Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-10-2019, 10:30   #11
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Niklas otrzepał się i spojrzał mimochodem na szczyt góry. Śliskie skały nie wyglądały zachęcająco.
- Ty widziałeś tego darmozjada? - zwrócił się w kierunku towarzysza niedoli. - Nie dość że każe nam swoją robotę odwalać to jeszcze mamy dla niego narażać kark? A gdzie tutaj sprawiedliwość!?
Mężczyzna ciężko oddychał. Otarłszy pot z czoła rozejrzał się i wstał chwytając za kołowrót. Dla niego większość otoczenia skrywał mrok. Na wyczucie wymacał na wyciągniętych rękach rant platformy i chwyciwszy się mocno wybił się i z wysiłkiem podciągnął. Gdy się wyprostował syknął i złapał się za plecy.
- Cholera, masz problem. Wdrapiesz się?
Niklas pochylił się nad martwym więźniem. Przymknął mu oczy i zmówił krótką modlitwę do Morra oraz Randala. Nie znalazł niczego istotnego, ale zabrał pasek podtrzymujący mu spodnie. Spojrzał w górę na drugiego z towarzyszy niedoli, a potem na wilgotną ścianę.
- Ty naprawdę będziesz ryzykował złamanie karku, żeby dostać się na górę?
Odpowiedziało mu parsknięcie.
Na razie nie zamierzał zdradzać, że też gorączkowo myślał nad swoimi szansami. Był mały i zwinny, znał się na wspinaczce. Ściana jednak nie posiadała wygodnych występów i było śliska. Jeden zły ruch mógł skończyć się tragicznie, a nie wiadomo czy na szczycie faktycznie czekała by na nich wolność.
Był już jednak stary i nie miał sił aby znowu udawać się w podróż. Chciał zacząć od nowa, a słowa zgniłoustego Helmuta dawały taką szansę. Nie mógł sobie jednak pozwolić na lekkomyślność, dlatego wolał najpierw wybadać tego drugiego.
- Pewnie, goń za tym brudasem. Abo zgnij tu, po dole na placu to ci pewnie pałac.
Więzień macał skałę przed sobą. Po chwili ruszył w górę. Sapiąc wspiął się na półkę, którą odszedł strażnik.
Niziołek szacował swoje szanse. Ściany boczne szybu sięgały nieba. Przebieg tunelu od wejścia do rozpadliny już znał. Po drugiej stronie dziury, w której znajdował się kołowrót i zatroskany niziołek ziała nieprzenikniona ciemność.
Ewidentnie nie trafił mu się zbyt rozmowny towarzysz. Przy okazji nie był też zbyt rozgarnięty. W obecnych warunkach miał raczej znacznie mniejsze szanse dostać się na górę niż niziołek.
Niklas nie zamierzał tak ryzykować. Zdjął buty z trupa i, przełamując obrzydzenie, wziął jego skarpety. Odwrócił je na lewą stronę i poszerzył dziury przy palcach. Liczył że takie zabezpieczenie ograniczy ryzyko ześlizgnięcia się z ustępu. Strażnik co prawda nie powiedział, że tylko pierwszy na górze otrzyma odpust, ale mógł po prostu zapomnieć, ospa jego mać. Musiał się sprężyć bo mężczyzna z każdą chwilą zyskiwał kolejne cale przewagi.
Ruszył w kierunku skały, ale jego ostatecznym celem była platforma, którą do niedawna obsługiwali kołowrotem. Nie widział, żeby była zaczepiona łańcuchem, więc cały mechanizm musiał być ukryty we wnętrzu góry. Dodatkowo przy opuszczaniu nie odczuwali ciągnięcia, co znaczy ze muszą być jakieś zapadki, czy jak to zwą, które powodują że platforma nie spada. Odbił się skały i uchwycił podestu. Pomajtał trochę nogami, wytężył wszystkie siły i podciągnął się. Pokręcił ramionami. Kilka dni na dole sprawiło, że stawy trochę mu “przyrdzewiały”, a nie był już taki młody.
Przeszedł wzdłuż ściany, aż poczuł pod ręką wyraźne wyżłobienie. Rynnę po której poruszała się platforma. Dla normalnego człowieka wnęka pewnie byłaby za wąska, ale on powinien móc wykorzystać ją jako wsparcie. Co prawda skały na jej wysokości były mocno spłaszczone, ale jeżeli jego teoria się sprawdzi to wnęka da odpowiednie oparcie, żeby odpocząć w trakcie wspinaczki. Strząsnął zmęczenie z ramion i rozpoczął mozolną podróż w górę.
Po ciągnącej się jak dziegieć chwili wyprzedził towarzysza niedoli. Po drugiej musiał przyznać sam przed sobą, że dotarcie w ten sposób na samą górę będzie graniczyć z cudem. Gdy wychylił kosmatą głowę ze szczeliny ujrzał, że w nieprzeniknionej dotąd ciemności po drugiej stronie dołu z kołowrotem jest dalsza część tunelu. Coś w nim błyszczało mimo niemal nieobecnego światła. Malutkich światełek było wiele i zdawały się tworzyć pionową ścianę.
“Co do diaska?” pomyślał łapiąc oddech. Spojrzał w górę, na ciągle odległy szczyt. Następnie w bok na sapiącego, niczym gruby zboczeniec, mężczyznę. Tutaj nie było co nawet rozważać.
- Aaaa w dupie to mam! - krzyknął głośno. - Nie mam zamiaru skręcić sobie karku.
Nie zwrócił uwagi na to, czy drugi grotołaz to usłyszał. Skupił się na zejściu.
Kiedy stopy ponownie stanęły na równej powierzchni odetchnął i pobył się śmierdzących skarpet z rąk. Dobrze, że nic nie jadł od dawna, bo pewnie zwymiotował. Podszedł ostrożnie do miejsca, które wcześniej zwróciło jego uwagę. Nie widział tego dokładnie, co wywoływało na jego karku dreszcze niepewności. Niziołcza ciekawość była jednak silniejsza. Z każdym krokiem jak zbliżał się do dziwnego tunelu, widział go coraz wyraźniej. Zbudowany był inaczej niż reszta skał dookoła. Pełen był jaśniejących kryształków, niczym pokryte całunem świetlików. Prowadził też w głąb skały. Nikolas spojrzał w kierunku ledwo widocznej sylwetki wspinającego się mężczyzny i uśmiechnął pod nosem.
Dzięki niech Ci będą Randalu. Przy następnej okazji przeznaczę ci więcej niż co dziesiątą monetę” - pomyślał zagłębiając się w tunel.

***

Tunel wiódł go długą drogą. Najpierw w miarę płasko, aż nie dotarł do schodów. Instynkt więc go nie zawiódł, na górę musiała być inna droga!
Stopnie były wykute w skale i mimo wszystko dość śliskie, ale zdecydowanie była to łatwiejsza droga niż wspinaczka. Nikt jednak nie powiedział że łatwa. Skała była bowiem cholernie wysoka, a schody niedostosowane do jego krótkich nóżek.
- Cholera… Jasna… Weźmie… Wszystkich… Ludzi… I… Ich… Pieprzone… Góry - wyziapał wspinając się po kolejnych stopniach już nie wiadomo jak długo. Oparł dłonie o kolana i spróbował złapać oddech.
- Czemu nie mogą mieszkać w przytulnych norkach, mocno stojąc na ziemi. Czy oni wszyscy kompleksy jakieś mają, że każdy chce być wyżej od innych?
Każda droga ma jednak swój koniec. W tym przypadku przybrał on postać potężnych, drewnianych drzwi. Walnął w nie pięścią kilka razy, aż ukryte okienko otworzyło się, prezentując złowrogie spojrzenie.
- Niklas Schoppendauer, niziołek, przedsiębiorca, odpustnik i cholerny schodo-wspinacz! Do usług...
 
__________________
you will never walk alone
Noraku jest offline  
Stary 20-10-2019, 15:13   #12
 
Phil's Avatar
 
Reputacja: 1 Phil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputację
Grossheim przywitał wszystkich zgromadzonych skinięciem głową. Niby pasował do tego miejsca, ze swoim czarnym ubiorem i bladą skórą, ale czuł w środku, że odstaje od innych, że coś stoi murem pomiędzy nim, a zakonnikami. Na dłuższą chwilę zawiesił wzrok na twarzy kapłanki, Elsy Mars, jakby starał się przypomnieć coś sobie. Usiadł potem, nie zauważając zbytnio spojrzeń czy gestów innych osób. Sztywnymi ruchami, niby jakiś golem, uderzył się kilka razy w pierś naśladując pozostałych przy stole. Słowa opata docierały jakoś do niego, ale nie niosły ze sobą żadnego znaczenia, dopóki nie usłyszał tego nazwiska.

Harald O’Reid.

Jego imiennik w sali Zakonu Rycerzy Kruka drgnął mocno, jakby go przeszyła strzała. Kolory wokół stały się żywsze, a dźwięki mniej przytłumione. Z zaciśniętymi szczękami wysłuchał przełożonego Zakonu, po czym z trudnością, jakby nie był przyzwyczajony do mówienia, odezwał się przed innymi.

- Pójdę do Vanhalden z tymi, do których mnie przydzielicie.

W ślad za nim odzywali się kolejni wojownicy, a między nimi chudy Leon. Przede wszystkim uwagę zwracano na zgłaszających się kapłanów: Jakuba, Mansfrieda i cieszącego się największą estymą Marcusa. Swój udział zadeklarował także jeden z nowicjuszy. Gdy zebrano głosy rozpoczęła się debata nad przywództwem. Dowódcą wyprawy do Vanhalden został brat Marcus.

- Jak niektórzy z nas śniłem. Dotknął mnie ten zaszczyt pierwszy raz. Myślę, że dokonanie zemsty potwierdzi moje pretensje do zajęcia miejsca poprzedniego przeora.

Tym zakończeniem wywołał kilka pomruków wśród zgromadzonych. Rada została rozwiązana przez opata, a zakonnicy rozpoczęli rozmowy w kuluarach.

Brat Marcus gestem przywołał do siebie Haralda, Leona oraz młodego nowicjusza. Zaprosił ich na krótki spacer wokół pastady.

- Nie pójdę z wami teraz za mury, by dobrać resztę grupy. Z racji starszeństwa decyzje w tym zakresie zlecam bratu Haraldowi.

- Nie jestem bratem
- przerwał mu Grossheim, ale Marcus nie przejął się tym zbytnio.

- Potrzebujemy iście armatniej mocy, by dokonać pomsty. Wampirze leże to nie miejsce dla trwożliwych. Spotkamy się tu ponownie, gdy zakończycie poszukiwania - to mówiąc wskazał na celę o nowych, zamkniętych drzwiach. Pożegnał się zdawkowym ukłonem i oddalił z powrotem do głównej sali. Pozostała trójka odwzajemniła ukłon i ruszyła poza mury, na płaskowyż, gdzie oczekiwali inni ściągnięci tu wojownicy. Harald szedł sprężystym krokiem, nie odzywając się w ogóle. Towarzyszący mu młodzicy również milczeli, jak gdyby skrępowani jego obecnością.

Gdy dotarli do namiotu, z dzika pozostało już niewiele. Towarzystwo podzielone na mniejsze grupki prowadziło ciche rozmowy. Rycerz, morryta, choć ciągle nie zakonnik, założył ręce za plecy i stanął sztywno niczym uniwersytecki wykładowca, i tak jak niejeden bakałarz ma w zwyczaju, odchrząknął, by przyciągnąć uwagę słuchaczy.

- Ruszamy zapolować na wampira. - Grossheim nie był człowiekiem wielu słów. - To on jest źródłem i przyczyną ostatnich wydarzeń w rejonie Siegfriedhoff. Zakon wyśledził jego kryjówkę i szuka odważnych wojowników gotowych do poświęceń. Nie muszę mówić, z jakim ryzykiem wiąże się taka wyprawa.

Przedstawił potem ogólnie inne informacje zdobyte na spotkaniu, te o likwidacji czarnych zaklęć pozostawionych w okolicy przez O’Reida i potrzebie obrony miasta.

- Rycerza już nie ma z wami? No trudno, nie mamy już czasu na czekanie. Kto dołączy do zakonników razem ze mną?
 
__________________
Bajarz - Warhammerophil.
Phil jest offline  
Stary 20-10-2019, 22:02   #13
Dział Fantasy
 
Avitto's Avatar
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
Spiralne schody

Odźwierny zareagował od razu, odblokowując przejście. Tuż za progiem dłonią nakazał niziołkowi by się zatrzymał. Wewnątrz jaskini płonęły pochodnie. Kilku odzianych w czarne szaty zakonników rozmawiało szeptem w drugim końcu sali. Niklas zdołał dosłyszeć jedynie dwa złowieszcze słowa: jeden przeżył.
Jeden z zakonników odłączył się od grupki i podszedł do oczekującego niziołka.
- W imieniu twego władcy, opata Zakonu, z nadania Księcia-Elektora, władcy Wielkiego Księstwa Stirlandu dyktuję oto warunki ułaskawienia i zniesienia wyroku banicji zapisane w księdze sprawiedliwości pod datą piętnastego Kaldezeita dwa tysiące pięćset trzydziestego drugiego roku według kalendarza imperialnego - wykładał brat Marcus, kapłan w sile wieku, postawny acz lekko siwiejący, krótko ostrzyżony mężczyzna.
- Niklas Schoppendauer, skazany za kradzież dewocjonaliów, włamanie do spichlerza i domniemane trucicielstwo na dożywotnią banicję, złapany u bram Siegfriedhofu błagający o przebaczenie został w akcie łaski wysłuchany i nakazano mu odbycie pielgrzymki do twierdzy Vanhalden skąd na znak wypełnienia pokuty winien przynieść – na chwałę Pana Śmierci – pył ze spopielonego wampira.

Grupka zakonników zniknęła w głębi jaskini, w pojedynczym tunelu majaczyła jedynie poświata rzucana przez oddalającą się pochodnię. Brat Marcus zmarszczył brwi i wskazał na mokre od deszczu schody.
- Za mną.

Ruszyli na powierzchnię płaskowyżu. Niziołek dotarł do wskazanego przez Helmuta celu. Jak się okazało, był to dopiero początek. Zakonnik zaprowadził go do namiotów, pod którymi zgromadziło się kilka małomównych osób. Ich słowa były zdawkowe, oni sami wysocy i silni a ponadto dostatnio uzbrojeni. Elfowie i ludzie, kobiety i mężczyźni. Wszyscy mieli niemal grobowe miny. Wtedy właśnie Niklas dostrzegł powód ich smutku. Z pieczonego dzika zostały niemal same kości.

- Tutaj zostaniesz. Rano wyruszamy - polecił brat Marcus niziołkowi.
- Do czasu zmazania twych win nie widzę możliwości, byś nie wykonał polecenia kogokolwiek z oddziału. Za niesubordynację zabiję bez wahania - dodał, a jego głos był zimny jak lód.
Następnie wszedł w krąg ciepłego światła.
 
Avitto jest offline  
Stary 23-10-2019, 13:25   #14
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
W trakcie przemowy Haralda zerwał się wiatr. Poły namiotów łopotały i zacinało deszczem. Po twarzach zgromadzonych widać było zainteresowanie. Wyglądająca na kobietę w sile wieku brunetka Helga stanęła przed von Grossheimem wyprostowana jak struna.
- Zawsze zaniosę karę tam, gdzie narusza się przykazania Pana Śmierci. Z radością pójdę z powrotem na wschód.
Coruja zamyśliła się chwilę wyglądała na nieobecną, spojrzała na swojego elfiego towarzysza, potem na nocne niebo ledwo widoczne spod namiotu, w końcu na palące się ognisko. Jej myśli nie odgadnione, motywy niejasne, ale decyzja była.
- Masz mój łuk, Gawronie - powiedziała zwracając się do Haralda.
Dagmar na słowa rycerza od razu uniosła dłoń.
- Możesz liczyć na mój miecz, kuszę i zmysły mego przyjaciela, Hectora. Oraz jego umiejętności bojowe. Nieumarłych znajduje wyjątkowo szybko - powiedziała, a gdy cmoknęła, pies poderwał się i wyjrzał ponad stół, lustrując otoczenie. Frost w tym czasie położyła dłoń na jego łbie, delikatnie głaszcząc go samymi palcami.
- Nie... Ja.. Ja nie dowodzę… - Morryta wydawał się lekko zaskoczony, albo i nawet speszony postawą trzech kobiet, które jako pierwsze zgłosiły się do misji.
- Ja też z wami wyruszę - powiedział Eryastyr. Powodów swojej decyzji nie ujawnił.
- Dziękuję w imieniu… - Grossheim zająknął się. W sumie nie wiedział w czyim imieniu dziękuje. Zakonu? Mieszkańców Siegfriedhoffu? Swoim? - Dziękuję. Ktoś jeszcze? Ty nie wyglądasz na wojownika, na czym się znasz?
- Jestem Janos, byłem felczerem w armii Ostlandu, w jednostce Wyjących Wilków.
- Ta nazwa budziła jakieś skojarzenia u rycerza, ale nie potrafił w tym momencie przypomnieć sobie skąd ją zna. - Teraz jestem wolnym strzelcem.
- Przydasz się z pewnością, jeśli zechcesz wyruszyć i ty.

Podczas gdy mężczyzna przedstawiał się Haraldowi w krąg światła wstąpił brat Marcus, a w ślad za nim wielce umorusane i kędzierzawe dziecko.
- Niech wasze życia wiodą ku dobrej śmierci. Jestem Marcus - powitał zgromadzonych.
- Ten tutaj - kontynuował - będzie nam przepatrywaczem w drodze do Vanhalden. Bym nie zabierał snu tym z was, którzy jutro wyruszą na krucjatę przeciw rodowi O’Reid trzymającemu władzę w legendarnym Tempelhof uprzedzę, że spotkamy się na pakowanie w południe. Z prywatnymi sprawunkami zdążycie wcześniej. Od tej pory obowiązywać będą zasady wspólnoty najemniczej. Wymagam pełnej współpracy.

Odpowiedziała mu cicha aprobata. Chwilę później pożegnał się i wyszedł mijając się z rycerzem von Risen. Ten przysiadł się w ciszy i szeptem zagadnął Dagmar.
- Gdzie jutro zaniesie panią poczucie obowiązku?
- Na wyprawę przeciwko rodowi O’Reid, do Lasu Głodu. Czy gdziekolwiek trzeba będzie - odparła łowczyni wampirów, spoglądając na rycerza. - Mam nadzieję, że wybierasz się z nami, panie?
- Ja na pewno - odpowiedziała nagle silnym, kobiecym głosem dobrze zbudowana kobieta w ciemnym płaszczu, która usiadła po lewicy Dagmar. Jej ciemne oczy współgrały z obojętnym wyrazem twarzy.- Jestem Theodora Ricksen, umiem całkiem nieźle strzelać z kuszy i tropić, dlatego wyruszam z wami. Mam pewne sprawy do załatwienia z tym wampirem. - Skrzywiła się nieznacznie.
- Dagmar Frost. - Przedstawiła się błękitnooka. - To jest rycerz Albrecht von Risen, a ta czarna bestia to Hector - powiedziała, klepiąc psa po łbie.
- Tak, słyszałam, jak go przedstawiłaś przed chwilą. Robi wrażenie, nie chciałabym mieć z nim na pieńku - odparła Theodora. - Za powodzenie naszej misji. - Uniosła swój kubek i upiła piwa.
- Za powodzenie - zawtórowała jej Dagmar. - Obyśmy zniszczyli zło, zanim zdąży się rozprzestrzenić. - Po tych słowach również zrobiła solidny łyk złocistego napoju.

Niklas pogmerał włochatą stopą w ziemi. Nikt nie zwracał tutaj na niego większej uwagi, ale wiedział dość o opactwie, żeby nie testować ich cierpliwości, czy skłonności do żartów. To wszystko wciąż wydawało mu się nieprawdopodobne. Podjął tę grę nie znając zasad, a jedynie stawkę. Teraz musiał się dostosować do sytuacji. Siłą czy zręcznością w posługiwaniu się bronią raczej się nie pochwali. Gdyby nie elfy to mógłby robić chociaż za wsparcie z bezpiecznego, wolnego od bólu i żelastwa, dystansu. Wiedział jednak, że ich łuki szyją dalej i celniej niż on mógłby swoją procą nawet pomarzyć.
Pozostaje mu zatem robić to co zwykle wychodziło najlepiej. Kombinować, improwizować i przeżyć. Kapłan nie powiedział tego wprost, ale było to jasne, że stał się czymś co wojskowi nazywali “mięsem armatnim”. Przepatrywacz to po prostu ładniejsze określenie na przynętę, która ma ostrzec resztę przed zasadzką.
W co ja się znowu wplątałem” - westchnął w myślach i ruszył w kierunku pozostałości dzika. Żołądek dopominał się strawy, a nie spodziewał się, żeby przyciągnął zbytnią uwagę. Jutro dopyta się o szczegóły jego zadania. Teraz chce wrócić do swojego wynajętego pokoju, zjeść coś i odzyskać swój ekwipunek. Koniecznie!*

Po wyjściu Marcusa Janos wrócił do rozmowy z Haraldem, co mogło świadczyć o jego inteligencji lub dobrym wychowaniu.
- Jestem lojalny wobec Huttera. Z nim pójdę - odparł.
Harald natychmiast skojarzył brata Huttera, dostojnego mężczyznę pozbawionego włosów, który właśnie powrócił z Sylvanii i z miejsca wybrany został dowódcą wyprawy do Jägerforst. Na radzie wyznał, że ma pewną teorię jak uspokoić obudzone przez Haralda O’Reid wściekłe zjawy.
- Bratu Hutterowi też się przydasz.
- Też udam się w Psią Puszczę -
odparł Tellaire, a po krótkiej pauzie dodał - Las Głodu jest niemal doszczętnie zniszczony, to smutny widok.
- A ja -
wtrącił się Albrecht wstając z ławy [i]- chętnie go zobaczę. Panie von Grossheim, proszę i moją osobę rano przyjąć w poczet.
- To brat Marcus jest władny przyjmować w szeregi walczących, nie ja. Musicie porozmawiać z nim. - Harald już miał odejść, ale odwrócił się jeszcze raz do Sygmaryty. - No właśnie, gdzie byliście przed chwilą?
- Zaniosłem posłanie Waszemu opatowi. Zakon Oczyszczającego Płomienia przekazuje swoje wsparcie -
oznajmił rycerz stając na baczność.
Tymczasem Harald złapał się w myślach, że mimochodem zgromadził więcej chętnych, niż opat założył w swoim przemówieniu podczas rady. Pomyślał jednak, że ostateczną decyzję podejmuje jednak brat Marcus, którego wyznaczono na dowódcę wyprawy. Skłonił się uprzejmie, choć nieco formalnie, żegnając w ten sposób pozostałych i ruszył w stronę zamku.
 
Kerm jest offline  
Stary 23-10-2019, 13:26   #15
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Po spotkaniu Coruja uznała, że jak zwykle mali słabi ludzi zrobili wielkie halo z niczego. Zamknęli się w swojej wielkiej kamiennej fortecy ustalili swój plan działania a na koniec kazali im się rozejść. Sowa łapała się że coraz częściej zastanawiała się czy warto im pomagać.
Widziała ich coraz bardziej jak istoty zbyt zagubione we własnej plątaninie istnienia by móc udzielić im wystarczającej pomocy.
- Znalazłeś się bardzo blisko swojej nagrody, nie boisz się że w ostatniej chwili mroczne skrzydła nadlecą i ją pochwycą? - Zwróciła się do swojego elfiego towarzysza zastanawiając się kiedy opacznie go zrozumiała i myślała że szuka swej siostry nie towarzyszki.

Kolejne godziny przyniósł powrót do miasta i sen. Sen który wydawał się prześladować ją rzadziej niż ostatnio. Dziki spanikowany tłum niczym galopujące konie zadeptują ją na śmierć. Obudziła się wcześnie, zbyt wcześnie by iść zbyt późno by kłaść się dalej spać. Pozostało jej krzątanie się po pomieszczeniu sprawdzać po dziesięć razy wszystko w swoim ekwipunku. Kiedy w końcu i to było zbyt nudnym zajęciem a czasu nadal było dużo, elfka przysiadła koło okna obserwując mroczne uliczki miasteczka czekając aż blady świt je obleje. Dopiero wtedy obudziła Eryastyra swoim głośnym krzątaniem się po pomieszczeniach. Wyruszyli razem, jak zwykle.
 
Obca jest offline  
Stary 23-10-2019, 19:41   #16
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację
Musiała przyznać, że ciekawi ludzie zamierzali wybrać się na wyprawę przeciw nieumarłym, jednak czy wszyscy do czegoś konkretnego się przydadzą, to miała dopiero pokazać przyszłość. Dagmar była jednak optymistycznie nastawiona do zadania, a wyprawa w większym gronie mogła zapewnić sukces. Czarnowłosa miała nadzieję, że tak to się właśnie skończy. Pojadła, popiła, posłuchała, co ludzie mają do powiedzenia i w końcu zebrała się w drogę powrotną do ruin, w których się zatrzymała. Wcześniej oczywiście pożegnała się z von Risenem, Theodorą i pozostałymi w bliskim zasięgu jej ławy, co by nie wyjść na jakąś dzikuskę.

- Dagmar! - Usłyszała za nagle sobą znajomy głos. Odwróciła się, widząc zmierzającą w jej stronę Theodorę. - Wracasz do gospody? Gdzie się zatrzymałaś?
- Nie do gospody
- odparła bezemocjonalnie Frost. - Nie było miejsca, więc znalazłam jakieś zrujnowane domostwo, podobno nawiedzone po ostatnim ataku nieumarłych. Na razie nic na to nie wskazuje, w końcu ludzie lubią dużo mówić.
- Jedynym
- poprawiła Theodora, ale kontynuowała starając się nie kierować rozmowy w tę stronę. - To prawda, lubią. A już zwłaszcza, jak się źle dzieje. Mogę ci dotrzymać towarzystwa?
- Nie widzę problemu. Udało ci się zatrzymać w karczmie?
- Dagmar spojrzała na kobietę.
- Nie... W domu rodziców... Jestem stąd - mruknęła, a słowa nagle ugrzęzły jej w gardle. Jakby opowiedzenie dalszej części sprawiało jej trudność.
- Rozumiem, że nie żyją? - Spytała prosto z mostu Dagmar, choć odpowiedź zdawała się być oczywista. - To dlatego mówiłaś, że masz sprawę do załatwienia z tym wampirem?
Theo jedynie zdawkowo skinęła głową. Nie była młoda ale dom rodzinny wspominała jako najlepsze miejsce na całym świecie.
- Przyjechałam dziesięć dni temu. Trochę się już urządziłam - pochwaliła się. - Chcesz zobaczyć?
- Co prawda jest już trochę późno, ale pewnie, z chęcią
- powiedziała Dagmar, zerkając na rozmówczynię. Odnosiła wrażenie, że Theo po prostu chciała z kimś pogadać i być może nie czuć się samotnie. - Daleko mieszkasz?
- Nie, to trzy ulice stąd - odrzekła Theo.

Niedługo potem trafiły na miejsce. Parterowy domek z drewna znajdował się pomiędzy dwoma innymi, piętrowymi budynkami i wyróżniał się na ich tle. Theodora otworzyła drzwi i zaprosiła Dagmar do środka. Odpaliła dwie lampy stojące na stole, a łuna ciepłego światła odkryła przed łowczynią wampirów sporą, utrzymaną w porządku główną izbę ze stołem, krzesłami i kominkiem.
- Zaraz napalę, zrobi się cieplej - powiedziała Theo, chwytając za jedną z lamp. - Chodź, pokażę ci resztę domu.
Dagmar skinęła tylko głową i ruszyła za nią wraz z Hectorem. Dwa kolejne pokoje okazały się sypialniami z dwoma lichymi łóżkami. Na tyłach domu znajdowało się zejście do piwnicy oraz wyjście na tyły, do zapuszczonego ogródka.
- Tak mieszkaliśmy, gdy byłam mała - rzuciła łowczyni nagród. - Teraz to wszystko, co zostało mi po rodzicach.
- Przykro mi, że tak to się dla nich skończyło
- powiedziała Dagmar, trochę nie wiedząc, co w tej sytuacji powiedzieć. Bo i żadne słowa nie mogły ukoić bólu po stracie.
- Mi również. Ale może byś się zatrzymała tutaj na noc? Tu na pewno będzie ci cieplej i milej, niż w tamtych ruinach, a ja też będę miała poczucie, że nie jestem sama w tym domu. - Theo zdobyła się na delikatny uśmiech.

Błękitnooka nie odpowiedziała od razu, gdyż nieco zaskoczyła ją ta propozycja. Ledwo co się poznały, a ta kobieta zaprasza ją do siebie, jakby były dawnymi znajomymi. No ale potwierdzało się to, o czym Dagmar myślała wcześniej - Theodora nie chciała czuć się samotnie.
- Dobrze, skoro zapraszasz, mogę zostać - odrzekła w końcu.
- Cieszę się. Będziesz spać w moim pokoju, ja zajmę sypialnię rodziców. - Kobieta jakby nieco rozpogodziła się.
Zaprowadziła Dagmar do jednej z sypialni, a że kobieta miała cały dobytek ze sobą, to od razu zostawiła go przy łóżku, pożegnała się z Theodorą i zaryglowała drzwi. Hector powędrował pod nie i uwalił się tam, zastawiając je całe swoim wielkim cielskiem a kruczowłosa rozebrała się i szybko wskoczyła pod leżący na łóżku gruby pled. Długo nie mogła zasnąć, rozmyślając o różnych sprawach, w końcu jednak jej umysł się poddał i odpłynęła w krainę snów.


Następnego dnia obudziła się dość wcześnie. Ubrała się w pełny rynsztunek, wykonała serię różnych ćwiczeń, by rozbudzić również ciało. Hector wciąż leżał pod drzwiami, przyglądając jej się z pyskiem na łapach. Musiało go to chyba mocno zastanawiać, co jego pani wyprawia każdego dnia po wstaniu z łóżka. Albo miał to zupełnie gdzieś. Rozciągała się, zrobiła dwie serie pompek i wyszła z pokoju. Theo już kręciła się po głównej izbie, w powietrzu unosił się zapach smażonych jajek.
- Dobrze, że wstałaś, miałam cię za chwilę budzić na śniadanie - powiedziała kobieta, kładąc na stole dwa drewniane talerze i wracając do patelni, na której smażyły się jaja. - Jak się spało?
- Bardzo dobrze. Spokojnie, a to rzadko się zdarza w mojej pracy
- odparła Dagmar. Podeszła do drzwi wejściowych i otworzyła je, wypuszczając Hectora za potrzebą.
- Nie boisz się, że gdzieś się zgubi? Albo, że ktoś będzie próbował go ukraś? - Spytała Theodora.
- To dobrze wyszkolony pies. Zrobi, co musi i wróci do nas. Za jakiś czas będzie skrobał łapą w drzwi. Z potencjalnymi złodziejami też by sobie poradził - odrzekła Frost, siadając do stołu. - Może ci z czymś pomóc?
- Nie trzeba, jajecznica już gotowa
- odrzekła Theodora i podeszła z patelnią pełną parującego posiłku. Rozłożyła po równo na oba talerze, po czym podała chleb. - Smacznego. Nie jestem najlepszą kucharką, ale matka czegoś mnie nauczyła.
- Ja zupełnie się do tego nie nadaję
- powiedziała Dagmar, łapiąc za widelec. - Słuchaj, po śniadaniu potrzebowałabym przejść się do świątyni Sigmara, żeby...
- Nie mamy tu świątyni Sigmara.
- Theo weszła jej w słowo. - Tylko Zakon Kruka. A na co ci to?
- Chcę ich poprosić, żeby przygotowali kilka butelek wody święconej na wyprawę. Morryci też się do tego nadadzą.
- Wody święconej?
- Theo uniosła brew.
- Nieumarli jej nienawidzą - wyjaśniła spokojnie Dagmar. - Polewasz nią ostrze miecza czy topora, moczysz groty strzał lub bełtów. Poświęcona przez kapłana woda jest dla nich nie do zniesienia. Czują palący ból.
- Widzę, że znasz się na tym.
- Tropię te ścierwa od jakiegoś czasu. Miałam dobrego nauczyciela.
- Miałaś?
- Nie żyje
- odparła Dagmar. - W naszym fachu nie można liczyć na spokojną starość z gromadką wnucząt.
- Prawda.
- Przytaknęła Theodora. - No ale jedzmy, bo żarcie stygnie.
- Jasne. Dziękuję przy okazji za gościnę
- powiedziała Dagmar, zajadając się jajecznicą.
- Daj spokój, to mi jest miło, że zgodziłaś się zostać. W dzisiejszych czasach rzadko kto dałby się namówić na noc w domu nieznajomej, którą dopiero co się poznało.
- Racja, ale nawet, gdybyś planowała coś niecnego, miałam przewagę.
- Dagmar uśmiechnęła się i jakby na potwierdzenie tych słów, obie usłyszały drapanie w drzwi. - No widzisz, nawet przychodzi, gdy tylko o nim pomyślę.
Zaśmiały się.

Frost wpuściła psa, nakarmiła go, a potem zgodnie z podpowiedzią Theodory, ruszyła do siedziby kapłanów Morra. Na zewnątrz było zimno; rześkie, ostre powietrze aż kręciło w nosie, dlatego kobieta okutała się mocniej swoim płaszczem i przyspieszyła kroku, by się rozgrzać. Mimo wczesnej pory, miasteczko już nie spało - mijała ludzi spieszących się do swoich obowiązków, otwierających własne kramy, a ci mniej zapracowani stali w niewielkich grupach, dyskutując zapewne o ostatnich wydarzeniach. Niedługo później dotarła pod bramę siedziby Zakonu Kruka. Jak się spodziewała, nie wpuszczono jej do środka, więc stóżującemu tam nowicjuszowi dała wyraźne instrukcje, z którymi ten miał iść do kapłanów. Walka z nieumarłymi kreaturami była czymś innym, niż zwykłe starcie ze zwierzoludźmi, dlatego woda święcona na pewno im się przyda. Miała tylko nadzieję, że młody wykona dobrze swoje zadanie.

Gdy wróciła do domu Theodory po dłuższym spacerze z Hectorem ulicami miasteczka, kobieta była już gotowa do wyprawy. Miała na sobie skórzany kaftan schowany pod zimowym płaszczem, przy pasie miecz, na plecach tobołek i kuszę. Dagmar zabrała więc całą resztę swego ekwipunku, założyła Hectorowi jego skórzany pled na grzbiet i w pełnym wyposażeniu ruszyła z nową znajomą na miejsce zbiórki.
 
Tabasa jest offline  
Stary 24-10-2019, 08:49   #17
 
Phil's Avatar
 
Reputacja: 1 Phil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputację
Grossheim przemieszczał się pewnie przez podwórze i korytarze zamku. Był tu dość częstym gościem i choć nie czuł się jak u siebie w domu, to dobrze znał rozmieszczenie komnat. Odgłos kroków odbijał się od ścian i stropów. Kiwał lekko głową mijanym zakonnikom, którzy odwzajemniali gest przywitania. Stanął w końcu przed drzwiami celi Marcusa i zapukał w nie.

- Wejść - suchy głos pasował bardziej do żołnierza, niż kapłana.

Harald wszedł, zamknął za sobą drzwi i stanął sztywno z rękami założonymi za plecy.

- Bracie. Chciałeś mnie widzieć. Chętnych do wyprawy jest więcej, niż planowana dziesiątka.

- Wiele więcej?

- Jedenaścioro.


Dowódca przytaknął. Nie miał jednak zamiaru przeciągać rozmowy.

- Jutro wszystko się okaże. Pozostaje kwestia Twojego zaprzysiężenia.

- Odpowiedziałem już opatowi na to pytanie, bracie. Wydawał się przyjąć moją odpowiedź ze zrozumieniem.

- Pozwól, że coś ci wyjaśnię
- odparł Marcus bez cienia groźby ni życzliwości. - Opat dostał dokładnie to, czego oczekiwał. Zakon od kilkunastu lat zarzucił wiele obyczajów i tradycji. Wizją opata jest, by Zakon był zgromadzeniem wolnych ludzi. Nikogo w tych murach nie trzyma żadna przysięga. Wykonujemy wolę opata bo się z nią zgadzamy. Tak jak uczyniłeś ty, zgłaszając się na wyprawę. Tylko i aż to czyni nas - w opinii opata - braćmi. Nie zżymaj się więcej o to słowo, zwłaszcza publicznie.

Grossheim ponownie schylił głowę, tym razem w geście zgody.

- Nie czas na rozmowy o teologii i oceny, prawda.

- Jaki mamy plan działań?

- Chcę was poprowadzić nieuczęszczanym szlakiem, południowym skrajem lasu. Nie ma tam miejsca na wozy i to zaopatrzenie może być głównym problemem w podróży. Żeby mówić coś więcej musimy najpierw dotrzeć do wzgórz. To jakieś osiemdziesiąt kilometrów, połowa drogi.

- Kawał drogi.


Harald analizował w myślach mapę regionu. Ruiny zamku Vanhalden znajdowały się gdzieś na wschód od Siegriedhoffu, po drugiej stronie Lasu Głodu.

- Elfy chyba mogły by nas przeprowadzić przez puszczę, co może skróci podróż i osłoni nas przed oczami postronnych. Przyznam jednak, że nie znam tego lasu i nie wiem, czy to możliwe.

- Zapytaj ich wobec tego o tę ewentualność. Na skraju wzgórz mimo wszystko będziemy musieli się pojawić, mamy tam towarzyszy do odwiedzenia.

- Skoro mus nam na południe ruszyć, droga przez puszczę nic nam nie da. A ten niziołek, który ma być naszym zwiadowcą? Nie jest ochotnikiem, prawda?

- Prawda. To pokutnik. Nie taki, jak my wszyscy
- uśmiechnął się.- Ciąży na nim wyrok śmierci za zlekceważenie wyroku banicji. Wydany tu, w Siegfriedhofie.

- Pokutnik...
- Grossheim domyślał się, że pokuta nie była dobrowolna. - Ciężko będzie spodziewać się wielkiej lojalności z jego strony. Wygląda jednak na zaradnego, może przydać się w różnych warunkach.

- Nie spodziewam się, że przysłuży się bardziej niż mięso armatnie. Być może nie doceniam jednak jego możliwości. Opat rozkazał dać szansę trzem skazańcom. Tylko on dał radę dotrzeć tu, na płaskowyż.


Harald nie martwił się tym, czy halfling da radę, tylko tym, czy nie ucieknie przy pierwszej sposobności.

- Czy jestem ci jeszcze potrzebny, bracie? Jeśli nie, pójdę już do miasteczka przygotować się.

Marcus zaprzeczył ruchem głowy.

- Zobaczymy się zatem rano, u wrót twierdzy.

* * *


- Horrson! – Karczmarz giął się w pół słysząc swoje nazwisko. – Mój koń ma być gotowy do jazdy o wschodzie słońca. Powiedz stajennemu, że czeka go nagroda, jeśli się dobrze spisze.

Grossheim wszedł na piętro Uśmiechu Morra, do zajmowanego przez siebie pokoju na końcu korytarza. Miał tu wszystko, co było mu potrzebne. Swój czarny pancerz na specjalnie przygotowanym dla niego stojaku. Skrzynię z zawiniętymi w skóry broniami. Wiedział, że standardowy ekwipunek jak liny czy latarnie zapewni zakon i miał nadzieję, że w zaopatrzeniu wyprawy znajdzie się też coś, co pomoże w walce z nieumarłymi.

Tej nocy, po raz pierwszy od dawna, spał spokojnie, bez żadnych mar i koszmarów. O wschodzie słońca jechał już powoli ulicami Siegfriedhoffu, w pełni przygotowany i wyposażony. Ciężki zimowy płaszcz z futrzanym kołnierzem sięgał aż na zad konia. Na placu targowym gromadziły się już nie tylko przekupki oferujące resztki obitych owoców i podejrzanie wyglądającego mięsa. Harold zostawił wierzchowca pod opieką nowicjuszy Zakonu przygotowujących juki na wyprawę i ruszył w stronę zamku.
 
__________________
Bajarz - Warhammerophil.
Phil jest offline  
Stary 26-10-2019, 00:06   #18
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Niziołek słuchał słów opata, kiwając monotonnie głową. Informacja o śmierci drugiego nie była dla niego zaskoczeniem, ani też nie wzruszyła nim zbytnio. Liczył bardziej na przysługujące teraz komuś godnemu jego sprytu ochy i achy. Przytłumione szepty w sumie też mogły być, ale zamiast nich wolał już jakieś syczące mięsiwo, czy polewkę. Nie zwracał zatem tak wielkiej uwagi na słowa zakonnika. Z wyjątkiem opisu powodu jego banicji. Uśmiechnął się na wspomnienie tamtego dnia. Co prawda szczegóły w pamięci zatarły się, ale był pewien, że trucizny żadnej nie miał przy sobie. Reszta stanowiła zwykłą wyświechtaną formułkę, którą słyszał już nie raz i mimowolnie powtarzał pod nosem słowa kapłana:
- ... odbycie pielgrzymki do twierdzy Vanhalden skąd na znak wypełnienia pokuty winien przynieść – na chwałę Pana Śmierci – pył ze spopielonego wampira.
"Zaraz, przynieść co?"
Spojrzał z nagłym przerażeniem w pozbawione wyrazu oblicze mężczyzny. Momentalnie zatęsknił za swoją jamą, a i ponowna ucieczka w lasy nie stanowiła teraz aż tak kiepskiej alternatywy.

***

Nikolas kończył obgryzanie kości z żałosnych resztek mięsa, tłuszczu i ścięgien. Wodził mętnym wzrokiem po otaczających go ludziach i elfach. Rozpoznał jednego z nich, a raczej herb który widniał na jego stroju. Von Risen, tak przynajmniej kołatało mu się w zakamarkach pamięci. Wiele więcej z ryngrafu nie wyczytał, poza jednoznaczną wiarą w Sigmara, co można było rozpoznać po delikatnej symbolice na labrach herbu. Dawno już nie ćwiczył umiejętności blasonistyki, poza rozpoznawaniem któremu szlachciurze już zaszedł za skórę, a któremu jeszcze nie zdążył zajść. Mógł na spokojnie rozważyć to co do tej pory wiedział.
Szli przeciwko jakiemuś wampirowi z twierdzy Vanhalden.
Miał być ich przepatrywaczem. Zwiadowcą, czy co tam sobie jeszcze zechcą. A tak naprawdę sługom, uginającym kark na każde zawołanie, bo za każde krzywe nawet spojrzenie grozić mu będzie powrót wprost na stryczek. Początkowo Niklas cały się spiął na tę myśl, ale gdy opadły emocje mógł to lepiej rozważyć. Kapłani oczekiwali od niego doprowadzenia drużyny DO TWIERDZY Vanhalden. Nikt nic nie mówił o uczestnictwie w bezpośredniej potyczce. Co prawda ma zdobyć pył ze spopielonego wampira, ale to zawsze można załatwić później i po znajomości. Przecież nikt nie będzie się czepiał, że sam nie wbił mu kołka w serce. A jak to dobrze rozegra, to może nawet uda się wyjść z całej tej kabały bez szwanku?
" Doprowadzę łowców do zwierzyny, a potem niech się dzieje wola bogów. Randal mi świadkiem, że nie po to uratowałem się spod pętli, żeby kłaść głowę pod wampirzy topór!"
- Wstawaj, "przepatrywaczu" - usłyszał złośliwy głos dobiegający z pod kaptura stojącego nad nim morryty. - Odprowadzę cię do twojego pomieszczenia na tę noc.
Niziołek wypluł ogołoconą kość i ruszył za nim, stukając gołymi stopami o płaskowyż. Kluczyli tak kilka minut, zostawiając daleko za sobą biesiadną gromadę.
- Powiedz, gdzie mnie prowadzisz? - zapytał grzebiąc bezceremonialnie paznokciem w zębach, gdy tylko zostali sami. Kapłan zdawał się go nie słyszeć albo ignorować. Zrzucił ręce za głowę.
- Aleście wy ponurzy. Umarło by się wam, gdybyście kiedyś się trochę rozerwali?
Sposób w jaki mężczyzna łypnął na niego tylko potwierdził krążące plotki, że śmiech faktycznie szkodził morrytą i mógł u nich wywołać przedwczesną śmierć.
Przez resztą podróży nie odzywali się do siebie ani słowem. W pewnym momencie zakonnik zatrzymał się przed niczym nie wyróżniającymi się drzwiami i wyciągnął pęk kluczy. Niklas spojrzał do wnętrzna małej, kamiennej i pozbawionej czegokolwiek na kształt wygód, celi. Skrzywił się.
- Czy naprawdę muszę zostawać tutaj? Przecież podobno obiecano mi odpust.
- Polecenie brata Marcusa - odparł tajemniczo mężczyzna.
- No wiem, ale... - Niklas podrapał się stopą w owłosioną łydkę i cmoknął z niezadowoleniem. - Podobno mieliśmy się przygotować. Jak mam to tutaj zrobić? Potrzebuje przecież pójść po własny ekwipunek. Przygotować się. Odprawić... rytuały. No ogólnie zabezpieczyć się. Przecież w takim stanie będę wyłącznie ciężarem.
Niziołek wykorzystywał cały urok osobisty, aby przekonać zakonnika do swoich racji.
- A co jeżeli zawiodę? Przecież to może narazić całą tę świętą wyprawę na szwank! Czy jest sens tak ryzykować? Brat Marcus z pewnością by to zrozumiał, gdyby znał całą sytuację. Czy chcesz być odpowiedzialny za fiasko wyprawy?
- Polecenie brata Marcusa - powtórzył mężczyzna z uporem. - Uprzedzał również, żeby nie dawać wiary niczemu co będziesz chciał powiedzieć. Z rana wszystkiego się dowiesz.
Niklas podrapał się za uchem.
- Uprzedzał, co? To może dałbym radę sam z nim...
- Właź! - zareagował ostrzej zakonnik i popchnął niziołka do środka. Zaraz potem dało się słyszeć szczęk klucza w zamku. Nie pozostało nic innego jak ułożenie obie siennika.
Mimo wszystko długo nie mógł zasnąć. Przypominał sobie gdzie poukrywał swoje rzeczy i czy przypadkiem nie zapomniał czegoś, co może przydać się mu w trakcie wyprawy. Przynajmniej w tej nowej celi było sucho. I widoki również były niczego sobie
 
__________________
you will never walk alone
Noraku jest offline  
Stary 27-10-2019, 12:37   #19
Dział Fantasy
 
Avitto's Avatar
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
Cela wątpliwości

Rankiem Niklas czuł się, jakby nie spał. Zdarzenia poprzedniego wieczora wisiały nad nim i jego losem dodając mu utrapień i kolejnych nici w i tak niemałym kłębku myśli. Wstał z siennika, przeszedł się do drzwi, obrócił na pięcie i podciągnął do małego okienka. Cieszył oczy tym widokiem. Daleko w dole widział siegfriedhofską przystań nad rzeką Stir. Jeśli oczy go nie myliły do miasteczka zbliżała się łódź pełna niziołków – wyglądała na łódź pełną niziołków, dokładnie taką samą jak przybywała dziesięć, dwadzieścia i trzydzieści lat temu. Ciężko było pomylić zielony kadłub dużej kabinówki z czymkolwiek innym.

Niziołkowie z Krainy Zgromadzenia bywali w tych okolicach regularnie, odwiedzali bowiem mogiły bliskich poległych w dawnych i niedawnych czasach. Za każdym razem na pokładzie znajdowała się jakaś nowa twarz, będąca w trakcie podróży do korzeni własnej rodziny. W Siegfriedhofie wielokrotnie zatrzymywali się by uzupełnić zapasy.

Niklas aż tupnął z podniecenia. Podskoczył do drzwi, by rozmówić się z pilnującym go zakonnikiem. Za nimi jednak nikogo nie było. Zaparł się o deski, by lepiej widzieć świat po drugiej stronie lufcika. Drzwi ustąpiły. Cały ten czas były otwarte.


Rynek emocji

Harald po raz pierwszy od dawna widział świat nieco inaczej, jakby opadła mglista poświata. Dżdżysty poranek tylko podniósł jego poziom determinacji. Idąc w kierunku rozpadliny mijał pracujących ludzi. Przyglądali mu się z co najwyżej obojętnością.

Tuż obok niego upadła kobieta, która razem z najwyżej dziesięciolatkiem ciągnęła po mokrej ziemi kilkumetrową kłodę. Jej czerwone i spuchnięte dłonie znaczyły odciski. Duża piła zaczepiona na transportowanym pniu spadła z łoskotem na darnice przed czyimś domem. Chłopiec podbiegł do matki, by pomóc jej wstać.

Nieco dalej rycerz napotkał tutejszego grabarza, którego jesienią tak brutalnie zbił Dieter. Mężczyzna pod wpływem czasu, pogody i alkoholu zgarbił się jeszcze bardziej. Na wózku miał dwa ciała. Wyglądały bardzo podobnie: blada skóra, szpony zamiast paznokci, opuchnięte stopy i twarze. Oba ważyły nie więcej jak czterdzieści kilogramów. Grabarz właśnie ładował trzecie cało. Było porzucone na ulicy, zawinięte w ubłocone płótno.


Deszczowa uliczka

Coruja i Eryastyr wyruszyli dobrze znaną uliczką wzdłuż południowego muru. Na ich drodze stanęła grupka ludzi zupełnie tarasująca przejście. Wszyscy nieśli rośliny. Na zbiegu dwóch ulic znajdowała się kapliczka Taala.
Mieszkańcy nie byli skłonni do rozmowy. Pochłaniał ich zupełnie prowadzony rytuał lub modlitwa, w czasie którego sadzono przyniesione rośliny. Wszyscy byli mokrzy od deszczu i brudni od błota. Nikt jednak nie narzekał. Mimo widocznego braku przewodnika godnie znosili warunki pogodowe.

Osób było około trzydzieści, różnych płci i wieku. Nie stanowiło problemu, by przecisnąć się między nimi dalej lub pójść okrężną drogą obok strażnicy.
 
Avitto jest offline  
Stary 30-10-2019, 15:50   #20
 
Phil's Avatar
 
Reputacja: 1 Phil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputację
- Pomogę wam, matko. - Nim jednak Harald podał rękę kobiecie, wstać pomógł jej syn. Rycerz odchrząknął i złapał koniec kłody. - To wasz opał na zimę?

- To na skup niesiemy
- wychrypiała kobieta. Zupełnie zaschło jej w gardle. - Odkąd mąż zginął jesienią musiemy zarabiać, panie. Do niedawna za drewno najlepiej płacili - tłumaczyła łamiącym się głosem.

- Jak powiedziałem, pomogę.

Grossheim pociągnął kłodę. Wysłałby kobietę do twierdzy, pewnie przydałaby się tam jakaś pomoc, a ona mogłaby zarobić grosz czy dwa. Tyle, że zakon tak odgrodził się od tych, których miał bronić, że chyba nie miałoby to sensu. Kilka minut później niosący pień dotarli na przystań. Wdzięczna kobieta miała kłopoty z doborem słów podziękowania.

- Nigdym nie widziała tyle dobroci w jednym zakonniku. By cię bogowie długo w zdrowiu chowali, panie.

- Nie jestem…
- zawahał się na chwilę i zrezygnował z tłumaczenia. - Pilnujcie się, siebie i syna.

Poza skupem drewna prowadzonym przez dwóch flisaków była tam też grupka zirytowanych ludzi. Z ich ust w kierunku sunącej po rzece łodzi leciały wszelkie możliwe obelgi i inwektywy.

- Jebane karzełki! - krzyknął ktoś zdradzając, kogo spodziewał się dostrzec na pokładzie.

Zgromadzeni na brzegu okazali się zwykłymi rasistami manifestującymi swoje niezadowolenie. Nie było żadnej gwarancji, że ich niezadowolenie skończy się na lżeniu przejezdnych. Pilnowanie porządku w mieście nie należało jednak do zadań rycerza, poza tym zmitrężył już dość czasu. Wzywał go inny obowiązek. Nie widział wokół strażników, ale zauważył znanego mu dobrze żebraka, który za drobne pieniądze odwdzięczał się informacjami z miasta.

- Hej, masz tu szylinga. - Rzucona moneta nie spadła na ziemię. - Dasz znać straży o możliwej rozróbie na przystani.

Grossheim odwrócił się i ruszył szybkim tempem w kierunku twierdzy. Chwilę później morryta spotkał starego grabarza zbierającego trupy z ulicy. Złapał ciało za kostki i pomógł wrzucić je na wóz. Jego uwagę zwróciły nienaturalnie długie szpony u martwych i z ciekawości zerknął na dłonie właśnie zebranego truposza.

- Takie pazury to często teraz widzicie? - zagadnął starca, oglądając jednocześnie ciała w poszukiwaniu innych anomalii.

- Co który tak ma. Choroba głodowa, cyrulik tak mówili.

- W życiu nie słyszałem o czymś takim
. - Głód w Sylvanii nie był czymś nadzwyczajnym. - Dobrze żeście zapamiętali słowa?

- Ten konował to mundry człek, mądrze gada. Tak mówił, nie inaczej.

- Skoro tak mówicie.


Harald mechanicznie zmówił jeszcze cicho krótką modlitwę do Morra za tych zmarłych, myśląc jednocześnie o tym, żeby spytać o tę chorobę medyka poznanego na płaskowyżu. W drodze do twierdzy jego uwagę zaprzątało coś innego. Przed oczami ciągle miał obraz twarzy wampira. Zaciskał dłoń na uchwycie swojej broni, jakby chciał wyciągnąć już teraz. Był gotowy do walki, czekał na nią, choć znał już jej wynik.

Wojskowy medyk, Janos, potwierdził teorię cyrulika z Siegfriedhoffu. Rozpoczął nawet naukowy wywód, ale Grossheim przerwał mu machnięciem ręki.

- Nie ma na to czasu. Skoro obaj mówicie to samo, czuję się uspokojony. Powodzenia w waszej misji.

Znów myślał o O’Reidzie.
 
__________________
Bajarz - Warhammerophil.
Phil jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:06.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172