Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-02-2019, 22:04   #51
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Budowę pieca, która wybitnie krasnoludowi nie szła przerwał głośny plusk. Gharth spojrzał w jego kierunku i zobaczył plecy Otta leżącego twarzą w dół w wodzie i jego nogi miotane nurtem, obijające się o kamienie. Odwrócił go i wyciągnął, ale niestety, było już za późno. Prawdopodobnie było za późno już w momencie gdy człowiek padał, ale że się na tym Gharth nie znał, zawołał medyczkę. Zamiast niej przyszło dwoje ludzi. Anna i Wolf. Uznając, że lepiej wiedzą co zrobić ze zmarłym Gharth położył obojgu dłonie na ramionach i potrzymał chwilę okazując wsparcie. Nie gadał bo i nie wiedział co powiedzieć.

***

~Pijak Otto całe życie spędził chlejąc. Raz na moment wytrzeźwiał i umarł. Naukę z tego można by wyciągnąć - Gharth smętnie spojrzał na swój pusty teraz bukłak. A takie było dobre piwo. ~Ale nie czas na żale, trza wracać do roboty - pomyślał. Miał piec do dokończenia. Żwir, glina, piasek - wszystko było pod ręką. A dokładniej to pod wodą, w strumieniu. Jakoś teraz szło mu szybciej i sprawniej, dokończył więc i skrzywił się niezadowolony. Prymitywna prowizorka, z jakiej jego przodkowie nie byliby dumni. Ale musiała wystarczyć. I wystarczy, o ile ją wypali. Potrzebował opału i to w sporych ilościach. A tego w wiosce nie było...
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin
hen_cerbin jest offline  
Stary 06-02-2019, 12:24   #52
 
Phil's Avatar
 
Reputacja: 1 Phil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputację
To był długi dzień. Długi i jak się okazało, śmiertelnie niebezpieczny. Theodosius Hochenberg, szczurołap i zaopatrzeniowiec Czarnych Mieczy, najemnego oddziału wiedział, że czas spokoju i sielanki kiedyś się zakończy. No i się zakończył, wraz z nadejściem nieumarłych atakujących obóz. Było ich tyle, że najemnicy nie mieli najmniejszych szans, a Theodosius nie przeżył czterdziestu lat tocząc bitwy, których wygrać się nie da. Życie cenna rzecz i ma się tylko jedno. No, zazwyczaj tylko jedno. Tak czy owak papcio swojego tracić nie chciał i ze swoim wiernym Hundem z obozu uciekł, zbierając z kuchni obozowej to, co dało się szybko zebrać.

Zawierucha okazała się być nawet poważniejsza, niż na początku się wydawało. Ożywione trupy były wszędzie, napadając na wioski i ludzi. Atak za atakiem, nieustannie. Raz Teo był już blisko powitania się z Morrem, ale udało mu się wyszarpać lewą rękę ze szczęk warczącego trupa. Jeszcze nie dziś, jeszcze nie teraz… Iskierka życia mocno płonęła w ciele Hochenberga.

Zapadł w końcu w lasy razem z uciekającym z jakiejś wioski węglarzem, potężnym mężczyzną, który wyglądał, jakby potrafił o siebie zadbać. Udało im się, przynajmniej na jakiś czas. W lesie znaleźli kolejną uciekinierkę, która pomogła im się dostać do starej, dawno opuszczonej osady, gdzie schronienie znalazło kilka osób. Padali z nóg i z wdzięcznością przyjęli możliwość odpoczęcia w jednej z zaniedbanych, rozpadających się ziemianek. Węglarz Niklas zasnął na przygotowanym posłaniu, a Theo ruszył poznawać innych uciekinierów. W wiosce brakowało najwyraźniej wszystkiego, nawet porządnej ochronnej palisady. Hochenberg dziwił się mocno rozmawiając z Wolfem, wyglądającym na samozwańczego przywódcę tej grupy.

- Nie uciekacie? Trupy są o dzień drogi stąd, całe południe płonie i umiera. Tu nie ma się jak bronić, nie wspomnę nawet, że nie widzę na razie nawet jednego wojownika.
- Sił brak. I żarcia.
– Wolf wzruszył ramionami. – Byłem na północy, można tam coś upolować.
- Mogę się tym zająć rano, gdy wypocznę. Ale trza nam uciekać od zagrożenia.
– Teo podrapał się po swoim wielgachnym nosie. – Znajdą nas tu. Na pewno znajdą. Wywęszą nas jak Hund szczury.

Szczurołap ucieszył się na wiadomość o innych uciekinierach, którzy mieli wrócić do osady wieczorem, szczególnie czekał na kobietę, która mogła zająć się jego poranioną ręką. Hochenberg obwiązał poszarpane przedramię szmatami, ale bał się zakażenia i gorączki. Do tej pory jego ciało zwalczało choroby, ale teraz… po ugryzieniu przez trupa…

Zgłosił się też na ochotnika do pełnienia warty przez część nocy, a potem padł na posłanie w ziemiance, jak nieżywy. Hundel, mały, ale zajadły kundel wtulił się w niego.
 
__________________
Bajarz - Warhammerophil.
Phil jest offline  
Stary 08-02-2019, 12:40   #53
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
Niklas wyszedł z ziemianki i przeciągnął się rozprostowując obolałe plecy. Wysokość słońca sugerowała wczesny wieczór. Zgodnie ze słowami Wolfa życie wróciło do obozu. Może nie tętniło, ale ilość osób zauważalnie się zwiększyła. Węglarz już miał ruszyć między domy gdy usłyszał przekleństwo dobiegające z lewej strony. Nie był to staroświatowy, brzmiało to jak krasnoludzki, którego nie znał, ale na pewno było przekleństwem.

Zaciekawiony ruszył w tamtą stronę.
Przekleństwo z pewnością wydobyło się z gardła przysadzistego krasnoluda, który patrzył na konstrukcję z niezadowolonym wyrazem twarzy. Odwrócił się w kierunku człowieka.

- Sam zbudowałeś? – zapytał Niklas. Konstrukcja miała cechy pieca, ale jego jakość odbiegała od tych które mężczyzna miał okazję oglądać w życiu. – Do czego ma służyć?
Gharth wzruszył ramionami.
- Do niczego, jeśli nie znajdę opału. Trzeba go wypalić w wysokiej temperaturze. A tu tylko drewno - odezwał się niespodziewanie khazad. Nikt z mieszkańców nie pamiętał tak długiej przemowy.
Węglarz pokiwał głową.
- To chyba spadam ci z nieba – powiedział stwierdzając fakt bez cienia przechwały w głosie. – Na drewnie to gówno zrobisz. Niklas Lehmann. Jestem węglarzem – dodał wyciągając dłoń do uścisku.
- Ghrth. Kowal - Krasnolud ni to burknął ni to chrząknął w odpowiedzi i wyciągnął swoją prawicę. Uścisk był mocny. Węglarz zdał sobie sprawę, że ten dziwny dźwięk był imieniem. Gharth.
- Jeśli do jutra wybuduję mielerz i ściągnę drewno to pojutrze będziesz miał węgiel - odparł mężczyzna rozglądając się za dobrym miejscem do wykopania dołu.

Krasnolud nie wiedział co to mielerz, ale wiedział co to dół. A na kopaniu krasnoludy znają się jak mało kto. Najpierw zmiękczy twardą ziemię kilofem, a potem się łopatą wygarnie. Zapowiadało się na owocną znajomość.

Theodosius obudził się z nagłym szarpnięciem, jego pies zawarczał. Dopiero po chwili zorientował się, gdzie się znajduje. Z torby wyciągnął resztkę zaschniętego chleba i odkroił dwa kawałki sera. Jedną porcję zjadł, drugą położył na posłaniu Niklasa. Po wyjściu z ziemianki ujrzał swojego towarzysz, pracujacego razem z jakimś krasnoludem.

- Macie się tu zamiar zadomowić? Trupy tu przyjdą zanim powiecie “wypalanie tworzy sporo dymu widocznego z większej odległości”.
- Nie martw się. Przy dobrym drewnie i jednym mielerzu nie będzie więcej dymu niż z jednego ogniska na kiepskim opale czy tego pieca - starał się uspokoić go węglarz.
- Nawet jeśli tak, to chyba ważniejsze teraz jest albo bezpieczeństwo, albo ucieczka. Nie wiem jak ma nam w tym pomóc piec albo węgiel.

Szczurołap pomyślał, że czegoś tutaj nie rozumie. Wszyscy wyglądali, jakby myśleli, że uciekli już od niebezpieczeństwa. Poszedł szukać cyruliczki, o której wspominał popołudniem Wolf.

Niklas natomiast wrócił do ziemianki, gdzie ku swojemu zaskoczeniu, zastał posiłek pozostawiony na posłaniu. Mężczyna złożył podziękowanie nieobecnemu szczurołapowi i nie pozwolił żeby jedzenie się zmarnowało.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.

Ostatnio edytowane przez Raga : 08-02-2019 o 12:44.
Raga jest offline  
Stary 08-02-2019, 17:28   #54
 
Phil's Avatar
 
Reputacja: 1 Phil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputację
Nami + Phil

Lisa powróciwszy do obozu dowiedziała się o śmierci Otta. Wielki głaz zawisł na jej sercu w poczuciu winy. Czy gdyby nie zabrała mu bukłaka, ten dalej by żył?

Jej smutny wyraz twarzy nie uległ zmianie. Udała się do swojej ziemianki nie zwracając nawet uwagi na innych. Przecież gdyby ktoś coś chciał, to by krzyczał, prawda?

Ledwie usiadła pod ścianą wyjmując znalezione zioła oraz moździerz, kamień i bukłak z alkoholem, a do prowizorycznego mieszkanka wszedł jakiś obcy mężczyzna. Lisa zrobiła wielkie oczy patrząc na niego z dołu, ze swej siedzącej pozycji. Wyglądała co najmniej jak zlękniony szczeniak, który znalazł się pod ścianą bez możliwości ucieczki.

- Dz-dzień dobry - zająknęła się zapominając, że jest już wieczór. - Kim Pan jest?

Szczurołap podniósł obie ręce do góry w pokojowym geście.

- Nie chciałem wystraszyć, panienko. Jestem Theo, uciekinier jak pozostali. Dotarliśmy tu parę godzin temu. - Przyjrzał się młodej dziewczynie. - To wy umiecie leczyć? Rękę mi poszarpały psie syny, o, tu.

Podciągnął rękaw pokazując lewe przedramię. Dziewczyna zamrugała nerwowo nie odrywając wzroku od nieznajomego. Poprawiła się prostując plecy i opierając się o ścianę.

- Dotarliśmy? - powtórzyła zdziwiona liczbą mnogą jakiej użył. Chyba wiele ją ominęło podczas krótkiej wyprawy po zioła. - Inni też są ranni? Dawno temu rana powstała? Usiądzie Pan obok, zobaczę.

- Ja, mnie te potwory dopadły z dzień temu. Jeden węglarz z okolicznej wioski, duży chłop. I jakaś dziewczyna stąd, Henrike się chyba zwała. To ona pokazała nam drogę, zdaje się, że skręciła nogę na śliskim kamieniu. Dzięki za pomoc panienko. Mogę się odwdzięczyć jedzeniem, jeśli ci trzeba.

Patrzył na to, co robi z jego ręką. Dziwowało go skąd ta dziewka ma wiedzę o leczeniu. Bywał już u różnych konowałów, ale żaden nie był kobietą.

- Panienko, co wy tu wszyscy robicie? Chcecie przeczekać zawieruchę? Trupy tu przyjdą, prędzej czy później.

- Nie wiem
- odparła mechanicznie jakby ktoś obcy przemawiał przez jej usta. Tyle, że ona naprawdę nie wiedziała. Nie decydowała o tym, gdzie będą i na jak długo. Eric pewnie zdecyduje. Chyba.

Lisa oczyściła ranę i zszyła głębsze przerwania skóry, których nie było wcale tak wiele. To, co gryzło nie posiadało rozwiniętych kłów, aby mocno rozszarpać mięso. Bandaż był skromny, nie użyła takiej ilości jakiej by użyła w bardziej sprzyjających warunkach. Zdawało się to jednak wystarczyć.

- Wszystko - skwitowała powściągliwie po dłuższej chwili milczenia i osowiale wycofała się z powrotem do swojej poprzedniej pozycji. Wzrok utkwił w zebranych ziołach, które zaczęła przeglądać.

- Dzięki panienko. Dajcie znać, jakby wam czegoś trzeba było.

Melisa kiwnęła głową na znak, że rozumie.

- Dziękuję - mruknęła cichutko i z ukosa zerknęła na mężczyznę.
 
__________________
Bajarz - Warhammerophil.
Phil jest offline  
Stary 08-02-2019, 21:25   #55
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
Raga + Nami

Niklas zastał Wolfa w jego ziemiance. Wchodząc stuknął we framugę otwartych drzwi zwracając na siebie uwagę.
- Szukam stolarza. Mamy jakiegoś w obozie? - zaczął bezpośrednio.
- Nie. Po południu był pogrzeb - odparł Wolf krótko jakby chciał od razu uciąć temat.
- A zostały po nim jakieś narzędzia? - węglarz nie dawał za wygraną, ale miał świadomość, że coś jest na rzeczy.
- Nie wiem. Pewnie tak. Tutaj ich nie ma. - Mężczyzna, który wcześniej był bardzo wyraźnie pomocny starał się usilnie zakończyć dialog.
- Dzięki. W takim razie popytam innych - pożegnał się Niklas sugerując, że nie żywi urazy.

Rozmowa z innymi wyjaśniła wiele. Zmarły Otto był ojcem Wolfa co w odczuciu Niklasa całkowicie tłumaczyło jego brak chęci do rozmowy. Sam pewnie tak samo by się zachował gdyby ktoś zaczął z nim temat rodziców. Ludzie za to skierowali go do Melisy, cyruliczki zajmującej największy budynek w osadzie. Ona była jedną z ostatnich osób, które widziały Otta żywego. Podobno nawet kłócili się. Tam też skierował swoje kroki.

- Dzień dobry - powiedział głośno Niklas od progu. Rozglądał się za cyruliczką, ale dostrzegł tylko młodą, śliczną, rudowłosą dziewczynę krzątającą się przy różnego rodzaju naczyniach. Gapił się na nią przez chwilę. - Szukam Melisy - rzucił po chwili. Mężczyzna pachniał mieszaniną dymu, dziegciu i terpentyny.

Lisa spojrzała przez ramię na mężczyznę. Nie znała go. Była to druga osoba dzisiejszego dnia, którą widziała po raz pierwszy. W dodatku woń, która rozniosła się po pomieszczeniu wraz z jego wejściem, przywodziła na myśl skojarzenia. “Węglarz, o którym mówił tamten Pan?”.
- Ponoć nikt poza tamtym ugryzionym w rękę Panem nie był ranny. - odpowiedziała dosyć cicho i kucnęła przy swojej torbie, szperając w niej bardzo wolno. Wyraźnie była zmęczona, a wszystkie ruchy jakie wykonywała, zdawały się być używane z pamięci. Sprawiała wrażenie apatycznej.
- Uprałam bandaże, które mi zostały. Przepraszam. Mogę tylko opatrzyć Pana ranę, jeśli taka jest potrzeba. - westchnęła i powstała na równe nogi, wycierając wilgotne dłonie o przetarte spodnie. - Przepraszam. Powinnam zacząć od tego, że to ja nazywam się Melisa. - kiwnęła głową i próbowała się uśmiechnąć, ale na próżno było szukać radości w jej czerwonych oczach i spierzchniętych wargach.
- A-cha - odpowiedział wolno mężczyzna. Spodziewał się widocznie kogoś starszego w roli cyrulika. Sprawnie jednak przeszedł nad tym do porządku dziennego. - Sprawę mam - zaczął z lekkim zakłopotaniem próbując poukładać myśli. - Nie, ranny nie jestem - dodał w trochę chaotyczny sposób zmieniając na moment temat. - Wolf mnie tu skierował. W sprawie Otta. Stolarzem był. Mnie trzeba jego narzędzi. - Niklas cedził zdania zdając sobie sprawę z niezręczności sytuacji, ale mimo wszystko brnął dalej. - Podobno możesz wiedzieć gdzie trzymał swoje rzeczy - zakończył z wyraźną ulgą.

Lisa uniosła brew ze zdumienia
- A któż lepiej niż własny syn mógłby to wiedzieć? Wioskowy cyrulik? Naprawdę? - zaskoczenia w głosie nie dała rady ukryć. Pokręciła nawet głową z niedowierzania. Wiedziała, że Otta już nie było wśród nich, ale czemu to ona miałaby znać położenie jego rzeczy?
- Nie wiem jaka plotka obiegła obóz, ale zapewniam Pana, że nie jestem i nie byłam kimś ważnym w życiu Pana Otta, by wiedzieć gdzie trzyma narzędzia, alkohol czy też bieliznę - westchnęła bez cienia gniewu. Jej smutna mina nabrała jakby wyrazistości. Odwróciła się tyłem do mężczyzny i powróciła do układania glinianych naczyń. Dłonią na szybko przetarła policzek.
- Przykro mi, ale pomagam tylko w zagojeniu ran czy leczeniu niektórych chorób, niczym więcej. Nie mam innych zdolności czy wiedzy - głos dziewczyny nieco zadrżał. Jej ramiona uniosły się gdy głębiej westchnęła.
- Syn nawet jeśli o tym wie to nie ma ochoty o tym mówić. Rozumiem go bo sam nie mam ochoty mówić o swoich rodzicach, których nawet nie zdążyłem pochować. - Niklas sam siebie zaskoczył przypływem szczerości. Może spowodowały to przemyślenia jakie miał tuż przed wejściem do domu Melisy i fakt że wspomnienia o rodzicach przez cały czas wyrzucał z umysłu. - Plotki jakie słyszałem tyczyły się waszej ostatniej kłótni więc wnioskuję, że jeśli nawet nie byłaś dla niego ważna to może on taki dla ciebie był. Inaczej nie wzbudził by takich emocji - strzelił na oślep. - Myślałem, że mi pomożesz, ale jeśli zachowasz się jak Wolf to zrozumiem - dodał desperacko.
- Nie chciałam się kłócić, chciałam tylko, żeby przestał pić - powiedziała nie zmieniając swojej pozycji. Było jej przykro i miała poczucie winy, nie myślała przecież, że on się utopi gdy zabierze mu alkohol. No bo niby jak inaczej by doszło do wypadku? Niechcący? Jakim cudem?
- Zabrałam mu bukłak, w którym miał resztki trunku. Dlatego był zły na mnie. - wzruszyła niedbale ramionami, choć wcale nie było jej obojętne, co się stało. Pociągnęła nosem. Zdawało się, że już dawno przestała robić to, co robiła dotychczas.
- Nawet jeśli chcę pomóc, to mi się to po prostu nie udaje. Szkoda pańskiego czasu - kucając przy naczyniach leżących na podłodze, zacisnęła piąstki na materiale brudnych spodni. Czuła jak oczy zachodzą jej łzami, a obraz przed nimi staje się mglisty. Była bezużyteczna. Cały czas. I nic się nie zmieniło.

Niklas poczuł nagle ogromne poczucie winy. Nie chciał żeby tak wyszło. Podszedł do dziewczyny i położył jej dużą dłoń na ramieniu.
- Ważne, że próbujemy - zacisnął lekko palce. Poczuł jak dziewczyna spina mięśnie, prawdopodobnie z zaskoczenia lub po prostu jego gest sprawił, że poczuła się niekomfortowo - Chodzi o to żeby nie przestawać próbować - dodał jakby miał przed oczami jakieś swoje doświadczenie z życia. - Powiedz chociaż gdzie go ostatnio widziałaś, albo gdzie się kręcił. Wtedy nie będę Cię już niepokoił jeśli taka twoja wola. - Jego głos był cichy i spokojny.

Melisa kiwnęła głową i przełknęła głośno ślinę. Jej oddech przyspieszył, gdy próbowała na szybko uspokoić skołatane nerwy. Jedynie ze strachu nie ruszyła się. Gdyby nie to, już dawno by strąciła obcą, męską dłoń i uciekła.

- W Wartowni - wymamrotała ochryple i kaszlnęła, by poprawić czystość głosu. Pociągnęła głośno nosem oraz starła łzę z rumianego policzka - Tam próbowałam mu pomóc, potem nie wiem co się działo. Wyszłam z wioski po zioła, bo nie mam lekarstw zbyt wielu. - lękała się spojrzeć na mężczyznę. Wzrok utkwiła w swoich kolanach.
- Dziękuję. Bardzo mi pomogłaś - usłyszała głos blisko swojego ucha. Nagle dotyk na ramieniu zniknął, a aura obecności mężczyzny zaczęła się oddalać.
- Nie odpowiedziałaś mi - dobiegło ją z okolicy drzwi. - Mam przestać cię niepokoić? - Niklas stał na progu gotowy do wyjścia.
- Wolałabym by Pan sprawił, żeby te bestie nas przestały niepokoić. To nie jest życie, tylko próba przetrwania. Nie dziwi mnie tak bardzo, że Pana Otta z nami nie ma. Ale być może wciąż by był, gdybym nie zabrała jedynej rzeczy, która przy życiu go trzymała - Liska ponownie pociągnęła nosem. Tym razem jednak spojrzała przez ramię na wychodzącego mężczyznę - Pomoże nam Pan tutaj? - spytała szlochającym, dziewczęcym głosem, którego ton sprawiał, że nawet jej samej robiło się przykro.
- Przetrwanie to też życie, a ja całe życie wiodłem na uboczu ze względu na profesję ojca i moją - węglarz nie zgodził się z cyruliczką, a jednocześnie zdziwił się, że nagle bez problemu był w stanie mówić Tobiasie. - Alkohol prędzej czy później i tak by mu się skończył. Nie rozumiem takich ludzi. Piją po to żeby żyć, czy żyją po to żeby pić? - zapytał retorycznie. - Nie będę kłamał. Nie jestem wojownikiem. Nie pokonam wszystkich bestii, ale na pewno nie zamierzam stąd odchodzić i nikogo zostawiać za sobą - obiecał mając przed oczami obraz gdy ostatni raz widział rodziców.

Cyruliczka tylko kiwnęła głową na znak, że rozumie i że słuchała. Nie odpowiedziała jednak już nic więcej. Usiadła na podłodze i objęła podkulone nogi rękami. Węglarz widział tylko ruch głowy, a do jego uszu dobiegła jedynie cisza. Wyszedł zostawiając ją samą. Cyruliczka była bardzo dziwna, ale jednak zaintrygowałą go na tyle, że nie portafił wybić jej sobie z głowy. Nie chciał wybić jej sobie z głowy.

***

Podpowiedź Melisy była strzałem w dziesiątkę. Niklas znalazł w wartowni worek, a w nim narzędzia Otta. Stolarzem sam w żaden sposób nie mógł się nazwać, ale proste funkcjonalne elementy potrzebne do swojej profesji potrafił wykonać. Piękne nie były, ale działały jak trzeba.
Teraz potrzebował jeszcze zorganizować na rano transport jakim będzie mógł dostarczyć do obozu drewno, a ono przyda się każdemu.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline  
Stary 10-02-2019, 18:32   #56
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Dzień Drugi, Wieczór
"Dobra robota, choć i tak się nie docenisz"


Wracając nie czuła się sobą. Właściwie, to nawet nie była w stanie określić płynności czasu ani zmienności otoczenia. To trochę tak, jakby czytała książkę, ale nie mogąc się na niej skupić musiała powracać do minionych stron i czytać je powtórnie, aby do niej dotarła ich treść. Teraz było podobnie; szła wysoko unosząc nogi gdy na drodze stanęły chaszcze oraz schylając się nisko osłaniała twarz ręką przed ewentualnymi, ostrymi gałązkami, a mimo to po ominięciu przeszkody nie pamiętała już, że takowa w ogóle stanęła jej na drodze.

Szybko zapomniała o ukrytym alkoholu. Nie miała nawyku, aby sięgać po bukłak, który koił nerwy, tak sięgał po niego Otto. Pomału wątła sylwetka rudowłosej wyłaniała się z gęstwin leśnych, gdzie trafiła na mniej porośnięte tereny. Tutaj też czuła się lepiej, jakby bezpieczniej i bardziej komfortowo. Z czasem zaczęła się uspokajać, choć nie była pewna, czy obrana przez nią droga powrotna na pewno jest właściwa. Mimo to nie żałowała wcale, że nie poprosiła kogoś o towarzystwo. Wciąż uważała, że byłoby to zmarnowanie czasu tej drugiej osoby, bo każdy na pewno miał lepsze rzeczy do robienia niż opiekowanie się jakąś lękliwą smarkulą, która w chwili zagrożenia przestaje być nagle użyteczna, a jej zdolności idą na śmietnisko.

Melisie zaszkliły się oczy, w chwili gdy okrutne myśli spowiły jej umysł. Zdusiła żal w sobie i przełknęła gorycz.
- Prawda boli, czyż nie? - powiedziała cicho do samej siebie i westchnęła potężnie, acz niemal niesłyszalnie, kontrolując wydech i przymykając na chwilę oczy. Wokół niej zapadał zmrok i nie był on tak nienaturalny jak ten w środku lasu. Zdawało się, że zbliża się wieczór. Zdając sobie z tego sprawę nieznacznie przyspieszyła, a jej nogi niosła nadzieja, że może ktoś się o nią martwi, choć równocześnie zaprzeczała, że mogłoby do tego dojść.
- Na pewno nie zauważyli - skwitowała wzruszając ramionami, a gest ten nie był ani trochę szczery w swym znaczeniu.

Kiedy wybierała się po zioła nie przypuszczała, że zajmie jej to tak wiele czasu. Po powrocie do obozu w pierwszej chwili odczuwała nadzieję, która nieśmiało próbowała choć w formie pyłku zaistnieć w jej umyśle. “Na pewno się martwili, ktoś myślał, szukał, zastanawiał się”. Egoistyczne pobudki prysnęły niemal błyskawicznie, gdy dotarło do niej co stało się ze stolarzem. Przeraziła się. Nie samej śmierci, bo te już widziała, choć zwykle z powodu chorób, a nie utonięć. Najbardziej zestresował ją fakt, że mogła się przyczynić do tego zgonu! Mocniej otuliła się podartym płaszczem zasłaniając tym samym bukłak u pasa i ze spuszczoną głowę potruchtała do swojej chatki przyspieszonym krokiem.

Jej oddech był przyspieszony, miała wrażenie, że całe czoło i plecy oblały się zimnym potem. Wystraszone oczy zrobiły się jeszcze większe niż dotychczas, a palce u dłoni jakby drżały bez pozwolenia właścicielki. Klatka piersiowa dziewczyny unosiła się bardzo płytko i zarazem szybko. Co teraz sobie o niej pomyślą? Jak ją będą postrzegać? Bała się. Lękała się tych wszystkich spojrzeń, jakie spadną na nią o świcie tuż przed tym nim dosięgną ją gorzkie słowa. I co wtedy zrobi? Ucieknie? A co ona pocznie samotna? Nie słyszała jeszcze o dziewczynach co wygnane przeżyły dłużej niż dobę!

- Melisa, dziecko! - gdy przyciskała plecy do pospiesznie zamkniętych drzwi i rozmyślała, dotarł do niej w końcu głos ojca. - Słuchasz ty w ogóle starego ojca czy już kompletnie ci te absztyfikanty do łba uderzyły?! - rozgniewał się Kardigan powstając ciężko z posłania. W ciszy pokoju zagruchotały jego prostowane kości. Chwycił się jedną ręką w dole pleców, a drugą oparł o wysłużony, acz pięknie ociosany, dębowy kij.
- Cały dzień się włóczysz po wiosce, a chacie bardach! Chlew wręcz, bym rzekł - zwinął usta w wąską kreskę wskazując laską na zwierzę znajdujące się nieopodal, które wydawało z siebie swojskie pomruki.

- Przepraszam - posmutniała jeszcze bardziej i podeszła do ojca - Ciężko teraz się zrobiło, nie wiadomo gdzie szukać, ale cokolwiek znalazłam - pokazała swemu ojcu zioła. Ten zawiesił spojrzenie na roślinach w zadumie i podrapał się po niechlujnym, starczym zaroście.

- Bardzo dobre zioła - pokiwał z uznaniem głową i delikatnie potarł między palcami kawałek listka oraz łodygi - Świeże. Na rany idealne, ale powstałych już zakażeń nie zwalczą tak dobrze. Można dodać trochę czystego alkoholu. Sam proces gojenia będzie bardziej skuteczny, zapobiegnie czernieniu skóry choć mniej przyjemny zrobi się w nakładaniu; szczypie piekielnie jakby stu chaotystów podżegaczem po zadzie dźgało, ale ta skuteczność! Warto będzie - poklepał dziewczynę po ramieniu i stukając laską o skrzypiącą podłogę poczłapał pomału do wyjścia - Dobra robota, dziecko. Idę coś wrzucić na ząb, ta Henrike to umie i z jeża zrobić ucztę. Miła dziewczyna, nogę pocharatała do kości, a ciebie nie było. Musisz mówić jeśli gdzieś się wybierasz, bo nigdy nie wiesz kto w potrzebie będzie… Ach biedna Henrike...może nie przeżyć - rzucił z żalem, a nim drzwi się za nim zamknęły, Melisa usłyszała jeszcze -...a ładna taka…

Melisa odprowadziła go wzrokiem. Zmrużyła oczy jakby próbowała zrozumieć ostatnie słowa i wcale nie te zachwalające urodę dziewczyny. Ze słów wywnioskowała więc, że ojciec dziś chyba lepiej się czuł i pomógł Henrike. Cyruliczka wiedziała, że jej doświadczenie było marne w porównaniu do ojca, a ten gdyby coś sknocił to nie byłby w tak dobrym humorze. Nawet jeśli cierpiał na zaniki pamięci, to o pacjentach nigdy nie zapominał; taki już był.

Melisa usiadła pod ścianą wyjmując znalezione zioła oraz moździerz, kamień i bukłak z alkoholem. Przyszykowała też kilka glinianych miseczek, czyste płótno oraz małe flakoniki. Potrzebowała chwili koncentracji i spokoju, żeby zabrać się do dzieła, gdyż wbrew pozorom nie było to wcale takie proste. Nie było jej jednak dane długo pobyć w samotności, kiedy to niespodziewanie do prowizorycznego mieszkanka wszedł jakiś obcy mężczyzna. Lisa zrobiła wielkie oczy patrząc na niego z dołu, ze swej siedzącej pozycji. Gdyby nie to, że sparaliżował ją strach, pewnie zaczęłaby krzyczeć i pobiegła gdzieś się schować za spróchniały stolik, a tak? Ledwie wydukała “dzień dobry”, które nawet nie było adekwatne do pory dnia.

Całe szczęście mężczyzna okazał się być niegroźny. Chciał oczywiście by mu opatrzyć ranę, bo w sumie przecież po to ludzie tutaj zaglądali. Nie żeby spytać Lisy jak się czuje, albo czy nie chciałaby pogadać lub może jak jej minął dzień? Nie, po co. W sumie kogo to obchodzi.
Cyruliczka zrobiła więc swoją robotę, nie biorąc za to nawet kawałka chleba. Była głodna, ale chyba karciła samą siebie nie dając organizmowi pożywienia. Być może nienawidziła siebie bardziej, niż mógłby ktoś przypuszczać.

Po opuszczeniu przez mężczyznę ziemianki, dziewczyna w końcu mogła wziąć się do pracy. Zadanie było niemalże rutynowe, codzienne. Często samodzielnie wytwarzała lekarstwa, choć głównie maści, dlatego że tak było taniej a i przynajmniej miała pewność co do składników. Nie musiała też czekać na towar, który czasami zdarzało się nie dotrzeć, gdyż drogi były niebezpieczne, a napaści na wozy kupieckie wcale nie takie rzadkie. Wspominając tamte spokojne dla niej chwile, czas płynął szybciej, a ona choć na moment zapomniała o wszystkich przykrościach, jakie pielęgnował jej skołatany umysł.

Po udanej pracy nadszedł czas na sprzątanie. Tylko czyste naczynia i opatrunki nadawały się do użytku, więc musiała doprowadzić je do stanu używalności. Bandaże należało uprać, z myślą, że jutro będzie trzeba zrobić obchód po wszystkich osobach, na których użyła opatrunku, aby sprawdzić czy i kiedy będzie mogła go zabrać i również wyprać. Naczynia też nadawały się do umycia, zaczęła więc zbierać je w jedno miejsce, aby rano umyć w rzece. Zaskoczył ją nieznany, męski głos który dobiegł od strony drzwi. Z opowieści poprzedniego obcego, który przedstawił się jako Theo, mogła śmiało wywnioskować, że tym razem zawitał u niej wspomniany przedtem węglarz.

Jego pytanie zdziwiło Lisę na tyle, że nabrała tonu sugerującego zrównoważenie emocjonalne. Brzmiała spokojnie a zarazem pewnie, jej dobór słów świadczył o inteligencji, a nieprzerywanie dotychczas wykonywanych czynności o tym, że wie co robi i ma swoją dumę oraz szacunek do danego jej przez los czasu, którego nie chciała marnować na bzdurne rozmowy. Gra pozorów jednak nigdy jej nie wychodziła, tak i teraz załamanie nadeszło po krótkiej wymianie zdań. To co mówił Niklas sugerowało, że sprowadził go tutaj sam Wolf, a to by oznaczało, że syn Otta ma do niej żal. Pewnie wini ją za tę śmierć, nie przyszedł osobiście, bo nie mógł na nią patrzeć; wręcz nie chciał na nią patrzeć! Myśli zataczały koło a wynik nigdy nie był zadowalający. Lisa rozumiała to, jak bardzo jest beznadziejna i że nie nadaje się do tego, by pomagać tej grupie. Nie potrafi, nie radzi sobie i choć się stara, nigdy nie będzie doceniona za to kim jest. Choć węglarz próbował ją pocieszyć, cyruliczka była zbyt zaślepiona swoimi wyimaginowanymi wadami i zbyt na nich skupiona. Na odchodne jedynie kiwnęła głową, że zrozumiała jego słowa. Miała ochotę położyć się i zalać łzami. Utopić się w nich jak Otto w rzece. Silny skurcz żołądka nie pozwolił jej jednak nawet na to, by się położyć i zasnąć. Wyszła więc na zewnątrz, nabrać w płuca chłodnego powietrza i ukradkiem choć zobaczyć, co robi Erik. Dopiero potem będzie mogła odpocząć.
 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 10-02-2019 o 18:40.
Nami jest offline  
Stary 11-02-2019, 13:56   #57
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Dzień drugi. "Polowanie" na polanie.

Wyjście ze zruinowanej osady po tym całym piekle nie należało do najłatwiejszych. Ale głód był silniejszy i popychał do działania. Erik ruszył niemal o świcie, zbierając jedynie Heini i Milli. Porist cieszył się z perspektywy spaceru i parskał cicho, koń Reinhardta nieco gorzej. Boczył się i tupał kopytem, jak rozkapryszony dzieciak, targając łbem na wszystkie strony Wciąż miał opatrzoną na boku ranę, która musiała bardzo dokuczać zwierzakowi. Erik wiedział jednak, że jeśli znajdą solidną polanę z soczystą trawą, konie najedzą się i wyleczą ze wszelkich dolegliwości. Poprawił pas z bronią i wszedł w las, prowadząc konia Reinhardta za uzdę. Porista zostawił dzieciakom, bardziej nie dlatego, ze mogliby się nim zająć, tylko wiedział, że Porist pójdzie za swoim właścicielem, innym koniem i raczej stanie w miejscu niż pozwoli nastolatkom umknąć. A duża sylwetka zwierzęcia powinna dodać im nieco otuchy.
Dwójka nastolatków okazała się wpierw bardzo przestraszona, i nie było w tym nic dziwnego. Heini nerwowo zaciskał uzdę, a Milli siedziała w siodle, rozglądając się trwożnie. Początkowo las wydawał się bardzo mroczny. Rzadkie, wysoko rosnące drzewa sprawiały wrażenie że człowiek szedł nie środkiem lasu, a był w jakiejś ogromnej, ciemnej budowli, której kolumny przytrzymywały szumiący złowrogo dach. Mchy i porosty, rosnące z rzadka wokół starych wyglądały podobnie do zgnilizny, i Eryk długo zastanawiał się nad przyczyną ich wyglądu. Starość? Zła gleba? Może coś złego było w wodzie? Umysł strażnika pracował dziś rześko. Wczorajszy posiłek dodał mu sił, a co ciekawe, miał już pewien plan który był do zrealizowania. Odpocząć kilka dni, i spróbować namówić pozostałych, aby uciekać na północ, w stronę rzeki która najpewniej tam była. Dotarcie do jakiejś większej osady było kwestią czasu. Czy podołają?

Wątpliwości targały myśli Eryka, jednak postanowił nie pokazywać tego w obliczu dwójki nastolatków mu towarzyszących.
- Spokojnie. Las w tym miejscu jest stary i choruje jak staruszek. I jest tak samo groźny jak staruszek – zaśmiał się lekko Erik i wyciągnął sztylet – Zobaczcie, spróchniałe – odłupał kawałek pnia drzewa. Odłamek łuszczył się i rozpadał wręcz, z wilgotnym mlaśnięciem.
- Drapieżniki tu nie chodzą, bo nie ma tu niczego dużego, co by chciało wcinać takie rośliny. Nic tu dla jeleni czy nawet niewielkich sarenek. Co najwyżej na robaki można tu przyjść, a potem na ryby – zawyrokował i szedł dalej. Milli i Heinii zaś, nieco pokrzepieni, ale wciąż z rozdziawionymi ze zdziwienia ustami dreptali za nim.
- Ppan...na lesie się zna? - zapytała nieśmiało Milli
A i owszem. Szmat czasu w drodze, to i nauczyć się przyszło tego i owego – Erik skierował konia, przechodząc cicho po istnym kobiercu z szaroburego mchu, przegarniając bardzo rzadkie gałęzie nisko rosnących krzaków. Rozmawiali cicho, choć bardziej dla rozluźnienia atmosfery, bo Eryk doskonale zdawał sobie sprawę, że człowiek bojący się, czasem musi się wygadać. A on mógł po kolei przypominać sobie wszystkiego, czego o lesie i dziczy nauczył się od pewnego reiklandzkiego strażnika, Gottlieba Wernke. Strażnik ten czuł się w lesie jak w domu i Erik nie raz i nie dwa zbierał swoją szczękę, zaskoczony jakąś mądrością która Wernkemu wydawała się oczywista, a dla Erika była to wręcz wiedza tajemna. Erik mógłby iść o zakład, że stary został wychowany przez jakąś niedźwiedzicę, bo nawet był podobnej postury i równie kudłaty jak brązowe miśki, żyjące w Drakwaldzie. Podróżowali tak dobrą godzinę, aż krzaki zrobiły się nieo bardziej zielone, a przez ciemny dach lasu zaczęło przesączać się coraz więcej światła.
- No, teraz cichutko – powiedział przykładając palec do ust i zaczął powoli przesuwać się między gałęziami. Po chwili stanął, kucnął i dał znak ręką dzieciakom, aby podeszły cicho. A potem wskazał niewielki, szary punkt w oddali, między gałęziami.
Na niewielkiej polance, obok zwalonego przez burzę pnia starego drzewa baraszkowało sześć szarych szczeniąt. Trójkątne pyski, i długie uszy od razu zdradzały ich wilczą rasę. Obok wylegiwała się duża samica, odpoczywając najpewniej od swoich pociech. Dzieci patrzyły na zwierzęta z otwartymi oczami.
- Cichutko. Nie słyszą nas, bo jesteśmy pod wiatr – Erik poprawił kapelusz i uśmiechnął się do dzieciaków – Stado jest pewnie daleko i poluje. Suka wilka często odłącza się od stada, by odkarmić potomstwo. Nie będziemy im przeszkadzać - oznajmił Eryk dając znak, aby szli za nim. Po kilku chwilach znów mógł się nieco wyprostować, wiedząc, że żadne większe zwierze raczej nie będzie zaczepiać dużej wilczycy z młodymi. Erik szedł jednak w stronę wskazaną wcześniej przez Ludo. Coraz gęstsza trawa i coraz niższe drzewa mówiły mu, że gdzieś w pobliżu powinno być szukane przez niego pastwisko. Było. Całe dwie godziny drogi od osady. "Daleko" pomyślał Erik. Za to krajobraz leśnej polany był urzekający, choć pogoda niespecjalnie dopisała. Heini i Milli znów stali i Eryk nie do końca wiedział, czy są znów przestraszeni, czy raczej zachwyceni nowym widokiem.

Ryk krów wydostał ich z zadumy. -Złapiemy je? - zapytał chłopak przestępujący z nogi na nogę.
- Tak, spróbujemy złapać jedną – potwierdził Erik uśmiechającemu się Heiniemu.
Eryk związał linę w coś w rodzaju pętli, zsadził z Porista Milli, każąc im przyczaić się pod krzakiem, a sam dosiadł konia i ruszył z pętlą na polanę. Dłuższą chwilę trwało, zanim trafił liną w rogi zwierzęcia, i jeszcze dłuższą trwała walka pomiędzy dwoma zwierzętami, kiedy Porist parskając nozdrzami i kwicząc z wysiłku próbował osadzić w miejscu broniąca się krowę. Dwa razy udo Eryka zaprotestowało, kiedy lina, przytroczona do kulbaki i napinająca się niebezpiecznie otarła się o jego nogi. W końcu jednak, becząca z wysiłku krowa skapitulowała się, robiąc ostro bokami z wysiłku i stojąc z opuszczoną głową.
Erik podjechał z nią do dużego, rozłożystego drzewa i przywiązał linę z kulbaki do szerokiej gałęzi. Dzieciaki już były przy krowie, która powoli uspokajała się, kiedy dzieci podtykały jej wiechcie trawy pod nozdrza.

- Jeśli umiecie doić, to możecie z niej trochę upić – zaśmiał się strażnik – i tak musimy nieco rozpasać konie, więc chwilę tu zaczekamy – oznajmił i poszedł poszedł rozkulbaczyć Porista i wypuścić konia Reinhardta na pole. Potem chwilę się zdrzemnął pod drzewkiem, pilnując jednym okiem obu koni i nastolatków.

Powrót był spokojny. Dzieciaki umorusane, z mlecznym wąsem pod nosem wydawały się całkiem zadowolone z eskapady. W drodze powrotnej Erik pokazał im jeszcze tropy dzika, które szły prawdopodobnie w stronę jakiegoś wodopoju gdzieś w lesie i skierował oba konie z powrotem tą samą drogą, którą tu przybyli, pilnując jednocześnie, by zachować należyty dystans od wilczycy z młodymi. "Cały dzień, na Sigmara. Kosztowne te koniki..." myślał Erik licząc godziny i patrząc na chylące się ku widnokręgowi słońce.


***


Dotarli do wioski pod wieczór, a gwar nowych głosów słyszalnych z oddali nieco go zdziwił. "Czyżby pomoc dotarła tak szybko?" pomyślał strażnik wlokąc porykującą krowę za kulbaką. Dzieciaki również umilkły, słysząc obce, szorstkie i męskie głosy w obozowisku. Nieufność była całkowicie na miejscu, i Eryk solidnie poprawił pas z mieczem, aby mógł w razie czego szybko go wyjąć. Wjechał od północy, mijając strażnicę, która jeszcze cuchnęła gorzelnią. Pijak chyba nie wyczyścił jej jeszcze po swoim wczorajszym wyczynie. Musi zapytać Melissy, co się z nim dzieje. Z jednej strony, miał nadzieję, że to jacyś zbrojni. Z drugiej strony, miał nadzieję, że nimi nie są. Zbrojni rozwiązywali wiele problemów siłowo. Właściwie większość, co miało zarówno zalety, ale i wady. Erik modlił się w duchu, aby nie musiał stawić czoła owym wadom, bo już sama obecność tutaj była niepokojąco ciężka.
Zostawił konie w prowizorycznej zagrodzie, przywiązał krowę do suchego drzewa, ogarnął zagrodę i ruszył w kierunku nowo przybyłych mężczyzn, zamierzając przedstawić się i wypytać kim są i jakie mają zamiary. Potem zamierzał zorganizować z Ludem jakąś wieczerzę, ewentualnie przejść się po obozie aby zobaczyć, czy krasnolud znalazł jakiś krzemień. "Może ci nowi mają krzemień?" pomyślał ruszając w kierunku tego barczystego.
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline  
Stary 13-02-2019, 01:08   #58
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Wieczór dnia drugiego.

- Nie wiem jak wy - odezwał się w końcu Wolf do rozmawiających Niklasa i Ghartha. W zasadzie bardziej był to monolog węglarza z pojedynczymi niewerbalnymi odpowiedziami krasnoluda. - Ale na moje to coś Reinhard i Thorstein długo nie wracają. Poszli niedaleko. Skoczę ich poszukać, póki się noc nie zrobi. Jakby coś było nie tak - powiedział pozornie spokojnie - to zapalę pochodnię.
- Może pójść z tobą? Po drodze objaśnisz mi wasze plany.
- Hochenberg pomyślał, że może być przydatny.
- Pójdę z wami. Będzie raźniej i bezpieczniej - zaoferował węglarz. - Poczekajcie. Wezmę tylko pochodnię i siekierę. Tak na wszelki wypadek.
Gharth nic nie mówił, po prostu zostawił narzędzia i inne pierdoły, wziął do ręki topór. Pieprzone umgi nawet spacer potrafią zepsuć. Na noc wybierać się w las...
- A, dajcie pokój. Poradzę. Jakby mnie co zeżarło, to lepiej jednego trupa niż czterech rannych. - odezwał się Wolf.
- Skoro nie chcesz. - Theo nie lubił się pchać tam, gdzie nie był mile widziany.
- Czterech rannych to też raźniej niż jeden trup - nie zgodził się Niklas. - Ale jak wolisz.

W drodze Wolf był milczący i spięty. Gharth milczący i zły. Spacer w ciemną noc nie był przyjemny, ale przynajmniej nie padało. Już po krótkiej wędrówce i nawoływaniu udało się znaleźć Reinharda. Uderzenie w głowę pozbawiło go przytomności a docucony wyjaśnił, że razem z Thorsteinem uciekali przed niedźwiedziem.
- Ten dureń stwierdził, że skoro znalazł miód to nabierze dla dzieciaków, ugh - stęknął wstając zbrojny.
- Rozdzieliliśmy się gdzieś tam - wskazał dłonią.
Thorsteina znaleźli z przerwaną tętnicą udową. Krew wsiąkła w runo leśne nieznacznie zmieniając jego kolor na bardziej brunatny.
- Ślady wiodą na wschód - powiedział Wolf. - Lepiej nie idźmy tam dziś ani jutro. Jak łowić, to na zachód.
- Chyba, że ubijemy miśka teraz, póki się nażarł - skrzywił się Reinhard.
- Wydaje mi się, że dostał - dodał Wolf obserwując ślady krwi na krzakach.
Gharth splunął na dłonie i pewniej złapał topór. Najlepsza byłaby rohatyna, ale był ciut za niski by skutecznie nią walczyć. Topory i oszczepy też się nadawały, a niedźwiedzie górskie bywały większe od ich leśnych kuzynów.
Zazwyczaj polowanie nocą byłoby głupotą, ale ponieważ krasnoludy całkiem nieźle widzą w nocy, a "miśki" sporo gorzej, Gharth zaryzykował. Łapy niedźwiedzia były pyszne, a on głodny. Futro przyda się nocami jako naprawdę ciepły "koc" o ile ktoś go wyprawi, a sadło może przydać się Melissie.


Khazad spodziewał się ciężkiej walki. Nie spodziewał się za to, że razem z niedźwiedziem spotka zrzuconego przez kucyka i nieprzytomnego niziołka. Pomoc przyszła w ostatniej chwili. Niedźwiedź musiał być już wcześniej solidnie zraniony, poruszał się bowiem wolniej. Mimo, że pierwszy raz walczyli razem, Gharthowi, Wolfowi i Thornsteinowi udało się pokonać zwierzę bez strat własnych.

Gdy zrobiło się bezpiecznie, khazad sprawdził stan Ludo. Niziołek miał zamknięte oczy i guza na głowie. Standardowe metody budzenia zawiodły. Gdy, mimo potrząsania i cucenia wodą nie odzyskał przytomności krasnolud zaczął się zastanawiać jak zawlec go do domu. Toporem zawsze można ściąć kilka drzewek, a włóki też chyba potrafią zrobić. Ale leczeniem to może niech się jednak Melissa zajmie. Choć późno, chyba pozwoli się obudzić w ważnej sprawie.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 16-02-2019 o 11:22.
hen_cerbin jest offline  
Stary 13-02-2019, 09:50   #59
 
Phil's Avatar
 
Reputacja: 1 Phil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputację
Tymczasem w osadzie dwie służki ułożyły ranną Henrike na ziemi, okryły i podjęły się większych porządków w ziemiance. Wkrótce wybiegły stamtąd rozemocjonowane kląc i grożąc podpaleniem budynku.
Prędko wyniosły wszystkie swoje rzeczy, zaczęły je trzepać, czyścić i porządkować. Ostatecznie podjęły decyzje o przeniesieniu się do innej chaty. Wyrzuciwszy na zewnątrz wszystkie zepsute sprzęty zawiązały miotły z gałęzi i doprowadziły pomieszczenie do ładu. Zgarnięte śmieci i kurz wyrzucały za próg rękoma a Milli z gałęzi wyplotła niewielką łatę na dziurę w dachu.
Mimo to stan budowli dalej był daleki od dobrego, kobiety zdecydowały się rozpalić kopcący ogień, by zagotować wodę w kadzi. Węglarz widząc to zbliżył się do nich energicznym krokiem.

- Chcecie, żeby nas wszystkich nieumarli zeżarli? - zapytał lekko podniesionym i pełnym krytyki głosem. - Czym chcecie palić?! Tym?! Snop dymu jak pochodnia w nocy da wszystkim dookoła znać gdzie jesteśmy. Dobrego drewna trzeba. Na cholerę wam teraz woda? - zapytał kończąc wywód.
- Musimy pozbyć się tych wszy… - Zaczęła Anna.
- Nie wytrzymacie do rana?
Tego Heini nie zdzierżył.
- A ty, kurwa, co się czepiasz? Jest tak ciemno, że kto ma zauważyć? Wszędzie chmury - stanął w obronie kobiet, które nie chciały lub bały się odezwać.
- A w łeb chcesz? - odszczeknął odruchowo węglarz spinając mięśnie. - Chcecie palić tym wilgotnym drewnem to spieprzać na tyle daleko od obozu, że jak coś po was przylezie to żeby nas nie znalazło - dodał doskakując do ogniska i przyduszając ogień wilgotnymi gałęziami. - Jak chcecie palić ognisko w obozie to jutro z rana idziecie ze mną do lasu. Dostaniecie tyle dobrego drewna do noszenia, że zrzygacie się ze zmęczenia po dwa razy w drodze powrotnej.
- Spokój, dzieciaczki, spokój. Dym widać i czuć z daleka. Jak ściągnięcie tutaj trupy, to bardzo szybko dołączymy do nich.
- Szczurołap podrapał się nagle po nosie, tknięty niepokojącą myślą. - Mam nadzieję, że ten pogrzebany nie wstanie w nocy...

Zmartwiony Theo zobaczył mężczyznę wchodzącego do osady. Ten wyglądał na sprawnego wojaka. Do tego jakiś mundur i zadbany sprzęt, żołnierz albo strażnik dróg może?
- Witajcie, dobry panie. Theodosius jestem, jeden z nowych uciekinierów. Może wy mi powiecie, co tu się dzieje, i czemu ludzie bardziej myślą o budowaniu piecy i wszach, a nie o wzmocnieniu palisady albo ucieczce?
- Erik Landau. Strażnik dróg. Miejscowi podjęli decyzję, aby zostać i odpocząć a ja nie jestem z ich wioski, i raczej nie mogę nic im nakazywać. Na wzmocnienie palisady trzeba silnych chłopów i narzędzi. Tu są jedynie małoletni, starcy i kobiety. Wojownicy poszli polować i sprawdzać okolicę
- wyjaśnił Erik patrząc się na Theodosiusa - nowy uciekinier? Też z wioski? Więc wiecie, w jakim są stanie. Głodni, przerażeni i zmęczeni - podsumował.
- Z tego co się już dowiedziałem to zadupie zostało opuszczone ponad 20 lat temu. Pewnie nikt o nim nie pamięta. Jeśli nie damy o sobie znać to nikt nas tutaj nie znajdzie - stwierdził węglarz. - Nie ma za bardzo dokąd uciekać, bo nie wiadomo gdzie nieumarli się kierują. A tak w ogóle to Niklas Lehmann. Jestem węglarzem - mężczyzna wyciągnął dłoń do przywitania.
Erik uścisnął podane prawice. Pomyślał sobie, że dobrze było widzieć kogoś, kto nie ma obłędu w oczach.
- Dobrze prawicie o palisadzie, panie Landau, ale ja widzę to tak. Południe i zachód - Hochenberg machnął ręką - opanowane przez trupy, dzień drogi od nas. Ja nie jestem z okolicznych wsi, byłem z oddziałem najemników. Potwory przeszły przez ostrych wojaków jak gorący nóż przez masło, a wspomagał ich jeszcze jakiś czarownik. Jeśli ci ożywieńcy nas znajdą, nie mamy szans. Na mój rozum, skoro tej zapomnianej osady wzmocnić nie możemy, trza nam szukać drogi ucieczki - od wroga, czyli na północ i wschód. Wybadajmy te kierunki jutro od rana, albo ruszmy wszyscy razem. Wiem, że ludzie głodni i wystraszeni, ale tu czeka ich tylko śmierć.
- Wzmocnienie palisady i tak nic nie da, a nawet zwróci uwagę, że ktoś tu mieszka. Jest nas mało, jeśli nie będziemy się pchać na widok to nikt specjalnie po nas nie przyjdzie. Najwyżej jeśli zabłąka się coś tutaj to możemy to ubić tak, żeby nie dało nikomu znać. Nie mamy zapasów na drogę i z tego co widzę nie ma tutaj żadnej organizacji. Każdy robi tylko pod siebie. No z małymi wyjątkami
- dodał po małej pauzie. - My wszyscy bardziej zwrócimy na siebie uwagę podróżując niż siedząc schowani w ziemiankach.
Erik pokiwał głową - miałem podobny koncept, ale jeść trzeba, stąd większość jest poza obozem. A mówić im co mają robić specjalnie nie można. Wolni ludzie, poza tym z nami jest giermek. Sądziłem, że to jego robota, bo był z wioski. Cóż. na północ jest rzeka. Zdaje się Steinbach. Mijałem bród przed Enzesburgiem. To jest na zachód. Nie pchałbym się tam, jeśli armia trupów idzie wprost ze wschodu. Wejdziemy prosto na nich. Sugerowałbym północ, do rzeki i wzdłuż niej. W końcu trafi się bród czy osada - Erik wskazał miejsce, gdzie stały konie - przywiodłem dziś krowę. Da nieco mleka, a i mięso ma dobre. Przez kilka dni może nie będzie trzeba polować, i można będzie ten zwiad zrobić.
- Kazać im nie można, ale można przemówić do rozumu. Obojętne czy trupy znajdą nas tu czy w lesie. Jeśli znajdą, zginiemy. One nie chodzą pojedynczo i przypadkiem, kieruje nimi zły mag.
- I ten zły mag może wiedzieć o każdej osadzie i mieście w okolicy, ale może nie wiedzieć o tej zabitej dechami dziurze
- skomentował Niklas. - Na co jest według was większa szansa, że nieumarli znajdą nas i zeżrą tutaj czy w znanym siedlisku ludzkim? Może nieumarli już sprawdzili ten teren i poszli sobie nikogo nie zastawszy?
Szczurołap pokręcił głową. - Nie znam okolic, nie wiem gdzie są osady. I nie wiem, w którą stronę idą ożywieńcy. Ale idą od południa i zachodu.
- Nie znam się na tym, ale jeśli nieumarli mają strukturę wojska i mają przywódcę to nie biegają sobie dookoła bezładnie tylko mają jakiś cel. Zabijają po drodze kogo znajdą, ale wskazać im cel chyba ktoś musi. Przypadkiem możemy wleźć na siebie, ale jeśli siądziemy na dupie i dołożymy starań żeby nas było jeszcze trudniej tutaj znaleźć to może przejdą obok
- zaproponował węglarz. - Jak mam umierać to wisi mi gdzie umrę, ale chciałbym sprzedać skórę drogo.
- A może celem jest kurwa miasteczko po drugiej stronie lasu, a my jesteśmy na trasie przemarszu?
- Theo podniósł głos. - Jak chcesz się chować tutaj? Trza palić ognie, krowa zacznie muczeć, dzieciaków też nie uciszysz. Ja nie będę tu czekał na śmierć.
- A jak ruszysz w drogę to nagle dzieci będą siedzieć cicho, a w nocy ognia palić nie będziesz musiał? Ranni i kobiety zamienią się w twardych wojowników? Żreć też nie będzie trzeba? Głodni już ludzie chodzą i zapasów na drogę nie mają
- podjął ostrzejszy ton Niklas. - Masz trochę racji, ale twój pomysł też ma wady - dodał już spokojniej.
- Nie będą cicho, ale będą się oddalać od zagrożenia, a nie czekać na nie. Jest krowa, może wrócą inni z jedzeniem. Jeśli chcesz, zostań we wiosce i się chowaj. Sam lub z innymi. - Hochenberg podrapał się po nosie i odwrócił się do strażnika. - Panie Landau, moje zdanie znacie. Rano ruszam na północny- zachód. Sprawdzę co tam się dzieje, może coś upoluję po drodze.
- Możemy iść razem. Krowa jest, konie odpoczęły, a nuż coś ciekawego znajdziemy
- zgodził się Erik - Biorę pierwszą wartę, tam, na wartowni. Jeśli panowie nie jesteście zdrożeni, możemy się wymieniać - zaproponował.
- Ja wyspałem się w ciągu dnia, zaraz po tym jak tu dotarłem. Też mogę wziąć nocną wartę - odparł węglarz podchwytując temat. - Rano poszedłbym do lasu po drewno. Mniejsza z tym czy zostaniemy czy ruszymy w drogę trzeba dobrego opału, a nie tego gówna czym właśnie próbowali tu palić. Jeśli narobię węgla, to będzie lżejszy i trzy razy bardziej wydajny niż najlepsze drewno, a dobrze palony nie będzie dymić. Obojętne czy tutaj czy w drodze.
- Tu drewna nie ma,a i samo wypalanie na waszym miejscu robiłbym poza tą wioską. Jak mają nas nie znaleźć przez jakiś czas, to lepiej, aby dymu za bardzo nie robić. Cóż, idę odpocząć. Miło mi było poznać was panowie
- lekko przygiął rondo kapelusza, kiwnął głową i poszedł sprawdzić, czy innym niczego nie brakuje.
- Obudźcie mnie zatem na ostatnią wartę przed świtaniem. - Theo pożegnał się i poszedł rozstawiać pułapki, tak na wszelki wypadek. Jedną ustawił pod bramą wejściową, drugą pomiędzy palisadą, a strumieniem.*
 
__________________
Bajarz - Warhammerophil.
Phil jest offline  
Stary 16-02-2019, 11:11   #60
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Dzień drugi - noc w lesie


Gharth otarł pot z czoła. Machanie toporem to ciężka robota. A machać nim musiał, bo inaczej niedźwiedź machnąłby nim. Khazad był gotów założyć się, że nie byłoby to przyjemne.
Utłuczenie zwierza okazało się początkiem roboty. Na szczęście zdolności trójki dobrze się uzupełniały - Wolf i Reinhard wiedzieli jak zrobić włóki, a Gharth jak ściąć młode drzewka toporem. Poszło im zadziwiająco sprawnie i szybko jak na pierwszą w nocy. Niziołek trafił na włóki, a że jego stan wydawał się stabilny, zajęli się drugim “problemem”.
Krwawy łup przyciągnąłby padlinożerców (i nie tylko), więc nie było sensu ciągnąć całego do “domu”. Reinhard rozpalił małe ognisko służące po równi za źródło światła jak i odstraszacz nieproszonych gości. Wolf wiedział jak spuścić krew z niedźwiedzia i jak go wypatroszyć. No, powiedzmy, że wiedział. Kiedyś pomagał przy świniobiciu, a to prawie to samo. Ponieważ jednak dwaj pozostali patrzyli się jak sroka w gnat, musiał się tym zająć. Gharth służył za woła roboczego - tylko on był w stanie podnieść i przewrócić niedźwiedzia. Za pomocą ułamanej solidnej gałęzi i zasady dźwigni, ale i tak się liczy.
W nocy i pośpiechu praca nie była najdokładniejsza, ale udało im się w końcu ściągnąć skórę, wykroić kilka porcji tłuszczu, wydobyć serce, wątrobę i nerki, a Gharth odrąbał łapy - upieczone na węglach będą przysmakiem. Trochę to trwało, ale uzyskano sporo najlepszej jakości mięsa, pozwalającego przeżyć kilka najbliższych dni. Skóra… Cóż, Gharth nie widział problemu. Skóra jak skóra. Trochę nierówno pocięta, lekko przypalona, ale zawsze przecież można zszyć.
Teraz to tylko dostarczyć do osady co mogło być problemem, zwłaszcza, że choć krasnolud widział w ciemności, to warunki były takie, że niewiele to dawało. Na szczęście Wolf miał pochodnię. Wolf zaznaczył, że jakiś czas będzie trzeba omijać to miejsce, drapieżniki będą czuły tu krew jeszcze długo. Reinhard nie znał się na niczym poza dowodzeniem, więc zaczął nalegać na powrót natychmiast. Umgi, choć “wojownicy” to, jak się okazało, słabeusze. Nie żeby Ghartha to dziwiło. Na szczęście sam miał nie tylko upór wołu, ale i jego siłę (a według niektórych, także rozum) i oprócz Luda, uciągnął także “opakowane” w futro mięso. Włóki osobowo-bagażowe zdały egzamin. Tłumione śmiechy sprawiły że się obejrzał. No tak… Tak mu się zdawało, że o czymś zapomniał. Zarwanie kolejnej nocy chyba jednak nie przyszło mu teraz tak łatwo jak w młodości. Przerzucił mięso i skórę na kucyka, podobnie jak większość obciążenia. Cholerni umgi, ani słowem się nie odezwali. Z drugiej strony, przez całą noc żaden nie wymagał, żeby to on się odezwał. Ujdą.
Po drodze czekała ich jeszcze wizyta w strumieniu - trzeba było w końcu obmyć krew by nie straszyć dzieciaków i nie śmierdzieć jutro.
Ostatnim wyzwaniem było dotarcie do osady tak by nie dostać strzałą od wartownika. Machający pochodnią Wolf dał znać, że “swoi idą”.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin
hen_cerbin jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:48.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172