lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [Warhammer] Kroniki Ostermarku (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/18136-warhammer-kroniki-ostermarku.html)

Dhratlach 02-02-2020 13:38

Arnold odetchnął z ulgą. Jeśli dobrze pójdzie, to jego "pacjent" będzie żył. Nie mógł sobie pozwolić na stratę tego Nowicjusza! I tak Borys wyrządził więcej krzywd niż dało się wypowiedzieć... Borys... miał pewne podejrzenia... Borys nie był Borysem.

- Musi odpocząć. - powiedział łagodnie i przykrył go kocem - Teraz to jego siła i łaska Shallyi, by z tego wyjść. Musimy połatać żagiel.

Wstał na równe nogi, ręce i ubranie we krwi. Zmarszczył brwi. Dobijali już do brzegu... był wściekły... na siebie, bo ciągle czuł, nie, wiedział, że coś mu umyka. Było to, żyło półświadomie w odmętach jego umysłu. Psiakrew! Czy, ąż tak bardzo wczuł się w rolę potomka kupieckiego, że zapomniał o swoim prawdziwym powołaniu?!

Spojrzał na strażników straży rzecznej.
- Pomyśleć, że ten kislewski pies... a był mi jak brat! Mam nadzieję, że ten skurwiel nie żyje, bo inaczej sam g...


W ten krzyki żaków. Czy jednego z nich. Mniejsza. Otworzyły mu wewnętrzne oko. Wszystko nabierało sensu. "Magister... nie żył", a to znaczyło tylko jedno... najpierw jednak musiał się co do tego upewnić!

- Na Sigmara! - warknął - Idę!

I z tymi słowami ruszył pośpiesznie w kierunku koi. Jeśli Hupfnudel nie żył... a wszystko na to wskazywało... szkiełka witrażu się ułożą. Jego ciało powie więcej, niż mogło się zdawać możliwe.

Tadeus 02-02-2020 17:34

Pospiesznym krokiem ruszył na dolny pokład. Myśli szalały mu w głowie. Ciężko było odróżnić podejrzenia bazujące na racjonalnych przesłankach od dziwnego niepokoju tkwiącego gdzieś głęboko w jego duszy od kiedy ślad w niej pozostawiło tajemnicze widziadło. Minął wiszącą latarnię chyboczącą się wolno w rytm łagodniejszych przybrzeżnych fal. Choć woda była spokojniejsza niż poprzednio, płomień w lampie zdawał się migotać jeszcze gwałtowniej. Urywane cienie pojawiały się i znikały. Światło i mrok, następujące naprzemiennie po sobie mamiły wzrok. Za sobą dojrzał swoich pracowników, Hansa i Adelberta, schodzących za nim. W dłoniach mieli sztylety, na inną broń było tam za ciasno. Byli spięci, choć ciężko było stwierdzić, czy chodziło o to, co stało się do tej pory i co było im wiadome, czy też instynktownie wyczuwali, że działo się tam coś dodatkowego, złowróżbnego.

Uchylił drzwi do kajuty, w której krzyk przerodził się już w łkanie. Jeden z młodzieńców klęczał skulony przy koi, wymiotował. Drugi łkał przy łóżku Hupfnudla. Twarz naukowca była odsłonięta. Jego oczy były szeroko otwarte, usta rozchylone. Leżał bez ruchu.

Na korytarzu zadudniły dodatkowe buty. Najwyraźniej żołnierze również poczuli, że powinni sprawdzić sytuację. Na szczęście przejście było za wąskie, by przecisnęli się przez łowcę i topornika i mogli zajrzeć do kajuty.

Dhratlach 02-02-2020 21:42

Ten niepokój który odczuwał... Arnold wiedział, że nie był naturalny. Ojciec był potężnym czarnoksiężnikiem... może więc i on, jego syn, powoli budził w sobie wyczucie na wichry chaosu? Jeśli tak... to to co widział kątem oka wtedy na pokładzie...

Otworzył drzwi. Jego podejrzenia się potwierdziły! Jednak, za wcześnie było na okrzyk radości, bólu i ponurej realizacji tego jak bardzo... a on bardzo, bardzo... spierdolił całą sprawę. Mógł się mylić, ale...

- Na bogów... - powiedział cicho w lekkim szoku, ale nie na tyle by strażnicy nie usłyszeli. Mieli usłyszeć - Ad... Adelbert... chcę wiedzieć... sprawdź... sprawdź proszę...

Usunął się na bok by zrobić przejście dla zielarza. Jego twarz była zakłopotana i lekko ponura. Smutna. Spojrzał na strażników z niezrozumieniem i z powrotem do środka pomieszczenia.

Tadeus 06-02-2020 19:38

- Pewnikiem ten parszywy kislevski pies poderżnął komuś gardło, nim wziął nogi za pas. - usłyszał mamrotanie zaaferowanych żołnierzy - Po mojemu to od dawna pachniało kłopotami, toż widać było, jak piekielnie się srożył gdyśmy na pokład weszli... - kontynuowali - a co u licha właściwie dzieje się z tą lampą? Zaraza, idzie oślepnąć! Nie widać tu gdzieś jeszcze aby oliwy? Dolać by chyba trzeba.

Tymczasem Adelbert po delikatnym, acz stanowczym wyproszeniu młodzieńców zabrał się za oględziny zwłok. Pewnym było, że trochę mu to zajmie.

Nie zdążył jednak jeszcze na dobre zabrać się do roboty, gdy od strony gdzie wcześniej były spalone schody, usłyszeli krzyk marynarza, tego, który wszedł na pokład razem z grupą strażników.
- A waszmościowie żeście się tam wszyscy na kufelek zebrali? - rzucił z wyraźną pretensją. - Pomocy tu trzeba, i to licznej! Chyba, że pościg za parchatymi chcecie odłożyć na przyszły tydzień!

Tadeus 08-02-2020 19:15

Thingrim

Ruszył z pierwszymi roztopami, gdy górskie przełęcze stały się przejezdne po ciężkiej śnieżnej zimie. Miał odpowiedni rynsztunek, oręż i zapasy. A jednocześnie wystarczająco lat na karku i rozsądku, by wiedzieć, że wyprawa do Imperium w tych czasach była czymś więcej niż prostą wycieczką. Kraj wycieńczony i pobrużdżony był wojną, stróże prawa poginęli na polach bitwy albo sami zabrali się za przestępczy proceder. Dzikie leśne bestie szalały po kniejach, oprychy po gościńcach, do tego bieda, beznadzieja i choroby spowodowały, że ludzie byli jeszcze bardziej niechętni i podejrzliwi względem wszystkiego, co obce. Wliczając w to, oczywiście, nieludzi.

A jakby tego było mało, roztopy zamieniły i tak już tragiczne drogi Ostermarku w prawdziwe błotne bajora.

Ciężko powiedzieć, czy szczęśliwie, czy nie. Na jednym z tych plaszczących niby-traktów dogoniła go dwójka młodych brodaczy. Tjori i Fjori, dwójka braci kojarzyła go mgliście z twierdzy, gdzie co parę lat robili interesy, wiedzieli jakim fachem się parał i stwierdzili - zapewne nie bez powodu - iż nie godziło się, by przedstawiciel tak szlachetnej i rzadkiej profesji, będącej dumą brodatego ludu poległ gdzieś sam w błocie, zagryziony przez wilcy albo pobrużdżony przez byle oprychów. Nieczuli na wszystkie głosy sprzeciwu przyrzekli, że doprowadzą go zdrowego przynajmniej do najbliższego bezpiecznego ośrodka cywilizacji, a przynajmniej tego co za to w tamtych stronach uchodziło. Nie byli może doświadczonymi wojownikami, ale nadrabiali to zapałem, no i mieli własną baryłkę do podziału...

Ostatnim, jeszcze mniej spodziewanym członkiem tymczasowej kompanii został Waldo. Waldo był człowiekiem, miał włosy przycięte od garnka, złamany nos i dwa wystające z przodu zęby. Dwa dni ignorowali go, mimo że wszyscy podróżowali tym samym zalanym błociskiem traktem. Tyle że on miał wóz, a oni człapali w brei na piechotę. Raz to on ich wyprzedzał, gdy grunt był twardszy, raz oni, gdy jemu grzęzły koła. Tak w kółko, aż w końcu stwierdzili, że wzorem Sigmara i zacnych krasnoludzkich Przodków alians ras okaże się korzystniejszy. Oni nie musieli brodzić cały dzień po pas w błocie, a on nawet, jeśli się zakopał, mógł liczyć na pomoc silnych krasnoludzkich ramion. Któregoś dnia po srogiej napitce dwójka młodszych brodaczy rozgadała się na dobre i napomknęła o profesji Thingrima, wywołując tym zupełnie niespodziewany efekt u Walda. Z jakiegoś powodu, niesamowicie go to zafascynowało, choć ciężko powiedzieć na ile w ogóle zrozumiał, o co chodzi i na czym to wszystko polegało. Waldo bowiem, wyjątkowym okazem intelektu zdecydowanie nie był.

Do Bissendorfu mieli jeszcze jakieś trzy dni, chwilowo nie padało, a mroźne podmuchy schodzącego z gór wiatru trochę utwardziły błoto, jechało się więc całkiem przyjemnie. Szare chmury odsuwały się trochę i pokazywały nawet zarys bladego słońca.
- Więc rzekliście, że jako to było? Rżnie się znaki takowe na sprzętach wszelakich? Że niby jakby te widły... O te, co tam leżą na pacę chciał tak dla przykładu eee... - podrapał się po głowie. - w lancę rycerską odmienić... to by się dało, ino kreśląc na nich jakiś tajemny wywijas? - zrobił bolesną minę, jakby wyobrażenie sobie tego pochłonęło wszystkie dostępne mu zasoby pomyślunku.
Krasnoludy siedzące dalej na tyłach wozu ledwo ukrywały parsknięcia. W przerwach między rechotem podśpiewywały cicho jakąś skoczną tawernianą piosnkę o dzielnych wojakach, hożych dziewojach i swędzących konsekwencjach będących wynikiem ich spotkań.

theandrzej 10-02-2020 22:20

Krasnolud zmarszczył czoło łypiąc groźnie na człowieka swoimi purpurowymi oczami. Miał już z nimi styczność w Karak Kadrin i wiedział, że można się po nich wszystkiego spodziewać, ale tak niepojętnego człeka nie miał okazji spotkać. Sięgnął po antałek z piwem i nakazał gestem towarzyszom podróży by zbliżyli swoje kufle. Napełnił każdy z nich, a na koniec uzupełnił również swoje naczynie. Wziąl kilka łyków chwaląc w myślach cech piwowarów z jego twierdzy. Ciemne Ale klanu Dukgorog było jego ulubionym trunkiem. Pozwalał sobie na nie tylko po skończonej pracy w kuźni, dlatego kojarzyło mu się z zasłużonym odpoczynkiem. Odciągnął kufel od ust i otarł wąsy z piany. Blada skóra na twarzy nabrała rumieńców i skryła piegi które pokrywały nos i policzki krasnoluda. Podrapał się po brodzie czarnej jak smoła. Poprawił rzemyk, którym splótł ją w gruby warkocz sięgający pasa, po czym donośnie beknął. Uśmiechnął się z politowaniem do Waldo i odezwał się do niego powoli swoim niskim, dudniącym głosem.

- Nie człeczyno, nie na ,,wszelakich". Broń musi być godna tego aby została naznaczona runą, nie mogą być to byle widły do przerzucania gnoju!- westchnął ciężko - Taka broń nabiera mocy i może na ten przykład przebić każdą zbroję, albo sprawić by sama wiodła Twą rękę na zgubę przeciwnika. Można także wzmonić pancerz by chronił przed ogniem lub strzałami, ale wszystko musi zostać kunsztownie wykonane, inaczej marny los czeka tego, kto spróbuje dzierżyć taki przedmiot.


Przerwał i zadumał się. Przypomniał sobie dzień w którym mistrz wygnał ojca z kuźni. Runa którą wyrył na młocie nie wytrzymała zamkniętej w niej mocy. Rozjaśniała białym światłem i rozsadziła głowicę w drobny mak rozbijając odłamki po całym warsztacie. Ojciec bez słowa wrócił do domu, pożegnał się jedynie z matką i wyruszył na poszukiwania chwalebnej śmierci. Minęło już ponad dwadzieścia lat od tego zdarzenia. Wśród wielu czeladników to on został wybrany i uhonorowany przez Mordrina Molibdenową Pięść tytułem kowala run. Jednak nadal czuł, że hańba ojca ciąży na nim i jego klanie. Aby w końcu odpokutować za jego nieudolność musi zyskać uznanie, a najlepszym miejscem do tego będzie owiane złą sławą Mordheim.

Waldo wykrzywił się jeszcze bardziej i miał w planach zadać kolejne pytanie, ale Thingrim widząc jego zamiary szybko mu przerwał.
- Przemyśl to sobie człowiecze, na dziś starczy tych pytań. - Po czym wypił resztę zawartości swojego kufla, obrócił się do wszystkich plecami i nie schodząc z wozu począł opróżniać pęcherz. Na tle swoich krasnoludzkich towarzyszy wyglądał na bardzo wysokiego, ba - nawet Waldo był od niego wyższy jedynie o głowę. Zawsze przysparzało mu to problemów - w niektórych częściach twierdzy musiał się schylać niczym człowiek, a ile guzów się przy tym dorobił. Poprawił saczek i skórznię, zapiął swój gruby płaszcz po dziadku, który był przez pokolenia impregnowany tłuszczem i kurzem. Zajrzał przezornie do sakwy, w której trzymał narzędzia pracy, sprawdzając po raz kolejny czy jest dobrze naoliwiona. Mógł zdzierżyć utratę złota, piwa - a nawet swojego topora – ale jeżeli cokolwiek lub ktokolwiek uszkodziłby jego kowadło, lub któryś z młotów lub dłut… Wolał o tym nie myśleć, mogło się to dla kogoś skończyć nie lada krzywdą.

Po dokonaniu oględzin wykorzystał chwilę przerwy w śpiewie krasnoludzkich braci i polał wszystkim następną kolejkę. Kiedy już napełniłał swój kufel, Thingrim począł śpiewać każdemu znaną i lubianą karczemną piosenkę.
- Piwo, piwo, piwo, pyszne z pianką piwo piwo…- długo nie musiał czekać na akompaniament młodych brodaczy, a nawet Waldo – mimo iż był człowiekiem - znał słowa tej przyśpiewki.
W sumie nie jest tak źle w tym towarzystwie – pomyślał Thingrim biorąc kolejny łyk piwa w przerwie między zwrotkami.

Dhratlach 11-02-2020 05:08

Olej... fakt, "Borys" zastarał się by go nie było, a przynajmniej tego dedykowanego łodzi. Jednak! Arnold miał jeszcze te fiolki co to do tej latarni prywatnej miał... w plecaku, rzecz jasna. Chyba, raczej, tego nie upatrzył? Prawda?

- Idźcie na deck, powinienem niedługo przyjść z światłem.
- powiedział krótko do Hansa i Strażników.

I z tymi słowy ruszył po swój plecak. Nie było teraz miejsca na myśli. Czas leciał między palcami! Teraz liczyło się tylko doprowadzenie łodzi do stanu użyteczności. Kislevczyk? To ju dłuższa historia!

Tadeus 13-02-2020 15:57

Thingrim

Rozśpiewany wóz toczył się raźnie ostermarckim gościńcem. Słonko świeciło, koła mlaskały, a poganiane lejcami konie buchały parą ze zmarzniętych pysków. Sielanka nie mogła jednak trwać długo, bowiem taka była kolej rzeczy na wschodnich rubieżach Imperium, gdzie niebezpieczeństwo czaiło się na każdym rogu i łatwiej było podróżnemu napotkać krwiożerczą bestię, czy bezlitosnego łotra od przyjaznego mu bliźniego. W tym przypadku prawidło to objawiło się pod postacią złowróżbnie przechylonego dyliżansu stojącego na skraju gościńca, niemal dotykającego linii drzew. Wokół niego nie widać było żadnych ludzi. Wydawał się uszkodzony.

Waldo percepcja d20= 13 porażka
Thigrim Percepcja d20= 3 sukces
Tjori d20(-2 siedzi dalej) = 8 porażka
Fjori d20(-2)= 10 porażka


Waldo nagle wstrzymał konie. Kopyta zaskoczonych zwierząt poślizgnęły się na zmarzniętym gruncie, z pysków wydobyło się pełne wyrzutów rżenie. Chłop nie marnował czasu, czym prędzej uczynił na piersi znak młota.
- To licho jakieś, jaśniepany, mus nam objechać jak najostrożniej, albo drogę odmienną wyszukać, inszej i nas dopadnie! Pewnikiem zło z kniei nieszczęśników porwało i nadal może tu czyhać!
Fjori parsknął tylko krótko, ale szczęk starej kuszy, którą młody krasnolud wodził ze sobą, jednoznacznie potwierdził, że nie bagatelizował samego zagrożenia. Tjori chwycił za swoją grubą lagę z okutym końcem.

Ciężko było stwierdzić, ile z tej odległości dostrzegli inni, ale Thingrim widział ciekawe szczegóły. Wydawało się, że uszkodzony był nie tylko dyszel, przy którym nadal rzucał się poraniony koń, ale też i jedno z kół. Co więcej, blisko uszkodzonego koła coś leżało bez ruchu w krzakach, wyglądało na człowieka. Śladów krwi z tej odległości nie było widać. Po drugim koniu, który zapewne też zaprzężony był do wozu, również nie było śladu. Dyliżans nie był oznakowany żadnym cechowym, czy kompanijnym symbolem, wyglądał raczej staro i tanio, przynajmniej jak na tego typu wehikuł.

theandrzej 14-02-2020 22:09

Kowal run chwycił za swój topór rozglądając się za potencjalnym zagrożeniem. Gdy minęło pięć uderzeń serca, a po wrogach nadal nie było śladu, sięgnął po tarczę i rzekł:

- Tam ktoś leży, o tam, w krzakach.- zwrócił uwagę towarzyszy - Trzeba sprawdzić czy jeszcze dyszy. - zastanowił się chwilę - Człowiecze zostań tu i przypilnuj żeby te bestie się nie spłoszyły. Jak dam Ci znać to ruszysz naprzód. Tjori, chodź ze mną to sprawdzić. Fjori osłaniaj nas z wozu. - Po czym zszedł z pojazdu i ruszył osłaniając się tarczą.

Tadeus 16-02-2020 09:57

Arnold
Bez problemu znalazł jeszcze trochę zapasowego oleju, ale szybko okazało się, że w szaleńczo migoczącej latarni takowego nie brakowało. Arkana wiedzy tajemnej nie były mu jednak obce, więc wiedział, że wyładowania potężnej magii mogły trwale wypaczać rzeczywistość w swoim otoczeniu. I nie chodziło tu tylko o lampę, której niecodzienne zachowanie dostrzegli nawet niezbyt rozgarnięci żołnierze, w pobliżu kajuty naukowca po prostu czuć było coś... dziwnego. Jakiś pierwotny niepokój sięgający odmętów duszy. Czy było możliwym, iż nie było to tylko echo, ale nadal działał tam jakiś potężny magiczny efekt?

Adelbert medycyna d20(-2 trudny)= 15 porażka


- Już - usłyszał głos Adelberta.
Zielarz miał ściągniętą, poważną twarz, stał przy zwłokach, które znowu zakryte były kocem.
- Nigdym czegoś takiego nie widział - wyszeptał. - On wygląda, jakby głodzono go tygodniami, iście niczym zbieg z lochów. Co tu się dzieje? - spojrzał na Arnolda, jakby przeświadczony był, że jego zleceniodawca może z całej sytuacji rozumieć więcej od niego.


Thingrim przekonywanie d20=1 krytyczny sukces


Thingrim
Na słowa krasnoluda Waldo przytaknął energicznie głową, ściskając nerwowo lejce w brudnych łapach. Najwyraźniej pewność brodaczy udzieliła się i jemu, albo po prostu coś przeskoczyło w jego głupiej mózgownicy.

Kowal i Tjori ostrożnie podeszli bliżej. Koło było strzaskane, wyglądało na to, że ktoś podejmował próby jego zdjęcia, gdy mu przerwano.


Thingrim percepdja d20(+4 blisko)= 3 sukces
Tjori d20(+4)=13 porażka


Człowiek, który leżał w krzakach w pobliżu, zdawał się nie mieć żadnych oczywistych ran, za to krasnolud uchwycił subtelny ruch jego klatki piersiowej. Nadal dychał. Zauważył też ledwo widoczny krwawy ślad prowadzący od dyliżansu w krzaki. I usłyszał coś. Ciche rzężenie dochodzące z jego wnętrza. Kotary w środku były zasłonięte, więc nie dało się zajrzeć z zewnątrz.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:44.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172