lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [WFRP/1ed] Góry Na Końcu Świata (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/18294-wfrp-1ed-gory-na-koncu-swiata.html)

Campo Viejo 11-06-2020 04:07



Obrońcy stali za murem z tarcz. Ungołowie patrzyli na wrogów w milczeniu, a ich bębny i piszczały grały szybką, porywającą nutę, która dziwnie kontrastowała i pasowała do ich oblicza zarazem.

Furgil kucnąwszy między tarczownikami doskonale widział, jak na wzgórze wbiega falująca gromada goblinów. Niczym zielonobrudna maź, co bulgocze parli naprzód połykając trawy i dystans dzielący armię Chaosu od obrońców grodu. Ich kościane symbole, ohydne proporce trzepotały targane górskim wiatrem. Kotły dudniły i trąby zawodziły w szpetnej kanonadzie dźwięków do ataku.

Nim pierwsza fala atakujących wpadła z impetem na tarcze i oszczepy piechoty, słońce przysłoniły lecące w kierunku obrońców głazy miotane z koślawych katapult. Mijały się z pociskami artylerii Gnimnyra. Furgil zerwał się na nogi i przekrzykując zgiełk wojennej nuty, zawołał.

- Trzymać szyk!!! - grzmiał.

Pierwszy kamień odbił się przed nimi i wraz z grudami wyrwanej ziemi i kęp trawy przetoczył się kilkoma skocznymi obrotami lądując na tarczach, które zmiótł jak zdmuchnięty z knotu ogień. W miejsce powstałej wyrwy stanęli inni zacieśniając szranki. Drugi wylądował gdzieś z tyłu i tylko po krzykach bólu i przerażenia, krasnolud wiedział, że trafił.

- Nie ustępować!!

Kątem oka obserwował Ungołów, którzy ani myśleli uciekać, czy panikować. Z determinacją w iskrzących oczach czekali na szarżujące gobliny. Ich uderzenie rozbiło się o mur tarczowników, który zachwiał się pod naporem wciąż napierających szeregów, lecz nie załamał. Obrońcy włóczniami, oszczepami kłuli spomiędzy tarcz i ponad nimi w rąbiące niemal na oślep krzywymi mieczami zielone skóry. Łucznicy dwoili się i troili posyłając strzałę za strzałą. Nie minęło długo nim dwóch Ungołów przed Furgilem padło pod ciosami wroga. W powstałą lukę wskoczył ze wściekłym rykiem bez wahania pomiędzy zielone morze pokracznych wojowników.

- Argghhh!!! - warczał wściekle błysząc białymi zębami spod rudych kłaków długiego zarostu.

Głowa najbliższego goblina pofrunęła, gdy ostrze Szczerbka przecięło powietrze. Gobliny z równie szczerą nienawiścią kolejnych dwóch wyrosło na miejsce nieżywego. Jeden chybił, a łeb drugiego w podobny sposób niczym snotligowa piłka pofrunął ponad tłum walczących. Krasnolud w kolczym kaftanie bez rękawów, w ferworze nie poczuł ciosu, który rozorał mu skórę na odsłoniętym ramieniu. Tym razem Szczerbek poleciał z góra na dół rozpłatując przeciwnika na pół ciosem w kark nad ramieniem.

W tym czasie był już okrążony z każdej strony przez gobliny. Próbował uskakiwać przed gradem ciosów. Doskonale poczuł tępy ból, gdy żelazo przeorało czaszkę i ciepła jucha trysnęła mu na czoło i policzki, szybko zlepiając warkocze wąsów i brody. Instynktownie, niemal na oślep zamachnął się dwuręcznym toporem dookoła własnej osi, a wierne żelazo wgryzło się głęboko w pachwinę goblina, który wraz ze Szczerbkiem wzbił się w powietrze, by zniknąć w tłumie bitewnego zgiełku.

Wrogowie odskoczyli na moment i tą chwilę zawahania Furgil wykorzystał na otarcie twarzy. Chwile potem kończyny dwóch kolejnych goblinów odłączyły się od właścicieli zostawiając ich wykrwawiających się na śmierć.

Pustawo się zrobiło wokoło krasnoluda, a ten wykonawszy plan zamierzał wrócić za mur tarczowników. Widział, że Ungołowie, choć ponosili dotkliwe straty, to nie ustępowali pola goblińskiej piechocie. W rzeczy samej atak zielonoskórych załamał się, lecz zamiast ulgi na twarzach towarzyszy, Furgil zobaczył lęk. Obrócił się i zobaczył biegnące trolle. Jeden dostał strzałą ze sztachety prosto w bebech i zwalił się na wrzeszczące pod nim gobliny. Spokojnie rozejrzał się i rezolutnie stwierdził, że machiny obrońców nadal działały, za to nie widział już ostrzału ze strony wroga. Atak konnych kompanów na goblińską artylerię musiał się udać.

Ungołowie zaczęli się cofać na widom zbliżającego się olbrzyma, co szczerzył kły jak wściekły i głodny troll.

- Staaaać!! - krzyczał zdyszany Furgil. - To tylko przerośnięty debil!!!
Nadaremnie. Musi słowo „przerośnięty” wywołało odmienny efekt od zamierzonego.

- Kurwa… - mruknął zaciskając paluchy na trzonie topora.

Trolle wzbudzały powszechny strach, czasami o tym zapominał.
Widząc to gobliny, nabrały drugiego wiatru i ponowiły natarcie spadając broniących się rozpaczliwie, nielicznych tych, co wytrwali lub nie zdążyli się wycofać.

Dawi ruszył jak z kopyta po trupach w biegu spotykając trolla. Zważywszy na swój słusznie niski wzrost, Furgil odbił się od małego stosu zarąbanych goblinów i wzbiwszy w powietrze zaorał ostrzem podbrzusze olbrzyma. Wraz z wysypującymi się flakami i krwią, trysnął kwas gęstym strumieniem rosząc wszystko dookoła konającej bestii. Krasnolud poczuł nieprzyjemne ciepło, raptownie zmieniające się palący żar, który z sykiem zżerał żelazne kółeczka kaftana. Wgryzał się w tors krasnoluda. Rudobrody wahania zdarł przez głowę zbroję i cisnął na ziemię.

Z odsłoniętą dymiącą jeszcze klatą, której kłaki spalił trolowy kwas, rozebrany do pasa rzucił się na szarżujące gobliny z powiewającą zawadiacko pomarańczową szczotą. Umorusany na twarzy we własnej i wrogów krwi błyskał białkami oczów i bielą mocnych zębów. Za plecami usłyszał wrzawę atakującej ungolskiej piechoty, której widok zatłuczonego przerośniętego debila z rąk małego wojownika, musiał zwrócić wiarę w ich ludzkie możliwości.


Phil 16-06-2020 13:57

początek od avitto i hena :)
 
Gobliny oddały pierwsze strzały w stronę Medvednyj, nim Ungołowie wspierani przez Rusłana i Yarislava dotarli na miejsce ulokowania artylerii. Sprytnym manewrem oddział jazdy, ukrywający się do tej pory przed wzrokiem strażników, przyciągnął uwagę wojowników strzegących machin oblężniczych. Rozdzielającym się na pary towarzyszom pozostało poradzić sobie z siedmioma zielonoskórymi.

Gdy Yarislav wypadł z ukrycia, a Rusłan oddał strzał w kierunku machin, gobliny odpowiedziały salwą. Konie silnie biły o podłoże zmieniając kierunek biegu i myląc wrogich łuczników. Z każdą chwilą Ungoł i Dolganin byli bliżej celu.

Gdy wpadli z impetem pomiędzy pokraczne potworki nic nie mogło im się przeciwstawić. Siekąc na prawo i lewo Yarislav przyciągał wrogów, a korzystający na tym Ruslan podpalał kolejne katapulty.

Wrogie strzały robiły jednak wielkie zamieszanie na rozległym polu walki. Jeźdźcy wspinali się na wyżyny możliwości dokonując czynów niemal woltyżerskich omijając zauważone w ostatniej chwili pociski i ciosy. Wierzchowce stawały dęba widząc krew i słysząc wrzaski zielonoskórych.

Gdy wszystkie trzy machiny stanęły w ogniu jeźdźcy zebrali się do odwrotu. Jeden z nich zapłacił za ten brawurowy wypad najwyższą cenę - nie był to jednak ani Rusłan, ani Yarislav. Obaj pędzili z powrotem, zastanawiając się naprędce czy jechać do dowództwa czy też wprost na pole bitwy.

* * *


Bitwa trwała. Obrońcy nie zostali zmiażdżeni pierwszym atakiem, także dzięki poświęceniu, działaniom i walce czwórki bohaterów, którzy nie bronili tu swoich domów.

Yarislav i Rusłan zniszczyli artylerię wroga.

Machiny Gnimnyra siały spustoszenie w szeregach wroga.

Furgil nie dopuścił do załamania się linii obronnej.

Goblinów było jednak zbyt wielu. W pojedynkę nie stanowili wielkiego zagrożenia, teraz jednak sunęły na nich kolejne fale ataku, oddział za odziałem. Siły Kislevitów topniały, zapasy odwagi i wytrzymałości wyczerpywały się, kawaleria miała coraz większy problem w przebijaniu się przez zastępy zielonoskórych.

Konni widzieli to doskonale ze wzgórz i klęli. To samo robił krasnolud, mieszając w przekleństwach khazalid i reikspiel i dokładając do mieszanki kislevickie słowa, których uczył się na bieżąco. Zabójca trolli tego nie widział, a nawet gdyby, miałby to gdzieś. Zapowiadała się dobra śmierć, godna opowiadania i odkupienia. Przeklinał jednak, a jak, bo lubił.

Wtedy jednak stało się coś, co sprawiło, że przestali kląć i zamilkli. Na krótką chwilę, bo potem zaczęli od nowa, ze zdwojoną energią. Na wzgórzach po przeciwnej stronie pola bitwy, niż przebywali Rusłan i Yari, poruszyły się drzewa. Drzewa, których wcześniej tam nie było. Obniżające się coraz mocniej słońce oświetlało je i zwisające z ich gałęzi trupy, makabrycznie kołyszące się i obijające o drewno. Nie mogli rozróżnić z takiej odległości wszystkich szczegółów, ale wiedzieli, że martwi są nadzy i mają poderżnięte gardła, a w pnie wbito hufnale. W końcu pojawił się też i największy z nich, dąb z kotliny za kryptą. Wszystkie ruszyły w dół zbocza, nabierając rozpędu z każdym krokiem rozszczepionych pni, pędząc coraz szybciej w stronę walczących armii.

Ktoś ożywił las. Ten ktoś stał teraz na szczycie wzgórza, z rozwianymi kruczoczarnymi włosami i rękami uniesionymi w górę, wśród innych członków wykręconego siłami Chaosu plemienia. Widzieli ją, jakby stała przed nimi. Widzieli każdą kroplę krwi spadającą z jej rozciętych dłoni, wsiąkającą w ziemię.

Campo Viejo 19-06-2020 04:32

- Kobyle zady, kurwie syny, kiepy parchate, paciochate ryje... - Krasnolud mełł przez zakrwawione zęby, dwuręcznym toporem rąbiąc na lewo i prawo.

- Trzymać szyki, malcziki!!! - ryczał ponad wrzawę.

Widok biegnących drzew i czarownicy zirytował go, bo jak każdy nieszanujący się krasnolud, bardziej od swego żałosnego żywota nienawidził i gardził magią.

Gdyby ożywione mrocznym kuglarstwem konary z wisielcami miały go atakować, to Szczerbka przełoży do pni. Jednak czuł, że przeklęte plemię przyszło po gobliny, bo czemuż inaczej nie atakowały ich wcześniej, gdy pająki, a jakże i owszem?

Tak, czy inaczej, dzień to był dobry na dobrą śmierć i wielce napompowanym moralem, Furgil zaczął śpiewać najgłośniej jak umiał, najbardziej obelżywą Chaosowi pieśń, jaką tylko Dawi znali z pokolenia na pokolenie górskich klanów.

hen_cerbin 21-06-2020 11:29

Rusłan rozdziawił gębę i patrzył w osłupieniu. Chodzące drzewa, krwawiące magiczne podfruwajki dopplegangery, wisielce szarżujące na gobliny - to w zasadzie nie było niczym dziwnym, ale co za wyczucie czasu! Jaka sprytna strategia! Jakby górale sami chcieli zatrzymać zielonych to pewnie ponieśliby straty, a do tego rozbici w górach przeciwnicy szybko zmieniliby się w grabieżcze bandy. I zanim by się ich upolowało, kupę czasu i zachodu trzeba by poświęcić. Jakby nie ostrzegli miejscowych - to gobliny przeszłyby jak przez masło, a potem przecie i tak by wracały tą samą drogą.
A tak kosztem miejscowych uda się wybić zielonych do nogi.
Ktoś tam gadał o strategii młota i kowadła. Nie do końca o to chodziło chyba, ale miło, że ostatecznie wyjdzie coś podobnego. Tyle że młotem będzie nie kawaleria, a drzewce.

- Dobra nasza - uśmiechnął się podsumowując ciąg myślowy. No, jego większą część.

Teraz były dwie możliwości - albo się chaośniki wytną z goblinami i sobie pójdą nazad, ewentualnie rozpadną się, albo się chaośniki wytną z goblinami i też sobie pójdą, tyle że na osadę. Ale wtedy się podjedzie, przestrzeli gardziołko magiczce i też będzie dobrze. W górach to ona była mocna. Ale teraz byli na stepach.
Dlatego na razie nigdzie nie jechał, napił się piwa z bukłaka i czekał na rozwój sytuacji. Chciało mu się lać.

xeper 21-06-2020 20:12

- Las… Idzie las – wymamrotał Gnimnyr. Gapił się na zbliżające się drzewa, których coraz więcej pojawiało się na wzgórzach ponad polem bitwy. Maszyny na moment wstrzymały ostrzał – najwyraźniej ich załogi także dostrzegły nowych uczestników starcia. Pytanie jakie należało zadać teraz brzmiało: po której stronie opowiedzą się czarnoocy? Czy zniszczą tylko goblinów, czy też ich celem jest anihilacja zielonych i ludzi? Miało się to okazać już za chwilę, gdyż drzewa wiedzione jakąś niepojętą dla krasnoluda magią, szły? Pełzły? W każdym razie zmierzały szybko w stronę pola bitwy.

Znowu wróciło poczucie beznadziejności sytuacji w jakiej się znalazł. Miał dość. Ogarnął pole bitwy spojrzeniem jednego oka w poszukiwaniu Rusłana i Yarislava, ale tamtych nie było nigdzie widać. Wychodziło więc na to, że będzie uciekał sam. Wycofał się za linię machin, dając jeszcze raz komendę do strzału, ale już bez ognia, bez zapału. Wspiął się na stosik kamieni, amunicji niewykorzystanej przez popsutą katapultę i starał się wypatrzeć swojego wiernego muła. Przecież nie będzie uciekał pieszo. Cofał się w stronę osady, cały czas jednak bacząc na to, co działo się na polo bitwy. A może przydarzy się coś, co zmieni jego decyzję.

Avitto 22-06-2020 15:20

Yarislav widział oczekiwanie na twarzach wokół siebie. Równo z Rusłanem sięgał po alkohol nie wylewając za kołnierz. Pili i czekali.

Nadszedł jednak moment, od którego nie było już odwrotu. Dolganin wspiął się na nogach, splunął w bok i sięgnął po broń, nie wiedząc, czy stanie do walki jednym czy dwoma wrogami. Był gotów tak długo galopować pośród poruszających się konarów i korzeni aż te zadepczą do reszty zielonoskórych.

Phil 22-06-2020 19:00

Ich zadanie zostało zakończone. Przysłużyli się walnie powodzeniu obrony Medvednyj. Pozostało im jedynie obserwować, czy ich wysiłki nie pomogły tylko odsunąć wyroku w czasie. No, zadanie Furgila nie zostało zakończone. Krasnolud wymachiwał toporem, wyrąbując krwawy szlak w szeregach goblinów, nie zważając na kolejne rany zadawane mu przez kobyle zady i parchate kiepy. Ostrze jego broni odbijało płomienie podpalonej trawy. Obok niego trup słał się gęsto.

Nad pole bitwy, nad Księżycowy Step, powoli nadciągała ciemność wieczoru. Cienie robiły się coraz dłuższe, a te rzucane przez poruszające się, bezlistne drzewa budziły przerażenie. Mniejsze z nich padały pod ciosami toporów, głównie tych trzymanych przez trolle. Dąb jednak, praojciec dąb, niósł ze sobą śmierć i zniszczenie. Potężne konary opadały w dół jeden za drugim, miażdżąc wszystko mocarnymi ciosami. W szeregi zielonoskórych zaczynała wkradać się panika. Pojedyncze postacie, a nawet całe oddziały zaczęły uciekać.

Z Medvednyj w powietrze wzbiły się białe gołębie. Gdzieś, kiedyś, ten widok zostanie uznany za znak pokoju. Tu i teraz gołębie były jednak tylko posłańcami złych wiadomości i srały na wszystkich z góry. Na wieży strażniczej osady stała ona, z rozwianymi jasnymi włosami i rękami uniesionymi w górę. Widzieli ją, jakby stała przed nimi. Widzieli iskry wylatujące z jej rozciętych dłoni, lecące w kierunku ptaków. Gołębie zajęły się płomieniami, zamieniając się w ogniste pociski ciągnące za sobą cienkie smugi dymu. Wszystkie wbiły się w wyschnięty pień i gałęzie dębu, który sam, niemal natychmiast, zaczął się palić. Ogień rozprzestrzeniał się coraz szybciej, ożywione drzewo nie przestało jednak poruszać się i atakować. Gobliny i trolle nie wytrzymały tego, ich morale załamało się. Kislevici ryknęli, a echo niosło ten krzyk zwycięstwa po stepie.

W zapadającym szybko mroku rozpoczął się odwrót armii zielonoskórych, ściganych przez ogromne, płonące drzewo, rozświetlające okolicę. Ogniste gałęzie, niczym ramiona demona z piekieł trzaskały w ziemię, wyrzucając w powietrze deszcz iskier. Niedobitki goblinów nękane były przez kawalerię Ungołów i huzarów. Gdzieś z boku pojawili się nawet Rusłan i Yarislav, pędząc na swych koniach i tnąc uciekające bezładnie stwory po plecach. Razem wpadli też na trolla, zadając cios w tym samym momencie, każdy ze swojej strony. Ostrza przecięły kark bestii i zazgrzytały o siebie. Głowa trolla odleciała w stepowe trawy, a cielsko zwaliło się na ziemię, prosto pod końskie kopyta.

Ci blisko drzewa słyszeli głośne trzaski pękającego od ognia i temperatury pnia. Nikt jednak nie zauważył, kiedy hufnal weń wbity wypadł i spadł na ziemię. Dąb zwolnił, po czym zatrzymał się, jakby nie wiedział co ma robić. Odwrócił się w końcu, idąc powoli w stronę najbliższego celu, którym teraz był oddział Furgila. Zabójca trolli uśmiechnął się tylko dziękując Grimnirowi za tę szansę.

Gdzieś z tyłu, Gnimnyr powrócił do balist. Klepnął jednego z Kislevitów w ramię i nakazał mu wykonać śrubą dodatkowe ćwierć obrotu. Sam zwolnił blokadę, cięciwa brzęknęła, a włócznia poleciała. Wydawało się, że zwalnia w locie, ale gdy trafiła w cel, niemal rozłupała pień na pół. Dąb zatrzymał się, przechylił w przód i zwalił się, niemal sięgając zabójcy. Łamiące się konary odleciały we wszystkich kierunkach, a całe drzewo wybuchło ogniem, po czym powoli zaczęło przygasać. Furgil, mrużący oczy od żaru i dymu podszedł, uniósł topór nad głowę, wbił go w pień, po czym podsumował zwycięską bitwę.

- Kurwa twoja mać!

* * *


Prawdziwa to historia, od początku do końca, klnę się na wszystko co święte! Tak było, mówię wam. A kto wam opowiada coś innego, łże jak bura suka!

Mówiłem, że się zaczyna jak kiepski dowcip. Teraz już wiecie, że kończy się jak równie kiepska tragedia Detlefa Siercka, jedna z tych gdzie nic nikomu nie wychodzi. Ta trójka przyszła w Goromadny szukać skarbu i nie znalazła go. Ten czwarty przyszedł szukać śmierci, a żyw wyszedł. Może jednak znaleźli coś innego, wartego uwagi? Nie wiem, nie pytałem ich o to.

Czy wiem za to, co dalej z Gnimnyrem, Yarislavem, Rusłanem i Furgilem? Co z Alyaną i jej siostrą? Co z matką Olgą, Gornovem i innymi? A co to za pytanie, oczywiście, że wiem.

No dobrze, przynieś jeszcze dzban piwa, bo mi w gardle zaschło, a w tym już dno widać. Taka noc, gdy oba księżyce na niebie w pełni, to dobra noc na długie i straszne opowieści.

Ta nie zacznie się jak dowcip...



KONIEC




Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:48.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172