Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-10-2018, 16:16   #11
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Noc minęła spokojnie, a śniadanie jakoś nie zdało się Hagenowi ostatnią ucztą skazańca. Niestety świadomość, że od tej chwili trzeba będzie zdać się tylko i wyłącznie na własne zapasy i własne umiejętności upichcenia czegoś na szybko nieco psuły nastrój.
Podobnie jak i fakt, iż eskorta (zapewne mająca dopilnować, by wybrańcy grafa nie zmienili nagle zdania) chciała wrócić do miasta tak szybko, jak się tylko dało.
Z drugiej strony - to nie strażnikom płacono za polowanie na władcę zamku Drachenfels. A zapłata była niezła, to Hagen musiał przyznać. No i musiał przyznać, że von Jungfreud próbował upiec dwie pieczenie na jednym ogniu.
Nie da się ukryć - życzył grafowi powodzenia, bo to by oznaczało, że wyprawa zakończy się sukcesem, co by Hagena bardzo ucieszyło, bo dawałoby szansę na przeżycie tejże wyprawy.

Droga do celu, a dokładniej do zamku, zdała się całkiem prosta - przynajmniej w opisie, jaki udzielił im najważniejszy ze strażników.
- A gdyby drogowskaz zniknął - spytał Hagen, który w takie rzeczy jak drogowskazy nie zawsze wierzył - to jak mamy jechać?
- Jak bez drogowskazu, to...
- Strażnik na moment zmrużył oczy, jakby musiał ogarnąć w myślach, którą stronę wskazać. - W prawo. Nie prosto, tylko w prawo. Ale będzie drogowskaz. Ostatnio był, to znaczy dwa miesiące temu.
Hagen podziękował za informację.


Wszechobecna wilgoć nie ograniczała się do wiszenia w powietrzu. Bezczelnie wciskała się pod kurtki i koszule, przybierała postac kropel wody, spływała za kołnierz. I Hagen ciekaw był, ilu z członków wyprawy zamieniłoby przyszłe nadanie na wygodne łóżko w gospodzie... z młodą służącą w charakterze towarzystwa.
No ale za takie przyjemności się płaciło, a tutaj mieli zapracować na zapłatę, czego zrobić nie mogli, oddając się łóżkowym igraszkom.

Las, w który wjechali, nie spodobał się Hagenowi w najmniejszym nawet stopniu. Podobnie jak i nie spodobał się Melicie, z którą łowca wampirów zamienił kilka zdań. Czy była to sprawa pogody i nisko wiszących chmur, czy też może sprawka Drachenfelsa (lub któregoś z jego spadkobierców lub naśladowców) - trudno było orzec. W każdym razie Hagen nie potrafił tego zrobić. A skoro nie wiedział, to wolał zachować zdwojoną czujność. Takie zaś podejście do lasu i tego, co się w nim czaiło, sugerowało znalezienie pustego wozu, ozdobionego śladami krwi. Woźnica, koń, ładunek - wszystko padło łupem tajemniczego "czegoś", które to coś miało nad wyraz zróżnicowane potrzeby.

O tym, że przeczucie pewnego niebezpieczeństwa miało swe podstawy, Hagen przekonał się zdecydowanie wcześniej, niż by tego chciał. Z drugiej strony musiał przyznać, że nieumarłe ptaszyska jakoś pasowały do całokształtu. Co nie znaczyło, że Hagen miał ochotę się z nimi bliżej zapoznać. Na dodatek był nieco wysunięty do przodu i miał wrażenie, że znaczna część przerośniętych kruków skupi swe zainteresowanie właśnie na nim.
Co prawda zbroja powinna wytrzymać, ale mogły mu, na przykład, poszarpać płaszcz...

Uniósł kuszę i strzelił parę razy do najbliższego ptaszyska. Miał zamiar powtarzać to działanie tak długo, jak długo to będzie możliwe, a potem zamienić broń na tarczę i miecz, by móc rozprawić się z tymi, które podejdą bliżej.
 
Kerm jest offline  
Stary 26-10-2018, 16:49   #12
 
Dhagar's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputację
Popijawa trwała dalej w najlepsze i krasnolud późną porą walnął się w końcu na leże otumaniony lichym ludzkim alkoholem. Wrzaski z dołu porankiem uderzyły w jego czaszkę z siłą młota bojowego, na co miał ochotę odpowiedzieć równie dosadnie ale ostatecznie zwlókł się na dół zgarniając swój niewielki dobytek.
Cokolwiek można było o nim powiedzieć tego ranka, to z pewnością dwie rzeczy. Pierwsza, to że miał sporego kaca co dawało się słyszeć poprzez jego mamrotanie niezadowolenia podczas spożywania posiłku, do którego wręcz zarządał dzbana piwa. A druga, że ozdoby jakimi był upstrzony starczyły by co najmniej na rok życia w Nuln w porządnej kamienicy. Broda spleciona w warkocze spięta była spinkami z brązu, dwie srebrne i dwie złote bransolety opinały jego potężne nadgarstki do spółki ze srebrnymi pierścieniami na palcach. Do tego trzy złote kolczyki w uchu dodawały urok krasnoludowi, który swą sylwetką robił wrażenie. Wieczorem podczas kolacji zdawał się być tylko kolejny członkiem starej rasy, z fantazyjnie uformowanymi i ufarbowanymi w czerwonego irokeza włosami na szczycie głowy. Teraz jednak, w świetle dnia gdy wyruszyli mogli podziwiać również jego sporą ilość tatuaży oraz paskudnych blizn widocznych na rękach czy czaszce. Odziany w znoszone podróżne ciuchy, w wysokich butach i w czymś co kiedyś musiało być kaftanem, przez kogoś nieobytego mógł być brany za podrzędnego wędrowca bez grosza przy duszy. Mógłby, gdyby nie zatknięty z tyłu za pasem paskudnie wyglądający nadziak oraz kunsztownie wykonany, zdobiony krasnoludzkimi oznaczeniami potężny topór dwuręczny. Postawa krasnoluda, jego zachowanie i spojrzenie mówiły same za siebie – lepiej schodź mi z drogi.

***
Patrol kawałek ich odprowadził, a potem czym prędzej czmychnął z powrotem co jedynie spotkało się z pogardliwym spojrzeniem ze strony krasnoluda. Inną sprawą było że jazda konna nie była najlepszą formą podróży dla niego, ale jakoś sobie radził złorzecząc przy tym po krasnoludzku na maniery swojego wierzchowca, który chyba nie do końca lubił swego jeźdźca i to z wzajemnością. Im głębiej jednak wjeżdżali w las tym bardziej Balgrim zyskiwał na humorze, z zadowoleniem czując złowrogą atmosferę i nadchodzące niebezpieczeństwa. Wręcz niecierpliwił się rozglądając w poszukiwaniu przeciwnika w przeciwieństwie do konia, który zapewne wolałby być daleko stąd.
Polana gdzie zatrzymali się na postój była przystankiem w ich podróży, ale dla krasnoluda miejsce było równie dobre jak każde inne. Wrzaski ptaków zwróciły jego uwagę. Zabójca dostrzegłszy nieumarłe ptaszyka wydał z siebie głośny okrzyk radości i czym prędzej zeskoczył z konia, nie miał bowiem zamiaru walczyć z jego grzbietu.

- Chodźcie i zdychajcie!!! – wrzasnął i popędził niczym burza ku nieumarłym, co z poziomu siedzących na wierzchowcach mogło wyglądać jak niska, czerwona kula armatnia lecąca ku swojemu celowi z doczepionym toporem. Balgrim nie miał zamiaru dać się komuś wyprzedzić, miał tylko swojego przeciwnika przed oczami a reszta go nie obchodziła. Cios za ciosem, unik i kolejny wyprowadzony z furią cios. Dla niego liczyło się w tej chwili tylko zabijanie i nie było miejsca na jakąś wyrafinowaną taktykę.

 
__________________
"Nie pytaj, w jaki sposób możesz poświęcić życie w służbie Imperatora. Zapytaj, jak możesz poświęcić swoją śmierć."
Dhagar jest offline  
Stary 26-10-2018, 16:56   #13
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację
Kąpiel dobrze nastroiła ją przed udaniem się do łóżka i noc przespała bez problemu, a z rana obudziła się bez pomocy dzwonka oraz - dość męskiego w jej przekonaniu - głosu karczmarki. Po porannej toalecie, ułożeniu włosów i odświeżeniu się, zeszła na dół i zjadła z pozostałymi pyszne śniadanie. Jadła małymi kęsami, powoli, wyprostowana na swoim siedzisku, jakby pochodziła z rodziny szlacheckiej. W międzyczasie pojawili się ludzie grafa, którzy mieli im towarzyszyć przez jakiś czas w podróży do zamku. No cóż, ich pracodawca najwyraźniej nie należał do zbyt ufnych ludzi, ale Yelenie to w sumie nie przeszkadzało i nie dziwiło; każdy w dzisiejszych czasach dbał o własne interesy, a już zwłaszcza w momencie, gdy nad krainą wisiała groźba nadejścia mrocznych czasów.

Po śniadaniu zabrała z pokoju swoje rzeczy, na które składał się wypchany plecak oraz równie pełne juki, po czym przeszła do stajni. Jej biała klacz czekała na nią, wesoła i wypoczęta, a widząc, że chłopiec stajenny dobrze się nią zajął, wręczyła mu dodatkową, drobną monetę. Zarzuciła juki na grzbiet zwierzęcia, a kostrur wrzuciła w specjalny olstr przy siodle, po czym wyprowadziła klacz (bezimienną, a jakże, bo nie lubiła się przywiązywać do ludzi czy zwierząt) i usadowiła się na niej wygodnie, z dumnie uniesionym podbródkiem. Na Strigankę stojącą niedaleko rzuciła jedynie okiem, nie robiąc sobie nic z jej obecności. Pewnie stara liczyła jeszcze na poranny zarobek wśród wyjeżdżających na szlak naiwniaków. Cóż, nie wyszło. Niedługo później wyruszyli.

Odwaga ludzi grafa skończyła się przy wjeździe do ponurego lasu, gdzie zostawili ich z instrukcjami, jak dojechać do zamku, a potem popędzili z powrotem do Ubersreiku. Yelena przyjęła to beznamiętnie. Może takie mieli rozkazy, a może po prostu nie chcieli ryzykować? W końcu to nie oni mieli zająć się sprawą czarnoksiężnika. Las, do którego wjechali niedługo później, nie był normalny. Czarownica niemal od razu wyczuła dziwną, złowieszczą moc oplatającą drzewa, zamykającą ich w swoim uścisku.
- Pewnie wszyscy już doskonale zdajecie sobie z tego sprawę, ale w powietrzu coś wisi, bądźmy ostrożni i czujni - powiedziała spokojnym tonem, rozglądając się po okolicy.

Yelena nie czuła się zaniepokojona w tym miejscu. Mówiąc szczerze, nie czuła zupełnie nic patrząc po rosnących przy szlaku oraz w głębi mrocznych drzewach i mgle wędrującej z miejsca na miejsce. Wiedziała, że co ma być, to będzie, a zakrwawiony, opuszczony wóz przy drodze, który znaleźli, tylko potwierdzał informacje i plotki od których huczał Ubersreik. Kislevitka omiotła okolicę spojrzeniem, ale jako, że nie znaleźli nic ciekawego, ruszyła z pozostałymi dalej. Zresztą, ci, którzy podróżowali tym wozem z pewnością dawno już nie żyli, tak samo, jak ich zwierzęta. Nie była zbyt rozmowna, zbywając szybko każdą próbę konwersacji. Rozmowy z innymi męczyły i nudziły ją na dłuższą metę, poza tym to nie była odpowiednia pora.

Niedługo później dojechali na polanę, która aż kipiała od paskudnej mocy, a ożywione przez czarną magię przerośnięte kruki tylko to potwierdziły. Yelena nie przestraszyła się ich - nie takie rzeczy widywała w miejscach, w których bywała. Teraz miała ochotę działać i posłać te cholerstwa tam, gdzie ich miejsce. Najpierw ostrą komendą i ściągniętymi lejcami uspokoiła klacz, w pamięci szybko odnajdując formułę prostego, acz skutecznego zaklęcia. Wypowiadając słowa mocy kreśliła dłonią mistyczne wzory w powietrzu, mając zamiar uderzyć w nieumarłe ptaszyska lodowymi grotami, które, jeśli nie wyeliminują jednego, czy dwóch, to przynajmniej pomogą w walce towarzyszom idącym na pierwszy ogień. Potem zamierzała chwycić za szablę i objechać pole walki. Może nie była mistrzynią broni białej, ale coś potrafiła, a chlastanie z doskoku niedobitków zajętych kompanami nie wymagało przecież wielkich umiejętności, prawda?

 

Ostatnio edytowane przez Tabasa : 26-10-2018 o 17:00.
Tabasa jest offline  
Stary 26-10-2018, 17:10   #14
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację

Rankiem,

Nadszedł czas wyruszyć na szlak z resztą. Melita wygląda dziś bardziej awanturniczo, nadal jak szlachcianka ale bardziej awanturnicza szlachcianka. Zadbana,. ciemne gęste włosy upięte z tyłu głowy choć niesforne krótsze kosmyki z przodu nie dały się złapać i zostały luźno pozostawione. Najwidoczniej dziewczyna zdążyła z poranną toaletą, choć ostatki snu jeszcze uczepiły się końcówek rzęs, bo wyglądała jakby jakąś częścią siebie została jeszcze w nocnym śnie .
Zarzucona ciemno-granatową pelerynę która odsunięta przez niesiony plecak odkrywała resztę ubiory. Wystającą spod skórzanego gorsetu ciemno-granatową koszulę, czarne spodnie i wysokie buty. Przewieszony przez biodro szerszy pas z czarnej skóry z paroma metalowymi kółkami robiącymi za mocowanie sakiewki i radośnie podrygujące przy poruszaniu się króliczej łapki. Dodatkowo był tam przymocowany miecz. Dziwny miecz bo wygląda jak nieudana szabla albo jak powiększona do rozmiarów miecza jedna z wersji noża jakie widziało się u rzeźnika. Był węższy od miecza i zaostrzony tylko po jednej stronie.

Jej bezimienny koń, określany przez nią jako ‘Gniadosz’, co jednak było jakąś formą imienia, był już osiodłany i Melita musiała tylko przymocować do siodła swój plecak, worek oraz kusze. Eskorta straży była w jej mniemaniu zbyt nadgorliwym pożegnaniem przez Grafa ale cóż zrobić.

Teraz,

W czasie podróży trzymała się Hagena, głównie dlatego, że reszta ‘zatrudnionych’ trzymała się raczej siebie. Choć w czasie trwania podróży niektórzy nie wytrzymywali i zmieniali miejsce w szyku kontynuując lub dopiero zaczynając próby zapoznawcze, które przegapili poprzedniego wieczoru.
- Szybko się pożegnali - skomentowała kąśliwie złodziejka coś, co uznała za ‘ucieczkę’ w wykonaniu straży. Potem była mgła, mnóstwo mgły i drzewa. Mnóstwo drzew, no niby normalne w lesie, ale jakoś tak strasznie się zrobiło, że Melita trzymała się blisko Hagana. Przynajmniej do czasu znalezienia wozu. Ciekawość wzięła górę nad uczuciem niepokoju i złodziejka poszukała czegoś co mogło ją zainteresować. Jednak nic nie znalazła, przynajmniej nic materialnego, bo brak zwłok, towarów i truchła konia znowu pchnął ja w to uczucie niepokoju.
- Ja może jestem miastowa, ale tak się las nie zachowuje.- Skomentowała cicho do Hagana jakby bała się, że jej głos zbudzi coś co drzemie w okolicy i wtedy będą mieli prawdziwe kłopoty, a wystarczyło jej, że gniady i reszta wierzchowców zaczęła się płoszyć.
- W tych przeklętych okolicach nawet lasy nie są w pełni normalne - przytaknął Hagen, co chwila rozglądający się po okolicy i wypatrując ewentualnych niebezpieczeństw. Jechali jeszcze trochę zmieniając czasami szyk w końcu brunetka wylądowała koło kontrastującej do niej Yeleny. Melita nie mogła nie przyjrzeć się odzianej w biel czarodziejce czy wiedźmie kobiecie z ciekawością. Nawet nie robiła tego subtelnie ale zanim w końcu nie wytrzymała i odezwała się do białowłosej wjechali na polanę.

‘Zombi kruki, oczywiście...’ pojawiło się jej w głowie. Dziewczyna zeskoczyła z konia przerzucając wodze przez jego łeb i stając na leżących na ziemi nogą. Gniadosz był dobrym koniem ale koniec końców to tylko zwierze które w strachu może uciec.
Wolałaby latające truchła nie dotarły do niej by musiała się bronić mieczem, ale w ostateczności właśnie to zamierzała zrobić. Chwilowo jak Hagan planowała wykorzystać dystans i zdjąć zombi kruki z nieba przy pomocy kuszy.
 
Obca jest offline  
Stary 27-10-2018, 19:38   #15
 
pi0t's Avatar
 
Reputacja: 1 pi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputację
Sir Warwick wstał jeszcze przed brzaskiem, zadbał o swoją higienę zapłacił też dnia wcześniejszego szylinga praczce, dzięki czemu jego strój był odświeżony i odpowiednio się prezentował. Zdążył jeszcze własnoręcznie naostrzyć miecze oraz z ręką na medalionie złożyć krótką modlitwę do swej bogini.
-Pani, która masz w swej pieczy,
Ludu rycerskiego rzeczy,
Prosty rycerz prosi Ciebie,
Odpłać mu to wiarą w siebie.-
Gdy rozbrzmiało wezwanie na śniadanie. Bretończyk zszedł do wspólnej izby, przywitał się już z zebranymi i z wielkim smakiem spożył lekkie śniadanie. Ciężkie chmury nie popsuły humoru rycerzowi, nie warto było narzekać na ciężką deszczową aurę, szkoda było tracić siły na jałowe marudzenie. Trzeba wykorzystać to co się ma, a taka jajecznica jest wspaniałym darem. Do tego ruszali na wyprawę, wyprawę którą zesłała Bogini. Warwick pewnym krokiem wszedł do stajni i sprawdził jak chłopak stajenny zajął się jego rumakiem, zuch się sprawdził zasłużył wiec na nagrodę w postaci dodatkowego zarobku. Szczególnie, że pomógł założyć na konia skórzanie, a potem rycerzowi ubrać pełną płytę. Gdyby nie jego niski stan młodzieniec jak nic nadał by się na giermka, ale urodził się zwykłym chłopem i tym chłopem już zostanie. Tak być zresztą powinno.
Gdy Sir Warwick z Quenelles dołączył do towarzystwa wyglądał wspaniale, biła od niego duma i siła. Bretońskie rumaki bojowe, to największe i najsilniejsze konie na całym Starym Świecie. Silne, muskularne o długiej grzywie i ogonie. Wierzchowcom eskorty brakowało tej aury potęgi, ale Bretoński rycerz zajął swoje miejsce w szyku i się nie panoszył. Poprawił chwyt doskonałej, lśniącej tarczy z namalowanym herbem największego księstwa w Bretonii i był gotów do drogi.
- Zamek Drachenfels plugawi nienawistny wróg. Z woli Bogini naszej i w jej imieniu wyplenimy to zło raz na zawsze. – Powiedział pewnym głosem na podżeganie eskorty, która zawróciła do miasta. Ciemny, mokry las i mgły nie mogły przestraszyć bretońskiego szlachcica. Podobnie jak przewrócony wóz i stare ślady krwi, Sir Warwick widział dużo więcej, zarówno na kurhanach Cuileux jak i na swoich własnych splądrowanych włościach. To nie znaczyło jednak, że zlekceważył ostrzeżenie Yeleny.
- Pozostanę czujny Panno Grala. – Opowiedział jej krótko, ale z szacunkiem.

Zbliżał się wieczór, zelżało odpocząć, a polana na którą natrafili po drodze nadawała się do tego idealnie. Tylko to krakanie… Było w nim coś mrożącego i nieprzyjemnego. Wynaturzone kruki zaskrzeczały głośno i runęły w waszą stronę z szeroko rozwartymi dziobami. Sir Warwick dobył broni i spiął konia. Ruszył do szarży, a lśniący miecz w jego ręce miał odesłać nieumarły stwory do otchłani.
- Gral! – Krótki okrzyk dodawał sił. Rycerz próby liczył, że szybko rozprawią się z tymi stworzeniami. Nie lekceważył jednak takich plugawych istot. Chronił się tarczą, a w uderzenia miecza wkładał całą swoją siłę i sprawność.


 
__________________
Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych!
pi0t jest offline  
Stary 28-10-2018, 00:14   #16
 
Hakon's Avatar
 
Reputacja: 1 Hakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputację
Poranna krzątanina zastała Rolfa siedzącego przed oknem w sali wspólnej gdzie niebawem pojawiło się śniadanie. Hasmans już od jakiegoś czasu obserwował pogodę jaka się im kształtowała na drogę i nie był zadowolony. Chlapa, deszcz i kiepska widoczność spowodowana mgłą, która musiała się pokazać w taki dzień nie pocieszała zwiadowcy. W taką pogodę i wypatrywanie, czujność, nie wspominając o noszonych strzałach była ograniczona.

W końcu wszyscy zeszli a Rolf wpatrzony w Yelene tylko westchnął a gdy zobaczył sunącego za nią Kessela przymrużył oczy.
~ Skądś znam Twoją facjatę.~ Uświadomił sobie w głowie szukając w pamięci. W końcu sobie przypomniał i nie omieszkał zagaić.
- Skądś znam Twoją twarz. Czyżby z Nuln? Już parę lat minęło a i światło wczorajszego wieczoru nie pomagało.- Spróbował rozmowy racząc się jajecznicą, która z grzybami przypominała mu jego strony gdzie mieszkał ze świętej pamięci Anną.

***

Rolf wyszedł razem z resztą. Widział jak jego towarzysze w polowaniu na czarnoksiężnika różnią się od niego. Wszyscy byli czyści i wykwintnie oraz praktycznie odziani. Rolf natomiast miał na sobie praktyczne i pamiętające lepsze czasy ubranie. Jedynie zbroja kolcza w odzieniu u zwiadowcy wyglądała na zadbaną i dość nową. Płaszcz był gdzieniegdzie wytarty i były na nim ślady różnego rodzaju brudu podróżnego. Koszula na kołnierzu miała jakiś stary ślad po krwi czy może po jedzeniu. Twarz widać było, że miał zmartwioną i smutną a niegolona broda od paru tygodni i włosy pamiętające ostatnią kąpiel podczas ulewy sprzed paru tygodni wyróżniały go od reszty.

***

Hasmans jadąc w asyście gwardzistów nie zwracał na nich uwagi a na Yelene i Melite. Jakże one były różne od siebie. Wizualnie i mentalnie. Jedna poważna i spokojna, zimna jak śniegi północnego Kisleva a druga żywa o ognistym temperamencie jak z Tileańskich miast państw. Do tego kolorystyka ich strojów zamykała to wszystko.

Droga przez las niepokoiła łowcę. Ten z łukiem w ręku i ciągle sprawdzając dostępność do strzał jechał na końcu. Pilnował sam z siebie by żadne licho od tyłu ich nie zaskoczyło. Na razie był spokój, ale widok jaki zastali potwierdził plotki krążące po okolicy. Rozbity wóz i brak śladów żywych czy też martwych dawał niemiłe przeczucie.
- Coś mi się wydaje, że spotkamy właściciela dość szybko na swej drodze i nie koniecznie z bijącym sercem- Rzucił lekko zaskakując co niektórych. On tylko wzruszył ramionami i spojrzał w zimne oczy Yeleny, która obrzuciła go obojętnym wzrokiem.

***

Na polanie pojawił się ostatni, ale nie pozostał ostatni w reakcji na widok latających trupów. Strzała pojawiła się na łuku i po chwili pomknęła do jednego z lecących w kierunku czarodziejki i Melity.
Rolf strzelał przytomnie i tak by nikogo nie uszkodzić a zarazem dość szybko mając wprawę w puszczaniu szybkich strzał. Miał nadzieję, że szczęście mu dopisze.
 

Ostatnio edytowane przez Hakon : 28-10-2018 o 09:36.
Hakon jest offline  
Stary 29-10-2018, 11:13   #17
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Reinmar starannie pakował swoje manatki, podwiązując jeszcze ostatnie szpargały. Przywykł do niewygód szlaku, ale odkąd szkatuła Lehmanów stała przed nim otworem, nie zamierzał podróżować niewygodnie. Wierzchowiec, kasztanowy ogier reiklandzki oprócz siodła niósł przerzucone przez grzbiet olstra do pistoletów, a za siodłem sterczała kolba rusznicy. Sakwy przy siodle wypełniał proch, kule i pergamin do ładunków, których sporą część Reinmar zdążył już poskręcać. Obok wierzchowca stał kudłaty, masywny jak beczka koń juczny, middenlandzkiej rasy, odpornej na mrozy i trudy wędrówki. Ten zaś, obok zapasowego siodła objuczony był pozostałym sprzętem i prowiantem. Reinmar nie lubił gór, choć wizytę u krasnoludów wspominał dosyć ciepło, to sam teren nie sprzyjał lekkiemu podejściu.To na pewno nie powinna być przejażdżka po parku, szczególnie o tej porze roku, kiedy deszcze i mgły schodziły gwałtownie w doliny. Reinmar starannie więc nawoskował buty i kapelusz, natłuścił lufy i zamki swojej broni, aby żadna kropelka wilgoci nie dostała się tam, gdzie nie powinna. Tak samo zrobił z klingami swojej broni.Dodatkowy koc przywiązał z przodu kulbaki, na wypadek jakiegoś mroźniejszego zawiewu, lub chłodniejszego dnia lub po prostu w celu osłonięcia olstr do pistoletów w czasie większego deszczu. Na długiej zaś smyczy, fechmistrz trzymał najnowszy nabytek, myśliwskiego psa, który straciwszy pana, odganiał melancholię zaznajamiając się właśnie z zapachem nowego. Jak przekonał go właściciel psiarni Jugendfreunda, ten odznaczał się niemałym charakterem, ale dobrze karmiony powinien zagwarantować jakieś pomyślne łowy na szlaku. Reinmar liczył, że trafią na jakieś ptactwo, które dadzą radę ustrzelić. Chciał sprawdzić, jak dobry jest pies w przynoszeniu takich darów od losu. No i na popasach obecność psa mogła dać kilka chwil relaksu dłużej.

Fechmistrz zrezygnował dziś z wytwornych szat, które ubierał zwykle w podróż, i postawił na praktyczność. Jedwabie i aksamity zostały zastąpione przez praktyczniejszą wełnę, skórzane pludry i kolet stanowiły zaś całkiem przyjemną amortyzację dla jego rajtarskiego, czernionego półpancerza, o którego folgowe osłony nóg uderzał raz za razem rapier w zdobionym pendencie. Otwarty hełm, z fantazyjną, czerwono-białą kitą wygiętą niczym koński ogon i opadającą na plecy uzupełniał jego rynsztunek.

Kiwnięciem głowy skwitował odejście do Ubersreik eskorty. Żołnierze mieli swoje rozkazy, i nie byli winni mając tak "skurwiałego" sąsiada, który używał magii. Reinmar widział jej przejawy nie raz, czy to ścierając się z czcicielami Chaosu w Kassos czy Scharmbeck, no i magią czarodziejów, z którymi zdażyło mu się nie raz podróżować. Magistrów z dyplomem w czasie swoich wędrówek widział co najmniej czterech – każdy z innego kolegium i innej specjalności. Widział w akcji rozszalały żywioł ognia, nieco mroczne macki cienia, zwierzęcą moc bursztynu, i nieodpartą, żelazną logikę metalu. Tym razem wypadło mu towarzyszyć lodowej wiedźmie, o których wiele słyszał i patrząc na Yelenę próbował zgadnąć, ile z tych plotek które docierało do Imperium było prawdą, a ile było stekiem zabobonnych bzdur, jakie wywoływał każdy magik, czarodziej czy wiedźma.

Przez niemal cały czas podróży Reinmar testował swojego nowego psa, gwiżdżąc z metalowego gwizdka przywołujące go komendy i rzucając psu kijek do aportowania. Potem znudził się zabawą, i jedynie przywoływał psa kiedy ten oddalił się za daleko. Fechmistrz nie żałował jednak wydanych na zwierzaka karli. Psiarczyk twierdził, że melancholijny pies odzyska wiatr w nozdrzach jak tylko opuści Ubersreik i tak istotnie było. "Kolejny facet po przejściach. Ot się dobraliśmy, jak w korcu maku po prostu" pomyślał i zajął myśli podziwianiem ponurego o tej porze, reiklandzkiego krajobrazu. Reinmar nie zamieniłby go jednak na słoneczne lato w Wissenlandzie, albo bajecznie kolorową wiosnę w Averlandzie. Tu czuł się u siebie, i to uczucie przepełniało go i dawało mu siłę, jakiej od dawna nie czuł. Nucił sobie spokojnie jedną ze znanych mu melodii, aby nieco uprzyjemnić sobie dzień, rozkoszując się mglistym krajobrazem Szarych Gór.

Kiedy wjechali jednak w las, który sprawiał nieprzyjemne wrażenie, Reinmar zamilknął, wziął psa na smycz i przytroczył do jucznego konia, tak dla pewności. Nie chciał tracić zwierzaka gdzieś w gęstwinie ciemnego lasu, szczególnie, że Yelena zalecała ostrożność. Fechmistrz wyjął rusznicę, położył w poprzek siodła i ruszył dalej, rozglądając się czujnie na boki. Robiło się coraz ciemniej i z każdą godziną fechmistrz czuł, że coś nie do końca jest tak. Patrzył na psa, który przypominał swoim wyglądem jeża, kiedy sierść stawała mu, czy to ze strachu, czy z wściekłości. Konie tańczyły pod siodłem, strzygąc niespokojnie uszami, i tylko spokojny oddech i poklepywanie mogło je nieco okiełznać. Kiedy dotarli do polany, a w niebo wzbiły się twory plugawej magii, Reinmar zareagował instynktownie, podrzucając broń do policzka, odwracając jednocześnie wierzchowca bokiem, silnym szarpnięciem nogami, aby nie wypalić zwierzęciu nad uszami. Chwilę celował w jednego stwora, po czym nacisnął na spust, krzesząc iskrę kołowym zamkiem rusznicy. Huk rozniósł się po polanie, a broń wyrzuciła biały kłąb dymu. Reinmar schował broń do kabury, zakręcił wodze jucznego konia o jakąś gałąź i popędzając konia ruszył za czarodziejką, która najwyraźniej miała swój pomysł na rozegranie tej walki. Reinmar miał co prawda inny pomysł, ale widział manewr Yeleny, i nieco pokrywał się ze stylem walki który musiał jak konny jeździec zastosować. Wyszarpnął pistolet z olstra i popędził konia w ślad za wierzchowcem Yeleny, zdecydowany zastrzelić lub zasiec pierwszego ożywionego kruka, który zdecydowałby się zaatakować kobietę.
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est

Ostatnio edytowane przez Asmodian : 29-10-2018 o 11:27.
Asmodian jest offline  
Stary 29-10-2018, 12:22   #18
 
Ascard's Avatar
 
Reputacja: 1 Ascard ma wspaniałą reputacjęAscard ma wspaniałą reputacjęAscard ma wspaniałą reputacjęAscard ma wspaniałą reputacjęAscard ma wspaniałą reputacjęAscard ma wspaniałą reputacjęAscard ma wspaniałą reputacjęAscard ma wspaniałą reputacjęAscard ma wspaniałą reputacjęAscard ma wspaniałą reputacjęAscard ma wspaniałą reputację
Kurt obudził się wczesnym porankiem. Od razu po wyjściu z łóżka przystąpił do porannych ćwiczeń. Zestaw wymyślnych figur i poz miał rozgrzać ciało młodego mężczyzny i przygotować je do działania. Pożywką dla budzącego się umysłu była rozpoczęta nowenna do Vereny, którą śledczy miał zamiar odmawiać przez cały czas trwania wyprawy. Dopełniwszy porannego rytuału zszedł na smakowite śniadanie. Dodatkowo miał zamiar rozpytać nieco gospodynię lub miejscowych o jakoweś plotki tudzież informacje. Niestety cała karczma żyła "powrotem czarnoksiężnika" i nie rozmawiano przy stołach o niczym innym. Nie miano też niczego ciekawego do powiedzenia prócz tony zabobonów, domysłów i "wiejskich" mądrości.

W drogę ruszył dziarsko nic sobie nie robiąc z trwożliwych spojrzeń miejscowych żołnierzy. Zajął miejsce z tyłu pochodu. Wprawdzie w awangardzie sprawdziły by się lepiej przez wzgląd na swoje umiejętności tropienia i bystry wzrok, ale z tego punktu mógł swobodnie obserwować awanturników. Cały czas oceniał ich charakter, zachowanie, odruchy. Starannie notował spostrzeżenia z których powoli formował opinię na ich temat. Szczególnie zaimponował mu człowiek przestawiający się jako Reinmar Kessel. Był przednio przygotowany na wyprawę czym zawstydził zwykle przewidującego i zorganizowanego śledczego.

Droga stawała się coraz bardziej nieprzyjemna, jakby delikatnie dawała do zrozumienia wędrowcom, że powinni zawrócić póki czas. Na uwagę czarodziejki poprawił się w siodle a z pleców ściągnął kusze. Napiął i załadował oręż po czym swobodnie położył ją przed sobą przytrzymując ją jedną ręka. Bardziej namacalny znak niegościnności tych ziem znaleźli po krótkim czasie na jednym z drzew. Przerośnięte ptaszyska rzuciły się na nich z donośnym jazgotem. Widząc manewry towarzyszy postanowił trzymać się z tyłu i wzorem sąsiada szyć z broni dystansowej. Na pierwszy cel wziął ożywiony twór najbardziej wysunięty na lewą flankę wroga.
 
Ascard jest offline  
Stary 29-10-2018, 14:04   #19
 
Mroku's Avatar
 
Reputacja: 1 Mroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputację
Hagen strzelił do nadlatującego kruka. Kilka bełtów przecięło powietrze tuż obok cielska ptaszyska, ale dwa weszły gładko i stwór runął, wprost pod nacierającego Balgrima, który nie dał mu szans, rozpoławiając go. W tym samym czasie Melita zwolniła spust swojej kuszy, wypuszczając bełt, który ugodził kolejnego kruka w skrzydło. Ten runął na ziemię i był tam już Warwick, który jednym cięciem zakończył (nie)życie ptaszyska. Znajdująca się nieopodal Yelena zogniskowała moc, jej dłoń zajaśniała błękitnym światłem, skąd po chwili wystrzeliły cztery długie, lodowe ostrza. Te również trafiły w nadlatującego kruka, zabijając go na miejscu. Kolejny, lecący na czarodziejkę, został ustrzelony przez Rolfa i dobity przez Reinmara, który w mig znalazł się przy Yelenie. Dwa ostatnie padły przy wspólnych wysiłkach Kurta, Kessela, Balgrima i Warwicka.

Na polanie zapanowała wgryzająca się w uszy cisza, najważniejsze było jednak, że nikt nie został ranny.

Zatrzymaliście się na półgodzinny popas, podczas którego jedliście, rozmawialiście, ale i pozostawaliście czujni. Nic jednak nie wyłoniło się zza mrocznej kurtyny drzew, dlatego gdy żołądki mieliście już pełne, ruszyliście w dalszą drogę. Krótko po powrocie na szlak, mgła nienaturalnie zgęstniała. Mleczny opar oplatał was całkowicie, zmniejszając widoczność właściwie do minimum, tak, że nawet ciężko było dojrzeć jadącego obok towarzysza. Zwierzęta znów zrobiły się niespokojne, gdy z wolna przedzieraliście się przez mgłę, która zdawała się chcieć was stłamsić. Co jakiś czas gdzieś z boków drogi dochodziły was niepokojące dźwięki łamanych gałązek, jednak nic na was nie wyskoczyło. Pogoda była jednak czymś, co wlewało w wasze serca nieco niepokoju.

Po dwóch godzinach jazdy, opar zaczął się przerzedzać, odkrywając kontury lasu i szlaku przed wami. Nie na długo jednak, gdyż nadchodził wieczór, spowijając okolicę w mroku. Przyświecaliście sobie tym, co mieliście, próbując rozproszyć gęstniejącą ciemność, z którą ciężko radziły sobie nawet latarnie sztormowe. Konie i pies zachowywały się nerwowo, co nie dziwiło już nikogo - pewnym było, że nad okolicą zawisła jakaś plugawa magia. Przez cały dzień nie minęliście żywej duszy i nie zapowiadało się na zmiany w tej kwestii.

Nagle ciszę przeszył ostry, kobiecy krzyk. Raz, drugi. Kilkanaście metrów przed wami. Spięliście konie, ruszając w tamtym kierunku, a okrzyk powtórzył się, jeszcze bardziej nerwowy, jeszcze bardziej zdesperowany. Wypadając zza zakrętu, dostrzegliście wciśniętą w kąt niewielkiej polany nieopodal drewnianą chatę.


W jedynym, otwartym oknie na piętrze paliło się światło, a stojąca w nim kobieta krzyczała o pomoc, machając rękoma. Wtem za jej plecami pojawiła się jakaś spora, cienista, ale ludzka sylwetka i gwałtownie wciągnęła ją za włosy w głąb domostwa. Słyszeliście tylko ostre, błagalne krzyki roznoszące się echem po zamglonej i ciemnej okolicy. Trzeba było podejmować szybkie decyzje.
 
Mroku jest offline  
Stary 29-10-2018, 15:05   #20
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację

Melita po wszystkim uwiązała gniadego przy pierwszej lepszej solidniejszej gałęzi. Pogładziła go po chrapach, by uspokoić zwierzę, i wróciła do trucheł. Pociski do kuszy czy łuku nie były tanie i dziewczyna nie zamierzała marnować dobrych bełtów, zostawiając je w czymś tylko dlatego, że były splugawione.
Zreszta Hagan zrobił dokładnie to samo choć on miał więcej do zbierania. Podczas popasu niektórym zebrało się na rozmówki nad truchłem zombi kruków. Z niektórymi dziewczyna zamieniła w końcu dwa słowa czy trzy ale głównie podsłuchiwała, znaczy wsłuchiwała się w to co niosło się po polanie.

Kiedy wjechali w mgłę dziewczyna miała złe przeczucia - wydawało jej się, że Gniadosz ciągle schodzi z traktu albo drzewa zaczynają rosnąć już na środku drogi.
Co jakiś czas słyszała jak ktoś odchrząknął lub coś powiedział by zobaczyć, czy nadal jedzie z resztą. W pewnym momencie wydawało jej się że ktoś przejechał koło niej i odruchowo odwróciła głowę spodziewając się zastać tam ‘zjawę’ czy ‘potwora’ zamiast towarzysza. Ranald jeden wiedział, że sytuacja była idealna właśnie do takiej niechcianej ‘niespodzianki’.
Zamiast oberwać od jakiejś mglistej mary, kiedy Melita odwróciłą się przodem do kierunku jazdy, jej policzek zderzył się z jedną suchą wystająca gałęzią.



W mgle rozległ się trzask łamanego drewna, a po cichym marudnym - Ałaaaa.. - nastąpiła soczysta wiązanka na temat drzew i co młoda brunetka o nich myśli. - Pierdolony, jebany las! Aaaa,... posrana pogoda nic kurwa nie widać! Pieprzone wystające na drogę gałęzie!
- Co ci zrobiły biedne drzewa?
- spytał Hagen, który nagle zmaterializował się tuż obok.
- Chwilowo jedno cholerstwo trzasnęło mnie po oczach gałęzią! - odprysnęła gniewnie dziewczyna przelewając w słowa całą swoją złość z powodu niespodziewanego bólu. Nie było to nic strasznego i gałąź uderzyła ją w policzek, ale złość z bycia zaskoczoną czymś takim jeszcze buzowała. Kiedy łowca wampirów znalazł się koło niej dziewczyna zaczęła prowadzić Gniadego tak blisko konia swojego współpracownika, że prawie się dotykały.
- Pokaż... - Hagen z odrobiną niepokoju spojrzał na dziewczynę. - No, nie ma śladu. Na szczęście. Nawet kreski.
Dziewczyna odtrąciła jego rękę rozdrażniona tym jego matkowaniem. Denerwowało ją to, nawet jej matka nie była tak 'matczyna' co ten staruch.
- Weź przestań chcesz pomóc to możesz znaleźć drogę z tego kurewskiego lasu!
- Mimo mgły nie zboczyliśmy z drogi - spróbował pocieszyć ja Hagen, niezrażony zachowaniem dziewczyny. - Niedługo zostawimy ten las za sobą.
- Pfff.. - prychnęła jeszcze gniewnie kończąc tą wymianę zdań złodziejka i ruszyła w milczeniu skupiając się jeszcze bardziej na drodzę.

Melita nie miała w zwyczaju rzucać się na ratunek nieznajomym, w końcu jej jakoś nigdy nikt nie ratował więc nie czuła żadnej chęci czy wewnętrznej potrzeby by sama to robić. Widząc że bardziej szlachetni od niej podejmują już pewne akcje by ratować ‘kobietę w opresji’ po prostu podążyła za nimi koniec końców musieli się trzymać razem.
 

Ostatnio edytowane przez Obca : 29-10-2018 o 17:37.
Obca jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:10.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172