lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [WFRP 2ed.] - Starość nie radość, młodość nie wieczność (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/18239-wfrp-2ed-starosc-nie-radosc-mlodosc-nie-wiecznosc.html)

Inferian 10-12-2018 22:13

[WFRP 2ed.] - Starość nie radość, młodość nie wieczność
 

Bohaterowie nie tracąc czasu udali się w stronę Burg. Okolica była ciężka do przebycia ze względu na trudne warunki pogodowe. Trakt, a raczej to co kiedyś było traktem, przypomina teraz błotnistą powoli zamarzającą rzeczkę, po której podróżowanie nie było łatwe. Teren był podmokły. Wraz z wyruszeniem z Felberg zaczął wiać silny wiatr. Dało się tego też efekty zauważyć w lesie.

Zewsząd widać powalone drzewa, które uległy silnym podmuchom wiatru. Wzgórza, pomiędzy którymi biegnie trakt, na skutek długotrwałej ulewy zaczęły się osuwać tworząc gliniane zaspy, które niejednokrotnie go zasypują, przez co trzeba omijać zwały glinianego błota przedzierając się przez bagnistą gęstwinę lasu. Deszcz zacinał bezczelnie po twarzach i innych odsłoniętych częściach ciała. Najgorsze jest jednak to, że zbliża się noc a nie zanosiła się na to, że bohaterowie dotrą do jakiejkolwiek wioski, czy nawet zajazdu. Zaczęło się ściemniać. Mrok powoli, majestatycznie wylewał się zewsząd otaczając wszystko swym uściskiem. Wiatr zaczął się jeszcze bardziej wzmagać, ordynarnie chłoszcząc twarze bohaterów, uderzając raz po raz biczem z deszczu. Kiedy zmrok na dobre zadomowił się w każdym zakamarku lasu oczom bohaterów ukazały się mury wioski Burg. Brama była otwarta, strażników nie było, a cała okolica wydawała się dziwnie opustoszała.

Bohaterowie przekroczyli bramę miasta, ku ich zdziwieniu, kiedy tylko znaleźli się wewnątrz miasteczka, ich oczom ukazał się niecodzienny i zarazem zaskakujący widok.

Otóż wszystkie domy w zasięgu wzroku, czyli pierwsze kilka ulic były opustoszałe, co sugerować mogły pootwierane drzwi i okna, w których gościła tylko ciemność. Gdzie nie gdzie widniały nadpalone czy też nad burzone budowle. Sprzed bramy był dość dobry widok na wioskę, gdyż teren znajdował się na lekkim wzniesieniu. Po lewej stronie w oddali, gdzie teren tworzył niewielką dolinę znajdowały się od dawna niezamieszkałe chaty, skąd miejscowa ludność prawdopodobnie brała budulce do budowania nowych, więc domy te były w dużej części rozebrane. Najbliższe ulice, wokół bramy otoczone były jednak przez nowe domy. Mury otaczające miasteczko były poprzerywane licznymi dziurami, które wyglądają na całkiem świeże. Bohaterowie byli przemęczeni a do tego przemoknięci.

Będąc na zewnątrz bohaterowie mieli wrażenie, jak gdyby ktoś się na nich przyglądał. Było jednak ciemno, miejsce nowe i ciężko było za wiele powiedzieć.
Po dotarciu do pierwszego lepszego domu wygląda, jak gdyby ludzie wyprowadzali się w pośpiechu, przez co nie było problemu w znalezieniu suchych ubrań i koców.

Cattus 11-12-2018 19:15

Pogoda zupełnie nie pomagała w wędrówce. Zrobiło się po prostu paskudnie. Żeby jeszcze ściął mróz to by się jakoś szlo, a tak to drogi zamieniły się w lepką breję, która nawet koniom utrudniała chód. Znalezienie przyzwoitego miejsca na obóz w takich warunkach graniczyło z cudem, tak więc parli przed siebie pomimo zapadającego mroku.

***

Bosch opatulił się ciaśniej starym płaszczem, który dotąd zalegał w jednym z juków. Dobrze, że chłopi podarowali mu jakieś ubrania, bo ostatnia parę zniszczył razem ze swoją zbroją podczas walki.

Trochę żałował utraty czarnej kamizelki ze srebrnymi guzikami. Naprawdę ją lubił. Teraz za to wyglądał jak prawdziwy zbir. Jeździec przykryty znoszonym, nieco potarganym płaszczem, brudnym tu i tam od zaschniętej krwi, narzuconym na proste ubrania i starą, połataną przeszywanicę. Futrzana czapa na głowie, miecz przy pasie i toporek za pasem. Przynajmniej jego miecz pamiętał lepsze dni. Ciągle to samo porządne ostrze, oliwione i ostrzone kiedy tylko tego wymagało.

Choć miecz sam w sobie nie zmieniał tego, jak mogli go postrzegać inni. W okolicach większość ludzi i tak nie odróżni dobrej, rzemieślniczej roboty od kiepsko zaostrzonego kawałka stali.


***

Nie żeby go to teraz obchodziło. Aktualnie jedyne o czym myślał to jakiś suchy kawałek podłogi i niecieknący dach. I kominek. I kubek grzanego wina... Marzenia te skutecznie utrudniały padający niemal poziomo deszcz i nieco przemoczone buty. Oswald zastanawiał się, czy przemokły same z siebie, czy może błotnista breja przelała się górą, kiedy musiał zejść z konia i przeprowadzić go przez szczególnie trudy kawałek traktu. Jesli pierwsze, to miał kolejny problem na głowie. Jakby ostatnio ich brakowało.

Kiedy w końcu dotarli do bram miasteczka, Oswald wyraźnie się ucieszył i nawet brak zapalonych lamp przy bramie, poczatkowo nie podkopał jego dobrego nastroju. Dopiero kiedy podjechali bliżej zaklął i splunął w błoto rozglądając się podejrzliwie.

- A by to jasny chuj w pogodny dzień. A żeby jeszcze pogoda była... - Pokręcił głową narzekając na własne przekleństwo. - Nie podoba mi się to. Jak myślisz, zwierzoludzie, psia ich mać? - Zwrócił się do Randulfa nie odrywając wzroku ze zrujnowanej, chłostanej zimnym deszczem ulicy. - Wybieramy jakiś większy, w miare cały dom przy bramie, barykadujemy się w środku z końmi i czekamy do rana? Przynajmniej będzie jakieś suche drewno na opał i nie wpierdolimy się w żadną zasadzkę. - Zaproponował, zupełnie porzucając nadzieje na nocleg w ciepłej, bezpiecznej karczmie.

Kerm 13-12-2018 13:12

Ni pies, ni wydra. Tak czasami mawiano.
O pogodzie też można było powiedzieć, że jest ni to, ni owo. Ani to jesień, ani zima i nie wiadomo było, czego się trzymać.
Randulf w najmniejszym stopniu nie załował, że posłuchał rady Alicji i kupił sobie coś odpowiedniego na chłody. Ubranko nie należało do nowych, ale mimo paru łat chroniło przed chłodem. Przed deszczem nieco mniej, mimo nasuniętego na czoło kaptura.

Dotarcie do miasteczka Randulf przyjął z niekłamaną ulgą, miał bowiem wrażenie, że jeszcze trochę i będzie musiał zsiąść z biednego wierzchowca, który już ledwo powłóczył nogami.
Ale jak to zwykle bywało, dobre okazywało się początkiem złego.
Może nie do końca złego, ale Randulf nie sądził, by to, iż w miasteczku nie było (prócz nich) żywego ducha, było oznaką czegoś dobrego.
Oczywiście mogło się okazać, że gdzieś ktoś chował się po kątach, ale na pierwszy rzut oka miasteczko wydawało się na opuszczone.

- Zwierzoludzie albo inne paskudztwo - zgodził się z Oswaldem Randulf. - Nie mam najmniejszego zamiaru po ciemnicy szukać śladów mieszkańców lub napastników. Patrz tam... - Wskazał na dość duży, wyglądający na solidny budynek. - Chyba się nada.

Wprowadzili konie do środka, do czegoś, co wyglądało jak salon. Właściciele z pewnością nie byliby zachwyceni, ale ich nie było.

- Rozejrzę się po domu - powiedział - i pozamykam co się da, a ty rozpal w kuchni ogień.


Inferian 15-12-2018 22:55

Bohaterowie mieli z pewnością rację, pogoda nie była naturalna jak na ten czas. Do tego było pewnego rodzaju przeczucie, że jest coraz gorzej, można było ten fakt było łączyć ze zbliżaniem się do miejscowości, lecz jednak mógł to być po prostu zbieg okoliczności.

Bohaterowie bez trudu znaleźli większy dobrze stojący budynek, który dało się zamknąć. Był co prawda trochę zniszczony, jednak zniszczenia obejmowały przybudówkę. Budynek był jednym z tych większych.

Bohater będąc na zewnątrz słyszał co prawda z daleka jakieś dźwięki, jednak nie był w stanie dokładnie nic na ich temat powiedzieć. Było to za daleko i zbyt niewyraźnie. Z pewnością w tej dziurze byli jeszcze inni, jednak na ten moment nie był pewien, gdzie.



Randulf nie miał problemu z zagospodarowaniem salonu dla zwierzyny. Po przeszukaniu chałupy okazało się, że w bocznym wejściu, była pewnego rodzaju rozwalona stajnia, gdzie przy rogu leżało jeszcze dosyć suche siano, które to po sprawdzeniu wyglądało na zdatne.
Potem postanowił też rozejrzeć się po całej chałupie. Ze świeczką w ręce zaczął przechodzić z pokoju do pokoju. Chałupa składała się z salonu, kuchni, sieni, pokoju przy kuchni i dwóch pokoi na górze. Przeszedł dosyć szybko pomieszczenia sprawdzając pośpiesznie czy coś było wartego uwagi. W domu były i ubrania, koce i podstawowe przedmioty, których wartość nie była wielka, jednak nadawały się do użycia. Dało się też znaleźć jedzenie, takie jak warzywa wydawały się na zdatne do jedzenia. Chleb czy też pozostałości w garach śmierdziały.

Bohater otwierając drzwi do większej szafki, która wyglądała podejrzanie poczuł jak odpływa. Czuł, jak gdyby obrócił się wokół swojej osi i znalazł się w tym samym pomieszczeniu.

Stał za plecami pary, która była w trakcie rozmowy.
- Ja nie chcę tego zostawić, to wszystko co mamy. Nie chcę jechać. - powiedziała kobieta spoglądając na swoje ubrania leżące na półkach szafy.
- Chcesz, aby i nas znaleźli w lesie? Ruszymy razem z innymi, nie ma czasu, bierz to co potrzebne i chodź.
- Nie wszyscy jadą, może i my zostańmy?
Mężczyzna podszedł bliżej bujnowłosej kobiety, przytulił ją i dodał:
- Wiesz jak bardzo cię kocham, nie chcę, aby nam się coś stało.
Kobieta przytuliła się do mężczyzny i w tym momencie bohater ocknął się, czuł gorąco na swojej dłoni. Okazało się, że ręka była oblana niemal parzącym woskiem z przechylonej pod ostrym kątem świecy.



Bohaterowie kręcili się po chałupie, gdy to Oswald nagle zwrócił uwagę na gościa z świecącymi się oczami. Wyglądało, jak gdyby szedł w kierunku rozpalanego właśnie pieca. Był nim bury, przemoczony kot. Z początku, gdy bohater na niego spojrzał ten stanął w miejscu, wyglądało, jak gdyby się przestraszył i miał zamiar zawrócić. Jednak usiadł sobie i zaczął przyglądać się na Oswalda machając spokojnie ogonem.

Cattus 16-12-2018 12:56

Kupka suchego drewna pozostawiona tuż obok kominka nie była żadnym zaskoczeniem. Wyglądało na to, że większość dobytku pozostawiono za sobą, zabierając tylko najcenniejsze i najpotrzebniejsze rzeczy.

Rozpalenie ognia nie sprawiało większych trudności po tym, jak toporkiem odłupał parę mniejszych szczapek i ułożył z nich stosik, który ogień zaczął pożerać łapczywie.

Wtedy też pojawił się jeszcze jeden lokator w postaci kota. Oswald spojrzał na niego zaciekawiony i nieco zdziwiony, że ten nie uciekł kiedy został odkryty.

- Myszy też uciekły? - Zapytał kota uśmiechając się do siebie. - Siadaj siadaj, miejsca mamy w bród. - Pokręcił głową rozbawiony "rozmową" i wbił toporek w pniak, dorzucając kilka większych kawałków do ognia. Następnie zaczął ściągać zbroje i przemoczone ubrania aby rozwiesić je w pobliżu ognia i samemu się w końcu wysuszyć i ogrzać.

Kerm 16-12-2018 15:57

Chwila 'rozmowy' z przedmiotem powiedziała Randulfowi prawie wszystko. Mieszkańcy, a przynajmniej ich część, wynieśli się stąd, uciekając przed nieznanym łucznikowi niebezpieczeństwem.
Zapewne niebezpieczeństwo przyszło z lasu, ale szczegóły... To już musiało poczekać do rana.

- Uciekli, z własnej acz przymuszonej woli - powiedział po powrocie do Oswalda, niosąc nieco jedzenia i parę ubrań. - Pewnie brali tyle, ile mogli unieść na grzbiecie, więc możemy się przebrać. Z jedzeniem jest gorzej. Sądząc po stanie, w jakim jest większość... uciekli stąd dobrych parę dni temu.
- Na górze są dwa pokoje, możemy sobie wygodnie spędzić noc
- dodał.


Po chwili jednak okazało się, że w domu nie są sami...
- Witaj, mały. - Randulf spojrzał na kota. - Siadaj i się ogrzej - zażartował. - Nikt ci nic nie zrobi. Mamy co jeść - dodał żartobliwym tonem. - Ale on chyba przymila się do ciebie - zwrócił się do Oswalda. - Kawałek kiełbaski? - sięgnął do własnych zapasów.

Inferian 21-12-2018 09:49

Kot zachowywał się bardzo nieufnie, jednak nie uciekał. Gdy bohater uniósł toporek i wbił go w pieniek kot drgnął, jednak chwilę po tym spokojnie podszedł bliżej kominka. Zaczął lizać swoje dosyć obfite futro.
Gdy na dół zszedł Randulf zwierzę przeszyło go swoim wzrokiem. Co prawda kot przyglądał się wszystkiemu co tylko się poruszało, jednak, gdy bohater podszedł bliżej, zwierzę lekko przesunęło się bliżej kominka. Gdy Randulf wyciągnął mięso, które roztaczało intensywny zapach dla zwierzaka ten dopiero po chwili zareagował pogryzając podarowaną mu część. W ostateczności kot siedział sobie spokojnie zjadając mięso i falując swoim puszystym ogonem.

W pomieszczeniu robiło się coraz cieplej, w okoli było cicho, bohaterowie odczuwali zmęczenie, które z takimi warunkami powołało senność.

Cattus 23-12-2018 19:55

Bosch siedział wpatrzony w ogień płonący w kominku niedaleko schnących ubrań. Czuł jak zaczynają mu ciążyć głowa i ramiona.

- Randulf, idź spać. Ja wezme pierwszą warte. Jeszcze coś w okolicy wyczuło dym i postanowi tu przyleźć. Pokręce się troche po chałupie żeby nie zasnąć. Jak już nie będę mógł wytrzymać to cie obudze. - Zaproponował wstając z miejsca. Robiło mu się tam stanowczo zbyt przytulnie.

Poprawił powoli dosychające spodnie i przypasał miecz. Korzystając z okazji zdjęcia przemoczonej koszuli i bandaży, delikatnie sprawdził w jaki stanie są teraz jego plecy. Podczas drogi nie przeszkadzały mu aż tak bardzo.

- Powiedz mi jeszcze jak goją się moje plecy zanim się położysz. -

Kerm 24-12-2018 16:51

Randulf przez moment wpatrywał się w ogień.

- Ciekaw jestem, czy za tym wszystkim stoi nasz znajomy dziadek, za którym uganiamy się od tylu dni - powiedział. - I czy gdybyśmy nie stracili tyle czasu, to byśmy go powstrzymali. Pewnie nie...

- No dobra... Masz rację, trzeba się trochę przespać. Obudź mnie, jak będziesz mieć dosyć stróżowania. A twoje plecy wyglądają coraz lepiej. Niedługo prawie nie będzie śladu - stwierdził, po czym ziewnął. - Idę spać. Kiciu, idziesz do sypialni, czy tu zostajesz?

Poczęstował kota jeszcze jednym kawałkiem mięsa. Kot poczęstunek przyjął, ale z zaproszenia nie skorzystał. Położył się koło kominka, zwinięty w kłębek. Wyglądało na to, że sobie powoli usypia.

- Szkoda, że nie pies - powiedział Randulf. - Popilnowałby razem z tobą. Dobranoc - rzucił na odchodnym.

Wszedł na piętro i wpakował się do pierwszej z brzegu sypialni. Miał zamiar wyspać się ile się da, nim Oswald znudzi się czuwaniem.

Inferian 06-01-2019 14:18

Randulf ruszył na górę spać, zaś Oswald pozostała na dole. Jego zamiarem było czuwanie.

Oswald aby nie usnąć to czasem przeszedł po domu, sprawdzając czy wszystko w porządku. Jednak siedząc tam na wygodnym krześle spoglądając na piec jego myśli odpływały w zupełnie inne miejsca. Każdy unoszący się płomień powodował kolejne ciekawe przemyślenia, jak gdyby … bohater nagle poczuł, jak gdyby spadał. Drgnął i okazało się, że po prostu lekko przechylał się na krześle, musiał chwilę się przymknąć oczy. Jego doskonały słuch zdał się i w tym momencie. Dało się słyszeć odgłosy z zewnątrz. Przypominały one stukot butów o bruk.

Bohater zdał sobie właśnie sprawę, że przy kominku nie było kota, musiał sobie pójść, gdy Oswald był zajęty myślami, czy też sprawdzał ubrania.

Bohater spojrzał ostrzenie przez okno i zauważył patrol trzech osób idących główną ulicą. Szli oni spokojnie, jednak dosyć czujnie. Było ich łatwo dostrzec, bo jeden z ludzi trzymał pochodnię. Pozostałych dwóch uzbrojonych było w łuki, które trzymali w stanie gotowości bojowej. Gdy byli już na wysokości domu, w którym bohaterowie się zatrzymali.

Bohater dokładnie przyglądał się co stanie się dalej, gdy nagle usłyszał krzyki dochodzące z ulicy poprzerywane świstem strzał, chwilę potem zauważył jakieś niewyraźne sylwetki rzucające się na ludzi z ulicy. Sylwetki mieniły się jak wyglądały jak jakieś trupiszcza, a raz jak jakieś zmory. Wiły się w czeluściach nocy.

Randulf obudził się przez hałasy dobiegające z dworu. Krzyki i świsty strzał. Bohater prędko wyjrzał przez okno i zobaczył dwóch ludzi strzelających z łuku i jednego z pochodnią. Walczyli z jakimiś upiorami. Bohater co prawda chciał bardziej się temu przyjrzeć, jednak postanowił pobiec szybko na dół do Oswalda. Gdy jednak był już niemal na dole, jak gdyby ze ściany pojawiły się takie same istoty jakie widział na dworze.

Oswald usłyszał jak Randulf szedł na dół, gdy ten był już na samym dole bohater spojrzał ostrożnie w jego kierunku i zobaczył to samo co jego kompan. Dostrzegł jak ze ściany wychodziły dwie sylwetki takie jak na dworze i jedna ze zmór powoli opadała z sufitu. Przed oczami bohaterów mieniły się nieregularne kształty. Ciężko to było jakkolwiek nazwać. Jednak i na to nie było czasu, bo przeciwnicy rzucili się na bohaterów. Wyjąc złowieszczo i atakując. Dwie wychodzące ze ściany atakowały swymi szponiastymi łapami na Randulfa zaś opadająca z sufitu popłynęła z dłuższym sztyletem, jak gdyby na Oswalda.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:19.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172