lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [WFRP 2ed.] Groza w Talabheim (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/18388-wfrp-2ed-groza-w-talabheim.html)

Shiv 02-05-2019 18:17

[WFRP 2ed.] Groza w Talabheim
 





Choć Burza Chaosu zakończyła się i Archaon został odparty, nie był to koniec kłopotów dla Imperium. Zrujnowane miasta i wioski, w większości których powyżynano ludzi w pień, dojmująca bieda i niepewne jutro sprawiały, że poddani Karla Franza nie mogli do końca cieszyć się z wygranej z Chaosem. Szybko uwypukliły się poważne problemy - braki żywności, zawyżone ceny, choroby zakaźne, które trawiły większość prowincji oraz widmo wojny domowej, gdyż coraz częściej brat stawał przeciw bratu. Wyglądało na to, że ciężkie, mroczne czasy dopiero nadchodzą...

Jak wszystkie ludzkie osiedla na północy i wschodzie, Talabheim również odczuwało skutki Burzy Chaosu. Miasto zalewały tłumy uchodźców z Ostlandu, Hochlandu, a nawet Kisleva, a wygórowane ceny w mieście dotykały każdego. Po wąskich i stłoczonych ulicach Taalagadu - największej i najważniejszej z osad w obrębie Talabheim - krążyli podżegacze i demagodzy, nawołujący ludzi do powstania przeciwko obcym, radzie, a nawet sobie nawzajem. Strażnikom udawało się czasami złapać takich delikwentów i powiesić publicznie dla przykładu, ale niewiele to dawało, gdyż w ich miejsce pojawiali się kolejni.

Atmosfera w dokach była napięta, niczym cięciwa łuku. Uchodźcy z Hochlandu często ścierali się z Kislevitami, rywalizując z nimi o wszystko - od zatrudnienia, po jedzenie. Straż miejska próbowała nie dopuszczać do poważniejszego rozlewu krwi, jednak nie zawsze się to udawało. Morderstwa na tle rabunkowym były na porządku dziennym. Taalagad, w którym znajdowaliście się od tygodnia, od zawsze był nędznym portem i schronieniem dla najuboższych, jednak obecnie był dużo niebezpieczniejszy - ludzie zbierali się w grupki, gdyż tylko tak można było uniknąć ograbienia bądź utraty życia. Plotki głosiły, że po dzielnicy krążyli łowcy niewolników z dalekiej Tilei, którzy wcześniej upijają swoje ofiary, a potem ładują na statki i odpływają. Nikomu nie można było ufać i zawsze trzeba było pozostać czujnym.

Kolejnym problemem był niejaki Kurt Rozpruwacz, którego miano szybko rozeszło się wśród ludności Taalagadu i nikt tak naprawdę nie wiedział, kto mu je nadał. Jego czyny świadczyły jednak za siebie - morderca atakował kobiety lekkich obyczajów w dzielnicy portowej, podcinając im gardła i usuwając niektóre narządy wewnętrzne. Straż miejska nie potrafiła sobie poradzić z tym problemem, choć przypuszczano, że tajemniczy morderca posiada wiedzę anatomiczną i chirurgiczną. Wciąż jednak nie został schwytany, dlatego pojawianie się po zmroku na ulicach Taalagadu niosło ze sobą kolejne niebezpieczeństwo. Skrajne ubóstwo zmuszało jednak wiele kobiet do prostytucji, a plotki głosiły, że w niektórych lokalach, za odpowiednią cenę, można się było nawet zabawić z młodymi dziewczynkami. A jeśli w ciągu dnia akurat znalazło się coś do roboty, to zarobki i tak były dużo poniżej normalnej płacy, choć chętnych (a może raczej zdesperowanych) nie brakowało. W dokach szerzyła się też działalność przestępcza. Przemytnicy nocami przycumowywali łodzie, a za dnia, wykorzystując powszechny rozgardiasz, upłynniali nielegalny towar. Rzadko po normalnych cenach.

Władze miasta zdawały sobie sprawę, czym grozi taki multikulturowy tygiel, dlatego wyjścia z Taalagadu do samego Talabheim strzegł garnizon, który nie wpuszczał bez odpowiedniej przepustki nikogo na Drogę Czarodziejów wiodącą do Oka Lasu, gdzie czekała lepsza praca i lepsze warunki do życia. Trzeba było wypełnić odpowiedni formularz, a biorąc pod uwagę, że niewielu uchodźców było piśmiennych, skazywało ich to na pozostanie w dokach, czekając na tak zwaną "rozmowę kwalifikacyjną". Ci, którzy przebrnęli przez procedurę, musieli uiścić sowitą opłatę w zależności od tego, jaką przepustkę chcieli otrzymać. A i tak ostatecznie decydował o wszystkim jakiś urzędnik na podstawie własnego "widzimisię". Talabheimską biurokrację można było oczywiście obejść, wręczając horrendalnie wysoką łapówkę, jednak w obecnych czasach rzadko kogo było na to stać. Ludzie konali z głodu, kobiety sprzedawały się za pożywienie, ale nikogo z możnych Oka Lasu to nie interesowało.

Takie realia zastaliście, przybywając do miasta. Luizę i Ernsta, którzy znali się już wcześniej, los połączył z przysadzistym Gunterem, krasnoludem Garranem i rezolutnym niziołkiem Hugonem prawie tydzień temu. Mieliście na tyle szczęścia (czy raczej pieniędzy w sakiewkach), że udało wam się zatrzymać w "Kocie o Dzięsięciu Ogonach" - najsławniejszej chyba gospodzie w całym Taalagadzie, prowadzonej przez byłego gladiatora, Udo. Sympatyczny wielkolud wynajął wam kwatery po normalnych cenach, co nie zdarzało się ostatnio nigdzie, a gdy dowiedział się, że Gunter również jest byłym gladiatorem, obniżył mężczyźnie cenę za pokój o połowę. Same pokoje nie stanowiły wysokiego standardu, ale łóżka były całkiem wygodne, a okna szczelne, więc w czasie chłodnych już nocy niczego więcej do szczęścia nie było trzeba.


Tego wieczoru, 22 dnia Nachgeheima 2522 roku, gospoda jak zwykle pękała w szwach. Zdążyliście się juź przekonać, że "Kot" był najbardziej kosmopolityczną karczmą w Taalagadzie. Miejscowi pili z obcokrajowcami, talabheimczycy z mieszkańcami Altdorfu, czy Middenheim. W tłumie można było dostrzec kilku krasnoludów, słyszeliście też śpiewny język tileański, pogmatwany bretoński, czy surowy kislevski. Co chwilę słychać było gromki śmiech, radosne okrzyki, czy dźwięk zbijanych toastów - nawet w tak ciężkich czasach ludzie chcieli na moment oderwać się od ponurej rzeczywistości, poczuć się wspólnotą i oddać radosnym chwilom wspomaganym przez rozwodniony alkohol, którego trzeba było wypić naprawdę sporo, by cokolwiek poczuć. Tutaj, w tej sali, panowała przyjemna atmosfera, jednak na zewnątrz, w mroku wieczora, czaiły się niebezpieczeństwa czyhające na nieostrożnych przechodniów.

Wy jednak nie zaprzątaliście sobie tym teraz umysłów - siedzieliście przy stoliku w rogu sali, zajadając gorący i całkiem znośny gulasz z zająca, ciesząc się swoim towarzystwem. Grupka, którą stanowiliście, wzbudzała odpowiedni szacunek, by nikt nie próbował was zaczepiać, zatem mogliście skupić się na rozmowach. Wciąż mieliście jeszcze pieniądze, jednak te powoli się kurczyły, a wezwania przez garnizon, by przejść przez procedury wpuszczające do Talabheim nadal nie było. Z pewnością będziecie musieli zastanowić się nad dalszymi ruchami, jednak obecnie docenialiście ciepłe wnętrze karczmy, posiłek i własne towarzystwo. Zwłaszcza, że pierwsze krople deszczu zaczęły rozbijać się o szybę okna, przy którym siedzieliście. Trzeba było przyzwyczaić się, że lato mijało bezpowrotnie, a chłodne i zimne wieczory oraz noce zwiastowały szybkie nadejście jesieni.

Caleb 03-05-2019 02:05

Lekko pochylony, zaniedbany mężczyzna pociągnął kolejny łyk piwa. Złocisty ,,specjał” smakował podle, lecz trudno było spodziewać się czegoś innego. Kontemplując mętny trunek, Günter spoglądał na towarzyszy i co jakiś czas dłubał w zepsutym zębie. Odzywał się rzadko i raczej ograniczał do obserwacji klienteli. Towarzyszyły temu ciche utyskiwania oraz rytmiczny stukot ubłoconych butów.
Choć poza osobą karczmarza gardził tutejszymi, sam nie prezentował się wiele lepiej. Niechlujny zarost, zaplamiona kurta i porysowana tarcza przywodziły na myśl raczej przypadkowego awanturnika, niż łowcę nagród.
Nie dbał o to. Przechylił kufel po raz kolejny. Niby był przyzwyczajony do podobnych miejsc, a jednak mierził go fakt, że siedzieli tutaj od tygodnia, miast zmierzać do Talabheim. W porcie interesowała go jedynie sprawa Kurta. Historie o nim przywodziły na myśl jakiegoś psychola, który pragnął ze swoich morderstw uczynić osobliwą sztukę. Na samo wspomnienie o kimś takim Günter nerwowo bębnił palcami po drewnianym trzonku korbacza.
Zastanawiał się ile jeszcze tutaj posiedzą. Sytuacja w Imperium nie prędko miała się ustabilizować, o ile w ogóle mogło to nastąpić. Archaon został wygnany, ale nie zabity. Siły Chaosu wciąż funkcjonowały w różnych zakątkach świata. Prawda była taka, że mógł narzekać na swoją sytuację, ale gdyby ruszyli gdzieś indziej, czekałaby na nich podobnie przesrana perspektywa.
Spojrzał na resztę kompanii. Zawiązali współpracę spontanicznie, a przynajmniej tak wyglądało to z jego strony. W miastach typu Taalgard należało samemu zapewnić sobie plecy, aby nie skończyć z wbitym w nie sztyletem.
Tak naprawdę mało wiedział o swoich towarzyszach, mimo iż spędzili razem już trochę czasu. Zapewne fakt, że sam był dość gburowaty, nie poszerzał specjalnie jego wiedzy.
W końcu przemógł się i dla odmiany to on podjął nowy wątek:
- Tak sobie myślę. Dla garnizonu możemy równie dobrze nie istnieć - powiedział, zakładając nogi na stół. - Póki nasze imiona nie zaistnieją w jakiś sposób w okolicy, będziemy pić te siki do przyszłych siewów. Wiecie już kim jestem. Łapię różne szumowiny i robię z nimi porządek. Gdyby połaskotać tego całego Rozpruwacza, mogłoby to przyspieszyć naszą kolejkę. Czuję w tym również zapach brzęku. Ot, luźna propozycja, ale sami przyznacie, że wszystko lepsze niż bezczynność.

Jessica Hyde 04-05-2019 15:49


Niezbyt urokliwa gospoda, z podejrzaną klientelą, w mieście w którym jakiś szaleniec ochoczo mordował, pracując na swoją niechlubną sławę. Tak określiłby to miejsce ojciec Luizy, który bez wątpienia nie takiej przyszłości oczekiwał dla swojej córki. Wręcz przeciwnie, od tego losu chciał ją właśnie uchronić. Jak każdy ojciec, Lothar miał nadzieję, że Luiza uzyska solidne wykształcenie, odpowiednio wyjdzie za mąż i zwyczajowo będzie żyć długo i szczęśliwie, pod czujnym okiem rodziców. Choć zważywszy na trudne czasy w których przyszło im żyć, słowa “długo” i “ szczęśliwie ” nabierały raczej symbolicznego znaczenia. Jednak los, wspierany przez upartość Luizy zadecydował inaczej niż by tego sobie życzył Lothar…

***

Luiza była kobietą o bystrym spojrzeniu i chłodnym, czasem wręcz surowym wyrazie twarzy. Gdyby można było jednym słowem ją określić, tym słowem byłaby “konsekwencja”. Była spójna, począwszy od wyglądu, przez zachowanie, aż do cech charakteru. Wyróżniała ją oszczędność w słowach i gestach, co przekładało się na zawsze odpowiednio dobrany i wyważony ubiór. Sprawiała wrażenie osoby poważnej, przywiązywała dużą wagę do dobrych manier, jednak nie była pozbawiona poczucia humoru i nie brakowało jej ciepła. Zawsze opanowana i drobiazgowa, zupełnie inna niż jej przyjaciel Ernst. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że stanowili życiowe Yin i Yang.



Kerm 04-05-2019 15:53

"Kot", nie wnikając w znaczenie kryjące się w nazwie, miał wiele zalet, ale i jedną, zasadniczą wadę - jako najlepsza karczma w mieście miała również dość wysokie ceny. Co prawda Ernst nie miał jeszcze pustego trzosu, ale każdy wiedział, że taki stan nie może trwać wiecznie. Tylko w bajkach istniały magiczne sakiewki, które nie musiały być napełniane, a z których można by czerpać do woli. Pozostawało tylko mieć nadzieję, że szybciej dostaną przepustkę, niż w sakiewkach Ernsta i Luizy pojawi się dno.
Co prawda dzielili pokój (acz nie łoże), tudzież dzielili się posiadanym złotem, ale prędzej czy później trzeba było pomyśleć o znalezieniu jakiegoś dobrze płatnego zajęcia. No i, nie da się ukryć, nie po to przybyli do Talabheim, by siedzieć i czekać nie wiadomo jak długo na łaskawe zmiłowanie jakiegoś gryzipiórka, który tylko czekał, aż znudzeni oczekiwaniem podróżni sypną paroma garściami złota by skrócić czas oczekiwania. Ernst, nie da się ukryć, znał przyjemniejsze sposoby wydawania złota, niż przeznaczanie go na łapówki.

- Podróżuję dla zdobywania wiedzy magicznej - powiedział. Miał nadzieję, że słowo "magia" nie odstraszy rozmówców. - Luiza towarzyszy mi od jakiegoś czasu w tych podróżach. I pilnuje, bym się nie pakował w zbyt wiele kłopotów - dodał żartobliwie.

- Co do złapania tego Kurta, to masz rację, Günterze - powiedział. - Ale powinniśmy się dowiedzieć, gdzie znajdywano jego ofiary, jak wyglądały i w jaki sposób je zabijał. A potem trzeba by znaleźć jakąś przynętę. Albo wynajmiemy jakąś panienką, albo też... - Spojrzał na Luizę ciekaw, jak jego przyjaciółka odniesie się do propozycji zostania owym wabikiem na zbrodniarza.

Jessica Hyde 04-05-2019 16:20


- Uważasz że wroga należy zwabić, zachęcić do ataku, po czym samemu zaatakować? Muszę przyznać, z łatwością szafujesz moim życiem, przyjacielu - stwierdziła beznamiętnie, jednak na twarzy Luizy po raz pierwszy tego wieczoru, pojawił się lekki uśmiech.

- Tak naprawde niewiele wiemy o naszym zabójcy. Poza tym kim są jego ofiary. Zastanówmy się dlaczego zabija? W grę mogą wchodzić jakieś osobiste przeżycia. Być może wcale nie planuje swoich zbrodni, działa pod wpływem silnych emocji takich jak strach lub gniew. Tacy nie mają żadnych hamulców. Musimy być na to przygotowani - dodała zamyślonym, choć zdecydowanym głosem, dając innym do zrozumienia, że podjęła już decyzję dotycząca bycia ‘żywą przynęta’.

- Z pewnością nie jest normalny - stwierdził Ernst. - . Zabija kobiety, zapewne prostytutki. Jeśli chodzi o pobudki, to możliwości jest kilka. Może nienawidzić kobiet, może swoje działania uważać za walkę o moralność. Podrzyna gardła, ale czy najpierw je ogłusza? Musimy to wiedzieć, by się zabezpieczyć. Bo problem na tym polega, że trzeba go złapać na gorącym uczynku... ale nie tuż po zabójstwie. Może trzeba by kupić metalowy kołnierz...

- Powinnam się pogniewać na ciebie, za to, że nie uprzedziłeś mnie o czekających nas na miejscu atrakcjach - zażartowała Luiza i kontynuowała: - Bez względu na to, kim jest nasz zabójca i jakie są jego motywy działania, pan Günter ma racje. Jego schwytanie przyniesie nam niewątpliwie korzyści. Jednak decyzja powinna być jednomyślna. Czy pozostali panowie zgadzają się na małe polowanie?

Gerwazy 04-05-2019 21:26

W najdalszym rogu stołu wsparty plecami o ścianę siedział sobie niziołek Hugo. Właściwie należałoby by rzec Hieronim, a dokładniej Hieronim Udo Gustaw Ortmeister gdyż tak w pełni nazywał się ten rezolutny osobnik. Przebywał on od pewnego czasu z dala od swoich rodzinnych stron, głównie w towarzystwie ludzi. Poznawszy ich niezdrowy nawyk do skracania czego się tylko da, poczynając od własnej mowy, postanowił przybrać miano Hugo. Było to łatwiejsze niż tłumaczenie każdemu napotkanemu kiepowi skąd jest rodem i dlaczego posiada aż trzy imiona. Krótsze miano nie wzbudzało również podejrzeń, a w związku z pełnioną misją brak takowych był bardzo na rękę niziołkowi. Siedział tedy spokojnie wcinając gulasz i popijając go piwem. Co rusz odgarniał niesforny kosmyk rudych włosów, lub drapał bokobrody uważnie się przy tym rozglądając po wszystkich gościach karczmy. Zdawało się, że nic nie może się ukryć przed jego wnikliwym spojrzeniem.

Na sugestię mrukliwego dotąd Guntera zareagował szybkim spojrzeniem, jakby na nowo oceniał towarzysza. Temat który poruszył łowca nagród był bliski sercu niziołka. Gdy tylko usłyszał o tym mordercy chciał zbadać tą sprawę jak i samego sprawcę. Morderstwo niby żadna nowość, zwłaszcza w tak podłym zakątku Imperium. Ale rozdzieranie ofiar, wiedza anatomiczna, to śmierdziało agentowi całunu jakimiś nieczystymi praktykami. A właśnie po to został przysłany do tego rynsztoku, aby zbadać czy nie pleni się i nie wzrasta na tym padole łez jakiś nowy wróg życia. Warunki niemal idealne dla takowego paskudztwa. W końcu co oznacza parę kurtyzan wobec tej masy ludzi pragnących dostać się na Drogę Czarodziejów. Jest i dodatkowa korzyść za rozwiązanie sprawy, pewno parę monet i przychylność władz a to cenniejsza waluta w tych czasach. Wysłuchał jeszcze wywodu panny i maga po czym odchrząknął i powiedział.

- Zgadzam się co do tego, iż ujęcie sprawcy i doprowadzenie go przed oblicze wymiaru sprawiedliwości pomoże w naszym obecnym położeniu. Chciałbym jednak zaznaczyć, iż w waszym rozumowaniu znajdują się błędy. Otóż jak pan Magister był łaskaw zauważyć, wiemy o sprawcy bardzo niewiele i nim podejmiemy jakoweś kroki należy zasięgnąć języka. Ot, nasz karczmarz, który przychylny jest panu Gunterowi, nada się na początek.

- Wypadało by również wykorzystać umiejętności pana Garrana
- w tym miejscu uprzejmie kiwnął w stronę milczącego dotąd krasnoluda - jak i mojej skromnej osoby - wymawiając to sugestywnie postukał w stół palcem na którym widniał pierścień z wprawionym weń ametystem ozdobionym symbolem klepsydry - w celu zbadania zwłok ostatniej ofiary. Wiedza tajemna szanownego pana Magistra również może okazać się użyteczna.

- Co do pomysłu z przynętą, na ten moment stanowczo odradzam. Panna Luiza jest dla nas zbyt cenną towarzyszką aby w tak lekkomyślny sposób szafować jej bezpieczeństwem. Dodatkowo, skąd wiadomo, że szczupak złapię akurat tę przynętę gdy pełno ryb w stawie?
- zostawiwszy ich z tym porównaniem czekał na opinie.

Jessica Hyde 04-05-2019 22:49


- Pańska troska o moje bezpieczeństwo jest niezmiernie ujmująca panie Hugo - wypowiadając te słowa Luiza z przekorą spojrzała na Ernsta.

- Obawy, które zaprzątają panu myśli są słuszne, jednak pomysł Ernsta z przynęta ma swój potencjał, który warto wykorzystać. Możemy opcjonalnie wynająć kurtyzanę na uczciwych warunkach i zapewnić jej z naszej strony najlepszą ochronę. W obecnej sytuacji, kobietom z jej środowiska najbardziej powinno zależeć na pojmaniu szaleńca.

- A my jej zapłacimy dużo więcej, niż wynoszą zwykłe stawki - dodała, po czym spojrzała na towarzyszy jakby chciała się dowiedzieć, ile takie stawki wynoszą.

Caleb 05-05-2019 13:37

Pomysł szybko się przyjął. Drużyna nie sprawiała wrażenia takiej, która zwykła marnować czas i to mu się podobało.
Najpierw spojrzał na Luizę.
- Tacy wykolejeńcy są jak dzikie zwierzęta. Zostali jedynie przybrani w ludzką powłokę. Ale prawda, czasem zdarzają się wyjątki. Przestępcy wyrachowani, którzy mają w zwyczaju planować każdy krok i skutecznie zacierać ślady. Jeśli Rozpruwacza dotąd nie złapano, możemy mieć do czynienia właśnie z takim przypadkiem.
Przeniósł wzrok na Ernsta. Facet lekko go niepokoił. Magia zawsze oznaczała kłopoty, ale na razie nie miał powodów, aby oceniać mężczyznę tak jednoznacznie.
- Masz rację, wywiad to podstawa nawet w przypadku poszukiwań zwykłego kmiota. Zacznę od obecnego tu gospodarza, jak zasugerował pan niziołek. Same kurtyzany są również dobrym tropem.
Skończył swoje piwo i wyprostował kości, z których jedna strzeliła donośnie.
- Rozumiem, że wszyscy w to wchodzą - na koniec posłał pytające spojrzenie milczącemu dotychczas towarzyszowi.

Phil 05-05-2019 13:47

Choć Garran Borakson nie dawał się łatwo wpasować w stereotypowy obraz krasnoluda, jaki wyrobiła sobie większość ludzi, ci i tak próbowali to robić. Dla chcącego nic trudnego, mawiają na wschodnich krańcach Imperium. Mógł być wysoki i szczupły, jak na krasnoluda rzecz jasna, dla ludzi i tak był kanciastym kurduplem. Mógł być młody, jak na krasnoluda, i tak brązowe włosy, długa broda zapleciona warkocze i gęste brwi sprawiały, że traktowano go często jak starca. Mógł być jednym z najlepszych studentów Collegium Medicum w stolicy Ostlandu, Wolfenburgu, z praktycznym doświadczeniem zdobytym w szpitalu polowym w trakcie oblężenia miasta, i tak ludzie dziwili się, że nie nosi na sobie pełnego pancerza, topora bojowego i katapulty. Mógł po wypiciu piwa uprzejmie zasłaniać usta przy bekaniu, i tak był niewychowanym prymitywem, a wrodzona i starannie potem wypielęgnowana krasnoludzka bezpośredniość i złośliwość nie pomagała w zmianie wizerunku.

* * *


Wojna się skończyła, odeszła na dobre, ale jak zawsze, parę kroków za nią podążały jej dzieci – bieda, głód i choroba. Było to bardziej niż widoczne w Taalagadzie, brudnej i paskudnej mieścinie blisko celu, do którego zmierzali – każdy ze swojego powodu – Garran i jego nowi towarzysze. W grupie zawsze raźniej i bezpieczniej, a ich połączyło dodatkowo to, że nikt nie wyglądał na pospolitego rzezimieszka.

Krasnolud pociągnął spory łyk płynu, który ktoś nie wiedzieć czemu nazwał piwem i wycenił jak „Złote Imperialne” warzone przez mistrzów z gór, wytarł pianę z wąsów i beknął, jak zawsze uprzejmie zasłaniając dłonią usta.

- Wolfenburg niemalże zrównano z ziemią. Mus mi do Talabheimu się dostać, jeśli chcę się jeszcze czegoś o leczeniu nauczyć. – Garran podłubał sobie w zębach i pstryknął palcami zrzucając na ziemię resztkę zajęczego mięsa z gulaszu. – Jeśli plan Güntera może przyśpieszyć zdobycie papierka z pieczęcią, to ja jestem za. Na śledzeniu i łapaniu złoczyńców się nie znam, ale jeśli prawdą jest to, co mówią o wycinaniu narządów, to może do czegoś moja wiedza się nada. Tylko czy miejscowi pozwolą mi zobaczyć ciało? Mogę z rudzielcem rozpytać się w straży albo o morrytów, jeśli jest tu jakaś ich świątynia czy kapliczka.

Krasnolud pokiwał głową, gdy Hugo również zauważył, że ich umiejętności przydadzą się w różnych miejscach, ale inne pomysły nie przypadły mu do gustu.

- Przynęta? Ja rozumiem, że wy ludzie się gzicie na potęgę i mnożycie jak szczury w spichlerzu, przez co łatwiej wam szastać życiem innych, ale wy lepiej popatrzcie na naszą cud-miód malinę – palcem wskazał na Luizę, jak gdyby była komukolwiek potrzebna taka podpowiedź. – Ona to może odgrywać drużkę lodowej carycy Katariny albo ewentualnie pannę z przybytku mamuśki Helgi z Wolfenburga, na którą stać jeno szlachciurę albo kupca zamorskiego, a nie tanią dziwkę z portu, co próbuje zarobić na chleb.

Gerwazy 05-05-2019 16:27

- No to ustalone, bierzemy na cel tego chłystka którego wołają Rozpruwaczem. Do tego celu przyda nam się wspomniane już wcześniej rozpoznanie więc pozwolą państwo, że na moment będę zmuszony opuścić to towarzystwo.

Lekko zeskoczył z zajmowanego miejsca i z zaskakującą szybkością ruszył w stronę kontuaru. Miał zamiar rozpytać gospodarza o mordercę kurtyzan a korzystając z sytuacji, spróbować dowiedzieć się paru ciekawostek o okolicy. Co prawda Gunter ofiarował się porozmawiać z karczmarzem, lecz na pierwszy rzut oka widać było, że nie nawykł do subtelnego zdobywania informacji, a przy pozyskiwaniu powyższych częściej używał wielkiego korbacza niż giętkiego języka. Oczywiście niziołek nie zapomniał wspomnieć, iż plotkuje na prośbę swojego mocodawcy, pana Guntera. Ksenofobiczny charakter ludzi lepiej przyjmował wizje niziołka-sługi niż wolnej osoby. Hugo wcale nie czuł się tym myśleniem urażony wręcz przeciwnie, uważał to za słabość i chętnie wykorzystywał.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:35.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172