęcić dwie ludzkie kobiety za życie kultystów, jeśli kilka chwil wcześniej poświęcili jakiś tuzin swoich, szturmując zamek. Detlef kupował złudzenia i bajki, najwyraźniej szalony i zdesperowany. Reinmar już miał zaproponować inne rozwiązanie, że wyzwie go na pojedynek i honorowo zabije, przez co być może jego ludzi nie spotka ten sam los, co spalonego czarodzieja, ale Detlef zakończył negocjacje wybierając to, co Reinmar i tak zamierzał mu zaproponować. Śmierć w walce.
Zwadźca ujął mocniej swoją rotellę, wystawiając ją na przód
- No dobra herr Detlef, pora pana zabić - mruknął do siebie
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est

Ostatnio edytowane przez Asmodian : 04-09-2018 o 21:46.
Asmodian jest offline  
Stary 01-09-2018, 22:27   #28
 
Feniu's Avatar
 
Reputacja: 1 Feniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputację
Pomysł z atakiem na strażnika okazał się słuszny i skuteczny. Jednym sprawnym ruchem rajtar pozbawił życia pilnującego więźniów strażnika. Zresztą nie przykładał się on zbytnio do swej pracy bo gdy Vitto wszedł do korytarza został przywitany fangą w nos.

- Miłe powitanie! Dziękuję! - powiedział oburzony rozcierając bolący nos, - korytarz był czysty, a strażnik przed wejściem nie żyje. Droga na górę jest wolna, mogę prowadzić! A z wami policzę się później - skierował swe słowa do brata i ojca. - Co wam przyszło do głowy by układać się z chaosytami, pojebani jesteście?

- Raczej odniosłam wrażenie, że cała wasza rodzina jest walnięta - burknęła Lilou krzyżując ręce na piersi i patrząc butnie na “nowego”
- Spodziewałeś się szampana i toastu? Gratuluję… - elfka przerzuciła oczami i wyjrzała z powrotem w korytarz. To gadanie było bez sensu.
- Ja stąd spadam póki okazja, a wy nie wiem… Pogadajcie jeszcze o swoich chorobach i ciotkach sprzedających kartofle w Marienburgu - po tych słowach dziewczyna ruszyła dalej, aby wydostać się z tego miejsca.
Dietrich, który nie miał zamiaru wysłuchiwać tej wymiany poglądów ruszył po schodach do góry, ledwo Lilou go minęła.
Hans na widok zachowania elfki tylko przewrócił oczyma, czasem nie poznawał swojej przyjaciółki, ale ta podróż zmieniła ich wszystkich.
- Powodzenia - rzucił Vitto ignorując oburzenie elfiego dziecka.

- Trochę się zmieniło ostatnio w tych lochach - zignorował zachowanie elfki Karl, wtrącając się do rozmowy. - Czy wiesz, czy może gdzieś trzymają tu broń? Z łopatą i kilofem raczej nie nakopiemy Detlevowi do tyłka.
- Wyobraź sobie, że wiem, ale nie wiem czy jest sens przekazywać tą wiadomość tej ignorantce - spojrzał wymownie na Lilou, która wyraźnie była uprzedzona do wszystkich członków rodziny Lehmanów, jak zresztą i samego Vitto, jednak sam mógł nie przetrwać, a Karl i ojciec mogą się jeszcze okazać przydatni.
- Chodźcie za mną - rzekł po czym ruszył do przodu wymijając grupę. Podniósł z ziemi swój sztylet. Na tą chwilę żałował, że nie zabrał ze sobą swych pistoletów, jednak w życiu nie można mieć wszystkiego.
Durak tylko obserwował młodzika i zerkał na Karla.
- Ruszajmy tyłki bo aż świerzbi mnie łapa.- Rzucił i odwrócił się w stronę korytarza.
- Było się po dupsku nie drapać - dodał do siebie Vitto.

Vitto nie mógł znieść obecności krasnoluda, który tak radośnie go powitał, jednak nie czas i nie miejsce by bawić się w jakieś pojedynki, tudzież inne zagrywki. Poza tym swą uwagę skupił na bracie i ojcu - niestety.

Gdy wyszli korytarzem w stronę zbrojowni okazało się, że drzwi są zamknięte, a niziołek którego spotkał choć sam się nie przedstawił odezwał się do Vitto - Cholibka, Vitto powiedz, że wiesz jak odryglować te drzwi!.
Vitto pewnie prowadził całą grupę w kierunku gdzie znajdowała się zbrojowania kultystów. Gdy kręcił się tam ostatnio drzwi były otwarte. Wiedział, jednak gdzie wartownicy chowają klucz.
- Nie jestem włamywaczem - odezwał się do niziołka - ale wiem, gdzie trzymają klucz.
Luźna cegła, zza którą zawsze chowano kluczyk, odsłoniła pustą wnękę. Klucza tam nie ma, co nie omieszkał skomentować wypasiony niski khazad

- Gdzieś ty nas wyprowadził kundlu.- Spojrzał na Vitto i zacisnął mocniej rękę na sztylecie, po czym odwrócił się do odbiegających kultystów.
- Lepiej otwórz te drzwi bo zostaniesz przy nich na wieki.
- Waż swe słowa kurduplu, mogłeś zostać w lochu pewnie i tak nie widziałbyś różnicy od tych waszych krasnoludzkich twierdz - odpowiedział poirytowany Vitto macając ręką czy w skrytce znajduje się klucz.
Khazad mruknął głęboko i chciał przywalić człeczynie lecz się powstrzymał wiedząc, że chaosyci się zbliżają.
- Strach cię obleciał? - rzucił w stronę khazada. Wiedział jednak że jeśli nie znajdzie szybko klucza to ci strażnicy mogą sprowadzić posiłki.
- Zamknij jadaczkę wypierdku snotlinga.- Durak warknął i skoczył na kultystów, którzy w tym czasie zdąrzyli nadejść wymachując wesoło kluczami. Jeśli liczyli, na szybką i bezproblemową walkę to się mylili, gdyż w chwilę moment to oni leżeli trupem, a Vitto buszował w zbrojowni.
- A nie mówiłem, że tu jest zbrojownia. Nieźle walczycie - pochwalił nowopoznane osoby jednak wiedział, że jego słowa i tak niewiele znaczą. Już przy wejściu do zbrojowni jego oczom ukazał się lśniący pistolet, który na rękojeści miał wyryte V. - Jak znalazł - szepnął półgłosem ładując broń znalezioną amunicją i chowając ją za pas. Gdy już znalazł to czego szukał zaczął przeszukiwać pancerze, by znaleźć odpowiedni dla siebie. Jego lekko znoszone ubranie było dobre, acz nie chroniło przed obrażeniami. Wynalazł skórzaną kurtę, która pasowała jak gdyby była na niego skrojona. - Ojczulku, czemu wcześniej nie zaprowadziłeś gości do tego miejsca - zapytał ojca z drwiną w głosie.
- Sądziłem, że jeśli wyrośnie ci twój pierwszy wąs to zmądrzejesz, chłopcze i przestaniesz być takim sarkastycznym gówniarzem przez resztę swojego życia - odparł zmęczonym głosem Sigmund, tak naprawdę po raz pierwszy się odzywając na więcej niż kilka słów.
- Widać jednak, że płynie w tobie pospolita krew twojej matki i całe życie pozostaniesz nikim, tak jak i ona była nikim. Grzanie mojego łoża to najlepsze co ją w życiu spotkało - kontynuował buńczucznie szlachcic, lecz wtedy to spotkało go coś niespodziewanego. Został uderzony w twarz, lecz nie przez Vitto, a przez Karla.
- Przestań ujadać jak ślepy kundel! - warknął na niego jego pierworodny syn. - Pomyślałbym, że zmądrzałeś choć trochę podczas swojego pobytu w celi, ale dalej masz gdzieś innych i najlepiej potrafisz krzywdzić swoją własną rodzinę, ty stary zachlejmordo! Zdobyłem księgę nie po to, aby ciebie ratować, lecz moją siostrę… Teraz to nawet możesz szczeznąć, skoro i ona nie żyje, więc nie będę powstrzymywał ręki Vitto, jeśli pragnie się zemścić po tylu latach.
- Nie mam zamiaru kopać leżącego, tak jak ty to zawsze robiłeś staruszku - rzucił ostro Vitto. - Los sam wymierzył ci karę, tylko i tak pewnie jej nie zrozumiesz, bo już na to za późno. Ratuje cię tylko twój szlachecki rodowód, a tak naprawdę znaczysz dla ludzi tyle co szczurołap! Ba porównanie cię do szczurołapa byłoby dla niego obraźliwe. - Vitto prawie krzyczał, lecz nagle umilkł. - Nie czas jednak na wylewanie swych żali, zmykajmy stąd, a ty jak chcesz to zostań tu i gnij w tym bagnie. - Wymierzył mocny cios w twarz ojca, po czym zwrócił się do wyjścia. - Czas nagli, wyprowadzę was na zewnątrz - rzucił, po czym zaczął wspinać się po krętych schodach.

Gdy dotarli do sali, w której Detlev spierał się z dziwnymi ludźmi którzy przybyli wraz z khazadami pewnie po to by odebrać księgę, Vitto ani myslał brać udział w otwartym starciu. Biegiem udał się do kuchni, przeszukując wzrokiem baryłki oleju, lub innej łatwopalnej substancji, którą mógłby podpaloną rzucić na kultystów - oni mieli przecież jego siostrę!
 
Feniu jest offline  
Stary 02-09-2018, 13:04   #29
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Szef kultystów stracił cierpliwość i zarządził atak.
"Dobrze" - pomyślał Ighor - "czują się pewnie, a więc jest szansa uwolnić kobiety.
Krasnolud szybko ruszył prawą flanką z zamiarem rozłupania najbliższego kultysty. Miał nadzieję że ci narwańcy atakujący od frontu, ściągną na siebie uwagę większości sił wroga i Ighor będzie miał czyste pole do rzutu nożem w tego gnoja trzymającego jedną z dziewczyn. Sukinsyn wyglądał na twardziela, ale i Ighor sroce spod ogona nie wyskoczył.
 
Komtur jest offline  
Stary 02-09-2018, 15:27   #30
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
Kunszt wojenny Katarinie nie imponował, choć zorganizowana szarża krasnoludów będąca następstwem głośnych wybuchów mogła zrobić wrażenie na kimś zaprawionym w tym rzemiośle. Ona natomiast, niczym sama śmierć przechadzająca się pośród trupów i wrzeszczących w agonii kultystów, czuła się jak nieproszony gość w tym teatrze krwi i stali. Jej miejsce było zupełnie gdzie indziej - poza linią wroga, pod osłoną cieni rozwiązując problemy i eliminując zagrożenia czychające na innych. A jednak stała teraz na skąpanym w czerwieni i błocie pobojowisku, spod skrywającego twarz kaptura rozglądając się na boki, ze zgrozą podziwiając bitewne dzieło.

Tyle śmierci…
… cóż, dobrze że tylko tyle.

Poczuła ulgę, choć daleko jej było do rozluźnienia, bo wciąż było coś do zrobienia. Blondwłosa z Norski wykonała świetną robotę wysadzając czarnoksiężnika oraz jego świtę w powietrze, nie zważając zupełnie na działanie plugawej magii. Gdyby nie to, mogłoby być znacznie gorzej. Odbity przez nich artefakt Chaosu, gdyby dać wrogom nieco więcej czasu, mógłby sprowadzić na nich wszystkich zgubę. Bardzo jej szkoda było krasnoludów, którzy polegli w okropnych męczarniach, jakie sprowadziło na nich Dhar, lecz dobrze wiedzieli w co się pakowali. Tak to już na tym świecie bywało - idąc na wojnę wszyscy szukają sławy i chwały, chcąc zapisać się w kronikach historycznych, ale tylko garstka ich zaznaje, kiedy reszta ginie w mrokach dziejów kompletnie zapomniana. Na koniec weselą się tylko ci żywi, a martwi… cóż.

Martwi pozostają statystyką.

Mimo tej ponurej myśli, na twarzy Katariny zagościł drobny uśmieszek, gdy sobie o czymś przypomniała.
Chyba wszystkie kobiety z Norski cechowała odwaga… albo szaleństwo? Byłaby cennym nabytkiem w jej wyprawie po skarb Skarabeusza Śmierci.

Dhar... Jego energia, naznaczona zaklęciem z domeny zepsucia, wciąż unosiła się w powietrzu, a ona aż za dobrze czuła to swoim nadwrażliwym zmysłem magicznym, niejednokrotnie przez nią przeklinanym w takich sytuacjach. Od momentu gdy inkantacja weszła w życie, miała wrażenie jakby wiatr przesiąknął smrodem zgnilizny wgryzającym się nawet w najskrytsze zakamarki ciała. Czuła mdłości, a skóra gryzła jakby spędziła dobry tydzień tarzając się w nieczystościach. Przez moment chciała jedynie zanurzyć się w balii ciepłej wody, by wyszorować się szczotką i mydłem zapachowym, aby z siebie to wszystko zmyć. Jednak było to tylko zwykłe wrażenie, nie fakt. Użyła więc całej swojej siły woli, by odgonić okropne uczucie, zamykając je w klatce swojej własnej dyscypliny. Nie była w stanie całkowicie się go pozbyć, lecz tyle wystarczyło, aby nie stawiało się ciągle na pierwszym planie myśli.
Magia Nurgle’a, tak jak wszystkich pozostałych niszczycielskich potęg, miała do siebie pewną właściwość. Ich efekt natychmiastowy potrafił być przerażający, jednak tak naprawdę należało się obawiać tego, co przyjdzie później. W najlepszym wypadku były to choroby, w najgorszym… mutacje. Tak więc, unikając kojarzących się z jakąś zupą w ziemnych misach niewielkich kałuż krwi z pływającymi w nich flakami, pospieszyła w stronę Dorana, mijając Reinmara, któremu naprawdę wdzięczna była za jego ciężką pracę. Gdyby nie on, leżałaby gdzieś w błocie pośród martwych, kompletnie zapomniana.
A ona ginąć w taki sposób nie zamierzała.

- Wodzu Doranie Gromowładny! - Zwróciła na siebie uwagę podnosząc głos. Na jej twarzy jak zwykle malowała się powaga, tutaj całkowicie adekwatna do sytuacji oraz do wiadomości, jaka miała być przekazana. - Żołnierze, którzy padli ofiarą zaklęcia czarnoksiężnika, powinni jak najszybciej zostać poddani opiece medycznej nie tylko z powodu ich aktualnego stanu, ale też w celu obserwacji z powodu ewentualnych chorób. Ciała zmarłych również sugeruję spalić, by nie rozpoczęło to jakiejś plagi zesłanej przez magię Chaosu.
Zajęty ukrócaniem życia jakiemuś bezimiennemu kultyście khazad aż przerwał na chwilę swe ponure zadanie, by zmielić w ustach jakieś dobre pół tuzina przekleństw, nim rozwalił swej ofierze łeb. Jednak po jego spojrzeniu, jakim ją obdarzył, Katarina od razu się domyśliła, że ten się spodziewał takiego obrotu spraw. Oczekiwał jedynie potwierdzenia, na które skinął jej głową.
- Poślemy po medyków, a zarażone oddziały poddamy kwarantannie. Sukinsyny… - warknął krasnoludzki przywódca, dla podkreślenia kopiąc ze złością znajdujące się w pośmiertnych drgawkach ciało, chrupocząc mu kilka żeber z nieprzyjemnym odgłosem - A ciałami też się zajmiemy.
To wystarczyło. Sprawa księgi też już była załatwiona. Jeszcze tylko Detleva oraz tych cholernych awanturników należało doprowadzić przed oblicze sprawiedliwości i ich zadanie w tym miejscu się kończyło. Astrid już udała się do wnętrza budynku wraz z pozostałymi, zamierzając wypełnić komendę Dorana. Jedynie Reinmar za nią wyglądał wzrokiem, oczekując przy wejściu jak to zwykł robił. W duchu aż parsknęła krótkim śmiechem. Jego to pewnie nawet wojna by nie zmieniła.
Poszła więc i ona, ignorując widok niemal całkowicie rozpuszczonego przez Uglu kultysty, który posłał nieprzyjemne dreszcze po jej plecach.


Negocjacje zawiodły. Sensownych argumentów było mało, włącznie ten z księgą, choć ze wszystkich prawdopodobnie był najlepszy, gdyby chcieć ocalić skórę obu kobiet. Po prostu Detlev, będący teraz niczym szczur w klatce, na pewno wiedział, że tak łatwo księgi by nie odzyskał. Nie był naiwniakiem... a szkoda.
Ona tym czasie próbowała wymyślić jakąś okrężną drogę, by jednocześnie unieszkodliwić Detleva i nie poświęcać jego ofiar w imię “słusznej sprawy”, niech ją szlag. Nienawidziła tego robić - wybierać między zniszczeniem chaośnickiego wynaturzenia a życiem innych. I tak źle, i tak źle. Większość jej podobnych by się nawet nie zastanawiała, skazując kobiety na śmierć, a ona…
Wahała się. Zawsze się wahała.
W końcu coś takiego nie leżało w jej naturze.
Niestety było już za późno. Z zaciętym wyrazem twarzy zaczerpnęła więc obficie z otaczających ją cieni, w duchu błagając wiatry, by i tym razem były dla niej łaskawe, bo właśnie zaczynała inkantację jeszcze potężniejszego zaklęcia niż to, co wyzwoliła w trakcie starcia na zewnątrz. To było wszystko, co mogła od siebie dać. Jeśli się nie uda, to cóż…
… trzeba będzie zmierzyć się z nieuniknionym. Pocieszała ją jedynie świadomość, że nawet ich nie znała.
 
Flamedancer jest offline  
 


Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:49.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172