Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-09-2018, 18:17   #31
 
pi0t's Avatar
 
Reputacja: 1 pi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputację
Ludo był głodny, Ludo był zły. Dlatego w pierwszej kolejności należało ukarać rozbojarza, który siedział na tronie. To on ich zesłał do lochów i zapewne zabrał z tamtego miejsca całe piwo o których mówił Karl. No chyba, że ten znowu bezczelnie kłamał… Tak czy inaczej niziołek zakręcił nową, cudowna procą i posłał pocisk wprost w Detleva. Kamień trafił i świadczył o rychłej zgubie przywódcy kultystów, nawet jeśli chwilowo nie odczuł on tego jakoś dotkliwie. Kołodziej był o tym przekonany i nie zmieni tego nawet przemiana w jakąś zakłaczoną/zasierścioną bestię. Mały lud radził sobie z nieumarłymi, poradzi sobie więc i z takim zagrożeniem, szczególnie mając u boku tylu dzielnych sojuszników. Zresztą Kołodziej nie zdążył zwątpić w swoje słowa w momencie gdy, Detlev stanął w ogniu niczym żywa pochodnia. Vitto był za to odpowiedzialny i to mu się chwaliło, zasłużył na kawałek placka z gruszkami. Mężczyzna miał celne oko niczym niziołek, a improwizować też potrafił, w swojej determinacji gotów był spalić cały chyba zamek. Rozważania o placku trzeba było jednak porzucić, dzielny Kyan próbował zatrzymać wroga i został pozbawiony ręki. Ta odpadłą gdzieś z tarczą, a khazad padł na podłogę. Ludo zrobił się blady jak ściana, ale to nie z powodu olbrzymiej ilości krwi, tą potrafił być cały umazany odbierając choćby poród z drobnymi komplikacjami. Przeraził się, że khazad wyzionie ducha nim niziołek zdąży mu przedstawić swoją wersję prawdy tego co się wydarzyło przy przeprawie.
Kołodziej nie bacząc na nic rzucił się po krasnoluda. Kyan był cholernie ciężki, mógłby schudnąć, albo nie nosić tyle żelastwa, Kołodziej nawet bał się przez chwile, że dostanie przepukliny, ale jakoś się udało. Znalazł w sobie odpowiednio dużo siły, aby odciągnąć go za najbliższy filar. Źle to wyglądało i warunkach bitewnego zgiełku nie wiele można było robić. Medyk starał się zatamować masywny krwotok, opatrzyć ranę tym co było pod ręką i w jak najszybszym czasie. Jednocześnie wykorzystał moment, że krasnolud jest słaby, otępiały i w szoku. Raczej mu nie przerwie, a już z pewnością nie przyłoży ręką która została odcięta.
- Kyan wiedziałem, że tak odważny, honorowy i dzielny khazad jak ty, nie porzuci misji i wróci z tymi gburowatymi krasnoludami. – Ludo zaczął od drobnego pochlebstwa i podkreślenia wyższości Kyana nad swoimi pobratymcami. Może robił to trochę nieudolnie, ale kontynuował i nie przerywał.
- Tam przy przeprawie, chciałem być sprytny, wiedziałem, ze nie odpuścicie. Gdy oplotła Was sieć, nie miałem wyjścia, musiałem biec. Jakbym został, to by Cię Karl zaszlachtował w tej sieci. Skoro Hans mu pomagał to i Lilou by się przyłączyła, a reszta stała nieruchomo. – Ludo nadal przedstawiał swoją wersję prawdy. – W sumie i mnie obietnica biesiady kusiła, ale jak już mówiłem byłem sprytny i po drodze parę razy próbowałem kartki z tej księgi wyrwać. - Niziołek klepnął zakrwawioną dłonią w twarz krasnoluda. – Kyan, ej nie mdlej mi teraz, jeszcze nie skończyłem opatrywać, ani się tłumaczyć! Chcesz to możesz jęczeć i tak nikt nie zwraca uwagi. – Ludo przyglądał się kikutowi, było już lepiej, ale ani to przypalić, ani zalać wrzącą oliwą, lodem obłożyć też nie było jak, chyba że gdzieś w zamku mają lodownie. Ehh nawet mleko było by dobre, no nic teraz zaciskam ranę czym mam i tamuje na tyle na ile się uda. – Nie dało się jednak wyrwać ani jednej strony, a nie jestem tak odważny, żeby walczyć z nimi wszystkim. Ale dałem Ci czas żeby się uwolnić i sprowadzić krewnych. Może nie honorowe, ale przebiegłe. Wiedziałem, że nie odpuścisz! Nie masz mi chyba tego za złe? Prawda? Kołodziej skończył opatrywać, wyglądało to całkiem nieźle. Nie czekał na odpowiedź rannego towarzysza, sytuacja w komnacie wymagała walki i Ludo nie zmierzał od niej się migać. Niziołek, ponownie skorzystał ze swojej procy, tym razem celem był wojownik, który odciął jego towarzyszowi rękę.
- Bądźcie mężni, o kamraci! – Krzykiem dodał sobie odwagi, a także zaznaczył swoją obecność w walce.
 
__________________
Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych!
pi0t jest offline  
Stary 05-09-2018, 18:31   #32
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Peter był człowiekiem słowa. Stąd desperacka próba negocjacji z kultystą, który był w poważnych tarapatach. Gdy było pewne, że doszło do walki szybko dali sobie znak z Vincentem. Obaj chcieli ratować kobiety. Obaj wiedzieli, że potrzeba drastycznego kroku jakim był wystrzał z garłacza. Podzielili się celami. Vincent miał pomóc elfce a Peter ludzkiej kobiecie.

Strzelił w pewien sposób uzyskał to czego chciał. Kultysta zasłonił się kobietą choć i tak został ranny. Jednak zamiast poderżnąć jej gardło odrzucił ją na bok co ocaliło jej życie. Peter pod nosem się uśmiechnął. Może nie był żołnierzem ale radził sobie nie najgorzej również w czasie bitwy. Ta potoczyła się szybko i krwawo. Peter zdążył jeszcze wystrzelić z pistoletu i ranić kolejnego kultystę. Wszyscy zginęli lub zostali pojmani. Dwóch z nowo poznanych towarzyszy było poważnie lub wręcz krytycznie rannych.

Następnie kupiec podziękował Astrid za pomoc. Osłoniła go jak zawsze w czasie bitwy. Młoda Norsmenka którą uczył Khazadzkiego była dobrą towarzyszką. Skuteczną w walce, sympatyczną i miłą dla oka. Peter dbał o nią na swój sposób. Choćby po bitwie na dziedzińcu nim wpadli do komnaty z Detlavem podał jej miksturę leczenia z prywatnych zapasów. Wiedział, że jest ranna i raczej nie posiada własnych zapasów. Taką samą wypił sam.

Przy podziale łupów Peter wszystko skrupulatnie spisywał. Kto co wziął, tak by udział w łupach był w miarę równy. Całą nadwyżkę i to sporą zamierzał sprzedać. Miał dojścia i talent osiągnie zatem lepszą cenę niż sami awanturnicy. Peter był honorowym kupcem więc zamierzał nadwyżkę podzielić odpowiednio między grupę. Łącznie z uwzględnieniem Hansa i Liou których aresztowano. Nie do końca rozumiał, czemu nie aresztowano wszystkich. Chciał jednak pomóc ludziom w opałach. Zaproponować siebie na obrońcę w razie procesu a udział w łupach zabezpieczyć dla nich w depozycie.

Miał przed sobą kilka spraw. Karl którego mimo beznadziei sytuacji zamierzał bronić. Przed śmiercią, przed stosem... nie wiedział co uda się osiągnąć ale zamierzał spróbować. Córce Lahmana zamierzał wyjaśnić czemu strzelił, że to miało ocalić jej życie. Nie był pewien czy zrozumiała jego intencje. Seniorowi rodu Lahmanów zamierzał powiedzieć prawdę. Córkę mu ocalił choć drastyczną metodą, o syna powalczy przed Doranem. Może ocali mu życie a może oszczędzi tortur. Dowiedział się również o tym, że zamek i wioska mają iść na sprzedaż. Peter jako osoba najlepiej nadająca się do tego zadania i która pomogła już trochę rodowi. Ochoczo zgłosił się na pośrednika.
Zostaw jeszcze problem transportu łupów. Był jednak człowiekiem przekonującym i zaradnym....
 

Ostatnio edytowane przez Icarius : 07-09-2018 o 01:48.
Icarius jest offline  
Stary 07-09-2018, 20:12   #33
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Scharmbeck, Wissenland
18 Vorgeheim, 2529 K.I.
Świt

Detlev Kampf był pozbawionym skrupułów człowiekiem, który przez całe życie podporządkowywał sobie innych ludzi. Niewielu mogło się równać mu pod względem nikczemności, a jeszcze trudniej było znaleźć drugiego tak zapatrzonego w sobie osobnika, dlatego negocjacje ostatecznie spełzły na niczym, kiedy przywódca kultystów wyczuł kłamstwo intruzów. Krzyknął wtedy do swoich ludzi, nakazując im zabicie pojmanych kobiet, lecz na szczęście dla zakładniczek – awanturnicy byli przygotowani na taki obrót spraw. Vincent oraz Peter wycelowali w ich stronę garłacze, celując nieco powyżej siedzących na ziemi niewiast, aby potencjalnie jak najmniej je uszkodzić. Tym razem Ranald im sprzyjał. Wystrzelona chmura śrutu w stronę stojących nad zakładniczkami kultystów, zmusiła ich do szukania schronienia za znajdującymi się po bokach pomieszczenia filarami. W rezultacie dało to kobietom niezbędny czas, aby się podnieść i rzucić do ucieczki. Trwało to wszystko ułamki sekund, ale pomimo przerażenia i niemałego szoku, Lilou oraz Adelajdzie udało się zbiec swoim oprawcom na chwilę przed tym, jak w sali tronowej rozgorzała prawdziwa bitwa.

Widok uciekających zakładniczek nie wywarł na Detlevie najmniejszego wrażenia. Był co najwyżej wściekły, że jego ludzie cofnęli się na widok gradu kul lecącego w ich stronę, okazując tym samym tchórzostwo.
- Banda partaczy! Malal was pokarze - mruknął z niezadowoleniem pod nosem, po czym wyciągnął dwa pistolety skałkowe i wycelował w zgrupowanych przed nim awanturników. Tłum natychmiast rozbiegł się, ale Detlev był doświadczonym strzelcem i szybko wypatrzył odpowiednią dla siebie ofiarę, a następnie wystrzelił z obu pistoletów w jej stronę.
Pierwsza kula przebiła drewnianą tarczę Reinmara i ugodziła go w okolicach prawego barku, druga zaś trafiła w udo. Mężczyzna upadł z hukiem na ziemię, próbując złapać się za ranną nogę. Na szczęście dla niego, kula przebiła kończynę, o centymetr omijając tętnicę i wyleciała drugą stroną. Rana była paskudna, ale płynąca w jego żyłach adrenalina i nieposkromiona chęć przelania krwi wrogów, dała mu siły do dalszej walki.
Kiedy Reinmar zdołał stanąć na równe nogi, reszta awanturników toczyła już bój z doborowo uzbrojonymi kultystami. Stojąca obok Astrid skrzyżowała miecze z wojownikiem, który z rozpędu wpadł między szeregi walczących. Norsmenka wystawiła defensywnie ostrze, pozwalając klindze nieprzyjaciela ześlizgnąć się po nim, nie szczerbiąc przy tym broni. W odpowiedzi posłała kopniaka prosto w podbrzusze kultysty, który próbował niebezpiecznie zbliżyć dystans do niej, a następnie wyprowadziła cięcie znad głowy, które trafiło oponenta prosto w nieosłonięty pancerzem bark, raniąc go dotkliwie.
Tymczasem Kyan szykował się do przyjęcia szarży największego spośród wrogów, w oczach którego widać było zdobyte w boju doświadczenie. Nie przypadkiem wybrał na swojego oponenta rudobrodego krasnoluda, dostrzegając w nim godnego siebie przeciwnika. Umięśniony, blisko dwumetrowy wojownik ruszył w stronę niemalże o połowę niższego Kyana, wznosząc oburęczne ostrze miecza do wymierzenia prostego ataku, sprawdzającego umiejętności przeciwnika. Krasnolud doskonale znał ten manewr i wiedział w jaką grę chce bawić się z nim potężny kultysta. Przyjął wyzwanie wznosząc tarczę do góry, samemu planując uderzyć młotem od boku, pod kątem prostym, lecz wtedy jego oponent niespodziewanie wykonał zdumiewająco skomplikowany młyniec tak nieporęczną bronią, że wydawało się to prawie niemożliwe do wykonania i nim krasnolud zdążył zorientować się co jest grane, ostrze zweihandera zmieniło gwałtownie kierunek i zamiast uderzyć od góry, potoczyło się szerokim łukiem od dołu. Kyan zrozumiał wyrafinowany podstęp, w chwili kiedy jego trzymająca tarczę ręka została ucięta w łokciu. Nie zdążył też wyprowadzić ciosu młotem, ponieważ potężny kopniak kultysty niemalże wysadził go z butów i posłał sunącego po ziemi dwa metry dalej. Krasnolud przez chwilę spoglądał w szoku na krwawiący kikut, który pozostał z jego lewej ręki, nie mogąc uwierzyć w to, co się właśnie stało. Niedługo później stracił przytomność w wyniku bólu i upływu krwi…

Walka trwała dalej, mimo że początkowo sytuacja obróciła się przeciw awanturnikom. Ponownie z pomocą przyszła im potężna magia Katariny, która przywołała przed kultystami iluzoryczne, przerażające obrazy, zmuszając część z nich do wycofania się ze strachu przed czymkolwiek, co tylko oni potrafili dostrzec. Zdjęło to z barków walczących wręcz towarzyszy liczbę oponentów, z którymi musieli się jednocześnie zająć, aby uchronić stojących na tyłach strzelców, a tych było najwięcej w drużynie. Unrecht szybko i własnoręcznie rozprawił się z jednym z kultystów, podczas gdy Ludo ewakuował Kyana z pola bitwy, udzielając mu pierwszej pomocy na korytarzu przed salą tronową. Ighor miotał nożami w zbliżających się wrogów, a w tym samym czasie uzbrojona w elfka wróciła do pomieszczenia razem z odsieczą w postaci Vitto oraz Hansa, który wraz z Reinmarem i Vincentem rzucił się na kultystę; tego samego, który chwilę wcześniej śmiertelnie ranił krasnoluda.
W czasie kiedy reszta awanturników zajęta była walką, Detlev Kampf odrzucił swoje wierne pistolety na bok i zrzucił z siebie wierzchnią szatę. Początkowo nikt nie zauważył tego, co się dzieje na tyłach, ale z każdą upływającą chwilą coraz więcej par oczu dostrzegało, że ma tam miejsce coś niepokojącego. Przywódca kultystów zgiął się w pół, jak gdyby targał nim niewyobrażalny ból, po czym zakrył twarz w dłoniach, które zaczęły porastać gęstą sierścią. Wydał wtedy z siebie nieartykułowany, przepełniony agonią okrzyk, który początkowo brzmiał dość ludzko, ale szybko przybrał bardziej bestialski, niepodobny człowiekowi ton. Detlev zaczął rosnąć w oczach; kończyny i zakończone szponami dłonie wydłużyły się gwałtownie, a kiedy wreszcie odsłonił swoją twarz, wszyscy spostrzegli z niekrytym przerażeniem, że nie wcale przypomina ona ludzkiej. Jedynie oczy pozostały te same, lecz teraz kryła się w nich niepojęta dzikość i żądza krwi. Na czarnej, odsłoniętej klatce piersiowej była widoczna olbrzymia blizna przedstawiająca symbol mrocznego bóstwa, któremu tak fanatycznie służył…
Nim jednak likantrop zdołał dokończyć swoją transformację, ugodzony został strzałą Dietricha prosto w oko, a chwilę później rozbiła się o niego rozpalona butelka z łatwopalną substancja w środku, którą cisnął w niego Vitto. Na wpół przemieniony w wilkołaka stanął w płomieniach, co w połączeniu z niewyobrażalnym szokiem organizmu, wywołanym transformacją ciała, skończyło się dla niego śmiercią w nieludzkich męczarniach – jedyną na jaką bydlak zasługiwał.

Śmierć przywódcy wywołała spodziewany efekt. Część kultystów wycofała się, szukając sobie miejsca do ucieczki, ale garść jeszcze walczyła, a w szczególności ten najbardziej doświadczony i przebiegły z nich. W pewnym momencie walczył nawet z czterema przeciwnikami i niemalże dopisałby do listy pokonanych dwóch kolejnych, gdyby nie cudowne szczęście jakie tego dnia w walce sprzyjało awanturnikom. W końcu i on padł, wysłany w zaświaty przez Reinmara, który ledwo trzymał się na nogach, a wraz ze śmiercią największego wojownika, reszta kultystów złożyła broń, oddając się im w niewolę.


Po stoczonej walce związano kajdanami ostałych przy życiu kultystów i zaciągnięto ich do lochów, gdzie zostali zamknięci w tej samej celi, w której wcześniej gnili uprowadzeni awanturnicy. Do tego czasu sytuacja na zamkowym dziedzińcu została w pełni opanowana. Krasnoludy wyrżnęły w pień większość obrońców. Niewielka grupa oddała się w niewolę i teraz stawiane były dla nich stosy, zaś czterem kultystom udało się zbiec, skacząc z murów, ale na nieszczęście dla nich i co było wtedy dość zaskakujące - mieszkańcy wioski zorientowali się, że krasnoludy poniekąd przybyły im na ratunek i chcąc pomóc w dorwaniu zbiegów, wysłali ich śladem swoich najbardziej doświadczonych myśliwych i traperów.
Na dziedzińcu rozstawiono wielki namiot, będący punktem medycznym. Chwilę później wylądował tam też żyrobomber, z pokładu którego opróżniono podwieszane bomby zapalające, aby zrobić miejsce dla Ludo, Kyana, oraz kilku innych krytycznie rannych krasnoludów. Zamierzano przetransportować ich do Karak Hirn, gdzie otrzymać mieli profesjonalną opieka medyczna, zaś zadaniem niziołka miało być dołożenie starań, aby wszyscy pacjenci przeżyli tą dość ekspresową podróż. Poniekąd doceniono w ten sposób jego zdolności medyczne, ale Ludo miał też nieodpartą myśl, że zrobili dla niego wyjątek z powodu jego rozmiaru i stosunkowo niewielkiej wagi, bowiem kiedy szukano odpowiedniego dla rannych medyka, pilot poskarżył się o ograniczony udźwig maszyny. Przynajmniej miał teraz okazję szczerze porozmawiać z krasnoludem zanim ten będzie mieć wystarczająco sił, aby go udusić…

Tymczasem Doran Gromowładny stał wyraźnie niezadowolony na środku zamkowego placu, co rusz wydając rozkazy swoim ludziom. W ręku trzymał czarny wór, wewnątrz którego znajdowała się zakazana księga, lecz nie to go wtedy trapiło. Poniekąd czuł się winnym śmierci tylu wspaniałych wojowników z rąk czarnoksiężnika, którego w porę nie docenił. Nigdy jednak wcześniej nie miał do czynienia z tak bojowo zastosowaną magią i ta nauczka miała zostać z nim już przez całe życie. Ze smutkiem oglądał wynoszonych na noszach krasnoludów, którzy toczyli teraz zawzięty bój o każdy oddech, kurczowo trzymając się resztek pozostałego w nich życia. Wtedy też spostrzegł awanturników, którzy wyszli z kasztelu i ruszyli w jego stronę.
- Detlev nie żyje - Zaraportowała Astrid, tym razem już ze śmiertelnie poważnym głosem, wyczuwając powagę sytuacji. - A razem z nim poległa reszta kultystów, za wyjątkiem kilku, którzy dobrowolnie złożyli broń. Gniją teraz w lochach i są do twojej dyspozycji, mistrzu Doranie.
- Dobra robota - odparł krasnolud, ale wtedy też spostrzegł Karla, którego wygląd pasował do otrzymanego przez niego rysopisu. - Tyś jest Karl Lehman? - Zapytał donośnie szlachcica, nie szczędząc w swoim głosie wyraźnej nutki kryjącej się za tym pytaniem groźby.
Mężczyzna w odpowiedzi jedynie skinął potwierdzająco głową, nie odzywając się słowem.
- A zatem wiedz, że w świetle obowiązującego w Karak Hirn prawa zostałeś skazany na śmierć. Zdaj swą broń, człeczyno, a może pozwolę zachować ci namiastkę honoru - mruknął ponuro mistrz wojny. Tymczasem Karl nie dał po sobie poznać, że przejął się tym wyrokiem. Zdołał nawet uśmiechnąć się lekko w odpowiedzi, jakby triumfalnie, po czym odpiął swój miecz i bez słowa przekazał go stojącemu obok Vitto.
- Niczego nie żałuję - powiedział wypranym z emocji głosem.
- Zaraz zaczniesz. Widzisz ten największy stos? Ten został przygotowany z myślą o tobie...
- Chwileczkę! - Wtrącił się do rozmowy Peter, który od samego początku przysłuchiwał się toczącej się dyskusji z żywym zainteresowaniem. - Mości Doranie… Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, że ten człowiek jest szlachcicem i to nie byle jakim! Toć syn magnata, całkiem wpływowego w Wissenlandzie. Chcesz dokonać na kimś tak wysoko postawionym egzekucji i to jeszcze na imperialnej ziemi, gdzie inne prawo ustanowiono? To może mieć dyplomatyczne konsekwencje, szczególnie jeśli jego ojciec wniesie pozew.
- Karl niewątpliwie jest szują, ale nie jest kultystą, a jedynie szpiegiem, który postępem wykradł księgę - dodał kilka słów od siebie Durak, który również stał obok. - Nikt go nie zapytał o jego wersję wydarzeń. Zhańbił też i mnie swoją podstępną postawą. Odpowiada on za uszczerbek na moim honorze, który spłacić mogę tylko w jeden sposób. Nim się to jednak stanie, żądam, aby dołączył on do mnie i szukał odkupienia swoich win w boju u mojego boku. Na brodę Grungiego, dopilnuję by tak się stało!
- Dość! - Uniósł się Doran Gromowładny. - Wasze argumenty są przekonywujące, ale mam rozkaz i nie zaryzykuję potencjalnej utraty stanowiska i honoru dla jakiegoś padalca. Egzekucję każę wykonać, słowo już padło.
- W takim razie pozwól sobie pomóc, bo i to rozwiązanie może postawić ciebie w niewygodnej sytuacji - zbliżył się do niego Peter i ściszył głos, tak iż teraz niemalże szeptał.
- Zmień formę egzekucji. Nie powinieneś mieć z tego powodu żadnych problemów, a załagodzisz potencjalny gniew wissenladzkiego ambasadora, który siedzi w kieszeniach takich ludzi jak Lehmanowie. Stos zarezerwowany jest dla heretyków, ale tylko z pospólstwa. Imperialnej szlachcie ścina się głowy i inna forma egzekucji jest obrazą dla ich majestatu. Kiedy już to uczynisz - uczynił wymowny ruch palcem po szyi - wyślij dyplomatyczną notę do ambasadora, informując dokładnie o przebiegu i powodach egzekucji, aby nie dać politycznym wrogom oręża przeciw tobie i Karak Hirn - kontynuował Peter żywo gestykulując i starając się dobierać jak najstosowniej słowa, aby móc przekonać do swojego zdania upartego krasnoluda. - Mam jeszcze jedną prośbę. Trochę bardziej osobistą, ale tobie też powinna być na rękę. Zetnijcie Karla poza Scharmbeck; unikniemy w ten sposób niepotrzebnej awantury, a mnie się może uda dogadać z seniorem rodu i coś ugrać dla nas. Nic na tym nie stracisz, a jednocześnie przysłużysz mi się w dalszych negocjacjach z nim. Niech na razie wie o areszcie syna i niech to mu wystarcza…
Doran z zadartą miną wysłuchał słów Petera, długo później myśląc nad jego argumentami, próbując doszukać się w ich sensie jakichkolwiek luk. W końcu jednak dał za wygraną i zgodził się na warunki cenionego w Karak Hirn kupca.
- Ma to sens. Tak zatem uczynię, licząc, że mówisz prawdę. Masz dobrą reputację, więc nie śmiem wątpić inaczej - odpowiedział mu sędziwy krasnolud, po czym nakazał swoim gwardzistom skucie Karla Lehmana i zaciągnięcie go na wóz, do którego go później przywiązano i nie spuszczano już z oka.

 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019
Warlock jest offline  
Stary 09-09-2018, 14:27   #34
 
pi0t's Avatar
 
Reputacja: 1 pi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputację
Reinmar, Ludo, Vitto - kuchnia

- Znam Cię... - Reinmar pochylił się nad opatrującym Kayana niziołkiem.
- Zwą Cię Kołodziej? Zszywałeś mnie już. Może mnie nie pamiętasz, ale ja tak. Mam pamięć do twarzy i nigdy nie zapominam kogoś, komu wiszę przysługę. Kroppenleben. Byłem zalany jak bela - Reinmar przybliżył twarz do twarzy niziołka, aby ten lepiej się przyjrzał
- Co robisz w tej parszywej dziurze? - zapytał zwadźca, spokojnie czekając, aż cyrulik zrobi swoją robotę przy khazadzie.

- Wciurności!– niziołek zajęty khazadem i swoim monologiem nie zauważył, że ktoś do niego podszedł. – Tak Kołodziej, chyba że widzieliście mojego wuja. Też Kołodziej tylko, że Niklaus. Choć czekajcie chwile, chyba Was poznaję. – Niziołek potarł zakrwawioną dłonią swój podbródek. – Na głodnego źle się myśli, ale macie rację przyjacielu. – Kołodziej uśmiechnął się życzliwie. – Kroppenleben, tamtejsi chcieli płacić mi futrami. A tu to z deszczu pod rynnę, miała być biesiada, jadło i napitek, a był zimny loszek. Jak nie gburowate krasnoludy, to zdradliwy gospodarz. – Ostatnie zdanie dodał zdecydowanie ciszej. – Zresztą wyskakuj z koszuli, rany pozszywam i mówcie Reina… Reynevan?. – niziołek patrzył mężczyznę szukając pomocy i imienia rozmówcy. – Co tu robicisz i co khazady nam szykują?
- Reinmar. Reinmar Kessel - powiedział zwadźca i zaczął zdejmować kirys -Kiedyś ratowałeś mi płuco po ciosie rapiera, dziś zdaje się łyknąłem dwie kulki z pistoletu. I chyba moje trzewia trzymają się na skórce, bo ten dryblas próbował przeciąć mnie na pół. O..tu - wskazał dwa miejsca postrzału, jedne na barku, drugie na udzie i rozległą ranę brzucha i jęknął z bólu, kiedy poluzował paski i zdjął blachę - Och...ale mnie dziabnął kutas jeden...Mam nadzieję, że jego kirys okaże się bardziej wytrzymały - popukał w blachę napierśnika świeżo zdjętą z zakapiora - Khazady...cóż, wdepnęliśmy tu po tę księgę. Nie wiedziałem, że mamy odbijać jakichś zakładników. Tym bardziej się cieszę, że w zdrowiu was widzę panie Kołodziej. A co zrobią z wami Khazady...tylko Sigmar raczy to wiedzieć. Nie nastawiałbym się na spolegliwość starszego ludu, bo ciążą na was zarzuty o współpracę z chaosem jak zdążyłem już się rozeznać. I choć nie wyglądacie na kultystów, radziłbym rozwagę w rozmowie z Khazadami - Reinmar poważnie spojrzał na niziołka
- Cholibka no tak Reinmar, to od tych zimnych lochów i braku strawy. Ale skoro płuco się wygoiło, to i teraz coś zaradzimy. – Ludo przyjrzał się ranie, po cmokał w powietrzu.
- Wciurności, aż dziw bierze że na nogach stoicie przyjacielu. Ale skoro stoicie, to i przejdziemy do kuchni. Tak coś łatwiej będzie wymyślić, żeby to opatrzyć ładnie i żeby Wam co w środku nie zgniło. Vitto! Vitto! – Medyk starał się zwrócić uwagę niedawno poznanego mężczyzny, a nim ten zwrócił uwagę na niziołka, to kontynuował.
- Źle mi się rozmawia z krasnoludami z Karak Hirn. Za niewinność i darmowe usługi w areszcie mnie trzymali. Nie ma w ich krwi ani krzty gościnności, ale współpraca z kultystami, to już łże pomówienia. Zresztą ten zwierzołak kazał do lochu nas wsadzić. - Kołodziej rozejrzał się po sali.

Vitto przebywający nadal w sali, w której rozegrała się walka stał w zamyśleniu patrząc jak dogasa ciało likantropa. Swego czasu w Altdorfie słyszał o takich dziwach, jednak nigdy nie był świadkiem by człowiek zamienił się w zwierze. Nagle głos niziołka wyrwał go z zamyślenia, spojrzał ku niemu.
- Vitto wybacz, odciągam Cię od spraw rodzinnych, ale wskaż gdzie tu kuchnia, opatrzyć to muszę, a gołymi rękami i narzędziami niewiele się zrobi. Tam też chwilowo khazady Kyana mogłyby przenieść nim co dalej się wymyśli. – Kołodziej starał się być uprzejmy, rozumiał że mężczyzna znalazł się w niezręcznej sytuacji i choć może wyklinał na swego ojca, to może mocno przeżywać ostatnie wydarzenia i wyrok jaki spadł na jego rodzinę.
- Marna ta moja rodzina, więc nic się nie dzieję, nigdy mnie nie lubili - odpowiedział na zaczepkę medyka - zresztą z wzajemnością. Do kuchni chcesz iść, daleko nie jest. - wskazał palcem na drzwi z których niedawno wybiegł z płonącą flaszką która rozbiła się o wilka. - Znajdzie się tam na pewno coś do zjedzenia. Helga piecze pyszne ciasteczka maślane, powinny być w skrzyni niedaleko paleniska. O ile te kanalie wszystkiego nie zeżarły - zerknął na truchła walające się po posadzce. - W lochach jest również winnica do której możemy się wybrać jak już nasycisz swój głód.
- Vincent, idziesz z nami? Organizujemy lazaret- zaproponował Reinmar.
Gdy zostali zaprowadzeni do kuchni, Ludo zabrał się do pracy z uśmiechem i okruszkami po ciasteczkach na twarzy. Był w swoim żywiole i to podwójnym, jedzonko i medycyna czego chcieć więcej!
- Wciórności mieliście rację, pyszności, choć rodzina to rodzina, ale spierać się nie będę. Za lochy jednak podziękuję, już jedna miała być pełna piwa. - Kołodziej mówił z deka niewyraźnie mając napchane policzki niczym wiewiórka, czy inny chomik.
- Reinmar siadajcie na stołku, a wspomnijcie jeszcze ta reszta nie krasnoludów, co tu się pojawiła to znacie ich?- Ludo zadał pytanie i zabrał się za czyszczenie ran i wyjęcie pocisków.

- Jasne. Część całkiem dobrze, część poznałem kilka dni temu. Ja tu nie jestem jednak nikim ważnym. Od tego są inni. Musisz rozmawiać z Peterem, albo z Katariną lub Astrid. Jak tu jestem przyjacielu, “żołnierzem fortuny” -zaśmiał się ironicznie a potem zobaczył, jak niziołek przygotowuje się do kolejnej “operacji” i jakoś dziwnie przycichł - Czekaj panie Kołodziej, gorzałki jakiejś trzeba znaleźć. Wy to ogarniecie, ja...cóż... - Reinmar pogmerał w jakichś kredensach i szafkach wyciągając jakąś podejrzanie wyglądającą butelczynę. Odkorkował, powąchał, lekko upił - Dobra, może być - mruknął i zasiadł na wskazanym stołku co jakiś czas “znieczulając” się trunkiem.
- Żaden tam panie, Ludo wystarczy. Zaboli, ale nic potem nie będzie, co najwyżej blizna dla późniejszych opowieści. Zresztą gdybym przypalał ranę albo stosował gorący olej to byłoby gorzej, ale ja znam inne metody! –Niziołek wiedział, że olejem polewano rany wychodząc z założenia, że tam, gdzie nie dotrze gorące żelazo, dotrze wrzący olej i „odtruje” ranę. Ale podczas swojej praktyki Ludo odkrył, że lepiej sprawdza się opatrzenie rany olejkiem różanym zmieszanym z terpentyną oraz żółtkiem jaj kurzych. Był z tego sposobu bardzo dumny, co było widoczne w jego zachowaniu. Na koniec opatrzył ranę opatrunkiem nasączonym alkoholem, tłumacząc, że:
- Dzięki temu rana nie ropieje i szybciej się goi.

- Sprawnie. Wiedziałem, że to ty. Ręka pewna jak wtedy. - Reinmar był blady, jakby wymięty i wzrok miał nieco rozbujany, ale pociągnął jeszcze kilka łyków aby mu się nieco widzenie naprostowało.
Vitto nietknięty w walce przypatrywał się sprawnemu opatrywaniu ran. - Co wy do cholery robiliście z Karlem - zapytał po chwili - i czemu ta elfka oraz człowiek w kapeluszu zostali przez krasnoludy zabrani?
Reinmar również nadstawił ucha, czekając na opowieść niziołka. Wyglądał na uczciwego
- Dziękuję, teraz tylko zmieniać opatrunki i będzie jak trzeba. – Ludo po zakończonej robocie przemył ręce w miednicy z wodą i zaczął przetrząsać kuchenne zapasy. – Ja to Karla poznałem później, jak i zresztą całą resztą nie licząc tego krasnoluda co mu rękę urwało. Gburowate khazady z miasta najpierw mnie w areszcie domowym uwięziły, choć nie najgorzej karmili, bestią z kopalni straszyli. – Kłodziej machnął ręką w geście lekceważenia. – A ten Karl z całą obstawą akurat do Khazid przybyli. Trochę ich połatałem i podczepiłem się pod grupę, co by trochę zarobić, a dalej cholibka to już poszło. Na Karla napadli jacyś hatifnatowie z jakimś kultem powiązani. Ostrza mieli zatrute chimierzycą. Cholibka paskudna sprawa, straszna śmierć jak broń nią zatruta, a i rana mała wystarczy. Karl miał szczęście bo byłem pod ręką, to go wyratowałem. A tamtą dwójkę, czyli Hans i Lilou to pewnie coś Kyan nagadał, bo mu przeszkodzili. Przybandzili mu siecią i uciekli, w sumie reszta pognała z nimi. Więc to albo za to, albo za to że się do siebie kleili. Wiecie khazady są strasznie ksenofobiczne. Choć Durak też chyba do niej oczy maślane robił i brodę czesał, ale ja z nimi za krótko podróżowałem żeby dokładnie to wyjaśnić. Wstawiłbym się za nimi, bo tu ich winy nie ma, ale mnie khazady nie wysłuchają, zawsze niziołka lekceważą i dalej za sprawę z brodą się pewnie gniewają. – Ludo westchnął zrezygnowany.
- Khazad, smalił cholewki do elfki? - Reinmar albo źle usłyszał, albo za mocno się znieczulił. Popatrzył jeszcze raz na butelkę, zastanawiając się, co na Sigmara właśnie popijał - wiele rzeczy już widziałem, ale nie khazada i elfkę. Widziałem tę Lilou. To zdaje się jedna z tych, co jej te parszywce trzymały nóż na grdyce? - Reinmar pokiwał głową - Ładna. Jak większość elfek, choć jak mi Sigmar świadkiem, mało ich w sumie widziałem. Ale to jest oksymoron co mówicie - żachnął się - to on nie ksenofob wcale. Mniejsza zresztą - machnął ręką - dlatego polityki nie lubię. Kulty jakoweś, plugastwa na ołtarzach. Panie Kołodziej...cóż mówić. Wpierdoliliście się za przeproszeniem waszym w niezłą pizdę, i nie wiem, czy dam radę was z tego wyciągnąć. Ale Sigmar świadkiem, wstawię się. Chociażby za te łatanie. - Reinmar był gotów odwdzięczyć się krasnoludom. Albo jakoś wpłynąć na szefową, by ona wpłynęła na khazady, bo miała większy posłuch
- A tam ciężko się wywiedzieć, kto do kogo i dlaczego. Czy jej każdy ojcem chciał być, czy kochankiem. Za krótko ja z nimi byłem, a Hans i Lilou to trochę skryci byli. – Ludo wzruszył ramionami. – Macie cholibka rację, ale khazady honorowe są, krzywdy im nie zrobiłem, Kyana opatrzyłem jak i Was, a w gorszym stanie był. Mi krzywda nie będzie, gorzej z resztą, ich szkoda. – Kołodziej zawyrokował przejętym głosem. - A nie słyszeliście nic od krasnoludów o mojej kuzynce? Daireann i człowieczce Lelianie? Tam na przeprawie robajorze zabili słowika, nic zrobić nie mogłem. Ale Dai i Leli wpadły w nurt rzeki, może gdzie do brzegu dopłynęły? – Ludo zapytał z nadzieją w głosie, słabo znał dziewczyny, ale szybko się zżywał i dobrze im życzył. W głębi brzucha wiedział, że zginęły, ale kto wie…
Reinmar pokręcił głową przecząco - Nic mi nie mówią te imiona. Przykro mi. Zresztą ostatnio nie przekraczałem żadnej rzeki a i plotkami jakoś nie było czasu się zajmować. Przybyłem tu jako ochroniarz i widzicie, gdzie mnie to zaprowadziło. Jeśli byli z tymi kultystami na dziedzińcu… - Reinmar zawiesił głos na moment “To nie żyją. Nikt tam nie ocalał”
- Ale jeśli nie, może gdzieś są, a tylko się pogubiliście. Pogranicze obszerne, łatwo się zgubić i jak się ktoś zechce zgubić, to i szybko go nie znajdziecie. Wiem z doświadczenia. Będzie dobrze. Sam znam khazadów i wiem, że honorowi są. Ale oporu bym nie stawiał - poradził Reinmar i wstał. Zachwiał się i przez chwilę wydawało się, że upadnie, ale po chwili nieco dłuższej pewnie przeszedł na próbę kilka kroków - Pora na mnie. Pani Katerina mnie pewnie szuka, a i w waszym interesie jest, abym z nią jak najszybciej pomówił - Reinmar ukłonił się lekko i wyszedł z kuchni - ale ta piwniczka to aktualna jest Panowie. A nie wypijcie aby wszystkiego - dodał na odchodnym uśmiechając się szelmowsko

- Ciekawe rzeczy gadasz - Vitto zwrócił się do niziołka. - mój brat, nigdy nie był kryształowy ale kultystą też nie był, a że dla dobra rodziny księgę chciałzdobyć to już inna sprawa. W zasadzie i tak na nic się zdała, trzeba mu było z tą całą krasnoludzką halastrą tu przyleźć i porządek zrobić. Słysząc zamieszanie wstał od stołu. - rozgość się, mój ojciec na to pozwala - po czym wyszedł na dziedziniec porozmawiać w sprawie Karla.
Kołodziej był wyraźnie zdziwiony. – Cholibka, to którędy przeszliście jak nie przez rzekę? A zresztą mniejsza z tym, jeszcze się pewnie zobaczymy. – Odpowiedział Reinmarowi, po czym nadstawił uszu bo zdawano mu się, że jest wołany. – Dzięki Vitto, chętnie bym z tej gościny skorzystał. Ale ktoś mnie z tej hałastry woła, pójdę ja z Wami zobaczyć o khazadom chodzi.- Ludo wyszedł z kuchni i skierował się wprost na dziedziniec, tam gdzie zorganizowano prowizoryczny punkt medyczny i lądowisko dla tej dziwacznej, aczkolwiek bardzo ciekawej, latającej machiny.

 
__________________
Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych!
pi0t jest offline  
Stary 10-09-2018, 00:52   #35
 
Avdima's Avatar
 
Reputacja: 1 Avdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputację
Klęska Chaosu była triumfem każdego prawego mieszkańca Imperium. Nic nie mogło radować Unrechta bardziej, niż odparcie zgorszenia, by w rezultacie zapobiec korupcji kolejnych mężów. Niestety byli wciąż ci, którzy poddali się wpływowi Malala i chociaż biczownik przyjmował to z bólem serca, czekała ich kąpiel w oczyszczających płomieniach. Czyż nie powinien się również tym radować? Za bardzo ciążyła mu myśl, że ci ludzie po prostu zbłądzili, skuszeni obietnicami bez pokrycia, siłę zapewniając tylko Detlevowi i jego najbliższym podwładnym.

Unrecht uczestniczył w procesie, samemu zapalając pierwszą pochodnię. Przed zajęciem stosu, nawoływał do odrzucenia mrocznych potęg, by może skazani na skraju życia zrozumieli swoje błędy i aby bogowie mogli przychylniej spojrzeć na nich w zaświatach. Nie wierzył w to, ale kim byłby, dławiąc ostatnią iskrę nadziei?


* * *


Ciężko oddychając, zmęczony po marszu, walce oraz egzekucjach, Unrecht stąpał powoli do centrum Scharmbeck. Huśtał na boki kadzielnicą, która zataczała koła, roznosząc szary dym dookoła biczownika i znacząc jego drogę. Kiedy się zatrzymał, zdjął ciążącą mu klatkę i położył ją pod nogami, a na jej wierzch zaraz powędrował kaptur.
Chwila wolności, zawsze tak przyjemna, gdy wiatr mógł swobodnie owiewać jego twarz. Na chwilę zamknął oczy, delektując się zwyczajną codziennością. Nie zasługiwał na nią, ale czym był ten mały grzeszek w porównaniu do największego, jaki dźwigał? W pierwszej kolejności to właśnie ten grzech wybije krwawą wstęgą na grzbiecie.

Obnażył plecy, by wszyscy mogli widzieć, jak wygląda cielesna pokuta i gorliwa wiara. Wziął jeszcze jeden, długi wdech świeżego powietrza. Wypuścił je wraz z pierwszymi słowami, przy których rozłożył ręce, zapraszając wszystkich. Krzyczał głośno jak pozwalało mu gardło.

- Bracia i siostry! Ukorzcie się przed panem! Dziękujcie za wstawiennictwo Sigmara! Zbierzcie się tutaj i słuchajcie! Niech słowa jego pokornego sługi spłyną na was i wskażą właściwą drogę!

Nawoływał jeszcze chwilę, zanim zaciekawieni ludzie zaczęli zbierać się na placyku. Unrecht był sam, nie stanowił dla nich wielkiego zagrożenia, więc nie było trudno wywabić ich z domów i oderwać od dotychczasowych zajęć. Biczownik wiedział również, że inni słuchali, nie wyściubiając nosa z chat - i dla nich był przekaz. Dla każdego, kto chciał słuchać.

- Detlev Kampf nie żyje! Serce plugawego kultu zostało zniszczone, lecz mrok wciąż pełza ulicami! Wije się jak nic niewarty robak! Zawitajcie w sercach Sigmara i proście go, by wciąż chronił was! Wasze rodziny! Wasze dzieci! Nie pozwólcie, by Chaos zalągł się w waszych domach! Takie potwory jak Detlev mogły próbować spaczyć i was, ale to w waszych rękach drzemie siła, by się temu sprzeciwić!

Unrecht uniósł wysoko kańczug, by wszyscy mogli go zobaczyć. Wytarte pasy okręcały się dookoła ręki biczownika to w jedną to w drugą stronę, jakby lizały ją w niecierpliwości. Spokojnie maleństwa, skosztujecie za chwilę krwi psa niegodnego. Czy to nie do niej się tak rwiecie?

- Walczcie w duchu! Walczcie w wierze!

Padały kolejne słowa, a wraz z nimi uderzenia, silne i z hukiem roznoszące się po okolicy. Nawet gdy bicz zarumienił się, ręka nie zwalniała - to ona była panem tej chłosty. Przez całe to szaleństwo, biczownik spoglądał zgromadzonym w oczy. Bez wstydu, pomimo ukazywania grymasu bólu.

- Drogą do zbawienia jest czystość! Czystość stanowi wyzbycie się grzechów! Nie bójcie się! Obnażcie je! Nie jestem, by oceniać! Wymierzam tylko zasłużoną karę!

Przestał wreszcie, gdy plecy miał już całe czerwone i mokre. Ale wciąż charczał, zdzierając gardło. Znów rozłożył ręce, jak gdyby czekał, aż ktoś rzuci mu się w objęcia.

- Dziś przybyłem tylko jako wieszcz! Za dni kilka w drodze będzie sługa Sigmara, który przyjedzie do was i poprowadzi w ciemności, byście nie zbłądzili! Do tego czasu wystrzegajcie się! Nie grzeszcie! Pilnujcie siebie nawzajem! A kogo męczą grzechy ciężkie, niech wystąpi i z pokorą przyjmie karę! Ta jest zaledwie namiastką tego, co czeka grzeszników po śmierci!


„Tak, moi kochani. Malal chciał, byście zbłądzili, ale już niedługo wrócicie na właściwą drogę. Zarówno wy jak i wasi włodarze, nikomu nie uda się uciec przed wzrokiem Sigmara, chociażbyście pochowali się w najgłębszych piwnicach kasztelu.

On będzie wiedział, co począć, kogo przysłać. Nawrócił mnie, pomoże i wam. Kraja się serce moje tylko myślą, że nie będzie mi dane doświadczyć tego naocznie.

Oby posłaniec spieszył się, jak było mu polecone. Sprawa ta nie cierpi zwłoki, a Chaos kocha się w bezczynności.”
 
Avdima jest offline  
Stary 10-09-2018, 19:03   #36
 
Porando's Avatar
 
Reputacja: 1 Porando ma wspaniałą reputacjęPorando ma wspaniałą reputacjęPorando ma wspaniałą reputacjęPorando ma wspaniałą reputacjęPorando ma wspaniałą reputacjęPorando ma wspaniałą reputacjęPorando ma wspaniałą reputacjęPorando ma wspaniałą reputacjęPorando ma wspaniałą reputacjęPorando ma wspaniałą reputacjęPorando ma wspaniałą reputację
Rozglądając się po pobojowisku Vincent uśmiechnął się pod nosem.
-Nigdy nie sądziłem że będę kiedykolwiek walczyć w pierwszej linii. Dzięki Reinmar, bez ciebie mogło być kiepsko. A teraz chodź, zobaczymy jak tam ten twój postrzał… - przerwał gdy zdał sobie sprawę że przecież sam jest ranny. Wypatrzył szybko pana Kołodzieja i oferując tymczasowo swoją torbę medyka poprosił o opatrzenie ran - sam nie mógł sobie zaszyć rany na plecach. Gdy niziołek skończył, Vincent przeprosił jego i Reinmara i ruszył do obozu, mówiąc że zaraz wróci. Była jedna sprawa, która nie mogła czekać.
Po kilkunastu minutach wrócił, taszcząc ze sobą worek oraz utwardzoną tubę. Odwiedził jeszcze kuchnię, skąd wziął wielki rzeźnicki tasak i kilka mniejszych noży. Nie chciał zapaskudzić swoich narzędzi. Wziął włócznię i zrzucił nią wszystko co było na tym dziwnym ołtarzu czy tam stole, robiąc miejsce i rozstawił tam wyjęty z tuby pergamin oraz pióro do pisania wraz z kałamarzem. Podniósł też pistolety Detleva, nabił je i położył obok na wierzchu. Później pójdą do podziału, ale teraz mogą się przydać jakby ktoś wziął go za kultystę.
Pomyślał chwilę nad pierwszym zdaniem. “De humani corporis fabrica” odnosi się do człowieka, a jak to będzie do wilka? De lupi? De lupusi? Vincent nie używał języka klasycznego już od jakiegoś czasu i obawiał się że zrobi zbyt dużo błędów by tę pracę ktokolwiek potraktował poważnie. Zresztą, był zdania że prace naukowe powinny być w żywym języku, tak by każdy kto umie czytać i pisać był w stanie przyswoić zawartą tam wiedzę. “Nosił wilk razy kilka, czyli lykantropa rozebranie na czynniki pierwsze” - napisał w staroświatowym tytuł swojej pracy, powtarzając pod nosem. Nie wysilał się zbytnio na kaligrafię, to była pierwotna wersja i będzie ją pewnie poprawiał mnóstwo razy - “Niniejszy wolumin jest spisaną relacją z oględzin szczątków doczesnych niejakiego Detleva Kampfa, którego jego bóg, plugawy Malal obdarzył przekleństwem wilkołactwa. Detlev grasował na zamku Lehmanów w Scharmbeck w Wissenlandzie i został zgładzony 18 Vorgeheima, 2529 K.I. Co czyni ten przypadek interesującym, to fakt że osobnik ten został śmiertelnie ugodzony podczas przemiany - w jego ślepiu wciąż znajduje się grot strzały wypuszczonej z osławionego elfickiego łuku, a sierść została w większości zwęglona przez płonącą kuchenną oliwę, rzuconą w niego jedno bicie serca później” - Vincent zaczął pracę od krótkiego wstępu opisującego okoliczności zdarzenia. Gdy skończył, odszedł do kuchni z przyniesionym przed chwilą workiem. Wyszedł z niej nie do poznania, ubrany w strój swojej profesji. Był odziany w długie palto, spodnie, wysokie buty, rękawice i obszerny kapelusz z rondem. Wszystko w kolorze bezksiężycowej nocy, wykonane ze skóry kozła i skrojone tak, by nawet najmniejszy kawałeczek ciała nie pozostał odkryty. Najbardziej charakterystyczny element był jednak na twarzy - nosił tam maskę o długości jednej stopy, uformowaną w kształt ptasiego dzioba i wypełnioną pachnidłami. Jedynie wokół nozdrzy było kilka małych dziurek do oddychania - wdychane powietrze miesza się z aromatem ziół, filtrując morowe powietrze i zapewniając bezpieczeństwo lekarzowi. Oczy były również chronione, trochę przypominało to gogle pilota tego krasnoludzkiego żyrokoptera.


Tak odziany mógł przystąpić do pracy. Będąc szczelnie chronionym, nie obawiał się już że przypadkowo dostanie się do jego organizmu substancja odpowiedzialna za roznoszenie się klątwy wilkołactwa. Podszedł do zagaszonego już truchła i obejrzał je z każdej strony. Zajrzał do oka, ucha, odchylił delikatnie żeby i zajrzał do paszczy, oznaczył każdą zadaną potworowi ranę. Po dłuższej chwili wrócił do pisania (na tę chwilę zdjął oczywiście maskę i rękawice):
“Głowa przypomina bardziej wilka niż człowieka, gęsta sierść, długie uszy, wydatne kości jarzmowe, mocna kość siekaczowa, rozrośnięte kły i siekacze, mocna żuchwa...” - przestał mówić pod nosem i pisał w milczeniu. Po dłuższej chwili znów się odezwał - ”Nietknięte oko wydaje się jednak być zadziwiająco ludzkie. Zastygłe ostatnie spojrzenie denata zachowało też jego furię, nienawiść oraz ból są wręcz namacalne.” - skończył pisać. Ubrał na nowo maskę oraz rękawice po czym wziął do ręki rzeźnicki tasak. Podszedł do truchła, delikatnie przyłożył nóż do skóry i otworzył wnętrze potwora. Przestudiował je najdokładniej jak umiał, co jakiś czas wracając do pisadeł by zapisać wszystko na papierze. Na koniec wykonał na osobnej kartce kilka rycin, skupiając się zwłaszcza na symbolu mrocznego bóstwa.


Gdy skończył z wilkołakiem, powtórzył całą procedurę na największym z kultystów. Chciał zobaczyć czy zakapior zdobył swą siłę żmudnymi ćwiczeniami czy też jadł jakieś wzmacniające plugawe grzybki i eliksiry. Resztę trupów tylko pobieżnie obejrzał, szukając oczywistych mutacji.
Po skończeniu sekcji, ostrożnie spakował brudny strój do worka i zaniósł je do praczki. Był potwornie zmęczony, ale też niezwykle z siebie zadowolony. Było warto - mało który medyk ma możliwość (i odwagę!) obejrzenia wilkołaka z tak bliska. Postanowił jak najszybciej skorzystać z łaźni, jeśli takowa na tym zamku była i miał zamiar dołączyć do Reinmara w opróżnianiu pałacowych piwniczek. B
W ciągu następnych dni miał sporo roboty. Ludo poleci żyrokopterem, więc doglądanie wszystkich rannych zostanie na jego barkach. W wolnych chwilach redagował protokół z sekcji zwłok, prosząc Katarinę (jako drużynową ekspertkę od magii) i Unrechta (jako eksperta od wiary) o ich ewentualny komentarz z punktu widzenia ich profesji. Gdy już skończył to zrobił trzy kopie, prosząc Petera o możliwość wysyłki jednej z nich do swojego ojca w Altdorfie. Zaczął też tłumaczyć pracę na język tileański.
Sprawą Lehmanów się nie interesował - ich los niezbyt go obchodził, a Vincent miał swoje powody by się tutaj nie wychylać i zwracać na siebie uwagi.
 

Ostatnio edytowane przez Porando : 11-09-2018 o 06:17.
Porando jest offline  
Stary 11-09-2018, 07:02   #37
 
Feniu's Avatar
 
Reputacja: 1 Feniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputację


Adelaida była cała i zdrowa, jednak Karl był w opłakanej sytuacji. Tylko dzięki namową małego kupca, Doran zmienił zdanie i nie przystąpił do egzekucji w samym Scharmbeck. Vitto był winien bratu przysługę, za to że ten wstawił się za nim u ojca, który miał teraz czmychnąć z rodzinnej posiadłości do Nuln. "Ani mi się śni" - pomyślał Vitto przyglądając się krasnoludom którzy skuwali brata, który znał te okolice jak własną kieszeń. Gdyby tylko pomóc mu się uwolnić reszta poszła by jak z płatka. Dookoła mieli kilka kryjówek, które ciężkie były do wykrycia, a zrobione przez mistrzów w swoim fachu - krasnoludów. Trzeba było tylko tak poprowadzić krasnoludy, by znalazły się gdzieś niedaleko jednej z nich. To była ich szansa - ich jedyna szansa na “wolność”. Stojąc kilkanaście kroków od wozu próbował zaplanować sobie w głowie co ma powiedzieć bratu, gdy ten go zawołał.
- Vitto, podejdź tu do mnie... - Zwrócił się do młodzieńca Karl. Na jego twarzy widać było śmiertelną powagę. - Znam ciebie za dobrze i wiem na co cię stać. Nie próbuj mnie ratować, nie narażaj dla mnie swojego życia i życia innych. Nie jest to warte zachodu - powiedział, spoglądając już bardziej w stronę gór.
- To on powinien tutaj być zamiast ciebie, to wszystko przez niego[/i] - rzekł Vitto pełen rozpaczy w głosie.
- Pochowaj mnie, proszę i nie mów o moim losie ojcu, a już przede wszystkim siostrze. Źle to zniesie; wystarczająco już wycierpiała. Przekaż im później, że skazano mnie na trzy lata więzienia i kiedy wreszcie z niego wyjdę, to zamierzam na nowo poukładać sobie życie. Adelajdzie powiedz, że choć popełniłem wiele błędów i grzechów w swoim życiu, to tego jednego nigdy nie będę żałował. A ty, Vitto, noś mój miecz z dumą, a będzie ci służył tak samo jak mi. Wiem, że życie ciebie źle potraktowało, ale nie zapominaj skąd pochodzisz. Płynie w tobie krew Lehmanów, niezależnie od tego, co ojciec sądzi na ten temat...
Karl chciał powiedzieć coś jeszcze, lecz wtedy jego słowa przerwał zaalarmowany krasnolud ze straży przybocznej Dorana Gromowładnego.
- Ejże! Odejdź od skazańca natychmiast, albo dołączysz do niego! - warknął gburowato żelazny rębacz.
- Będę niedaleko - rzucił bratu i odszedł zmieszany cały czas ukradkiem obserwując Karla.
 
Feniu jest offline  
Stary 11-09-2018, 16:08   #38
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Ighor po walce znów trochę nie miał nic do roboty. Poplątał się trochę po pobojowisku i znalazł dla siebie tarczę. Przyda się gdy trafią na przeciwników z łukami. Potem przyglądał się jak niziołek zszywa Kyana i tak w duchu pomyślał, że czasem bogowie wykażą się sprawiedliwością i ukarzą nawet krasnoluda za szafowanie cudzym życiem.

I znów poszedł się włóczyć po pobojowisku i natknął się na czarodziejkę, która właśnie przeglądała kosztowności znalezione na wrogach.
- Nie są chyba przeklęte co? -zapytał Katrinę - Jak się dzielimy?

Gdy sprawa łupu została już załatwiona to trzeba było pomyśleć o swojej przysiędze. Odszpuntował więc baryłkę, którą zazwyczaj woził ze sobą i wymownie spojrzał w kierunki kilku kręcących się wokół krasnoludów. Brodaci szybko skorzystali z zaproszenia, a Ighor przy kufelku miał zamiar pociągnąć ich trochę za język. W szczególności interesowała go klątwa ciążąca na królu Karak Hirn. Oh gdyby kiedyś udało mu się znaleźć remedium na ową klątwę, wtedy król nie odmówiłby śmiałkowi, ręki swej córki lub córki innego znacznego, podwładnego, gdyby sam takowej nie miał.
 
Komtur jest offline  
Stary 11-09-2018, 17:23   #39
 
PanDwarf's Avatar
 
Reputacja: 1 PanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputację
Kyan gdy reszta się dołączyła do chóru ofert wiedział że nici z jego podstępu, ale nie żałował. Choć miał pożałować tego już wkrótce...

Gdy Chaosyta wydał rozkaz do ataku, khazad stanął mocno na nogach osłaniając się tarczą, widział jak wielki wojownik z dwuręcznym mieczem wypatrzył go i błysnęły mu oczy. Następnie ruszył unosząc swój miecz.
Khazad planował przyjąć szarże na siebie, następnie wyprowadzić kontrę.Jednak na chęciach się skończyło.
Szybka finta zmyliła krasnoluda i miast miecz rozlać się o zastawę zniknął z pola widzenia krasnoluda tnąc od spodu ucinając ramię z chirurgiczną precyzją, które opadło wraz z tarczą na ziemię.
Szok i niemy krzyk bólu wyrwał się z ust krasnoluda,niedowierzanie,następnie kolejny cios tym razem klatkę piersiową posłał krasnoluda na posadzkę. Wciąż nie wierząc krasnolud spoglądał chwilę swój kikut. Następnie potężne emocje przepuściły w końcu doznania do mózgu, krew zaczęła tryskać z kikuta wraz z nim krzyk poniósł się po sali gdy adrenalina przestała blokować ból pulsujący od ramienia. A potem nastała ciemność...
Cisza....spokój...ukojenie...bez wizji,snów,mar... gęsta czarna ciemność... Nie wiedział jak długo był nieprzytomny...
 
__________________
# Kyan Thravarsson - #Saga Kapłanów Żelaza by Vix -> #W objęciach mrozu by Kenshi -> #Nie wszystko złoto, co się świeci by Warlock
# Thravar Griddsson R.I.P. - #Żądza Zemsty by Warlock

Ostatnio edytowane przez PanDwarf : 11-09-2018 o 17:27.
PanDwarf jest offline  
Stary 11-09-2018, 18:27   #40
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Zamieszanie, jakie panowało w innych rejonach zamku, pozwoliło na więźniom wydostać się bez problemów z niezbyt gościnnych lochów zamku Scharmbeck. Akurat idealnie w czas, by znaleźć się w centrum walki, która omal nie zakończyła się zwycięstwem kultystów.
Na szczęście tylko "omal".

Po walce, podczas której Dietrich mógł wypróbować swój nowy łuk, przyszła kolej na dzielenie łupów i odbieranie zapłaty. Dla jednych zapłatą było złoto, wierzchowce, nowa broń, dla innych - stos czy wizja śmierci z rąk własnych. Na to jednak Dietrich nic nie mógł poradzić.
Schowawszy zdobyty na Detlevie pistolet Dietrich ruszył w stronę zamkowych stajni. Uznał, że lepiej zabrać porządnego wierzchowca niż mieć w kieszeni niecałą setkę sztuk złota, za którą można by kupić najwyżej jakąś chabetę. A takich (tego był pewien) Lehmanowie by nie trzymali.
No i okazało się, że miał rację. Na dodatek dzięki wstawiennictwu Petera nowym nabytkiem stał się piękny lekki rumak bojowy, kasztanek o wdzięcznym imieniu Salut.

Po zaprzyjaźnieniu się z wierzchowcem Dietrich udał się do kuchni. Przeżyte przygody zwiększyły jego apetyt. Poza tym miał zamiar porozmawiać z pozostałymi na temat dalszych planów. Być może wspólnych.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:35.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172