Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-08-2019, 18:19   #61
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację
Sigmaryta zginął z zaskoczenia, od strzałki z magiczną substancją na końcówce. Zniknęła ikona, na parapecie Konrad zidentyfikował ślady pazurów, na zewnątrz też. Wyglądało na to, że to będzie jakaś grubsza sprawa. Nikt nie porywał się na takie morderstwa wyżej postawionych duchownych, jeśli nie miał nic większego do ugrania. Jeszcze o tym nie wiedzieli, ale Erika miała wrażenie, że wdepnęli w coś naprawdę poważnego. Warta wielokrotność tego, co dostali od Mortena ikona wpadła w czyjeś łapy i ciężko było się domyślić, po co. Żeby upłynnić ją w szarej strefie? Żeby zadać cios kościołowi Sigmara? Można sobie było tak nad tym rozmyślać, ale Erice się nie chciało. Prędzej czy później i tak do wszystkiego dojdą.

Mając dowód rzeczowy, poszli za Heinrichem do Schutzmanna, a ten okazał im kolejne strzałki i opowiedział o szczuroludziach. Erika oczywiście o nich słyszała, ale nigdy wcześniej nie miała okazji żadnego na swej drodze spotkać. Kiedyś, za dzieciaka, ojciec straszył ją nimi, gdy nie chciała iść spać, ale zawsze uważała, że to tylko takie jego bajki. A potem się okazało, że to jednak nie są bajki. To tłumaczyłoby ślady pazurów na parapecie i w uliczce. A skoro te stworzenia były inteligentne, mogły dla kogoś pracować, bo kradzież ikony Sigmara przez szczuroczłeki po prostu nie miała sensu i żadnego logicznego wyjaśnienia. Komendant wspomniał o walce z nimi w czasie oblężenia miasta, ale jak się okazało, Heinrich nie był wtedy na miejscu. Jakoś jej to nie dziwiło, taki chudzina pewnie poległby pierwszego dnia potyczki, więc Schutzmann wysłał go gdzie indziej.

Zerkała na mapę, pokazującą im kolejne zabójstwa z użyciem dmuchawki, zastanawiając się nad słowami komendanta. Konrad zadał odpowiednie pytanie, a gdy Schutzmann odpowiedział, sama zabrała głos.
- Jestem za tym, żeby najpierw sprawdzić te zwłoki w świątyni Morra, a potem od razu skierować się do Podziemnego Miasta. Jeśli skaveny są zamieszane w całą sytuację, nie ma sensu marnować czasu w Gildii Krasnoludzkich Inżynierów i w tym drugim miejscu, tylko od razu iść do kanałów. Skoro straż do niczego więcej nie doszła przy tych zwłokach, to lepiej od razu iść tam, skąd problem wychodzi. Gdzie znajdziemy najbliższe wejście do Podziemnego Miasta? - Zapytała Schutzmanna.
 
Tabasa jest offline  
Stary 01-09-2019, 20:26   #62
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Zginął strażnik. Komendant nic z tym nie zrobił. A potem ludzie się dziwią, że strażnicy nie chcą ryzykować życia za dwa szylingi... Niemniej, wydał kolejne dyspozycje, a że był "na górze", "doły" mogły tylko słuchać i wykonywać polecania.

Heinrich poprosił o dostęp do raportów - a nuż było napisane gdzie znaleziono ciała (bo "stary kwartał" to spore miejsce do przeszukania, może w aktach jest adres miejsca zbrodni), czy ofiary miały coś przy sobie niezwykłego (poza wbitymi strzałkami), kiedy znaleziono ciała, czy byli świadkowie... i co tam jeszcze bywa w raportach.
Schutzmann spojrzał na Glaubera, odpowiadając na jego pytania.
- Ciało znaleziono przy Saarstraße 7 w Starym Kwartale, między dwoma budynkami mieszkalnymi, niedaleko wejścia do kanałów, co sugeruje działanie skavenów. Mężczyzna na oko pod trzydziestkę, noszący się jak każdy podróżnik, z mieczem przy pasie i niezaładowaną kuszą. Został odnaleziony kilka dni temu rano przez dwóch przechodniów. Przesłuchaliśmy ich, jednak zeznania nie wnoszą nic nowego do sprawy. Zabity strażnik to Johann Haase patrolujący okolice Colegium Theologica. Jego zmiennik odkrył zwłoki ze strzałką w karku. Tak, jak w przypadku mężczyzny o nieustalonej tożsamości, niczego nie odkryliśmy na miejscu zbrodni, co popchnęło by sprawę. Odźwierny, który zginął w Gildii, był krasnoludem, a khazadzi sami postanowili przeprowadzić wewnętrzne śledztwo i pochowali swojego brata. Ponoć w samej Gildii nic nie zginęło, ale nie dostaliśmy zgody na własne przeszukanie.

Zaskoczyło go, że Schutzmann tak dobrze wszystko pamięta. Albo studiował tę sprawę albo nie chciał by zwykły strażnik wyczytał w papierach coś czego nie powinien. Wiele "nierozwiązanych" spraw wiodło w wysokie sfery i jakoś tak z papierów wszystkie "niepotrzebne i bez związku" wzmianki o tym znikały. Kiedyś Glaubera to wkurzało. Ale już dawno się przyzwyczaił.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin
hen_cerbin jest offline  
Stary 01-09-2019, 23:07   #63
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Podczas powrotu ze świątymi Cassandra zarzuciła na głowę kaptur nowego płaszcza i schowała pod nim długie włosy. Choć w rozpuszczonych wyglądała naprawdę urodziwie, to nie dziwiła się wcale, że rzadko kiedy nosiła taką fryzurę, a to z dość prostego powodu - długie, rozpuszczone włosy były po prostu niepraktyczne. Musiała podczas dnia dbać o nie trzy razy bardziej niż gdyby zaplotła warkocz bądź ułożyła wysoki kok w kształcie owalu lub kokardy. Bardziej wytrzymałe i mniej podatne na niesprzyjające warunki pogodowe, które łatwo ulegały zmianie.
Lubiła deszcz, bo zazwyczaj niósł ze sobą jakieś oczyszczenie. Powietrze robiło się bardziej rześkie, a sama woda zdawała się być czystsza niż ta ze studni. Dla Cassandry stało się to bardziej oczywiste, kiedy inni rozmawiali o kanalizacji, podziemiach i skavenach - cokolwiek to było, na pewno było brzydkie, bo miało pazury i potrafiło używać strzałek, czyli posługiwało się rękami, które były wyposażone w zaniedbane paznokcie… Albo ślady może zrobili stopami i wtedy by oznaczało, że z czubków butów wystawały im palce o długich i zakręconych pazurach pokrytych grzybem i żółtymi nalotami? Dziewczynie przez moment zrobiło się niedobrze.

Cassandra pociągnęła Rudigera za dłoń, którą ściskała, aby zwrócić na siebie jego uwagę. Kiedy już spojrzał w dół, na jej twarzyczkę, odezwała się cicho.
- Ej, co to skaveny?

- Skaveny to wielkie szczury wielkości człowieka.
- odpowiedział ze spokojem wojownik. - Słyszałem o nich kilka razy, ale nigdy nie widziałem. Mają wielkie pyski pełne ostrych jak brzytwy zębów, łapy z długimi szponami i ogony. - dodał zabijaka przypominając sobie istoty z licznych opowieści. - Ponoć są całkiem inteligentne. Jeżeli by doszło do starcia zostaw je nam, dobrze? - zapytał Schultz martwiąc się o filigranową dziewczynę.

- A co niby miałabym z nimi robić? - odpowiedziała ze zdziwieniem patrząc na niego. “Zostaw je nam”, zabrzmiało w jej głowie jakby dziwnie, bo nawet nie miała pomysłów, co mogłaby uczynić w przypadku takiego spotkania prócz podciągnięcia kiecy w górę i dania nogi. - Rany, to ci Middenheimczycy musieli niezłe świństwa do kanałów wrzucać, że się te szczury tak rozrosły i nażarły, fuj. To chyba jakieś mutanty, jak te inne zwierzoludzie Chaosu, prawda? - dodała jakby chcąc zabłysnąć swoim tokiem rozumowania, choć wcale nie była pewna, czy bardziej się nie pogrąża intelektualnie.

- Dokładnie tak, Cassie. - powiedział Schultz po chwili. - Po prostu nie chciałbym aby coś ci się stało. Możliwe, że ich nie spotkamy, ale w razie czego lepiej abyś była przygotowana. Póki my będziemy żywi nic ci nie grozi. W innym wypadku uciekaj. - wojownik nie chciał jej straszyć ani sugerować, że mógłby przegrać z mutantami, ale nie mógł pozwolić aby w razie tak makabrycznej wersji wydarzeń Cassandra nie chciała salwować się ucieczką.

- Nic wam się nie stanie - zapewniła go dziewczyna, choć wcale nie miała takiej pewności. Jego słowa wręcz ją zmartwiły. Nieco się przeraziła, jednak nie chciała tego po sobie dać poznać. Wolała emanować pozytywną energią, bo doskonale wiedziała, że to ma wpływ też na innych. - Poradziliście sobie z gorszymi istotami. Może nie brzydszymi, ale wydaje mi się, że były gorsze. Bo czym jest przeżarty szczur w porównaniu do zwłok, które nagle ożyły? - rzuciła pytanie całkiem retorycznie, sama się nad tym zastanawiając. - Wiem, że mam rację - dodała po chwili namysłu i rzuciła mu przyjemny uśmiech. - Dziękuję. - zakończyła poklepując go dwa razy po umięśnionym ramieniu. Teraz miała się nad czym głębiej zastanawiać. A nuż dojdzie do jakiegoś ciekawego rozwiązania, na które nikt inny nie wpadnie? Bardzo zależało jej na tym, aby pokazać się z dobrej strony.

Na komisariacie Cassandra nic nie mówiła. Rudiger jak zawsze wyrwał się do przodu opowiadając o tym, czego wspólnie się dowiedzieli, a co do zwłok i śladów znalezionych w pokoju, to nie miała na ten temat żadnych informacji. Po raz wtóry okazała się być zwykłą dziewką do towarzystwa i w sumie to się lekko dziwiła, że za dzień robocizny dostanie dwa srebrniki, kiedy tak naprawdę tylko chodzi, pachnie i wygląda. Nie jej decydować co prawda, ale na miejscu komendanta nie przyjęłaby takiej osoby do pracy, a tym bardziej by jej nie płaciła, bo niby za co? Nie miała jednak zamiaru unosić się dumą czy honorem i wyskakiwać z pomysłem, aby jej nie wynagradzać. Właściwie to jej się to podobało, bo w Nuln by tyle zarobić musiałaby raz rozłożyć nogi i z cztery razy obciągnąć. Praca więc była dla niej świetna, mimo iż w Middenheim miała zamiar podnieść stawkę swoich usług, to w sumie to co teraz dostawała, było lepsze, bo nie musiała wkładać w robotę wiele wysiłku.

- Zapewne słyszeliście opowieści o przeklętych szczuroludziach... - zaczął Komendant, wpatrując się w swoich wybrańców z poważnym wyrazem twarzy.

Cass już niemal odruchowo odpowiedziała mu, że “nie”, jednak ledwo otworzyła swoje usteczka, a facet zaczął gadać dalej. Chyba nawet nie mógł sobie wyobrazić, aby ktoś nie słyszał, dlatego też dziewczyna zamknęła usta i zrobiła równie poważną minę, przytakując głową z pewnością i zrozumieniem. Gówno rozumiała, ale warto było poudawać dla dwóch srebrników, co jej szkodziło, gorsze rzeczy w życiu robiła.

- Jestem za tym, żeby najpierw sprawdzić te zwłoki w świątyni Morra, a potem od razu skierować się do Podziemnego Miasta. Jeśli skaveny są zamieszane w całą sytuację, nie ma sensu marnować czasu w Gildii Krasnoludzkich Inżynierów i w tym drugim miejscu, tylko od razu iść do kanałów. Skoro straż do niczego więcej nie doszła przy tych zwłokach, to lepiej od razu iść tam, skąd problem wychodzi. Gdzie znajdziemy najbliższe wejście do Podziemnego Miasta? - Zapytała Schutzmanna Erika, na co Cassandra mimowolnie się wykrywiła. Gdzie iść? Do kanałów?! Fuuuuj.

- Emm, ja przepraszam, że się wtrące, ale po tych szczurzych opowieściach, to jakoś mam wątpliwości, ażeby to tym brzydalom potrzebne było malowidło czy rama. Gustu na pewno nie mają, a w kanałach raczej sali balowej nie ozdabiają i pałaców nie budują, więc - co oczywiście i dla mnie dziwnie brzmi - ale zdaje się, że oni nie robią tego dla siebie, a dla kogoś. - Cassandra starała się zabłysnąć czymś innym niż tylko wyglądem, choć miała wrażenie, że i tak zostanie zignorowana, właśnie z powodu swojej urody. Mężczyźni już tacy byli, że kobiet po prostu nie słuchali, bo taka to nigdy nic mądrego do powiedzenia nie będzie miała. Przy komendancie nie chciała już dodawać, że do kanałów wchodzić nie ma zamiaru, a trupa jeśli nieumyty i śmierdzący to też nie będzie oglądać, bo jeszcze by jej z wypłaty potrącił. Jak głupi to niech płaci, później innym powie, że nie ma zamiaru wchodzić w smród kału i szczochów, narażając się na zarazy, choroby i spotkanie z jakimiś szczurami większymi od niej samej.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 03-09-2019, 21:06   #64
 
Gerwazy's Avatar
 
Reputacja: 1 Gerwazy ma wspaniałą reputacjęGerwazy ma wspaniałą reputacjęGerwazy ma wspaniałą reputacjęGerwazy ma wspaniałą reputacjęGerwazy ma wspaniałą reputacjęGerwazy ma wspaniałą reputacjęGerwazy ma wspaniałą reputacjęGerwazy ma wspaniałą reputacjęGerwazy ma wspaniałą reputacjęGerwazy ma wspaniałą reputacjęGerwazy ma wspaniałą reputację
Oględziny miejsca mordu rozwiały kilka niejasności i odpowiedziały na parę podstawowych pytań. Tekst notatki sporządzonej przez sigmarytę była prostym opisem ikony wzbogaconym o parę spostrzeżeń uczonego. Od początku było jasne, że zabójca dostał się na miejsce zbrodni przez okno, chociaż użycia do tego sprzętu sugerowało profesjonalistę. No i samo narzędzie zbrodni. Wystarczyła chwila by Gerwazy upewnił się, że od zatrutej strzałki zionęła magia, choć nie był w stanie zidentyfikować jej pochodzenia lub źródła. W każdym razie zrobili wszystko na co pozwalały im posiadane umiejętności. Należało teraz wrócić do komendanta i zdać mu raport. W końcu za coś płacą im tą marną pensyjkę.

Robiło się coraz ciekawiej. Magiczne zatrute strzałki, legendarni szczuroludzie, morderstwa w kilku ważnych punktach miasta. Gerwazy jeszcze nie miał pojęcia co to wszystko oznacza, ale z pewnością był bardzo zainteresowanym rozwiązaniem tej zagadki. W miarę wysłuchiwania słów komendanta oraz jego odpowiedzi na pytania zadane przez współtowarzyszy, ciekawość młodego maga rosła wręcz hiperbolicznie. Swoją drogą ciekawe czy ktokolwiek w tym pomieszczeniu zdawał sobie sprawę co to hiperbola. Pewnie nikt w obrębie całego kwartału. Niewielu ludzi interesowały tajniki liczb i najróżniejsze metody ich wykorzystania. Ciekawością w tym temacie zainteresował go jego mistrz, który sam uważał, że rozważanie najróżniejszych matematycznych problemów doskonale wpływa na rozwój umysłu maga. Gerwazy całkowicie podzielał to zdanie. Trudno było o bardziej jasną, przejrzystą a zarazem skomplikowaną i podchwytliwą dziedzinę nauki. Podobieństwo do sztuka tajemnych i sposobów wykorzystania magii było oczywiste.

Trzeba było obmyślić porządny plan i wcielić go w życie. Niezbędne będzie zbadanie wszelkich tropów i zebranie dostępnych informacji oraz przekonanie współtowarzyszy aby podeszli do problemu pod jego przewodnictwem. Nie wiedział jak zareagują na jego pomysł. W końcu dotąd nie wykazał się ani przesadną odwagą ani też zdolnościami przywódczymi. Wierzył jednak, że dzięki sile woli znajdzie w sobie dość przekonujące argumenty aby podążyli za nim.




Po wyjściu z gabinetu komendanta straży Rudiger zastanawiał się nad pozyskanymi informacjami. Wyglądało na to, że zbliżali się powoli do rozwiązania zagadkowej śmierci kapłana, ale finałem tutaj mogła być walka z nieludzkimi zabójcami posługującymi się dmuchawkami i szponami. Wojownik zapamiętał oznaczenia na mapie i miał nadzieję, że uda im się odkryć jakieś powiązania tych miejsc z miejscem zabicia ojca Mortena.

- W zasadzie wszystkie te miejsca są w okolicy głównych ulic. - stwierdził zamyślony Schultz. - Może warto sprawdzić czy te ścierwa nie poruszają się kanałami? To by pasowało do przebiegłych zabójców nie chcących zwracać na siebie uwagi.

- Warto by się dowiedzieć, co ukradziono w Collegium i w Gildii - powiedział Konrad. - Ale najpierw odwiedźmy świątynię Morra. Może to był przypadkowa osoba, a może ktoś związany jakoś z tamtą dwójką. Uważam - spojrzał na Erikę - że kanały mogą poczekać. Powinniśmy sprawdzić miejsca zbrodni i dowiedzieć się, gdzie, w pobliżu każdego z nich, znajduje się wejście do kanałów. Szczególnie koło świątyni. No i może znaleźć jakiegoś znawcę kanałów. - Przeniósł wzrok na strażnika miejskiego.

- Jasne, z kanałami się nigdzie nie spieszy, jeśli chcecie sprawdzić wszystkie miejsca, idę z wami. - Najemniczka wzruszyła ramionami. - Jakoś nie sądzę, żeby nam to pomogło w popchnięciu sprawy dalej, ale nie będę się wyłamywać, skoro chcecie pochodzić po mieście.

- Jeśli nie będziemy wiedzieć gdzie i czego szukamy, po kanałach możemy błądzić całymi dniami bez skutku. Sami wszystkich nie wybijecie, a i nie takie jest wasze… nasze zadanie - przypomniał Heinrich - Zgadzam się z Konradem. Jeśli znajdziemy powiązanie między ofiarami może będziemy w stanie przewidzieć miejsce następnego ataku skavenów. Na razie ukradły świętą ikonę kapłanom Sigmara, skoro strażnik zginął blisko Collegium Theologica to i warto byłoby sprawdzić co zginęło tam. Odźwierny w gildii krasnoludów… być może i im coś zginęło, Ikona była malowana w ich stylu. Ostatnia ofiara jest nieznana, ale moża coś znajdziemy na ciele, jakieś znamię czy coś co pozwoli ją zidentyfikować. A jeśli obejrzymy miejsca zbrodni, być może znajdziemy miejsca przez które zabójca wychodził na powierzchnię i będzie nam łatwiej za nim podążyć - znalazł argument i dla najemniczki.

- To ostatnie byłoby świetnym zwrotem akcji. - powiedział Schultz. - Ja się na tropieniu nie znam, ale mam nadzieję, że z Konradem uda wam się namierzyć miejsce skąd kreatury wychodzą. - dodał spoglądając na strażnika. - Jedyne co przychodzi mi na myśl kiedy Skaveny zabierają święty przedmiot Młotodzierżcy to, że chcą dokonać jakiegoś mrocznego rytuału dla swoich popapranych bożków. Tylko, że bez dodatkowych wskazówek to jak wróżenie z krowiego łajna. - zabijaka zastanowił się. - Mamy dość tropów i roboty. Wszędzie udajemy się wspólnie czy się rozdzielamy? Wolałbym was pilnować, bo nie wiadomo na jakim etapie śledztwa dojdzie do zwarcia ze szczurami, na które szczerze mam nadzieję...

- Nie rozdzielamy się - powiedział Konrad. - Chociażby dlatego, że mamy tylko jeden papierek z pieczątką, a bez niego większość osób w tych pałacach wiedzy - dorzucił nieco ironii - nawet nie zechce nam otworzyć drzwi.

- Kostnica. Świątynia Sigmara, obszar w pobliżu okna, przy którym pracował ojciec Morten, może zostały jakieś ślady pazurów w pobliżu. Collegium Theologica - zapytać co im zginęło i obejrzeć miejsce mordu. Gildia Krasnoludzkich Inżynierów, to samo. Saarstraße 7 w Starym Kwartale, gdzie znaleziono ciało - Heinrich wyliczał na palcach miejsca do odwiedzenia, ale mu ich zabrakło i poczuł, że warto skrócić tę listę - Na Waszym miejscu zacząłbym od Kostnicy. Ale możemy i się rozdzielić. Mamy dwa papierki z pieczątką - uśmiechnął się - jeden nakazuje udzielić Wam pomocy w czynnościach śledczych, a drugi to pisemny rozkaz bym ja udzielił Wam pomocy. A mnie w kilka miejsc wpuścić muszą. Wasza decyzja.

- Skoro mamy dwa papierki to ja bym się rozdzielił, bo, jak zauważył Heinrich, mamy sporo miejsc do sprawdzenia. - powiedział Schultz do reszty. - Mam pomysł na podział, ale nie wiem czy z tym wyskakiwać, bo jeszcze ktoś pomyśli, że chce order dowódcy… - zabijaka uśmiechnął się do Eriki, a ona tylko przewróciła oczyma. - Podzieliłbym po równo znających się na śladach czyli w jednej ekipie Konrad, a w drugiej Heinrich. W razie starcia dla balansu dałbym w jednej ekipie mnie, a w drugiej Erike. Zatem najlepszym wyjściem byłyby ekipy w składach ja, Konrad, Cassie, a druga ekipa Heinrich, Erika, Gerwazy. Co wy na to?

- Może być - powiedział Konrad, patrząc na rozradowaną minę Cass i zastanawiając się, dlaczego Rudiger nie chciał sobie wziąć na kark dwóch kobiet. - To kto dokąd idzie?

- My odwiedzimy kostnice i miejsce gdzie znaleziono ciało, a ekipa druga Gildie i Collegium? Krasnoludy mogą lepiej współpracować z przedstawicielem straży, a w Collegium zapewne przyda się umysł i wiedza Gerwazego. - zaproponował Rudiger. - Ty Konradzie przydasz się przy oględzinach zwłok i ewentualnym tropieniu z tamtejszego miejsca zbrodni. Co o tym myślicie?

- Komendant Schutzmann stwierdził, że krasnoludy powiedziały, że nic im nie zginęło i że straż nie dostała pozwolenia od Gildii na przeszukanie. Więc jeśli do krasnoludów to lepiej nie straż. One nie lubią się powtarzać. Odstawię uczonego z ochroną do Collegium, obejrzę miejsce gdzie zginął strażnik, a potem spotkajmy się wszyscy na miejscu zbrodni. Ta niezaładowana kusza nie daje mi spokoju. Skoro ją wyjął, to może zdążył ją załadować i wystrzelić.

- Dobra. - powiedział Rudiger. - Czyli my idziemy do Gildii, a wy do Collegium i na miejsce śmierci strażnika, zgadza się? - zapytał Schultz. - Powiedz gdzie dokładnie się spotkamy aby na pewno się nie minąć.

- Może w gospodzie “Pod kulawym psem”? Ja rozumiem, że strażnicy, porządku pilnują i latają po mieście jak psy z wywieszonymi ozorami, ale chyba czasami coś jedzą… czy nie? - wtrąciła niepewnie Cassandra, odwracając spojrzenie swoich pięknych ocząt w stronę Heinricha, który był chudy jak sosna po pożarze lasu.

- Czasami - Glauber ukłonił się lekko dziewczynie. Do kontaktów z mężczyznami wykorzystywała to co miała wyuczone. Zapewne sądziła że to najlepsze co ma. Albo nawet, że jedyne. Było to smutne, ale taki już był świat. Być może kiedyś pojawią się ludzie, którzy będą pomagać takim w inny sposób niż monetami za "usługi", ale na razie świat był raczej niemiły dla takich dziewczyn. Chociaż ta mała była sprytna i mogła zajść wysoko - Rzadko którego strażnika stać na gospody. Zdarza się że karczmarz zadowolony z obecności strażnika postawi mu piwo, czasem zupę czy zapiekankę. Choć zwykle kończy się na preclu lub paszteciku ze straganu. Ale z przyjemnością zjem z Wami.

Cassandra była zaskoczona uprzejmością strażnika miejskiego, jednak wcale nie dała tego po sobie poznać. Jej brew nie drgnęła, ani spojrzenie nie zmieniło swojego wyrazu. Posłała mu jedynie skryty i całkiem uroczy uśmiech. Nic jednak więcej nie powiedziała.

- Obawiam się, że najpierw wszyscy będziemy musieli wrócić do świątyni Sigmara. - odezwał się milczący dotąd Gerwazy - Po pierwsze musimy przycisnąć akolitę, który wprowadził nas do świątyni a następnie poprowadził nas do świątynnego skarbnika. Tylko on i sam skarbnik wiedzieli o ikonie, nie licząc Ojca Mortena. Jeśli będzie trzeba, przepytamy też ojca zawiadującego świątynna kasą, choć moje podejrzenia kieruje raczej w stronę początkującego sigmaryty. Gdy wyciągniemy z nich wszystko co się da możemy poprosić kapłanów o mediacje w rozmowie z krasnoludami. Może starsza rasa będzie rozmowniejsza jeśli towarzyszyć nam będzie kapłan młotodzierżcy. Dopiero po wizycie w gildii inżynierów proponuje się rozdzielić, lecz nieco inaczej niż zaproponował Rudiger. Niech Konrad idzie ze mną i Eriką. Weźmiemy ze sobą pismo upoważniające którym mogę się posługiwać jako osoba piśmienna. Rozejrzymy się w Collegium theologicum. Heinrich natomiast zapewni Rudiemu i Cass dostęp do ciała choć podejrzewam, że najwięcej się dowie jeśli sam przyjrzy się nieboszczykowi. Jeśli starczy wam czasu poszukajcie jakiegoś szczurołapa lub kogoś kto zna ścieki. Heinrich, pewnie wiesz gdzie kogoś takiego znaleźć? Na koniec spotkajmy się w Kulawym Psie zgodnie z sugestią Cass ale po to by przenocować. Nie mam zamiaru pchać się do kanałów w innym czasie niż rankiem. Jeśli wszelkie pogłoski o szczuroludziach czy tak zwanych skavenach są prawdziwe, to są to raczej stworzenia nocy i w dzień powinno być łatwiej je podejść. Co do lokalizacji gdzie mamy zacząć poszukiwania, wnioskując po miejscach przeprowadzenia zbrodni proponuje kanały pod wielkim parkiem lub w jego pobliżu. - skończył swój wywód młody mag.

Heinrich spojrzał na Gerwazego z podziwem.
- Podoba mi się ten plan. Dodałbym tylko jedno miejsce. Chcę zobaczyć to miejsce zbrodni, gdzie znaleziono niezidentyfikowane ciało. Innych zabijano by coś ukraść, a tam chyba nic nie ma. I to warto sprawdzić.

- Jak tam chcecie, może być i tak. - Odezwała się na koniec Erika. Wszyscy mieli setki planów, więc ona postanowiła posłuchać, zamiast wcinać się w rozmowę i sugerować coś swojego. Prędzej czy później i tak pewnie wpadną na jakiś trop.

Schultz pokiwał jedynie głową na znak zgody. Ruszał zatem z Cassie i Heinrichem. Póki co nie zdołał rozgryźć strażnika, ale liczył na łatwe dogadanie się z nim. Niektórych mogło bawić to, że Rudiger, w przeszłości będący żołnierzem rodziny przestępczej, jako jedyny nie stawiał faceta na przegranej pozycji i chciał go poznać. Do czego to doszło…
 

Ostatnio edytowane przez Gerwazy : 03-09-2019 o 21:11.
Gerwazy jest offline  
Stary 03-09-2019, 23:02   #65
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Post Dzięki Nami :)

Rudiger starał się jak mógł wymyślając pytania, których strażnicy by nie zadali. Samym przepytywaniem kapłanów i akolitów zajęła się Cass. Dziewczyna początkowo była mocno spięta, ale z czasem powoli zaczęła się rozluźniać. Schultz miał nadzieję, że jego obecność i wsparcie ułatwiły jej ten proces. Zabijaka zauważył, że Cassandra była nie tylko ładna, ale też bardzo charyzmatyczna. Ta cecha była przydatna w przypadku potrzeby rozwiązania komuś języka innym sposobem niż zastraszając go w ciemnej alejce. Wojownik szczerze doceniał wkład w śledztwo dziewczyny. Jego zdaniem zasłużyła na te mizerne dwa szylingi w pełni.

- Doskonała robota, Cassie. – powiedział do niej z uśmiechem kiedy zakończyli przesłuchiwać duchownych. - Teraz mamy pewność, że żaden kucharz nie brał w tym udziału, a kapłan nie miał żadnych gości ani nikomu się obrazem nie chwalił.

- To akurat nie jest takie pewne, zresztą… Są też inni, którzy mogli się chwalić, albo po prostu ktoś obserwował nas samych - powiedziała bardzo pospiesznie niemal na jednym wdechu i zacisnęła usta, zwężając je w cienką kreseczkę. Kiedy zamknęła oczy, a jej ułożone wzdłuż ciała dłonie zacisnęły się w pięści, Cassandra nagle wypaliła tak szybko mieląc językiem, jak jeszcze nigdy.

- Ja nie idę do swojej matki, bo nawet jej nie znam! - wypaliła zupełnie odchodząc od tematu, jakby po prostu musiała to z siebie wyrzucić. Wciąż miała mocno zaciśnięte powieki i stała sztywno jakby połknęła kij.

- Ci… - starając się ją uspokoić wojownik podszedł blisko i z lekko pochyloną głową złapał ją delikatnie za zamknięte piąstki. - Wszystko w porządku, Cassie. Jak będziesz chciała znaleźć matkę to ci w tym pomogę, a jak nie to nie szkodzi… - powiedział cicho kojącym głosem. - Pomógłbym ci dojść do Middenheim niezależnie od powodu. - dodał. - Cieszę się, że mi o tym powiedziałaś, wiesz? - uśmiechnął się do niej promiennie, czego ona i tak nie zauważyła. Bardzo szybko przylgnęła do niego wtulając delikatną twarzyczkę w tors mężczyzny, obejmując go rękoma w pasie.

- Nie chciałam kłamać, ale i nie wiedziałam, że … - zatrzymała słowa i wstrzymała oddech na parę sekund. - ...nieważne. W sumie to mieliśmy rozmawiać kiedy indziej, przepraszam, że tak nagle… Nie mogłam już dłużej, wiem że chciałeś mi pomóc, tylko po prostu nie ma w czym. Ja tylko chciałam dotrzeć bezpiecznie do Middenheim i to wszystko. Dotrzymałeś obietnicy, jestem gdzie być chciałam…

- Rozumiem Cassie. - powiedział wojownik kładąc jej jedną dłoń delikatnie na głowie. - To było niewinne kłamstwo. Nic się nie stało. Jakbyś potrzebowała mojej pomocy mów śmiało. Ja się nigdzie nie wybieram. - dodał zapewniając ją, że nie miał zamiaru jej opuszczać. - Temat, na który chciałem porozmawiać może poczekać.


Rudiger nie narzekał nigdy na zjawiska pogodowe niezależnie czy była to zawierucha czy lejący deszcz. Co prawda zabijaka należał do ludzi wygodnych lubiąc dłużej pospać, wykąpać się po porządnym treningu i zjeść coś smacznego kiedy tylko naszła go ochota, ale kiedy skupił się na robocie wytrzymywał wszelkie niewygody. Po dotarciu na komisariat, a dokładniej do gabinetu komendanta Schultz zdał relację z odkrytych przez siebie i Cass zagadnień. W zasadzie nie dowiedzieli się wiele poza tym, że ojciec Morten nie zdążył się nikomu pochwalić ikoną, nie przyjmował żadnych gości, a w jego otruciu nie brali udziału lojalni kucharze. To ostatnie było nawet zbędne, bo trucizna pochodziła ze znalezionej na miejscu zbrodni strzałki, ale zabijaka chciał być dokładny.

Po zdaniu pełnego raportu ekipa mogła podziwiać jak lico Schutzmanna przechodziło przez wszelkie stadia zdziwienia. Strażnik nawet zabrał ich do depozytu, w którym straż miała 3 stalowe kasetki ze strzałkami podobnymi do tej znalezionej na miejscu śmierci kapłana. Okazało się, że była to broń szczuroludzi. Rudiger już słyszał o Skavenach jednak nigdy nie miał okazji żadnego ubić. Wiedział, że byłoby to na pewno wspaniałe doświadczenie obok pozbawionych życia niedawno nieumarłych, zwierzoludzi i zielonoskórych. Jednak o ile szczuroludzie mogą nieco przypominać inne zwierzołaki to ponoć są od nich zdecydowanie bardziej przebiegłe. Pod Grodem Białego Wilka znajdowało się Podziemne Miasto, z którego podczas najazdu chaosu zaatakowały Skaveny. Zabijaka zastanawiał się chwilę nad tym jakie siły mogą spotkać podczas tego śledztwa na swojej drodze.

Po opuszczeniu depozytu i obejrzeniu mapy Rudiger mógł – przynajmniej teoretycznie – nieco lepiej poznać Middenheim. Na początku nie zwracał uwagi na oznaczenia kapitana przyglądając się głównym ulicom i miejscom charakterystycznym. Po pewnym czasie jednak spojrzał na czerwone krzyżyki, którymi oznaczone zostały miejsca kolejnych mordów. Z jednego zabójstwa ich sprawa przeistoczyła się w prawdziwą rzeź niewiniątek. Schultz aż zacierał ręce. To nie mogło się skończyć inaczej niż małą potyczką ze wspomnianymi tworami chaosu. Opuszczając gabinet komendanta wojownik miał nadzieję, że wyjdą z ewentualnego boju zwycięsko i nie odniosą żadnych strat. Zanim jednak można było mówić o zwycięstwie trzeba było namierzyć podejrzanych…
 
Lechu jest offline  
Stary 04-09-2019, 10:35   #66
 
Mroku's Avatar
 
Reputacja: 1 Mroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputację
Schutzmann spojrzał na Erikę, gdy zapytała o Podziemne Miasto.
- W centrum miasta, niedaleko pomnika Czarnej Zarazy jest jedno z wejść do kanałów. Zawsze kręci sie tam jakiś patrol straży, więc jeśli byście się chcieli rozdzielić i nie będzie z wami Glaubera, powołajcie się na mnie i pokażcie dokument, który mu dałem, a zostaniecie wpuszczeni. Od czasu wygranej bitwy ze szczuroludźmi, wszystkie wejścia do kanałów są odgórnie zamknięte i dostępne jedynie dla straży miejskiej i kanałowej. Tuż po zwycięstwie nad skavenami, graf Todbringer zarządził odcięcie wszelkich tuneli, które wydrążono podczas oblężenia. Mimo to kanały rozciągają się pod całą powierzchnią miasta, są jak podziemna arteria i tak naprawdę nikt nie wie, ile jest tuneli. Niezliczone budynki wyposażone są w głębokie piwnice, a tunele i kanały od wieków służyły do przemytu różnych towarów i załatwiania interesów, które najlepiej przeprowadzać z dala od czujnego oka straży. To będzie jak szukanie igły w stogu siana, ale możecie spróbować, jeśli śledztwo w trzech wskazanych miejscach nic nie wykaże.

Tak też zamierzaliście zrobić, ale po krótkiej dyskusji dogadaliście się najpierw co do tego, w którą stronę pójdziecie, by załatwić sprawy związane z ofiarami. Stanęło na pomyśle Gerwazego, zatem wstępnie skierowaliście swe kroki z powrotem do świątyni Sigmara. Kapłani byli zaskoczeni waszą ponowną wizytą, a przyciśnięcie młodego akolity i świątynnego skarbnika dało tylko tyle, że braciszkowie byli zbulwersowani i zniesmaczeni waszą napastliwością. Skończyło się na tym, że zostaliście poproszeni o opuszczenie świętego miejsca, ale biorąc pod uwagę zachowanie nowicujusza i skarbnika, byliście niemal pewni, że żaden z nich nie zabił ojca Mortena, ani tym bardziej nie ukradł ikony. Niestety, żaden z kapłanów nie chciał nawet słyszeć o towarzyszeniu wam w drodze do Gildii Inżynierów, więc musieliście poradzić sobie sami.

Heinrich zaprowadził was na miejsce, a biorąc pod uwagę, że straż miejska odwiedzała już khazadów, sam postanowił poobserwować całą sytuację stojąc w wąskim przesmyku między budynkami po przeciwnej stronie ulicy, by nie zaogniać sytuacji. Budynek był niewielki i niepozorny, jak na gildię najlepszych inżynierów Starego Świata, a na pukanie w pięknie wykonane drzwi odpowiedział wysoki, jak na swą rasę, krępy krasnolud o długiej, rudej brodzie i ponurym spojrzeniu. Dowiedziawszy się, w jakim celu tu zaszliście, westchnął ciężko.
- No przecie żem gadał już ze strażą miejską na ten temat! - Warknął chrapliwym basem. - Nasz brat, Hargin, zginął w tamtą noc, a z Gildii nic nie zginęło! A nie... poczekajta chwilę, bo żem se coś przypomniał... - Podrapał się po łysej głowie. - Ostatnio jeden z naszych robił porządki w papierach odnośnie roboty w Podziemnym Mieście, którą robili my dla grafa i się okazało, że zginęła mapa tuneli prowadzących z Podziemi na powierzchnię.

To już był krok dalej w śledztwie. Niestety - tak jak i straż - nie otrzymaliście pozwolenia na sprawdzenie miejsca, czy choćby stróżówki zamordowanego krasnoluda. Nie chcąc sprawdzać granicy cierpliwości waszego rozmówcy, podziękowaliście za informację i rozdzieliliście się.




Erika, Konrad i Gerwazy udali się do Collegium Theologica. Znajdujący się dwie ulice od świątyni Sigmara duży, dwupiętrowy budynek z wieżyczką robił wrażenie, gdyż nie odniósł właściwie żadnych zniszczeń w czasie natarcia Chaosu. Okazując dokument otrzymany od Heinricha, niemal po chwili zjawił się przy was wysoki, tyczkowaty mężczyzna w sile wieku, który okazał się zastępcą dziekana Kolegium i bez problemu zgodził się pokazać wam miejsce mordu strażnika, jednocześnie opowiadając co nieco o uniwersytecie. Mówił głównie do Gerwazego, zapewne sądząc, że Erika i Konrad są jego ochroną.

- Nasze Kolegium powstało z myślą o kształceniu ludzi aspirujących do kapłaństwa w kulcie Ulryka, od tamtego czasu jednak uczelnia poszerzyła zakres nauk o właściwie każdą dziedzinę wiedzy i obecnie jest jednym z najważniejszych ośrodków akademickich w Starym Świecie. Ulryk dał, że nie została zniszczona w czasie bitwy i może w końcu dostaniemy status uniwersytecki, o który zabiegamy od lat. - Mężczyzna skrzywił się. - No ale tak nie mamy na co narzekać - wielu żaków zapisuje się na trzyletnie studia wraz zakwaterowaniem w naszych murach, co kosztuje pięćdziesiąt koron rocznie. Opłata ta jest pobierana oczywiście tylko za nauczanie, oprócz tego udostępniamy wszelkie narzędzia dydaktyczne, a że życie żaka nie jest usłane różami, potrzebują oni zwykle około dwustu koron rocznie. - Uśmiechnął się, jakby ta suma nie zrobiła na nim wrażenia. - Dlatego zwykle studiują u nas dzieci bogatej szlachty i rodów kupieckich. No, ale jesteśmy na miejscu. Tutaj znaleziono martwego strażnika.

Rozejrzeliśćie się. Nieboszczyk patrolować musiał wąską uliczkę między budynkiem Kolegium, a wysokim murem, który jednak zwykły człowiek (lub skaven) dałby radę spokojnie sforsować. Co więcej, miejsce pokrywało się idealnie z jednym z okien na piętrze budynku. Zapytaliście o nie.
- To okno biblioteki, zwykle otwieramy wszystkie wieczorem, by przewietrzyć olbrzymią przestrzeń odwiedzaną przez żaków. Zaprowadzę państwa.
Po krótkiej chwili znaleźliście się w największej bibliotece, jaką w życiu widzieliście. Nawet Gerwazy był pod wrażeniem. Wnętrze ogromnej sali wypełnione było żakami i wykładowcami w togach.


- To jedno z największych takich miejsc w Imperium, a może i na całym świecie. - W głosie wice-dziekana słychać było dumę.
- Czy byłaby możliwość, żeby złodziej wszedł tutaj przez okno i coś ukradł? - Zapytał czarodziej.
- Teoretycznie tak, chociaż mamy tutaj uzbrojonego stróża nocnego, który co pół dzwonu obchodzi bibliotekę, by sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Zaufany człowiek, od dwudziestu lat tu pracuje. Został przesłuchany na okoliczność morderstwa tego biednego strażnika, ale nic nie widział i nie słyszał tamtej nocy.
- Czy po śmierci strażnika odkryliście jakieś braki w waszych zbiorach?
- Spytał z kolei Konrad.
- Pan raczy żartować? Mamy tu pięć tysięcy unikalnych woluminów z dziedziny religii, nauki, inżynierii i innych. Gdyby coś zostało skradzione, zajęłoby nam miesiące, nim byśmy na to wpadli.
Powód śmierci strażnika przy oknie wchodzącym do biblioteki Kolegium był więc nawet dla was nader oczywisty. Podziękowaliście za informacje i ruszyliście w drogę powrotną do "Kulawego Psa".




Cassie, Heinrich i Rudiger zdecydowali się wybrać do świątyni Morra, by zbadać ciało mężczyzny o nieustalonej tożsamości. Na miejscu czekało na was jednak zaskoczenie, gdyż od jednego z kapłanów dowiedzieliście się, że dwa dni temu miała tu miejsce przedziwna sytuacja z nieboszczykiem o którego pytaliście.
- Ciało trafiło do nas trzy dni temu i było przygotowane do pochówku żebraczego - powiedział kapłan. Wiedzieliście, że pochówek żebraczy był skróconą wersją ostatniej posługi, podczas której ciało chowane było w prostym grobie. Przeznaczony był dla biednych, żebraków i niezidentyfikowanych osób, które trafiały do świątyni Morra. - Wtedy w kaplicy pojawili się czterej mężczyźni, którzy zażądali okazania zwłok. Nie przedstawili się, ale zidentyfikowali nieboszczyka jako Gerharda Kroena, który był ponoć żarliwym wyznawcą Sigmara. Grupie przewodził wysoki mężczyzna o ciemnych włosach, bladoniebieskich oczach i paskudnej bliźnie na twarzy. Taki, co to jak go widzisz, to wiesz, żeby mu w drogę nie wchodzić. Zapłacił złotem za pochówek w pełnym obrządku, w którym uczestniczył wraz ze swoimi ludźmi.

Morryta zaprowadził was do Ogrodów, by wskazać grób Kroena. Nagrobek był skromny, z wyrytym na nim imieniem i nazwiskiem zmarłego, pod którymi naniesiono litery O i F, a między nimi umieszczono symbol skrzyżowanego miecza i młota. Zapytany, kapłan nie był w stanie rozwinąć znaczenia tych liter. Heinrich wspomniał też o ekshumacji zwłok, ale Morryta kategorycznie się temu sprzeciwił. Nie mając tu nic więcej do roboty, ruszyliście do Starego Kwartału, przywołując w myślach miejsce zaznaczone na mapie.

* * *

Trochę czasu zajęło wam, nim trafiliście na miejsce zbrodni, głównie dzięki wypytywanym w czasie drogi przechodniom. Stary Kwartał był dzielnicą biedoty, a większość obszaru uległa zniszczeniu w czasie walk o wchodnią bramę. W krętych i wąskich uliczkach przeważały składy, niewielkie targi, magazyny oraz kilkanaście mniej lub bardziej uszkodzonych kamienic. To właśnie między dwoma takimi kamienicami wskazano wam miejsce, w którym odnaleziono martwego Kroena. Śmierdząca szczynami uliczka wiodła do cuchnącego kanału ściekowego w ślepej alejce nieopodal. Podchodząc bliżej, to właśnie Cassie spostrzegła coś, co przy oględzinach miejsca zbrodni musieli pominąć strażnicy miejscy. Na kupce łajna sięgającej do połowy zakratowanego wejścia leżał bełt od kuszy. Zatem przypuszczenia Heinricha się potwierdziły - Kroen musiał strzelić do swego napastanika, nim zginął, a tamten się ulotnił. Zostawił jednak po sobie istotny dowód.

Jako, że obaj mężczyźni mieli zbyt duże ręce i dłonie, by wcisnąć je między okratowane wejście, zadanie wydobycia pocisku spadło na nastolatkę, która w mig pożałowała swojego odkrycia. Dobrze, że miała chociaż rękawice, dlatego po krótkim namawianiu przez Rudigera i wstrzymaniu oddechu, włożyła wątłą rękę między kraty i krzywiąc się, niemal dotykając mokrych, oślizłych krat swoim powabnym policzkiem, wydobyła leżący na kupie (dosłownie!) bełt. Z grymasem obrzydzenia oddała go Glauberowi, a ten wraz z Schultzem przyjrzeli się grotowi, odkrywając na nim zaschniętą, ciemną substancję, zapewne krew. A więc napastnik został ranny, nim zbiegł do kanałów, gdzie wyłuskał i porzucił pocisk wystrzelony przez Kroena.

Z zawiniętym w kawałek materiału, cuchnącym znaleziskiem udaliście się w drogę powrotną do "Kulawego Psa", mając jednak zamiar po drodze wstąpić w jedno miejsce, które Heinrich dobrze znał. Miejsce schadzek strażników kanałowych.

* * *

"Ostatnia Kropla" na rogu Starego Rynku była osobliwą knajpą. Z jednej strony w tym miejscu rozpusty spotykali się ludzie z okolicznego półświatka, omawiając interesy, z drugiej była to też swoista baza dla wszelkich strażników kanałowych, zbieraczy łajna czy węglarzy. Nikt szanujący się nie zapuszczał w to miejsce, a sama karczma była terenem neutralnym dla przenikających się profesji. Glauber doskonale wiedział, w jakim celu tu przyszedł z Schultzem i Cassie. Strażnicy kanałowi stali najniższej w hierarchii strażników miejskich, często rekrutowani z biedoty i podejrzanych środowisk, gdyż nikt normalny nie chciałby podjąć się tej słabo płatnej pracy. Heinrich rozejrzał się po zadymionej głównej sali, po czym podszedł do jednego ze stolików obleganych przez ośmiu mężczyzn i wrócił do Schultza i Cassie z wysokim, szczupłym mężczyzną o niewyjściowej twarzy.


Przedstawił go jako Vorstera Weckera i wyjaśnił, że potrzebujecie na jutro kanalarza, który dobrze orientuje się w tunelach pod miastem. Mężczyzna, od którego czuć było nieprzyjemny odór fekalii zmieszany ze smrodem taniej gorzały, zarechotał, pokazując nierówne zęby.

- Urlop mam do końca tygodnia, Glauber, a ty mnie chcesz do kanałów z samego rana ciągnąć? Tak się nie robi starym znajomym. - Przetarł usta wierzchem dłoni i spojrzał na Cassie. Oczy mu błysnęły, a nastolatka doskonale znała takie spojrzenia. - Powiedzmy jednak, że zgodzę się za dwie twoje dniówki i noc z tą sikoreczką. Stratny nie będziesz, te kanały znam jak własną kieszeń.

Oblizał lubieżnie usta, a Cassie aż się skrzywiła. Oprócz tego, że śmierdział, miał problemy ze skórą i przetłuszczone włosy. Spędzenie nocy z kimś takim mogło zostawić trwały uszczerbek na psychice.


Erika, Konrad i Gerwazy musieli się trochę naczekać w "Kulawym Psie" na powrót pozostałych, ale w końcu, koło czwartego dzwonu, gdy dzień zaczynał przechodzić w szarówkę, w karczmie pojawili się Cassie, Rudiger i Heinrich. Niemal idealnie w porze obiadowej. Podawano ziemniaki z jakimś mięsiwem, więc zasiedliście wspólnie przy stole i mogliście wymienić się zdobytymi informacjami. A ciepły posiłek po ciężkim dniu, zwłaszcza biorąc pod uwagę ulewę panującą za oknem, był teraz tym, czego potrzebowaliście...

 
Mroku jest offline  
Stary 04-09-2019, 21:36   #67
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Praca strażnika to kupa roboty. Z przewagą kupy, jak po raz kolejny można się było przekonać. Przynajmniej było na co popatrzeć. Tyłek Cass prezentował się świetnie. W wielkim mieście nawet patrzenie na młode i ładne prostytutki było płatne, Heinrich korzystał więc z plusów obecnego zadania. Dziewczyna przydała się też przy kracie. Co prawda Glauber normalnie przywołałby ulicznika, jakich pełno się kręciło w dzielnicy biedoty i za połówkę miedziaka wynajął go do wyciągnięcia bełtu, ale skoro Rudiger przekonał już ją do sięgnięcia po niego, nawet się nie odzywał.

Mieli ślad. Kroen, niech mu ziemia lekką będzie, trafił skurwiela. Dzięki temu mieli najlepszy jak do tej pory ślad. Nie żeby Glauber wierzył, że ślad krwi wśród gówien będzie wyraźny, ale im szybciej wejdą tym szybciej wyjdą z kanałów i tym mniejsza szansa, że zginie na dole. A poza tym “wykazywanie się inicjatywą” było cechą dobrego oficera, a jak jakimś cudem misja się powiedzie, to Schutzmann nie będzie miał innej opcji jak awansować Glaubera.


***

Ostatnia kropla - rozmowa z Weckerem

- Trzy dniówki… - odezwał się Rudiger, a kiedy kanalarz na niego spojrzał zauważył, że dobrze zbudowany zabijaka patrzył na niego wzrokiem zabójcy. Nikt nie był pewien czy żyła pracująca na jego skroni była zjawiskiem normalnym czy wywołały ją zaciśnięte szczęki wojownika. - … i dobrą, samarytańską radę. - dodał mężczyzna zimnym niczym lód głosem. - Nigdy więcej nie proponuj kurestwa moim przyjaciołom. Nigdy. - zaintonował Schultz skupiając swój wzrok na sylwetce śmierdzącego paskuda jakby byli sami w pomieszczeniu.

Po słowach Rudigera, Vorster nie był już taki pewny siebie. Uśmieszek zniknął z jego twarzy, uniósł ręce na wysokość piersi i cofnął się o krok.

- Coś pan taki nerwowy, żartowałem tylko - powiedział nieco ściśniętym głosem. Na Cassandrę już nawet nie spojrzał. - Dobra, to wezmę te sześć szylingów. Co konkretnie potrzebujecie, żebym zrobił? Macie sprzęt na łażenie po kanałach, czy trza będzie z komisariatu pobrać?

Cassandra była mile zaskoczona postawą Rudigera. Nie to, żeby oczekiwała, że by ją jeszcze sam poganiał do łoża śmierdzielka, ale nie spodziewała się tak, według niej, agresywnej i stanowczej postawy. Dzięki temu, jak i reakcji szczurołapa, nabrała aż pewności siebie. W sumie nie była przecież ubrana prowokacyjnie, bo sukienka miała zakryty dekolt, choć może to ten karmazynowy kolor był zbyt sugestywny.

- Przede wszystkim chciałam podziękować za komplement, panie Vorster - zaczęła dziewczyna z niezwykłą powagą, prostując się dumnie - Co prawda był bardzo niegrzeczny i niekulturalny, jednakże uznajmy, że potraktuję to jak docenienie urody i nie będziemy już do tego wracać - Cassandra uśmiechnęła się grzecznie, acz jej wyraz twarzy pozostał chłodny. Dobrze było zachować pozytywne stosunki, nawet z takim szlamem jak ten z którym rozmawiała. Kontakty. Nastolatka wiedziała, że są ważne.

- Sprzęt zostanie udostępniony, naturalnie. Prawda, Heinrich? - spojrzała ciepło na strażnika i zatrzepotała rzęsami. Warto próbować, może łapacz pomyśli, że jest jakąś ważną personą i przyszła z ochroną i jeszcze legalnym strażnikiem? - Powiesz Panu coś na temat kontraktu jaki z nim zawrzemy, proszę? Na pewno zrobiłbyś to lepiej niż ja.

Wecker zmarszczył brwi, popatrzył to na Cassandrę, to na Heinricha. W końcu się odezwał:
- Co ty, Glauber, kobita teraz ci mówi, co masz robić? Tak gada, jakbyś ty był tu ‘przynieś, wynieś, pozamiataj’. Pod pantoflem żeś skończył? - Kanalarz prychnął. Wyraźnie mu się to nie podobało. Cassandra udała poważną postawę i po prostu przewróciła oczami. W głębi duszy jednak zrobiło jej się przykro, bo chciała choć raz być kimś ważnym. Jak zwykle jednak była nikim.

- Oj, Wecker, Wecker, kiedy Ty się nauczysz - westchnął strażnik - idź Schutzmannowi pomarudzić, że nie podobają ci się jego rozkazy. To ja tu ciągnę tych o, tłumaczę, że Vorster to swój chłop co zęby zjadł w kanałach, nikt tak jak on ich nie zna, a Ty takie pierwsze wrażenie robisz… W papierach mam, że każda pomoc im się należy. Każda, rozumiesz? W granicach prawa, oczywiście. W strażnicy dostaną niemal wszystko co chcą, może i nawet katapultę im z cekhauzu wypożyczą. A wysokie buty, do których gówno się nie będzie wlewać, gorzałka, do celów medycznych, czyli czysta, broń nieprzeżarta rdzą, to niemal na pewno. Byłbyś miły, może zażądaliby nie tylko ekwipunku dla siebie, ale i dla przewodnika. A tak nie dość że w ryj możesz dostać zamiast brzdęków to jeszcze w prawie będą jak zażądają pomocy, no takie mają uprawnienia od samej góry. A dziewczyna i tak za droga na takich jak my - podsumował Heinrich - no, także daj im listę potrzebnych rzeczy, a ja się postaram, żeby i dla Ciebie coś skapło - przekonywał “kolegę” do pełnej współpracy.

- Ty mi tu gówna Heinrich do uszuf nie wlewaj, bo nie w takim żem pływał - rzucił Vorster. - Od Schutzmanna żadnych poleceń nie dostałem, wolne mam, mówiłem już. Ale za sześć szylingów was oprowadzę, zresztą, twój koleżka już się zgodził. A jak sam mówisz, fachura jestem, co lepszego nie znajdziesz. Samo przeżycie najazdu tych jebanych szczurośmieci przy Burzy coś znaczy, nie? Ciekawe, gdzie ty byłeś, jak cię tam nie było, jak chłopaki ginęli. - Wecker zmarszczył brwi. - Rzeczy do kanałów sam im załatwisz. Pójdziesz do magazynu na komendzie i powiesz, że cię przysłałem po "śmieci kanalarza". Dostaniecie kalosze, spodnie, kurtki ochronne i maski. Broń mają mieć swoją, innej nie dostaną, bo nie są ze straży. Ja swoje rzeczy sam se załatwię. Gdzie chcecie włazić i czego szukacie w tych kanałach? Muszę wiedzieć, gdzie mam was prowadzić... Wycieczka krajoznawcza to nie będzie. - Skupił wzrok na Glauberze.

- Wejście niedaleko Saarstraße 7 w Starym Kwartale - od razu zaproponował Heinrich. Co prawda będzie trzeba przekonać pozostałą trójkę, ale dwójka co była z nim powinna go poprzeć. Już lepszego śladu raczej nie znajdą.

Vorster na chwilę uniósł wzrok, wpatrując się w sufit, jakby nagle ukazała mu się tam mapa całych kanałów.

- Daleko od serca kanałów, ale da radę. Jest tam główna ścieżka i sporo rozgałęzień, może na coś trafimy. Ale jakby co, to powiesz Schutzmannowi, że też się przyłożyłem, jakbyście jakiś sukces odnieśli. Zwłaszcza, że mnie z urlopu ściągasz, łachudro. - Wecker znów wyszczerzył swoje żółte, nierówne i połamane zęby. Chyba on też liczył na jakiś awans w hierarchii.

- Jutro w południe przy wejściu do kanałów? - Heinrich zadał pytanie wszystkim zainteresowanym.

- Mi pasuje, zdążę się najebać i wytrzeźwieć. Oby te twoje panienki też były na miejscu i w formie -
rzucił Wecker, po czym ruszył z powrotem do stolika zajmowanego przez kompanów. - Tylko bądź o czasie, Glauber, nie cierpię spóźnialskich. - Krzyknął jeszcze, lawirując między stołami.

- Sami widzicie z kim tu się trzeba męczyć. A on i tak jest z kanałowych najlepszy. I najmniej chleje - podsumował wzdychając Glauber - Idziemy do Waszych kompanów?

- Chciałbym jeszcze z wami udać się w jedno miejsce. - powiedział Rudiger patrząc na pozostałą dwójkę. - W Gildii Czarodziejów i Alchemików ponoć można nabyć sprawdzone mikstury lecznicze. Przydadzą się gdyby ktoś z nas został ranny. Kosztują kilka Koron sztuka, ale warto być przygotowanym. - wojownik zastanowił się chwilę. - Jak ktoś z was będzie ich potrzebował odstąpię. Życie ważniejsze niż kilka monet.

- Jeśli martwicie się, że coś wam się stanie w kanałach, to możesz zakupić. Mnie nie stać, to się nie dorzucę, przykro mi - Cass wzruszyła jednym ramieniem jakby od niechcenia.

- Ja je kupię sam. - powiedział zabijaka do Cass. - Jednak jak ktoś z was będzie ranny to oddam mu miksturę. Jak nie będą potrzebne to zostawię je sobie na wszelki wypadek. Wbrew pozorom i ja byłem raz czy dwa razy szyty. - uśmiechnął się parszywie na samo wspomnienie otrzymanych ran.

- Jedną mam, nigdy nie wiadomo co na służbie się stanie. Ale możemy się przejść - zgodził się Heinrich. W pracy i tak stale łaził, żadna różnica dokąd. Przy Gildii, przestępczości prawie nie było. Za duże było tam ryzyko, że skradziona rzecz urwie palce, zarazi jakaś chorobą czy spowoduje aresztowanie.

- Chyba nie potrzeba nam więcej spacerów - niby powiedziała, a trochę spytała, Cassandra, spoglądając to na jednego, to na drugiego mężczyznę.
- Skoro udało wam się ustalić co było potrzeba to wróćmy do reszty, może już na nas czekają.

- Zawsze możemy odprowadzić ją do reszty, a do Gildii zajrzeć jutro po drodze do strażnicy po wyposażenie. Może uda się coś wyciągnąć z magazynu…

- “Odprowadzić ją”?
- zapytała dziewczyna naburmuszając policzki - Ja tu stoję i to słyszę! - niemal tupnęła nogą, ale cudem się powstrzymała. Zmrużyła tylko szmaragdowe oczy i fuknęła odwracając się na pięcie - Sama się odprowadzę. - po tych słowach zaczęła samotnie, buńczucznym krokiem, kierować się w stronę gospody.

- No i chuj - na głos, ale jednak po cichu, podsumował strażnik - chodźmy, zanim ktoś ją zgwałci i okradnie, dziewka nie zna miasta - najchętniej przełożyłby to dziewczę przez kolano i klapsem wytłumaczył celowość słuchania się bardziej doświadczonych kolegów, ale wszyscy w grupie trzęśli się nad nią jak nad jakąś księżniczką.

- Okradnie?
- uśmiechnął się do strażnika Rudiger. - Pewnie wydała wszystkie pieniądze za ikonę już wczoraj. - dodał po chwili kalkulacji. - Lepiej pilnuj mnie, Heinrich. - zaśmiał się Schultz. - Mam chyba najwięcej złota w tej ekipie.

Chciała być przydatna i pomocna, a została potraktowana jak powietrze. Czyli jak zawsze. Gdyby nie obecność rzezimieszka, który jako jedyny wykazał nią zainteresowanie, pewnie nigdy nawet nie odważyłaby się próbować rozmawiać czy choćby słowa pisnąć do gównojada, który chciał ją wydupczyć. Ba! Pewnie jeszcze inni by się zgodzili na układ, handlując nią jak przedmiotem. Kiedy szła gniewnym krokiem czuła, jak złość pomału ustępuje smutkowi, który się pogłębiał. W końcu Rudiger i strażnik dorównali jej kroku, gdyż ona była niska i robiła bardzo małe kroczki, przez co przemieszczała się wolniej niż oni. Gwałtownie zatrzymała się. Po paru sekundach odwróciła, a na jej buzi wciąż wisiał pochmurny grymas.

- Hej, może on sam pójdzie po sprzęt, a my razem tam gdzie chciałeś? Nie da się ukryć, że z rynsztokiem dogaduje się najlepiej, a ja tylko psuję wizerunek mizernoty - dogryzła nieprzyjemnie strażnikowi, a słowa kierowała do Rudigera. Po chwili nawet dała parę kroków w jego kierunku i chwyciła go delikatnie za szorstkie palce dłoni i uniosła łebek w górę, patrząc mu w oczy.
- Obudziłeś dziś we mnie odwagę, ale ta zdążyła się ulotnić. Jak zawsze nie przydaję się do niczego, to może chociaż... Może spróbuję wytargować lepszą cenę, abyś miał takich mikstur więcej, hm? - dorzuciła słodkim głosikiem kompletnie ignorując obecność Glaubera, który podniósł wzrok do góry i po raz kolejny zadumał się nad płochością i zmiennością kobiet. Dopiero co nie chciała iść wymawiając się zmęczeniem, a teraz nagle jednak chciała dołączyć do ich "wyprawy po mikstury".

- Dobrze wiesz, że tak nie jest, Cassie. - powiedział Rudiger patrząc na filigranową dziewczynę i delikatnie ściskając jej dłoń. - Jesteś potrzebna nam w tym śledztwie. Z kapłanami i akolitami dałaś sobie świetnie radę. - wojownik spojrzał na Heinricha, którego jego zdaniem kobieta potraktowała nieco zbyt szorstko. Z drugiej strony zabijaka nie zareagował kiedy Heinrich nazwał ją “zbyt drogą” tylko dlatego, że mieli przed sobą ważne zadanie i zaczynał Glaubera lubić. Jak na skurwiela Schultz szybko się przekonywał do ludzi. - Po sprzęt pójdziemy jutro rano, zgadza się? - zapytał rzezimieszek nie puszczając ręki Cassandry - Pójdziemy z Cass po te mikstury i wrócimy do karczmy nim się obejrzysz. - dodał czekając na potwierdzenie ze strony strażnika, który tylko się uśmiechnął. Jakim cudem oni nadal wszyscy żyją... - pokręcił głową.
- Możemy i jutro rano - mruknął. Zresztą, miał dzięki temu czas na kilka rzeczy...

***

Plany strażnika

Wszyscy mieli plany. Glauber także. W wolnej chwili, gdzieś między przekazywaniem wieści o postępach w śledztwie Schutzmannowi (poznali bowiem imię i nazwisko niezidentyfikowanej ofiary), pytaniu go, czy straż zetknęła się już z literami O i F i/lub symbolami (na wszelki wypadek narysował to na kartce) na nagrobkach, dokumentach albo gdzieś, a także, czy jakieś oddziały zapuszczały się już w kanały, a jeśli tak to z jakim skutkiem i na co się natknęły; tłumaczeniu w zbrojowni, że na jutro (zawsze to milej uprzedzić kwatermistrza o zapotrzebowaniu niż zjawić się nagle i zażądać rzeczy "na już", poza tym z kwatermistrzem warto żyć w zgodzie) oprócz sześciu zestawów "dzielnego kanalarza" (podał z grubsza wymiary powstrzymując się od "pomylenia się" co do rozmiaru stóp Cass) potrzebowaliby także kusz i bełtów oraz dodatkowego oleju do latarni; zamierzał także rozpytać swoich informatorów o te dwie litery znalezione na grobie imć Kroena. I o wysokiego mężczyznę o ciemnych włosach, bladoniebieskich oczach i paskudnej bliźnie na twarzy, który miał złoto na opłacenie pogrzebu. Bo to w Middenheim tanie nie było. Nie prosił o nic więcej niż o przekazanie prośby o kontakt.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 07-09-2019 o 12:29.
hen_cerbin jest offline  
Stary 05-09-2019, 08:32   #68
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację
+ Kerm i Gerwazy.

Kanały i tunele rozciągały się pod całym miastem i sami włodarze nie wiedzieli, ile ich dokładnie jest, więc Eriki jakoś nie dziwiło, że mieli problem ze szczuroludźmi. Wszak nie wybijesz do końca czegoś, czego nie możesz znaleźć. A i pewnie zapuszczać się, by to zrobić, nie było za bardzo komu. Znając życie, sami będą musieli zapuścić się do tego całego Podziemnego Miasta, żeby sprawdzić, o co w tym wszystkim chodzi. Łażenie po kanałach najemniczce nie przeszkadzało, bardziej zastanawiała się, jak Cassandra to zniesie. I czy w ogóle będzie chciała iść. To były jednak sprawy na później.

Po wyjściu od Schutzmanna sprawdzili po raz kolejny świątynię, a Erika jedynie przewracała oczyma, gdy czarodziej i Rudiger przesłuchiwali młodego akolitę. Mówiła im, że to będzie strata czasu i z pewnością kapłani nie mają nic wspólnego z zaginięciem ikony, ale mężczyźni jak zwykle chcieli przekonać się o tym osobiście. Nie dość, że nic nie wyciągnęli z biednego chłopaka, to jeszcze Sigmaryci się na nich wkurzyli. Idealnie. W Gildii Inżynierów poszło im zdecydowanie lepiej. Dobrze, że ten kraś przypomniał sobie, że im skradziono mapę kanałów, choć Erika zastanawiała się, po co skavenom mapa kanałów, skoro pewnie idealnie je znają. No i doszła do wniosku, że pewnie zwinęli ją dla kogoś. Albo dla zmyłki, chociaż nie podejrzewała ich o taki spryt.

Rozdzielili się, a jej, Konradowi i Gerwazemu przyszło sprawdzić Collegium Theologica. Nie za bardzo skupiała się na tym, co mówił ten uczony, który ich oprowadzał po przybytku, ale na słowa wicedziekana na temat nocnego stróża zmarszczyła brwi. Niby został przesłuchany przez strażników, ale wiadomo, jak straż działa - mogli coś pominąć.
- A ten stróż nocny… to gdzie mieszka? Chcielibyśmy mu zadać kilka pytań - powiedziała, rozglądając się po oknach biblioteki. Przestrzeń była duża, ale może tamten coś jednak zauważył.
- Pan Hans mieszka nieopodal, na Dammstraße 3, taki mały domek. Jak państwo stąd wyjdą, to trzeba iść prosto od wejścia do Kolegium, potem w lewo, skręcić w prawo, do końca ulicy i w prawo. Potem znowu do końca, dom z czerwonym dachem. Tam mieszka z rodziną
- zakończył mężczyzna. - Ale moim zdaniem to strata czasu, nic się państwo od niego nie dowiedzą, bo nic nie widział.
- Strata, czy nie, odwiedzimy go
- odparła Erika, skinąwszy głową na pozostałych.
- Tak, chodźmy z nim porozmawiać - poparł ją Konrad. - Czasami po paru dniach i paru przemyśleniach ludzie przypominają sobie rzeczy, na które wcześniej nie zwrócili wcale uwagi... Czy w ostatnich czasach mieliście jakichś gości, którzy dość natrętnie usiłowali kupić czy wypożyczyć jakieś dzieło?

Wicedziekan zastanowił się przez dłuższą chwilę, mrużąc oczy.
- Nie, nie przypominam sobie nikogo takiego. Z naszych zbiorów korzystają w znakomitej większości sami żakowie, czasami wypożyczamy księgi zewnętrznie, ale to trzeba pokwitować. Żaden natręt się nie pałętał tutaj. - Mężczyzna pokręcił głową.
- A czy macie tu księgi, do których nie ma dostępu zwykły śmiertelnik?
- Nie posiadamy tu ksiąg z nielegalnych lub zakazanych źródeł, które mogłyby jakkolwiek podminować autorytet uczelni, drogi panie
. - Odpowiedział bez zająknięcia wicedziekan, jakby wyuczył się tego na pamięć.
Konrad spojrzał na Erykę, ciekaw, czy odniosła takie samo wrażenie jak on, po czym przeniósł wzrok na wicekanclerza i pokręcił głową.
- Chodziło mi o bardzo stare księgi, związane z historią miasta i Imperium - powiedział.
- Takie się znajdą, ale nie jest to wiedza niedostępna dla szerszej gawiedzi. Żakowie i inni interesanci mają dostęp do tych ksiąg. Tak samo, jak do ksiąg religijnych - odparł tyczkowaty mężczyzna.


Wyszli w końcu z Kolegium na padający deszcz, przeszli zgodnie z wytycznymi podanymi im przez wicedziekana i znaleźli w końcu Dammstraße 3 piętrowy dom z dachem pokrytym czerwonym gontem. Na pukanie odpowiedziała starsza, wychudła kobiecina, która kazała poczekać. Po kilku chwilach zjawił się jej mąż, rzeczony stróż Hans - opasły, łysawy mężczyzna przed pięćdziesiątką, który nagle stracił nastrój, gdy powiedzieli mu, w jakim celu przyszli.
- Mówiłem już straży miejskiej, że nic nie wiem na temat tego morderstwa a powtarzać się nie będę - odparł nieco zdenerwowanym głosem i próbował zamknąć drzwi. - Żegnam!
Erika dłonią i wsadzonym między framugę i drzwi butem zatrzymała mężczyznę przed zatrzaśnięciem im ich przed nosem.
- Spokojnie, nie ma co się denerwować - rzuciła, uśmiechając się paskudnie. - No chyba, że masz coś do ukrycia i dlatego nagle masz mokro w gaciach. Gadaj, co wiesz na temat morderstwa w Kolegium, pókim miła. Kłamców wyczuwam na milę, więc radzę ci więcej nie ściemniać. Chyba nie chcesz, żebyśmy wrócili na uczelnię i opowiedzieli dziekanowi, że jednak coś widziałeś? - Zmarszczyła gniewnie brwi.
- Nie, nie, proszę! - Wykrzyczał i szybko wyszedł przed drzwi, zamykając je za sobą. - Chodźcie ze mną.

Skinął głową i ruszył w alejkę między dwoma budynkami. Gdy się tam znaleźli, powiedział.
- Nie mogę stracić tej roboty, to wszystko co mam - zaczął błagalnym tonem. - A on... on powiedział, że mnie zabije, jak komuś powiem...
- Kto powiedział? Człowiek jakiś? A może szczuroczłek, co? - Zapytała hardo Erika, zwieszając dłonie na biodrach.
- T-t-tak... to był szczur... szczur na ludzkich nogach. - Hans westchnął ciężko. - Odwiedził mnie dzień przed tym, jak ten biedak zginął... ten strażnik znaczy... A ten szczur... nie mówił normalnie, tylko tak... dziwnie... ale zrozumiałem go, bo znał reikspiel. Powiedział, żebym otworzył okno do biblioteki wcześniej, niż zwykle... zagroził, że zabije mnie i moją żonę, jeśli tego nie zrobię... zapłacił mi złotą koronę za milczenie... - Stróż spuścił głowę. - Ale... nie mogę... dręczą mnie wyrzuty sumienia, że ten strażnik zginął… Ja, ja dobrym człowiekiem jestem… naprawdę… Proszę, nie mówcie o tym nikomu, nie mogę stracić pracy. - Głos zaczął mu drżeć, jakby za chwilę miał się rozpłakać.
- Szkoda że nie wiesz, czego szukał - powiedział cicho Konrad. - A może, jak przystało na mądrego człowieka, schowałeś się gdzieś i podpatrzyłeś to i owo?
- N-n-nie wiem… czego konkretnie szukał… ale widziałem, że był w dziale religijnym… tam są księgi o Sigmarze i Ulryku.... tylko tyle wiem
- odparł. - Nie powiecie nikomu, prawda?
- Jeśli naprawdę dręczą cię wyrzuty sumienia, to sam będziesz wiedział, co masz zrobić
- powiedziała Erika. Nie podobało jej się to wszystko: zniknęła jakaś księga religijna, ikona Sigmara, plan kanałów, a we wszystko zaangażowane były skaveny. Nie wierzyła, że są na tyle inteligentne, by to wszystko samemu zorganizować. Ktoś musiał za tym stać.
- Po co skavenom takie rzeczy? W Sigmara nie wierzą, a kanały powinny znać jak własną kieszeń - stwierdził Konrad.
- I na pewno znają, a odpowiedź jest prosta - robią to na zlecenie - odparła. - No chyba, że kradzież książki religijnej i ikony Sigmara ma im posłużyć do jakiegoś plugawego rytuału, a plan kanałów ukradły dla zmyłki. Ale ciężko mi w to uwierzyć.
- Mogą chcieć utrudnić życie tym, co, być może, chcieliby ich szukać
- odparł.
- Też tak może być. A co ty o tym myślisz, Gerwazy? - Spojrzała na adepta magii.
- Ciężko mi uwierzyć aby szczuroludzie byli na tyle sprytni aby robić cokolwiek dla zmyłki. Jeśli miałbym zgadywać to pracują na zlecenie, tak jak słusznie zauważyłaś Eriko, dla jakiegoś plugawego kultu jednego z bóstw mrocznego chaosu. Szczuroludziom najbliżej chyba do Nurgla, przeciwnika zdrowia i czystości. Ale może to być dowolna sekta która potrzebuje świętych symboli Sigmara. Obawiam się, że nie dowiemy się niczego więcej jeśli nie zejdziemy do kanałów. Zdaje się, że tam pochowane są wszelkie odpowiedzi na nasze pytania.
- Skoro potrafią mówić w naszym języku, to muszą mieć coś w głowach
- stwierdził Konrad. - No ale z tą wizytą w kanałach masz, niestety, rację. To pewnie będzie niezapomniane przeżycie... - dodał z brakiem entuzjazmu.
- Natomiast jeśli chodzi o pana, panie stróżu. - tu młody mag zwrócił się do drżącego mężczyzny. Między palcami Gerwazego zamigotała złota moneta. - Nie widział nas pan nigdy ani z nami nie rozmawiał. To bardzo ważne aby nikomu pan o nas nie wspomniał ani o rewelacjach jakie nam pan przedstawił. Przecież i panu na tym zależy. W innym wypadku … - czarodziej skupił się na monecie a ta po chwili rozbłysła nienaturalnym światłem - strażnicy, szczuroludzie i cały wymiar sprawiedliwości tego miasta będzie pańskim najmniejszym zmartwieniem - Gerwazy wyciągnął przed siebie monetę podając ją stróżowi.

Mężczyzna odebrał ją z otwartymi ustami i tylko pokiwał głową na znak, że się zgadza.
- To… to ja już pójdę… Naprawdę nic więcej nie wiem… powiedziałem wszystko - odparł ściśniętym głosem Hans i schował monetę do kieszeni. - Nie widziałem was i nigdy nie rozmawiałem… zrozumiałem. - Przełknął ślinę.
Wydarzenia ostatnich dni i jeszcze teraz “pokaz” umiejętności Gerwazego z pewnością sprawiły, że mężczyzna sam zastanawiał się, w co tak naprawdę wdepnął. Przykleiwszy się do ściany, po chwili zniknął im z pola widzenia.
- No to trzeba się teraz podzielić tymi informacjami z pozostałymi - powiedział Konrad. - Może i oni czegoś się dowiedzieli...
- Dokładnie, wracajmy do karczmy
- odrzekła i ruszyła w stronę “Kulawego Psa” z pozostałymi.

Przez całą drogę niewiele się odzywała, skupiona na swoich myślach. Czuła w kościach, że właśnie wdepnęli w coś grubego, być może jakąś kolejną próbę skavenów mającą na celu zadać cios Middenheim. Cały czas jednak miała gdzieś z tyłu głowy, że te gryzonie mogą jedynie dla kogoś pracować, mogą być narzędziami w czymś większym, czego jeszcze nie dostrzegali, ale o tym z pewnością przekonają się niebawem. Po dotarciu do gospody podzielili się z pozostałymi informacjami, jakie udało im się zebrać i porozmawiali przy obiedzie. Wyglądało na to, że jutro czeka ich gówniany - i to dosłownie - dzień w kanałach. Ale przynajmniej przewodnika dobrego ponoć Heinrich załatwił, więc istniała szansa, że uporają się z tym w miarę szybko. "Gdzie ty mnie chcesz prowadzić, Ulryku", pomyślała jeszcze, po czym skupiła się na posiłku.
 
Tabasa jest offline  
Stary 07-09-2019, 01:15   #69
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Smile Dzięki za dialog Ola

Rudiger wolałby nie schodzić do Podziemnego Miasta i szukać czegokolwiek lub kogokolwiek z nadzieją, że ruszy to śledztwo z miejsca. Mieli dość tropów aby zrobić to zgodnie ze sztuką czyli idąc od jednej, cieniutkiej nitki do oplecionego skaveńskimi odchodami kłębka. Dobrze było jednak znać miejsce ewentualnego wejścia do kanałów i mieć zgodę na ich eksplorację, której kapitan Schutzmann udzielił osobiście na piśmie. Erika miała łeb na karku i – mimo iż była wojowniczką – myślała przyszłościowo potrafiąc równocześnie oszacować, który trop mógł okazać się ślepą uliczką. Schultz swoje „śledztwa” w Nuln przeprowadzał metodami zgoła innymi. Nigdy nie zebrał choćby jednego śladu zawsze polegając na zastraszaniu, przemocy i brutalności. Mimo iż tamte metody skutkowały to w współpracy ze strażą miejską mogłyby zostać źle odebrane… Poza tym po śledztwie w jego stylu zapewne musieliby opuścić miasto czego Rudiger wolałby uniknąć. Mogłaby też ucierpieć jego wewnętrzna przemiana, której stawał się coraz bardziej świadomy. Z jednej strony pozostawał twardym, niezłomnym facetem, z drugiej jednak – głównie przez Cassandre – odezwały się w nim uczucia, które tłumił i krył w sobie od dziecka.

Umiejętności posiadane przez zabijakę mogłyby się przydać gdyby skarbnik albo akolita świątyni Sigmara cokolwiek wiedzieli. Zostali przyciśnięci, ale dla Schultza było to nijakie zagranie co zrozumiał opuszczając święte miejsce. Z jednej strony miał ich przycisnąć, z drugiej musiał odpuścić jego ukochane zagrania czyli choćby sugestie, że może przesłuchiwanemu zrobić krzywdę. Nie mógł nawet sugerować, że ktoś był w niebezpieczeństwie, pokazać narzędzi swojej „pracy”. Musiał polegać na słowie, które tym razem nie poskutkowało, a nawet naraziło całą grupę na gniew ze strony Sigmarytów. Duchowni – nie bez powodu – byli wściekli, ale nie zmieniało to faktu, że niepokoiły ich metody grupy, która szukała mordercy jednego z nich. Rudiger wiedział, że kapłani im wybaczą o ile znajdą odpowiedzialnego za śmierć ojca Mortena. Był tego pewien.

Wojownik zdziwił się widząc budynek, w którym znajdowała się Gildia Krasnoludzkich Inżynierów. Jak na siedzibę tak potężnych umysłów budowla była mało okazała i niezbyt fikuśna. W oczy rzucała się nienaganna prostota. Odźwierny nie był zbyt rozmowny, ale podróżnikom udało się dowiedzieć więcej niż straży. Okazało się, że w noc śmierci krasnoluda zginęła mapa tuneli prowadzącym z podziemi na powierzchnię. Tuneli projektowanych i wykonanych przez krasnoludy. Zatem Skaveny mogły połączyć niewiadomą ilością przejść swoje tunele z tunelami brodaczy i… w ten sposób stworzyć niewiadomej struktury sieć korytarzy, z której niepostrzeżenie stwory mogły wychodzić na powierzchnię w niemal dowolnej części Grodu Białego Wilka. Ta informacja nie była zbyt przyjemna gdyby podejrzenia Schultza były słuszne. Im głębiej zapędzali się w szambie tym bliżej byli utonięcia w niezbyt prostym temacie.


Gerhard Kroen musiał być kimś więcej niż wyznawcą Młotodzierżcy. To było dla Rudigera pewne. Żaden przedstawiciel świątyni Sigmara nie pozwoliłby sobie na niemały wydatek pogrzebowy tylko dlatego, że zmarły regularnie składał modły i odwiedzał świątynie. W tej sprawie musiało być drugie dno. Co się pod nim kryło mogli się dowiedzieć namierzając wysokiego, ciemnowłosego faceta, o spojrzeniu bladoniebieskich oczu i z paskudną szramą na facjacie. Być może rozszyfrowanie liter „OF” widniejących na nagrobku Kroena również mogło pomóc, ale Schultz nie miał pomysłu co to mogło być. Miał nadzieję, że Heinrich i jego strażnicze kontakty pomogą w rozwikłaniu tej łamigłówki.

Wprost z cmentarza ekipa udała się na miejsce zbrodni. Kusiła ich myśl strażnika podejrzewającego, że pechowiec mógł zdążyć przedśmiertnie strzelić z kuszy. Było to prawdopodobne. Namierzenie miejsca śmierci Kroena nie było proste, ale po pewnym czasie trójka „śledczych” była na miejscu. Bełt tkwiący w kupie łajna dostrzegła Cassie. Po raz kolejny dziewczyna zaprzeczyła temu, że była całkowicie nieprzydatna w śledztwie. W zasadzie dotychczas była bardziej przydatna niż odcięty od swojej głównej broni Schultz. Dziewczyna zauważyła istotny dowód pominięty przez strażników miejskich. Niestety była jedyną osobą, która mogła go w tamtej chwili wydobyć. Mężczyźni mieli zbyt grube dłonie aby przecisnąć je między kratami kanału ściekowego. Widać było, że Cassandra nie miała zamiaru sięgać po bełt i tylko prośba ze strony zabijaki mogła ją przekonać. Wojownik nie chciał sięgać po te kartę, ale dla dobra śledztwa musiał spróbować. Nie miał wyrzutów, bo robili to w słusznej sprawie i gdyby jego dłoń była mniejsza sam by się tym zajął. Niestety musiała to zrobić dziewczyna, a Rudiger przyglądał się spod byka niemal oblizującemu się Glauberowi podziwiającemu krągłości męczącej się z wydobyciem pocisku nastolatki…

Sam bełt był raczej przeciętnym wyrobem, ale na jego grocie znajdowała się zakrzepła dawno krew. Skaven, który nim dostał musiał pierzchnąć do kanałów i wyrzucić tkwiący w jego zadzie pocisk. Zatem tutaj mogli zacząć poszukiwania gdyby byli zmuszeni zejść do kanałów na co się zapowiadało. Heinrich znał kogoś chodzącego po kanałach zawodowo i głupotą byłoby tej znajomości nie wykorzystać. „Ostatnia kropla” nie kojarzyła się Rudigerowi z ekskluzywnym lokalem, ale jako niedawny żołnierz półświatka znał takie miejsca na wylot. Był w nich jak ryba w wodzie.

Mężczyzna poznany tamtego dnia nie zrobił na Rudigerze pozytywnego wrażenia. Vorster był wysoki, wychudzony, jego zęby wyglądały jak wyciosane z polnych kamieni. Gość śmierdział gównem i najtańszą lurą. Kiedy tylko się odezwał, z tym swoim paskudnym uśmieszkiem i głupim wyrazem twarzy… Schultz wiedział, że nigdy nie zostaliby nawet znajomymi. Od takich typów i ich watahy pcheł należało się trzymać z daleka.

Facet niby zgodził się im pomóc, ale kiedy wspomniał o nocy z Cassie w zabijakę wstąpił dawny Schultz. Był zimny, beznamiętny, a jego mimika i mowa ciała były agresywne. Gdyby wojownik nie stał blisko nastolatki pewnie zrobiłby tam kipisz rozpoczynając burdę, o której ten lokal jeszcze nie słyszał. Ludzie tacy jak Wecker uważali miłych, spokojnych, uprzejmych pobratymców za słabych i cel swoich śmiechów i kpin. Rudiger dla niektórych przy Cass mógł wydawać się wrażliwym i słabym. Taki był jednak tylko dla niej. W kontaktach z innymi ludźmi był nadal tym samym twardym zabijaką, który w jednej chwili mógł prowadzić opanowaną konwersacje, a w następnej wyciągać sobie czyjeś zęby z kostek prawej pięści.

Schultz zareagował wtedy spokojnie, ale stanowczo. Nie chciał aby taki śmierdziel pozwalał sobie na jakiekolwiek docinki w stosunku do Cass. Jak Glauber otaczał się takimi szczurami to była jego brocha, ale bycie strażnikiem kanałów nie chroniło tego gościa przez obiciem mordy. Póki co był jednak dla nich przydatny dlatego skończyło się na zwiększonej o dwa szylingi stawce i dobrej radzie ze strony Rudigera. Heinrich w swoim wywodzie zagalopował się nieco wspominając o stawkach Cass, ale wojownik nie reagował na to. Wbrew pozorom dość szybko przekonał się do strażnika nie uważając go za groźnego czy szkodliwego. Ba. Zabijaka nawet polubił go i miał nadzieję, że Glauber nigdy nie pomyśli, że Schultz był podatnym na podobne docinki tylko dlatego, że miał słabość do Cassie. Szkoda byłoby uzmysłowić mu, który z nich w wolnym czasie pchał interes w pracownice burdelów, a który dorabiał łamiąc ludziom żebra i wybijając zęby…




- Czemu tak nagle zmieniłaś zdanie, Cassie? - zapytał Schultz nadal trzymając ją za rękę. - Nie żebym narzekał, bo to miłe, że przejmujesz się zdrowiem, które mogę odzyskać pijąc te mikstury, ale… - zastanowił się chwile zabijaka. - Ty nie chcesz iść z nami do kanałów? Wolałbym abyś jednak poszła z nami. Jest tam co prawda mokro, nieprzyjemnie i śmierdzi, ale tam przynajmniej mogę ciebie osłaniać. Jak zostaniesz sama na powierzchni będziesz zdana na siebie przez cały dzień. A w podziemiach mogłabyś nam bardzo pomóc kiedy ktoś zostanie ranny, będzie trzeba go opatrzyć albo prowadzić do medyka… Jak chcesz kupie ci jakieś gorsze, tańsze ciuchy, które ubierzesz pod płaszcz od straży. W ten sposób nie zniszczysz sukni ani nowego płaszcza.

- Ja po prostu chcę być przydatna - odpowiedziała zgodnie z prawdą - Podczas rozmowy mi nie wyszło, wcześniej w świątyni to i beze mnie byś sobie poradził. Na żadnym etapie nie zrobiłam nic, co by pomogło, zaś jedyne co zrobiłam... - powróciła wspomnieniami do grzebania w odchodach -... to nawet nie chcę o tym mówić. - skrzywiła się na samą myśl i poprawiła uścisk ich dłoni. Nie wiedziała czemu jeszcze minionej nocy była pewna, że to Erika powinna mu dać szansę, a tak naprawdę teraz i przez cały dzień sabotowała owe szanse jakie kobieta w ogóle miała u Rudigera. Cass potrzebowała czyjegoś wsparcia i ciepła.

- Nie zejdę do kanałów - ściągnęła brwi patrząc na niego - I nie jestem żadnym kaznodzieją by leczyć czy opatrywać. Nie nadam się do niczego, będę tylko marudzić i narzekać, jak zawsze zresztą stanę się kłodą pod waszymi nogami. I to taką toczącą się, oblepioną łajnem - zwizualizowała mu to, aby lepiej sobie przemyślał sytuację.

- Jesteś przydatna. - powiedział Rudiger z całą pewnością i stanowczością. - Ja nie potrafiłbym z nimi tak rozmawiać. Nie nadaje się do tego. Bardziej wychodzi mi rozmowa zbira z kimś kto źle trafił. Rozmowa jak z tym kanalarzem… Chociaż w tamtej chwili byłem opanowany jak na to co mogłem zrobić. - Schultz mówił spokojnie i nie za szybko zaciskając mimo woli szczęki jak sobie przypomniał Vorstera. - Przepraszam, że ciebie poprosiłem o wyjęcie tego bełtu z odchodów Cassie. Nie powinienem. - wojownik pokiwał głową przywołując w umyśle tamtą sytuację. - Jak otrzymywałem rany w Untergardzie pomagałaś mi się umyć, przebrać. Nawet chodzić jak miałem krwiaka na stopie. Naprawdę to doceniam i o takiej pomocy w kanałach myślałem. Nic więcej. - mężczyzna na chwilę zamilkł. - Nie pozwoliłbym ci się toczyć w łajnie i nie pamiętam abyś narzekała w podróży chociaż lekko nie było. - dodał zabijaka patrząc na Cassandre. - Kupiłaś sobie nową suknię, płaszcz, rękawice… Reszty nie widziałem, ale pewnie nie masz już złota. - mówiąc to Schultz wyciągnął swoją sakwę, rozwiązał ją, wysypał pół zawartości na otwartą rękę. - Wystarczy na pewien czas jak nie zrobisz większych zakupów. - kilkanaście złotych monet błyszczało przyjemnie w jego rozpostartej dłoni.

- Nie chcę - odpowiedziała stanowczo i zamknęła monety w jego dłoni, zginając jej palce do środka. Musiała się aż zatrzymać, aby utrzymać jego pięść w zamkniętym uścisku, a jednocześnie móc spojrzeć na jego twarz. Owszem, kupiła wiele, a kupiłaby jeszcze więcej, gdyby miała za co. Doskonale zdawała sobie z tego sprawę i wiedziała, że nie jest tego warta.

- Zapracowałeś na to wszystko, należy ci się. I przede wszystkim będzie potrzebne, aby utrzymać cię przy zdrowiu. Monety to nie wszystko... Są ważniejsze wartości - mówiła delikatnie i ze spokojem, hipnotyzując go głosem i spojrzeniem, jednocześnie przybliżając się coraz bardziej do niego.

- Nie narzekałam wcześniej na trudy, bo miałam swój cel, w którym mi pomagałeś. Nie mogłam kaprysić jak księżniczka, nie jestem wysoce urodzona i nie nagradzałam cię niczym za pomoc - podeszła jeszcze bliżej, dotykając go swoim ciałem i wspięła się na palcach stóp, aby być bliżej jego twarzy. Ze względu na niski wzrost, nie było to takie łatwe.

- Chcę ci pomagać, bo nie jesteś złą osobą. A dobrzy ludzie zasługują na wszystko co najlepsze - jej młoda buzia i pełne usta zbliżyły się do jego twarzy na tyle, że dzieliły je tylko milimetry. Gdy lekko przechyliła głowę, a ciałem oparła się o jego tors, dało się wyczuć otaczającą ją mgiełkę przyjemnego zapachu.

- Weź te monety, Cassie. - powiedział Schultz nie odsuwając się od niej nawet o cal. - Ja mam ich więcej niż byłbym w stanie wydać na bieżące potrzeby. Mam bardzo dobrą broń, pancerz, resztę ekwipunku. Nawet kiedy przyjmiesz te Karle zostanie mi na kilka tygodni życia. - Rudiger spojrzał na nią, a jego spojrzenie było pełne radości. - Cieszę się i doceniam, że od naszej rozmowy w ruinach Immelscheld tego nie robiłaś. Nie chcę abyś myślała o tym jako nagrodzie. To tylko przyjacielska pomoc. - kobiecie zdawało się, że jego głos posmutniał kiedy mówił o niej w kontekście przyjaźni.

Cassandra uśmiechnęła się subtelnie wciąż trzymając jego zamkniętą dłoń w uścisku. Mijali ich inni ludzie, ale udawała, że nikogo prócz nich tutaj nie ma.

- Od przyjaciół nie chcę takiej pomocy... - szepnęła z lekkim pomrukiem. Była wystarczająco blisko, aby to usłyszał. Jej oddech ciepłotą zatrzymał się na skórze jego podbródka. Ciężko było stwierdzić w którym momencie ciepłe usta dziewczyny przylgnęły do jego warg, początkowo jedynie muskając je delikatnie w niewinnym pocałunku.

W tamtej chwili Rudiger mógł się spodziewać wielu scen. Mimo iż był prostym wojownikiem posiadał uczucia, które nie pozwalały mu jej ponownie odtrącić. Schultz objął ją w wąskiej talii z jednej strony trzymając otwartą dłonią, a z drugiej delikatnie przytrzymując zamkniętą pięścią, w której znajdowały się złote monety. W jego głowie kłębiły się niepoukładane myśli, ale wojownik nie chciał się nad niczym zastanawiać. Nie chciał kalkulować. Przycisnął swoje usta do ust dziewczyny nieco mocniej przedłużając pocałunek, który zapoczątkowała.

- Nie jestem tylko przyjacielem prawda? - zapytał jej takimi samymi słowami jakich użyła po pamiętnej walce z zielonoskórymi.

Jeden z kącików jej ust uniósł się ku górze, kiedy wzrok przeskakiwał między patrzeniem w na jego zarumienione usta, a oczy. Pocałunek w jej mniemaniu był inny niż poprzednie, jakich doświadczyła. W jednej chwili poczuła się być szczęśliwa, choć przez moment. Uniosła wolną rękę aby pogładzić mężczyznę po skroni.

- Nie jesteś - pokręciła przecząco głową aby potwierdzić swoje słowa gestem. Nie była pewna czy robi dobrze, w końcu miał być z kimś lepszym, ale... Ale może ona jednak sama potrafi sprawić aby być kimś lepszym, niż była dotychczas? - Dlatego nie może stać ci się krzywda. Nie chcę zostać bez ciebie...

- Nic mi nie będzie, Cassie. - powiedział Rudiger. - Teraz będę uważał. Mam dla kogo. - dodał patrząc na pięść ze złotą zawartością. - Weźmiesz te monety skoro już nie jesteśmy przyjaciółmi? - zapytał cały czas trzymając drugą dłoń na jej ponętnej talii.

Dziewczyna miała ochotę pocałować go ponownie, ale powstrzymała się, muskając jedynie wargami kącik jego ust, a następnie odsuwając głowę. Nie chciała odsuwać się od bliskości jego ciała, czuła się z tym zbyt dobrze. Nawet na moment zapomniała o kanałach, jakimś śledztwie i marnych dwóch szylingach za dzień pracy. Wszystko jakby zniknęło, tak po prostu, tak strasznie szybko.

- A kim jesteśmy? - dopytała jakby dla pewności - Chyba gospodarz wciąż nie uzna nas za małżeństwo i widząc mnie pomyśli o burdelu - wydęła słodkie usteczka jakby rozgniewana, choć tak naprawdę nie potrafiła teraz mieć żadnych negatywnych odczuć. Czuła się zbyt dobrze. - A złota naprawdę wolałabym nie brać. Jeśli chcesz, możesz w potrzebie za mnie zapłacić, ale nie powinnam trzymać przy sobie monet. Po pierwsze jestem łatwym celem, a po drugie to dla mnie jak bogactwo i szybko zaczynam się czuć jak szlachcianka, która ma takich monet na pęczki gdzieś w skarbcu, a sam wiesz, że nie mamy nic poza tym, co oszczędzimy. Ja nie oszczędzam - przyznała się z niewinnym uśmiechem wciąż się do niego tuląc.

- Dobrze. Jak wolisz Cassie. - powiedział mężczyzna będąc cały czas blisko niej. - Jak nie idziesz do kanałów weź chociaż trochę abyś w razie potrzeby miała czym zapłacić. - dodał Rudiger łapiąc ją czule za dłoń i wsuwając jej dwie złote monety. - Resztę zachowam, ale wiedz, że jak będziesz potrzebowała zawsze możesz mi powiedzieć abym za ciebie zapłacił, dobrze? - upewnił się wojownik patrząc w jej oczy. - Ja odkładam od pewnego czasu. Będzie tego więcej. Mieszkać musimy, póki co, po staremu jeżeli nie chcemy zmieniać tawerny. - uśmiechnął się zabijaka. - Jesteśmy kimś więcej niż przyjaciółmi skarbie. I przy mnie nie jesteś tak łatwym celem. - mówiąc to wojownik poczuł nieobecne wcześniej w jego sercu ciepło.

Cassandra kiwnęła twierdząco głową, przystając na propozycję. Z dwoma monetami szaleństwa nie urządzi, a faktycznie czasami może się to przydać. Przyjęła więc pieniądze i schowała natychmiast. Miała teraz ochotę trwać tak bez końca. Było ciepło i przyjemnie, tak spokojnie jak nigdy dotąd. Nie czuła tego wewnętrznego chaosu, który zawsze gdzieś krążył i kotłował jej myśli, a mimo to jedno zagadnienie przeszło jej przez głowę.

- A co z Eriką? - spojrzała na niego i chwyciła za wolną dłoń. Zrobiła zgrabny obrót wykręcając się z ręki obejmującej jej talię i pociągnęła mężczyznę, aby szli dalej. Nie mieli teraz sposobności, aby móc napawać się sobą. - Nie będzie jej przykro? Nic jej nie sugerowałeś? - dopytała ze spokojem w głosie. Nie było tak, że go podejrzewała, po prostu martwiła się o przyjaciółkę. Była dobrą osobą przecież, a Cass nie wiedziała co tak naprawdę zaszło między nimi. No i Erika nigdy też nie powiedziała, że Rudiger jej się podoba, więc może wcale tak nie było i odtrącała go świadomie? Dziewczyna nie miała o tym wiele pojęcia.

- Erika to naprawdę wspaniała kobieta. - powiedział Rudiger idąc za Cass. - Zaradna, z poczuciem humoru i naprawdę urodziwa, ale… - Schultz zastanowił się chwilę. - Mimo iż świetnie się nam rozmawia to nie czuję tego samego napięcia co między nami. Mam nadzieję, że ostatnim wieczorem i wspólnym treningiem nie zrobiłem jej żadnych nadziei. - wojownik westchnął. - Jest między wami pewne podobieństwo. Ona uważa się za babochłopa, który nie może się podobać mężczyźnie. Myli się. Z tym, że ja kocham ciebie i nie ważne czy nam by się udało nigdy bym z Eriką nie był. - zabijaka zatrzymał się na chwilę. - Erika jest wspaniałym materiałem na przyjaciółkę, ale nie chce ani jej ani ciebie skrzywdzić zatem ograniczę kontakt z nią do bezpiecznej granicy. Nie mogę inaczej… Nie chciałbym abyś była zazdrosna o kogokolwiek i przepraszam cię jeżeli źle się czułaś kiedy spędzałem czas z Eriką. Jest dobrą osobą i dogadujemy się, ale to ciebie darzę uczuciem. Czasem bywa tak, Cassie, że są dwie osoby, które na pierwszy rzut oka idealnie do siebie pasują. Wojownicy, zaradni, dogadują się. Jednak aby coś z tego było musi być uczucie, a tu go nie ma. Erika powie tobie to samo. Ja i ty bardzo się różnimy, ale zgadza się jedyny ważny element tej układanki. Uczucie. Nic więcej się nie liczy… - Rudiger zamilkł zdając sobie sprawę, że nigdy w życiu nie wyraził siebie w tak uczuciowy, szczery sposób. Dawny Schultz właśnie skopałby go po jajach i wybił zęby. Dawny Schultz przy niej odchodził w cień. Możliwe, że już nigdy nie wróci…

Cassandra nie spodziewała się po nim takiej wylewności. Szczególnie jego sposobu, w którym w końcu nie dostrzegała żadnych zgrzytów, wszystko zrozumiała, nie było miejsca na żadne niedomówienia czy niedopowiedzenia. Rudiger wyłożył wszystko tak prosto, starannie dobierając słowa, że aż sama dziewczyna była z niego dumna. W końcu to był jej mężczyzna, taki silny, czuły i inteligentny, nie miał w sobie żadnych wad, a wszystko czym dysponował było idealne. Musiało być, szczególnie w jej oczach. Nie była pewna czy wiedziała, co to miłość i uczucie, nie miała pojęcia, jak długo to mrowienie w brzuchu trwa, ile czasu zajmuje nim minie chęć spędzania każdej chwili z daną osobą. Cassandrze w przeszłości zdarzało się, że zakochiwała się w kliencie bądź osobie, która jej w czymś pomogła. Mężczyzna jest miły, szarmancki i gotowy nieść pomoc, niby całkiem bezinteresownie, a ona zaczynała się przywiązywać, gdyż przy ojcu czuła jedynie strach i brak własnej wartości. Tak, Cassandra była skrzywdzona, była też naiwna i łatwo ulegała emocjom. Jej uczuciowość była nadmiernie ekspresywna, szybko potrafiła przeskakiwać między sympatią a jej brakiem, nic w jej psychice nie było stabilne i nie wiedziała, czy to tak łatwo da się zmienić. Rudiger jednak wiedział o niej to wszystko, zdążył już zauważyć jej zachowanie, wrażliwość i niestabilność. Zaakceptował to, pokochał to, jaka była, a przynajmniej dziewczyna uwierzyła w to. Choć nie chciała robić z twardziela rozgotowanej kaszy i papki, miała wrażenie, że on sam po prostu nie był taki zawsze. Że ta maska zawziętego łotra była tylko murem odgradzającym go od uczuć, które przeszkadzały w pracy. W pracy, którą miał zamiar porzucić.

- Czy teraz wiele się zmieni? - zapytała jeszcze, idąc spokojnym krokiem w stronę Gildii, w której mieli zakupić mikstury na jutrzejszy, ciężki dzień. - Mam na myśli między nami. Bo tak prawdę mówiąc, od rozmowy w ruinach, pomijając pierwszych kilka dni, ja czułam się już związana. Czułam, że ci zależy i zawsze o mnie dbałeś, jednak jednocześnie miałam wrażenie, że coś zepsułam i nie powinnam zawracać sobie głowy tym, co mogłam mieć. Nie miałam normalnego dzieciństwa, nie widziałam kochających się ludzi w życiu codziennym, nie wiem jak to wygląda i ile się zmienia. Może zostaje to co było, tylko dochodzi słowna umowa, jak między nami teraz? - zapytała jakby samą siebie na głos. Kciukiem gładziła wierzch jego dłoni - Nie musimy zmieniać miejsca noclegu, jest dobrze. Erika mi pomaga, gdy mam złe sny, ostatnio nawet pozwoliła mi spać ze sobą w łóżku - Cassandra uśmiechnęła się do wojownika, jakby chcąc dać znać, że nie musi się o nią martwić w nocy, bo jest pod dobrą opieką. Zapewne to wiedział, bo mówił o Erice same dobre i miłe rzeczy, ale Cass chciała go zapewnić, że i między nią a kobietą są dobre relacje.

- Coś się zmieni na pewno. - powiedział wojownik spokojnie patrząc Cassie w oczy. - Mam nadzieję, że będziemy spędzać razem więcej czasu. Wspólne posiłki, zabawy, wspieranie się we wszystkim. - zabijaka uśmiechnął się. - Przez kilka dni po naszej rozmowie miałem w głowie mętlik. Chciałem zagłuszyć to uczucie treningiem, ale im bliżej Middenheim byliśmy tym mniej mi się to udawało. Dlatego mimo naszej rozmowy nie zostawiałem ciebie samej, gdy bałaś się zasnąć albo budziłaś z płaczem. Nad sierotami pomagałem ci sprawować pieczę, bo sam byłem sierotą i wiem co to znaczy. - zabijaka westchnął. - Ja też nie miałem normalnego dzieciństwa Cassie. Kiedyś jeden mądry człowiek powiedział mi, że dobry związek powinien opierać się na wierności i zaufaniu. To coś więcej niż umowa. - mężczyzna pochylił się niespiesznie i pocałował ją namiętnie. Nie spieszył się. Był czuły, ale też stanowczy i silny. Przez dłuższa chwile dziewczyna nie chciała tego przerywać. Rozwarła lekko delikatne i miękkie usta, tym samym pogłębiając pocałunek. Chociaż powinni iść dalej, nie potrafiła oderwać się od wojownika. Pocałunek był najprzyjemniejszy ze wszystkich jakie pamiętała. Był wręcz nieporównywalny. Gdy poczuła jak narasta w niej podniecenie, niechętnie oderwała się od jego ust, zakańczając pocałunek paroma muśnięciami. Obdarzyła go słodkim uśmiechem, smukłą dłonią gładząc policzek i nie mogąc oderwać od Schultza spojrzenia

- Cieszę się, że układa się tobie z Eriką. - kontynuował mężczyzna - To dobra kobieta. Będę musiał z nią porozmawiać. Nie chciałem się nikim bawić ani nikogo skrzywdzić, wiesz? - zapytał cicho.

- Wiem - odpowiedziała pewnie, potwierdzając słowa kiwnięciem głowy - Jesteś cudownym i dobrym mężczyzną. Miałeś wiele okazji, które mógłbyś wykorzystać, ale nigdy z nich nie skorzystałeś. Nie martw się, wszystko będzie dobrze - gładząc jego policzek wciąż uśmiechała się ciepło. Czuła się bezpiecznie i spokojnie, wszystkie negatywne emocje zniknęły tak nagle. Chciała, żeby wojownik był szczęśliwy. I postanowiła zawsze go wspierać, nawet za cenę swoich niewygód.

- Naprawdę myślisz, że powinnam zejść do tych kanałów? - dopytała jeszcze ze smutną minką - Może jest jeszcze na powierzchni coś, co mogłabym zrobić lepiej? Boję się tych ścieków… - załkała jak nastolatka, wykrzywiając się niemal w tragicznej rozpaczy.

- Strach to nic złego kochanie. - ostatnie słowo wojownika przyszło mu łatwo, ale w jego ustach brzmiało tak obco i niecodziennie, nawet dla Cassandry, która nie przywykła by słyszeć to określenie w tak słodkiej intonacji - Moim zdaniem powinnaś iść z nami. Nie pozwolę zrobić ci krzywdy. Wiesz o tym. - Rudiger mimowolnie napiął mięśnie. Na jego odsłoniętych barkach i rękach było widać prążki pracujące przy każdym oddechu wojownika. - Dzisiaj wieczorem zapraszam cię na kolację. Z winem, dobrym jedzeniem, tańcem. Na więcej przyjdzie pora. - dodał kładąc swoje potężne dłonie na jej biodrach. - Nie musimy się spieszyć... Zrobimy ten krok kiedy będziesz gotowa. - pewność w jego głosie była nieskruszona niczym skała.

Dziewczyna pogładziła długimi, delikatnymi palcami dłoni jego umięśnione ramiona, błądząc wzrokiem za ruchami swoich paluszków i zastanawiając się chwilę. Wszystko co mówił w jej głowie brzmiało tak dojrzałe i mądrze, że nawet przez chwile poczuła się maluczka i niewinna. Nie miała jednak nic przeciwko byciu słabszą, mimo iż jeszcze nie tak dawno zachwycała się sposobem bycia Eriki.

- Powinniśmy póki co poczekać. Za dużo się dzieje wokół nas. Może choć raz dla mnie będzie to coś wyjątkowego i niecodziennego - uśmiechnęła się tym razem słabo, z lekkim wstydem spoglądając na niego i po chwili opuściła wzrok.

- I chętnie spędzę z tobą czas wieczorem. A jutro… Jutro pójdę z tobą. To znaczy z wami. Jeśli bym nie poszła, umarłabym ze strachu, że coś ci się stało - jej słowa były spokojne i delikatne, nuta kobiecego głosu otaczała mężczyznę niczym przyjemna mgiełka, wokół której można by spędzić wieczność.

- Nie przejmuje się twoją przeszłością. - powiedział Rudiger ze zrozumieniem w głosie. - Ja też nie jestem dumny z tego co robiłem w Nuln. Przyjmijmy zatem, że zaczynamy od nowa i nie rozgrzebujmy starych ran. - wytłumaczył wojownik spokojnie. - Wiem, że ojciec ciebie skrzywdził, ale nie będę dopytywał, bo nie chce abyś znowu przechodziła przez to samo w przykrych wspomnieniach. Mam nadzieję, że kiedyś twoje koszmary znikną. Postaram się o to. - wojownik zastanowił się nad czymś przyglądając się drobnej dłoni Cassandry. - Chciałabyś iść do kanałów nieco lepiej opancerzona i uzbrojona? - zapytał nagle myśląc o jej bezpieczeństwie.

- Kupiłam już sobie taki wstrętny kaftan. Nie wiem jak można w tym chodzić, paskudztwo. Może i chroni ciało, ale psychicznie to krzywdzi mocno. Nie dziwie się, że potem wojownicy są tacy małomówni. Gdybym ja tak wyglądała większość życia to też wolałabym się nie wychylać - odpowiedziała wylewnie, wiodąc na myśl najbardziej Erikę i Konrada, i starając się nie odnosić do przykrych wspomnień a skupić na teraźniejszości. Była mu jednak wdzięczna za wsparcie jakie jej okazywał. - Mam też sztylet. I to o - dodała unosząc dłoń na której miała założoną rękawice. - Nie wystarczy? Wolałabym raczej nie wchodzić w starcia. W całym życiu tylko raz miałam taką sytuację, ale to były inne okoliczności… - spojrzała gdzieś w bok aby nie musieć okazywać smutku jaki wymalował się w jej oczach.

- Wiem, że ekwipunek wojowników bywa paskudny, ale chroni zdrowie i życie, Cass. - odparł Rudiger pokazując na swój ćwiekowany kaftan. - Możemy ci nabyć naramienniki albo chociaż czepiec na głowę jak będziesz chciała. Z doświadczenia powiem, że na start do walki najlepiej nadają się lekka, nieokuta tarcza i krótki, lżejszy miecz. - Schultz spojrzał na kobietę z troską. - Nie narzucam ci niczego, ale byłbym spokojniejszy jak byśmy kiedyś tobie to kupili i pokazałbym ci jak tym walczyć. Na wszelki wypadek. - Rudiger nie chciał jej mówić o tym, że nie był najlepszym z wojów i znał kilku z większym doświadczeniem i pokaźniejszym wachlarzem umiejętności. Istniała też szansa, że kiedyś coś mu się stanie, a ona przyciśnięta w ślepej alejce będzie zmuszona do walki. Przedstawienie jej tego słownie póki co byłoby jednak tylko straszeniem jej. Myśli o samoobronie w jej przypadku musiał dawkować stopniowo i z dalece idącą rozwagą.

Cassandra skrzywiła się wyraźnie początkowo, słysząc o jakiejś wstrętnej czapce co włosy jej zniszczy i tarczy, przez która będzie wygladala jak mutant z garbem. Nie potrafiła sobie wyobrazić tego, jak miałaby w tym wyglądać. Niepoważnie.

- Aż tak chcesz mnie zmieniać? - dziewczyna zrobiła smutną minkę, spoglądając na niego psimi oczami - Tarcza, czepiec? Rozumiem by założyć to raz na kwartał, bo do sukienki to raczej dziwnie. Daleko mi do Eriki, wiesz o tym… - wykrzywiła usta w dość zabawnym grymasie. Coś jakby chciała nadąć policzki i wyglądać na oburzoną, a coś na wzór słodkiego dzióbka ułożonego z różowych warg. - Ale mam inny pomysł! Odbiegający trochę od tego co mi proponujesz, a jednocześnie wciąż powiązany. Co powiesz na trening z krótkim mieczem zamiast dzisiejszej kolacji? - uśmiechnęła się wesoło i klasnęła w dłonie podskakując entuzjastycznie.

- Nie chce cię zmieniać tylko myślę o twoim bezpieczeństwie. - powiedział Rudiger szybko. - Jak nie potrzebujesz dodatkowego pancerza zrozumiem. Do najemniczki walczącej od dziecka też nie chce ciebie upodabniać, Cass. - uśmiechnął się Schultz. - Na pewno masz zamiar się pocić z mieczem zamiast zjeść ze mną kolację? - zapytał zdziwiony zabijaka zupełnie się tego nie spodziewając. - Nadal mam drewniane, treningowe miecze. Jak byś chciała abym kupił ci jakiś pancerz, krótki miecz, tarczę czy cokolwiek to mów. Wiem, że te zakupy, nauki walki to może być przesadna ostrożność… - zabijaka westchnął gładząc nastolatkę delikatnie po długich, pachnących przyjemnie włosach.

- Ja nie znam się na tym, nie wiem czego potrzebuję. Jeśli uważasz, że czegoś mi potrzeba, to po prostu to kupmy - wzruszyła lekko ramieniem i nadstawiła głowę czując jego dłoń. - Tylko żadnych hełmów! Nie zniszczysz mi fryzury - naburmuszyła się jak dziecko, ewidentnie na pokaz. Nic nie wskazywało na to, by teraz coś miało nagle zepsuć jej dobry nastrój. - Kolacja to taki standard, mało kreatywne. Fajnie będzie zrobić coś innego, a wciąż wspólnie. No i pewnie mniej gapiów będzie niż wewnątrz gospody, czyż nie? - mrugnęła do niego oczkiem, uśmiechając się sugestywnie.


- Bez hełmu. Zrozumiano. - pokiwał głową wojownik, a dziewczyna leciutko się zaśmiała na tak oficjalnie brzmiącą odpowiedź - Jak znajdziemy kupimy tobie karwasze na ręce, bo po korpusie to druga najczęściej atakowana część ciała. - Schultz przejechał dłonią po swoich ćwiekowanych karwaszach. - Do tego tarczę oraz włócznię. Jest dłuższa od miecza, da ci minimalną przewagę zasięgu. Mimo tej przewagi nie jest cięższa i trudniej parować ataki włócznią czy ich unikać. Nauka walki taką bronią jest równie łatwa jak nauka walki mieczem. - Rudiger spojrzał na Cassie z uśmiechem. - Nie jadłaś ze mną kolacji więc skąd wiesz, że byśmy tylko żuli antrykot? - zapytał poszerzając uśmiech, który spotkał się z odwzajemnieniem z jej strony. - Trening mi pasuje. Duża szansa, że obejdzie się bez gapiów. To co? Idziemy kupić sprzęt dla ciebie, a potem po miksturę?

- Tak! - powiedziała radośnie z szerokim uśmiechem, po czym podskoczyła nieco, aby pocałować go szybko - Jesteś najlepszy - oznajmiła wesoło jak mała dziewczynka, po czym ścisnęła słodko jego dłoń i pociągnęła do przodu - Chodźmy!


W dzielnicy handlowej Rudiger chwilami czuł się jak podlotek idący za rękę ze swoją pierwszą miłością. Było tak beztrosko kiedy Schultz mógł się skupić na niej, a nie myśleć o szczuroludziach, kanałach, morderstwach i uzębieniu ich jutrzejszego przewodnika. Cassie była wolnym duchem skacząc z dziecięcą radością od stosika do stoiska i przedstawiając mu niesamowitości wiążące się z tym co dla niej niegdyś planował. Własnym warsztatem krawieckim.

Kiedy tak na nią patrzał wojownik zastanawiał się czy nie był dla niej za stary. Może ona potrzebowała kogoś z młodszą duszą, nie po tak agresywnych przejścia i nie z taką przeszłością. Zabijaka wyparł tę myśl z głowy kiedy przy jednym ze straganów, gdzieś między błyszczącymi kamieniami, a materiałami, których kolorów nie potrafił nazwać, Cassandra spojrzała na niego swoimi roześmianymi, szczęśliwymi oczami. Nie widział jej takiej od tygodni i postanowił nie dzielić się z nią swoimi głupimi obawami o różnicę wieku. Co do przejść ona miała za sobą niemniej dramatyczną historię od niego. Ze swoim dobrym sercem zasługiwała na kogoś kto ją doceni, sprawi, że będzie czuła się bezpieczna i kochana.

Kobieta zaskoczyła go kiedy w takiej chwili przypomniała sobie o robocie. Było to jednak zaskoczenie pozytywne. Oznaczało, że postać Rudigera nie przysłoniła jej wizji na wszystko inne i ich uczucie nie wypali się w dzień czy dwa niczym bardzo jasny, gorący, biały płomień po chwili niknący w odmętach czerni. Wojownik wspierał ją kiedy wypytywała o napis na nagrobku zmarłego albo charakterystycznego paskuda z poharataną twarzą. Cassie myślała, że była nieprzydatna, ale kolejny raz tego dnia udowodniła, że wcale tak nie było. Kiedy czymś się zajęła potrafiła się na tym skupić i drążyć temat powoli zmierzając w kierunku ukrytej prawdy.


Rudiger niemal zapomniał o całym świecie idąc z włócznią w jednej ręce, a drugą obejmując tulącą się do niego nastolatkę. Kiedy zaczęło padać wojownik podał jej tarczę i uniósł ją delikatnie nad jej głowę. Cassandra podłapała temat i tak naprawdę już zaczęła trening. Powolne, delikatnie hartowanie tych drobnych rączek aby były w stanie dłużej niż przez kilka sekund trzymać broń czy tarczę…


Kiedy Rudiger z Cass wrócili do karczmy pozostali już jedli posiłek. Nowoprzybyła dwójka śmiała się i – trzymając za ręce – podeszła do stolika zajadających ziemniaki i mięsiwo śledczych. W oczy rzucił im się nowy ekwipunek Cassandry. Metalowa, okuta tarcza wyglądała w jej drobnych rączkach jak drzwi pancerne. Dziewczyna jeszcze chwilę temu trzymała ją nad głową osłaniając się przed deszczem. Mobilny pancerz lśnił świeżo obmyty deszczówką. Schultz był niemniej mokry. Jego krótkie włosy wręcz wołały o coś do wytarcia jednak nie zrażony niczym zabijaka w wolnej ręce trzymał włócznię, której grot lśnił nowością.


- Byliśmy kupić miksturę leczenia i nieco sprzętu dla Cassie. W dzielnicy kupieckiej wypytaliśmy też o litery z nagrobka i charakterystycznego gościa z blizną. – powiedział spoglądając na nastolatkę z uśmiechem wojownik. Jego głos był niemal taki jak zwykle. Szorstki i twardy, ale brakowało w nim wyuczonego chłodu. Coś się ewidentnie zmieniło. Pozostali mogli się tylko domyślać co.

Po odłożeniu broni dwójka zajęła miejsce obok siebie. Schultz zapytał o stan śledztwa i z uznaniem kiwał głową kiedy druga grupa mówiła o wynikach ich części dochodzenia. Domyślając się, że Heinrich już zaznajomił Gerwazego, Erikę i Konrada z tym co odkryli spokojnie ułożył sobie obraz dochodzenia w głowie. Mimo iż emocje w nim buzowały po wcześniejszej rozmowie z Cassie wojownik chciał się skupić. Powoli też układał sobie plan wieczornego treningu z nastolatką…
 
Lechu jest offline  
Stary 07-09-2019, 03:54   #70
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Tak jak Cassandra się spodziewała - komendant całkowicie zignorował jej słowa, nie obdarzając dziewczyny nawet przelotnym spojrzeniem. Zagubiona nastolatka westchnęła ciężko i już się nie odezwała. Nie czuła żadnego wsparcia, kompetencji aby się odzywać, ani pewności siebie, jaka zwykle ją cechowała. W tej sytuacji jednak nie miała podstaw, aby być dumną kobietą, nikt za nią nie stał, choć Rudiger się starał i czuła to, miała wrażenie, że robi to bardziej z litości niż chęci. Erika pochłonięta była sprawą na poważnie i nie w głowie jej były humorki nastolatki, Konrad jak zawsze się skupił na swojej specjalizacji, analizując zebrane dowodu z miejsca zbrodni oraz zdobyte teraz nowe informacje, zaś Gerwazy pochłonięty był całą intrygą, jakby była to kolejna rzecz warta zainteresowania i zbadania. Cassandra więc została sama ze sobą i swoimi myślami, Glauber ją ignorował tak samo jak inni ze straży. Pewnie jedyne o czym myśleli, to o tym, ile bierze za noc, a nie o czym myśli, co sądzi o sprawie lub tym bardziej co ma do powiedzenia. Przecież najlepiej było gdy się nie odzywała, prawda?


Świątynia Morra była dla Cassandry przygnębiającym miejscem. Zdawało się być tutaj bardzo ponuro, smutno i tak jakoś… Chłodno. Zakryła się szczelnie płaszczem rozglądając się uważnie na boki, jakby z obawy, że zaraz dojrzy jakiś cień za murem, drzewem czy też pomiędzy nagrobkami. Według niej było tutaj zbyt upiornie, aby spędzać więcej czasu, niż to konieczne.
Informacje jakie zostały im przekazane nie były jakieś nadzwyczajne, aczkolwiek nie można było powiedzieć, że nieprzydatne. Najbardziej zaintrygowały dziewczynę litery i była niemal pewna, że to jakiś odłam wiary Sigmara. Ciężko jej było nazywać to sektą, bo gdyby miała, to w jej mniemaniu każda religia była swego rodzaju sektą. Odłam brzmiał dla niej bardziej naturalnie, nawet przeszło jej przez myśl, że mogłaby popytać na targu czy ktoś coś słyszał na ten temat. Oczywiście najlepszym źródłem pewnie okazaliby się akolici, ale przy ostatniej rozmowie odniosła wrażenie, że są już zmęczeni ciągłymi wypytywaniami i gdy tylko ponownie ją zobaczą, od razu negatywnie się nastawią i będzie jej ciężko czegoś się dowiedzieć. Targ zaś był obfity w ludzi wszelkiej maści, tyle różnorodności co w towarach, tak i wśród handlarzy i kupujących.

Później ruszyli do Starego Kwartału, jak się okazało było to kawałek drogi. Mężczyźni parę razy dopytywali przechodniów, czy aby na pewno idą w dobrym kierunku, raz nawet Cassandra spytała, ale miała wrażenie, że Glauber czuł się zażenowany samą jej obecnością. To wszystko całkowicie zbijało jej pewność, zrównując dziewczynę z glebą i jeszcze dociskając mentalnym butem pogardy. Dzielnica była obrzydliwa, a pięknie ubrana, urodziwa dziewczyna pasowała tam jak król bez spodni na środku bagna. Ciągle w myślach próbowała się wspierać, podnosić swoją samoocenę, dodawać sobie otuchy i gdy już niemal zaczynała czuć, że stąpa hardo po ziemi, przyszedł czas aby ponownie zmieszać ją z gównem. Tym razem dosłownie. Kategorycznie odmawiała wsadzania wątłej rączki między obsmarowane łajnem kraty, aby wyciągać jakiś patyk zakończony grotem. Nawet rzuciła obraźliwą inwektywę w stronę Rudigera, który wyraźnie już chciał odpuścić i wtedy Cassandrze zmiękło serce. Mogła się przydać, mogła teraz zrobić coś, dzięki czemu zwróci jego uwagę i być może zachwyci się jej odwagą. Gdyby Erika tutaj była, pewnie by tak kaprysiła. Nastolatka w końcu zgodziła się i nie wiedziała, czy do bełtu, którego próbuje wyciągnąć nie dołoży zaraz kolejnego bełtu - swojego. Kiedy jej policzek dotknął krat mało się nie poryczała. Starała się wcale nie oddychać, woląc umrzeć z braku tlenu, ale mimowolnie odór sam wkradał się do nozdrzy i wędrował dalej niczym cichy zabójca. Cassandra starała się zrobić to bardziej pospiesznie i gdy tylko chwyciła bełt, wyciągnęła go a potem wstała jak poparzona, tupiąc naprzemiennie nogami i telepiąc rączkami jakby chciała strzepać z siebie resztki szamba. Kiedy tak tupała i skakała, machała włosami i panikowała z obrzydzenia niemal becząc żałośnie, Glauber wraz z Schultzem przyglądali się wyciągniętemu przez nią znalezisku niczym zawodowi detektywi, kontemplując nad pozostawioną nań posoką i innymi śladami, jakby to było, co najmniej, dzieło sztuki.


“Ostatnia kropla” na rogu Starego Rynku była kolejnym przystankiem, na który dziewczyna nie była przygotowana. Obskurna, zaśmierdziała, porastająca gdzieniegdzie mchem, wstrętna knajpa, a wewnątrz zaduch i smród przetrawionego alkoholu zmieszanego z gównem i męskim, ostrym potem. Cassandra była już bliska rozpaczy, a kiedy dosiadł się do nich typ równie piękny, co ten przybytek, pod stołem chwyciła rękę Rudigera i ścisnęła ją mocno. Poczuła jak serce podchodzi jej do gardła, jak odechciewa jej się wszystkiego, łącznie z życiem na tym świecie. Zazwyczaj ograniczała się do służenia najemnikom, przyjezdnym i ludziom wędrującym po świecie. Czasami zbirom czy łotrom, ale nigdy wieśniakom, pastuchom, ani innym typom z nizin społecznych, którzy ledwo mieli na pół bochenka chleba, a ona jednak oceniała swoje ciało na nieco więcej. Lustrowała kanalarza po kolei, poczynając od pożółkłych zębów, na którym zaczynał zbierać się aż zielonkawy osad, a może to coś z żarcia w szparze między zębami? Przeszła do jego cery, na której dostrzegła mnóstwo objawów chorób i zaniedbań, więc jego sprzęt pewnie wcale nie był bardziej czysty niż sam właściciel i chociażby wzięcie go do ust dałoby niespotykane wrażenia smakowe, bez wpychania kutasa po same migdałki miałaby odruchy wymiotne - zresztą, już je miała. Jej oczy niemal zaszkliły się, jednak wszystko uległo zmianie gdy odezwał się Schultz. Cassandra spojrzała na niego z niemal rozwartymi ustami. Była zszokowana jego twardą postawą oraz odwagą, którą zabłysnął stając w jej obronie i biorąc ją za priorytet nad sprawą. Była ważna… W końcu mogła to poczuć i poczuła. Była istotną częścią tej małej grupy, a na pewno życia mężczyzny. No i stało się; Cass poczuła się ważna, zachciało jej się grać rolę życia i próbować sił aby przemawiać, grać kimś kim nie była, a zawsze być chciała. Niestety, jej próby skończyły się równie szybko co zaczęły, a skoki jej emocji wahały się niczym sinusoida. Ponownie musiała zamilknąć, nie chcąc psuć tak dobrze ubitego przez rzezimieszka gruntu. Mimo iż zrobiło jej się nieco przykro, to wewnątrz wciąż delektowała się tą namiastką ciepła, jakie rozpalił w jej sercu Rudiger swoją postawą.

Po dogadaniu się z kanalarzem i opuszczeniu speluny, między ich trójką doszło do zgrzytu. Nadmiar mieszanki emocji, jaki siedział schowany we wnętrzu dziewczyny, skotłował się w uczuciowym chaosie i nagle wystrzelił, emanując powstałą w ten sposób złością. Rozgniewana Cassandra zachowała się jak księżniczka, która ma dosyć wszystkiego, a w szczególności tego, jak jest traktowana i jak niewielkie ma znaczenie w całej tej zaistniałej sytuacji. Początkowo nie dotarło do niej to, co Rudiger próbował zasugerować. Tak bardzo skupiła się na negatywach uderzających w jej osobę, że po prostu nie wytrzymała i wylała swój gniew tupiąc nogą i z postawą pełną agresji po prostu odwróciła się chcąc samotnie powrócić do gospody, w której nocowali. Jej kroczki były małe, jak przystało na niską dziewczynę ubraną dodatkowo w sukienkę, a każde stąpnięcie niosło za sobą pogłos uderzających mocno o ścieżkę, twardych obcasów butów. Dla mężczyzn nie było problemem po pewnym czasie niemal zrównując się z nią, ale w ciągu tych kilku minut, Cassandra zdążyła ochłonąć i przemyśleć swoje, jak i ich zachowanie. Szybko do niej dotarło, że nie zachowała się fair w stosunku do Schultza, który od samego początku był dla niej miły i ani razu nie potraktował jej jak powietrze. To Glauber, ten parszywy strażnik, miał ją za zwykłą ptaszynkę, tak samo jak ten wstrętny kanalarz, i nawet nie słuchał tego, co próbowała powiedzieć, a jedynie zachowywał się, jakby była ich pięknym dodatkiem. Naprawdę ślicznym, ale “za drogim” i zapewne “za mało bystrym”.
Te przemyślenia sprawiły, że nastolatka jednak zatrzymała się. Wydawać się mogło na początku, że jednak do nich dołączy i powrócą wspólnie, jednak ona zachowała się inaczej. Zignorowała obecność Glaubera traktując go z wzajemnością, a całą swoją uwagę skupiła na rzezimieszku, który nie był niczemu winien. Nie powinna potraktować go tak źle, kiedy on po prostu próbował zadbać nie tylko o samego siebie, ale i o nią.


Swoim zachowaniem Cassandra błyskawicznie pozbyła się strażnika, wewnętrznie napawając się swoją perfidią i sposobem, w jaki to osiągnęła. Chciała, żeby poczuł się jak zbędny dodatek, bo ani ładny, ani od niej mądrzejszy, więc kalkulując, Cass czuła się od niego lepsza! Nie skupiała się jednak długo na Glauberze i gdy ten zniknął im z oczu, Cass i Rudiger rozpoczęli rozmowę, z którą zwlekali już zbyt długo. Mieli sobie zbyt wiele spraw do wyjaśnienia, a przy tym i zbyt mało czasu. A jednak okazało się, że nie potrzebowali używać wielu słów, aby dojść do tak oczywistego wniosku; musieli być razem. Chcieli być ze sobą, spędzać ze sobą jak najwięcej czasu, uczyć się od siebie, dbać o siebie, kochać się… Zdawało się, że już dawno dla każdego, kto ich obserwował, było to oczywiste, a mimo to ta dwójka, doszła do tego dopiero teraz. Nie zważali jednak na to, czy moment był odpowiedni. W tym świecie pewnie żaden nigdy nie będzie dobry na to, by się wiązać i próbować coś stworzyć, ale tak naprawdę nawet w chwilach niedopowiedzenia, i tak zachowywali się, jakby byli dla siebie stworzeni.
Nastolatka była dumna. Tym razem nie z siebie, a z mężczyzny. W jej oczach był idealny i niezastąpiony. Był silny i delikatny zarazem, czuły dla niej i oschły dla natrętów, dobry a jednocześnie zły, troskliwy, kochany, miły, przystojny, waleczny, odważny, utalentowany… Po prostu perfekcyjny. W jednej chwili to napięcie, które tkwiło między nimi, zostało jednocześnie rozładowane i nakręcone jeszcze bardziej. Nie potrafiła oderwać się od jego pocałunku, który z początku delikatny, przeradzał się po czasie w bardzo namiętny. Silna ręka którą oplótł wokół jej wąskiej talii, ogrzewała filigranowe, kobiece ciało, przesyłając prąd emocji i podniecenia w niższe partie części jej ciała. Gdyby ta rozmowa przebiegła w innych warunkach, nastolatka pewnie nie powstrzymałaby siebie przed tym, aby właśnie w tej chwili ulec momentowi i kochać się z wojownikiem. W wyobraźni już widziała obraz, gdy leży na niej pozbawiony ubrania i wbija się w jej wilgotne wnętrze silnym i stanowczym ruchem, pogłębiając i przyspieszając, ściskając jej ręce nad jej głową, delektując się słodkim pojękiwaniem wydobywającym się z ponętnych ust…
Musiała to przerwać. Odkleić się od niego i powrócić do rzeczywistości. Ochłonąć, przestać o tym myśleć, skupić się. Musiała, próbowała, starała się… I w końcu odniosła sukces. Choć wciąż gdy na niego spojrzała, obraz przypuszczalnej, namiętnej nocy powracał.


Trzymając się za rękę i spoglądając co chwilę na siebie z uśmiechem, udali się wspólnie do Gildii po mikstury, które ponoć potrafiły w niezwykły sposób wspomóc gojenie się ran. Cassandra używając swojego uroku próbowała negocjować cenę. Jej uroda nabrała dodatkowego blasku, kiedy emanowała niedawno zdobytym szczęściem, co tylko wspomogło jej próby uzyskania niższej ceny. Podziękowała serdecznie sprzedającemu, ściskając mu nawet rękę i obdarowała swojego wojownika szerokim uśmiechem, będąc zadowolona z tego, że dzięki niej udało mu się coś zaoszczędzić.
Kierując dalsze kroki w stronę gospody “Pod kulawym psem”, zahaczyli po drodze o dzielnicę handlową. Przechodząc przez targ Rudiger nie miał łatwego życia. Cassandra skakała od straganu do straganu, zachwycając się niemal każdą pierdołą i świecidełkiem. Interesowała ją biżuteria, drogie kamienie, ozdoby do włosów, broszki do płaszcza, aż po wszelkie śliczne drobiazgi służące krawcowym do upiększania swoich dzieł. Opowiadała Schultzowi o kolorach, czym się różni kolor limonkowy od wiosennego oraz dlaczego szafir to nie to samo co królewski błękit. W ostateczności i tak skończyło się na tym, że zamiast kupić jej pierścionek za dwadzieścia złotych koron, nakupował rzeczy typowo praktycznych. Mimo takiego obrotu spraw, nastolatka i tak tryskała niezahamowaną energią, entuzjazmem i radością. Ostatni raz gdy widział ją w takim stanie, byli razem w Nuln. Potem wszystko się popierdoliło.
Była jeszcze jedna sprawa, którą dziewczyna chciała załatwić, a którą zaskoczyła pozytywnie Rudigera.
- Pamiętasz co nam powiedział ten kapłan w Świątyni Morra? - zapytała ukochanego, choć wcale nie liczyła na odpowiedź - Spróbuję się spytać kilku handlarzy, może coś wiedzą. - oznajmiła z uśmiechem i zrobiła jak powiedziała.
Wypytywała o literki “O” i “F” oddzielone ikoną skrzyżowanego miecza i młota oraz o mężczyznę, którego opisywała jako wysokiego o ciemnych włosach, bladoniebieskich oczach i takiej pokaźnej, charakterystycznej bliźnie na twarzy. Miała wrażenie, że targ i okolice to jedno z lepszych miejsc do pozyskiwania informacji, szczególnie o innych ludziach. Po tych wszystkich obowiązkach, dniu pełnym emocji i nieoczekiwanych obrotów spraw, wraz ze swym idealnym mężczyzną wróciła do gospody, przytulając się czule do jego boku.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:19.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172