Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-11-2018, 19:11   #41
Dział Fantasy
 
Avitto's Avatar
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
Dzień pierwszy, świt
Tuż po wyruszeniu na północ Thorsteina, Reinharda i Wolfa

Melisa po zajęciu się większością rannych, czuła się wypruta. Nie tylko z sił, ale i emocji. Jej reakcje były nieco opóźnione, a umysł choć zdawał się być nieprzytomny, nauczył mięśnie prawidłowej pracy cyrulika i wiele czynności Lisa robiła niemal automatycznie. Problem pojawił się dopiero, gdy zauważyła kłócących się Otta i Wolfa. Chyba trafiła na koniec sprzeczki, bo młodszy gdzieś poszedł, a starszy zatoczył się do wartowni. Lisa westchnęła potężnie. Zrobiło jej się naprawdę żal mężczyzny - jednego jak i drugiego. Wolf jednak zdawał się gdzieś wybierać, zaś Otto pozostał w wiosce, więc to ku niemu Melisa skierowała swe kroki.
Do wartowni weszła niepewnie. Drzwi zaskrzypiały ponuro, w chwili gdy wpuszczać zaczęły do środka nieco światła. Otto leżał na podłodze. Początkowo Melisa myślała, że zasnął pijany, jednak po chwili zbudziły go torsje i zwymiotował. Wymiociny chlusnęły rozbryzgując się na podłodze i dziewczyna ledwo odskoczyła. Jej zielone oczy stały się momentalnie wielkie jak karle, a może i nawet większe.
- Rany, wszystko w porządku?! - Rudowłosa doskoczyła do niego i chwyciła pod rękę, utrzymując w pozycji siedzącej, z głową pochyloną w przód.
- Chodź pod ścianę, pomóż mi cię przenieść, musisz siedzieć - jedną ręką próbowała nadać kierunek, ciągnąc Otta w kierunku ściany. Nie miała siły, ale przynajmniej się przebudziła. Jej umysł otrzeźwiał.
Skrzypienie odezwało się w głowie Otta spotęgowane przez echo pustego pomieszczenia jak i znaczną ilość wypitego alkoholu. Mężczyzna miał wrażenie, że świat pęka na dwoje a on zapada się w jasność. Absurdalność tego twierdzenia zadziwiła nawet jej autora. Postanowił więc wyjaśnić przyczynę tej odmiany rzeczywistości. Sowicie podlany alkoholem mózg powoli ruszył, niczym śmigi młyna pod wpływem mocniejszego powiewu. Pamięć powoli wracała. Szybka analiza pozwoliła dojść do wniosku, że ktoś otworzył drzwi do jego tymczasowego miejsca wypoczynku. Bo przecież wypoczynek mu się należał! Gnali kawał czasu do tej zapadłej dziury, potem musiał leniwego syna siłą wygnać na polowanie i do tego jeszcze dokonał inspekcji bramy. Każdy przecież by się zmęczył przy tej robocie. Więc zaszedł do strażnicy i na chwilę przysiadł. Łyknął też trochę gorzałki, coby lepszy pomyślunek mieć no i potem… Pustka. Ciąg myślowy został przerwany przez natarczywe głosy sprzeciwu żołądka mężczyzny wobec znajdującej się w nim zawartości. Dodatkowo podrażniony przez nagły napływ światła organ domagał się natychmiastowego opróżnienia. Otto nie protestował i w mało elegancki sposób dostosował się do potrzeb swojego ciała. Ulga jaką poczuł pozwoliła mu podnieść pulsujący łeb i sprawdzić kto zaszczycił go swoją obecnością.
Burza rudych włosów, delikatne piegi, łagodna twarz. Iskra przebiegła przez nerw wzrokowy i dotarłszy do mózgu uruchomiła dawno zapomniane wspomnienia. “Eliska” starała się go podnieść a przynajmniej szarpała się z jego ramieniem. Początkowo zdumiony swoim odkryciem momentalnie otrzeźwiał. Zdobył się na wysiłek i dźwignął cztery litery podpierając się o ścianę. Momentalne zawroty głowy osadziły go z powrotem na ziemi, tym razem jednak w pozycji siedzącej. Otto podniósł głowę aby jeszcze choć raz zobaczyć ten anielski widok. Jego umysł nie nadążał za tym co rejestrowały oczy. Kobieca postać pochylała się nad nim i coś do niego mówiła. Nie potrafił jednak rozróżnić słów. Wpatrywał się jedynie tępo w przybysza wciąż starając się ocenić, czy to tylko halucynacje, czy może jednak ona naprawdę tu jest?
- Szto… Hic… Co Ty tu robisz? Co się dzieje? - Mało wyraźny bełkot był szczytem elokwencji skołowanego pijaka. Mężczyzna starał się jednak za wszelką cenę nawiązać kontakt z postacią. Tak bardzo mu na tej chwili zależało.
- Troszkę Pan przesadził z alkoholem - zauważyła Melisa stosując formę grzecznościową, której zazwyczaj nie używała w stosunku do pacjentów. Łatwiej i szybciej było wydawać polecenia w nagłych przypadkach, kiedy unikało się tej całej pseudogrzecznej otoczki. Póki co jednak, sytuacja wydawała się nie być tak tragiczna, jak początkowo oceniła. Dziewczyna ściągnęła torbę i rzuciła ją na ziemię, siadając obok Otta podwinęła nogi pod siebie i tyłkiem usiadła na własnych piętach. Jedną ręką zaczęła grzebać w swoich gratach. Nie przeszkadzało jej to w tym, by mówić.

- Nie moja sprawa, ale chyba w tej sytuacji nie powinien Pan tyle pić - zaczęła spokojnym tonem głosu. - Nie chodzi mi o to, że to złe, że zatruwa się Pan i może kiedyś umrzeć właśnie z tego powodu, tylko… Jesteśmy w sytuacji, w której potrzebujemy siebie nawzajem. I Pana syn potrzebuje ojca, który… - Lisa przełknęła ślinę wystarczająco głośno, aby dało się usłyszeć. Nie chciała urazić mężczyzny, więc szukała słowa. “Byłby wsparciem” odpada, no bo się oburzy, że niby co, teraz nie jest? “Pomagałby” też nie, bo na pewno uważa, że to robi…
- Który byłby w stanie szybko się obudzić ze snu i pobiec na ratunek, nie krzywdząc przy tym samego siebie. Zresztą, my wszyscy potrzebujemy - pociągnęła nosem i wyjęła z torby jakieś zioła. Wyglądały trochę jak chude liście, prawie igiełki, choć były miękkie i nawet ciekawie pachniały. Nutą pieprzu, cytryny i czegoś słodkiego… Może wina.
- A teraz otwieramy usta i będziemy rzuć zielsko, dobra? - Spytała sympatycznie i rzuciła w kierunku pacjenta jeden ze swoich uśmiechów mówiący “wyzdrowiejesz, nie jest najgorzej”. Skierowała dłoń z trzema listkami ku jego ust, aby mu je podać niczym lekarstwo. Co prawda nie sprawią, że nagle otrzeźwieje, ale skutki jego alkoholizmu powinny stać się choć odrobinę bardziej znośne.

Łagodny, spokojny głos medyczki uspokoił wzburzonego mężczyznę. Siedząc oparty o ścianę wartowni tępym wzrokiem spoglądał na swoje stopy. Czekał aż przestaną wirować na tyle aby dał radę się podnieść. “To nie jest jej głos, to nie ona”. Myśl kłując niczym drzazga wywiercała się ze świadomości. Nawet pijackie znieczulenie nie było w stanie stępić odczuć mężczyzny. Mimo to przez wir bolesnych wspomnień przedarło się jedno imię, wypowiedziane przez towarzyszącą mu dobrą duszę. Jego syn, Wolf. To od niego wszystko się zaczęło, to on wszystko mu odebrał przez swoją pychę i zuchwałość. A teraz wrócił. Co tym razem mu odbierze? Nie, Otto nie mógł do tego dopuścić. Nie oponował kiedy Melisa podała mu ziele. Mimo, że było cholernie gorzkie w smaku to nawet się nie wzdrygnął. Machinalnie sięgnął po bukłak i mimo wskazówek medyczki, próbował popić medykament wiadomym trunkiem.
Początkowe zadowolenie ze swojej pracy sprawiło, że Lisa poczuła się odrobinę lepiej. Nie jak bezużyteczna dziewczyna, a ktoś kto mógłby mieć znaczenie dla innych. Brakowało jej jedynie przewodnika, który wyznaczyłby czas pracy i priorytety. Uśmiechnęła się. Był to uśmiech zmęczony, ale jednak była dumna - niestety, tylko do czasu. Mimo zaleceń, Otto dalej miał zamiar pić i gdy tylko przystawił bukłak do ust, dziewczyna uderzyła w naczynie by wytrącić je z ręki pijaka. Potem odskoczyła gwałtownie w tył i nawet się zachwiała. Dotarło do niej, że nie powinna tego robić, nie była od tego by rządzić innymi jak jej ojciec… Nie był tak dobra jak on, aby mieć do tego prawo.
- Ja prze… - nie potrafiła dokończyć. Jej wzrok przeniósł się na bukłak. Zerwała się do biegu, żeby go przechwycić i trzymać z dala od Otta.
- To nie jest rozwiązanie! - Zaprotestowała odważnie, choć w jej wnętrzu szalało kołatające się serce. Nagle przed nią stanął Heini, jeśli jej pamięć nie myliła, stajenny. Oddzielił ją od Otta dając złudne poczucie bezpieczeństwa. Chłopak był niewiele od niej starszy, chudy i zupełnie jak ona sama piegowaty.
- Znikaj - rzucił, nim Otto zareagował.
Obserwująca zajście z progu jednej z ziemianek dziewczyna głośno nabrała powietrza przez usta. Melisa wybałuszyła oczy. Przestraszyła się tego nagłego zajścia, którego nawet nie usłyszała. Nie było trzeba jej dwa razy powtarzać. Ściskając bukłak i swoją torbę, wybiegła z wartowni. Otto nie zdążył nawet zareagować, gdy dziewczyna zwinęła mu bukłak i czmychnęła w stronę drzwi. Był zbyt pogrążony w swoich alkoholowych halucynacjach a dodatkowo jego sprawność ruchowa pozostawiała wiele do życzenia. W stronę Melisy sięgnął ręką z której zostało wyrwane naczynie, ale palce przecięły jedynie powietrze.
- Mała złodziejka … Hic … - Mruknął cicho bez cienia złości. Ot stwierdzenie niemiłego faktu. Pojawienie się młodego obrońcy medyczki skwitował grymasem. Na agresję nie starczyło mu sił, dodatkowo łyk który zrobił nim Melisa wyrwała mu bukłak zaczynał działać. Starszy mężczyzna odwrócił się i zwinąwszy w kłębek zapadł w kolejną drzemkę. Dopóki zachował resztki świadomości, żuł ziela otrzymane od “złodziejki”.


Podsumowanie dnia pierwszego.
W osadzie nastały nowe porządki – dom i jedna z ziemianek zostały uprzątnięte i przygotowane do noclegu. Mimo to część ludzi wybrała namioty lub sen pod chmurką.
Ogień rozpalony na potrzeby przygotowania posiłku, jak i pozostałe, małe ogniska, był nietrwały i potężnie dymił. Potrzebny był opał z prawdziwego zdarzenia a nie, rwane na szybko lub zbierane z leśnego runa, mokre gałęzie. Z tego powodu nie tylko mogli zostać zauważeni z daleka ale również – będący w zasięgu dymu – nabrali charakterystycznego aromatu wędzarniczego.
Powstała także prowizoryczna zagroda dla kopytnych towarzyszy, która równocześnie mogła służyć za paśnik jeśli opiekun zdołałby zdobyć trawę lub siano.

Poza osadą las wydawał się zupełnie cichy, wyłączając dużą polanę pełną zwierzęcych śladów. Odkryte zniszczenia na południe od osady niektórym dawały do myślenia. Żywność przyniesiona od północy okazała się smaczna, a ponadto pozostałości po zającach właśnie suszyły się na prowizorycznych stojakach. Ich smród alarmował cały okoliczny ród gryzoni, by trzymały się od Waldenhugel z daleka.

Nadchodzący szybko wieczór był ciepły a jasna tarcza księżyca była miła dla oka. Niebawem miała nadejść całkowita ciemność przełamywana jedynie blaskiem gwiazd. Pod warstwę liści przedzierać się miało niewiele światła czyniąc las strasznym jak w noc ataku na Langwald.
 
Avitto jest offline  
Stary 15-11-2018, 21:52   #42
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Kolacja.

Zapach roznoszący się po nowym osiedlu ocalałych, ściągnął wszystkich do domostwa. Tu Anna z Hieni i Milli szykowali kolację a w kącie wielki Rolf wraz z Johannem usadowili ojca Melisy do posiłku.
- Pierwsza kolacja w tym gronie - Odezwał się Rolf gdy pozostali dotarli.
- Myślę, że dobrze by złożyć modlitwę do Sigmara za ocalenie i Dawnych Bóstw za dary, które możemy spożywać - Zaproponował nim wszyscy zasiedli w kuckach z jedzeniem.
- I do Shallyi, by wciąż dbała o nasze zdrowie i wspierała życie, które udało się ocalić - dodała Melisa, która siedziała lekko przygarbiona, ze ściągniętymi i spiętymi ramionami. Jej rude włosy w nieładzie zdobiły głowę. Minę miała przygnębioną, a oczy czerwone z podpuchniętymi powiekami. Rolf skinął głową po jej słowach.
Niziołkowaty niziołek był zmęczony i wygłodniały, dlatego kierując się słuchem i nosem prędko znalazł domostwo w którym przygotowano kolację. Ludo nie bardzo orientował się w ludzkich bogach, znaczy znał ich z nazwy ale żadnego nie spotkał i żaden nie zesłał mu strawy więc jakoś zbytnio się nimi nie przejmował. Za to wiara w pełen brzuszek była zdecydowanie silniejsza. Dlatego pokiwał tylko głową i spróbował sięgnąć po amu, uważając przy tym aby nie dostać od kogoś po łapach.
- A wiecie, z pół dnia drogi na zachód natrafiłem na pastwisko. Sporo tropów zwierząt, a i widziałem świeże ślady zwierząt gospodarskich. Mówię Wam jak nic na pół zdziczałe krówki. Dobrze byłoby je złapać i przyprowadzić. Świeże mleko zawsze się przyda, choćby dla dzieciaków.
~ Albo na wołowinę i ozorki, pomyślał we własnym umyśle i się lekko zaślinił.
- Zacznij Rolfie w końcu, bo nam ryby wystygną - zwróciła uwagę Mill.
- Byle krótko, umieram z głodu - dodał Heini.
Henrike w ciszy podawała kolejnym zgromadzonym pieczoną rybę na patyku. Nie było misek, w które mogła nakładać jedzenie. Radzili sobie jak mogli kładąc gorące danie na liściach i gałązkach iglaków. Jeden Kardigan trzymał rybę zdecydowanie w dłoni ignorując nieprzyjemne ciepło.
- Z tym pastwiskiem to trafiłeś. Uśmiech losu. Konie tu nie mają czego jeść. Jutro wyprowadzę je tam. Lina jest, może jeśli krówki nie zdziczały do końca, to te mleko się znajdzie. Albo wołowina - Erik uśmiechnął się lekko do niziołka - Ciekawe, gdzie nas w ogóle zawiało. Wasza wioska nazywała się Langwald - Erik wziął leżący nieopodal kamień i umieścił go na ziemi - jadąc od strony Wurtbadu, musiałem przebrodzić rzekę, niedaleko Zipf. Potem ominąłem jakąś wieś i dotarłem aż tutaj - Erik wyrysował nieregularną linię na zachód od kamienia oznaczającą rzekę, potem trakt - Jeśli szliśmy z Langwaldu na północ - lekko odbił patykiem do góry - i jesteśmy w lesie, to idąc na zachód możemy trafić na trakt, którym przyjechałem do waszej wioski i wydostać się stąd - pomyślał na głos.
- Na razie zróbmy co należy a i z pełnym brzuchem lepiej się rozmawia - Wtrącił Rolf zaczynając podziękowanie bogom.
- Dziękujemy Wam Bogowie, żeście uchronili nasze żywota i daliście te oto dary byśmy mogli dalej Was sławić - Rolf nie był mówcą a poza tym widział, że reszta jest głodna i nie chciał przeciągać.
- Zatem jedzmy przyjaciele - Dodał i skinieniem głowy podziękował Henrike za rybkę.
- Czy może widzieliście w lesie lub okolicy ślady po polach? Zdziczałe zboża? Może rumowisko lub inne pozostałości po poprzednich mieszkańcach? - zapytał po wzięciu pierwszego kęsa i siadając przy jedzących już chłopcach.

Thorstein spóźnił się na kolację - obudził się gdy wszyscy już jedli. Podszedł do ogniska, wziął ostatnią rybę i zaczął jeść.
- Dobra, ja się wyspałem. W nocy będę czatować, by żadne licho się tu nie wkradło. Mój namiot jest wolny, jak ktoś kce to może se klapnąć i przekimać trochę. Może dziecioki, akurat we dwóch się zmieszczą - po czym wgryzł się w rybę i mlaskając dorzucił - To co, kto zostanie naszym hersztem? Czy będzie tutaj demokracyja i decyzje bedziem podejmować głosowaniem?
- Demokracyja? Brzmi dziwnie…
- mruknął Erik - trzeba było zacząć od tego, co zamierzamy dalej robić. Zostajemy tu? Czy odpoczywamy i idziemy dalej? Zawiadamiamy kogoś, że wioska została zniszczona? Jakie były wioski w okolicy? - Erik spojrzał pytająco na wydawało mu się, wioskowych, czyli Rolfa i Thorsteina.
Rolf zrobił zdziwioną minę. Paręnaście lat temu przybył mijając jakąś wieś, ale już nie pamiętał jej. W las się zapuszczał nie raz i na pastwiska, ale poza kilkoma milami od wioski się nie zapuszczał.
- Niestety nie mam bladego pojęcia. Rzadko opuszczałem wioskę - Dodał zmartwiony szukając wzrokiem wsparcia.

Krasnolud zgodnie z zaleceniami medyczki wyspał się i odpoczął. Obudził go głód i pragnienie. Pragnienie piwa, jeśli chodzi o ścisłość. Ponownie sprawdził bukłak. Niestety ten nadal nie zawierał piwa, a jedynie dziurę. Rozejrzał się i zauważył, że obok niego leży cała sterta uszkodzonego ekwipunku, którą inni pozostawili do naprawy. Te umgi to cholernie roszczeniowe… Ale przynajmniej żarcie zorganizowali, o czym wyraźnie poinformował krasnoluda jego nos. Gharth dokuśtykał do reszty z pewnym opóźnieniem. Nie odzywał się, skupiony na trzymanym w dłoniach uszkodzonym pistolecie. Wyklepać tarczy czy zbroi przy jedzeniu się nie da, ale przyjrzeć się mniejszemu urządzeniu jak najbardziej. Oczywiście nie zabrudził broni, dłonie zawsze wycierał w ubranie. Nie było też po prawdzie czym zabrudzić. Chciwe umgi zeżarły wszystkie ryby, pozostały tylko mniej smaczne rzeczy. Ale nie z takimi problemami krasnolud się mierzył.
Parsknął gdy Thornstein wspominał o demokracji, ale nie odezwał się. Nie jemu oceniać dziwactwa innych. Nie znał też nazwy ustroju, w którym każdy robi to co trzeba, żeby cała grupa przeżyła, bez oglądania się na innych. Za to podniósł swój topór, gdy usłyszał o nocnym czatowaniu. Widział w nocy, walczyć potrafił, wyspany był. A jeden strażnik to dupa, a nie strażnik. Zawsze musi być co najmniej dwóch. Choćby po to, że kiedy jeden padnie na twarz trafiony strzałą, drugi może krzyczeć.
Reinhard po powrocie z Thorsteinem zmitrężył jeszcze nieco czasu przy swoim wierzchowcu, którym ktoś miłosiernie się zajął. Padł jak kłoda i spał twardo aż do kolacji, kiedy obudził go smakowity zapach. Był wilczo głodny, ale starał się długo przeżuwać każdy kęs, który mu przydzielono.
- Warto wprowadzić zwierzęta do budynku. Może będzie ciasno, ale proponuję, żeby wszyscy w nim spali, jest najtrwalszy i najbezpieczniejszy. Chyba, że ze zmęczenia coś przeoczyłem. Ja również mogę wartować, może ustalimy kolejność?
- Mamy spać ze zwierzęcymi odchodami?
- wyrwało się Melisie, której usta wykrzywiła grymas. Nikt przecież nie panował nad tym gdzie koń stawia placki. Robił to tam gdzie stał.
- Rozumiem ze warunki są trudne ale to niehigieniczne. Słyszał pan o zakażeniach, ropniach, gnijących ranach gdzie owa zgnilizna roznosiła się przez żyły do dalszych części kończyn a w ostateczności mogła dojść i do serca? - rudowłosa odłożyła niedokończony posiłek. Co to w ogóle za temat miał być? Zwierzęta w domu w którym śpią ranni ludzie! Niech w wartowni je zamkną czy coś. Lisa została tylko ze względu na ojca. Tak to by wstała, przeprosiła i odeszła by nie musieć słuchać o decyzjach innych. Niech po prostu coś ustalą. Cokolwiek. Byle mądrego.
- Konie mają w tej chwili zagrodę. Nie ma tu za wiele trawy a w zagrodzie może złapią choć kilka garści. Jutro wezmę je na jakieś pole, trzeba je nakarmić. No i ponawiam pytanie. Kto był właścicielem waszej wioski? Pierwsze co powinno się zrobić to spróbować zawiadomić go, że wioski już nie ma. Może zechce pomóc swoim prostaczkom. Kolejne pytanie, jakie wioski są w okolicy? Może są blisko i znajdziemy tam pomoc. Też warto spróbować je zawiadomić bo też mogą paść łupem trupów. Można by też pojechać jeszcze raz w okolice wioski. Poszukać innych ocalałych…albo się schować tutaj. Albo uciekać dalej. Nie wiem czego oczekujecie. W każdym razie nie ułożymy planu, póki nie określimy celu.
- powiedział spokojnie Erik.
Reinhart i Thorstein zgłosili się do pilnowania wioski w nocy, ale rozmowa szybko zboczyła z tego tematu na inne, znacznie mniej interesujące dla khazada. Pamiętał jak nieumarli szturmowali siedzibę ich lokalnego władyki w wiosce i wątpił, by było kogo zawiadamiać. Ale nie było warto sobie strzępić języka.
Podniósł się, uniósł jeden palec i pokazał na siebie i Thorsteina. Potem podniósł dwa palce i wskazał Reinharda i znów siebie. Mógł stać na straży całą noc, nie pierwszyzna. Miał nadzieję, że każdy z odważnych umgich, którzy się zgłosili, da radę wytrzymać połowę. Lepsze byłyby cztery warty po dwie osoby, ale aż tylu wojowników się tu nie znajdzie. Trzeba pracować narzędziami jakie są. Wstał, odbeknął i poszedł zająć się robotą.

- Pan Langwald był wtedy w pałacyku, nieco za rynkiem. Miał rodzinę na zachodzie, ród Dreistern. Rezydują za wzgórzami, w Raab - oznajmił Heini odpowiadając Erikowi.
- Dał nam wolny wieczór… - Wydusiła z siebie Milli łamiącym się głosem. Chłopak ją przytulił a ta umilkła.
- Ktoś w ogóle wie, gdzie jesteśmy? Ganialiśmy w noc przed siebie więc o jaką okolice w ogóle pytasz? - Uniósł się Heini.
- To właśnie próbuję ustalić. A pytam co było obok wsi, o miasto jakieś większe. Ja jechałem przez Zipf i przekroczyłem Steinbach jakieś pięć...nie, sześć dni temu. Szliśmy na północ, i weszliśmy w las. Według mnie to wciąż Stirland, i teraz chcę oszacować, w ile dni można by podążając na północ osiągnąć rzekę Stir. To naprawdę duża rzeka i podążając wzdłuż niej najpewniej musimy natknąć się na jakąś wieś lub przystań chociażby. Albo iść na północny zachód i spróbować trafić na Steinbach i iść wzdłuż niej, do Zipf, albo na północ. Skoro więc kwestię powiadamiania kogokolwiek mamy z głowy...pozostaje odkryć gdzie dokładnie nas Sigmar rzucił, i sprawdzić, czy chcemy tu zostać - Erik wzruszył ramionami - Ja najpewniej zostanę tu jakiś czas, przynajmniej dopóki koń nie odpocznie i nie nabierze sił. Potem ruszam dalej. Doradzałbym wam to samo, ale to wolny kraj, musicie zdecydować sami - Erik złamał patyk, którym wcześniej kreślił na ziemi prowizoryczną mapkę i wrzucił go do ognia.
Zza pleców poczuł intensywną woń trawionego alkoholu.
- Ano wolny, wolny. A jak już tak chcesz zawiadamiać i ustalać to coś ci podpowiem, żebyś nie błądził - odezwał się Otto chrypiąc.
- Mijaliśmy kotlinę uciekając, mijaliśmy strome wzgórza. Wdrap się tam i rozejrzyj. Wieża świątyni Sigmara w Enzesburgu jest widoczna z czterdziestu kilometrów. Wiem, bo jeździłem - dokończył bekając cicho. Jak będzie widać tośmy szli na zachód, jak nie, to na północ. Innego wyjścia nie ma, tylko dwie kotlinki są w okolicy Langwaldu.
- Nie omieszkam rano sobie zajrzeć - powiedział spokojnie strażnik.
- By ruszać gdziekolwiek nie tylko musimy odpocząć, ale zgromadzić jakieś zapasy. Bez jedzenia licząc, że coś po drodze znajdziemy jest błędne. Tu są ranni i starcy, którzy za daleko nie zajdą - Wtrącił się Hasmans.
- Ja przed świtem mogę zmienić kogoś. Przyzwyczajony jestem i także już trochę wypocząłem - Dodał po chwili.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 18-11-2018 o 19:12. Powód: Praca zbiorowa.
hen_cerbin jest offline  
Stary 17-11-2018, 19:48   #43
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Lisa była pewna, że zostawanie tutaj nie ma żadnego sensu. Owszem, potrzebowali odpoczynku i wyleczenia ran, dojścia do siebie, przetrawienia sytuacji. Nie mogli jednak zostać tu na zawsze i udawać, że nic się nie stało. A jeśli ta martwa zaraza się rozprzestrzenia? Powinni znaleźć drogę do jakiejś wioski i opowiedzieć i tym, co i gdzie się stało. Mogą tutaj pobyć dzień czy dwa, zebrać zapasy i ruszyć w drogę.

Dziewczyna jednak nie miała w sobie odwagi, aby wypowiedzieć myśli. Uważała, że pewnie to głupota, albo inni wiedzą lepiej czy mają lepsze pomysły. Nie była w końcu kimś, kto znałby się na tym. Od małego żyła w wiosce i chowała się dobrze, w sumie nie znała skrajnej biedy ani ekstremalnych warunków. Miała ojca, który dzięki umiejętnościami zarabiał całkiem dobrze, więc żyło im się wygodnie. Teraz... teraz wiele się zmieniło.

Po kolacji Melisa zabrała ojca z powrotem do domu. Nie rozmawiali wiele, choć tata zadawał dużo pytań i nie rozumiał odpowiedzi. Dziewczyna była tym zmęczona, aż nadto. Mimo to zachowała dużo cierpliwości. Gdy ułożyła ojca do snu, wyszła jeszcze na chwilę na zewnątrz. Obserwowała mężczyzn, którzy ustalali warty i myślała nad tym, czy warto się odzywać. W sumie jako kobieta nie powinna się wtrącać i rządzić. Zawiesiła spojrzenie na Eriku nieco dłużej niż innych. Potem już tylko wróciła do domku, aby zasnąć i mieć siły na następny dzień.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 18-11-2018, 19:11   #44
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Wstał, odbeknął i poszedł poszukać krzemienia, który był potrzebny, by naprawić zamek pistoletu. Na razie spostrzegł, że metalowa płytka robiąca za krzesiwo wymagała oczyszczenia, a złamany kurek zgubił gdzieś krzemień. Na szczęście sprężyna uderzeniowa była nadal sprawna, wystarczało więc znaleźć gdzieś w korycie strumienia krzemień, obrobić go i wsadzić w nowy kurek, zrobiony choćby i z dwóch gwoździ. Wszystko można było zrobić nawet w tak prymitywnych warunkach, ale zajmie to pewnie trochę czasu. A jak nie znajdzie, to choć na zimno wyklepie część pozostałego sprzętu, który zostawiono mu pod opieką i naostrzy broń. Przynajmniej ostrzałkę miał ze sobą. I młot. A za kowadło zrobi bryła metalu nad strumieniem. Do rozpoczęcia warty zamierzał zająć się robotą.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin
hen_cerbin jest offline  
Stary 19-11-2018, 10:27   #45
Dział Fantasy
 
Avitto's Avatar
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
Podsumowanie nocy pierwszej.
Dla większości umęczonych ucieczką z Langwald nadeszła chwila odpoczynku. Nieliczni, którzy zaznali go nieco za dnia podjęli się pilnowania bezpieczeństwa. W nocnej ciszy towarzyszyły im borsuki na ziemi i nietoperze nad głowami. Wartownicy mogli odczuć, że las toleruje ich obecność podobnie, jak ciało wbity weń kamyk: koli w stopę, ale trzeba iść dalej.

Melisie śnił się atak nieumarłych. Bardzo realistyczny. Obudziła się gwałtownie, by wkrótce zasnąć ponownie. Nie ona jedyna. Czyjaś pobudka była na tyle gwałtowna, że z ciemności dobiegł urwany krzyk przerażenia. Źródło dźwięku znajdowało się jednak daleko poza obrębem Waldenhugel.

Truposze faktycznie podążali ich śladem, następując na pięty. Przekonała się o tym dopiero druga warta. Reinhard nie potrafił przeniknąć wzrokiem dalej niż na kilkanaście kroków. Był przy tym mało wyczulony na dźwięki. Wolf podszedł go bez problemu.
- Idą - syknął.
- Ze wschodu, od kotlinki zmierza ku nam jakaś grupa. Wyglądają jak koszmary.
Szybko zagaszone ognie pozwoliły skryć osadę przed wzrokiem nieznajomych. Silny wiatr pozbył się dymu i resztek jego woni. Intruzi nawet nie zbliżyli się do osady. Idąc kłócili się o marszrutę i niewygody leśnej wędrówki. Jeden z wędrowców łudząco przypominał potwora sprzed bram Langwaldu – podróżował bez dotykania ziemi stopami. Zdjęci trwogą na samo wspomnienie wartownicy zastygli w przerażeniu aż stwory nie zniknęły z pola widzenia a otaczające ich dźwięki nie umilkły.
Reinhard +1 PO

O budzącym grozę spotkaniu reszta uchodźców dowiedziała się dopiero rankiem. Od teraz każdy szmer mógł oznaczać wszystko. Skrajnie widmo przeżycia lub rychłego zgonu.
 
Avitto jest offline  
Stary 20-11-2018, 21:25   #46
 
pi0t's Avatar
 
Reputacja: 1 pi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputację
Ludzie dyskutowali o jakiś dziwnych problemach i zdziczałych, czytam demokratycznych polach, zapewne w ten sposób radzili sobie z ostatnimi wydarzeniami. Albo coś źle usłyszał, czy zrozumiał, zajęty był wtedy jedzeniem i na nim się skupił. Zresztą Ludo uważał, że to jest pełnoskalowa inwazja jakiegoś nekromanty czy innego wampira. Zapewne wszystkie okoliczne wioski zostały już napadnięte, a ichni właściciel zapewne w pośpiechu opuszczał swój majątek, kierując się do jakiegoś większego miasta z solidnymi murami i pewnym garnizonem. Ludo widział dwie możliwości, albo siedzieć tu jak mysz pod miotłą i się zbytnio nie wychylać, albo pośpiesznie zebrać jak największe zapasy i ruszyć byle dalej. W pierwszym przypadku armia nieumarłych nie powinna ich niepokoić. Nekromanta nie miał potrzeby szukania uciekinierów po lasach, raczej ruszy dalej na kolejne wioski, miasteczka i itd. Można to próbować przeczekać, tyle że to się może przeciągnąć, a np. głód może być gorszy od tych nieumarłych. W drugim przypadku trzeba było szybko i agresywnie przetrzepać okoliczną zwierzynę i ruszyć szybkim marszem, aby oddalić się od zagrożenia. Jeśli dopisze szczęście to większość przeżyje, jeśli nie to może nieliczni ujdą z życiem, albo i nie. Ludo wiedział, że musi też sam podjąć decyzję, co dalej zrobić. Pomógł komu potrafił i wyprowadził uciekinierów bezpiecznie w las. Dokonał pobieżnego rekonesansu i wskazał miejsce, gdzie można szybko zdobyć zapasy jedzenia. Mógł zostać i dalej pomagać ocalonym, albo próbować wrócić w rodzinne strony i poinformować rodzinę o wuju. Miał kuca, umiał o siebie zadbać w dziczy, do tego pojedynczo miał spore szansę pozostać niezauważonym. Obie sprawy były ważne Strażnik Pól milczał więc i ziewał, musiał się z tym przespać. Niziołek spożył kolację, ale jego nastrój nie uległ zbytnio poprawie. Świadomość, że nie będzie drugiej kolacji, ani nocnego podjadania była zbyt przygnębiająca. Mimo wszystko spał nad wyraz dobrze, trochę dłużej niż nawet planował. Tak czy inaczej nastał nowy dzień i musiał zdecydować co z sobą zrobić.
 
__________________
Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych!
pi0t jest offline  
Stary 24-11-2018, 23:56   #47
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Khazad nie był szczęśliwy. W sumie to nigdy nie był, ale tego dnia nawet bardziej niż zwykle. A miało być tylko gorzej...
Nie znalazł głupiego kawałka kamienia i nie mógł naprawić durnego zamka. Przez moment pomyślał, żeby przerobić go na lontowy, ale to też odpadało. Lont wykonywano zwykle ze sznura konopnego, gotowanego kilka dni w mieszaninie wapna, nawozu końskiego, popiołu i saletry... z czego Gharth miał tylko sznurek.

Ponure rozważania przerwało pojawienie się Melisy. Tym razem jej zabiegi pomogły. A niezamroczony bólem khazad w końcu zauważył, że sztylet, który nosiła u pasa nadawałby się co najwyżej na narzędzie tortur. O ile nie rozpadłby się przy użyciu.
- Twój sztylet. Pokaż - nie był zbyt mocny w słowach i rzadko kiedy ich używał. Ale teraz istniała potrzeba. Nie lubił mieć długów u umgich. A po jej zabiegach czuł się dużo lepiej.
Okazało się, że puginał nie był w tak strasznym stanie na jaki wyglądał. Wystarczyło rozkręcić go i wyczyścić, pozbyć się rdzy, na nowo połączyć głownię z rękojeścią, tym razem mocniej osadzając jelec, a na koniec naostrzyć broń.
Tak, był zadowolony z tej drobnej robótki. Oddał go kobiecie. Jak znajdzie lepszą stal zrobi jej coś lepszego, tak ostrego, by mogła ciąć bez bólu. Ale do tego potrzebował lepszej stali.

Pokrzepiony sukcesem wrócił do pracy nad pistoletem. Zrobił tyle ile mógł: odbudował zamek, przygotował nowy kurek do osadzenia w nim kamienia i burcząc pod nosem (Rolf, wioskowy kamieniarz gdzieś polazł, a do tego musiał się odezwać drugi raz jednego dnia) pokazał go Erikowi:
- Potrzebny krzemień - odezwał się chrapliwym głosem.

Topór Thorsteina sam się nie naostrzy, a tarcza Reinharda sama się nie wyklepie. Obie prace były dla khazada relaksujące. Długie pociągnięcia osełką i piękne iskry... Ostrożne wyklepywanie tarczy by przywrócić jej kształt zbijający uderzenia na bok zachowując jej wytrzymałość...
A potem, po relaksie, nadszedł czas na robotę. Może i krzemieni tu nie ma, ale materiały na budowę pieca może się znajdą.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 25-11-2018 o 15:33. Powód: przepraszam za błąd w imieniu
hen_cerbin jest offline  
Stary 25-11-2018, 14:38   #48
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Melisa wstała tuż przed świtem. Przywykła do tego, więc nie robiło jej to większego problemu. Zawsze chodziła z samego rana po domostwach osób, które potrzebowały jej pomocy. Wiedziała, że później może ich już nie zastać, bo nikt od roboty się nie wymigiwał i szedł robić swoje. Życie takie już było, że nie oszczędzało nikogo. Nawet nie oszczędziło Lisy podczas jej odpoczynku.

Kiedy wyszła w poszukiwaniu najbardziej rozbudzonej i ciężko rannej osoby, wciąż miała przed oczami koszmar, który jej się przyśnił. Po raz kolejny przeżyła chwile grozy, ledwo powstrzymując się od płaczu tuż po przebudzeniu. Czuła się odrealniona. Wszystko co ją otaczało było nieprawdziwe, zdawało się istnieć, ale gdzieś tak daleko, że nie było osiągalne. Nie czuła jakby żyła w tym świecie, była chyba całkiem gdzie indziej.

Mimo iż wpadła w stan anhedonii, robiła swoje. Mechanicznie, jakby jej ręce pracowały z pamięci. Krasnolud zdawał się być jedną, wielką raną. Korpus, nogi głowa... Nie potrafiła jednak wypełnić myśli zastanawianiem się nad tym. Właściwie to nie była przytomna, nie potrafiła przyjąć do świadomości, że to wszystko jest prawdziwe. Nie zwróciła nawet większej uwagi na to, gdy wziął jej sztylet. Coś powiedział, ale nie zrozumiała. Brzmiał tak bardzo z oddali.

Nie miała czasu by czekać na to, co zrobi z ostrzem. Poszła dalej. Rolfa znała jakby od zawsze. Był też dobrym rzemieślnikiem i jeszcze lepszą osobą. Przy nim przez chwilę czuła się jakby była w innym miejscu. Jakby nowe otoczenie było iluzją, koszmarem który wydzierał się z jej umysłu aby opanować świat prawdziwy. Ale nim nie był. To tylko koszmar, prawda?
Zajęła się jego oczami, opatrzyła głowę i tors. Gdy skończyła nawet nie pamiętała w jaki sposób tak dobrze jej poszło. Działała jak maszyna, automatycznie. Taki program - leczący.

Melisę zabolała ręka. Przypomniała więc sobie, że ta rudowłosa dziewczyna również potrzebowała pomocy. Pomogła więc jej. Usiadła gdzieś na kamieniu i zajęła się jej ręką - swoją ręką. Obserwowała ten czyn jednak jakby z boku. Nie czuła, że to ona sama, a jedynie kolejna ranna osoba. Nie spieszyło jej się, choć może powinno. W międzyczasie podszedł do niej Gharth i oddał sztylet. Spojrzała na niego jakby nie rozumiejąc, ale ten po prostu odszedł. A może wcale go tu nie było?

Ostatnią osobą, do której podeszła, był Thorstein. W zachowaniu Lisy nic się nie zmieniło. Wciąż była jakaś nieobecna, odpowiadała zdawkowo, czasami nie mówiła nic, jakby nie słyszała. Mężczyzna siedział przed nią z nagim torsem, a ona pochylała się nad jego ranami. Nie było jednak widać na jej młodej twarzyczce wstydu czy zakłopotania. Właściwie, to nie było widać żadnych uczuć. Jeszcze wczoraj malowała się tam paleta emocji, przeróżnych z dozą intensywności. Dzisiaj nie dostrzegł niczego, nawet w jej spojrzeniu.

- Dziękuję.
- powiedziała bezbarwnie gdy zakończyła i odeszła zbierając swoje rzeczy. Nie spojrzała na niego, nic nie pytała, nie mówiła nic więcej. Po prostu odwróciła się i poszła w stronę domku.

Tam wyjęła z torby rzeczy, które aktualnie nie będą jej już potrzebne. Bandaże, maści, nici, zioła i parę intensywnych naparów, które rozcieńczało się z wodą. Potrzebowała miejsca, a nie dodatkowego ciężaru. Nie wiedziała czemu, ale zostawiła jedynie bukłak z alkoholem, który zabrała Ottowi poprzedniego dnia.

Cyruliczka wyszła z wioski nikogo nie informując. Udała się w tę samą stronę co wczoraj, będąc równocześnie zaciekawioną martwym zjawiskiem. Weszła w las. Chrust szeleścił pod jej podeszwami, chrupał, a młode i suche patyczki pękały pod naciskiem ciężaru. Idąc dalej drzewa stawały się coraz gęstsze, wysokie i smukłe, jednak nie było tu wiele krzewów czy roślinności. Co jakiś czas pochylała się oglądając młody kwiat czy liściaste pnącze, ale to nie było to, co mogło się nadać w jej dziedzinie.

Obejrzała się za siebie wiedząc, że powinna wrócić. Świat jednak nie wydawał się na tyle realny, aby czuła że jest zagrożona, a tam zostawiła ludzi, którzy się o nią martwią. Nikogo na pewno nie obchodzi, że gdzieś poszła. Nikt, nawet własny ojciec, nie zauważyli, że jej nie ma. Bo kogo mogło to obchodzić, skoro już wszystkich zaleczyła na tyle, że ból nie przypominał im już by wołać medyka?

Ruszyła dalej. By się przypadkiem nie zgubić, oznaczała drzewa ryjąc w ich korach znak iksa ostrym sztyletem. Była zaciekawiona czy może napotka taką samą martwicę jak poprzednio. Zioła mogła znaleźć przy okazji, mogła też popołudniu a mogła i jutro. Póki co nie robiło to większej różnicy, przecież się stara coś znaleźć, prawda?
Las dalej nie był martwy, bynajmniej. W zaroślach cały czas coś się poruszało, korony drzew sięgały niebywale wysoko, jakby dotykały samego sklepienia nieba, a ich rozłożyste gałęzie obficie zarośnięte liśćmi przysłaniały jasność dnia, otaczając Lisę niewyobrażalnym mrokiem. Jej serce zabiło mocniej. Była w koszmarze, tak też jej się wydawało, że wciąż śni. Nie schowała sztyletu. Rozglądając się za leczniczymi roślinami, co chwila oglądała się za siebie. Miała dziwne i niepokojące wrażenie, że ktoś się na nią patrzy, że za chwile pojawi się przed nią lub za nią, zupełnie bezgłośnie.

Przez panującą atmosferę początkowo nie mogła się skupić. Znajdowała rośliny, ale nie rozpoznawała ich. Nie pamiętała nazwy i sposoby ich użycia. Dopiero po jakimś czasie doznała olśnienia. Mrok stał się jakby naturalny, mniej przytłaczał i zaskakiwał. Wręcz spodziewała się złego, ale i wiedziała, że nic na to nie poradzi. Poza tym naprawdę nikogo nie interesowało gdzie jest i co się z nią dzieje. W końcu odnalazła interesujące ją zioła. Przyspieszą gojenie ran, ukoją nerwy. Niektórym może i pomogą zasnąć i wypocząć. Przyda się. Schowała znaleziska i ponownie rozejrzała się wokół. Tutaj naprawdę było strasznie! Postanowiła wrócić szybszym krokiem. Nie mogła przestać nerwowo oglądać się za siebie. Ukradkiem spojrzała na bukłak z alkoholem, który miała przy sobie.
 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 25-11-2018 o 14:42.
Nami jest offline  
Stary 02-02-2019, 10:01   #49
Dział Fantasy
 
Avitto's Avatar
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
Podsumowanie świtu drugiego.

Wolf zbudził wszystkich ze świtem. Miał ostatnią wartę razem z Reinhardem.
- A gdzie twój ojciec? - Zapytał wyróżniająco trzeźwo Kardigan.
- W strumieniu, cały dygocze ale nie obchodzi mnie to.

Chwilę później gdy Anna zajrzała do ziemianki odwróciła się przez ramię.
- Widzieliście Henrike? Na kolacji jej nie było, a posłanie jest puste.
Wolf wszedł do pustej ziemianki za Anną. Po chwili wyjrzał zeń.
- Zabrała swoje rzeczy. Zostawiła nas.

Również Thorstein i Reinhard opuścili osadę, by jak wczoraj zdobyć nieco pożywienia.

Ze strumienia do uszu Ghartha dotarł głośny plusk. Gdy krasnolud zbliżył się do potoku ujrzał unoszącego się na wodzie pijaka Otta. Był nagi i nieruchomy, prąd majtał nim po kamieniach na drugim brzegu.

Kilkanaście godzin temu.

Dwójka młodych, z którymi papcio Teo zbiegł z zaatakowanego taboru padła po dobie pościgu. Co to były za potwory! Gdy dwie gromady szkieletów otoczyły wozy najemniczej drużyny ich kapitan tylko się roześmiał. Przestrach dosięgnął go z pierwszą kulą ognia. Ludzie poszli w rozsypkę. Szczurołapa i jego towarzyszy nikt nie ścigał. Pamiętał, że byli na zachodnich rubieżach Langwaldu. Rozpoczęli marsz na północ. Na kolejnych nieumarłych trafili dzień później. Tuż po zmierzchu usłyszeli wrzaski rozrywanych żywcem ludzi. Obiegli walczących chyłkiem tylko po to, by wpaść na kolejne truposze. Ranni, ale uszli z życiem. Nastała noc.

Niklas nie znalazł chwili na dłuższe rozmyślania. Jego wioska znalazła się w menu nieumarłych na tę część wieczoru. Zombie brutalnie wdzierały się do szałasów i domostw mordując gołymi rękoma wszystko na swej drodze. Swoje lokum opuścił oknem. Zdjęła go trwoga, gdy zdał sobie sprawy, że majaczące w ciemności szkielety używały łuków, by zabijać uciekinierów. Położył się więc w błocie i czołgając opuścił osadę. Z jego dotychczasowego życia nie pozostało nic, poza kilkoma fantami zgromadzonymi w plecaku. Wstał, otrzepał się, ujrzał troje ludzi w krzakach. Rozejrzał się wokół. Jednak go dostrzegli. Zaczął uciekać! Zdezorientowany papcio Teo ocknął się z zaskoczenia jako pierwszy. Pognał za obcym mu jeszcze Niklasem. Młodzi byli zbyt wolni, już po chwili dosięgnęły ich strzały. W końcu dwaj mężczyźni zgubili pościg.

Maszerowali dobę wzdłuż rzeki, mniej więcej na zachód. Uznając bezpieczeństwo za najważniejsze nie zatrzymywali się na długo. Późno w nocy znaleźli samotną dziewczynę z poważnie uszkodzoną nogą. Miała na imię Henrike, mówiła niewiele. Mężczyźni dowiedzieli się od niej o innym ataku, o grupie uchodźców niedaleko stąd oraz tym, jak spadła ze śliskiego kamienia próbując przekroczyć rzekę. Była mocno wystraszona.
Do wskazanej przez dziewczynę osady cała trójka dotarła około południa. Stan osobowy w Waldenhugel rósł, ale czy na pewno?
 
Avitto jest offline  
Stary 04-02-2019, 17:13   #50
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
- Hej jest tu kto?! - zawołał Niklas stając pod palisadą. Miał głęboko w rzyci czy ktoś poza mieszkańcami go usłyszy. Widząc nietknięte ludzkie zabudowania opadły z niego resztki adrenaliny i ledwo stał na nogach. Henrike była bardzo lekka ale niesienie jej w szybkim tempie przez całą drogę, na barana, dało się we znaki. - Mamy ranną! Podobno jest stąd i ją znacie!
Teo, niby staruszek, ale ciągle żwawszy od niejednego młodzieniaszka, nie mógł wyjść z podziwu. Dziewczyna była drobna, ale nieść ją taki kawał drogi przez trudny teren, nie po ubitej drodze…
- Silny z ciebie chłop, to może nam się wszystkim przydać.
Rozejrzał się, osada wyglądała na dawno opuszczoną, ale widział też świeże ślady bytności. Więcej ludzi, to dobrze, zwiększało to szanse przetrwania. Z drugiej strony, może trzeba było brać nogi za pas. Nie każdą walkę da się wygrać, ale większości można uniknąć. Tego właśnie życie nauczyło Theodosiusa Hochenberga, szczurołapa nad szczurołapy.
- Hund, do nogi, ty zawszony kundlu!
Na niedużym, świeżo wykarczowanym placu siedział na pniaku starzec. Po zaroście płynęła mu ślina, co nadawało mu niedołężny wygląd. Z jednej z ziemianek, tej najbardziej po prawej, wyjrzał uzbrojony mężczyzna z obnażonym torsem.
- Kto wy?
- Jestem Niklas Lehmann i pochodzę z Langwald. Moją wioskę, z tego co opowiadała Henrike po drodze, spotkał chyba ten sam los co was wszystkich - przedstawił się. - Padam na pysk. Pomóżcie - dodał mając na myśli dziewczynę, którą niósł na plecach.
- A jam jest Theodosius - zdążył tylko wtrącić szczurołap.
- Henrike? Myśleliśmy, żeś nas opuściła? Gdzieś była? - Wolf podbiegł do Niklasa i podtrzymał dziewczynę.
Węglarz odstawił dziewczynę na ziemię po czym z jękiem złapał się za krzyże i wyprostował ostrożnie.
- Przyjmiecie braci w niedoli? Na pewno się przydamy - zapewnił. - Znajdzie się kawałek posłania?
- Jeśli jakiś ze sobą macie - skrzywił się Wolf. Za nim, zza drzwi, które przekroczył wyglądała ładna, kobieca buzia. Była czujna.
- Weźcie sobie tę ziemiankę. Chyba nikt się tam nie kręcił - powiedział mężczyzna wskazując najbliższą furty po lewej stronie.
- Nasze miasto zniszczyły martwia-aki - powiedział łamiącym się głosem starzec i zapłakał.
- Cicho - rzucił Wolf stanowczo, aż się Kardigan wzdrygnął. Widząc rezultat kontynuował.
- Napadli nas trzy doby temu. Było ich mnóstwo. Przyszli z południa i wschodu. Gdy się pojawili broń zaczęła gnić. Zmarli biegali po miasteczku niby żywi, tylko mordowali jakby bólu nie czując.
Theo patrzył podejrzliwie na rozpadającą się ziemiankę i liche ogrodzenie wokół starej osady.
- Nie lepiej uciekać? Próbowaliście?
- Mamy rannych, dzieci. Uciekaliśmy dwie doby. Staramy się zebrać żywność i siły. Wtedy pomyślimy co dalej.
- Ilu was jest? - węglarz zawtórował szczurołapowi zbierając swój dobytek z zamiarem udania się niebawem do ziemianki.
- Z wami półtora tuzinu - odpowiedział Wolf po raz kolejny, przyzwyczajony do odpowiadania na pytania.
- To gdzie reszta? - zaciekawił się Niklas widząc, że brakuje w osadzie około tuzina mieszkańców.
- Jeden szuka drogi na północ, inni poszli szukać jedzenia, kolejni polują, medyczka szuka ziół. Nie przestraszcie się, w osadzie jest krasnolud, nieco mrukliwy. Naprawia rzeczy.
Węglarz skinął głową na znak, że rozumie.
- Nie wiem czy teraz jest mnie coś w stanie przestraszyć - powiedział zarzucając plecak na ramię. - No może dopiero jak się obudzę. - Wskazał ręką ziemiankę i wykonał pytający ruch głową, po czym nie czekając na odpowiedź ruszył w jej kierunku powłócząc nogami. - Dziękuję - rzucił jeszcze na odchodne.
Theo kiwnął głową i w stronę Niklasa, i w stronę Wolfa. - Dzięki za gościnę, panie Wolf. Postaramy się przydać.

Węglarz stając w progu ziemianki uzmysłowił sobie, że podziękowanie było przedwczesne. Zapach stęchlizny i zgnilizny był potężny. Praktycznie wszystko na wyposażeniu lokum było do wyrzucenia. No ale darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby. Nie było się nad czym zastanawiać. Odpoczynek musiał jeszcze chwilę poczekać.

Niklas złapał za pierwszy z brzegu sprzęt i wyniósł go na zewnątrz ciskając na ziemię. Stół i krzesła rozpadały się w rękach, sienniki były całe przegniłe. Razem z Theodosiusem zajęło im ponad pół godziny uprzątnięcie wnętrza.
- Cóż, pierwsza noc chyba na ziemi… Nie widziałem niczego w tej dziurze, co by się nadało na posłanie. Ja się zawinę w koc, nie pierwszy raz tak zasnę. A kundel trochę mnie ogrzeje.
- Poczekaj. Coś zaraz zorganizujemy. Padam z nóg, ale nie jestem aż tak zdesperowany żeby wilka złapać.
Węglarz wrócił do plecaka, który zostawił przy wejściu i odpiął swoja dwuręczną siekierę, a następnie ruszył w kierunku jednego z krzaków porastających obóz. Paroma sprawnymi uderzeniami przerobił go na kilka prowizorycznych mioteł.
- Zróbmy porządek z resztkami przegniłych sprzętów jakie walają się na klepisku, a potem wyścielimy nimi dwa posłania - zaproponował wręczając towarzyszowi garść witek.
- Pozamiatać możemy, ale to co tu jest nadaje się jedynie na ognisko. Jakbyś naciupał trochę więcej gałązek, choć może lepiej z jakiegoś iglaka, dałoby się na nich położyć. Ja w międzyczasie rozpytam co w wiosce jest, czego nie ma i co jest wokół. A rano pewnie trzeba będzie się rozejrzeć za żarłem.
- Dobry pomysł, ale nie na teraz - odparł węglarz. - Coś sensownego zorganizujmy po odpoczynku. Teraz mam siłę tylko na taką prowizorkę.
- Odpoczywaj, ja nie niosłem panienki na plecach, to jeszcze mogę coś porobić. Choćby i suchych gałęzi naznosić na wszelki wypadek.

Zamiecenie i względne osuszenie klepiska zajęło im niedużo czasu. Narąbane dodatkowe gałęzie posłużyły do sporządzenia prowizorycznych posłań. Komfort był znikomy, ale przynajmniej była jakaś izolacja od wilgotnej gołej ziemi. Węglarz rozłożył koc na legowisku po lewej, położył się na nim i przykrył jego połową. Mrok ziemianki i wytłumienie odgłosów z zewnątrz spowodowało, że sen przyszedł szybko.

Niklas spał bardzo niespokojnie. Kilkukrotnie budził się z atakiem paniki nie wiedząc gdzie jest. Dobrą chwilę potrzebował aby przypomnieć sobie, że nie ma sensu rozglądać się za rodzicami i że znajduje się w tymczasowym azylu, a otaczająca go ciemność to tylko ziemianka. Gdy w końcu otworzył oczy i nie czuł zmęczenia nie wiedział ile czasu minęło. Usiadł na posłaniu i podniósł się na nogi. Sprawdził czy plecak i siekiera są na miejscu, a potem wyszedł na zewnątrz. Zapadał wieczór, a on był głodny.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.

Ostatnio edytowane przez Raga : 05-02-2019 o 11:12.
Raga jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:24.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172