|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
06-10-2018, 23:06 | #21 |
Reputacja: 1 | -Przekażcie, nie będę jej teraz przeszkadzał. Przekażcie, kiedy nabierze sił, siostro....? - zawiesił głos. Raz okazała wolę współpracy, warto ją zapamiętać. -A jeżeli uda się tę kobietę uratować i sytuację trudną naprawić, podziękuję Bogini. - zakończył typowo po kupiecku. -Idziemy do Kaletki - powiedział już na osobności Dużemu. Kaletka raz, miał znajomości wśród uliczników, mógł dyskretnie rozpuścić wici o nagrodzie za informacje o siostrze Mariusa. Mógł również dokonać interpretacji noty prawnej, na którą poborca miał widocznie za małą wiedzę. Marius zastanawiał się, do którego boga zwrócić się z modlitwą o cierpliwość i opanowanie. |
10-10-2018, 10:52 | #22 |
Reputacja: 1 | Marius - Hildegard... - rzuciła mu na odchodnym akolitka, powracając do pracy przy chorych. Jeśli miała mu za złe, że tym razem jeszcze nie zdecydował się na datek, to nie dała tego po sobie poznać. Pewnikiem miała po prostu za dużo na głowie, by się tym przejmować. Mgła wyraźnie się przerzedzała. Zyskana widoczność pozwoliła na szybsze podróżowanie po mieście, bez ryzyka, że wpadnie się na jakieś dostrzeżone dopiero w ostatnim momencie zagrożenia. Również i Duży jakby się rozluźnił, najwyraźniej jego dusza też torturowana była obrazami tego wszystkiego, co potencjalnie mogło się tam czaić. A może poobijany osiłek w mgle obawiał się czegoś zupełnie innego? Szansa na spotkanie 5% d100=47 brak Do Kaletki dotarł sprawnie i bez niespodzianek. Długa kolejka miejskiej młodzieży stojąca karnie przed kaletkową szkołą kaligrafii świadczyła o tym, że znów trwał do niej nabór. Ze środka przez otwarte drzwi słychać było charakterystyczny suchawy chichot skryby. Jeden z pracowników szkoły rozpoznał Mariusa i ruchem ręki zachęcił go, by wszedł do środka. - A, jedyny poborca, którego widok cieszy me serce! - rozpromienił się skryba. Siedział za dużym biurkiem, na którym coraz to jakiś młodzieniec odkładał swoje mniej lub bardziej starannie skaligrafowane dzieło. - Chodź, zobacz, z czym przyszło mi się tu borykać! - zachęcił, by podszedł i uniósł dwie próbki pisma. Oba teksty wydawały się w miarę poprawne, dzielił je jednak charakter pisma, jedno obfitowało raczej w obłe kształty i lubowało się w pełnych "brzuszkach", podobnie pisała pani Vanleuven, drugie ze stylu wydawało się nerwowe i strzeliste, prawie artystyczne w ostrych sklepieniach. - No i co? - skryba spojrzał na niego bystro. - Którego artystę mam przyjąć w swe progi, a którego odrzucić, by biedować mógł dalej na ulicach? Byków sadzą niemal tyle samo. Dwóch młodzieńców skuliło się w oczekiwaniu na wyrok. Byli blondynami o krótkich włosach, wyglądali niemal jak bracia, jeden był trochę wyższy, chudszy i miał bardziej wyrazisty nos. Arnold Po wstępnych ustaleniach barka wreszcie odbiła od portu i ruszyli w dół rzeki. Nurt Talabecu na tej wysokości był bystry i trzeba było poświęcić mu sporo uwagi, by nie utracić kontroli nad łodzią. Szybko zostawili za sobą zabudowania miasta. Wokół nich rozciągały się liczne szaro-czarne połacie zmrożonych mrozem pól. W górze unosiły się smoliste sylwetki kruków i wron. Donośne krakanie skutecznie zagłuszało nieśmiałe trele innych ptaków. W końcu, gdy z horyzontu zniknęły wszelkie ludzkie zabudowania, zebrali się na inspekcję ładunku. W skrzyniach faktycznie były... Narzędzia. Choć wielce niecodziennego typu. Właściwie w większości były to zapewne części jakichś większych urządzeń, które miały być dopiero złożone. Arnold dostrzegał tam egzotycznie wyglądające zwierciadła do lunet, trójnogi, miarki i sekstanty, jak również miedziane szablony do obserwacji nieba. Wszystko pokryte było egzotycznie wyglądającymi symbolami. Wiedza encyklopedyczna d20=14 porażka Kupiec rozpoznawał tylko niektóre z nich, były to litery z języka klasycznego, oznaczenia astrologiczne, trochę świętych symboli znanych z ksiąg sigmaryckich... Nie dostrzegał tam nic powiązanego z Panem Przemian. Szansa na spotkanie 15% d100= 35 brak Bez żadnych komplikacji dotarli do pierwszego planowanego miejsca postoju. O tej porze roku szybko robiło się ciemno. Blady owal słońca już dotykał horyzontu. Miejsce na nocleg mieli już sprawdzone, wszak nie płynęli tamtędy pierwszy raz. Niewielki lasek przy zakolu rzeki skrywał w sobie ruiny jakiejś dawnej budowli, może wieży sygnalizacyjnej, może jakiegoś starożytnego punktu poboru opłat. Jakby nie było, resztki pokruszonych kamiennych ścian skutecznie chroniły przed mroźnymi powiewami wiatru, a w razie czego dałoby się z nich skuteczniej bronić. |
10-10-2018, 13:47 | #23 |
Reputacja: 1 |
__________________ Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem! |
10-10-2018, 13:59 | #24 |
Reputacja: 1 | Po drodze do Kaletki Marius zaszedł do Erny Winiarki i nabył u niej Klingę Hildebranda - niedoceniane młode wino wytrawne, o piołunowo - poziomkowym finiszu, typowym dla wschodnich skrajów południowych stoków wzgórz winnic. Zatrzymywały one słodkawy posmak nadawany przez słońce, które według niziołków było wyjątkowo łaskawe dla winnych gron dzięki słabości Esmeraldy do świętego Hildebrandta, winiarza tak genialnego, iż został po śmierci jej osobistym podczaszym. Kapryśne porywy wichru znad Gór Krańca Świata wkomponowywały w początkowo słodki i delikatny aromat Klingi ostrza aromatycznej goryczy. Stateczne gardła mieszczan nie lubiły takich niespodzianek, zaś Marius i Kaletka w pełni doceniali talent Erny do wyszukiwania unikalnych bukietów. Z racji niełaski konsumentów posiadała ona zapas interesujących, acz niedrogich trunków. A ze sprawą, nawet do przyjaciela, nie wypadało iść z pustymi rękoma. Powitanie Kaletki wywołało u Mariusa szczery uśmiech. Kompan znakomicie rozumiał pełne złośliwych kopniaków od losu życie i potrafił podejść do niego z humorem i dystansem. Poborca polał w trzy kubki - dla nich dwóch i Dużego, który może nie znał znaczenia słowa koneser, ale alkohol gorzki znaczył dla niego mocny, czyli dobry. -Weź obu na miesiąc na próbę. Ten od brzuszków może być pedantem, a w tym fachu to dobra cecha. Drugi, typ artystyczny, może i jego pismo nie spodoba się kupcom i urzędnikom, ale może rozwinie talenty pokrewne. Jak któryś z nich ma doświadczenie ze zwierzętami, albo chęć do nauki tego, to potrzebuję kogoś do pomocy, mogę wziąć na próbę za wikt i opierunek. Przyuczałby się poza godzinami pracy u ciebie. -Mam sprawę, jakbyś znalazł trochę czasu na osobności... |
20-10-2018, 17:49 | #25 |
Reputacja: 1 | Arnold Od wschodu wiał zimny wiatr. Uderzał z wizgiem w korony pobliskich drzew i mury starych zniszczonych zabudowań, w których rozpalili ognisko. Nad ogniem skwierczało trochę mięsa, póki co z zapasów, jako że swoje sidła dopiero co rozstawili. Gdzieś w kącie starego pokruszonego muru Borys przygyrwał na bałałajce jakąś cichą ponurą pieśń pochodzącą z jego ojczyzny. - Uch, zacnie wreszcie rozprostować nogi! - rzekł z zapałem Hupfnudel, rozmasowując zmarzniętę kości dłoni i przybliżając je do ognia. Spojrzał na niebo, na którym powoli malowały się już pierwsze gwiazdy. Naukowiec chrząknął i wyciągnął z poł swoich szat drobny miedziany przyrząd mierniczy, rychtując go w odpowiedniej pozycji i spoglądając przez niego na nieboskłon. - Rzeknę wam, że to mi wygląda na dobre miejsce, panie von Thohrnl, dobre miejsce do pomiarów! Czy jest pan tak podekscytowany jak ja? Nie czekając na odpowiedź machnął do swoich uczniów, którzy już przynosili mu jego sprzęty. Wskazał niesione trójnogi i lunety. - Pomiary, o których wspominałem! - wytłumaczył z zapałem. - Widzicie, pewnieście ciekawi jak to wszystko działa, tedy nie będę was dłużej gnębił i wyjaśnię zaczynając od podstaw, czyli od azymutalnej inwersji astralnej van Klopta...! I faktycznie zaczął. Wywód był okropnie zawiły i ciężki do zrozumienia. Nie jednak dlatego, że Arnold nie obeznany był w mistycznych teoriach, ale dlatego, że na podstawie swojej wiedzy łatwo mógł stwierdzić, że to jakieś bzdurnie posklejane głupoty, bazujące tylko w wyrwanych i dziwnie interpretowanych fragmentach na prawdziwej teorii magii i Spaczenia. Jeśli cokolwiek z tego mogło być prawdą to tylko przez przypadek i raczej w małej części. W skrócie chodziło o to, że naukowiec obawiał się, iż wydarzenia na północy mogły zachwiać pływ wiatrów magicznych nad całym Imperium, a centrum tego zjawiska znajdować się miało z jakiegoś powodu w zniszczonym przez armie Niszczycielskich Potęg Wolfenburgu, gdzie potężne magiczne batalie wypaczyć miały miejscowy starożytny nexus pierwotnych energii, który według naukowca krył się pod miastem. Oczywiście na podróż do spustoszonych przez wojnę prowincji brakowało mu odwagi toteż postanowił zbliżać się tam "po kroczku" i zobaczyć czy przypadkiem czegoś nie "odczyta". Po chwili dziwna hybryda z lunety, sekstansu i miedzianych, zdobionych astrologicznymi symbolami grabi stanęła niedaleko ogniska. - Teraz musi mi pan wybaczyć, panie von Thohrnl, ale to już sekrety fachu. - schylił się do licznych pokręteł i nastawników dziwnego ustrojstwa, gotowy by je kalibrować. Tymczasem jego uczniowie przynieśli z jego kajuty przescieradlo i zaczęli rozciągać je między sobą tak, by zakryć knowania naukowca. Zbyt dużo to nie dawało, blask ogniska powodował, że widać było przynajmniej część czynionych za nim ruchów. Arnold w tym samym momencie usłyszał subtelny gwizd Adelberta, pełniącego wartę na pobliskiej łodzi. Gdy podszedł do niego, łowczy wskazał mu zbliżającą się do nich pospiesznie barkę rzeczną, płynęła od zachodu. Pędziła iście imponującą prędkością jak na tak późną porę. - Znam te gesty - wskazał ledwo widocznego załoganta stojącego przy dziobie łodzi, który machał latarnią. - Ostrzegają nas, że na rzece jest patrol straży i kontroluje łodzie. Marius - Mówisz? - skryba przyjął z wdzięcznością trunek i jeszcze raz uniósł próbki pisma przed swoje oczy. Ciężko było stwierdzić, czy porada poborcy pomogła mu w podjęciu decyzji, czy nie. W jasny sposób jednak wino okazało się ciekawszym tematem. Wskazał jednemu ze swoich pracowników, by chwilowo przejął opiekę nad rekrutami, a sam zaprosił Mariusa do izby obok. - Ach, przyjacielu, tego mi było trzeba, istne błogosławieństwo dla podniebienia i mego zszarganego pracą z młodocianymi gardła! Duży chyba uważał podobnie, bo ślurpał trunek z wielkim zapałem aż dźwięki po całej izbie niosło. - Co do tego chłopaka to wypytam, wypytam, jak nie ten to może inny pasujący się znajdzie - nawiązał do wcześniejszej prośby poborcy. - Rzeknę ci, że to aż zastraszające ile talentu marnuje się w tych dniach na ulicach. A nawet jak już znajdą zatrudnienie, to za iście śmieszne pieniądze. - westchnął, załamując ręce nad stanem lokalnego rynku pracy. - A mogłem za radą ojca w wojaczce się szkolić! - orzekł, zawadiacko wymachując kielichem, co było tym zabawniejsze, iż z fizjonomii zdecydowanie daleko mu było do wojownika - Teraz, gdy tylu poginęło na północy starczy wiedzieć ino którą stroną żelastwo trzymać i już gotowi są cię złotem obsypać! Mógłby pewnie jeszcze sporo narzekać, ale w końcu przypomniał sobie najwyraźniej o co chodzi. - Ech, wybacz, widzę przecież po minie, że z ważną sprawą przychodzisz, a ja tu gadam jak... - machnął ręką, nie chcąc nawet kończyć. - Mów o co chodzi... |
20-10-2018, 20:14 | #26 |
Reputacja: 1 | Słuchając wywodu starego bakałarza Arnold zachodził w głowie ja bardzo namieszane ma w głowie uczony. Nie miał jednak żadnego i tu należy podkreślić, żadnego zamiaru się wtrącać, czy swoją wiedzę w tym zakresie ujawniać. Niech starzec żyje w swoim świecie złudzeń i iluzji, a być może... być może dowie się czegoś ciekawego u kresu podróży z tym człowiekiem.
__________________ Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem! |
21-10-2018, 01:43 | #27 |
Reputacja: 1 | Marius opowiedział przyjacielowi o zaginięciu siostry i poprosił o pomoc w jej odnalezieniu. Doradził się go też, czy i jak pomoc ową docenić. Przedstawił mu również dokument, który sprawił mu problemy w interpretacji. Skruszony, obiecywał sobie więcej przykładać się do słuchania na temat procedur administracyjnych. Wdowa Vanleuven była skarbcem tego typu wiedzy, a wiecznie żyć nie będzie. Problem w tym, że jej nauki były potwornie nudne... |
27-10-2018, 18:10 | #28 |
Reputacja: 1 | Marius Mina skryby rzedła z każdym wypowiedzianym przez poborcę zdaniem. Wyglądał na szczerze przejętego losem mariusowej siostry. - Popytam, popytam, możesz na mnie liczyć... - zapewnił. -... z tymi wszystkimi niepokojami, to zdecydowanie nienajlepszy moment do błądzenia po ulicach. Zaraz rozpuszczę wici. Tylko wyjaw ile tej nagrody gotów jesteś obiecać. Myślę, że 10 koron spowoduje, że niejedna grupa nie poprzestanie na pasywnej obserwacji, ale i zabierze się aktywnie do poszukiwań i wypytywania. Być może starczy i mniej, ale nie wiem, czy mamy czas na oszczędności. Przejrzał też pobieżnie pokazany mu dokument podśmiewając się pod nosem. - Widać, ktoś minął się z akademicką karierą - prychnął. - Mógłbym ci to jeszcze dzisiaj przełożyć na ludzki, ale i tak nie mam dostępu do wyszczególnionych tu rozporządzeń. Prawdopodobnie są na tyle świeże, że jeszcze nie dotarły z Reiklandu, albo nadal wiszą gdzieś w kancelarii urzędu miasta. Wiadomo jak to bywa w tych czasach z obiegiem informacji... Jeszcze raz przejrzał wzrokiem pismo. - Myślę jednak, że od biedy obyłoby się i bez nich, tu jest dość argumentów bazujących na dotychczasowym ustawodawstwie... chyba. Myślę, że mógłbym przygotować na podstawie tego opinię, która do pary z twoim urokiem osobistym i profesjonalną prezencją przekonałaby niejednego upartego podatnika. To tak jakby nie udało ci się zdobyć treści tych rozporządzeń... Jednak przed wieczorem nie zdążę. - wskazał ręką gdzieś z grubsza w kierunku drugiego pokoju, gdzie młodzi czekali na egzamin. Arnold Cel Straży Rzecznej 1-50 Arnold 51-100 uciekająca łódź. d100= 91 Okazało się, że poszło jeszcze bardziej gładko, niż Arnold się spodziewał. Mknąca rzeką łódź straży minęła ich zacumowaną barkę ze sporą prędkością upewniając się jedynie z dystansu, iż jednostka nie jest tą, którą zapewne wcześniej zauważyli i teraz ścigali. Zajęty swoimi eksperymentami Hupfnudel nie zauważył nawet, że na rzece działo się cokolwiek wyjątkowego. I zapewne na lepsze wyszło, bo gotów byłby jeszcze znów dostać ataku paranoi. Hans percepcja (-1 noc) = 6 sukces Borys percepcja (-1 noc) = 1 sukces - Puszczaj, troglodyto! - rozległo się nagle oburzonym młodzieńczym głosem, gdzieś z zarośli otaczających obozowisko w ruinach. Długowłosy student ciskał się sfrustrowany w żelaznych objęciach Hansa, który zaciągał go z powrotem do obozowiska. Po chwili pojawił się i drugi niepocieszony żak, dysząc ciężko ze zmęczenia, Borys prowadził go za rękę jak nieposłuszne dziecko. - Ino odlać się chc... - spróbowali bez przekonania. - Ta, odlać, chyba chłopki podupcyć! - przerwał im rozbawiony topornik. - Już w połowie lasu byli, pewnikiem im się zachciało chłopskiej gościny zaznać, bo w tamtym kierunku światła było widać. - Jesteśmy wolnymi ludźmi! Możemy robić, co nam się żywnie podoba! - orzekli młodzieńcy, ale cienkim piskliwym głosem, bo i wyraźnie zatrważała ich obecność Hansa i Borysa. W tej sytuacji wydawało się, że głos powinien zabrać ich opiekun i nauczyciel jednak ten zdawał się zupełnie zaabsorbowany tym, co widział w jednym okularów swojego tajemniczego ustrojstwa. |
27-10-2018, 19:14 | #29 |
Reputacja: 1 |
__________________ Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem! Ostatnio edytowane przez Dhratlach : 28-10-2018 o 19:17. |
28-10-2018, 19:03 | #30 |
Reputacja: 1 | -Nie wiem który raz mnie ratujesz, dziękuję - powiedział Marius do przyjaciela. - 10 koron jak najbardziej, to nie temat do oszczędzania. Zamówiłbym również Twoją opinię, za godziwe wynagrodzenie rzecz jasna. Spróbuję znaleźć część tych rozporządzeń w ratuszu. Jak tylko będzie gotowa, podeślij mi ją. - z niekłamaną wdzięcznością uściskał rękę przedsiębiorczego skryby na pożegnanie. Marius z niechęcią opuścił gościnne progi skryptorium, kierując się do ratusza. Oprócz rozporządzeń, chciał dowiedzieć się czegoś nowego o spodziewanych renegocjacjach kontraktu. Po drodze, mijając stragan Karla "Kajzerki" z halflińskiego rodu Burczybrzuchów, kupił od niego po jajku na twardo i po jabłku dla siebie i Dużego. Sprawy bieżące sprawiły, że obiad trzeba było zjeść w ruchu. Niziołek był wyraźnie zawiedziony - Marius, kiedy tylko mógł, zatrzymywał się posłuchać co też Kajzerce udało się przypadkiem usłyszeć, przy tej okazji płacąc z górką za zamówienie w formie podziękowań, jeżeli informacja była użyteczna. Tym razem nie miał na to czasu. |