Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-08-2018, 11:40   #1
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
[WFRP 2ed.] Od zera do bohatera





OD ZERA DO BOHATERA


************************************************** ********



Ogłoszenia “z słupa”:
  • Wielkie Polowanie Na Wilkołaki. 20zk za schwytanie żywcem. Szczegóły u kapitana Trottela.
  • Mortimo Pabo szuka tragarzy i ochroniarzy (2zk/dzień). Można go znaleźć w karczmie “Pod Żeglarzem”. Wyprawa do grobowca Muamara. Przewidywany czas, to tydzień w jedną stronę + czas na miejscu
  • Potrzebni ochroniarze do eskorty karawany. 50zk/wyprawę. Szczegóły w gospodzie “Pod Żeglarzem”. 8-10 dni w jedną stronę. Trasa przez szlak Mroźnych Kłów
  • Elf Lica szuka kompanów, do zbadania Posągów Świętego Ognia w Lesie Duchów. Broń nie jest dozwolona!
  • “ Leczenie chorób i urazów. Interesuje mnie tylko wasze zdrowie. Nie zadaje głupich pytań. Pytajcie o Borysa Bogdanova w karczmie pod Czarnym Orłem. “.
  • “ Aptekarz i zielarz znawca wielu nauk zapewni rozrywkowe zioła prosto ze stolicy. Idealne do zabawy, prosto z wielkiego świata! Pytajcie o Borysa Bogdanova w karczmie pod Czarnym Orłem. “
  • Pociski wszelakie z jednorazową krasnoludzką runą celności. 1zk u Galdena, w domu N. Schmidta.
Fakty:
  • Siostrzenica hrabiego Theodiusa von Eisenstadta Adelaida wyjachała na studia do Nuln
  • W tym roku szczurów było wyjątkowo mało, jakby większość z Kreutzhofen w popłochu pouciekała. Choć ostatnio ich coraz więcej… I więcej… Ludzie zaczynają to zauważać.
  • Szlak Mroźnych Kłów roi się od zbójów. Dlatego też potrzebni ochroniarze do eskorty karawany.
  • Coraz częściej mówi się o “Żabim Święcie” - miejscowym specyficznym dniu świątecznym, w którym między innymi jest rywalizacja kto zje najwięcej żabich udek.
Plotki:
  • Piekarz Armand dostał dużą, dobrze wyglądającą świnie i podobno wyprowadza ją na smyczy na spacer. Świnie sprowadził aż z Bretonii.
  • Magnus Richthofer oszalał. Z entuzjazmem uczy się sztuki wyplatania koszy. Zbiera też świńskie pęcherze w zapieczętowanych słojach. A ostatnio dostarczyli mu ogromne ilości lin, węgla i piasku.
  • Przeskok kryje katakumby Carnery. Skarbów tam bez liku. Na przykład starożytny posąg smoka.
  • W Lesie Duchów stoi zrujnowana wieża. Mieszkał tam kiedyś wielki czarodziej i można tam znaleźć mnogość magicznych przedmiotów.
  • Klątwa Starych Panów wciąż na nas ciąży!
  • Klątwa Starych Panów jest przez młodych, którzy nie szanują praw, rządzących i starszych! - Gretchen
  • Borys Bognanov to oszust liczący na naiwność starszych, biednych i bezbronnych kobiet. A pewnie i nie tylko... - Gretchen i Gundrun
  • Johann Silber to stary pirat - Gretchen i Gundrun. To zastępca Czarnego Jacka!
  • Elf od artystów to skryty morderca- Gretchen i Gundrun
  • Ci z Tilei (Il Taverna Tauro Rosso) bandyci na pewno - Gretchen i Gundrun. Wykańczają konkurencję pływającą do Tilei, którą spotykają “dziwne” wypadki.
  • Na pobliskich wzgórzach widziano orcze bandy.
  • W lesie Wundta jest miejsce na którym nic nie rośnie. To tam kiedyś odbyła się wielka bitwa.
  • Piekielna armia Demonów zebrała się na północ od Kreutzhofen.
  • Hrabia Theodosius von Eisenstadt jest potomkiem Sigmara!
  • W grobowcu Muamara można odnaleźć starożytną broń.
  • Bestia z Gór Szarych to prawda. To prastara maszkara, na której widok ludzie sobie sami gardła podcinają. Wczoraj znaleziono zmasakrowanego jednego z górników, to jej sprawka.
  • Na Górze Piorunów krasnoludy wykuwają magiczne ostrza. Gdy pracują nad okolicą przelewają się ulewne deszcze i burze. Nikt nie wie, jak do niej jednak trafić. Mieli tam fortecę, ale została ona przejęta przez zielonoskórych.
  • W Księżycowym Stawie są ryby, które mają cztery łokcie długości. Cóż z tego, jak miejsce obłożone jest potężną klątwą. Znaleziono zwłoki osoby, która ostatnio tam się udało, były bardzo zmasakrowane.
  • Nocami atakują nas syreny, o których opowiadał szynkarz Silber. Tylko skąd syreny na lądzie?! W lasach?! Przy rzece?!
  • Gretchen o Petrze Drall - Biedne dziewczę. Gierig narzucił im taki czynsz, by nie miała wyboru i oddała mu, no wiesz, się. Nie ulega młoda, nie ulega, ale awanse albo przyjmie, albo bez dachu zostanie. A i jej matula schorowana. Ale to wszystko tak między nami. Bo to ino ja wiem. (Plotkę zna Cathelyn)
NPC:
  • Doktor Entesang - przyjmuje w swoim gabinecie (1). 53 lata. Nosi binokle. Bardzo trudny do wciągnięcia w rozmowę, przez co niewiele o nim wiadomo (jest przyjezdny).
    Posiada konia i wóz, które trzyma w niewielkiej stajni za domem. Służą do wizyt lekarskich. Lubi zwierzęta, komplementy, słodycze i gra na instrumencie. Pozytywny stosunek do rodziny Baderhoff
  • Johan Silber - właściciel gospody Pod Czarnym Orłem”
  • Anders Weber - rezydent gospody “Pod Czarnym Orłem”
  • Annalise Hoffer - barmanka w gospodzie “Pod Czarnym Orłem”. Mieszka w niej.
  • Sigismund Kippel - dorfrichter mieszkający w Dworze (10). Do jego obowiązków należy nadzór nad dowódcą straży i ściąganie podatków. 46 lat. Wybredny, ubiera się z pedantyczną starannością zwykle w czarne togi, czasem surdut. Krasomówca. Uczony. Lubi spędzać czas na czytaniu i pisaniu. Interesują go egzotyczne przedmioty przywożone do miastecdzka z dalekich krain. Posiada sporą kolekcję antyków i starych przedmiotów. Ma córkę, żona nie żyje. Rudolf jest mu obojętny, mimo iż córka się z nim przyjaźni, oni nie mają kontaktu. Ma dobre relacje z Baderhoffami. Standardowe podejście do “kwestii rasowych - czyli mniejszy szacunek dla elfów”. Uważa, że Rudolf nie traktuje straży i samego sędziego z należną powagą i jest nieprawdomówny. Podobnie Kasztaniak. Ma negatywne zdanie o Abelardzie, nadużywa władzy, której według niego nie ma. Uważa, że Borys najpierw mówi, potem myśli. Jest niesforny. Nie jest pewien, czy zależy mu na dobru wioski, czy pieniądzach.
  • Rozamunda Kippel - córka Sigismunda z którym ma dobre relacje. Spędza z nim dużo czasu. Po części zajmuje się gospodarstwem. Wyjątkowo ładna, ma kochanka (Rudolf o tym wie, ale nie wie kim jest). Nie pracuje. Nie zajmuje się polityką. Jej marzeniem jest podróżować. Mocno religijna (Stara wiara). Lubi bardzo biżuterię, stroje, ale nie lubi dostawać podarków, ani nie lubi komplementów. Lubi czytać książki i dobrze zjeść, lubi też słodycze i alkohol. Lubi też wiersze, długie rozmowy, jak i długie kąpiele. Ciekawią ją wynalazki, ale nie urządzenia mechaniczne. Nie lubi wyrobów rzemieślniczych, ziół, broni, ani czarów. Ma zwykłe podejście do kwestii rasowych i do pozycji kobiety w społeczeństwie. Nie lubi spacerów, polowań, zwierząt, tytoniu i gry na instrumencie. Nie śpiewa, ani nie pisze (książek/poematów). Przyjaciółka Rudolfa.
  • Magnus Dunn - skryba dorfrichtera. Ogarnia papierkową robotę dorfrichtera. Nie lubi Rudolfa.
  • Bruno Wachtel - ochroniarz i służacy dorfrichtera. 189cm, silna budowa ciała. Miejscowi wolą schodzić mu z drogi. Zawsze wygląda na czujnego, a na jego twarzy widać skupienie.
  • Josef Gierig - właściciel wielu nieruchomości w Kreutzhofen. Mieszka w Rezydencji. Nielubiany przez ludzi, wręcz znienawidzony. Kupiec, skory do wzięcia udziau w praktycznie każdym przedsięwzięciu, które może przynieść dochód. Skąpy, pozbawiony skrupułów. Pożyczał pieniądze pod zastaw domów. Przez duże odsetki wiele nieruchomości trafiło do niego. Lichwiarz. Mimo protestów wielu mieszkańców w jego działalności nie znaleziono nic niezgodnego z prawem. Dorfrichter jest bezsilny. (13)
  • Stampi Thundergut - ochrnoniarz Gieriga. Krasnolud.
  • Borys Hippler - grabarz w Kreuzhofen. Mieszka we wsi Weilerberg. Ma dodatkowy zarobek dzięki balsamiście. Od Ablerada oczekuje, że będzie zajmował się cmentarzem, pozwalając mu mieszkać w kaplicy. Uważa, że to on im pomógł, nie oni jemu.
  • Hrabia Theodosius von Eisenstadt - ma włości we wsi Weilerberg, która jest jego własnością. Nagrodził Robin za ujawnienie winnego akcji z krowami i ostrzeżenie go. Ukarał Drago.
  • Adelaida von Eisenstadt - siostrzenica hrabiego, którą traktuje jak swoją córkę.
  • Vincenze Acierno - Szlachcic z Tilei (niektórzy uważają, że nie jest szlachcicem, tylko oszustem). Zalotnik Adelaidy von Eisenstadt.
  • Dieter Krankel - łowca. Mieszka w domu hrabiego von Eisenstadta. Najął drużynę, jako stróżów. Uważa, że Abelard, Borys, Rudolf, Robin i Wolfgang się spisali. Przeciwne zdanie ma o Drago i Verminie.
  • Kapitan Trotell - dowódca - stacjonuje w Garnizonie
  • Gustav Baderhoff - oficer - stacjonuje w Garnizonie. Z całą rodziną raczej poważani w mieście.
  • Albert Frotz - żołnierz - stacjonuje w Garnizonie - nie żyje
  • Thomas Schutz - obsługuje Ruchomy Most (28). Mieszka w Tawernie “Pod Żeglarzem”. Dzięki Rudolfowi nieco zarobi, o czym będzie pamiętał. Ma dwa psy bojowe.
  • Kaspar Muller - strażnika celny (29)
  • Eryk Muller - syn strażnika celnego - hazardzista (29)
  • Sara Baderhoff - aptekarka (A). Zaręczona z Borys Bogdanov, ku niezadowoleniu rodziny.
  • Maria Baderhoff - zielarka (A)
  • Armand Boulangier - piekarz. Żonaty, dwójka bliźniaków. Ma skryty romans z Brit Stoltenberg. Są wdzięczni za nieujawnienie go, jednak unikają przez to teraz tych, co wiedzą.
  • Brit Stoltenberg - mieszka w (24). Miejscowa 19-letnia piękność. Ma skryty romans z Armand Boulangier. Są wdzięczni za nieujawnienie go, jednak unikają przez to teraz tych, co wiedzą.
  • Petra Drall - mieszka w (17). Pracuje u Gieriga, a czasem dorabia w jako kelnerka w „Il Tauro Rosso”. W mieście toczy się spór, która najpiękniejsza w okolicy Petra, czy Britt.
  • Asterellion Leafdew - mieszka w dom artystów(12). Miał dług wdzięczności dla drużyny za udaremnienie przemytu i oddanie rzeczy, które należały do elfów, bez zadawania pytań. Po rozprawie, jego stosunek wrócił do neutralnego.
  • Udo Drecksplatz - żebrak. Hoduje na sobie świerzb i wrzody - to jego sposób ma zarobek - ma nadzieję wzbudzić litość, lub strach przed złapaniem czegoś od niego. Nie zaczepia miejscowych, dzięki czemu ci go jeszcze tolerują. Co zarobi, to przepije.
  • Matka Eberhauer – Utrzymuje się ze sprzedaży ziołowych specyfików, którymi można wyleczyć wszystkie dolegliwości. Krążą opowieści, że jest wiedźmą, ale większość mieszkańców w to nie wierzy. Ma czarnego kota.
  • Nikolaus Schmidt - złota rączka. Mieszka (20). 31 lat. Silna budowa ciała. Mieszka z córka, żona zmarła. Chwyta się każdego zajęcia, jakie może znaleźć. Zawsze skory do pomocy drugiemu człowiekowi. Wykonuje strzały dla Rudolfa, mają dobry kontakt. Ma dziurę w zębach po jedynce.
  • Wiktor Schmidt - kowal i płatnerz, a także stajenny o obfitym owłosieniu na całym ciele. Blizna po oparzeniu na lewym przedramieniu, podobna na podbródku . Mieszka w (5). Przyjmuje konie i muły przybywające do Kreutzhofen. Może też udostępnić wóz lub dwa. Jak i brat Nikolaus jest “złotą rączką”. Mają jeszcze brata Jakoba (stajenny). Jego żona to Carmen z Tilei.
  • Carmen Schmidt - pochodzi z Tilei. Dużo mieszkańców akurat ją uważa za najpięknieszą w mieście. 35l.
  • Gustav Bednarz - ojciec Rudolfa. Bednarz. Mieszka w (B)
  • Elfrida Bednarzowa- matka Rudolfa. Zajmuje się domem (B)
  • Otto Bednarz- brat Rudolfa. Od 3 lat żonaty, ma roczną córeczkę. Mieszkają wszyscy razem z rodzeństwem i rodzicami Otto, przez co w domu zrobiło się dosyć ciasno - wraz z rodziną zajęli pokoik, który wcześniej miał wspólny z Rudolfem. Dla Rudolfa zbudował łóżko. Nie zdaje sobie sprawy, iż żona trzyma go twardą ręką - rozbił by łeb każdemu, ktoby mu taki brak męstwa zasugerował. Nikt mu też tego nie odważy się powiedzieć - jeżeli nawet nie obawiają się jego twardej pięści, to Bednarzowa też potrafi sprać pysk. Ma córkę Jarlę (1 rok)
    Ulryka Bednarzowa- cyrkowiec. Pomaga matce w obejściu, mężczyznom warsztacie. Często towarzyszy w rozmowach handlowych, ze względu na urok płci słabej oraz swoje talenty aktorskie. Utrzymuje liczne i częste kontakty z każdym, kto zatrzyma się w domu artystów - czuje pokrewieństwo dusz. Choć dawno czas jej, by się ustatkować, nic nie wskazuje, aby miało to nastąpić. Matka rozpacza, że zostanie starą panną. Faktycznie nie ma nawet żadnego kochanka, a uciechy cielesne damsko-męskie jej nie interesują. W rzeczy samej pociągają ją kobiety, ale nie zdaje sobie sama. To by też wyjaśniało jej brak zainteresowania ewentualnymi zalotnikami, a opowieści Drago o sypianiu z nią są (jak zwykle) wyssane z palca. Ostatnio często nocuje poza domem (w domu artystów), ze względu na rozrastanie się rodziny brata, Otto.
  • Hanna Bednarzowa- bratowa Rudolfa. 26 lat. Mieszkała w Weilerbergu. Ponieważ w domu się nie przelewało, za młodu (16 lat) wyruszyła z przejeżdżającą przez Kreutzhofen karawaną szukać pracy. Od tamtej pory nikt w wiosce nie wie, co się z nią działo. Po pięciu latach wróciła. Dlaczego - nikt nie wie. Mając już swoje lata postanowiła wyjść za mąż. Zrobiła szybki przegląd kandydatów i jej wybór padł na Otto Bednarza. Rok od niej młodszego, ale za to rokującego nadzieję na męża, przy którym głód nie będzie jej doskwierał. Bednarz ani się obejrzał, jak wzięli ślub. Obecnie naciska na męża, aby wystarał się w końcu o własny dom dla nich.
  • Siegfried Dittrich- potencjalny (nie skazany przez sędziego) przemytnik, złapany przez grupę stróżów. Zabito mu kompana. Pozostali dwaj uciekli.
  • Lodovik- garncarz mający opinię najstarszego w miasteczku.
  • Kasztaniak- ochroniarz w zajeździe “Pod Żeglarzem”
  • Maria Gambacini - gospodyni w Domu Artystów. Zna się na gotowaniu, piwowarstwie, roślinach i zielarstwie. Śpiewa. Nosi szczurzą łapkę na złotym łańcuszku. Około 40 lat. Tęga budowa ciała. Oliwkowa skóra i perłowobiałe zęby. Zwykle ubrana w białą bluzkę i bardzo kolorową wzorzystą spódnicę.
  • Andreas Saufer - właściciel browaru. 41l, ma żonę Bertę 40l i trójkę dzieci - najstarsze 11l Emmerich, reszta 9l, 8l. Wygląda na starszego. Ma spory, piwny brzuch. Nie ma dwóch górnych przednich zębów.
  • Berta Saufer - gderliwa i cierpka w obejściu. Ubiera się w za duże, zwykle szare, bądź brązowe, ubrania
  • Emmerich Saufer - 11 lat. Pomoc Rudolfa w warsztacie. Szczupły. Jego nos sprawia wrażenie, jakby rozlewał się po całej twarzy. Piegowaty. Notorycznie pociąga nosem.
  • Ralf Gross - właściciel Zajazdu “Pod Żeglarzem”. Ma żonę, dwójkę synów Edgar, Konrad (7l, 10l)
  • Boris Gross - strażnik, brat Ralfa, pracuje wieczorami u niego jako barman
  • Benito Sangiovesi - 40 lat. Prowadzi restaurację. Widać u niego zamiłowanie do biżuterii.
  • Eleonora Sangiovesi – żona Benito. 23 lata.
  • Guldo Sangiovesi – brat Benito, kelner w jego restauracji. 22 lata.
  • Gotthard Heyer – myśliwy. Mieszka we wsi (40). Posiada cztery psy myśliwskie. Dla zdobycia futer odbywa wyprawy w góry. Często przyłącza się do wypraw idących przez Szlak Mroźnych Kłów jako strażnik lub wywiadowca. U podnóża gór odłącza się, zastawia pułapki, zbiera stare, czasem poluje na grubszą zwierzynę i wraca. W trakcie ostatniej wyprawy zabił orka, zdobył broń który wyjątkowo pięknie wygląda - szczególnie jak na orczą broń. Wygrał doroczny turniej łuczniczy, na którym wygrał pięknie zdobiony łuk.
  • Kastor Kroeber - właściciel młynu (7). Mówi się w mieście, że ma problem z utrzymaniem młynu. Sam jest bardzo ponury i widać zmęczony życiem. Ma żonę. Dzieci brak.
  • Otfried Bacher - drobny miejscowy szlachcic, będący aktualnie żakiem ostatniego roku studiów architektonicznych z Nuln. Pochodzi z Kreutzhofen. Jegomość jest majętny i wrócił do domu przy okazji tradycyjnej przerwy przed ostatnim semestrem studiów.
Miejsca

Kreutzhofen:


1. Doktor Entesag - przyjmuje od drugiej do piątej po południu w swoim gabinecie
2. Gospoda “Pod Czarnym Orłem”
3. Zajazd “Pod Żeglarzem”
4. Browar
- prowadzi go rodzina Saufer. Warzą dla miejscowych, ale również na handel. Importowany Bugman zachwiał nieco ich pozycję na miejscowym rynku. Mają głęboką piwnicę utrzymującą zimno przez cały rok, w której za opłatą przechowują miejscowym np. wina i sery.
5. Stajnie i kuźnia
6. Sklep -
prowadzony przez siostry Diesedorff. Brunhildę opuścił mąż. Ma syna (Gunter 14l), który spędza sporo czasu wśród tileańczyków.
7. Młyn
8. Piekarnia -
prowadzi ją Armand Boulangier. Dobrze prosperuje handlująć z mieszkańcami i obieżyświatami. Ma żonę Dominique i bliźniaków Alain i Jean-Paul.
9. Strażnica i więzienie - Hugo Becker - dowódca; Kaspar Erdheim - posterunkowy; Boris Gross - strażnik
10. Dwór - Imponujący budynek. Mieszka tam dorfrihter - Kippel. Posiada on sporą kolekcję antyków i starych przedmiotów. Mieszka tu też gosposia i ochroniarz. Dorfrichter zatrudnia też skrybę.
11. Garnizon - Nie jest mocno obsadzony. Z kreutzhofen i sąsiednich miejsc może ściągnęć 20 żolnierzy. Kapitan jest sfrustrowany. Nie ma pozwolenia na pobór rekrutów, ani funduszy na zakup wyposażenia. Deprymuje go też (pewnie pozorny) brak zagrożenia.
12. Dom artystów - Tak jest nazywany. Wyremontowany i wynajmowany dom. Mieszka tam "dziwna" grupa - elf z Loren; Poeta i aktor z Bretonii. W rezydencji goście są zawsze mile widziani, więc różne typki o artystycznej duszy się tam zjawiają. Często bywa tam rzeźbiarka z Gisoreux (związana z poetą). Pisarz piszący powieść swego życie. Ulryka Bednarzowa. Mieszka tam też tileańska gospodyni.
13. Rezydencja Gieriga - bogaty budynek. Mieszka w nim Gierig z ochroniarzem.
14. Dom retmana
15. Przystań
- w pobliżu rozkładane są również “kramy”
16. Il Taverna Tauro Rosso - Wesoła i dobrze prosperująca restauracja prowadzona przez Benito. Można załatwić pierwszorzędny, tradycyjny tileański bankiet za 5zk, trwający 5-6 godzin. Poza tym serwują inne tileańskie specjalności.
17. Dom Wdowy Drall - Matka Marlene, schorowana, całkowicie zależna od córki. Córka Petra pracuje u Gieriga. Ich dom biedniejszy niż okoliczne, ale dzięki Petrze schludnie utrzymany.
18. Skryba
19. Cyrkowiec
- Siggy Kratz popełnił samobójstwo. Dom kupiony przez Gieriga. Wynajęty przez rodzinę Bohnen
20. Złota rączka
21. Robotnik -
mieksza tu Hans Arblant.
22. Emeryt
23. Uczony
24. Dom Stoltenbergów - mieszkają tu robotnicy Wilhelm, Erich i ich siostra Britt, która prowadzi dom.
25. Plotkarka
26. Plotkarka
27. Pomnik
- przedstawia hrabiego Reinwalda Pfeifrauchera
28. Ruchomy most - przejście kosztuje 1p; przepłycięnie 1sz. W nocy most zamknięty. Własność miasta (w sensie opłat). Pracuje tam Thomas Schutz.
29. Skład celny
30. Cmentarz
- obowiązki pełni Borys Hippler mieszkający w Weilerbergu. Ma pomocnika, który mieszka w zniszczonej kaplicy - Abelard Nägelein. Kaplica ma niewielkie katakumby - hala główna i trzy korytarze ze schowkami na prochy i trupy, plus jedno pomieszczenie balsamiczne i jedno puste.
31. Rudera - waląca się buda. Mieszka tam Udo Drecksplatz - żebrak
A. Apteka i Dom Zielarki. Dom Rodziny Baderhoff
B. Dom Bednarza

G. Dom Garncarza - mieszka tu Lodovik.
K. Krypta
S. Słup z ogłoszeniami
Z. Złotnik

Weilerberg (dwie mile od Kreutzhofen)
32. Dom hrabiowski - rezydencja Theodosiusa von Eisenstadta. Mieszka tu też sokolnik, łowczy i gospodyni.
33-37. Zagrody chłopskie
38. Grabarz
39. Dom
40. Myśliwy
41. Dom Matki Eberhauer

Okolice Kreutzhofen:
42. Gospodarstwo Mullerów
43. Gospodarstwo Richtofenów
44. Dwór Reichenbachów
- ruiny
Misje osobiste - krótkoterminowe:
  • Móc legalnie polować w okolicznych lasach (Robin)
  • Wystrzelać wilki, które kradną owce spod opieki przyrodniego brata (Robin)
  • Zdobyć stanowisko leśniczego, tak jak ojciec (Robin)
  • Upolować dzika, który zranił tatę (Robin)
  • Zdobyć pieniądze na lepszy łuk (Robin)
  • odnaleźć ziemiankę, w której się urodziła (Robin)
  • Praktykować jako medyk (Borys)
  • Rozwinąć działalność handlową aptekarsko-zielarską (Borys)
  • Rozpocząć sprzedaż “używek” (Borys)
  • Odnowić znajomość z Sarą (Borys)
  • Znaleźć pracę. (Fay)
  • Zająć się jakimś handlem. (Fay)
  • Pokazać, że jest się świetnym pracownikiem. Zdobyć szacunek i zaufanie. (Fay)
  • Rozpocząć plan przejęcia własności pracodawcy lub założyć własny biznes. (Fay)
  • Bogacić się!! (Fay)

Misje osobiste - długoterminowe:
  • Dowiedzieć się, kim jest (Robin)
  • Znaleźć kogoś, kto strzela lepiej od niej... (Robin)
  • … uczyć się od niego...(Robin)
  • i go przewyższyć (Robin)
  • Wygrać doroczny turniej łuczniczy (Robin)
  • Kupić/zbudować dom (Borys)
  • Prowadzić ekspansję handlową na inne miasta (Borys)
  • Wziąć ślub. Niekoniecznie z Sarą choć to najbardziej prawdopodobne (Borys)
  • Rozpocząć nauki magiczne (Borys)
  • Założyć własny browar lub gospodę.(Fay)
  • Rozpocząć handel.(Fay)
  • Dołączyć do gildii kupieckiej.(Fay)
  • Zdobyć szlachectwo.(Fay)
  • Założyć rodzinę.(Fay)
Stan BG:
  • Borys - zdrowy
  • Fay - zdrowy
  • Georg - zdrowy
  • Robin - zdrowa
NPC pod kontrolą BG:
  • Carlo -> Borys - młody pomocnik do zadań w mieście (płatny 12p na dzień) - zdrowy
  • Drago -> Borys - sądzi, że uratował mu życie
  • Reingard Reinhard - szef ochrony karawan, obecnie towarzysz zapatrzony w Robin
Regularny miesięczny zarobek:
  • Borys - 13,5zk balsamista; 2zk ogłoszenie medyk; 11zk ogłoszenie zabawiacze
  • Dieter - 7zk Ochroniarz
  • Fay - 9,5zk piwowar
  • Georg - brak
  • Robin - 12zk (w tym 9zk od hrabiego) łowca
Sława:
  • Borys - dość znany - pozytywny
  • Fay - szerzej nieznana - neutralna
  • Georg - szerzej nieznana - neutralna
  • Robin - dość znana - pozytywna
BG:
  • Robin Haube
    Nieszczególnie atrakcyjna (stara się by tak zostało) dwudziestoośmiolatka, wysoka jak na kobietę, zwinna i gibka, chodzi sprężystym krokiem. Gdyby ją umyć i ogarnąć wyglądałaby sporo młodziej, na jakieś szesnaście - osiemnaście. Ma zielone oczy i kasztanowe włosy. Zawołana łuczniczka i łowczyni, od niedawna oficjalnie. Mieszka w rozpadającej się chatce w lesie, okazjonalnie u ojca i macochy. Bardzo silnie związana z ojcem, często martwi się o niego. Powszechnie uważa się, że jest owocem zakazanego romansu sprzed lat.

    Jest samotniczką i znika całymi dniami w puszczy. Wśród ludzi czuje się nieswojo, jakby się bała. Choć udaje, że nie potrzebuje nikogo, chce być podziwiana. Zazwyczaj w kontakcie jest spokojna i wycofana, ale ostry język często wpędza ją w kłopoty, sprowokowana potrafi się odciąć tak, że w pięty pójdzie.
    Chwiejna emocjonalnie. Przesadnie reaguje na wszystkich, którzy wyciągają dłonie do jej włosów albo próbują się nadmiernie do niej zbliżyć. Albo do wisiorka. Może wtedy reagować irracjonalnie.
Galeria sław:
  • Vermin z Gór Szarych - przeżył 6 dni - zabity przez potwora (zwanego leśną syreną, a przez niektórych strzygą) w lesie
  • Rudolf Bednarz - przeżył 11 dni - zabity w trakcie zasadzki zbójów na karawanę, którą ochraniał
  • Wolfgang Baderhoff - przeżył 11 dni - zabity w trakcie zasadzki zbójów na karawanę, którą ochraniał
Dziennik:
  • 1 dzień - Wieczorna integracja bohaterów w gospodzie “Pod Czarnym Orłem”. Najęcie do pracy jako stróże nocni w lesie między Kreutzhofen, a wsią Weilerberg (kradzieże bydła). Nakryli romans Brit i Armanda. Udaremnili przemyt elfich dzieł sztuki.
  • 2 dzień - Odbyły się przesłuchania w sprawie napaści, zabójstwa i przywłaszczenia sobie rzeczy (wydarzenia z Dnia 1). Sąd odbędzie się dnia kolejnego. W trakcie wieczornego stróżowania wdali się w nieudany pościg za niezidentyfikowanym osobnikiem.
  • 3 dzień - Odbyła się rozprawa. Winną walki grupa Siegfried Dittrich (spowodowana jednak naciskiem ze strony stróżów). Asterellion Leafdew ma oddać zajęte rzeczy. Winną śmierci Robin (jednak działała w usprawiedliwionej obronie). Rudolf i Kasztaniak dostali kary pieniężne. Abelard pouczenie. W nocy zlokalizowali grupę bydłokradów i zostali przez nich pokonani i “uprowadzeni”. Traktowano ich jako gości, ale nie mogli opuścić zagrody w lesie. Dowódca bydłokradów obiecał ich uwolnić, a bydło wrócić kolejnego dnia. Borys uciekł, po czym goniącego śledził, by zostać ogłuszonym, związanym i przetrzymanym przez niego w pewnej chatce leśniczego. Vermin w trakcie czuwania ujrzał zjawę udającą Adelaidę. O poranku nastąpił atak na hrabiego, którego Robin zdążyła ostrzec. Sam atak był próbą poniżenia go bardziej, niż zranienia, czy zabicia - były to wymalowane krowy z bluzgami o samym hrabim. Bydłokradzi zbiegli, a kozłem ofiarnym został oskarżony przez Robin Drago. Zakuto go w dyby i wybatożono. Pojawiła się plotka o “leśnych syrenach”. Wolfgang dostał misję pozbycia się problemu.
  • 4 dzień -Młody cyrkowiec popełnił samobójstwa. Plotkarka zaczęła rozsiewać plotki, że Klątwa Starych Panów wraca i właśnie młodzi są jej przyczyną.
  • 5 dzień - Borys słyszał w lesie zwierzoludzi. Śladów jednak nie odnaleziono. Doniesienia jego jednak potwierdziło jeszcze parę osób, którzy zwierzoludzi widzieli. Acierno organizuje wyprawę, w celu złapania bydłokradów. W wiosce wybuchł pożar.
  • [i]6 dzień - Wyprawa po bydłokradów wyruszyła. Drużyna uratowała kobietę przed “miesożernym” drzewem. Grupa, przez Acierno, się rozdarła. Część odprowadziła kobietę i wyruszyła na polowanie na “syrenę leśną”. Część podąrzyła za Acierno. Abelard został ogłuszony przez Rudolfa, który wsparł w kłótni ludzi Acierno. Przywiązali go do drzewa i zostawili - uwolniła go Robin. Acierno pojmał “przywódcę bydłokradów”, jednak według drużyny to mystyfikacja. W trakcie nocy w chacie pojawił się duch/zjawa, który zabił dwóch członków najętych przez Acierno. Zażądał od ocalałych sprowadzenie kolejnych trzech na śmierć, bądź odnaleziono jego ciała. Mają na to 32 dni. Acierno z Fay wrócili do hrabiego i przekazali mu domniemanego przywódcę bydłokradów. Abelard zniknął, a Wolfgang. Borys i Vermin znaleźli kamień pulsujący krwistym światłem. Podjęli też walkę z stworem przybierającym postać pięknej kobiety, którą tą walkę Vermin przypłacił życiem.
  • 7 dzień - rzeki płynęły krwią przez kilka minut.
  • 8 dzień - Odbył się turniej strzelecki wygrany przez... Do miasta dotarła karawana, która opuści je kolejnego dnia

 

Ostatnio edytowane przez AJT : 05-09-2019 o 22:38.
AJT jest offline  
Stary 23-08-2018, 11:58   #2
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Praca wspólna MG i BG

*** W karczmie ***

Vermin z Drago postanowili udać się dziś do gospody “Pod Czarnym Orłem”, w której to szczurołap dostał niedawno robotę. Ruchu jak na ten moment dużego nie było, zamówił to co zwykle i siadł przy najludniejszej ławie. Był już tam pomocnik grabarza. Dwudziestoletni młodzieniec o kasztanowych włosach okalających jego wolną od zarostu twarz. Jasno-błękitne niczym pogodne niebo oczy wpatrywały się przenikliwie w świat. Przy nim znalazł miejsce syn bednarza. Jak i również niebieskooki mężczyzna o ciemnobrązowych włosach w lekkim nieładzie, od którego czuć było delikatną woń ziół. Młody chłopak miał srebrny kolczyk w lewym uchu. Siadł też z nimi Anders Weber, rezydent tej gospody.
- Łaska Sigmara niech będzie z nami wszystkimi - powiedział z pokorą, robiąc znak młota na piersi, niebieskooki pomocnik grabarza. - Niech światło Jego komety doda nam sił i mądrości w tych ciężkich czasach.
- Niech będzie! - usłyszał w odpowiedzi od syna bednarza.
Szczurołap tylko skinął głową, bo mówić nie potrafił. Siedząc, ze znudzeniem przysłuchiwał się toczącej się przy stole rozmowie. Mężczyźni na zmianę przerzucali się najświeższymi plotkami z okolic miasteczka. Im więcej kufli piwa poszło, tym plotki stawały się śmielsze i pikantniejsze. I tak dowiedzieli się na przykład, że piekarz Armand wyprowadza świnie na spacery, a świnia ta według samego Drago, to żona piekarza, na którą kultyści rzucili straszliwą klątwę. I Armand nie tylko z świnią spaceruje, ale też…
- Dobra, skończ takie głupoty opowiadać bo jeszcze wywołasz jakie licho z lasu! - skarciła z daleka chłopaka barmanka Annalise.
- Nie z lasu, tylko z gór. Tych naszych - wtrącił złowieszczo Anders Weber, po czym przyciszył głos i spojrzał na wszystkich znad kufla - Besta z Gór Szarych podobno istnieje naprawdę. Niedaleko przełęczy znaleźli jakiegoś biedaka. Sam wyłupił sobie oczy, a potem podciął sobie gardło. A wcześniej jakaś dziewka też zgubiła się i to samo się z nią stało.
- Bajki dla prostaczków - żachnął się Drago - Gdyby ta bestia grasowała w górach, Vermin by coś o tym wiedział, prawda Ver? Ten wzruszył jednak tylko ramionami.
- Czyli to prawda? To ty jesteś ten dzieciak, którego znaleźli w Górach? - zaciekawił się Weber.
- Nie odpowie ci. To niemowa - rzucił jeden z mężczyzn przy stole.
Szczurołap poczuł się nieswojo, nie lubił gdy cała uwaga skupiała się na nim. Niestety chcąc nie chcąc, czasem stawał się lokalną ciekawostką, gdy ktoś sprzedawał przyjezdnym historię o dzikim chłopcu z gór. Całe szczęście nie potrafił mówić i nie musiał odpowiadać na tysiące pytań. Na większość sam nie znał jeszcze odpowiedzi.
Abelard pokiwał powoli głową w namyśle.
- Zaiste, bestia to wieść niepokojąca, lecz w ślepo działać jeno głupiec idzie, a Sigmar nie błogosławi głupcom - powiedział po chwili milczenia. - Niebezpieczna to gra, gdy wróg karty rozdaje.
Akolita upił łyk pienistego piwa i uśmiechnął się nieznacznie.
- Lecz mniejsza o smutkach, choć świnia brzmi całkiem zabawnie, choć podejrzanie. Na pewno wszystko z nim w porządku? Potęgi-Których-Nie-Wolno-Wymieniać atakują nie tylko ciało, lecz i duszę.
Nie wtrącając się do rozmowy, niebieskooki mężczyzna, Adelbert, przybysz z aspiracjami na cyrulika, wstał i wyszedł na zewnątrz. Kufel był w połowie pełny, więc pewnie jeszcze wróci do ławy.
Rudolf, syn bednarza, postanowił działać.
- Drago, Ty tak nic się nie boisz. Takiś mocny w gębie. Słyszałem, że Dieter szuka ludzi do nocnej straży. Może byś się tak zgłosił do niego, pokazał jaki to odważny jesteś?
- Ha! Chyba mnie z kimś pomyliłeś. Ja się wielu rzeczy boję, a najbardziej, że twoja siostra mnie czymś zaraziła. -
usłyszał w odpowiedzi. Ktoś zarechotał, ktoś opluł się piwem. Mało było w miasteczku osób, które mogły dogadać synalkowi stajennego. Wiele osób wręcz podejrzewało, że Drago jest bękartem jakiegoś przyjezdnego kanciarza lub cyrkowego komedianta.
- Ale, jeśli Dieter szuka śmiałków, znam jednego, który się nada - spojrzał stajenny w kierunku Vermina.
- Tak jak i rzekłem. Dużo gadasz, ale gdy trzeba odwagi, to rozglądasz się kogoś, kto by za Ciebie się stawił. Powiedz mi, Vermin… znaczy się tak bez słów... poszedłbyś nocą do lasu na strażnika? - Rudolf zignorował zaczepkę Drago, bo nie na przerzucaniu się przytykami mu zależało. Szczurołap wyprostował się, popatrzył na towarzyszy a potem na przyjaciela i zdecydowanie pokręcił głową.
- Mogę zaświadczyć, że ten chłopak niczego się nie boi. Wejdzie w każdą norę i nawet szczury wielkości świni Amranda mu niestraszne - dodał Drago.
Vermin znów pokręcił głową, to był jedyny sposób w jaki potrafił odmawiać.
- Daj spokój Ver. Niedługo ci się skończy zlecenie, większość twojej zaliczki już przehulaliśmy, co nam szkodzi postać w jakimś lesie? – przekonywał Drago.
Szczurołap uniósł brwi a potem pokazał palcem najpierw na siebie a potem na przyjaciela robiąc pytającą minę.
- Oczywiście że pójdziemy razem, nie zostawię cię przecież samego. Jeszcze ci Dieter nie zapłaci i tyle będzie z twego stróżowania.
Szczurołap wzdychnął. Może faktycznie nie był głupi pomysł. Praca nie była ciężka, a pieniądze, na pewno się przydadzą. Nie wiadomo kiedy trafi się kolejne zlecenie, tego roku szczurów było wyjątkowo mało, jakby większość z Kreutzhofen w popłochu pouciekała.


Kilka chwil temu próg karczmy przekroczył średnio wysoki, żylasty mężczyzna zeszpecony śladami po ospie. Twarz miał wciąż skrytą pod kapturem. Strój jego wyróżniał się jedynie wyraźnym świętym symbolem Sigmara, kometą z dwoma ogonami. Żar, tak go zwali, nie był od dawna w Kreutzhofen, ale był na tyle charakterystyczny, że doskonale wiedzieli, kim jest. Przynosił ze sobą wiarę, przynosił ze sobą religie, lecz zdawał się słowa “nie” nie uznawać. Stał krótko, ale wystarczająco długo by słyszeć rozmowę przy ławie. Zafrasowani nią rozmówcy, jeszcze go nie zauważyli. Jeszcze… Zdjął kaptur i odsłonił twarz, oszpeconą wyraźnymi śladami po ospie. Kilka osób w karczmie westchnęło. Czy to z przestrachu, czy z obrzydzenia. Tak. To zawsze działało. Do tej pory stał z boku, w cieniu. Z cienia najlepiej bowiem można dostrzec mrok, tymczasem blask tylko oślepia źrenice. Tu jednak nie zobaczył mroku w ludziach. Jedynie wahanie.
- Niegdyś i ja się bałem. Zanim spotkałem Sigmara - zrobił znak młota - Jeśli Wasza wiara będzie wystarczająco gorąca, przegna i Wasz lęk.
Podszedł do akolity - Ty i ja musimy porozmawiać - stwierdził.
- Oczywiście, panowie wybaczą. - odpowiedział Abelard wstając od stołu i gestem dłoni zapraszają mężczyznę do oddalenia się na bok.

Cytat:
- W czym niegodny robak Abelard może służyć?
- Nie doceniasz się bracie - powiedział Żar gdy z akolitą odeszli poza zasięg słuchu innych bywalców karczmy - A to niedobrze. Każdy człowiek powinien znać swoją wartość. Zwłaszcza człowiek Boga - kontynuował - Nie jesteś tylko od służenia ludziom. Ale i ich prowadzenia. A to miasteczko… ci ludzie… wyglądają jakby bardzo tego potrzebowali. Nie widzę w nich światła wiary. By być dobrym człowiekiem, by być godnym wyznawcą, nie wystarczy nie czynić zła. Trzeba je aktywnie zwalczać. Ocali nas żar prawdziwej wiary, który pielęgnujemy w naszych sercach. Jeśli go w nich rozpalimy. Albo to miasteczko i ten świat spotka zagłada - zakończył.
Abelard pokiwał powoli głową.
- Jedynie jedność, w ciele, w duszy i w umyśle jak nauczał nasz Pan będziemy mieli siłę przeciwstawić się siłom wroga i wygrać. Jednak dla mnie za wcześnie by przewodzić naszym braciom i siostrom w ludzkości. Moje nauki jeszcze nie są kompletne i nie odebrałem jeszcze święceń. Mogę za to przygotować grunt na przybycie wielebnego ojca. Te strony są rozbite, prawda, a wiara mała. To wiele pracy, ale słowem i czynem zmienię serca wątpiących i tchnę w nie płomień wiary w oczekiwaniu na słowo Sigmara które ma nadejść.
- Czekać… nie ma czasu na czekanie. Kto wie kiedy jakiś wielebny ojciec tu dotrze. Wątpię by kogoś wysłali, dopóki nie ma tu świątyni. Mam misję od samego Sigmara. I pomożesz mi w tym dziele. A ja Tobie. Chyba że okażesz się tak letni w wierzę jak tylu innych… Muszą zacząć Cię szanować -
stwierdził Żar.
- Zaraz wrócę do stołu i powiem, że przekonałeś mnie do pomocy. Znają mnie pod imieniem Żar. A Ty jak masz na imię bracie? - zapytał, a po odpowiedzi zrealizował plan.
- Abelard Nägelein. - odpowiedział młodzik - Czyńmy wolę Sigmara, a ja dopełnię wszelkich starań, by Kreutzhofen doczekało się godnej świątyni. Choć moja wiara jest silna, wolny nie jestem od niedoskonałości. Dlatego proszę... nauczaj mnie, bym stał się lepszym sługą bożym.
Żar zdziwił się że akolita chce być przez niego nauczany ale ucieszył się z jego gorącej wiary. Inni członkowie kultu byli mniej entuzjastycznie nastawieni do obecności, jak go nazywali, fanatyka, na ich terenie.
Gdy Sigmaryci odeszli Rudolf wrócił do rozmowy z Verminem i Drago
- Dobra. Kończmy piwo i chodźmy pogadać z Dieterem.
Vermin wskazał palcem w stronę piwnicy unosząc brwi, jakby chcąc zapytać co ze zleceniem od karczmarza.
- Szczury? - zgadywał Drago - Zastaw pułapki i chodźmy do tego łowcy. Jeszcze ktoś nas uprzedzi i sprzątnie robotę sprzed nosa.

Gdy kończyli ostatnie piwo, zauważyli, że do karczmy weszła kobieta. Jeszcze jej nie poznali, ale jako, że mieścina wielka nie była i wieści szybko się rozchodziły, wiedzieli że przybyła ona dziś do Kreutzhofen barką. Cathelyn, bo tak się zwała, była bladą, wątłą, kobietą w dość młodym wieku. Miała proste, niemniej w paru miejscach skołtunione i poszarpane, ciemne włosy. Twarz była niebrzydka, acz nosząca ślady ospy, posiadała kilka blizn w jej okolicach. Ubrana była w ciasną tunikę i płócienne spodnie. Za nią wszedł Adelberd, który wracał z latryny. Początkujący cyrulik, jak dobry zwyczaj nakazywał, pozwolił jej wejść do środka przodem. Cel miał jednak inny, weszła i niemal fizycznie czuła oplatający ją wzrok. Było jasne, że wewnątrz lokalu zacznie obserwować ją jeszcze więcej oczu. Tak było zawsze. Mogła być i strzygą, lecz dopóki nosiła parę cycków stanowiła dla spoconych samców chodzący cel. Nie dbała jednak o to, spuszczając wzrok i powoli, acz bez śladów trwogi, zmierzając wprost do kontuaru. Jej ruchy były sztywne, choć tkwiło w nich jakieś zblazowanie, zupełnie jakby przyszła tutaj od zwykłego niechcenia.
Opierając się lekko o szynkwas, poprawiła niesforny pukiel włosów. Całą jej głowę nadal prześladował smród ryb, które przewoziła barka.
- Wody - cichemu poleceniu towarzyszył brzęk kilku drobnych monet. Kiedy już przyjęła trunek, usiadła gdzieś z boku i powolnym ruchem zwilżyła usta.

Żar i Abelard zignorowali jednak kobietę i wrócili do swojego stolika.
- Pójdę z Wami - fanatyk poinformował dwójkę wybierającą się na nocną straż - Po rozmowie z Abelardem wiem, że jestem tu potrzebny.
- Z Sigmarem osiągniemy zwycięstwo - powiedział akolita Abelard zerkając przez chwilę na nowo przybyłą przenikliwie po czym wrócił spojrzeniem do kompanów przy stole. -
I ja się z wami udam. Chociażby i po to, by sprawdzić te niepokojące plotki. Każde truchło pomiotu chaosu jest miodem na obolałe z troski o nas serce Sigmara.
- Myślę panowie, że w takiej sytuacji, prędzej, czy pózniej, będziecie potrzebować usług medyka. A ja mogę pójść z wami na miejsce. Ciemności się nie boję, a nie raz skóry nadstawiać musiałem. Ile osób liczyłby oddział straży nocnej? - Dodał wracający do stołu Adelberd.
- Na ten moment jeśli dobrze liczę to byłoby nas pięciu, jeśli zostaniesz przez noc z nami. Znam się nieco na medycynie, ale cudów nie oczekujcie. Wszyscy moi Bracia uczyli się podstaw tej sztuki, jak i ja - odpowiedział Nägelein. - Tylko osprzętu nie mam, ale jeśli byście skompletowali parę igieł, kłębek nici i trochę materiału to mogę łatać. Gorzałę sam zmontuję. Jakby kto chciał się uczyć tego to nauczać mogę, dogadamy się.

Całą tę rozmowę, z sąsiedniego stolika, słyszał kątem ucha żołnierz Wolfgang. Przystojny, wysoki, całkiem dobrze zbudowanym rudy mężczyzna z dość bogatym, ale zadbanym zarostem. Niedawno skończył służbę, która ostatnimi dniami była dość spokojna i oddawał się ulubionym przez siebie rozrywkom. Jak to często bywało, towarzyszył mu w nich syn strażnika celnego - Eryk Muller.
- Kości dzisiaj są dla mnie łaskawe, ale zastanawiałem się ostatnio nad dodatkową robotą, poza garnizonem. - powiedział do towarzysza żołnierz. - Myślałem nad ochroną karawany, bo dobrze płatna i niebezpieczna, ale nocna straż w lesie też może być. - wykorzystując koniec partii wojownik wstał i spojrzał w kierunku stolika “nocnych strażników”. - Daj mi chwilę przyjacielu. Zaraz wracam. - powiedział do Mullera i ruszył w kierunku rozmawiających mężczyzn.

- Dzień dobry wszystkim- zaczął z uśmiechem rudy woj. - Usłyszałem przypadkiem, że wybieracie się stróżować do lasu między Kreutzhofen a Weilerberg. Nie znam szczegółów, bo nie rozmawiałem z łowcą Dieterem, ale byłbym chętny, o ile znajdzie się miejsce. Od miesięcy stacjonuję w naszym garnizonie więc miła odskocznią będzie kilka nocy na świeżym powietrzu.
- Oczywiście. -
odpowiedział Abelard spoglądając na żołnierza - Każdy miecz się przyda, a i sprawdzian to dobry czy gotowi jesteśmy na bardziej intratne zadanie, nie sądzisz? Nie mówiąc już o tym, że i to Sigmarowi miłe.
- Dobrze. -
powiedział wojownik kiwając głową. - Kiedy zatem idziemy do łowcy dowiedzieć się wszystkich szczegółów? - zapytał Wolfgang.
- Najpierw poznajcie się panowie lepiej, bo najbliższą noc spędzimy pod gwiazdami... - powiedział akolita wstając od stolika - ...a teraz panowie wybaczą - bez dalszych słów skierował swój krok w kierunku kobiety, która siedziała przy stoliku obok.

Cytat:
- Czy dobrze mój słuch nie mylił, czy pani zapłaciła za… wodę?
- Istotnie. Liczę, że picie wody nie uchodzi za herezję w tych okolicach -
mruknęła, zważając aby nie przesadzić z sarkastycznym tonem.
- Nie, ale jest to mocno niezdrowe i graniczące z brakiem rozsądku. Poza tym, woda w większości przybytków jest darmowa. Właściwie, płacenie za wodę to jak za płacenie za ciemność w nocy - odpowiedział wyzutym z emocji głosem Abelard świdrując kobietę oczami. - Poza tym, woda nie odżywi ciała, już większość piw jest lepsze. Byle nie Świniarczyk Keigela.
Kątem oka zerknęła do glinianego kubka. Istotnie, jeśli dobrze się przyjrzeć, można było uświadczyć wewnątrz kilka podejrzanych mętów. Mimo to, upiła kolejny łyk - choćby dla samego faktu, aby pokazać, że nie lubi być pouczana.
- Domyślam się jednak, że nie przychodzisz tutaj rozmawiać o trunkach.
- To prawda Cathelyn -
powiedział akolita nie zmieniając tonu. - Zastanawiam się jakie interesy masz w Kreutzhofen i na jak długo zamierzasz tu zostać. Sigmara interesuje każda dusza w tych terenach, nawet przejezdna. Kto wie, mogę być Twoim najlepszym sojusznikiem… tylko na miłość Shallyi zmień perfumy na bardziej neutralne. Wiem, że te kosztowały niemało i że w pierwszej lepszej portowej dzielnicy zrobiłyby furorę, ale bądźmy cywilizowanymi ludźmi.
- Gdybyś przeszedł tyle co ja, również nie miałbyś ochoty mówić wiele o swojej przeszłości - jej wzrok uciekł gdzieś do wspomnień. - Najkrócej mówiąc, uciekam przed siłami Chaosu. To miejsce wydaje się wolne od jego regularnych armii, choć słyszałam, że zieloni kręcą się gdzieś w pobliżu. Nie powiem ci o sobie więcej. Nie znam cię. - Odchyliła się lekko, dając znak, że mężczyzna może zająć miejsce obok, jeśli ma ochotę. - Brzmisz na światłego człowieka. Co powinnam wiedzieć jako przyjezdna?
- Niech tak będzie.
- stwierdził i usiadł obok - Zasady są uniwersalne. Przestrzegać prawa. Sam jestem tu dość krótko. Obrałem ciężką misję. Kreutzhofen jest ostatnim przystankiem Imperium w ucieczce zdradzieckich sług chaosu poza jego granice. Rozumiesz o czym mówię, prawda?
Zamilkł na chwilę przyglądając się obojętnie kobiecie. Tamta tylko skinęła głową.

- Strach zasila tych-których-nie-wolno-wymawiać. Paraliżuje ciało i umysł, lecz można walczyć na wielu frontach. Jest coś co umiesz?
- Znam się trochę na powożeniu. To znaczy tyle, że nie wykoleję wozu, nic więcej. Może średnio to widać, ale potrafię dać w zęby. Ta umiejętność zawsze się nada, prawda? W dzisiejszych czasach samotna kobieta musi o siebie zadbać.

Cathelyn przerwała, gdy nagle coś pod stołem poruszyło się i dotknęło nogi akolity.
- Już myślałam że przepadłeś stary draniu - niewiasta bez czułości dotknęła głowy szarawego charta. - To jest Bones. Zajmuje się głównie gryzieniem rzeczy i jak widać, znikaniem bez śladu.
Oparła się o blat, lekko wysuwając swoje atuty przed oczy mężczyzny. Ukradkiem śledząc jego wzrok, sprawdzić czy bardziej rządzi nim libido lub wpojone przez zakon zachowania.
- Jeśli pytasz o to wszystko, abym przydała się społeczności, rozumiem. Nie lubię nigdzie przychodzić ,,na krzywy ryj”. Lecz dopiero tu przybyłam i nie rzucę się z miejsca polować na wilkołaki. Wolę zrobić coś na miejscu.
Mężczyzna słuchał słów kobiety w skupieniu nie zdradzając emocji do czasu aż kobieta zaprezentowała swoje wdzięki. Zawiesił na nie oko na chwilę i zamknął oczy wspierając podbródek na splecionych dłoniach co spowodowało, że i on lekko się pochylił. Przełknął cicho.
- Innymi słowy niezbyt wiele. - stwierdził po czym otworzył oczy i spojrzał prosto w jej - Rozumiem, że żadna praca nie hańbi? - zapytał unosząc brew - Masz jeszcze jakieś fundusze, czy spłukałaś się na wodę?
- Cóż, istnieje wiele haniebnych prac, ale domyślam się, że człowiek twojego pokroju mi ich nie zaproponuje. Pieniądz kiepsko się mnie się ima. Mam nadzieję, że po propozycji, którą z pewnością dla mnie posiadasz, stanę się bogatsza o parę koron…
- Interesujący dobór słów... -
stwierdził - ...niestety, najlepiej płatne zajęcia wymagają posiadania oręża i ryzyka przelania własnej krwi. Wchodzisz w to?
(...)

- Nazywam się Wolfgang i stacjonuję w naszym garnizonie. - powiedział do przyszłych towarzyszy żołnierz. - Ma ktoś ochotę na grę w kości lub karty? Akurat z przyjacielem gramy.
Adelbert szybko zmierzył żołnierza wzrokiem, taksując jego uzbrojenie. - Witaj Wolfgangu. Przyłączę się do Was, bowiem nic nie łączy ludzi szybciej niż wspólna gra w kości. - Rzucił przyjacielsko zielarz wyszczerzając zęby.
- Karty? – Drago zaświeciły się oczy i już miał ochoczo przytaknąć kiedy Vermin stuknął go łokciem i pokręcił przecząco głową.
- Może innym razem – odparł niechętnie syn stajennego po czym od razu wyciągnął rękę na przywitanie – Ja jestem Drago a to mój druh Vermin.
Vermin ukłonił się grzecznie, tak jak wiele razy go uczono.
- Czy się znajdzie dla was miejsce żołnierzu, to nie wiem, trzeba by było zapytać Dietera. To on zbiera ochotników. W razie gdyby ilość miejsc była jednak ograniczona, pamiętajcie, że to my byliśmy pierwsi – przestrzegł Drago
- I tak nie ma co, żebyśmy tłumem walili do Dietera. Pograjcie sobie w kości i poflirtujcie, a my - kiwnął głową w stronę Drago i Vermina - dowiemy się w międzyczasie co jest na rzeczy, dobra?
Wolfgang przywitał się ze wszystkimi po czym spokojnie pokiwał głową.
- Jak nie będzie dla mnie miejsca to nie szkodzi. Najwyżej zajmę się czymś innym. Roboty u nas nie brakuje. - rzucił po czym wskazał Adelbertowi na stolik, przy którym siedział Eryk. - Zapraszam zatem do naszego hazardowego stolika. - zaśmiał się po czym ruszył grać. Chłopak skorzystał również zaproszenia.

Cytat:
Adelbert ruszył za Wolfgangiem.
- Bitniście? Wojowaliście już w polu? - Zapytał się żołnierza. - Jeżeli choć część plotek jest prawdą, to macie tutaj pełne ręce roboty… - dodał badawczo.

Grali w trójkę Wolfgang, Adelberd i Eryk Muller. Fortuna jednak uśmiechała się tylko do wojaka. Stawki były niewielkie, mieszek młodeko Baderhoffa wzbogacił się o dwa srebrniaki.
(...)

Rozmowę przerwał mniejszy huk, później nieco większy, solidny bok i gromki śmiech. Odwracając się w kierunku źródła dźwięku spostrzegli uradowanego krasnoluda, który właśnie wygrał pojedynek na picie. Trafił on do Kreutzhofen dziś i sądząc po jego zachowaniu, chciał wszystkim udowodnić, że nikt nie ma lepszej głowy do picia, niż on sam.
- Aaa! Kurważ wasza sobacza mać! Nikt nie przepije Kasztaniaka, nikt!
Krasnolud poderwał się z zydla, na którym siedział i tryumfalnie uderzył się w piersi. Świętował. Był w bardzo dobrym humorze.

Był niski, nawet w skali swojej rasy, i dosyć odpychający. Nosił zużyty skórzany kubrak, przemoknięte buty, a na głowie brązową myckę, wyściełaną od wewnątrz owczym runem. Miał wielki, kartoflowaty nos, który poruszał się symultanicznie w górę i w dół, gdy jego właściciel zaśmiewał się do rozpuku. Broda krasnoluda była brzydko skołtuniona, jej końca uczepiły się kawałki żółtka z jaja.

Kasztaniak przeciągnął się i ziewnął, a potem porzucił dotychczasowych towarzyszy, zataczając się. Był pewien, że nie znajdzie tu już godnego przeciwnika, natomiast przy stole obok usłyszał ciekawą robotę.
- I ja idem! - chuchnął paskudną wonią spirytusu w twarz osoby, którą miał za rekrutera. - Ja, Kasztaniak! Umim dobrze strzelać z kuszy, weźcie mje! Ja na strażnika musowo, nocy się nie lękam!
- Dobrze, panie Kasztaniak. Ochędożcie się najpierw, pogadamy z wami, po powrocie, a tymczasem zamówcie sobie kolejkę na mój koszt -
rzekł Rudolf - Chodźcie chłopaki rzucił do Vermina i Drago.
- Ha! - ryknął Kasztaniak - tako będzie, jakeś rzekł! Hej, chłopy! Któren jeszcze się z mną spróbuje, hę?




*** W poszukiwaniu roboty ***


Jako, że słońce już zachodziło, musieli już opuścić karczmę i udać się do łowcy Dietera. Spodziewali się go zastać w domu hrabiowskim znajdującym się we wsi Weilerbeg. Najkrótszą drogę tam najlepiej znali Vermin i Drago, więc to oni poszli jako pierwsi.

Ochotnicy w trakcie spaceru zgubili nieco odoru karczmy, nieco też przez te dwie mile zdążyli otrzeźwieć. W końcu dotarli do małej wioski nad rzeką Soll. Nad osadą dominował okazały dworek hrabiego von Eisenstadta, do którego Vermin ich zaprowadził.

Dieter Krankel, był jednym z stałych mieszkańców tej rezydencji. Opowiadał za to, by hrabia miał do czego strzelać, jednocześnie chroniąc zwierzynę przed miejscowymi kłusownikami.

- Na bogów, cóż to za delegacja? - rzekł zaskoczony łowca ujrzawszy przed sobą całą grupę.
- My na strażników
- Schlaliście się i żarty se stroicie -
Dieter poczuł woń piwa.
- Nie, my na prawdę… Słyszelimy, że poszukiwani strażnicy… Oto my - usłyszał w odpowiedzi.
- Niech będzie - sapnął Krankel. Widać spodziewał się innych ochotników, ale z braku innych możliwości zaczął przedstawiać w czym problem. - Ale zarobek, po skończonej nocce - zaznaczył.
- Jak pewnie słyszeliście, hrabia jest ostatnio wściekły, bo kradną mu bydło. I kradną tylko w nocy. Podejrzewa, że padł ofiarą spisku wieśniaków... Podejmiecie się czatowania we Wspólnym Lesie. Jak na ogłoszeniu, dwie złote na łebka. Ale za schwytanie złodzieji hrabia obiecał premię, pięćdziesiąt brzęczących. Jedną strefą mam już obsadzoną, wy będziecie czuwać nad częścią bezpośrednio przyległą do Wspólnego lasu. Zaczynacie dziś… teraz… - zakończył łowca.

-Powiesić ich wszystkich! Złodziei za kradzież, wieśniaków za pomoc im w ukrywaniu się! A resztę chłopów za brak postawy obywatelskiej! Powinni wiedzieć, co dzieje się w ich własnej, przeklętej, wsi! Powiesić kilku, to reszta coś powie - krzyczał gdzieś z daleka hrabia.
 

Ostatnio edytowane przez AJT : 23-08-2018 o 12:02.
AJT jest offline  
Stary 27-08-2018, 00:06   #3
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Post Dziękuję za dialogi w tej kolejce...


Wolfgang swój standardowy dzień zaczynał od sytego, pożywnego śniadania. Inni żołnierze w garnizonie zaczynali od musztry, którą prowadził przerażający sierżant Cedryk, ale Baderhoff wstawał wcześniej i zawsze zdążył zjeść. Znajomość z garnizonowym kucharzem popłacała, bo mężczyzna miał słabość do tytoniu, którym czasem obdarowywał go Wolfgang. W końcu syn zielarki miał swoje dojścia. Po pierwszym posiłku żołnierz miał czas na modlitwę do Myrmidii oraz podstawową higienę - w tym pielęgnację swojego bujnego zarostu. Zwykle pod koniec tej ostatniej dało się słyszeć dźwięk dzwonu garnizonowego nawołującego na poranną musztrę bojową. Wspomniany już sierżant Cedryk był mistrzem w szkoleniu żołnierzy we wszystkim - zaczynając na sprawnym wykonywaniu rozkazów, poprzez ustawianie się w kolumnie, równe marsze, aż po same techniki walki. Sierżant miał ogromny posłuch wśród swoich ludzi, ponieważ jego nauki nie kończyły się na ćwiczebnych placu. Ponoć Cedryk od czasu mianowania sierżantem zawsze szedł do boju w pierwszym szeregu pokazując młodszym i mniej doświadczonym żołnierzom jak powinno się walczyć.

Baderhoff był jednym ze sprawniejszych żołnierzy w garnizonie i mimo iż mężczyzna stawał się coraz lepszym spotykało się to z ciągłym niezadowoleniem jego ojca, który był oficerem w tym samym garnizonie. Stary Gustav Baderhoff uważał, że wojownik w wieku jego syna powinien być już starym sierżantem, ale prawda była taka, że mierziło go, że jego jedyny syn nie wybrał jako broni specjalistycznej rusznicy - jak ojciec - tylko halabardę. Wolfgang wolał zwyczajnie poczuć krew i mieć przeciwnika na wyciągnięcie ręki aniżeli walczyć przy wykorzystaniu sztuczek takich jak proch czy inne wynalazki. Nie zmienia to jednak faktu, że Gustav Baderhoff był zadowolony z wyszkolenia wielu żołnierzy, do których nie należał jego syn. Kiedy na nieporozumienie ze specjalizacją nakładały się takie rzeczy jak młodzieńcza chęć zabawy czy pociąg do hazardu Wolfganga otrzymywało się to samo co zwykle czyli pokoleniowy konflikt ojca z synem. Może coś się zmieni kiedy młody żołnierz będzie kilka razy o krok od śmierci, ale póki co... pozostało mu uśmiechać się do ojca chwalącego żołnierzy, których on bił w przedbiegach.

Po porannej mustrze Wolfgang trenował dalej kiedy inni poszli na śniadanie. Dopiero kiedy tamci je kończyli mężczyzna szedł się umyć i przygotować do dnia pracy. Tego pięknego dnia oddział Baderhoffa wraz z sierżantem Cedrykiem na czele miał za zadanie patrolować przyległą do włości Hrabiego granicę. Nie były to olbrzymie tereny, ale Cedryk podchodził do swojej misji bardzo poważnie i niby prosta robota zamieniała się w koszmar - szczególnie dla żołnierzy słabszych kondycyjnie.


Po wielu godzinach pracy Wolfgang mógł wrócić do garnizonu, zjeść kolejny posiłek oraz przygotować do wyjścia na miasto. Tego dnia mógł opuścić garnizon i wrócić dopiero za dwa dni. Taka przepustka nie spotykała się z aprobatą jego ojca jednak żołnierz mógł wtedy odwiedzić resztę rodziny - matkę i siostrę - oraz zająć się jakąś robotą mogącą przynieść nieco Karli. Dla Wolfganga nie było nic piękniejszego jak po ciężko przepracowanym dniu udać się do rodziny aby na wieczór wyjść na miasto i pograć w kości. Jego stałymi partnerami w tej rozrywce byli Eryk Muller - syn celnika - oraz Albert Frotz - żołnierz, który pechowo nie otrzymał tym razem przepustki. Muller od dawna czekał tylko na okazję aby wyrwać się z "celnego bagna" jak pieszczotliwie nazywał pracę z jego ojcem Kasparem i pograć spokojnie w kości z Wolfgangiem i innymi bywalcami lokalnej gospody.

Po opuszczeniu garnizonu Wolfgang udał się do jego rodzinnego domu, gdzie zastał matkę oraz siostrę. Jego matka wychowała się w biednej rodzinie, która była tak liczna, że trafiła na wychowanie do wiekowej zielarki. Z czasem z biednej, wychudzonej dziewczyny stała się wysoką i piękną kobietą, do której bardzo wielu ludzi przychodziło po napary, maści i leki. Była ona pogrążona wyłącznie w pracy do czasu aż zakochała się w młodym sierżancie. Niedługo po tym poczęta została ich córka Sara, a kilka lat po niej syn Wolfgang. Młody Baderhoff żałował, że los nie wyciągnął z dupy jego ojca kija będącego swoistą personifikacją jego dumy, dyscypliny i nieustępliwości. Wolfgang nie był w stanie wyobrazić sobie ojca w roli młodzieńczego wolnego ducha.

Siostra Wolfganga była idealna. Mimo niemal trzydziestu lat na karku wyglądała na ledwie pełnoletnią. Wysoka, szczupła, z długimi czarnymi włosami i zielonymi oczami ich matki mogła równie dobrze zostać aktorką. Wybrała jednak aptekarstwo i studia w oddalonym o szmat drogi Nuln. Brat wiedział, że to ją rodzice kochali bardziej. Matka kiedy tylko mogła kontaktowała się z nią, a ojciec prawie cały swój majątek przeznaczył na edukację Sary.

Wolfgang nie był w stanie długo usiedzieć w domu i po wymianie grzecznościowych zwrotów z rodziną wyruszył w poszukiwaniu dobrej zabawy. Towarzystwo dopisywało mu od progu, bo czekał na niego Eryk, z którym mieli tego dnia oskubać jakiegoś gracza. Gdyby tylko Wolfgang wiedział, że wraz z fantami pozostałych syn celnika tego dnia wygra jego topór...


W karczmie było tym razem dość tłoczno. Wolfgang wypił jedno piwo i zaczął spokojnie grę w towarzystwie młodego celnika. Baderhoff był też blisko ustalenia jakiejś roboty. Ponoć Hrabiego męczyli złodzieje bydła i poszukiwani byli nocni strażnicy aby złapać zwyrodnialców. Wolfgang nie znał mężczyzn, z którymi miał się zająć stróżowaniem, ale szybko poznał ich imiona. Żołnierz - mimo wesołego usposobienia - nie był jednak aż tak ufny i wolał do ukończenia tej pierwszej wspólnej misji pozostać zdystansowanym. Zdecydowanie barwną postacią w całym otoczeniu był Kasztaniak, który był pijanym tego dnia krasnoludem. Brodacz był niski i krępy dlatego Baderhoff uznał, że pewnie potrafił robić żelazem lepiej niż większość bywalców karczmy.

Po rozmowie ze strażniczą ekipą Wolfgang mógł wrócić do Eryka bogatszy o jednego gracza. Adelbert ruszył za nim do stolika.

- Bitniście? Wojowaliście już w polu? - Zapytał się żołnierza. - Jeżeli choć część plotek jest prawdą, to macie tutaj pełne ręce roboty… - dodał badawczo.

Grali w trójkę. Wolfgang, Adelbert i Eryk Muller. Fortuna jednak uśmiechała się tylko do wojaka. Mieszek młodego Baderhoffa wzbogacił się o dwa srebrniki, a z pozostałych dwóch ubyło po jednym. Mimo przegranego srebrnika cyrulik był rad z chwili rozrywki. Bywały chwile, że tracił znacznie więcej...

- Byłem na kilku bitkach, ale nie było to nic ciekawego. - odparł Wolfgang. - Jesteśmy blisko granicy dlatego z gór kilka razy zlazły na nas poczwary. Zwykle dawaliśmy radę bez większych obrażeń, bo zielonoskórzy nie są przeciwnikiem dla wykwalifikowanego żołnierza. Ty w jakich bataliach brałeś już udział? - zapytał Baderhoff ciekawy.

- Cóż… złamało się kilka nosów. - Adelbert kaszlnął. - Jestem wędrownym uzdrowicielem, nie wojakiem. - Dodał po chwili. - Czego powinienem się najbardziej wystrzegać w tutejszym lesie? - Zapytał Wolfganga.

- W sumie niewiele poza kilkoma wyprawami mam na karku. - powiedział żołnierz. - Specjalistą od lasu zapewne jest nasz łowczy, ale on bardziej na usługach Hrabiego jest więc z nim mało jest okazji do rozmowy. - Wolfgang się zastanowił. - Wydaje mi się, że to stróżowanie w lesie między Kreutzhofen a Weilerberg ma związek ze znikaniem bydła. Nie wiem czy wystarczy dla nas roboty, ale niezbyt mądrze postąpili tamci nie zabierając krasnoluda. Może wypił już ciutkę, ale nie od dziś wiadomo, że w ciemności, przy szczątkowym świetle, brodacze widzą o niebo lepiej od ludzi. Apropo krasnoluda… - Wolfgang podniósł rękę patrząc na wstawionego już brodacza. - Hej krasnoludzie. Może masz ochotę na partyjkę kości? - zapytał żołnierz.

Kasztaniak, lekko zataczając się, przystąpił do stolika grających.
- A, nie pogardzem, nie pogardzem.

Krasnolud usiadł, trzymając w ręku prawie pusty kufel. Chlusnął resztkę piwa, otarł wielkie wąsiska i beknąwszy, przedstawił się kurtuazyjnie.

- Jam jest Kasztaniak. Cholernie mi miło. O co gramy?

- Ja nazywam się Wolfgang. - powiedział wysoki, rudobrody mężczyzna podając dłoń krasnoludowi. - A to jest mój przyjaciel i niebywały gracz, Eryk.

Wymieniony podał rękę Khazadowi skinąwszy z uśmiechem głową.

- Adelbert. - przedstawił się trzeci z obecnych przy stoliku graczy.

- Myślę, że warto by nieco podnieść stawki. - rzucił Eryk.

- Niech będzie, ale bez przesady. - powiedział Wolfgang. - Niech nasi nowi towarzysze nie pomyślą czasem, że gramy tylko dla zysku. Tu przede wszystkim liczy się dobra zabawa. - dodał podnosząc rękę i prosząc o piwa dla całej czwórki.

- Ni ma ryzyka, ni ma zabawy - krzyknął Kasztaniak, zamaszystym ruchem kładąc na stole swoją kuszę. - Ja daję swoją broń! Tera wy, kompania!

- Tego się nie spodziewałem. - rzucił Wolfgang kładąc powoli na stole swój topór. - Nie wiem czy powinniśmy grać o takie stawki, ale niech będzie.

- Toć ci dzielna postawa panie krasnolud. Widać żeś równy zawodnik - pochwalił Kasztaniaka Eryk. - Mój miecz zatem również w grze - broń syna celnika również wylądowała na stole. - Wchodzisz? - zwrócił wzrok w kierunku Adelberta, ten jednak na ten moment spasował.


Dobra gra zakończyła się tego dnia niezbyt dobrym wynikiem dla Wolfganga. Eryk wyszedł bogatszy o jego topór i kuszę krasnoluda. Jedynym pocieszeniem dla żołnierza była ekipa, z którą mógł iść stróżować. Adelbert znał się na łataniu rannych pewnie lepiej od Wolfganga, którego podstaw nauczyła matka. Kasztaniak mówił, że potrafi strzelać z kuszy dlatego musieli pożyczyć oręż od Eryka. Wolfgang proponował aby podczas stróżowania Adelbert trzymał pochodnię, krasnolud kuszę mając na podorędziu topór, a Wolfgang halabardę. Co prawda żołnierz nie spodziewał się spotkać w lesie bydłokradów, ale nigdy nic nie wiadomo...
 
Lechu jest offline  
Stary 27-08-2018, 04:18   #4
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację
Wczoraj

Krasnolud obudził się nagle, zlany zimnym potem. Oddychał ciężko, serce mu kołatało. Cholerna mara. Znowu mu się przyśniła. Ostatnimi czasy wręcz bał się zasypiać. Od tamtego dnia, gdy zniknęła Strzałka, jego towarzyszka i ukochana, uporczywie podczas snu wracała wizja dziewczyny całej we krwi, z odciętą ręką i rozdartą w kroczu suknią…

Dość, kurwa – powiedział mimowolnie i odgonił nachalną myśl.

Miał przecież jej suknię przy sobie. Nietkniętą, tylko brudną. Znaczy to, że nic się jej nie stało. Albo że najpierw ją rozebrali…

Uderzył się pięścią w głowę. Odrobinę za mocno. Bania bolała i tak wskutek kilkudniowej libacji, jaką urządził sobie z przyczyny niemocy i desperacji. Bez Strzałki nie wiedział, co ma ze sobą począć, a co gorsza – jak i czy może jej pomóc. Postanowił zatem pić do nieprzytomności i wyrzygać w końcu własne wnętrzności i ten oto plan skrzętnie realizował. Był zrezygnowany. Tylko w rauszu potrafił zagłuszyć straszne wizje, powodujące gęsią skórkę obrazy, słowa i dźwięki. Miał wrażenie, że wariuje.

Nie minęły cztery dni od tego dnia, w którym znalazł suknię Strzałki. Tę samą, której zawsze używała jako przynęty na głupich podróżników, tę samą, w której zawsze się kochali. Teraz leżała zamknięta w drewnianej skrzyni w kącie, ubrudzona błotem – tak jak ją znalazł. Kasztaniak podpełznął do skrzyni, nie mogąc wstać z powodu zawrotów głowy. Otwarł ją szybko, wyjął suknię. I rozbeczał się jak elfia panienka.

Nie zważał na to, że ktoś usłyszy. Zawodził głośno i rozpaczliwie. Stracił cel swojego życia, plany na przyszłość, radość dnia codziennego… w tej chwili miał głęboko w dupie, kto co sobie o nim pomyśli. Miał ochotę umrzeć. Ale zbyt się bał.

Wreszcie, gdy głośny płacz zmęczył go już, złożył sukienkę pieczołowicie i umieścił z powrotem w skrzyni. Zamknął na kluczyk, by nikt jej nie mógł dotknąć lub co gorsza zabrać. Kluczyk przywiesił do pasa, a potem osunął na podłogę, twarzą do desek. Leżał tak czas jakiś, myśląc o możliwościach, prawdopodobieństwach, nadziejach, choć o tych ostatnich myślał zdecydowanie najmniej. Nie wierzył już, mimo że bardzo chciał wierzyć. Te rozmyślania przerwał nagły spazm całego ciała, po czym krasnolud zerzygał się na podłogę, prosto pod siebie. Nie czuł jednak wstrętu, było mu wszystko jedno.

Dość! Poderwał się nagle, zatoczył, w głowie mu zaszumiało. Złe myśli powracają, a jedyne lekarstwo, jakie na nie znał, było na dole – zamknięte w solidnych beczkach karczmarza. Szybko, lecz nieumiejętnie porachował w głowie, ile jeszcze mu zostało. Dosyć, by zabalować jeszcze chociaż jedną noc. Noc, którą, mimo poranka, Kasztaniak postanowił rozpocząć już teraz. Otrzepał się nieco, usunął niedbale rzygowiny z brody. I wyszedł, chcąc znowu zapomnieć.

Dziś
Wieczór


Stali przed łowcą Dieterem. On i jego nowopoznani konfratrzy - Wolfgang i
Adelbert. Mieli razem cieciować tej nocy. Kasztaniak sam się dziwił, że wybrał się tutaj z nimi, ale spostrzegł jeszcze w gospodzie, że zawartość sakiewki niebezpiecznie się kurczy. A za dobry humor – jak za wszystko na tym skutwiałym świecie – musiał płacić. Robota ciecia, chociaż nie brzmiała dumnie, wydawała się prostą zarobionymi pieniędzmi. Trzymając zatem swoją starą, wysłużoną kuszę – która faktycznie tego wieczora zmieniła właściciela po nierozważnym podniesieniu stawki – Kasztaniak starał się wyglądać groźnie i nie chwiać za bardzo. Miał nadzieję, że Dieter ich zaaprobuje do nowej roli, jak prawdopodobnie grupkę, która wyszła z karczmy wcześniej. Istotnie, śmieszna mu się hassa trafiła – poborowy czy inny wojskowy czort i cyrulik, o ile go pamięć nie zawodziła. Przynajmniej będzie kto miał zszywać w razie czego. Choć krasnolud wiedział, że bojową ekipą to oni nie są i lepiej, by bydłokrady skupiły się tylko na wykradaniu bydła, a nie, na przykład, ranieniu bogom ducha winnych cieciów.
 
MrKroffin jest offline  
Stary 27-08-2018, 08:59   #5
 
waydack's Avatar
 
Reputacja: 1 waydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputację
Vermin odetchnął z ulgą gdy w końcu opuścili karczmę. Atmosfera robiła się duszna no i to towarzystwo…
Szczurołap nie oceniał ludzi i nie obchodziło go czy ktoś jest ładny, brzydki, mądry czy głupi. Ale nawet odnaleziony w górach niemowa nie mógł przejść obojętnie wobec takich osobników jak Kasztaniak. Nie wierzył, że ktokolwiek da krasnoludowi jakąś robotę, a już na pewno nie w lesie, gdzie trzeba jednak zachowywać się cicho. I utrzymać na nogach, a to w przypadku brodacza nie było takie pewne.

Kiedy Dieter opisywał szczegóły zadania, Vermin stał i słuchał, co chwila tylko potakując. Gdy dobiegły do niego krzyki hrabiego rozejrzał się po dziedzińcu w poszukiwaniu wielmoży. Przed oczami pojawiła się twarz jego siostrzenicy. Myśląc o Adelajdzie poczuł w brzuchu niemiłe ukłucie. Ciągle trudno było mu się pogodzić z wyjazdem dziewczyny.
- Na pewno was nie zawiedziemy panie Krankel – odezwał się Drago po przemowie łowczego – W „Pod Czarnym Orłem” zebrało się jeszcze paru chętnych, ale szczerze mówiąc to zwyczajna hołota, jeden lepszy od drugiego. Szkoda marnować na nich srebro, my lepiej sobie poradzimy a za podwójką stawkę przyprowadzimy tych złodziei pod samiuśką szubienicę.
- No ja myślę - odparł poważnym głosem łowca. - A jak się dowiem, żeście po lesie spali, miast czuwać, to... sami wiecie - dodał groźnie.
- Bez obaw herr Krankel. Włości i mienie jego miłości, szczęśliwie nam panującego z woli Sigmara i Imperatora, Hrabiego Theodosiusa von Eisenstadt są z nami bezpieczne. - odpowiedział akolita Abelard - Tak nam dopomóż Sigmar. Jeno opłata za głowę plugawych sług ciemności byłaby zachętą dla mych towarzyszy gdybyśmy na nie natrafili. Jak to w przekazie znamy słowa samego Sigmara… - i tu już dokończył w klasycznym jako ten uczony w piśmie - ...“I nagrodą [po śmierci] będzie dla tego kto śmierć wrogom Imperium nieść będzie”
- Ady przecież mówiłżem, że hrabia obiecał nagrodę. Słuchajże i gadajże po ludzkiemu - zestrofował Dieter Abelarda.
Vermin zamyślił się i nie uczestniczył w dyskusji, która zeszła na religijne tematy. Zastanawiał się co robi teraz Adelaida. Nigdy nie był w Nuln, ale jeśli wierzyć opowieściom Drago, nie było większego miasta w całym Imperium, a może i na całym świecie. Gdy przyjaciel opisywał mu te wszystkie cuda, szczurołap tylko kręcił głową z niedowierzaniem, bo w głowie się nie mieściło, że jakieś miasto może mieć więcej niż tysiąc mieszkańców. Syn stajennego nie raz sugerował, żeby rzucić wszystko i przenieść do Nuln, jednak Vermin najbezpieczniej czuł się w Kreutzhofen, wśród ludzi, których znał. Teraz, kiedy siostrzenica hrabiego wyjechała, nie był już taki pewny swojej deklaracji. Być może kiedyś jednak ma własne oczy zechce się przekonać czy miasto w istocie jest tak wspaniałe jak opisywał je przyjaciel. A przy okazji odwiedzi Adelaidę.
- Proszę go nie słuchać panie Dieter – wtrącił się Drago - Plecie o tych sługach ciemności, bo głupio mu przyznać, że przyszedł na zarobek. Wszak sługom Sigmara nie przystoi pilnować bydła więc muszą sobie dorabiać ideologię
- Ano, Drago, ano - przytaknął Krankel. - No, to leźcie już, bo ja też robotę mam - pogonił jeszcze grupę.
Abelard spojrzał zimno na Drago i powiedział.
- Kto w Sigmara i sługi jego na ziemi wątpi ten pierwszy krok ku duszy zatraceniu stawia. Będę Ciebie obserwował. - po tych słowach skinął jeszcze Dieterowi i ze słowami “Chodźmy” zaczął się oddalać ku wyznaczonemu miejscu.
Vermin i Drago wymienili się spojrzeniami, syn stajennego zakręcił palcem wskazującym dookoła skroni, dając do zrozumienia co myśli o akolicie. Po chwili ruszyli obaj za Abelardem w stronę lasu.
 

Ostatnio edytowane przez waydack : 27-08-2018 o 09:11.
waydack jest offline  
Stary 27-08-2018, 10:23   #6
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację

- Jeszcze ja! - przed ścianą lasu dogoniła grupę wysoka młoda kobieta w ciemnozielonym płaszczu z kapturem, ułatwiającym zamaskowanie się.
Włócznia w ręku nie pomagała w rozpoznaniu osoby - mnóstwo kobiet w okolicy potrafiło się nią posłużyć, to w końcu niebezpieczna okolica. Ale łuk na plecach i piękny wisiorek, który wysunął się spod ubrania rozwiewał wątpliwości każdego, kto mieszkał w okolicy.
To Robin Haube, córka byłego leśniczego. Stara panna i samotniczka, która znika na całe dnie w puszczy. Przewrażliwiona na punkcie włosów, reaguje agresją na tych, którzy zbliżają do nich dłonie. Albo do wisiorka. Albo gada coś na ojca lub, nie dajcie Bogowie, żartuje, że zachowuje się jak elfka. Może wtedy reagować nieracjonalnie. Sprowokowana potrafi się odciąć tak, że w pięty pójdzie. Ostry język łatwo wpędza ją w kłopoty.
Nadal krążyło kilka plotek dotyczących jej pochodzenia.
Cytat:
Peter Haube, ojciec Robin to dziwak i odludek, który mieszkał tak bardzo na skraju wioski, że w sumie to już w lesie. To akurat dobrze się składało, jako że był leśniczym i miał dbać o lasy Hrabiego Pfeifrauchera.
Całymi dniami w nich przebywał, a z innymi mieszkańcami widywał się tyle co na targach i jarmarkach. Chyba, że czegoś potrzebował, lub gdy wzywał go sam Hrabia, co zdarzało się może kilka razy do roku, o ile szlachcic miał akurat ochotę na polowanie.
Tym większe było więc zdziwienie mieszkańców wioski kiedy nagle ni z tego ni z owego przyszedł zakupić kozę. Bez potrzeby nikt w pobliże jego chaty nie łaził, ale to wzbudziło ciekawość. Widok Petera z dzieckiem na ręku był większym zaskoczeniem niż gdyby trzymał w szopie goblina. Te ostatnie wszak spotykało się czasem w okolicy, za to Petera z kobietą - nigdy. Plotki doszły nawet uszu Hrabiego, ale czy to pierwszy raz gdy para ukrywała romans, aż nagle pojawiło się dziecko? Niejeden kmieć krzywo się patrzył zastanawiając się, czy to nie jego żona czy córka zrobiła sobie bękarta… W końcu przypadkiem odkryto zamaskowaną ziemiankę w lesie, w której ewidentnie przez kilka miesięcy mieszkała jakaś kobieta… Plotki ponownie przybrały na sile: Zakochał się w rozbójniczce! Nie, to uciekinierka z sąsiedniej wsi! Szlachcianka, która uciekła od męża!
Peter konsekwentnie je ignorował, a po 28 latach od tamtych wydarzeń niejasne pochodzenie wypominała Robin tylko macocha. Peter w końcu się bowiem ustatkował (z nogą rozerwaną kłem dzika trudno się chodzi, dziś tylko kuśtyka) i trzy lata temu zamieszkał z wdową Goule i jej synem, zostawiając nieco rozpadającą się chatkę we władaniu lasu, i, okazjonalnie, Robin, która wolała siedzieć tam niż w domu we wsi i słuchać narzekań żony ojca, że pora już za mąż. Na szczęście rodzina nie była bogata, a sama Robin też nie zachęcała do bliższego zapoznawania się z nią. Ostatni absztyfikant podczas pogoni za nią wpadł nogą w pozostawione nie wiadomo przez kogo wnyki i zanim go odcięli spędził kwadrans wisząc głową w dół i jakoś nowych, przynajmniej chwilowo, nie było.
Kiedy podeszła widać było, że cała była w zieleni i czerni, nawet w nieosłoniętą ubraniem bladą skórę wtarła chyba roślinne soki, bo ona też była zielonkawa. Albo po prostu brudna. Nawet na twarzy miała zielone i czarne smugi.
Z bliska można było dostrzec ostre rysy, zielone oczy i ciemne włosy. I choć każda z cech twarzy osobno byłaby atrakcyjna, razem tworzyły nieszczególnie ładną dziewczynę. Choć już dawno minęły dwudzieste urodziny i zbliżała się powoli do trzydziestki, wyglądała dużo młodziej.

Robin zwolniła i podeszła sprężystym krokiem do grupy.
- Przepraszam za spóźnienie, bałam się tego fanatyka - zadrżała - Tak strasznie się patrzył na mnie... Dlatego tylko podglądałam Was w karczmie i podsłuchałam jak chwilę po Waszym wyjściu ktoś zagadał o Piekielnej Armii Demonów na północ stąd. Ten cały Żar jak się nie zerwał... Mamrotał coś o znaku i powołaniu... Nic z tego nie rozumiem, ale skoro on poszedł, to ja jestem - uśmiechnęła się - jeśli nie macie nic przeciwko - dodała niepewnie.

 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 29-08-2018 o 16:33.
hen_cerbin jest offline  
Stary 27-08-2018, 11:04   #7
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Jak łowca polecił, wyruszyli na pierwszą wartę. Znająca najlepiej te tereny Robin zaprowadziła ich na miejsce, w którym mieli zacząć swą straż.

***

Rozstawili się. Wpatrzeni w ścianę lasy stali nieruchomo, oczekując na jakieś wydarzenie.

Część pozostawiało skupiona na swym zadaniu, część przebierała z nogi na nogę. Kasztaniakowi za to chrapnęło się raz na jakiś czas, a że jego chrapnięcie przypominać mogło odgłos wywołany przez dzika, wzbudzało to niemały podryw pośród pozostałych. Najważniejsze jednak, że i sam Kasztaniak stawał wtedy na równe, przykrótkawe, nogi, co pozwalało im ponownie zaszyć się przez moment w ciszy.

***

Około dwóch godzin o startu warty zaczęło się… Usłyszeli zbliżające się kroki… Wszyscy w maksymalnym skupieniu ucichli. Usłyszeli męski i kobiecy głos. Poruszali się w jednym kierunku, rozmawiali nawet głośno, śmiali się, a czasem nawet i wesoło podśpiewywali.

 
AJT jest offline  
Stary 27-08-2018, 13:12   #8
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację


Robin znała w tych okolicach każdą ścieżkę, strumyk i niemal każde drzewo. A przynajmniej tak lubiła o sobie myśleć. W każdym razie znała je na tyle by doprowadzić grupę na miejsce, w którym mieli zasadzić się na bydłokradów. A chwilę później ukryła się.
O tym, że jest w pobliżu świadczyły tylko ciche dźwięki. Najpierw wyjęła cięciwę i przymocowała ją do łęczyska. Musiała się wysilić by je nagiąć i przywiązać cięciwę do gryfu, ale dała radę. Było wielu idiotów stale chodzących z zamocowaną cięciwą niszczących ją lub nawet łuk w ten sposób ale ona nie zamierzała być jedną z nich. Dostała ten łuk od ojca. Za drogo go kosztował by miała o niego nie dbać. A że miała chwilę czasu zaczęła woskować zapasową cięciwę. Te rzeczy były zbyt drogie by o nie nie dbać, nie mówiąc już o tym, że na polowaniu pęknięta cięciwą to co najmniej ryzyko pustego brzucha, jeśli nie śmierci.

Gdy jednak usłyszała dźwięki wesołej rozmowy niosące się przez noc, przerwała milczenie:
- To chyba nie ci na których czekamy, ale podkradnę się by to sprawdzić. Nie strzelajcie jak będę wracać. Ktoś chce dołączyć? - zapytała szeptem.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin
hen_cerbin jest offline  
Stary 27-08-2018, 14:26   #9
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Robin bezszelestnie zrobiła parę kroków w kierunku źródła dźwięku. Niezwykle czuły słuch pozwolił jej na stwierdzenie, że męski głos ma bretoński akcent, kobiecy natomiast był miejscowy. Łowczyni, po dłuższej chwili wsłuchiwania się, rozpoznała nawet rozmówców - piekarza Armanda Boulangier i Brit Stoltenberg. Przed podkradnięciem się bliżej, poczekała na decyzję pozostałych.
 
AJT jest offline  
Stary 27-08-2018, 17:05   #10
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację
- Czekej, dziewko - rzekł niespodziewanie przysypiający Kasztaniak - Nie leź sama, bo ki diaboł wie, kto zacz, te głosy. Z Tobą pójdem.

Krasnolud sam zdziwił się swoją propozycją. Właściwie to miał zamiar przechrapać sporą część nocy, popierdując sennie, co od pewnego czasu uskuteczniał. Gdy jednak Robin zadeklarowała, że idzie, odezwała się w nim nuta, której w żadnym razie się nie spodziewał.

Empatia.

Dziewczyna w pewien daleki sposób podobna była do Strzałki. Miała nieco podobne rysy i ruchy... albo też wydawało mu się, w końcu nie raz w ciągu ostatnich dni łudził się, że gdzieś widzi swoją kochaną. Miał świadomość, że to zapewne przypadek, ale podobieństwo Robin do Strzałki kazało mu chwycić mocniej kuszę. Sytuacja zdawała mu się być identyczna do tej, gdzie zniknęła jego towarzyszka.

Stanął obok dziewczyny, spojrzał z dołu w jej oczy. Tam podobieństwa do Strzałki nie dostrzegł, ale nic to. Co taka dziewuszka mogła zrobić, jeśliby pojawiło się jakieś zagrożenie? Potrzebowała kogoś do pomocy. Przedziwnym tokiem rzeczy tym kimś zdeklarował się być Kasztaniak.
 
MrKroffin jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:14.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172