Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-08-2018, 20:48   #1
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
[WFRP II ed.] Nie wszystko złoto, co się świeci II


Scharmbeck, Wissenland
18 Vorgeheim, 2529 K.I.
Świt

Świecący w pełni Mannslieb nieubłaganie zmierzał na spotkanie z horyzontem, kiedy zbrojny oddział krasnoludów oraz towarzyszących im awanturników wkroczył do niewielkiej wsi Scharmbeck, ku zaskoczeniu i przerażeniu wszystkich mieszkańców tej zapomnianej przez bogów osady. Pospólstwo pierzchało na widok zbrojnych, szukając dla siebie schronienia w walących się chatach i szopach. Wśród paniki pojawiły się nawet okrzyki, naganiające do chwycenia za widły, ale wystarczyło ledwie jedno ponure spojrzenie jakiegokolwiek krasnoludzkiego żołnierza czy awanturnika, aby odebrać zbuntowanemu chłopstwu resztki odwagi. Przed najeźdźcami malował się obraz pełen nędzy i rozpaczy – mieszkańcy Scharmbeck żyli bowiem w okropnych, uwłaczających człowieczeństwu warunkach, niewiele w swym ubóstwie majątkowym i umysłowym odstając od bretońskiego pospólstwa, które dość słusznie określano hodowanym przez rycerstwo podgatunkiem człowieka. Ostatecznie jednak, nie celem napaści była ta zacofana osada, lecz zamek, który nad nią górował; wzniesiony na stromo opadającym do rzeki wzgórzu, rzucał ponury cień na leżącą u jego podnóża wioskę.

Równo o brzasku, kiedy na wschodzie pierwsze promienie słońca przebiły się przez jałowe pagórki Wissenlandu, wąskie i zakurzone uliczki Scharmbeck zmieniły się w istne bagnisko po przejeździe ciężkiego sprzętu, jaki ze sobą ciągnęli postawni wojownicy z twierdzy Khazad Hradan. Do tego czasu większość mieszkańców zdążyła uciec w głąb lasu lub zaszyć się w swoich zapuszczonych ruderach, skąd wyglądali przez szpary zabitych dechami okien, obserwując równo maszerujący przed siebie orszak. Po raz pierwszy w swoim życiu widzieli najprawdziwsze machiny oblężnicze i każda z nich wydawała się być diametralnie różna, jakby do zupełnie innego celu została przystosowana – począwszy od ciężkich, prawie nieruchomych dział burzowych, które ciągnąć musiał zaprzęg wołów, a skończywszy na zestawie ustawionych w jednym szeregu armat o znacznie mniejszym kalibrze, potocznie zwanym działem organowym. Największy jednak podziw i strach wzbudziła stalowa bestia, osadzona na czterech wielkich, podbitych żelazem kołach, która z wyrastających z grzbietu tłoków i rur wydychała obłoki gorącej pary, niczym straszliwy smok, a przy tym dudniła i prychała nieznośnie. Na jej widok nawet najbardziej odważni cofnęli się w głąb swoich chat, postanawiając przeczekać nadchodzą burzę, kurczowo trzymając w swych objęciach przerażone rodziny. Zagrożenie jakie wraz z pojawieniem się wojsk zawisło nad tą pozbawioną lepszych perspektyw osadą, wytworzyło atmosferę przygnębienia, która niczym pomór rozprzestrzeniała się pośród przerażonego pospólstwa, zarażając ich tym samym strachem, który musiał teraz czaić się w oczach zgromadzonych na murach zamku Scharmbeck obrońców, kiedy tylko ujrzeli nieuchronnie zbliżającą się zagładę.

Krasnoludów, wspólnie tworzących zwarty regiment, mogło być nawet pięćdziesięciu, zaś trzon ich sił składał się w dużej mierze z długobrodych wojowników, podstawowej formacji tej wiekowej rasy. Byli tam też ciężkozbrojni żelaźni rębacze, czyli elita wśród krasnoludzkich żołdaków, wyposażona w pełne zbroje płytowe, wykonane z niezwykle rzadkiego stopu metalu, jakim niewątpliwie był gromril. Nosili także ciężkie tarcze i topory, które ozdobione były runicznymi inskrypcjami, zaś ich masywne hełmy całkowicie przesłaniały twarze, a nawet wystające spod nich brody, co znacząco utrudniało wrogom znalezienie wyraźnych luk w ich opancerzeniu. Stanowili jednak zdecydowaną mniejszość sił z Khazad Hradan, bowiem służyli głównie jako osobista gwardia mistrza wojny Dorana Gromowładnego, który przewodził wyprawie. Szeregi oddziału zasilała również całkiem spora liczba inżynierów, uzbrojonych w broń palną i ładunki wybuchowe, lecz ich głównym zadaniem było operowanie ciężkim sprzętem, którego do oblężenia zamku przeznaczono zaledwie cztery sztuki. Był to zatem regiment przystosowany do agresywnego szturmu, zdolny przełamać nawet najcięższe linie oporu przeciwnika dzięki potężnym działom, morderczej dyscyplinie oraz wytrzymałym pancerzom i tarczom. Nic więc dziwnego, że na ich widok, zgromadzonych na murach zamku Scharmbeck obrońców, powoli zaczął ogarniać najpospolitszy strach…


- Na stopy Ranalda, powiedz proszę, że masz przy sobie choć jeden wytrych! - Powiedział na głos zrozpaczony Hans, starając się wymacać w ciemnościach przed sobą drzwi od celi, w której zostali uwięzieni przez kultystów. Na chwilę przed tym jak je zatrzaśnięto za nimi, ujrzał on sędziwego, łysego i nadzwyczaj opasłego, nawet jak na standardy szlachty Imperium, człowieka, siedzącego pośrodku pomieszczenia. Przykuty był do małego, drewnianego krzesła, które z trudem utrzymywało jego własny ciężar i przez większą część spędzonego przez nich w celi czasu, pozostawał on nieprzytomny. Mężczyzna sprawiał wrażenie skatowanego przez swoich ciemiężycieli; na tyle bardzo, że przez dłuższy czas nie odpowiadał na usilne próby porozumienia. Dopiero po kilku godzinach udało się Karlowi porozmawiać – jak się później okazało – ze swoim ojcem, choć ze względu na jego ciężki stan nie wyjawił on zbyt wiele użytecznych informacji. Ilekroć syn pytał o siostrę, z którą obaj zostali wcześniej uwięzieni, ten reagował prawie bezgłośnym szlochem i nie był w stanie odpowiedzieć na zadane pytanie, co samo w sobie zdradzało najczarniejszy scenariusz...
- Ciszej bądź! Zdaje się, że ktoś idzie! - Syknęła w odpowiedzi Lilou, która przez kraty próbowała wyłapać coś w ciemnościach przed sobą. Dopiero po dłuższej chwili reszta uwięzionych awanturników usłyszała zbliżające się odgłosy kroków i niedługo po tym, do długiego korytarza, na końcu którego znajdowała się ich cela, wpadło ciepłe światło pochodni. W ich stronę zbliżał się wartownik, w ręku trzymając drewnianą michę, którą następnie położył przed kratami.
- Życzeniem Detleva jest, abyście coś teraz zjedli. Nie obawiajcie się, wasze cierpienie nie potrwa długo. Musicie tylko mieć dość sił przed rytuałem, który was niebawem czeka - powiedział skryty pod kapturem zbir, którego twarz wykrzywiał obrzydliwy uśmiech, jakby cieszył się z niepewności awanturników, którzy jeszcze nie wiedzieli jaki dla nich los przygotował Detlev Kampf, enigmatyczny przywódca kultystów. Rytuał mógł przecież oznaczać wiele rzeczy – rytualny mord, opętanie, a może nawet mutację w niestabilnego fizycznie demona, tak jak wcześniej, na ich oczach, uczynił to ze swoimi poddanymi pewien czarnoksiężnik. Z pewnością księga, która wpadła w ręce kultystów, dawała im szereg przerażających opcji, o których strach było nawet myśleć. I jakąż to okrutną ironią losu byłoby zginąć od oręża, którego dostarczyło się swoim wrogom…? Awanturnicy powoli zaczęli oswajać się z myślą, że szybka śmierć byłaby w ich sytuacji błogosławieństwem i o taką zaczęli prosić wszystkich znanych im bogów.

Zadowolony ze swojej nikczemnej przebiegłości wartownik butem przysunął miskę do kraty, po czym zaczął się oddalać, nucąc pod nosem jakąś radosną przyśpiewkę, lecz nie zdążył zrobić nawet kilku kroków, kiedy potężna eksplozja wstrząsnęła fundamentami zamku. Z nisko zawieszonego sklepienia posypał się pył oraz niewielkie odłamki gruzu, na chwilę wypełniając korytarz gryzącym oczy dymem.
- Co u…? - To wszystko co zdołał wykrztusić, bowiem resztę jego słów stłumiła kolejna eksplozja. Spojrzał on wtedy pytająco na awanturników, lecz byli oni równie zdezorientowani. Po gwałtownym trzęsieniu ziemi zapadła na chwilę przejmująca cisza, którą niedługo później przerwały bestialskie okrzyki i szczęk oręża, dobywający się z powierzchni. Strażnik natychmiast zrozumiał powagę sytuacji, choć nie widział jeszcze z kim lub czym przyszło jego braciom walczyć. Rzucił więc pochodnie na ziemię, która potoczyła się w stronę miski, kryjącej w swoim wnętrzu kilka pajd przegniłego chleba, zanurzonych w jakiejś mętnej cieczy, po czym dobył miecza i ruszył biegiem na górę.
Choć uwięzieni awanturnicy również nie mieli najmniejszego pojęcia kim był najeźdźca i czy przejawiał w stosunku do nich przyjazne zamiary, to wierzyli jednak, że był to sygnał od bogów, którzy w ten sposób odpowiedzieli na ich modlitwy i lepsza okazja do ucieczki już się więcej nie nadarzy. Lilou sięgnęła wtedy do wnętrza swojego buta, skąd wyciągnęła ostatni wytrych, którego dotąd nie udało się kultystom zarekwirować. Po kilku męczących próbach szarpania się z zamkiem, udało jej się wreszcie otworzyć drzwi od celi. Awanturnicy nie byli jeszcze wolni, ale przynajmniej mogli odpłacić się kultystom za zdradę i wyrządzone krzywdy, mając do dyspozycji wszystko, co tylko znajdą na swojej drodze.


Otoczony zasiekami namiot polowy został rozbity w odległości kilkudziesięciu metrów od zamkowych murów, na których masowo tłoczyć zaczęli się obrońcy. W rękach dzierżyli krótkie łuki, lecz ich efektywny zasięg nie sięgał tak daleko. Mimo to strzały wzbijały się w powietrze i zaczęły lądować w pobliżu ulokowanych nieopodal namiotu stanowisk artyleryjskich, nie kłopocząc przy tym krasnoludów, od pancerzy których pociski odbijały się niczym krople wody.
- Chyba wyczuli nasze złe intencje - zażartował z sytuacji mistrz wojny Doran Gromowładny, którego głos był ponury i donośny, co w innych okolicznościach nie sprzyjało opowiadaniu żartów, a mimo to większość zgromadzonych w namiocie awanturników i krasnoludów zareagowała nerwowym śmiechem. Powaga sytuacji powoli wdawała się w kość wszystkim obecnym. Stopniowo zaczynali pojmować, że za kilka chwil rzucą się ku murom i przeleją krew – własną lub wrogów. Ta ponura wizja nikogo nie napawała nadzwyczajnym optymizmem, ale mimo to, zgromadzeni w namiocie awanturnicy i wojownicy z Khazad Hradan wiedzieli, że czynią słusznie.
Cisza była jak makiem zasiał, kiedy w milczeniu oczekiwano dalszych rozkazów sędziwego krasnoluda, którego pewność siebie była wręcz zaraźliwa. Podchodził on do sztuki wojennej jakby była rzemiosłem równie pospolitym, co garncarstwo czy kowalstwo. Co więcej; nie był typem dowódcy, który posyła swoich ludzi na pewną śmierć, podczas gdy sam chowa się na tyłach. Doran Gromowładny osobiście przewodził nawet najbardziej ryzykownym szarżom, dając przykład swoim żołnierzom i stąd cieszył się wielkim szacunkiem wśród podwładnych.

Mistrz wojny krzątał się przez chwilę po namiocie, oglądając dokładnie mapę okolicy, czasem też wyglądając na zewnątrz – to w stronę murów, to na stanowiska artyleryjskie, które były już przygotowane do oddania salwy. Ignorował przy tym wszystkich zgromadzonych w namiocie, co wytworzyło trudną do zniesienia atmosferę, kiedy wszyscy w napięciu oczekiwali nieuniknionego. Po chwili jednak zatrzymał się w połowie kroku i wyraźnie zaczął czegoś nasłuchiwać. W ślad za nim poszli również jego ludzie, którzy całkowicie umilkli, ciekawi tego co ich przywódca usłyszał. Początkowo był to odległy szum, który z każdą chwilą nabierał na wyrazistości. Odgłos jaki większość awanturników nigdy wcześniej nie słyszała, więc nie dało się go z niczym porównać. Swą donośnością niebawem przyćmił wszystkie dochodzące z zewnątrz okrzyki i nawet stłoczeni na murach kultyści umilkli w niemym przerażeniu. Doran Gromowładny uśmiechnął się mimowolnie, po czym ruszył w stronę wyjścia z namiotu i rozsunął zasłonę, ukazując swym ludziom panoramę Gór Czarnych, oświetlonych przez pomarańczowe promienie wschodzącego słońca. Na tle ośnieżonych szczytów, wśród których kryło się legendarne Karak Hirn, pojawiła się z początku czarna kropka, która rosła z każdą chwilą. Niedługo później zgromadzeni wewnątrz namiotu mogli już rozpoznać źródło donośnego dźwięku – były nimi tnące powietrze łopaty wirników masywnego żyrobombera, który zbliżał się z zawrotną prędkością w stronę ich pozycji.
- Na to żem czekał! - Oznajmił z zadowoleniem Doran Gromowładny, po czym wrócił do środka namiotu i stanął przed zgromadzonymi tam awanturnikami oraz krasnoludami.
- Plan jest na tyle prosty, że raczej nie będę musiał wam go powtarzać. Zrobimy trzy wyłomy – dwa w murach, zaś czołg parowy rozbije taranem środkową bramę. Informowałem już o tym inżynierów, więc tylko czekają na mój sygnał. Ruszymy do środka podzieleni na pięć grup. Astrid poprowadzi awanturników zachodnią wyrwą, zaś Kyan weźmie ze sobą grupę długobrodych na prawą flankę. Będziecie posiłkowani przez dwa oddziały wojowników, a ja z żelaznymi rębaczami spróbuję przedrzeć się przez bramę - wydając rozkazy, krasnolud wszystko dokładnie pokazywał na rozstawionej przed nimi mapie. - Nie miejcie żadnej litości, bo wam jej nie okażą. Pamiętajcie, że naszym celem, poza wyrżnięciem wszystkich kultystów, jest odbicie plugawej księgi oraz pojmanych przez nich ludzi i krasnoludów. Naszych wrogów nie trudno ze sobą pomylić; to podli malalyci, których szał i dzikie oblicze weźmie górę w walce nad zdrowym rozsądkiem, kiedy tylko poczują krew. Pod żadnym pozorem nie okazujcie im strachu, bo tym się te gnidy żywią. Khazukan Kazakit-ha! - Na koniec uniósł się w bojowym okrzyku krasnoludów, w czym zawtórowali mu zgromadzeni przed nim wojownicy.

Doran Gromowładny wyszedł w pełnym rynsztunku bojowym z namiotu i stanął przed polem bitwy, a w ślad za nim podążyła reszta wojowników. Przypięta do ciężkiego pancerza szkarłatna peleryna powiewała na wietrze, którego dodatkowo wzmógł przelatujący z zawrotną prędkością tuż nad ich głowami żyrobomber. Machina zatoczyła koło wokół zamkowych murów, wzniecając przy tym tumany kurzu, po czym oddała w stronę obrońców salwę z karabinu obrotowego, umiejscowionego na dziobie żyrobombera. Pilot powtórzył ten manewr jeszcze kilka razy, zmuszając część kultystów do zejścia z blanek, po czym zrzucił jeszcze na nich kilka bomb zapalających.
- Ognia! - Krzyknął Doran, dając inżynierom sygnał do oddania salwy ze wszystkich dział. Huknęło jednocześnie z każdej strony i wokół stanowisk artyleryjskich wzbiły się tumany kurzu oraz gryzącego oczy dymu, którego charakterystyczny zapach prochu działał na wojowników niczym opium. Mury skruszyły się po trafieniu przez ciężkie kule armatnie z dział burzowych, zaś pociski wystrzelone z działa organowego strąciły z blanek ostałych przy życiu kultystów. Wprawiony w ruch czołg szarżował w stronę bram w oparach tryskającej z tłoków pary, charcząc i dudniąc donośnie.
Na krótką chwilę przed natarciem krasnoludzkich wojowników, mistrz wojny wręczył Kyanowi oraz Astrid po jednej racy. - Użyjcie tego, kiedy sytuacja będzie dramatyczna i wiejcie czym prędzej. Będzie to sygnał dla żyrobombera do zrzucenia bomb w oznaczone przez was miejsce - wytłumaczył im, po czym zwrócił się na głos do zgromadzonych na polu bitwy oddziałów:
- Khazukan Kazakit-ha! Wymażmy dziś kilka wpisów z Dammaz Kron, przyjaciele! Do boju! Niechaj wasze miecze i topory nie szczędzą wrogów Karak Hirn! - Ryknął na całe gardło, po czym sam w towarzystwie żelaznych rębaczy rzucił się w ślad za czołgiem parowym. Przed bramą i w powstałych w murze wyłomach, czekali już na nich uzbrojeni w miecze i tarcze kultyści, w oczach których czaiła się już tylko chęć krwawego odwetu.

 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019
Warlock jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:30.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172