Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-01-2019, 14:15   #1
 
Phil's Avatar
 
Reputacja: 1 Phil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputację
[WFRP 1ed.] Apokalipsa, Tom I. Trzy Księżyce

Apokalipsa, Tom I
Trzy Księżyce



„Dobro i zło, tak pojmowane, to nie tylko symbole czy nazwy nadawane przez rasy myślące pewnym zjawiskom. To siły rządzące światem i stanowiące o jego istocie. Sądzić zatem należy, że muszą pozostawać one w stanie względnej równowagi, gdyż nadmierne wychylenie się wahadła w jedną, i to którąkolwiek, stronę zaburzy ład i porządek tego świata i doprowadzi ostatecznie do jego unicestwienia.”

Adalbertus Mächden, w liście do swojego przyjaciela Karola Rechninga
(spalony na stosie w Delberz, w roku 2514, po przekazaniu przez Rechninga listu łowcom czarownic)


* * *


Stary Świat, rok 2547. Imperium ciągle odbudowuje się po ostatnim najeździe sił Chaosu, potężniejszym od wielu innych. Archaon przetoczył się przez sporą część ziem niczym potężna burza z piorunami i gradobiciem. Burza Chaosu minęła, ale zostawiła za sobą tylko śmierć i zniszczenie.

Imperium kiedyś utrzymywało się w jako takiej równowadze dzięki sieci wzajemnych połączeń, potrzeb i konfliktów trzech głównych ośrodków, Altdorfu, Nuln i Middenheim. Obecnie to ostatnie miasto nie istnieje, zniszczone i zmienione wojną niczym Praag wieki temu. Na imperialnej stolicy leży obowiązek przywrócenia północy dawnego blasku i siły, militarnej i finansowej. W tym czasie Nuln przeciąga powoli szalę wpływów na swoją stronę, bogacąc się jednocześnie na produkcji broni dla północnych prowincji. Karl-Franz I, ciągle panujący cesarz, posuwa się w latach coraz bardziej. Niektórzy poddają już w wątpliwość możliwość skutecznego rządzenia i podejmowania racjonalnych decyzji przez stetryczałego staruszka. Do przejęcia władzy i ustabilizowania sytuacji i władzy Altdorfu szykuje się jego syn, niosący imię swojego dziadka, cesarza Luitpolda I.

Tymczasem wrogowie Imperium, wewnętrzni i zewnętrzni, nie próżnują.


* * *


Wolfenburg, niegdysiejsza stolica Ostlandu

Świątynię Sigmara odbudowano jako jeden z pierwszych budynków zrujnowanych w trakcie oblężenia miasta. Wojska Archaona doszczętnie rozgrabiły i zrównały świątynię z ziemią. Po wojnie mieszkańcy znaleźli w ruinach nietknięty naszyjnik – zwykły rzemień z żelazną zawieszką w kształcie młota. Legenda głosi, że pochodzi on jeszcze z czasów samego Sigmara, a nawet, że nosił on go na szyi. Do miasta miał go przywieźć pochodzący stąd Wolfgart Krieger, założyciel ugrupowania, które przekształciło się w Święte Oficjum, łowców czarownic. To był dla wszystkich znak opieki boskiej i świątynia stała się darem wdzięczności dla Sigmara.

Pewnej wiosennej nocy 2547 roku, kilka godzin po tym, jak słońce schowa się za szczytami Gór Środkowych, w wolfenburskiej świątyni Sigmara zdarzy się coś pozornie nieistotnego. Coś, co rozpocznie bieg zdarzeń zmieniających na zawsze Stary Świat.

Ktoś ukradnie naszyjnik z młotem.


* * *


„To początek końca!”

Kazimir Stashevskij, kislevski bard, w pijackim widzie
 
__________________
Bajarz - Warhammerophil.
Phil jest offline  
Stary 17-01-2019, 14:16   #2
 
Phil's Avatar
 
Reputacja: 1 Phil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputację


- Ta dziwka podniosła rękę na święty kościół i my jej tę rękę odrąbiemy! – Kropelki śliny leciały daleko od ust tłustego kapłana. – Kto podnosi rękę na kościół Sigmara i jego sługi…

- Słyszeliśmy już o tej ręce, i to nie raz
– przerwał mu dość obcesowo starszy mężczyzna o włosach mocno już przetkanych siwizną. – Nie powtarzajcie się już, ojcze Teodorze, nie mamy na to czasu. Jak na razie to ja stanowię prawo w tym mieście.

- Ale…

- Dość, powiedziałem!

Horch Feldmann, burmistrz i sędzia w jednej osobie, rozejrzał po wielkiej sali ratusza Wolfenburga, pełnej najważniejszych osób w mieście. Byli tu przedstawiciele rady miasta, największych gildii, kościoła sygmaryckiego, miejscowego wojska i straży miejskiej. Był też i Lothar von Unwheather, członek Świętego Oficjum.

- Prawda li to?

Główny Łowca Czarownic skinął głową.

- Naszyjnik zniknął i nie mamy powodu nie wierzyć bratu Adamusowi, który w świątyni widział Katrinę Schetter.


* * *


- Nasze córki, gnoju? Czy ty już doszczętnie zgłupiałeś? Kto ci dał prawo? Jak długo mam tolerować twoje szalone pomysły? Za kogo ty mnie masz?

Agnes von Unwheather akcentowała każde pytanie uderzeniem drobnej piąstki w tors swojego męża. Lothar przeczekał spokojnie nawałnicę słów i ciosów.

- Zamknij się kobieto – rzucił sucho, choć ta nie odzywała się już, przełykając tylko łzy. – Ja nie mogę opuścić miasta, bo zaraz znajdzie się ze trzech chętnych na moje stanowisko. Lora i Liwia dadzą sobie radę, a poza tym nie wyruszą same. Zadbałem o to. A teraz uspokój się, córki nie mogą widzieć cię zapłakaną.


* * *





Feldmann przeczesał palcami siwiejące włosy, uciskając przy tym skronie opuszkami palców. Od rana męczył go ból głowy, a wrzaski kapłana w niczym tu nie pomagały. Westchnął głęboko.

- Tak, ojcze, wiemy to dobrze. Doceniamy i szanujemy kościół Sigmara, comiesięczne datki z miejskiej kasy, które do was trafiają, chyba jasno o tym świadczą. – Spojrzenie burmistrza trafiło na dłuższą chwilę na wydatny brzuch ojca Teodora, zniekształcającego nieco prosty krój habitu. – A mnie widzicie modlącego się w świątyni co dzień lub dwa. Wiemy, co zawdzięczamy Sigmarowi, panu naszemu. I wiemy, co znaczy dla Wolfenburga ten naszyjnik. Zorganizujemy zespół pościgowy, ta złodziejka…

- Świętokradczyni! Kurwa wszeteczna!

- Złodziejka, jak mówię, zostanie doprowadzona przed sąd.



* * *


- Wyślesz Konrada, rozumiesz? Jesteś mi winien przysługę.

Karl von Falkenberg, starszy brat wspomnianego Konrada, milczał dłuższą chwilę, patrząc głęboko w oczy łowcy czarownic.

- Wyślę, Lotharze. I tak bym wysłał, dobrze wiesz, że moja rodzina zawsze stawia interes tego miasta na pierwszym miejscu. Twoim córkom włos z głowy przy nim nie spadnie.


* * *

- Ttakk… rrano… widzano… w bramm.. w brammie.. ją… - Georg Niewelt, kapitan straży miejskiej aż jąkał się z przejęcia. Nie był przyzwyczajony do przemawiania w takim towarzystwie, a gardło dodatkowo ściskał mu strach o własne stanowisko. – Oo.. o świcie.. straż… strażnicy przy bramie.. pp.. południowej… nna… kkoo… koniu…

Burmistrz machnął ręką przerywając strażnikowi i zwrócił się do stojącego na baczność wysokiego, postawnego mężczyzny trzymającego hełm pod lewą ręką. Ten wystąpił o krok w przód i głośno stuknął obcasami.

- Kapitanie Rocher, ilu ze swoich żołnierzy możecie wysłać jako ochronę?

- Panie Feldmann, nie mogę osłabiać w tym momencie garnizonu.
– Widząc minę burmistrza i wściekłość na twarzy kapłana wojskowy zaczął szybko tłumaczyć. – W okolicy miasta pojawiła się banda mutantów. Patrolujemy szlak przy rzece wspólnie ze strażnikami dróg. Do tego zbliża się Geheimnichsnacht. To wszystko może oznaczać większe kłopoty. Potrzebny mi jest każdy miecz na miejscu. Mam jednak rozwiązanie.


* * *


- Kapitanie! – Markus Wolff aż zerwał się zza stołu karczmy „Dzik i bażant”, salutując byłemu przełożonemu.


- Siadaj Markus, już nie jesteś na służbie. Piwa się napijesz? – Nie czekając na odpowiedź, Rocher pokazał dwa palce chudemu karczmarzowi. Kontynuował, gdy kufle pełne pienistego płynu trafiły już na drewniany blat przed nimi. – Sprawy z Gruberem nie dało się odkręcić, ale dobry był z ciebie żołnierz. Mam dla ciebie propozycję. Jak ci się poszczęści, zyskasz renomę u paru wpływowych ludzi, a ci mogą mieć dla ciebie kolejne zlecenia.


* * *


Drzwi sali ratusza otwarły się tak gwałtownie, że skrzydło uderzyło o ścianę z hukiem. Większość obecnych aż podskoczyła, a potem westchnęła przewracając oczami widząc pomarszczonego na twarzy starca o fantazyjnie przyciętej brodzie.

- Mistrzu Gerardzie...

- Jak to tak?
– mag nie pozwolił burmistrzowi dokończyć swojej myśli. Lekko chwiejnym krokiem, stukając głośno drewnianą laską, wyszedł przed wszystkich. - Nikt mnie nie wezwał na spotkanie tak istotne dla mieszkańców tego miasta? Czyżbym nie był godzien służyć radą włodarzom Wolfenburga?

- Mistrzu, nie chcieliśmy kłopotać, znamy wszyscy twój pogląd na sprawy...

- Mój pogląd na te sprawy nie mam tu nic do rzeczy, Horch. A ty klecho
– popatrzył przekrwionymi oczami na Sygmarytę – nazwij mnie bluźniercą w twarz, teraz, a nie w swoim kościółku dla potrzeb swoich owieczek.

- Bluźnierca!
– zaczął ojciec Teodor, ale od razu zagłuszył go chrapliwy śmiech czarodzieja.

- Naszyjnik to blotka – ciągnął Gerard nie zważając na kapłana. – Odpustowa ozdóbka. Nie ma w niej magii ani boskiej mocy, ale dla prostaczków jest potrzebna. Daje im nadzieję i siłę, niektórzy najwyraźniej potrzebują legend i bajek. Pomogę wam więc ją odnaleźć.

Co najmniej kilka osób nie zdołało ukryć wyrazu zaskoczenia. Mag zasłonił usta tłumiąc beknięcie i ruszył powoli do wyjścia.

- Znacie Katrinę. To miejscowa cwaniara, może ukraść parę szylingów pijaczkowi w karczmie albo pożyczyć konia na przejażdżkę. Ale to? Nie odważyła by się na takie świętokradztwo, a to, czego nie może łatwo i szybko sprzedać nie stanowi dla niej żadnej wartości. Pomyślcie wy czasem.



* * *

W klasztorze Św. Margarity ubrana na biało mniszka Shallyi pomagała wstać z klęczek chudemu i nieco chorowicie wyglądającemu mężczyźnie.

- Nie klękaj przede mną, Wolkenie. – Popatrzyła na niego smutnym wzrokiem. – Twój czas tutaj dobiegł końca, nic więcej nie możemy już dla ciebie zrobić. Pora już, żebyś odnalazł swój spokój.

Położyła dłoń na jego głowie, ciągle nisko pochylonej, zmawiając krótką modlitwę.

- Otrzymałyśmy wiadomość z Wolfenburga. Stało się coś niepokojącego i chcemy, żebyś w naszym imieniu służył pomocą braciom sigmarowym.


* * *


- Dobrze więc, wiemy już co mamy robić. Miasto oczywiście sfinansuje wyprawę, ale mamy nadzieję, że i kościół Sigmara wspomoże nas w tym zakresie. A ponieważ pomoc jest oferowana z każdej strony od ludzi dobrej woli, wierzymy, że i przedstawiciel kościoła weźmie udział w poszukiwaniach naszyjnika naszego pana.

Ojciec Teodor skłonił się z chytrym uśmieszkiem.

- Oczywiście, burmistrzu, mam już idealnego kandydata.

- Pobłogosław zatem ojcze nas i całe miasto.

- W imię Sigmara, pana naszego...



* * *


- Peter, nie wkurzaj się na mnie, to nie ja cię wyganiam ze świątyni do lasu, tylko stary Teoś! I nie pytaj mnie co robiłem o tej porze poza swoim pokojem.

Brat Adamus, młody, przystojny nowicjusz zaczerwienił się mocno. Klęczał w jednej kościelnej ławie z kapłanem nieco tylko starszym od siebie. Starał się szeptać na tyle cicho, by nie słyszeli ich przełożeni.



- Mówię ci, to była ona! Poznam jej rude włosy o każdej porze dnia i nocy. – Znów się zarumienił. - Odepchnęła mnie tak, że wylądowałem na ziemi, i zanim się pozbierałem w tym habicie zniknęła już ze świątyni.


* * *





Spotkali się o wczesnej godzinie, na pustym o tej porze placu handlowym. Słońce miało dopiero wzejść, rozświetlić i ogrzać świat. Pasma wilgotnej mgły ciągnęły się w powietrzu, rozwiewane czasem lekkimi podmuchami wiatru.

Zgromadzili się wokół niedużej bryczki, którą podróżować mieli ci, którzy nie potrafili jeździć konno. Frank Zimmermann, stary urzędnik odpowiedzialny za kasę miasta, poprawił okulary zjeżdżające mu z nosa i przekazał wypchaną sakiewkę młodemu Falkenbergowi.

- Na noclegi i jedzenie, paniczu, bez zbytków.


Byli już gotowi do wyjazdu, gdy na placyk wtoczył się mistrz Gerard, pijany w sztok. Niewysoki krawężnik okazał się być przeszkodą nie do pokonania i mag wylądował na bruku.

- Noosz by to... Szekajcie no, mam soś... – Próbował wstać, grzebiąc jednocześnie w kieszeniach płaszcza. Udało mu się w końcu, a w ręce trzymał perłę w skromnej oprawie zawieszoną na cienkim, srebrnym łańcuszku. Podał ją Lorze. – O, to... Noś to blisko siała, dzieffko i nie zgub. Pszyda si się...

- Chodźmy już, mistrzu. – Zimmermann złapał maga za łokieć. – Przekażę burmistrzowi wiadomość o waszej nieocenionej pomocy.

Bramy Wolfenburga stały przed nimi otworem.
 
__________________
Bajarz - Warhammerophil.

Ostatnio edytowane przez Phil : 18-01-2019 o 14:28.
Phil jest offline  
Stary 18-01-2019, 16:09   #3
 
Shiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Shiv ma wspaniałą reputacjęShiv ma wspaniałą reputacjęShiv ma wspaniałą reputacjęShiv ma wspaniałą reputacjęShiv ma wspaniałą reputacjęShiv ma wspaniałą reputacjęShiv ma wspaniałą reputacjęShiv ma wspaniałą reputacjęShiv ma wspaniałą reputacjęShiv ma wspaniałą reputacjęShiv ma wspaniałą reputację
Kilka suto zakrapianych nocy minęło, nim na dobre przetrawił, że do wojska nie ma już powrotu. Wiązał z tym całą swoją przyszłość, a wszystko runęło w jednej chwili. Nie żałował tego, co zrobił - postąpił tak, jak postąpiłby prawdopodobnie każdy człowiek, który miał choć trochę sumienia. Może nie zdrowego rozsądku, ale na pewno sumienia. Zastanawiał się, co mógłby robić, a że znał się jedynie na wojaczce, odpowiedź nasuwała się sama. Poszuka jakiejś roboty w Wolfenburgu, może wystawili za kimś list gończy...

Dwa dni później robota znalazła go sama. Po tym, co się wydarzyło w drużynie mieczników, nie spodziewał się, że zobaczy jeszcze znajomą twarz, a do gospody, w której chlał pojawił się sam kapitan Rocher, który szybko wyjaśnił mu, na czym ma polegać zadanie, które mu zlecał. Markus nie mógł się nie zgodzić, zwłaszcza, że ostatnie słowa przełożonego na temat wpływowych ludzi lekko połechtały jego próżność. Poza tym, kto wie, może jeśli się spisze, pozwolą mu wrócić do wojska? Nie wszystko było jeszcze stracone.

Oczywiście zgodził się na tę robotę i nazajutrz pojawił przed świtem na placu handlowym, gdzie oprócz niego znalazła się piątka innych ludzi desygnowanych do tego zadania. Gdy się zbliżył, w półmroku wstającego poranka pozostali mogli dostrzec wysokiego, dobrze zbudowanego mężczyznę o czarnych włosach i przenikliwym spojrzeniu brązowych oczu. Nosił wysokie buty jeźdźca, ciemne spodnie, koszulkę kolczą na którą zarzucony miał brązowy płaszcz z kapturem i kapelusz z szerokim rondem. Pod pachą trzymał hełm z nosalem, przy pasie miał miecz i sztylet, na plecach zaś spoczywała kusza z kołczanem bełtów, okrągła tarcza z guzem i wypchany po brzegi plecak. Widać było, że jest dobrze przygotowany do wyprawy.

- Nazywam się Markus Wolff - Przedstawił się, przejeżdżając wzrokiem po pozostałych. Głos miał męski, głęboki. - Jestem tu z ramienia kapitana Rochera z drugiej brygady mieczników wolfenburskich i jak mniemam, mam wspierać całe zadanie swoim doświadczeniem żołnierskim i bojowym. - Nieważne, że żołnierzem już oficjalnie nie był, nie musieli teraz tego wiedzieć. - A was jak zwą, panie i panowie? I czy któreś z was otrzymało wytyczne, w którym kierunku mamy się udać?
 
Shiv jest offline  
Stary 18-01-2019, 19:47   #4
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Konrad przez dłuższą chwilę przyglądał się bratu, po czym skinął głową.
- Znam swoje obowiązki wobec rodziny - powiedział, chociaż nie ukrywał, że jego osobiste plany zdecydowanie kolidowały z tymi, które przedstawił mu brat. Ale wiedział - równie dobrze jak Karl - że sprawy prywatne w niektórych przypadkach musiały zejść na dalszy plan.
- Pojedzie kilka osób, ale najważniejsze jest to, że razem z tobą ruszą Liwia i Lora.
Konrad zachował niewzruszone oblicze, chociaż nie da się ukryć, że obecność bliźniaczek nie do końca była mu w smak. Lubił obie siostry, nie da się ukryć, ale... Wszak nie po to człowiek wyrywa się z domu, by pozostawać pod bacznym okiem potencjalnej przyszłej żony. A o planach, jakie w stosunku do jego osoby miały obie rodziny, wiedział nie tylko on. One również.
A to znaczyło, że będzie musiał uważać na każdy swój ruch...
- Pamiętaj, że musisz o nie dbać jak o siebie - dodał Karl.
- Wiem, braciszku... Zadbam o wszystko - obiecał.
Po wymianie paru jeszcze zdań wyszedł z pokoju, by zacząć się szykować do wyjazdu.
I odwołać parę spotkań.

* * *

Z siostrami von Unwheather spotkał się nieco wcześniej, nim jeszcze przybyli na miejsce spotkania. Na wszelki wypadek wolał z nimi zamienić kilka słów na osobności, póki byli "wśród swoich".

* * *

- Konrad von Falkenberg. - Skinął głową, witając wszystkich.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 19-01-2019 o 15:47.
Kerm jest offline  
Stary 18-01-2019, 21:08   #5
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
~Ranek przed wyruszeniem część pierwsza~

Siostry Unwheather były zaskoczone poleceniem ojca, zwłaszcza Lora która nie widziała się za bardzo jako łowcę złodziei. Niemniej obie przyjęły do wiadomości, iż nie ma innej drogi, obie chciały pomóc ojcu który znalazł się w nieciekawym położeniu.
Choć okazało się że nie ruszały same, Lothar von Unwheather poprosił Konrada von Falkenberg, przyjaciela rodziny by towarzyszył Lorze i Liwi, coby nie podróżowały z pierwszy raz widzianymi ludźmi.

Córki Lothara były, jak to bliźniaczki, identyczne. Zadbane młode szlachcianki o jasnych blond włosach, niebieskich oczach i jasnej cerze.
Ubrane w zielonkawe płaszcze, ciemne spodnie, wysokie skórzane buty.
Różniły je drobne szczegóły stroju. Lora na przykład miała niebieski kwiatek przypięty z prawej strony kapelusza, Liwia natomiast niemal identyczną ozdobę, tyle że w kolorze czerwonym, przypięła po lewej stronie swego kapelusza.
Lora miała też charakterystyczną torbę lekarską bezpiecznie zamocowaną do siodła swojej siwej klaczy. Medyczka była też mniej uzbrojona od siostry, widoczny zgrabny krótki miecz wisiał przymocowany do pasa.

Na widok Konrada wjeżdżającego na dziedziniec posesji Lora powiedziała na głos.
- No proszę, nasza opiekunka. Chyba pierwszy raz na czas. - Zaśmiała się na te przyjacielskie złośliwości, ich rodziny miały dobre relacje od długiego czasu i Konrad był zawsze mile widziany w ich progach. - Witaj Konradzie, miło cię widzieć. - Powiedziała nieformalnie.
- A ty już gotowa? - W podobny sposób przywitał ją Konrad. - Myślałem, że jeszcze się wylegujesz w najlepsze. Witaj, Loro. Miło znów usłyszeć twe miłe słowa. Liwio, to z pewnością twój dobry wpływ na siostrę - dodał, zeskakując na ziemię. - Witaj.
Przywitał jedną i drugą buziakiem w policzek - Lorę w prawy, zaś Liwię w lewy...


~Spotkanie Towarzyszy~

Lora obrzuciła ciekawym spojrzeniem resztę osób towarzyszących.
- Lora von Unwheather. Miło mi poznać mości Panowie.- Przywitała się uprzejmie, rozpoznała tylko jednego człowieka był nowicjuszem widziała go na nabożeństwach jak mu było Peter?
Zanim nastąpiły dalsze przedstawienia mistrz Gerard w stanie...całkowitego zeszmacenia urągający jego stanowisku, “zaszczycił” ich swoją obecnością. Medyczka czuła się zażenowana przyjmując ‘podarek’ od Gerarda, ale przyjęła go choć nie wiedziała po co niby miał jej się przydać.

- Panie Wolf niestety nie posiadamy takich informacji, poza tym co było powiedziane, rankiem strażnicy miejscy widzieli jak wyjeżdża bramą południowa na koniu. Możemy zostać i spróbować dowiedzieć się od ludzi z jej otoczenia, czy nie wspomniała gdzie może się udać, albo wyruszyć na południe za nią do kolejnej mieściny i pytać tam.
 
Obca jest offline  
Stary 19-01-2019, 01:07   #6
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Wolken...

Przeznaczenie, które sprawia, że wierzymy, że obok nas przechodzi los, że dane wydarzenie musi być? Czy ma być ważne? Wierzył w miecz... do czasu, aż pewne okoliczności zmieniły postrzeganie świata przez najemnego, wprawnego zabijakę... Nie przypuszczał, że w świątyni Shallyii - bogini miłosierdzia, znajdzie spokój i zrozumienie, a krzywdy wyrządzone innym odezwą się głębokim echem w sercu i duszy. Że nagle pojawi się szansa na odkupienie przewin, będzie mógł stanąć w obronie słabszych i bezbronnych.
Trawił go wewnętrzny ogień, choć cerę miał bladą, lodowatą i niezdrową. Siwe włosy znaczyły czoło młodego mężczyzny, a brzemię, które nosił wytarło wyrazisty ślad na obliczu. Ucieczka od koszmaru zdawała się być niemożliwa, jednakże nie tracił wiary. W jego przypadku stracić wiarę oznaczało umrzeć bez choćby cienia nadziei...

Opuścił klasztor nad ranem. Samotna postać w płaszczu i strugach deszczu, zupełnie jak łzy bogini płaczącej nad człowieczym losem. Odprowadzony wzrokiem przez mniszkę, jej ziemskie wcielenie....

Ponownie musiał powrócić do tego, co kiedyś było dlań codziennym rytuałem. Podróż dała mu siłę od której odwykł za bramami klasztoru, zahartowała jego umęczone ciało. Czuł, że wraca dawna sprawność. Trudy i znoje szlaku, niewygoda siodła, jednostajny rytm wybijany przez końskie kopyta. Błotnisty trakt smagany deszczem, wichrem i szronem. Nie stanowiły już dla niego trudności, a wręcz przeciwnie. Z każdą przebytą milą motywowały, dając siłę i przekonanie o słuszności misji, której się podjął.

Dotarł do Wolfenburga po dwóch dniach. Straże wpuściły go, patrząc podejrzanie na jeźdźca, lecz glejt, który okazał, pozwolił mu na wjazd do miasta.

Wjechał na rynek w białych oparach mgły, kierując się w stronę stojącego na środku wozu. Rześkie poranne powietrze syciło płuca i pozwalało na głębszy oddech wolny od ulicznego, dziennego zaduchu. Czekało tam już kilkoro najemników. Nienatarczywie przyjrzał się zgromadzonym. Stanowili zaiste ciekawą kompanię. Dwie bliźniaczo podobne kobiety, mężczyzna ze szlacheckim rysem i postawą, oraz wojskowy, co nie umknęło bystremu oku zabijaki, spojrzawszy tylko na rynsztunek.

- Wolken. - wycedził zimno, imię zabrzmiało chmurnie, niczym chłód mglistego poranka. - Ze świątyni Shallyii, z pomocą dla sigmaryckich braci...

Wyglądało na to, że śledztwo poprowadzi ich za rzekomą podejrzaną o kradzież artefaktu. Wolken znał ciemną stronę miasta. Podejrzewał jednak, że łotrzyni opuściła je, nie ryzykując dłuższym pobytem, grożącym rychłym zatrzymaniem. Zatem nie warto było marnotrawić czasu na lokalne dochodzenie.
- Doradzam drogę na południe... - rzekł w stronę zebranych na rynku. - Mogła uciec rzeką Eiskart. Może być już poza naszym zasięgiem...

Możliwe niepowodzenie misji zatruwało jego myśli.
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 19-01-2019 o 01:11.
Deszatie jest offline  
Stary 19-01-2019, 03:23   #7
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Peter Hochmeister nie miał żadnych znaków szczególnych i wyglądał tak przeciętnie i zwyczajnie, że łatwo go było nie zauważyć, a nawet jeśli to już na drugi dzień nikt go nie pamiętał. Zresztą, szare szaty kapłana i tak zasłaniały całe ciało poza twarzą. Nieco pyzatą - kapłani nie narzekali na niedobory jadła. Spod kaptura wysuwały się czasem blond włosy, a oczy miały barwę nieba. Niestety, na tym lista zalet jego ciała się kończyła. Widać było, że godziny ślęczenia nad księgami (i przy myciu talerzy) zrobiły swoje. Nieco się garbił i poruszał się wolniej niż przeciętny człowiek. Młot bojowy ewidentnie był dla niego zbyt ciężką bronią, a sposób noszenia sztyletu sugerował, że absolutnie nie potrafi się nim posługiwać. Ci, którzy kojarzyli go ze świątyni mogli pamiętać, jego miły dla ucha głos oraz to, że zawsze miał czas dla ludzi i z cierpliwością wysłuchiwał utyskiwań, skarg i całego tego mamrotania weteranów i wdów, błogosławił wiernych i tak dalej. Słowem - idealny kapłan Shallyi, Bogini Miłosierdzia. Tyle że Peter był niedawno wyświęconym kapłanem Sigmara, co trochę komplikowało sprawę, jako że Młotodzierżca niewiele miał wspólnego z miłosierdziem innym niż dobijanie orków po bitwie.

Cóż, Peter nie pasował do typowego wizerunku Sigmaryty, z ogniem w oczach nawracającego niewiernych i mordującego plugastwo po górach, a fanatyzm niektórych konfratrów naprawdę go przerażał.
To nie tak, że sam nie wierzył w Sigmara. Wierzył. I nawet czcił. Bardzo podobało mu się Imperium i był mu głęboko wdzięczny za jego stworzenie. Naprawdę chciał, żeby stało jak stoi. I sama idea cywilizacji też mu się podobała. Miasta, kultura, książki, druk, możliwość gorącej kąpieli w wannie, kanalizacja... Nic z tego nie byłoby możliwe bez zjednoczenia plemion przez Sigmara i Peter był pierwszy do wychwalania go za to. Z pełnym przekonaniem. I szczerze uważał, że jeśli jakiś człowiek zasłużył na miejsce wśród Bogów to właśnie Sigmar. Nie było większego wizjonera i nikt nie zrobił tyle dla ludzkości. Tylko ten fanatyzm jego przedstawicieli i zredukowanie roli Boga do zaślinionego wariata wymachującego wielkim młotem, jak gdyby sobie coś musiał kompensować... I potem są przypadki, że babę ze wsi, co w mieście włosy ufarbowała, palą na stosie jako czarownicę albo mutantkę, a bretończyka na koniu biorą za demona. Ba, są kapłani, którzy wręcz wierzą, iż czytanie jako takie jest nieczyste, gdyż drukarskie błędy drukarskie mogą przemycić herezję nawet do świętych ksiąg Sigmara.

Peter uważał, że dużo groźniejsze dla Imperium jest sobiepaństwo szlachty, kłótnie Elektorów i walki o władzę niż zwierzoludzie, mutanci i zieloni razem wzięci. Do pełni "szczęścia" brakowało tylko schizm i podziałów w samym kulcie Sigmara. Ale i to już się działo. Od samej góry do najnędzniejszej świątyni.

Ale przynajmniej kazania Petera bywały ciekawe. Ostatnio mówił o tym, że walka z Chaosem to nie tylko mordowanie zielonych po lasach i palenie czarowników, ale i walka z samym sobą, by opierać się pokusom i dbać o dobro Imperium, a nie tylko o własne. Tja... a teraz jak widać dostał możliwość świecenia przykładem.

Peter doceniał ironię, ale powiedzmy sobie jedno od razu: wcale, a wcale nie chciał tu być. Nie pragnął sławy, chwały, przygód. Chciał jedynie spokojnego i wygodnego życia w mieście. Nie bez powodu wybrał Zakon Pochodni, zarządców, a nie wędrownych wojowników Sigmara, Srebrnych Młotów.



Ubrany w szare szaty podróżne ujawniające przynależność do Zakonu Pochodni Kultu Sigmara dzięki srebrnym haftom Świętego Młota na plecach i piersi młody kapłan przedstawił się krótko:

- Peter Hochmeister. Przedstawiciel Świątyni Sigmara na tej wyprawie. Panie von Falkenberg, bracie Wolkenie, panie Wolff. W imieniu swoim i braci dziękuję Wam za pomoc. Także i pannom von Untwheather, Wasz ojciec niejeden raz służył Świątyni nieocenioną pomocą - skłonił się lekko przybyłym. Nie był to teren świątyni, więc obowiązywały zasady etykiety. I choć jeden rzut oka pozwolił na zauważenie napięcia między młodymi szlachcicami ("Zniknął naszyjnik, a szlachcie się na swaty zebrało. Biedny i Konrad, który musi wybrać, i te dwie młódki, wystawione mu niczym rozpłodowe klacze na sprzedaż... Ich ojciec jest dla nich równie bezwzględny jak dla tych, których ściga") nie skomentował tego. Uśmiechnął się lekko gdy pomyślał, że przynajmniej po ślubie będą mogły oficjalnie przyjść na mszę, a nie kryć się pod kapturami wiedzione ciekawością.

- Brat Adamus widział Katrinę Schetter w świątyni w noc kradzieży naszyjnika. Jeśli to ona ukradła naszyjnik i jeśli rzeczywiście wyjechała południową bramą to po drodze musiała zajrzeć do Grunackeren. Oczywiście równie dobrze mogła wyjechać tą bramą dla zmylenia pogoni i gdy tylko strażnik bramy przestał ją widzieć mogła skręcić, albo wsiąść na przygotowaną wcześniej łódź jak zauważył brat Wolken - Peter podzielił się przemyśleniami, ale nie miał wątpliwości, że decyzję i tak podejmie kto inny, co zresztą mu całkiem odpowiadało. Znał się na teologii, nie na tropieniu.

 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 21-01-2019 o 21:53.
hen_cerbin jest offline  
Stary 19-01-2019, 15:43   #8
 
Jessica Hyde's Avatar
 
Reputacja: 1 Jessica Hyde ma wspaniałą reputacjęJessica Hyde ma wspaniałą reputacjęJessica Hyde ma wspaniałą reputacjęJessica Hyde ma wspaniałą reputacjęJessica Hyde ma wspaniałą reputacjęJessica Hyde ma wspaniałą reputacjęJessica Hyde ma wspaniałą reputacjęJessica Hyde ma wspaniałą reputacjęJessica Hyde ma wspaniałą reputacjęJessica Hyde ma wspaniałą reputacjęJessica Hyde ma wspaniałą reputację

Trudno nie przyznać racji temu, kto uważa, iż przyroda kryje w sobie szczególną potęgę. Liwia po prostu czuła, jak wszystkie komórki jej ciała tęsknią za uczuciem wolności, które dawała jej otwarta przestrzeń bez granic. Decyzja o zostaniu myśliwym (w przeciwieństwie do siostry, która wybrała zgłębianie tajników wiedzy medycznej) nikogo nie zaskoczyła i mimo początkowych niechęci rodziny Liwia nauczyła się, jak współistnieć z naturą i czerpać z niej tyle, ile potrzebuje, żeby przeżyć.

* * *


Liwia bezbłędnie odczytała grymas, który pojawił się na twarzy Lory po uważnym wysłuchaniu prośby ojca. Jednak równie szybko dostrzegła w jej wzroku determinację. Mimo zdecydowanych różnic w charakterze i temperamencie upartość i wytrwałość, zarówno w działaniu, jak i przekonaniach była znakiem rozpoznawalnym rodziny Unwheather.

* * *

Zaraz po przywitaniu i zdawkowej wymianie uprzejmości z Konradem, Liwia odeszła na bok, dając tym samym szansę jemu i Lorze, na swobodniejsze kontynuowanie rozmowy. Doskonale zdawała sobie sprawę, jakie plany wobec siebie mają obie rodziny, a Lora, w jej mniemaniu, zdecydowanie lepiej nadawała się na żonę dla Konrada.


Ona sama sięgnęła do kieszeni. Wybrała trzy okrągłe kamyki i usiłował nimi żonglować dla zabicia czasu. Jeden poleciał za wysoko, Konrad chwycił go w ostatniej chwili.


Konrad chuchnął na złapany kamyk, po czym wyciągnął rękę w stronę Liwii.

- Twoja zguba - powiedział. - Oddaję...

- Znaleziony przez Liwię, podarowany Konradowi - odparła z uśmiechem na twarzy, składając przy tym głęboki ceremonialny ukłon i dodała:

- Zachowaj na szczęście.

- Och, dziękuję. - Konrad pochylił się w ukłonie i zamiótł ziemię kapeluszem. - Zachowam i będę stale nosić - zapewnił, prostując się. Równocześnie obdarował Liwię uśmiechem. - Wyryję na nim twoje inicjały - dodał.

- Tylko go nie zgub, on połączył już nasze losy - zażartowała, jednocześnie zbierając się do drogi.

- Będę strzegł jak źrenicy oka - zapewnił, choć nie do końca poważnie, Konrad, chowając kamyk do sakiewki.


* * *

- Liwia von Unwheather – przywitała się, uśmiechając się ledwo dostrzegalnie, wodząc badawczo wzrokiem po pozostałych zgromadzonych.

 
Jessica Hyde jest offline  
Stary 19-01-2019, 23:09   #9
 
Phil's Avatar
 
Reputacja: 1 Phil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputację

Mało o sobie wiedzieli, i nie wyglądało na to, żeby ta wyprawa miała wiele zmienić w tym względzie. Zadanie wyglądało na proste, a starania włodarzy miasta na mocno przesadzone. Ot, trzeba było złapać prostą uciekinierkę, miastowego szczura, który do tej pory nie wyściubił nosa poza miejskie mury. Nie zdążą się poznać, tak myśleli.


Mgła nie chciała ustąpić. Słońce tego dnia świeciło za słabo, żeby przebić się przez białe, wilgotne pasma. Cały świat wokół wyglądała jakby wyblakł i stracił kolory. Ruszyli na południe, nie mieli innego pomysłu. Poszukiwania znajomych Katriny uznali za stratę czasu, a na przystani nikt nie widział rudowłosej dziewczyny.


Krótkie poszukiwanie tropu w Ristedt nie przyniosło skutku. Sami zresztą nie spodziewali się, żeby uciekinierka chciała się zatrzymywać w pierwszej mieścinie. Minęli drogę na Lenkster, fortecę u podnóż Gór Środkowych, siedzibę garnizonu stanowiącego pierwszą linię obrony przed ewentualnym atakiem z gór. Katrina podobno była sprytna, a nawet głupiec nie pchałby się prosto w łapy wojska w takiej sytuacji.


Mgła nie rzedła. Przeciwnie, gęstniała, i to na tyle, że przestawali widzieć siebie wzajemnie. Ogarnęło ich dziwne uczucie, jakby białe opary poruszały się wokół nich niczym jakieś żywe stworzenie, przesuwając się między nimi, dotykając i badając ich ciała. Wzdrygali się mimowolnie, te rejony nie były zaliczane do Lasu Cieni, pełnego mrocznych tajemnic, ale czy Las o tym wiedział?


Pogoda zaczęła się w końcu poprawiać. Drugiego dnia wędrówki dotarli do Hergig, stolicy Hochlandu. Wjechali do niej przez Bramę Wschodniego Mostu, miejsce bitew, gdy miasto atakowały nie siły zła, a Ostlandczycy próbujący poszerzyć terytorium swojej prowincji. Tak to czasem wyglądała jedność Imperium, o którą walczył Sigmar. Nie to jednak zaprzątało ich uwagę. Resztę dnia poświęcili na poszukiwania zbiegłej dziewczyny, każdy w znanym sobie środowisku. Niestety, Katrina zniknęła niczym kamień wrzucony w wodę.


Musieli zastanowić się nad dalszymi planami. Szlak na południe prowadził do Talabheim, miasta wybudowanego w olbrzymim kraterze powstałym wg legend po upadku gwiazdy. Zachodni trakt zmierzał zaś do Altdorfu, stolicy Imperium.
 
__________________
Bajarz - Warhammerophil.
Phil jest offline  
Stary 20-01-2019, 12:43   #10
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Lora zawsze wiedziała, że nie jest stworzona do wędrówek po leśnych ostępach i obozowaniu pod gołym niebem. Pod tym względem zdawała się na wiedzę i doświadczenie innych. Choć nie skarżyła się, w końcu wszyscy jechali na przysłowiowym wozie.
Kompania w ogóle była milcząca, trudno się było dziwić w końcu pochodzili z tak różnych środowisk.
***
Najstraszniejsza była dla niej, mgła. Bała się, że zgubi się w tej mlecznej zupie i zostanie sama. Co jakiś czas podjeżdżała do zarysu jednego z jej towarzyszy zadając pytania wymuszające odpowiedź. Nie robiła tego z ciekawości a dla upewnienia się że nadal jest otoczona tymi samymi osobami.
Pytania były przeróżne.
- Czy kiedykolwiek zdarzyło się już podróżować w takiej mgle?
- A co jeśli Katarina sama zgubiła się w takich warunkach i pojechała w inną drogę niż zamierzała?
- Przepraszam, upewniam się że nadal jadę z tymi ludźmi z którymi powinnam.

I tym podobne, co jakiś czas sięgała by wyczuć schowana pod koszulą perłę. Posiadanie magicznych fetyszy nie było mile widziane w domu Łowcy czarownic, ale Lora nie miała zamiaru rezygnować z jakiejkolwiek pomocy. Nawet jeśli miało się okazać że wisiorek to zwykłe placebo by poczuła się lepiej. Ważne że działało, czuła się lepiej, nawet jeśli nie miała zielonego pojęcia co dokładnie robił wisiorek.

***
W Hergig, starała się wykorzystać swoje szlacheckie pochodzenie by wydobyć info od strażników czy osoba o rysopisie złodziejki nie pojawiła się w mieście lub nie była zamieszana w jakieś kradzieże. W końcu spotkali się z resztą w umówionej tawernie.

- Tak naprawdę nie mamy pojęcia gdzie ona się udała sama proponowałabym pojechać do Talabheim, ale równie dobrze możemy rzucać monetą i zdać się na los. - Powiedziała trochę poirytowana brakiem rezultatów. Nie była przyzwyczajona do poruszaniu się po omacku. Wyjęła jednego srebrnika z sakiewki i trzymała na mniej więcej wysokości oczu reszty. - Ktoś chce czynić honory czy zdajemy się na boską opatrzność Mości Hochmeistera?
 
Obca jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:59.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172