lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [WARHAMMER] Początek końca (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/18074-warhammer-poczatek-konca.html)

Kerm 04-10-2018 16:00

Zima niezbyt sprzyjała podróżom, ale miała jedną, zasadniczą przewagę nad wiosną, której początkowi towarzyszyło mnóstwo błota, a nie przed każdą pacyną dało się uskoczyć. Woźnicy spieszyli się, jakby im kto płacił za przybycie na miejsce na czas. Aż dziw, że nikt nie wylądował w rowie, ani że nikt z nikim się nie zderzył.
A może się i zdarzały wypadki, ale Max nie był świadkiem żadnego z nich. Na szczęście, bo wtedy podróż jeszcze bardziej by się wydłużyła.

W końcu jednak dotarli do celu.

Nie da się ukryć, Altdorf wiosną prezentował się znacznie lepiej, niż prowadzące do niego drogi. Co nie znaczyło, że aż tak przypadł Maxowi do gustu. Zapach wielkiego miasta... Zapewne trzeba było się tu urodzić, by to polubić. I (zdaniem Maxa) lepiej było nie bawić w tym miejscu zbyt długo.
Co prawda były pewne plusy... Na przykład przestali być głównymi bohaterami listów gończych. Najwyraźniej ich sława zbladła... Ktoś ich zaćmił. Na przykład Czarny Złodziej, za którego głowę zaoferowano okrągłą sumkę.

- Znajdźmy gospodę, a jutro poszukamy kogoś, kto się wybiera tam, gdzie my - zaproponował kompanom. - Może uda się połączyć przyjemne z pożytecznym. A może, przy okazji, pozbędziemy się pana detektywa. Może nie będzie sądził, że od razu ruszymy w dalszą drogę.

Lechu 05-10-2018 22:59

Mijając Grunburg stare wspomnienia ożyły wpychając Cedrica na jakiś czas w stan melancholii. Kaligraf nie należał do ludzi opuszczających gardę z byle powodu, ale towarzyszący grupie detektyw nie dawał też powodów do obaw. Engel miał na tyle dobre serce, że żal mu się zrobiło Herr Oswalda, który mógł nie otrzymać części wynagrodzenia. Być może los potoczy się w sposób dobry i dla grupy Stirlandczyków i dla śledczego? Nie należał on co prawda do ulubieńców rzemieślnika, ale nie każdego dało się od razu polubić. Czasem znajomość wymagała czasu i kilku garbów zanim trafiła na dobry, równy grunt...

Pod Bogenhafen wszystko jakby ożyło dając znać Cedricowi o prędkości przemijania i pośpiechu, w którym ludzie przodowali będąc mniej długowiecznymi od przedstawicieli innych ras. Ilekroć mijał ich wóz pocztowy, dyliżans, furmanka czy powóz ekipa musiała w pośpiechu ustępować albo dać za wygraną i dać się ochlapać porcją świeżego błota. Nie chcąc zwracać na siebie uwagi grupa szła w ciszy. Pojawienie się w okolicy takiej bandy kultystów jak oni wywołałoby nie lada sensację.

Będąc już w okolicy stolicy Cedric dziękował Bogom, że nie miał do czynienia z Altdorfem w czasach cieplejszego klimatu. Smród był znośny o ile nie witało się tej kolebki cywilizacji w lecie. Ciekawym dla rzemieślnika było to, że w takiej aglomeracji odkrywało się coś nowego przy każdej wizycie...


Widząc opierzonego złodziejaszka Cedric postanowił dotrzymać mu kroku. Rzemieślnik uważał, że ptaszysko wyląduje gdzieś na dachu albo znacznie niżej być może zostawiając swój łup. Engel nie był najlepszy w rzucaniu kamieniami, a na obelgi zwierzę raczej nie reagowało. Być może gdyby rzucić w ptaka siecią to udałoby się odbić błyskotkę nie zabijając go? Tylko skąd Cedric miałby wziąć sieć i odpowiednio wyszkolonego miotacza?

Innym pomysłem mogło być przekonanie do pomocy jakiegoś tresera dzikich ptaków takich jak jastrzębie czy sokoły. Ciekawe czy takie zwierzę byłoby w stanie przezwyciężyć wrodzony pociąg mordu i pozbawić kruka biżuterii nie zabijając go... Engel biegł za ptaszyskiem mając w głowie różne myśli, ale wolał ustąpić niż oddzielać się od przyjaciół. Lepiej było nie zostawać samemu w Altdorfie. Szczególnie na tych mniej kolorowych ulicach...


Kaligraf w okolicy rynku znalazł potężną tablicę z ogłoszenia pracy. Jedne były starsze i poszarpane, a inne wyglądały jak przybite kwadrans temu. Cedric szukał czegoś co umożliwiłoby mu szybki zarobek. Mógł rzecz jasna robić za skrybę, pielęgniarza czy kaligrafa niestety darując sobie aktorstwo, opowiadanie czy inne umiejętności charakterystyczne dla jego wcześniejszych wcieleń. W końcu Herr Oswald był gdzieś w pobliżu i widząc umiejętności gawędziarskie Cedrica tylko utrzymałby się w przekonaniu, że miał do czynienia z przerażającym wodzem kultystów i nikczemników Bertem Winkelem...

Uwagę kaligrafa przykuł stary list gończy za grupą kultystów odpowiedzialnych za masakrę na Święcie Kiełbasy. Powróciły niemal wyparte z umysłu wspomnienia przechodząc przez mózg uczonego równie nieprzyjemnie jak wymiociny z żołądka do ujścia przez otwór gębowy. Cedric zauważył, że na miejsce listu gończego przyklejane jest ogłoszenie pewnej arystokratki szukającej małego złodziejaszka. Pani płaciła całkiem sporo dlatego Engel zaczął myśleć nad złapaniem niegodziwca.

- A co gdyby poszukać tego ptaka? - zapytał kompanów rzemieślnik. - Moglibyśmy zasięgnąć języka w miejscowym zoo. Tam na pewno znajdzie się fachowiec od ptaków, który być może wskaże nam sposób na namierzenie kruka.

Alaron Elessedil 06-10-2018 19:16

Podobne do siebie dni płynęły dla Arno powoli. Wypełnione były codziennymi rytuałami: pierwszy swoją chwilę dostawał Grungni, kolejny był Morr, zaś ostatni trening oparty o biegi, pompki i podciągnięcia na niższych gałęziach.

Monotonia ustąpiła miejsca pośpiechowi i gwarowi dopiero w Altdorfie. W stolicy krasnolud był raz. Głównie przejazdem. Niemniej spoglądał na wyrastające budowle jak na starych znajomych spotkanych po latach. A między nimi znajomy harmider, szurania i pokrzykiwania. Gdzie nie spojrzeć na oczach odbywał się mały dramat lub cząstka szczęścia. Wielokulturowy tygiel przemieszczał się we wszystkie strony. Człowiek nie był tu wiele częstszym widokiem niż długouchy.

Trafili na najlepszą z możliwych pór roku. Zimą życie było bardziej ospałe, latem cuchnące, zaś jesienią szare i mokre. Wiosna zaś była idealna. Ciepło, acz nie upalnie z rześkim powiewem wiatru.

Nieopodal ponad tłum wzniósł się alarmujący krzyk o złodzieju. Arno obrócił się w tamtym kierunku i dostrzegł odlatującego ptaka. Kobieta miała pecha. Być może za złodziejem poruszającym się po brukowanej ulicy ktoś zechciałby pospieszyć. Chętnych do ścigania szybującego ponad dachami zwierzęcia nie było. Prócz Berta. Khazad podobnie do innych odprowadził wzrokiem bliżej niezidentyfikowanego złodziejaszka.

Chwilę później przemierzali już rynek. Wydawało się, że można było na nim kupić wszystko, co zdołał wymyślić człowiek i nie tylko, każde odkrycie, każde znalezisko zdawało się mieć swój stragan i wychwalającego je kupca. Sprzedający wychwalali leżące leniwie produkty jakby to one były panami, zaś krzykacze pożytecznymi sługami.
Gdzieniegdzie stało stoisko pucybuta, jakiś żebrak proponował Arno polerowanie trzonka za srebrnika. Oferta wzbudziła w khazadnie pewien niesmak na myśl, że ktoś taki mógłby go dotykać. W końcu młot swoje kosztował.

Kiedy ostatecznie udało im się przedrzeć do tablicy ogłoszeniowej, Hammerfist udał, że nie widzi twarzy swojej oraz swoich towarzyszy na plakacie zrywanym przez strażnika miejskiego. Nie ruszał się przeglądając oferty, by nie wzbudzić zainteresowania nietypowym zachowaniem. Skoro już tu byli, mogli tylko dochować wszelkich starań, by nie wyróżniać się z tłumu.
Wszyscy towarzysze z Biberhof przecież wyglądali już inaczej niż na prezentujących ich rysunkach. Sam Ragnar, jak nazwał się, gdy imię Grimm skojarzono z jego osobą, miał dłuższe włosy. Delikatny irokez zmienił się w pas warkoczyków ciągnących się przez czaszkę w kierunku potylicy. Włosy na bokach głowy były jeszcze zbyt krótkie, by mógł sobie na to pozwolić. Jednakże na brodzie się pojawiły. Zrezygnował także z ciemnego koloru przywracając głowie barwę zbliżoną do naturalnej.

Tym co zaskoczyło krasnoluda był nowy plakat oferujący sto koron za złapanie ptaka. Autorką musiała być ta sama arystokratka, której niedawno zwierzę ukradło jej własność. "Czarny Złodziej" poleciał gdzieś między domy i Arno zupełnie nie miał pojęcia odnośnie lokalizacji gniazda. Wiedział natomiast, że nie było to w miejscach, przez które przechodzili.
Uśmiechnął się do własnych myśli widząc oczyma wyobraźni złodzieja i jego ptaka wytresowanego do kradzieży drobnych rzeczy. Bardziej prawdopodobny było to, że ptaszysku spodobał się błyszczący przedmiot.

Żadna myśl nie zmieniała faktu, że Hammerfist nie potrafił pomóc kobiecie. Mógł jedynie rozglądać się, szczególną uwagę przykładając do tego w miejscach, w które ptak mógł polecieć. Lub wydawało mu się, że to te miejsca.

- Zrobić by można tak. W kolejności pierwszej z miastem zapoznać bym się chciał. Jeśli wam nie przeszkadza to, później udać tam moglibyśmy się. Później jeszcze zrobić jako Max radzi, jutro jeśli wyjeżdżać byśmy chcieli - zwrócił się do towarzyszy zaczynając od odniesienia się do pomysłu Berta.

Tymczasem pożegnał się ze swoimi towarzyszami, ustalił miejsce i czas ponownego spotkania, a następnie udał się do świątyni Grungniego, by prosić o dalszą opiekę bóstwa oraz podziękować za dotychczasową. Już miał wychodzić, gdy pomyślał, że dużo czasu minęło nim miał okazję złożyć ofiarę. Zawrócił szybko i zasilił stojącą tam szkatułę z monetami.

Wrócił na rynek przepychając się między stoiskami z przywiązaną do pasa, solidnie zasznurowaną sakiewką. Jakaś kobieta sprzedawała obrzydliwie śmierdzący łój mający być lekarstwem na wszelkie bóle, zaś wyglądał jakby miał przynieść gangrenę. Nieopodal inna kobieta sprzedawała rzemienie sprawiające wrażenie porządnych i wytrzymałych. Stoisko z mieczami, stragan z warzywami, ciepłe bułki, ręcznie haftowane tuniki, trunki z najdalszego południa, amulety, talizmany, bibeloty, antałki, beczułki, liny, sznurki, gwoździe...

Wyszedł z tłumu w poszukiwaniu interesujących go ogłoszeń na tablicy. W ofertach o naborze pracowników w zakresie rzemiosła kowalskiego mógł przebierać. Natychmiast odrzucił oferty dla pomocników. Minęły czasy, gdy zadowalał się kuciem gwoździ czy ostrzeniem mieczy. Mistrzem jeszcze nie był, lecz z pewnością już fachowcem. Dlatego zapamiętał tylko najciekawsze z ogłoszeń skierowanych do profesjonalistów, a następnie udał się do każdego z trzech wybranych miejsc. Każdy z budynków sprawiał, iż Ragnar kiwał głową. Duże konstrukcje mieściły w sobie potężne piece, mocarne miechy oraz sprzęt dający prawdziwą przyjemność z pracy. Temperatury, do których można było tu rozgrzać metal musiały być olbrzymie. Koryta z wodą przeznaczone do hartowania wyrobów znajdowały się nieopodal pieców, zaś pracujący tam mężczyźni mieli na sobie solidne grube fartuchy i rękawice. Nie dziwił się, iż były to najlepiej płatne oferty. Tutaj potrzebują zawodowców.

Kolejnym, przedostatnim już odwiedzonym miejscem był jeden z klubów zrzeszających miłośników walki na pięści. Za wpisowe życzyli sobie koronę. Arno przez długą chwilę rozważał wstąpienie w poczet "Wściekłych Pięści Węża", lecz ostatecznie zrezygnował. Nie wiedział jak długo zostaną w Altdorfie. Zapewne niedługo.

Obchód stolicy skończył na odwiedzeniu kilku karczm i zagarnięciu części napotkanych żebraków. Kto mógłby być lepiej poinformowany w sprawach bardziej lub mniej lokalnych niż ludzie słuchający nowin karczmarze czy mający na wszystko oko żebracy?

Zbliżała się pora spotkania. Trzeba było zatem stawić się na miejscu. Arno nie zamierzał się spóźnić, a raczej być nawet przed czasem. W trakcie marszu rozważał kwestię Armbrustera. Był coraz bardziej przekonany, że detektyw wcale nie chce im zaszkodzić. Postanowił porozmawiać z nim przy piwie po opuszczeniu Altdorfu.

AJT 08-10-2018 10:21

Gotte postanowił prędko zakupić procę. Sto karli piechotą nie chodzi, a temat wydawał się nad wyraz łatwy. Ot chwycić kamień, upatrzyć czarne ptaszysko i go ubić. Przystąpił więc do działania.

Pierwszy padł dość szybko. Niestety denat okazał się nie być winnym przez co Miller musiał więc popracować dalej. Ptaszyska okazywały się jednak coraz zręczniejsze, unikając przed celnym okiem Gottego. I przez te latający dziady długonosy zbił jakiemuś pechowcowi szybę. Musiał przez to sam przyśpieszyć kroku, taktycznie zmieniając pozycję.

W kolejnym miejscu również się nie poszczęściło. Jacyć religijni fanatycy pogonili go prędko.
- Nos na supeł ci zawiążemy! - wrzeszczeli. Proce w nieprzyzwoite miejsca chcieli wsadzać. A niech tym niegodziwcom te ptaszyska kradną, jak nie chcą pomocy. Miller już zrobił dość, teraz czas na relaks.

***

Udał się więc do jednego z przybytków Ranalda. Po pierwsze musiał zaznać nieco odpłatnej miłości, po drugie zapić nieco. Wybór był tam przedni, więc Miller znalazł swój ideał dla swoich nadchodzących miłosnych igraszek bez większego problemu. Była wysoka, o udzie dwa razy grubszym niż to Millerowe. Dorodne, ogromne piersi i mięciutki brzuszek. Tak, ona pozwoli zapomnieć o trudach dzisiejszego dnia, także tych ciężkich podróży.

Po godzinie wyszedł, zsapany, wymęczony, ale i zadowolony. Tak, to było to, czego potrzebował. Znalazł stolik, położył na nim swój kapelusz, do którego wrzucił kilka srebrników i zaczął swe opowieści. Gaworzył o smoku, gigantach, dalekich krainach, o ostatnich miesiącach swej podróży. Każdą opowieść wzbogacając znacznie, tak że z prawdą to one miały bardzo niewiele wspólnego.

Raz po raz rozglądał się po towarzystwie, a ujrzawszy jakiś flirtowny uśmiech, odwzajemniał go szczerze. Godzinka z Helgą była wspaniała, ale resztę nocy można spędzić równie przyjemnie…

Campo Viejo 15-10-2018 05:44






Pflugzeit, 2525 roku K.I.
Wielkie Księstwo Reiklandu,
Altdorfu





Ragnar o Altdorfie dowiedział się wiele od gadatliwego młodego żebraka w zamian za kilka srebrników. Natomiast Miller i Engel z łatwością rozwiązali języki i wkrótce wszystkim zarysował się obraz miasta malowany opowieściami miejscowych.

W zachodniej części miasta był dystrykt Obereik zwany Górnym Reikiem, gdzie posiadłości należały do mniejszej szlachty, ambasadorów i bogatych kupców.

Ponadto rzecz jasna Palast, czyli Dystrykt Pałacowy, dom Cesarza Karla-Franza I von Holswig-Schliesteina. W dzielnicy rezydencje mieli też elektorzy, a niedaleko Imperialnego Pałacu były tam też budynki ministerialne.

Dystrykt Miejski, czyli Amstbezirk, ciągnął się wzdłuż zachodniego brzegu Reiku między Mostem Cesarskim a Potrójnego Myta i mieścił sądy, urzędy miejskie oraz wiezienie dla bogaczy zwane Wieżą. Demagodzy i podżegacze pod groźbą więzienia lub grzywny zakaz mają przemówień na Placu Sądowym. Dzielnica ponadto mieściła Skryptorium Sądowe i Archiwa Cesarskie, Sekretariat oraz pomniejsze urzędy zaplecza Cesarskiego Dworu. Znanym przybytkiem była Tawerna Wisielców na Potrójnym Mycie, najszerszym i najbardziej wysuniętym na północ moście Altdorfu.

Wokół Wielkiej Katedry Sigmara skupiał się Dystrykt Katedralny, zwany Domplatz. Mieszkali tam głównie kapłani i zakonnicy. Był tam Dom Pobożnego Pielgrzyma, Sigmaryckie Kolegium, dwa znakomite teatry, a Ulica Świątynna należała do jednej z najtłoczniejszych w mieście. W pięknym Świątynnym Parku, godnym bóstw natury, ku których czci była Kaplica Taala i Rhyii, kler miał swą ulubioną tawernę Kapłański Odpoczynek. Podobno straszył przy kaplicy duch młodej niewiasty, widoczny tuż przed rozwianiem altdorfskiej mgły. Żebrak jednak mówić o duchu nie chciał, nie do końca wiedzieć, czy bardziej przestraszony objawieniami, czy plotkami na ten temat.

Reikmarkt był najmniejszą dzielnicą, choć jednocześnie to właśnie tam był największy rynek miejski oraz najwyższa i jedna z najstarszych konstrukcji Altdorfu - Kolegium Nadziemskie. Wieże tego zakonu sztuk magicznych pięły się tak wysoko, iż niektórzy z przestrachem chodząc w jej cieniu powiadali, że do czasu, aż Taal zirytowany wdrapującą się w chmury budowlą, obróci ją w gruzy jednym pstryczkiem. Imperialna Opera to największy budynek dystryktu i relatywnie młody, bo moda na opery przyszła z Tilei dzięki Nuln dopiero pod koniec panowania Cesarza Luitpolda. Prezentuje się okazale, gdyż niedawno odrestaurowana, a na przedstawienia chodzą tylko najbogatsi patroni, dzięki zaporowym cenom biletów, co skutecznie eliminują pospólstwo od mieszania się z wyższymi warstwami.

W dzielnicy Oberhausen mieszkają głównie wpływowi kupcy oraz bezherbowi urzędnicy cesarscy. To również miejsce siedziby Garnizonu Imperialnej Straży i Aresztu Tymczasowgo, Czarnej Świątyni Morra, Kolegium Helardyki, Konserwatorium Cesarskie, Ambasada Ulthuanu i renomowany Hotel Imperialny oraz Imperialne Zoo.

Suderich, było niewielkim i najbardziej południowym dystryktem zachodniego Altdorfu. To dom kupców i średnio zamożnego mieszczaństwa. Większość dzielnicy zajmuje Marketplatz specjalizujący się w sprzedaży ryb tym, którzy boją się zapuszczać na zakupy na bazary przyportowe. Ponadto Twierdza Graustein, czyli ciężkie wiezienie dla groźnych przestępców, którzy nie zasłużyli sobie na karę śmierci. W Suderich jest też Hospicjum Klasztoru Shalaya i Kolegium Medyczne. Most Żałobników łączy dystrykt z drugim brzegiem wiodąc ku Dzielnicy Morra.

Na północnym brzegu Talabec jest niewielki Dystrykt Reikhoch. Domy należą do zamożnych mieszczan. Stary i zapełniony od lat cmentarz i ponura kaplica Morra przyczyniły się do renomy najmniej rozrywkowej dzielnicy Altdorfu.

Sąsiaduje z nim równie spokojny Dystrykt Freudwang zajmowany przez akademików i uczonych zatrudnionych w dzielnicy Uniwersyteckiej. Jest tam też Świątynia Vereny obsługująca Publiczną Bibliotekę oraz Kolegium Światła z charakterystyczną piramidą w jego centrum, wokół której mieszkają czarodzieje i aspirujący adepci nauk magicznych.

Bankbezirk to Dzielnica Bankowa. Bankierzy, handlarze, kupcy i finansiści wszelakiej maści. Liczne Gildie Kupieckie, Towarzystwa i Cechy Rzemieślnicze maja tam swoje siedziby. Od wczesnych godzin porannych na placu Fuhrmarkt dominuje handel żywcem i produktami rolnymi.

W dzielnicy Portowej można zgubić drogę, sakiewkę, a nawet życie. Krzywe kręte uliczki i zaułki mimo dużej przestępczości są istotnym dla miasta źródłem handlu i ekonomii większego obrazu. Ulica Stu Tawern, przez wielu miejscowych okrzyknięta Ulicą Tysiąca Tawern jest najbardziej znaną atrakcją dystryktu. Do najpopularniejszych zaliczają się U Trzech Cesarzów, Pijany Bękart, Rycerska Rudera, Pod Siedmioma Gwiazdami i Dziura Gryfa. Popularnymi zajazdami są Kot i Skrzypki, Wyrko Wędrowca, Marynarz i Pani. Miłośnicy walk uczęszczać mogą do Kłów i Pazurów, Gladiatorów, wielbiciele sztuk kochania do Rudej Dziewki lub Jednej Korony i Dwóch Prezesów, lubujący inaczej do Krzywej Dzidy, hazardziści do Trzęsących Kości, a zwolennicy środków odurzających do Warzelni Bruna lub Piersi Myrmydii. Natomiast szukający wrażeń w szemranych klimatach znaleźć mogą je w Świętym Młocie Sigmara i W Przecięciu Powyżej.

Na Uboczu, to ulica krzyżująca się z Setką Tawern i nieoficjalnie zwana Wielu Tawern, bo choć nie dorównuje długością, ilością i sławą przybytków, to również ma ich całkiem sporo. Spośród nich na uwagę zasługują Papuga i Świnia oraz Tchórzliwy Tilleańczyk, gdzie można zasięgnąć języka z dała od nieporządanych uszu i mniej licznych patroli Miejskiej Straży.

Wzdłuż portu ciągnie się ulica Lutipolda. Łączy skrzyżowaniem południowe końce Tysiąca Tawern i Na Uboczu. Na tej gwarnej ulicy jest siedziba Straży Portowej wybudowana niedawno, kilka budynków obok swej starej dziedzby, po której zostały opuszczona ruina pożaru sprzed kilka lat. Jest tam tez Kapitanat Portu, Świątynia Manaana, kapliczka bóstwa rzek Karoga, Bazar Rybny, popularne karczmy Spelunka Unka i Wędkarska gdzie jedna z głównych atrakcji są niemal codzienne lub conocne bijatyki.
W dzielnicy portowej siedziby maja również gildie i cechy rzeczne oraz towarzystwa podróżnicze i kwatery główne znanych w całym Imperium firm handlowych, spośród których najbardziej znanym jest choćby Przedsiębiorstwo Handlowe Reik-Talabec.

Dystrykt Robotniczy skupia przemysł rzemieślniczy i głównie kwateruje w nim lud pracujący stolicy. Księgarnie, sklepy z odzieżą są równie popularne na ulicach jak wszelkiego rodzaju wyroby artystyczne i rzemieślnicze. Tam są Gildie Kamieniarskie oraz zakłady przemysłowe, metalurgiczne, przedsiębiorstwa huty i stali. Wschodni Most przez Talabec wiedzie do sąsiadującego dystryktu Stalowego, okupowanego w większości przez imperialne Dawi.

Dystrykt Stalowy, zwany potocznie Krasnoludzką Kwartą, słynie z najlepszych piwa lokalnych i importowanych browarów, oraz wyrobów z kamienia, żelaza i stali. Są tam Gildie Imperialnych Inżynierów, Krasnoldzkich Inżynierów, Gildia Krasnoldzkich Ekspariantów, oraz ambasada Karak Ankor.

O Wschodnich Dystryktach dowiedzieli się najmniej szczegółów i były zdecydowanie odradzane do zwiedzania. Choć jednym z nich było tak zwane Miasto Morra z Kaplicą i Krematorium przy najstarszym cmentarzu miasta, Seminarium Morra i Tawerna Kruka z wisielczym humorem patronów, w innym stary cmentarz Necropilis, a tamtejszym Altdorfskim Sanitariatem, czyli Domem dla Mentalnie Wybrakowanych zajmował się obecnie, po niepowodzeniach subtelnych Shallaitów - kult Sigmara, to imperialni bogowie zdawali się odwracać swój wzrok od tej części stolicy, no może z wyjątkiem Pana Umarłych i bóstw zakazanych tudzież heroicznych kuchni polowych kultu Shallaya. To tam, w zaniedbanym porcie kwitnie przemyt towarów, kontrabanda, a może nawet handel żywym towarem. Nikczemna, acz krótka, przez miejscowych zwana Ulica Zabójców zdaje się być znana każdemu ze słyszenia swej haniebnej reputacji. Oficjalne siedziby maja tylko Gildie Żebraków, Żałobników, Szambowników i Gnojarzy, zaś nieoficjalnie Gildie Zabójców, Złodziei. To pewnie tam panoszą się zakazane kulty, wszak zarazy zdają się żywcem zjadać tamtejszych zwłaszcza w cuchnących slamsach, które są znacznym kontrybutorem wszędobylsko panoszącego się altdorskiego smrodu. Największa biedota wegetuje i umiera we Wschodnich Dystryktach Reikerbahn, Sindelfingen i Slamsach Drecksack, czyli Śmierdzielowa. Bezrobocie i choroby to chleb powszedni nieszczęśników tam mieszkających. Kradzież, głód, gwałt i śmierć w gęstym aromacie otwartych kanałów to codziennej walka o przeżycie biedoty na ulicach wschodniego Altdorfu.




Imperialne ZOO było jednym z wielkich cudów Starego Świata i nie bez przyczyny. Mieszkały tam najgroźniejsze potwory i bestie oraz groteskowe wynaturzenia. Choć atrakcjami były takie stwory jak Abominacja Stirlandu, Amoeby, Bełkotna Bestia Darkwaldzkiego Lasu czy Pomiot Hochlandu i Wiwerna, to również obok nich swoje miejsce miały cesarskie bestie, których dosiadał sam cesarz, elektorowie i generałowie. W stajniach były Chimery, Imperialny Smok, Hipogryfy i Gryfy, w tym osobisty Karla Franza - Pazur Śmierci. Nawet konie bojowe cesarskiej gwardii i pegazy dla oficerów miały tam swój dom.

Wielkim Opiekunem ZOO był Wenzel Immerman. Zapytany o ptactwo oraz niuanse tresury skrzydlatych, mężczyzna odesłał Chłopców ze Biberhof z kwitkiem tłumacząc się brakiem czasu na głupoty, zwłaszcza, że właśnie niedawno stracił najlepszą specjalistkę od tejże właśnie specjalizacji.

- Anka Mari by wam pewnie co i mądrego powiedziała, bo smykałkę do skrzydlatych miała, ale już drugi tydzień jak do roboty nie przyszła. Tymczasem! - machnął ręką w pośpiechu biegnąc gdzieś w jakiejś zapewne ważnej sprawie.




Na mieście i w tawernie, gdzie nocleg wybrał Max przepatrzywszy okolicę w poszukiwaniu przybytku, przyjaciele wysiedzieli się, a Gotte to nawet w wyrku z pewną zezowatą, acz ponadto wielce urodziwą kruszynką, że to nie była pierwsza kradzież czarnego ptaka. W ostatnich dniach co najmniej trzykrotnie ofiarą padł kramarz lub przechodzień, tak jak teraz pewna dama, której złodziej porwał z włosów wyjątkowo drogą broszkę z musi żywego złota i szlachetnych kamieni. Temat stawał się to coraz bardziej gorący, bo sami widzieli i podejrzanych typów, jak i całkiem zwyczajnych mieszczan biegających za ptakami z procami, kamieniami i sieciami, po ulicach, jak i dachach.





Tegoż późnego popołudnia, kiedy uważnie patrolowali ulice Dystryktu Bankowego, gdzie zawiodła ich intuicja krasnoluda, Cedric zauważył pierwszy i pognał na łeb na szyję przez tłum za ptakiem, który wyleciał z okna kamiennej kamienicy. Chwilę potem zawisł przez parapet wygrażający wściekle kułakiem średniego wieku finansista. Darł się głośno i żywiołowo „złodziej pierdolony!” aż mu spadła na ulicę peruka odsłaniając łysy jak kolano czubek głowy.

Cedric biegł szybko i jedynie Gotte zdawał się jako tako nadążać, wszak oboje sprawni i zaprawieni byli w sztuce przebierania kulasami. Max i Ragnar zostali w tyle nieco wolniejsi, a i broń ręczna mniej poręczną w tłumie była.

Hammerfist nie spuszczał z oczu Schulte, a tamten dwójki pozostałych szarlatanów. Chyba szósty zmysł skierował Engela w kolejne prawo po przebiegnięciu kilku ulic i zaułków w pogoni za oddalająca się czarna sylwetką ptaka, którego widział co raz między i ponad dachami domów. I wtedy dostrzegł kruka wlatującego przez okienko na poddasze trzypiętrowej narożnej kamienicy, gdy już zakląć chciał ze złością, że go stracił z widoku bezpowrotnie!








Kerm 19-10-2018 17:04

Poszukiwanie specjalisty od ptaków spełzły na niczym.
Owszem, pracownicy ZOO wiedzieli, kto w Altdorfie ma największą wiedzę na ten temat. Cóż z tego, skoro Anka Mari, największy (ponoć) fachowiec, była nieobecna. I to nie z powodu choroby.
- Dwa lata temu, na początku zatrudnienia, zamieszkała na terenie ZOO, w kwaterach opiekunów. - Tyle Max dowiedział się od dyrektora. - Po kilku miesiącach pracy wynajęła sobie pokój na mieście w tej samej dzielnicy. Tak, tak... mamy adres, ale gdy sprawdziliśmy, po tygodniu nieobecności, czy nie choruje, to pokój był pusty i do wynajęcia. Wyprowadziła się.

Dyrektor, człowiek zapracowany, nie miał czasu na dłuższe rozmowy. Ale istnieli przecież współpracownicy Anki...
- Anka nie tresowała ptaków ale miała tresowanego sokoła którego trzymała w ZOO a nie w domu. Ptak umiał polować. Kobieta miała naturalna smykałkę do ptaków - powiedział jeden ze współpracowników Anki, przekonany garścią srebra do podzielenia się paroma spostrzeżeniami.

Złoto otwiera wiele drzwi, srebro otwiera wiele ust.

Za 7 szylingów mężczyzna, który z żoną i trójką dzieci mieszkał w dwóch z trzech izb mieszkania, gdzie pokój wynajmowała Anka, podzielił się informacją, że przed wyprowadzką miała gościa, młodego faceta, i zaraz potem, następnego dnia, wyprowadziła się. Miała też na dachu klatki z ptakami. Niektóre uczyła mówić.

To znaczyło, że mogła mieć kruki. A przecież kruki należały do podejrzanych o kradzieże.

Alaron Elessedil 20-10-2018 11:05

Informacje zdobyte przez krasnoluda i jego towarzyszy przekroczyły oczekiwania. Dzięki nim dość dokładnie poznali miasto. A przynajmniej dość dokładnie jak na jeden dzień pobytu.
Podobnie sytuacja miała się z odwiedzinami w ZOO. Dyrektor, z którym rozmawiali rzucił światło na pierwszą podejrzaną, Ankę Mari, specjalistkę od ptaków, która przestała przychodzić do pracy dwa tygodnie temu.

Zgodnie z wcześniejszymi przypuszczeniami Arno, była pierwszą podejrzaną w sprawie kradzieży przy użyciu ptaków miejskich. Sprytny sposób.
Wersję tę zdawała się potwierdzać informacja o więcej niż jednej kradzieży dokonanej prze zuchwałego zwierzaka. Możliwe zatem, że pojawią się kolejne.

W końcu wypatrywanie skrzydlatego złodziejaszka przez Hammerfista przyniosło skutek. Pośredni.
Kiedy tylko Bert wystrzelił jak pocisk z procy Gotte, Ragnar natychmiast pognał za przyjacielem. Dopiero wtedy dostrzegł łopoczące, pokryte czarnymi piórami skrzydła.

Biegający znacznie szybciej Winkel oraz Miller zostawili w tyle pozostałą dwójkę towarzyszy biegnącymi ich śladem. Krasnolud wraz z Jostem wypatrywali dwóch znajomych sylwetek w tłumie i skręcali dokładnie tam, gdzie ostatni raz widzieli znajomków. Na szczęście zwierzę nie pomyślało o tym, by kluczyć w celu zgubienia pościgu.

Kiedy khazad dotarł na miejsce, Bert i Gotte już wpatrywali się w okno na poddaszu, zaś ten drugi celował tam z procy. Zdążył zebrać się tłumek gapiów rozpytujących o przyczyny zamieszania. Arno ich zignorował. Jeśli Anka Mari stała za kradzieżami, już mogła być zaalarmowana przedstawieniem pod oknem.

Hammerfist natychmiast skrytykował pomysł długonosego ze strzelaniem w okna mogące przynieść więcej szkody niż pożytku, zaś Jost dokonał szybkiego rekonesansu budowli. Jedna klatka schodowa, balkony od drugiej strony i dachy. Oto wszystkie możliwości ucieczki. Jego pomysł działania w znacznej mierze pokrywał się z pomysłem krasnoluda, by obstawić wszystkie możliwe drogi ucieczki. Niemniej miał pewną propozycję zmiany.

- Dobrym pomysł jest ten. Z Cedriciem pójdę ja, ale we dwójkę miejscami zamianę rozważcie. Szybszym Gotte jest, więc w pościgu skuteczniejszym być mógłby. W balkonów odcięciu przydać prędkość jego raczej nie przyda się - rzucił i ruszył w stronę wejścia z młotem w dłoni. Tak na wszelki wypadek.

Lechu 21-10-2018 10:23

Altdorf był olbrzymi i piękny. Był kolebką różnorodności. Mieszkali tam wszyscy, od arystokracji najwyższego sortu, po żebraków śpiących w rynsztoku. Byli tam kupcy, domokrążcy, poborcy podatkowi, żołnierze, złodzieje, strażnicy, rzemieślnicy, najemnicy... Dosłownie wszyscy. Stolica była na tyle bogata w doznania, że Engel za każdym razem odkrywał ją na nowo. Z każdą wizytą widział nowe kolory, wyłapywał kolejne szczegóły. To było największe miasto jakie przyszło mu odwiedzić w życiu. Jego przyjaciele wyglądali jakby zyskali nowe siły. Ragnar z pasją wypytywał młodego żebraka o wszelkie nowostki w mieście, a Gotte - zaraz obok Cedrica - dowiadywał się kolejnych plotek i opowieści. W mieście jak zawsze, od ich ostatniej wizyty, sporo się zmieniło. Altdorf był niezwykle żywym i nie cierpiącym stagnacji miejscem.

Ekipa po przebieżce po mieście trafiła do ZOO, które było kolejnym pełnym kolorów miejscem. Engel nie pamiętał kiedy spędził tam tyle czasu, ale nic nie dało mu wyrwać się pod czaru tego miejsca. Były tam Viverny, Chimery, Hipogryfy, Smoki i całe mnóstwo innych niesamowitych stworzeń. Mimo niecodziennych widoków opiekun ZOO Wenzel Immerman nie chciał poświęcić podróżnikom więcej czasu niż tyle aby powiedzieć, że stracił najlepszą specjalistkę od tresury ptaków. Nazywała się Anka Mari i nie przychodziła do pracy od ponad tygodnia. Być może to był trop, którego potrzebowali przyjaciele ze Stirlandu...


Początki śledztwa były bogate w odkrywanie nowych podbojów złodziejskiego kruka. Ptak ewidentnie miał zamiłowanie do drogocennych błyskotek, które zdobywał w najróżniejszych miejscach. Czy była to wrodzona chciwość i pociąg do błyszczących kruszców czy też wytresowany odruch do końca Engel nie był pewien. Kruk stał się istotą pożądania naprawdę wielu ludzi. Jedni ganiali po mieście z kamieniami, inni z procami, a jeszcze inni z sieciami. Cedric nie był zbyt zadowolony z rosnącej konkurencji. Wśród konkurentów podróżnicy mieli całkiem zwyczajnych, głodnych wrażeń ludzi, ale były też typy spod ciemnej gwiazdy, które w razie nie znalezienia kruka mogą próbować polowania na takiego znalazcę... Ekipa Stirlandczyków musiała być zatem bardzo ostrożna.


Patrol Dystryktu Bankowego był strzałem w dziesiątkę. Engel zdołał wyłapać kruka i rzucić się za nim w pogoń na chwilę przed tym jak jakiś bogacz zaczął bluźnić w kierunku ptaka. Cedric biegł co sił nie mając początkowo pojęcia czy towarzysze za nim nadążali czy też nie. Ragnar mógł mieć z tym małe problemy chociaż reszta miała szanse dognać rzemieślnika. Nerwowe spojrzenie Engela szukało ptaka, który raz po raz znikał mu z oczu aby zaraz pojawić się ponownie. Cedric podejrzewał, że stracił kruka na dobre kiedy nagle rzucił mu on się w oczy wlatując przez okienko na poddasze wysokiej kamienicy.

- Tam wleciał. Do tamtej kamienicy. - powiedział do Gotte rzemieślnik kiedy tamten go dogonił. - Wleciał okienkiem na poddaszu. - dodał mężczyzna powoli łapiąc oddech i czekając na pozostałych kompanów.

- Kru..h...h..h..h - Gotte próbował złapać oddech. Trudy zeszłej nocy dały mu się we znaki. - … ca... h...h… no..h...h...ga. Wstrę...tne ptaszysko - chwycił w dłoń procę i wycelował w okno.

Rangar oraz Max jeszcze biegli. Gotte trzymając procę czekał na pokazanie się ptaka. Nic takiego się jednak nie stało. Jego celowanie w okienko wzbudziło jednak zainteresowanie przechodniów.

- O co chodzi?

- Stało się co?

- Złodziej?

Ludzie pytali siebie nawzajem, ale też zaczęli zadawać pytania przyjaciołom ze Stirlandu. Engel nie odpowiadał nie tracąc kamienicy z oczu. Przechodnie przystawali, rozglądali się, zastanawiali i szukali źródła zamieszania. Część z nich patrzała w okienko, które na celowniku miał Miller.

- Zdurniał żeś? W celu jakim po oknach strzelać chcesz? Od ptaków specjalistka może tam być. Wejściami wszystkimi do budynku wleźć trzeba, uciec coby nie mogła. - powiedział po dogonieniu ekipy Ragnar.

- A jak poleci? - odparł długonosy, jak zwykle bez głębszego zastanowienia się.

- Kto poleci? Specjalistka? - zdziwił się Max, który dobiegł na miejsce zaraz po Gotte.

Cedric pokazał ręką na jedno z wejść i ruszył w jego kierunku.

- Ja wejdę tym wejściem. Najlepiej jak wejdziemy w parach. Chodź ze mną, proszę, brodaty przyjacielu. - powiedział Engel do krasnoluda.

- Nie ucieknie - powiedział Max - jeśli nie zrobicie zbyt wielkiego zamieszania. Schowaj procę i idziemy. Ja sprawdzę, czy jest jakieś wejście dla służby czy coś... Drugie schody na przykład.

Max przyglądał się budynkowi usiłując ocenić, czy ktoś odpowiednio zdesperowany byłby w stanie przeskoczyć z dachu na dach sąsiedniego domu. Dachy były dość blisko siebie. Uliczki były wąskie, szczególnie te między domami wzdłuż głównej ulicy. Celem był narożny budynek dlatego w grę wchodziły dwa dachy, po obu stronach narożnika. Była jedynie jednak klatka schodowa co Rangar z Engelem mogli dobrze wykorzystać.

- Idźcie razem z Grimmem - powiedział do Engela. - Ja będę uważać, czy czasem ktoś sobie z dachu na dach nie ucieka. Gotte, zobaczysz, jak wygląda sprawa na podwórku? - zapytał Max.

Rangar wraz z Engelem ruszyli w górę schodów. Te były wiekowe i skrzypiały prawie na każdym stopniu. Dwójka przyjaciół minęła pierwsze, drugie i trzecie piętro. Wąskie wejście na poddasze było klapą w suficie. Nie było jednak widać żadnej drabiny. Engel zaczął się zastanawiać jak ekipa mogła się dostać na poddasze…

Campo Viejo 29-10-2018 04:17






Pflugzeit, 2525 roku K.I.
Wielkie Księstwo Reiklandu,
Altdorfu






Krasnolud podsadził Engela łapiąc oburącz za nogi. Zesztywniały człowiek, jako że do wyjątkowo wysokich należał, mierząc całe sześć stóp, bez problemu wyciągnąwszy ręce, dosięgnął klapy u sufitu korytarza.




W tym czasie Max obserwował od frontu budynek w dzielnicy bankowej. Oglądał okno na poddaszu, oraz sąsiednie domy. Wszak mógł być właz na dachu kamienicy, którędy dałoby radę czmychnąć niezauważonym z ulicy.

Siedzący nieopodal żebrak, który w trzęsącej się jak galareta ręce wystawiał do przechodniów wyszczerbiony i pogięty od uderzeń wysłużony hełm, zerkał na Schulte mrużąc oko.

- Wspomóż weterana dobry panie! - zacharczał do Biberhofianina zarośnięty niedomytek, drgając niekontrolowanie co raz to inną częścią ciała. - Cóżeś tam upatrzył, eh zwiadowco? Dziewka tam z okienka twoja mieszka?




Gotte po schodach biegł w te pędy wdrapując się coraz wyżej, aby zameldować Engelowi co zobaczył na podwórku i uzyskać instrukcje. Był na drugim pietrze, gdy po wąskich schodach schodził na dół powoli gruby Ogr ubrany w upięte niebiesko czerwone pasiaki trzeszczące w szwach jak i deski pod czarnymi zelówkami pantofli. Nie było mowy, aby się z tłustym brzuszyskiem wyminąć. Ogr wyrazie w stanie wskazującym na spożycie, w jednej łapie trzymał nagryziony udziec kozi, lub owczy, a w drugiej dzban, bacząc, aby nie ulać płynu.

Schodził niespiesznie krok za krokiem, schodek za schodkiem, nie zwracając uwagi na Millera, który przystanął na spiralnej klatce półpiętra zaglądając do góry przez balustradę, gdzie piętro wyżej musiał być gdzieś Engel z Ragnarem.




Cedric ostrożnie rękoma nacisnął na drewniana klapę i o dziwo uniosła się odrobinę. Delikatnie, by zawiasy nie skrzypiały, podnosił lecz jedyne co zobaczył przez szparę to nogi stołu przed którym stało krzesło, a z boku łoże z uginającymi się rytmicznie siennikiem. Niestety nie mógł podnieść wyżej, bo właz miał skobel na kłódkę od środka i tylko te całe pół cala luzu szparki.

Piętro niżej zaskrzypiały otwierane i zamykane drzwi. Potem ktoś tęgi schodził po schodach niczym Olifant z zamorskich krain.





Lechu 03-11-2018 00:17

Chłód porządnie heblowanego drewna był przyjemny dla opuszków palców rzemieślnika. Engel potrafił docenić dobrze wykonaną klapę chociaż w przeszłości był kaligrafem, a nie stolarzem. Cedric uniósł kawał drewna jedynie na kilka centymetrów czując jak zatrzymuje go blokada umieszczona wewnątrz pomieszczenia. Nie było dobrze. Nie dość, że złodziej miał nad nimi przewagę czasu to dysponował zabezpieczeniami, na które na szybko, w stresie ciężko było właściwie - i cicho - reagować.

Cedric starał się skupić na detalach, które były przydatne przy lokalizacji miejsca przebywania złodzieja. Widział nogi od stołu, nogi jakiegoś krzesła i łóżko z uginającym się raz za razem siennikiem. Ktoś tam właśnie wykonywał miłosne igraszki albo rzemieślnika ponosiła jego silna wyobraźnia. Engel był pewien, że ze swojej pozycji nie zobaczy już więcej. Słyszał jak ktoś na niższych kondygnacjach klatki schodowej schodził wcale nie dodając otuchy skrzypiącym schodom. Gość musiał ważyć dobre ćwierć tony...

Cedric delikatnie opuścił klapę nie chcąc narobić hałasu. Pokazał ręką Ragnarowi aby ten go postawił po czym cichutko powiedział:
- Siennik lata jakby ktoś na nim gimnastykę miłosną odprawiał. Klapa jest zamknięta na skobel i kłódkę od środka.

- Na skobel skoro zamknięte jest, to wyważyć rady nie damy raczej. - odpowiedział krasnolud. - Nie w sposób taki. Odstąpić chwilowo zdaniem moimśmy powinni i w obserwację wdać się. Jak za Alfonsa detektywa czasów. Przez okno jakie twarze rozpoznać uda może się. Z nas jeden zostać w tym celu może także. Albo drogi poszukać innej - mruknął Arno.

- Zostań tu jakby gość z poddasza chciał uciec, a ja porozmawiam z resztą. - powiedział Cedric. - Obserwacja może nieco zająć, ale nie możemy dać złodziejowi uciec. Co jest? - zapytał cicho Cedric schodząc kilka stopni do Gotte, który miał przy sobie jakiś dzban i nadgryziony udziec.

Rzemieślnik najpierw chciał się rozmówić z Gotte, a później ruszyć w dół klatki schodowej. Miał nadzieję, że Max już dowiedział się jak dojrzeć oblicze złodzieja albo chociaż obserwować jakieś okna, dodatkowe wyjścia z poddasza. Obawy rzemieślnika rosły na silne, bo obwiał się on, że okienko i tajemnicza klapa mogły być jedynymi wyjściami z kryjówki złodzieja... Oby tylko razem wpadli na jakiś plan jak wypłoszyć ze środka złodziejaszka. Mogliby sprawić, że ten wyjdzie klapą i wtedy go złapać na gorącym uczynku…


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:05.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172