lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [Warhammer II] Liczmistrz (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/18188-warhammer-ii-liczmistrz.html)

Obca 08-11-2018 18:20


Rowan szła na przysłowiowym ‘szarym końcu’, albo określając to bardziej taktycznie ‘osłaniała tyły’. Widząc chatkę jej zamoknięte serce wypełniła dzika radość. Marzyła by zdjąć przemoknięte ubrania i usiąść koło ogniska. Rozgrzać, zziębnięte palce u rąk i stóp. Zjeść albo wypić coś ciepłego.

Zeszła z konia, wtedy kiedy usłyszała jakieś zamieszanie, potem właściwie usłyszała tylko jak krzyk “Skaven!” a po chwili huk rozsadzania jednej ze ścian chatki. Dziewczyna schwyciła konia spłoszonego nagłym odgłosem i udało jej się go uspokoić.
Rowan nawet nie zdążyła dobyć łuku, pędząc do dziury by sprawdzić od tej strony czy z resztą wszystko w porządku.
- Wszyscy cali? -Na pierwszy rzut oka byli. Na drugi też.


Asmodian 08-11-2018 18:57

Erik widząc uciekających skavenów wyrwał pistolet z olstra i kopnął piętą konia, momentalnie obracając go bokiem. Wyprostował ramię, pochylając puffer płasko i celując w niknące sylwetki zwierzoludzi. Niestety, opad deszczu był silny, że zdawało się, że wróg biegnie w jakiejś mgle, w dodatku po chwili zniknęli za drzewami. - No żesz kurwa...- Szlachcic zaklął, opuścił broń, zrobił niewielkie kółko dokoła chatki i podjechał do reszty, chowając pistolet z powrotem.
Uciekli. Bez szans na pościg w tej gęstwinie. Szkoda koni, jeszcze się połamią – oznajmił krótko - Przynajmniej chatka będzie wolna – mruknął schodząc z konia i przywiązując go do gałęzi pobliskiego drzewa i pochylił się nad zabitym
- Dobra robota. Szkoda, że już nic nie powie. Ale to mała strata. - pokiwał głową gratulując niziołkowi pierwszego zabitego skavena.
- Sprawdź, czy nie masz pan jakichś skaleczeń albo zadrapań. Słyszałem, że brudne są, kurwie syny. Jeszcze jakaś gorączka waści złapie - poradził idąc w stronę konia, ocierając mokrą od deszczu twarz i ścierając strugi wody z rękawów koletu.

W pierwszej kolejności poszedł po broń, i proch, aby umieścić je w suchej jak miał nadzieję chatce. A potem koc. I nieco odpoczynku przy ogniu.

druidh 08-11-2018 23:09

Nim minęła szlachcica było już po wszystkim. Elfka poczuła jak las zawył z bólu, gdy spaczona energia zderzyła się z mocą natury. Jej nieruchomą dotychczas twarz przeszył grymas, a na policzku pojawiła się łza. Minęła konia von Wittena, żeby zobaczyć jak skaven leży w kałuży posoki. Kilka ciosów zakończyło sprawę. Yll niebyła pewna, czy to, że ociągali się z atakiem było dobrym pomysłem, czy złym. Eksplozja powaliła na nogi tych co byli najbliżej, gdyby weszli do kapliczki mogło by ich poważnie zranić.

Weszła szybko do środka by przetrząsnąć metodycznie całe pomieszczenie. Pościg w tych warunkach nie miał sensu, ale może uda jej się znaleźć jakieś ślady, które pozwoliłyby podjąć trop, gdy już pogoda się poprawi. Miała odprowadzić mnicha, ale potem chętnie zajęła by się, czymś takim.

Potem podeszła do najbliższych drzew, dotykała je dłońmi i odmawiała modlitwy do Bogini prosząc o przywrócenie im zdrowia i zachowanie mocy i porządku natury. Równowaga została zachwiana i tylko nadprzyrodzona interwencja mogła uleczyć to co spaczone. Drewno na opał i krótka wycieczka w kierunku, w którym uciekły skaveny mogły chwilowo poczekać.

Porando 09-11-2018 22:55

Manfred podszedł szybko do niziołka:
- Pokaż się. Dostałeś? Dziabnął cię gdzieś? - obejrzał Ryżego z każdej strony i na szczęście nic nie znalazł. Podszedł do martwego skavena i przyjrzał się dokładnie - Fakt, moglibyśmy go zabalsamować, ale w tych okolicznościach lepiej tego nie róbmy. Mogłoby to sprowokować skavenów do kolejnego ataku. Poza tym jest mocno poharatany i strasznie brudny i śmierdzi. Lepiej go tutaj zostawmy - dodał, po czym odpiął Skirssikowi jego miecz i inne rzeczy widoczne z zewnątrz. Rzucił wszystko na środek, po czym wraz z Simonem wzięli truchło za ręce i nogi i wynieśli głębiej w las.
Gdy wrócili, wyciągneli z wozu mały kociołek i przydźwigali do chaty.
- Wybuchło od wewnątrz, bo kamienie poleciały w las. Zapachu prochu nie czuję, ale było dziwne zielone światło, więc to musiało być zaklęcie albo jakiś magiczny ładunek wybuchowy na bazie spaczenia. Chcieli pewnie zbeszcześcić kapliczkę, wątpię by to była pułapka zastawiona na nas - odpowiedział Elwirze i rozejrzał się po chacie szukając śladów - mnichu, było coś szczególnego w tej kapliczce, coś przez co skaveni chcieliby ją zniszczyć? Jak nie chcesz mówić to pokaż palcem albo napisz na piasku.
- Śmiało możecie coś sobie podgrzać. Ryży chcesz gotować? - powiedział do niziołka

Obca 12-11-2018 12:20

Rowan patrzyła na wszystkich przeszukujących małe pomieszczenie.
“Z tym już nie potrzebują pomocy” pomyślała.
Podeszła do rozbitej ściany.“Dym będzie mógł uciekać”. Przywiązała swojego wieszchowaca do drzewa gdzie był już uwiązany koń von Witten.
Kiedy tamci się oglądali, i przenosili rzeczy do chatki. Dziewczyna obeszła pobliski teren zbierając gałęzie, widziała, że niziołek Ryży przeniósł ze swoich manatków porcję suchego chrustu. Mają coś by ognisko zacząć ale by ogrzać się przez noc i by coś ugotować będą potrzebowali więcej. W czasie, gdy niziołek zajmował się budowaniem paleniska, dzięki jej staraniom obok powoli rósł stosik naniesionego drewna.
- Przydałoby się trochę wody - odezwał się mały mężczyzna, wskazując kociołek. - Widziałaś jakiś strumień, zbierając drewno?
- Tak, zaraz przyniosę. - odpowiedziała kłądąc kolejne naręczę drewna obok paleniska. Wstając chwyciła kociołek i ruszyła w stronę gdzie wydawało jej się gdzie widziała źródło wody. Zabrała też swojego konia, w końcu to że pada deszcz nie znaczy, że zwierze chłonie wodę przez skórę i nie chce mu się pić. Wróciła po paru dłuższych chwilach dźwigając napełniony całkowicie kociołek, postawiła go po drugiej stronie paleniska. a nowo przywiązała gniadosza do drzewa i obejrzała co robią inni. Postanowiła zająć się swoim jedzeniem wzięła jeden patyk i nadziała na niego kiełbaskę. Przystawiła go koło ognia by powoli się podgrzewała. Nie zabawią tutaj długo więc nie ma co się niepotrzebnie rozgaszczać. Zdjęła pelerynę i wyrżnęła z niej nadmiar wody jaki pochłonęła w czasie deszczu.
Powiesiła ją na zniszczonej ścianie na jednym z wystającym elementów, a potem zasiadła blisko ognia starając się nie przeszkadzać reszcie i posilić się ciepłym kawałkiem kiełbasy i zagryźć ją chlebem.

Asmodian 14-11-2018 09:41

Kiedy ogień zaczął już wesoło trzaskać, Erik wyszedł na moment z powrotem do konia, z którego juków wyjął antałek piwa, wędzony połeć mięsa i nieco chleba i wrócił do chaty. Spokojnie odpiął napierśnik, przecierając go nieco kocem i spokojnie rozłożył skórzany kolet w pobliżu ogniska, aby się nieco zagrzał. Sam wyciągnął buty do ognia, aby rozgrzać ciało i nalał do menażki nieco piwa, które zaczął podgrzewać nad ogniskiem. Wkrótce niewielką chatkę wypełnił zapach grzanego piwa
- Ach...przydałyby się goździki - westchnął - macie jakieś wonne korzenie, panie Marchwiowy? Jesteście z Krainy Zgromadzenia? - zagadnął Erik uśmiechając się do niziołka.
- Niestety, nie mam goździków - zmartwił się zapytany. - Mam wiele ziół i przypraw, ale goździków akurat nie - podrapał się w głowę. - Nic, co by się nie dało dodać. Ale jeżeli szukacie oryginalnego smaku, to mam piwo rodzimej produkcji. Fermentowane z udziałem marchwi z moich rodzinnych upraw. Zaraz przyniosę więcej rzeczy. Z tej wędzonki moglibyśmy jakiś gulasz przyrządzić. Dodam trochę warzyw i przypraw, zrobię sos - zamyślił się na moment. - Zaraz wracam - dodał wstając. - A tak, z krainy zgromadzenia pochodzę - dodał i ruszył do swego kuca. - Proszę Państwa - zwrócił się głośno do wszystkich - przyrządzam obiad. Kto ma ochotę na wspólną strawę, proszę o dołożenie się do garnka co kto ma.
- Powinniśmy dotrzeć do klasztoru przed zmierzchem więc biwak ograniczyłbym do minimum. Ogrzejemy się ciepłą strawą i ruszamy dalej jak tylko nieco deszcz zelżeje. A jak nie zelżeje, też ruszymy dalej. Przecież się nie rozpuścimy. Prawda, pani leśnik?
- Erik spojrzał na Rowan pytająco.
- Tak.- Przytaknęła nie rozlewając się słownie nad tematem, powoli konsumując ciepłe kawałki mięsa.
- Skąd pani jest, pani Rowan? - zagadnął kobietę szlachcic.
- Schwarzwald - powiedziała, biorąc kolejny kęs, widząc, że szlachcicowi to nic nie mówi - to taki las, graniczący z górami w Reiklandzie.
- Czarny Las...brzmi jak dobra nazwa dla Reikwaldu...chyba - uśmiechnął się smutno - miło wiedzieć, że będzie nas prowadzić kobieta z Reiklandu - kiwnął lekko głową - a skąd konkretnie? Może zdarzyło mi się słyszeć? Może byliśmy sąsiadami?
- Moja rodzina mieszkała w lesie, wieś pod lasem nazywało się ‘Wsią pod czarnym lasem’
- powiedziała przygryzając ostatni kawałek kiełbaski i zagryzając ją chlebem- Na targi jeździło się do Reinsfeld.

Hakon 14-11-2018 12:42

Elvira za przykładem innych rozgościła się suchym pomieszczeniu. Wyżęła wierzchnie okrycie i powiesiła blisko ognia tak by chociaż trochę się osuszyło. Sama usiadła i wyjęła z plecaka trochę podróżnego żarcia, bo jak nazwać inaczej żelazne racje i podała niziołkowi.

Elvira siedziała i rozmyślała. Coś siedziało w jej głowie i nie chciało opuścić lecz kto na nią spojrzał widział jak jej oczy błądzą po rozmawiajacych.
- Łatwiej by było gdyby Panie Erwinie Rowan powiedział skąd Pan jest. Prędzej pewnie by wiedziała i dodała jak to daleko.- Rzuciła chcąc wspomóc koleżankę by jej za język nie ciągano.
- Wiem gdzie mieszkała panna Rowan. Ja pochodzę z miejsca nieco dalej na północ. Mam majątek niedaleko Merxheim. Nie wiem, czy pani Rowan wie, gdzie to jest, ale podpowiem, że Reinsfeld jest nad tą samą rzeką, co Merxheim, tylko nieco na południe. Ale lasy widzimy te same, tylko z drugiej strony. Jak już wspominamy, skąd kto jest, a skąd pochodzi pani sierżant? - zagadnął lekko uśmiechając się do kobiety
Elvira spojrzała na szlachcica przez przymknięte oczy lecz po chwili odpuściła rozumiejąc, że mężczyzna i tak jest z daleka jej stron to i może nawet nie wiedzieć gdzie.
- Halheim coś Panu mówi?- Odpowiedziała spokojnie obserwując rozmówców.
- To koło Ubersreik.- Dodała widząc tylko zakłopotanie w oczach rozmówcy.

Resztę odpoczynku ciemnowłosa spędziła czyszcząc zbroję kolczą ze śladów rdzy i wycierała do sucha miejsca gdzie ta pojawić się mogła bez zadbania.
W sumie była gotowa do dalszej podróży i rozpromieniła się widząc, że przestało lać i zaczyna się przyzwoita pogoda.
- Chyba pora w drogę. Wolałabym wygrzać się w pomieszczeniu bez przeciągu.- Rzuciła uśmiechając się do Rowan i obrzucając Erika jak na nią dość ciepłym spojrzeniem. Facet wydawał się zajętym swoimi sprawami a towarzyszy poznawał z nudów i dla poznania ich zdolności.

Gladin 14-11-2018 15:37


Wkrótce niziołek przyniósł zestaw kucharski. Drugi kociołek, przyprawy, butelki, bukłaczki, przyprawy, herbatę, imbryk, nawet ser się znalazł. Zajął przy tym sporą część niewielkiego pomieszczenia.
- Tak się zastanawiam - zwrócił się znad „kuchni” do Manfreda. - Nawet jeżeli nie warto go zabalsamować, to ja bym chętnie się dowiedział, czy on podobny w budowie jest do nas? Gdybym spotkał się z nimi ponownie w walce, taka wiedza przydatna by była. Gdzie uderzyć, aby zabić? Mają serce tak jak i my, płuca? Paskudna to robota, ale może by go trochę pokroić i sprawdzić. Znacie się na tym?
- Nigdy nie kroiłem Skavena, ale według mnie są zbudowani tak jak my. Mają serce i płuca, choć faktycznie mogą one być przesunięte względem naszych. Tak, to całkiem ciekawe…
- zamyślił się na chwilę - Tutaj jednak nie mamy warunków do pełnej sekcji. Ten cholerny deszcz, ciemność i pośpiech to nie są sprzyjające czynniki. I najważniejsze - możemy tym wystraszyć naszych towarzyszy.
- Zakopcie go najlepiej. Dostaniecie jeszcze jakichś parchów, albo pchły was oblezą
- zasugerował Erik będąc sceptyczny do pomysłu halflinga - Nie jesteście chyba jednym z tych szalonych medyków, co to trupy skupują i kroją?
- Nie jestem szalony i nie skupuję trupów, nigdy tego nie robiłem. To nie jest legalne. Kroić to owszem i kroję, chociaż teraz już znacznie rzadziej niż w młodości. Przykładowo by sprawdzić czy kogoś otruto, lub jaką bronią zadano cios. Albo by lord który na polowaniu został zmasakrowany przez niedźwiedzia, później wyglądał godnie na swoim pogrzebie. Niewdzięczna i paskudna to robota, owszem, ale nie każdy musi zostać nadwornym medykiem leczącym hemoroidy. Zwłaszcza ktoś ze wsi, tak jak ja.
- odpowiedział szlachcicowi.
- Jak się nie da, to się nie da. Trochę szkoda, ale nic na siłę - pokiwał zgadzając się Ryży.

druidh 15-11-2018 01:26

- Jesteście medykiem, panie Opper? - szlachcic popatrzył ciekawie na uczonego.
- Tak, chociaż od jakiegoś czasu bardziej zajmuję się bardziej aptekarstwem i współpracą z uniwersytetem niż czynną praktyką lekarską. Ale nie martw się Pan, wiem jak podkładać was do kupy, jeśli będzie trzeba. A Pan? Wojaczka? Czy urząd?
Elvira przytaknęła na słowa szlachcica i dodał.
- Dajcie spokój z tym krojeniem. Ja tu chcę zjeść w spokoju. - Rzuciła gniewnie najemniczka.
- Chcecie to weźcie to ścierwo ze sobą. Albo nie bo ja na wozie jadę a takiego smrodu i skupiska pcheł nie zamierzam tolerować.
Erik przytaknął tylko kobiecie i odpowiedział uczonemu - I to i to. Mój ród od wieków wojskowi, z dziada pradziada można by rzec. A po ojcu mnie ten zaszczyt przypada, aby stróżę na trakcie na Marienburg pełnić. Ludzie von Wittenów zawsze dzielnie stawali, czy to w Ostlandzie, czy na Ziemiach Granicznych a i na ziemiach lud mamy bitny w Witten i Erlach. A tymczasem urlop mam, od samego jaśnie wielmożnego hrabiego Thurnbergera. Chorągwia na zimowisko stanęła, a listów przypowiednich hrabia nie dostał, to i interesy rodzinne jest czas załatwiać. Uniwersytet? No, to waść oczytany. Ha, miło będzie porozmawiać z kimś o czymś więcej niż wojaczce, koniach i broni, i choć miłe to dla ucha tematy, to dusza czasem woła o wyższe rozrywki. Skoroście uczeni, to może tego skavena jakoś za wozem się da pociągnąć. Jakbyście jaką derkę mieli, i liny kawałek, można by go włóczyć. Może się nie zedrze. Ziemia miękka…a na popasie go sobie pokroicie, choć odradzam - zamyślił się - na koń go nie radzę brać. Na wóz… - spojrzał na panią sierżant - też nie. Parchate są te stwory panie Oppen. Widziałem raz, jak taki ugryzł żołnierza, to mu ręka zczerniała i zmarło się chłopowi. No i to szczury są. Albo i nie, kto by to chciał ogarnąć - Erik pociągnął łyk podgrzanego piwa z menażki

Elfka nie odzywała się wiele jedząc przygotowany na drogę prowiant.
- To miejsce poświęcone Bogom - powiedziała w trakcie gdy niziołek przygotowywał jedzenie. Ruszyła ręką jakby chwytała palcami jakąś niewidzialną nić.
- Niech ich opieka spoczywa na nas. I niech Isha nie rozgniewa się, że zrobiliśmy gospodę w jej domu - skłoniła głowę jakby oddając komuś honory - Pani jest bardzo gościnna i pomaga strudzonym sługom. - wróciła do jedzenia, a gdy skończyła zwróciła się do Brata Opa.
- Oby spokój zagościł w twych myślach, a wytrwałość cię nie opuszczała. Daj znak kiedy ruszamy - powiedziała i usadowiła się w kącie, aby odpocząć.

WielkiTkacz 16-11-2018 18:30

Barciszek Op skończył zapisek na kartce w momencie, gdy padło pytanie o dalszą drogę. Nowicjusz spojrzał na miskę z jedzeniem i podjął łyżkę z podręcznej torby podróżnej, w której nosił również inkaust, pióro i kilka arkuszy papieru. Najpewniej Przeor przewidział sytuację, w której może to być niezbędne w celu dogadania się.

Cytat:

To stara kapliczka ku czci Taala. Dawniej pielgrzymi podróżując tą drogą, składali w tym miejscu ofiary i modły, aby Pan nasz oszczędził podróżnych od swego gniewu i niebezpieczeństw w górach. Kapliczka została zbezczeszczona i wymaga błogosławieństwa. Po powrocie do La Maisontaal zgłoszę sytuację do Jean-Louisa i podejmiemy odpowiednie kroki, by przywrócić temu miejscu czystość.
Braciszek uśmiechnął się gdy Manfred skończył czytać. Pustą miskę dokładnie ‘wylizaną’ chlebem wsadził wraz z łyżką do torby. Wstał i ruszył w kierunku swej klaczy.


Gdy zbierali się z kanionu, przestało padać i wyszło słońce. Błękitne niebo pomalowane czerwonymi smugami słońca, rozciągało się nad pasmem gór. Zmiana pogody przy ich zmęczeniu była niczym błogosławieństwo Taala. Zwłaszcza, że podjazd krętą drogą nie należał do przyjemnych. Po deszczu droga była śliska i kamienie dodatkowo utrudniały jazdę. O siedzeniu w siodle nie było nawet mowy. Prowadzili konie gęsiego. Wóz Mafreda z trudem podjeżdżał pod górę, a konie dokonywały iście niemożliwego. Często jednak musieli improwizować i podkładać coś suchego pod okute metalem koła, gdyż zbyt mocno się ślizgały.

Przeprawa przez góry gdy już dotarli na grań, nie należała do trudnych. Tutaj coraz gęściej porośnięte trawą szczyty powoli kierowały ich w dół, aż w końcu ich oczom ukazała się dolina w całej okazałości. Gdzieś tam w głębi lasu znajduje się ich cel.

[MEDIA][/MEDIA]

Do La Maisontaal dotarli po zmroku. Zmęczeni, brudni i głodni ruszyli drogą, która wyprowadziła ich z lasu na przyklasztorne pola. Po prawej w głąb terenu ciągnęły się drewniane zabudowania, wyglądające na szopy i stajnie oraz chaty mieszkalne. Gdzieś w oddali za chatami dało się słyszeć kaczki.

Droga na wprost kierowała do wjazdu na teren klasztoru. Mór był dość okazały, co Erik szybko oszacował jako plus - zwłaszcza, że okolica mogła do bezpiecznych nie należeć. Yll zaznajomiona nieco z okolicą, starała się swoimi słowami przybliżyć co gdzie się znajduje i opowiedzieć tyle ile sama wiedziała.

Na terenach przyklasztornych mieszkają głównie pielgrzymi, którzy się tutaj osiedlili i aktualnie zajmują się rolnictwem, hodowlą zwierząt i współpracują z traperami, którzy również mają tu swoje miejsce noclegowe. Wszyscy mieszkańcy żyją w zgodzie z naturą, co oczywiście jest tutaj najważniejsze. Sam klasztor natomiast - na którego teren wjechali, podczas opowiadania - wydał się im bardzo skromny. Surowe kamienne mury bez zdobień i okna bez witraży nie przypominały miejskich świątyń. Monastyr był bardziej jak skromne małe zamczysko. Po prawej pod murem rozciągały się budynki gospodarcze i ogród pomiędzy. Po lewej zauważyli przestrzeń oddzieloną mniejszym murem z zamkniętym wejściem, a dalej najpewniej stajnie. Gdyż właśnie tam skierował swoją klacz Brat Op.

Końmi i wozem zajęli się klasztorni bracia, a grupa odważnych poszukiwaczy wrażeń skierowała swe kroki za Bratem Opem do biblioteki, która znajdowała się w głównym największym budynku. Regały rozciągały się na całej długości ścian. Do wyższych półek przystawiona była drabina. Całość oświetlało światło świec osadzonych w świecznikach na długim drewnianym stole. Miejsca było dość, żeby wszyscy usiedli i jeszcze zostały wolne krzesła. Na stole uszykowane były już kielichy, kilka butelek wina i sery pokrojone na deskach - ser dało się wyczuć zapachem, a raczej smrodem, już przy wejściu do biblioteki.

Braciszek Op wyszedł, ale na Przeora nie musieliście czekać długo. Jean-Louis uśmiechnął się po wejściu do pomieszczenia. Jego sylwetka i delikatny brzuch odznaczający się pod brązową szatą zdradzał raczej siedzący tryb życia. Twarz mogła wskazywać na nie więcej jak pięćdziesiąt lat, które przeżył. Włosy koloru jasnobrązowego kiedyś z pewnością nosił przystrzyżone zgodnie z regułami klasztoru, lecz aktualnie postępująca od skroni łysina burzyła cały efekt. Spojrzał na nich bystrym i mądrym spojrzeniem swych zielonych oczu i przemówił:

- Witam. Ach witam. Ufam, że podróż przez góry minęła bezpiecznie? Chociaż sądząc po stanie waszym i odzieży można odebrać zgoła odmienne wrażenie...


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:46.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172