Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-10-2019, 11:00   #21
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Coruja widząc “świętująca grupę” zatrzymała się się nagle.
- Nie… Nie idźmy tam…- Zająknęła się cicho, łapiąc starszego elfa za ramię. Im dłużej patrzyła na ścianę z żywych ludzkich ciał tym czuła narastającą w niej panikę.

Eryastyr przeniósł wzrok z grupy ludzi na elfkę.
- Obejdźmy ich bokiem - powiedział, równocześnie skręcając w boczną uliczkę. Dzięki temu manewrowi mogli ominąć tamten tłumek.
Nie przeszkadzając w zgromadzeniu udali się dalej równoległą uliczką. Ta dla odmiany była odludna - podążał nią jedynie samotny mężczyzna z workiem. Za nim, od co najmniej kilkunastu metrów ciągnął się ślad z ziaren, które wysypywały się z worka przez małą dziurkę.
- Hej! - Eryastyr krzyknął w ślad za niosącym worek. - Proszę się zatrzymać na chwilę.
W uszach zaczepionego prośba musiała jednak brzmieć niby groźba śmierci. Odwrócił się przez ramię przyspieszając kroku a gdy upewnił się co widzi zerwał do biegu kurczowo trzymając worek. Ziarna wysypywały się, a on skręcił gwałtownie w lewo.
- Gubisz ziarna! - zawołał za nim elf. Z nikłą nadzieją, że uciekający posłucha.
- Może komuś ukradł... - powiedział cicho do swej towarzyszki.

- Robią co mogą by przeżyć... Trudno im się dziwić po tym wszystkim - Coruja odpowiedziała kierując się dalej uliczką. Starała się oddychać by się uspokoić po lekkim strachu przytarganym z poprzedniej uliczki.

- Ale po co ma wszystko stracić - skomentował to elf. Nie ruszył jednak w pościg, pozostawiając sprawę rozdartego worka w rękach niosącego.

- Powiedziałeś mu o tym a on wolał to zignorować…- Coruja zapatrzyła się na powoli zlatujące mniejsze wróble. - ...ale przynajmniej ktoś skorzysta.

- Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło
- filozoficznie odparł Eryastyr, równocześnie rozglądając się dokoła. Być może był przeczulony, ale wolał mieć pewność, że nikt go nie zaskoczy i nie zaatakuje znienacka.
 
Obca jest offline  
Stary 01-11-2019, 16:53   #22
 
Feniu's Avatar
 
Reputacja: 1 Feniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputację
Wstępniak


Hubert obserwował wejście Haralda - rycerza któremu nie raz już składano propozycję przystąpienia do bractwa. Nie znał go osobiście. Nigdy nie zamienił z nim nawet słowa, ale teraz słuchał co opat miał do powiedzenia. W głosie wciąż miał słowa brata Marcusa “ - i ty z nimi pójdziesz Hubercie”, z jednej strony ciesząc się, że znów zażyje wolności jaką jest wędrówka, z drugiej strony to teraz tutaj był jego dom - Twierdza Czarnego Kruka. Był już na ukończeniu zdobywania umiejętności bycia akolitą zakonu, przeczuwał że TA WYPRAWA pozwoli mu się stać lepszym, aż stanie się pełnoprawnym kapłanem.

- Bracia i siostry. Nie jest zemstą przebaczenie i modlitwa za bluźniercę. Słusznej zemsty dokonuje się z trudnością i powoli. Wielkim kosztem odparliśmy ostatni atak. Dziś wiemy, że był to tylko incydent. Wiemy też więcej o tym, kto ataku dokonał. - wybrzmiewały słowa … -Niniejszym ogłaszam, że zaniesiemy mu adekwatną zemstę. Jego leże to ruiny twierdzy Vanhalden. Poślemy tam dziesiątkę.

Wszystko potoczyło się szybko, może z jednej strony dobrze, brak było czasu na wątpliwości czy sobie poradzi. Ledwo rada rozpoczęła swoje obrady, to już je zakończyła, a on wraz z Leonem, Haraldem i Marucsem szli w kierunku namiotu.

W namiocie sporo było ludzi, niektórych znał z widzenia inni chyba niedawno przybyli do Siegfriedhof. Uwagę Huberta wzbudził elf, też miał wziąć udział w wyprawie. Akolita nic nie jadł nic nie pił. Siedział tylko cichcem na wąskiej ławie i słuchał, sam nie miał w zwyczaju odzywać się niepytany, ot takie przyzwyczajenia z młodości.

Marcus wychodząc z namiotu skinął na Huberta, a gdy znaleźli się już na zewnątrz gdzie wiejący wiatr i padający deszcz wraz ze śniegiem sprawił że musiał dobrze wsłuchiwać się w słowa brata, przekaz jednak był krótki - Dla ciebie mam zadanie - rzekł Marcus - przygotujesz pakunki na wyprawę i objuczysz nimi zwierzęta - po tych słowach w ciszy wrócili do twierdzy, Marcus do swej celi, a Hubert zabrał się za pakowanie, a w jukach znalazły się najważniejsze jego zdaniem przedmioty potrzebne do takiej misji, wyprawy, tego czegoś … a było tam można znaleźć między innymi linę, więcej niż parę śpiworów, duży namiot, oraz kilka najpotrzebniejszych rzeczy do rzucania czarów nie zapominając o kołkach i wodzie święconej oraz kadzidle. Wszystkie te potrzebne rzeczy rozłożył pomiędzy dwa muły i dwa konie juczne.

Noc była długa, zmęczony pakowaniem Hubert zasnął na dwie godziny przed świtem w swojej celi którą dzielił wraz z dwojgiem akolitów, by o świcie spakować tylko żywność i świeżą wodę i wyprowadzić juczne zwierzęta na skraj rynku. Pogoda była lepsza, przynajmniej na razie nie padało.

Niewysoki i szczupły dość dwudziestolatek stał pilnując przygotowanych do wyprawy zwierząt, mając nadzieję, że swoje wszystkie rzeczy też spakował. Dotknął wisiora - czarnej róży wiszącej na rzemieniu - czas ruszać - rzekł do siebie.
 

Ostatnio edytowane przez Feniu : 02-11-2019 o 22:46.
Feniu jest offline  
Stary 03-11-2019, 12:03   #23
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Nad oszronionym bagniskiem unosiła się mgła. Szron siadał na twarzach wędrowców, gałęziach i wszystkim dookoła. Droga wiodła ich groblą wprost do kolejnej leśnej gęstwiny. Wilgotność dawała się we znaki od kilku dni. Zima była tuż za progiem. Młoda magini ponuro rozglądała się lekko dygocąc. Powinna pomyśleć o dodatkowych ubraniach na chłod. Póki co koc zdawał egzamin, ale jak dotrze do miasta będzie musiała zakupić coś cieplejszego. Nie rozmawiała za wiele z towarzyszami jej obecnej podróży. Wolała się poświęcić studiowaniu swojej księgi.
Wieczorem znów popasali w lesie. Według prowadzącego ku Siegfriedhof rycerza mieli przed sobą jeszcze dwa dni drogi. Właścicielka dużego, czarnego psa sprawnie skrzesała ogień. Nie zawodził wiatr, a wałęsające się na horyzoncie wzroku, bladozielone dusze. Róża posyłała im nienawistne spojrzenia. Nie było jednak jeszcze czas. Potrzebowała zebrać więcej sił nim będzie mogła cokolwiek zrobić z takimi elementami… Choć równie dobrze kapłani Morra powinni być w stanie odprawić egzorcyzmy. Było w pewien sposób zastanawiające, że tak blisko ich placówki znajdował się przeklęty las. Z drugiej strony bliskość Sylwanii była równie niepokojąca i wszystko można było jakoś wytłumaczyć. Chcąc zrozumieć lepiej fenomen nawiedzonego lasu dziewczyna skoncentrowałą się na wiatrach jakie przepływały przez to miejsce. Ciepło ogniska ułatwiało zapanowanie nad ciałem co by umysł był wolny od fizycznych ograniczeń. Na wpoły słuchała o czym rozmawiają jej tymczasowi towarzysze. Ne chciała co prawda być niegrzeczna, ale zdawali się być na tyle zajęci sobą aby nie zawracać im głowy.
Obserwowała więc w milczeniu przemieszczające się w przestrzeni mgiełki Ghur i Ghyran, ale też Ulgu, Azyr i Shyish. Tego ostatniego najwięcej było w miejscu, do którego zmierzali.

***

Wieczorem drugiego dnia orszak stanął w Siegfriedhofie. Osada wyglądała na częściowo opuszczoną, a charakterystyczny odór śmierci krył się niemal wszędzie.
Mimo to ludzie byli na ulicach. Większość z nich bardzo już szczupła. Zajmowali się swoimi sprawami jakby ich położenie nie wywierało na nich większego wrażenia. Powód takiego zachowania był prosty: już dawno przestali się bać panicznie. Ich strach miał charakter permanentny i wyniszczający, jego miejsce na piedestale zajęły jednak inne potrzeby: ciepła i zaspokojenia głodu.
Od zachodniej bramy skierowali się za rycerzem do zajazdu “Uśmiech Morra” Na miejscu okazało się, że wolna obecnie była jedna izba, którą zajął von Risen. Część orszaku do oberży nie dotarła, rozpierzchli się po okolicy w drodze. Kobieta z psem sprawnie postanowiła znaleźć miejsce do spania w jednym z opuszczonych domów. Róża również musiała podjąć jakąś decyzję.
Po ogrzaniu się przy kominku i spożyciu ciepłego posiłku, który stanowiła cienka zupa, dziewczyna odzyskała klarowność myśli. Dostrzegła spojrzenia kierowane w jej stronę, nierzadko przeskakujące między jej twarzą, a księgą zawieszona u pasa. Pozostawiła je bez odzewu. Spodziewała się podobnych reakcji. W szczególności po mieście w takim stanie. W mroku co prawda nie przyszło jej dostrzec wszystkiego dokładnie, ale po tym co słyszała nie spodziewała się nad ranem ujrzeć wesołych twarzy.
Odbyła z karczmarzem długą dysputę o tym aby pozwolił jej przenocować w głównej izbie przy kominku. Zobowiązała się, że przypilnuje ognia. Pochowała swoje rzeczy do plecaka układając go sobie na brzuchu tak aby miała szansę zauważyć gdyby komuś przyszło do głowy grzebać w jej rzeczach. Zamknęła oczy jak ostatnia osoba zniknęła z głównej izby. Poranek przywitał ją dogasającym ogniem. W nocy dołożyła ze dwa razy. W kolegium zdarzało jej się podobne rzeczy robić to i tu nie miała z tym problemu. Ponownie wrzuciła kolejne kłody drewna do paleniska. Jak tylko karczmarz się pojawił zamówiła proste śniadanie i wybyła na wymizerniałe miasto. Chciała się dostać do siedziby zakonu. Pytając przechodniów szybko dowiedziała się, że to miejsce jest nie dość, że oddalone to przede wszystkim mało dostępne. Nie zniechęciła się. Pytała dalej słysząc coraz to dziwniejsze opowieści. Nic tylko samemu sprawdzić! Było to pewnego rodzaju wyzwanie, które chciała podjąć. Najpierw jednak musiała, zgodnie z tradycją i wymogami zaanonsować komukolwiek z obecnych w mieście praworządców swoją obecność. Być może jest tutaj jeszcze jeden mag? Z nim również musiała się przywitać.
Na początek udała się do strażnicy. Tam mało rozgarnięty kapitan straży, młody człowiek o aparycji bandyty, przywitał ją oraz wyraził nadzieję, że nikt nie raczy jej się narzucać. To jedno miała za sobą.
Drugiego maga zlokalizowała z łatwością. Niemal każdy w Siegfriedhofie był w stanie wskazać mogiłę gromowładnego elfa, którego gawiedź okrzyknęła Panem Chorągiewką. Horrson, oberżysta, wszystko Róży wyjaśnił i polecił pachołkowi, by zaprowadził ją na cmentarz. Według miejscowych zginął podczas jesiennych walk. Teraz na jego grobie, otoczonym okrągłymi, rzecznymi skałami ziemia była całkowicie gładko zasklepiona.
Maginię przez moment korciło sprawdzić swoje umiejętności i wykorzystać jeden ze znanych jej czarów. Zaraz jednak wspomniała słowa swojego mistrza. Czar był trudny i choć shyish przytłaczał wręcz, to brakowało jej zwyczajnie pytania. Mogłaby zadać tylko jedno, a miała ich wiele. Spojrzała na pachołka, który ją przyprowadził.
- Do zakonu też dalibyście radę mnie zaprowadzić? Przynajmniej część drogi.
- Noo… może lepiej nie…
- A kto mógłby mnie zaprowadzić?
- Noo...
- Dobrze popytam - odparła nie mając cierpliwości dla człowieka. Tak czy tak musiała trafić do klasztoru. Wracając do miasta pytała każdego kogo spotkała. Jedni odsyłali ją dalej inni wzbraniali się. Już myślała, że będzie musiała sama sobie poradzić z nieznanym kiedy dostrzegła kogoś w szatach Morrytów. Akolita. Dziękując w duchu Panu Śmierci zaczepiła go i po grzecznej wymianie słów namówiła do zaprowadzenia do Zakonu. Jedynym przystankiem po drodze jaki chciała zrobić był zakup cieplejszej odzieży. Garść monet i jedną rzewną historię straty bliskiej osoby później magini mogła zmierzyć się z legendarną już w jej mniemaniu droga do zakonu.
Nowicjusz sprawnie poprowadził Różę do rozpadliny. Tam, po kamiennych stopniach wędrowali długo w górę, aż dotarli do przepaści, którą należało przeskoczyć korzystając z drewnianego podestu.
- Bogowie… - mruknęła magini oglądając podest i przepaść. Od razu przypomniała sobie ten jeden raz, który przyszło jej odwiedzić piramidę światła w Altdorfie. Jeśli to wejście będzie bardziej problematyczne od tamtego będzie mogła pogratulować kapłanom szczytu kombinowania. Odwiedzanie jej własnego kolegium było obarczone iluzją dla niewprawionych gości. Porzucając rozmyślania zebrała się na odwagę i rozbiegła się aby przeskoczyć rozpadlinę.
Wylądowała na kolanie, boleśnie je obijając. Nowicjusz z troską pochylił się, by pomóc jej wstać. Gdy podniosła wzrok ujrzała spodziewaną iluzję - skrzętnie utkany z magii czarny całun miał za zadanie zapewne zniechęcić gości. Na pewno wystawiał ich na próbę. Róża przejrzała zaklęcie i dostrzegła to, co iluzja kryła - w skalnej ścianie błyszczały setki minerałów, od których biło blade światło.
Jej przewodnik poprosił ja, by dalej podążyła za nim. Na końcu korytarza z minerałami znajdowały się drzwi, a za nimi spiralne schody prowadzące w górę. Po kilku minutach wspinaczki dotarli do kolejnych drzwi. Tam nowicjusz zapukał dwa razy a drzwi uchyliły się umożliwiając przejście.
Znaleźli się w praktycznie urządzonej jaskini. Jej centralny punkt stanowiły kolejne schody, tym razem szerokie i pozbawione barierek. Z pomieszczenia powyżej wiał chłód i dobiegało blace światło dnia. W uchwytach na ścianach płonęły pochodnie. Tutaj nowicjusz zostawił Róże z furtianem, obiecując, że niezwłocznie powiadomi opata o jej przybyciu.
W suchej jaskini czas nie ciągnął się jak na wilgotnej powierzchni. Choć zdecydowanie nie było tam ciepło dziewczynie udało się chwilę odprężyć bo wyczerpującej wspinaczce i ochłonąć przed spotkaniem. Rozmasowała potłuczone kolano i rzuciła spojrzeniem na furtiana.
- Nie masz zbyt wiele do roboty, prawda? - zagaiła do niego chcąc pozbyć się niezręczności jaka ją ogarnęła.
- Niespokojne są czasy, więc i tu musi być czyjeś czujne oko - odparł młody mężczyzna.
- Kim jeste…
Jego pytanie jakby wygasło, bowiem do sali wszedł właśnie opat. Nie był chudy ani gruby. Ani wysoki ani niski. Z całą pewnością był niemal zupełnie łysy. Proste siwe włosy ostały mu się jedynie z tyłu głowy.
- Olaf Sehz, opiekuję się Zakonem i jego włościami. W niedługim czasie jesteś pani już drugim magiem w naszych progach.
- Róża z Altdorfu przybyła w mury waszego miasta. Miło mi poznać ojcze. - dziewczyna oficjalnie się przedstawiła delikatnie się kłaniając. - Miałam okazję poznać poprzednika. Wygodnie mu się leży - na twarzy Róży pojawił się drobny uśmiech. - Przybyłam tu jednak aby wspomóc was w problemach jakie doszły do mych uszu. Jako przedstawicielka kolegium ametystu nie mogłam pozwolić sobie na ich zignorowanie. Prawdą jest, że zostaliście zaatakowani przez wampira?
Opat kulturalnie przerywał i słuchał młodej adeptki.
- Walka na jesieni spadła na nas niezapowiedziana. Wampir tworzył oddziały nieumarłych w lesie i wieczorem przystąpił do ataku. Okazał się bardzo silnym przeciwnikiem, bowiem plugawym rytuałem ściągnął wprost na miejski rynek mściwe zjawy by siały zamęt wśród obrońców.
Zakonnikom udało się uniemożliwić wampirowi splugawienie miejscowego cmentarza i powołanie kolejnych zastępów martwych ciał. Wielu naszych przy tym zginęło. Przeżył jedynie Harald von Grossheim, z którego relacji znamy to wydarzenie.
- Gdzie on teraz jest? Mogę z nim porozmawiać?
- Mieszka w oberży w miasteczku. Nie wiem, czy będzie skłonny do rozmowy. Poślę kogoś po niego -
to mówiąc skinął na nowicjusza u szczytu schodów.
- Wiecie coś bliżej o tym wampirze?
- Jeszcze nie. Niedługo ma do nas dotrzeć oddział zwiadowczy, niosący raporty z Sylvanii, być może w nich znajdziemy odpowiedź. Wtedy przygotujemy odwet.

- Rozumiem. Istnieje w takim razie możliwość abyście udzielili mi noclegu do czasu wyprawy? Będę mogła wtedy pomóc w jakichkolwiek przygotowaniach.
Opat po krótkim namyśle kiwnął głową. Zdawało się, że jeszcze coś mu ciąży.
- Czy coś was trapi opacie? - magini postanowiła nie udawać, że nie widzi.
- Zbyt wiele, by być radosnym i zbyt mało, by obciążać innych tym ciężarem - odpowiedział wielebny Olaf nie uśmiechając się.
- Oczywiście przeznaczymy dla pani pokój w nadziei, że nasze surowe warunki okażą się wystarczające. Możemy udać się tam od razu - dodał wskazując ręką na schody.
Ruszyli. Po wyjściu nadmurówką na świeże powietrze owiał ich znajomy, zimny wiatr. Kilkadziesiąt metrów dalej, na zupełnie płaskim wierchu wysoczyzny stał zamek z matowego, czarnego kamienia. Podążali wprost w jego kierunku ścieżką stąpając po rozrzuconych kamieniach. Minęli z lewej kamienną mogiłę z ziejącym zimnem wejściem, obłożoną dookoła niskim ogrodzeniem z białych skał.
- Nie znajdzie się tu obecnie praca godna czarodzieja. Mamy tu natomiast krasnoludzki mechanizm, ciekawą formację geologiczną oraz skupisko wiatrów magii, które od wielu lat Zakon pilnuje przed czarnoksiężnikami. Wszystko to można obejrzeć.
- Z wielką chęcią. Proszę mnie jednak nie traktować tylko jako maga. Jestem dodatkową parą rąk do pracy. Nie obca jest mi praca fizyczna nawet jeśli nie stanowiła ona podstaw mojego wykształcenia.
Róża w towarzystwie opata przekroczyła bramę twierdzy. Dalej korytarze udali się na piętro, gdzie Olaf wskazał jej kwaterę.
- To tu. Kuchnia jest na dziedzińcu od północy.
Już miał się żegnać, gdy po schodach wbiegł nowicjusz.
- A gdzie rycerz? - zapytał opat.
- Zmilczał. Chyba nie przyjdzie - odpowiedział akolita, na co jego przełożony tylko rozłożył ręce.
- Być może innym razem będzie w nastroju - podsumował i odszedł.

***

Tydzień później Róża z balkonu nad salą zgromadzeń przyglądała się radzie Zakonu. Był tam również oczekiwany rycerz.
Przyniesiony raport pozwolił na zaplanowanie zemsty, co zapaliło żar nieznanego pochodzenia w tych zwykle spokojnych ludziach.
Zgodnie z planem, następnego dnia mieli wyruszyć. Róża, razem z bratem Marcusem miała udać się Vanhalden tropem wampira, Haralda O’Reid.
Dziewczyna była bardziej niż gotowa wyruszyć. Choć zakonnicy traktowali ją jak gościa, a ascetyczne cele nie dokuczały zanadto był już czas aby zacząć działać. Shyish wołał aby zakończyć sprawę z wampirem, aby umarł i odszedł w zapomnienie. Tak to przynajmniej interpretowała młoda magini. Ilości sprzyjającego jej wiatru sprawiały, że chciała z niego zaczerpnąć garściami. Jego natura jednak przynosiła rozsądek. Mogła sobie nie poradzić z taką ilością mocy na raz. Bez problemu wiatr mógłby wymknąć się spod jej kontroli i poczynić więcej szkód niż dobra. Tego zaś nie chciała. Miejscowym było, aż nadto trudności. Zapewne bardziej ucieszyliby się gdyby ktokolwiek z jadeitowych się pojawił. Pytaniem było tylko czy przy takiej ilości ametystowego wiatru cokolwiek by zdziałał.
Róża kilkukrotnie pomagała zakonnikom w najprostszych pracach. Na polowaniu i roli znała się nijak, ale przy odpowiedniej instrukcji cokolwiek była w stanie zrobić. Wieczory najczęściej spędzała na rozmowach z co bardziej wyedukowanymi mnichami aby uzupełnić swoją wiedzę o nieumarłych. Młody umysł chłonął każdą wiedzę, nawet jeśli brzmiały zbyt jak wioskowe powiedzenia. O świcie ćwiczyła kontrolę nad shyish. Drobne czary splatała próbując sprawdzić jaki efekt będzie na nie miała przytłaczająca ilość wiatru. Czy w ogóle da radę nad tym zapanować. Jeden wieczór poświęciła na napisanie listu do swojego byłego już mistrza. Zaskakująco tym razem serce jej nie zabiło, poliki nie zarumieniły, a oddech był równy. Zrzuciła to na wiatr. Ostatni dzień przed wyprawą poświęciła na przygotowanie się do wyprawy. Sprawdziła ekwipunek, dokupiła nieco zapasów (z niemałym trudem) oraz przygotowała się mentalnie na długi czas spędzony z dala od miast. Szła na polowanie. Pierwsze w jej życiu polowanie na wampira - oby nie ostatnie. Słusznie się denerwowała. Miała pewne wątpliwości czy nieznającym się w ogóle ludziom uda się stworzyć na tyle zgrany zespół aby wypełnić misję. Pomodliła się o to do Morra. Czas nadszedł aby poznać pozostałych uczestników wyprawy.
 
Asderuki jest offline  
Stary 04-11-2019, 09:27   #24
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Bose stopy klapnęły o posadzkę celi. Niziołek przetarł oczy pozbawiając się resztek snu z powiek. Wstał z siennika i przeciągnął się. Stawy chrupnęły, jak to miały w zwyczaju od bez mała pięciu lat. Zaraz też wraził sobie kułak w lędźwie raz z jednej strony a raz z drugiej, chcąc rozmasować miejsca pulsującego bólu. Zdecydowanie gdyby miał co do powiedzenia to dobierał by sobie lepiej miejsca na nocleg, ale los nie zawsze były szczodry pod względem wyboru. Przeszedł się kilka kroków po kwaterunku. Miał jakieś 35 stóp powierzchni do zagospodarowania. 35 stóp i nic na czym można by zawiesić oko. Spróbował więc zerknięcia na zewnątrz. Widok rozpościerał się wprost na rzekę i znajdującą się przy niej przystań. A w oddali widać było zbliżającą się kabinówkę, pełną jego krajan.
Cholera, to już?

Szykował się na przybycie tej łodzi odkąd praktycznie wrócił do miasta. Wiedział, że przybędzie, jak co roku zresztą. Wiedział też, że przywiozą odrobinę towaru na handel, ale przede wszystkim brzęczące monety, które chętnie wymienią na przewodnika i historię o szlachetnych czynach ich przodków. Niklas nie wiedział wiele o jednym ani o drugim, ale wiedział jak opowiadać, żeby ludziom powyłaziły węże z kieszeni i gdzie szukać mogił o mniejszych rozmiarach. Liczył, że trochę wzbogaci się na naiwności przyjezdnych, zgodnie z wielowiekową tradycją. Teraz mógł co najwyżej pocałować klamkę, bo jego „ochotnicze zaprzysiężenie” raczej nie będzie czekać. Z chęcią jednak poszedłby na przystań i poobserwował łódź. Tak jak to robił gdy był małym, wesołym i rezolutnym szkrabem. W końcu to w taki właśnie sposób jego rodzice przywędrowali do tego miasta, zakładając rodzinę oraz prowadząc wyrób pasztecików z mięsa. Każdego roku, odkąd mógł i dopóki nie uciekł z miasta, stał razem z ojcem i witał przybyłych dobrą nowiną oraz pachnącymi pasztecikami. Była to więc pewnego rodzaju tradycja.
Zerwał się od okna i przypadł do drzwi, tupiąc w nie nogą. Chciał zwrócić na siebie uwagę pilnującego go akolity, żeby może wypuścił go wcześniej. Jakim więc jego zdziwieniem było, gdy okazało się że żadnego strażnika nie ma, a drzwi nie były zamknięte.
A niech to kozioł ślepy kopnie!

Przemierzał puste korytarze z rękoma założonymi nad głową. Nie było słychać nic więcej niż jego własne kroki i tlące się knoty świec. Nie można powiedzieć, że rozświetlały one mroczne korytarze opactwa, ale jemu to niezbyt przeszkadzało. Z ciekawością obserwował ściany korytarzy. Był wcześniej na terenie świątyni dwa razy w swoim życiu, z czego kapłani zapewne wiedzieli tylko o jednym z nich. Ochoty by tutaj zaglądać częściej nie miał, bo chłód i posępność panoszące się po korytarzach przyprawiały go o ciarki.
Wędrował tak przez dobrych kilka chwil, próbując wydobyć z pamięci drogę na zewnątrz. Przez ten cały czas nie spotkał żywej duszy. Martwej zresztą też, co raczej poprawiło mu humor. Burczący brzuch zaczynał coraz bardziej domagać się strawy, więc Niklas rozważył zmianę celu z zewnątrz na świątynną kuchnię. Zagłębił się więc ponownie w mroczne korytarza, polegając teraz bardziej na węchu. Wkrótce też, niczym pies tropiciel, podchwycił znajomy zapach i podążył za nim niepowstrzymywany przez nikogo.
Do czasu aż zza rogu nie wyłoniła się dwójka podobnie ubranych mężczyzn z podobną golenizną na czubku głowy, nie wiedzieć czy z przyczyn naturalnych czy jako tonsura. Obie strony zatrzymały się równie zaskoczone. Burza myśli w głowie niziołka przypominała jego barwną, kędzierzawą czuprynę znajdującą się po drugiej stronie czaszki. Najwyraźniej jego zmysł do improwizacji działał szybciej niż orientacja kapłanów.
- Zanim cokolwiek zrobicie - powiedział głośno, unosząc przy tym obie ręce w pokojowym geście. - To wiedzcie, że ja wcale nie uciekam. Pokój i tak był otwarty a ja po prostu zgłodniałem.
Obaj mężczyźni spojrzeli po sobie i wzruszyli ramionami.

Kilkanaście mgnień oczu później siedział już na zydlu i zajadał się dobrami dostępnymi w refektarzu. Nie było tego wiele, a na jego niziołczy apetyt było wręcz zdecydowanie za mało, ale po kilku dniach więziennych racji nie narzekałby na nic. No chyba że na racje szpitalne.
- Więc mówicie, że mogłem sobie wyjść w każdej chwili - zapytał przegryzając pajdę chleba i siorbiąc zupę cebulową. Nitki tego wspaniałego warzywa zwisały mu na brodzie. - I nikt by się nawet nie zająknął?
Mężczyźni zrobili niepewną minę, co jasno wskazywało, że nie wiedzą. Niklas westchnął, czemu akurat trafili mu się tak małomówni.
- Dobra, ale teraz wyjść mogę? Nikt mnie nie powstrzyma, tylko mam się pojawić na wyznaczonym miejscu w południe?
Tutaj nastąpiło już zgodne pokiwanie głowami. Niklas przechylił miskę i wylizał ją do czysta.
- A…
- Pan ich już nie indaguje dalej - wtrącił się kuchmistrz, zabierajac od niego miski i kubek z resztą cienkiego wina.
Niziołek spojrzał na niego wyraźnie zaskoczony takim tytułowaniem.
- Toż widać, że ci niewiele powiedzą bo i sami niewiele wiedzą. A wyjść możecie, aczkolwiek radzę nie mitrężyć się z przygotowaniami bo ojciec Markus srogi jest. Nie rzuca też słów na wiatr, więc wielkich rzeczy po nim można się spodziewać. Zarówno jako nagród jak i kar.
- Ty zaś wyglądasz raczej na takiego co wie więcej, niż można by się spodziewać.
Mężczyzna wzruszył tylko ramionami.
- Gdy ma się sposobność do słyszenia rozmów tyle co ja, to dowieduje się tego czy owego. Tylko, że pokonwersować o tym zbytnio nie ma z kim.
- No to w takim razie, przyjacielu - Niklas zrobił miejsce przy stole i uśmiechnął się szeroko - jestem twoim wybawicielem.

***

Ponad godzinę później Niklas otwierał drzwi do swojego wynajętego pokoju, bogatszy nie tylko w wiedzę na temat wyprawy, ale również w przekonanie co należy zrobić. Przemyślał też dokładnie co może mu się przydać i co będzie mógł zabrać. Ilość tego pierwszego znacznie przekraczała jego skromne możliwości. Musiał więc dokonać odpowiedniego doboru ekwipunku na wyprawę. Rozkładał to sobie wszystko na łóżku, zanim przystąpił do pakowania swojego wyświechtanego plecaka. Ten sam nie nadawał się zbytnio na takie wyprawy. Był zbyt sztywny i nieporęczny, bo w końcu musiał zabezpieczyć jego “magiczne” mikstury, ale nie miał wyboru. Musiał go zabrać. Obok trafiły najpotrzebniejsze rzeczy. Strój podróżny, skórzana kurta, zapas suszonego mięsa i owoców na tydzień, w końcu nigdy nie wiadomo ile tak naprawdę potrwa wyprawa i czego można się spodziewać na szlaku, proca z zapasem 15 kul jako amunicji, hubka i krzesiwo; zestaw sztucćów z napełnioną manierką oraz amulet z wyrytym symbolem komety z dwoma ogonami. Spojrzał ze smutkiem na to co musiał zostawić w mieście, przede wszystkim miecz oraz swój ukochany imbryczek. Raczej nie będzie w trakcie drogi czasu na herbatkę o piątej.
Decyzja o pozostawieniu miecza, była chyba najcięższą. Co prawda nie potrafił nim władać, ale zawsze jest to jakaś obrona. Musiał jednak jakoś zredukować obciążenie. Liczył więc, że reszta drużyny dzielnie będzie stawać w bezpośrednim boju, nie narażając go zbytnio. A w najgorszym wypadku miał zawsze sztylet ukryty za paskiem. Szybko założył kurtę i amulet pod strój, procę oraz kilka kul przymocował do paska, a resztę sprzętu zapakował do plecaka. Wydobył jeszcze z szafy kapelusz z szerokim rondem i opaskę na oko. Poczuł jakby odjęło mu kilkanaście lat, gdy obracał oba te przedmioty w dłoniach. Na koniec zapłacił jeszcze jego gospodarzowi solidny zadatek, żeby po powrocie móc znaleźć pozostawiony sprzęt nieruszony, a resztę pieniędzy, poza kilkoma monetami w schowanej sakiewce, ukrył. Dopiero wtedy zdecydował się ruszyć na targ.
 
__________________
you will never walk alone
Noraku jest offline  
Stary 04-11-2019, 21:20   #25
Dział Fantasy
 
Avitto's Avatar
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
Płaskowyż, pod bramą twierdzy

Brat Marcus oczekiwał Haralda nie tylko w towarzystwie Leona. Na miejscu byli również bracia Hutter i Jakub, von Risen oraz Dagmar i Theodora. Był również wierny, czarny pies. Nieco zestresowany jak jego właścicielka. Oboje jeżyli sierść i cicho powarkiwali. Niesamowitym było obserwować ich podobieństwo.
Dagmar nie przyjęła lekko wieści, że odmówiono jej miejsca w wyprawie. W całej sytuacji rycerz Albrecht starał się zachować zimną krew łagodząc spór i wskazując na zalety, które bardziej przysłużą się w puszczy niż w Vanhalden. Ostatecznie dziewczyna odpuściła okazywanie niezadowolenia. Większą pokorą wykazała się również przeniesiona Theodora. Obie udały się pod namioty by przywitać swych kompanów.
Wtedy Harald zobaczył Różę. Mógłby przysiąc, ale jedynie przed samym sobą, że na chwilę jego serce zabiło szybciej. Młoda dziewczyna roztaczała wokół siebie powagę właściwą morrytom, tak podobną do aury Elsy Mars.
- Spotykamy się tu nie bez powodu - zaczął Marcus bez powitania dłonią wskazując klęcznik pod płaskorzeźbą wielkiego kruka na kamiennej belce.
Gdy zajęli miejsca do modlitwy zjawił się opat i błogosławił im.
- Bądźcie gotowi na śmierć. W przeciwnym razie ryzykujecie, że zginiecie źle - zakończył, a wtedy podnieśli na niego twarze.
Olaf Sehz wyglądał jak co dzień. Jego wzrok był jednak skupiony na modlącej się piątce.
- Brat Jakub do dziś ci nie wierzy. Nikomu nie wierzy w opętanie brata Berta - zwrócił się do Haralda.
- Myślę, że uda Ci się to zmienić jeśli obaj wrócicie do Siegfriedhofu. Bywajcie - powiedział i odszedł.

W drodze na dół Marcus przedstawił Róży, Haraldowi i Leonowi fragment swojego planu, gdy von Risen wysforował się nieco na przód.
- W Lesie Głodu przebywa jeszcze jedna grupa: naszego brata Sigismunda. Jego pomoc w dotarciu do celu może okazać się nieoceniona. Nie wiemy jednak gdzie dokładnie przebywa. W drodze ustalimy, jak go namierzyć. Powinien być przy skraju lasu i wzgórz na południowym wschodzie.
- Hej, chodźcie! - zakrzyknął Albrecht spomiędzy zabudowań. Miał zaniepokojony głos.

- Idź z nim - polecił Marcus Haraldowi.
- Mamy jeszcze jedno do zrobienia - dodał wskazując Róży i Leonowi tłum zgromadzony pod kapliczką Taala.
- Co chcesz zrobić? - dopytywał Leon kapłana.
- To miasto Morra. Nie może ich zostawić odparł tajemniczo i przyspieszył.
Róża poczuła, że kapłan zaczął zbierać w sobie moc.


Handlowe nieporozumienie

Hubert niemal dokończył zakupy. Wiedział, że brat Marcus i tak zadowolony nie będzie bowiem wydał wszystko do ostatniego pensa a mimo to brakowało mu do skompletowania listy suszonego mięsa i wędzonych ryb. O ile pierwsze zwykle było miejscowym rarytasem drugie od pewnego czasu stało się rzadziej spotykane wskutek niewielkich połowów na rzece. Pozostało już tylko zawłaszczyć – prośbą lub groźbą – niezbędne zapasy.

Nowicjusz spróbował mieszaniny prośby, targowania i autorytetu. Wyszło źle. W mieszkańcach coś, co długo się zbierało, pękło. Sklepikarze otwarcie sprzeciwili się dalszemu handlowi lakoniczną odmową. Byli zbulwersowani a jednak bali się powiedzieć za dużo. Zgromadzeni na targu ludzie coraz bezczelniej spoglądali na Huberta krzywo.

Tymczasem na rynek dotarli Coruja, Helga, Eryastyr i Niklas. Z prostopadłej uliczki wypadli również Albrecht i Harald.
 
Avitto jest offline  
Stary 04-11-2019, 23:47   #26
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
- Róża z Altdorfu. Miło mi - młoda magini przywitała się z pozostałymi lecz jej uwagę szybko zabrał Marcus. Słuchała go uważnie przyjmując każde jego słowo. Miała poważną minę. Jej jasnobrązowe oczy skupione były na kapłanie. Płowe włosy związane w niski. luźny kucyk poruszały się lekko na wietrze. Głowę miała przysłoniętą kapturem. Na cieplejszych ubraniach nosiła prostą szatę z mocno wypłukanym kolorze fioletu. Nawet bliżej mu było do różu niż fioletu. Ktokolwiek kiedyś miał zamiar mieć coś zabarwione na fioletowo wiedział, że kosztowało to fortunę. Kolegium ametystu wcale nie było chętne obdarowywać swoich uczniów takimi drogimi prezentami. Róża miała o tyle szczęścia, że jej były mistrz ofiarował jej kiedyś jego własną starą szatę, z której kolor zdążył się już dawno wypłukać. Lepsze to było niż nic.

Jak tylko dziewczyna wyczuła zawirowania magii jej spojrzenie się natychmiastowo wyostrzyło. Co zamierzał? Rzuciła Leonowi spojrzenie nieświadomie szukając w nim podobnej reakcji.

- Bracie Marcusie? Co zamierzasz? - zapytała zrównując się z kapłanem i kładąc dłoń na jego ramieniu.
 

Ostatnio edytowane przez Asderuki : 07-11-2019 o 16:14.
Asderuki jest offline  
Stary 05-11-2019, 09:45   #27
 
Reinhard's Avatar
 
Reputacja: 1 Reinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputację
Dziesięć lat w szeregach halabardników Reiklandu. Początkowa fascynacja życiem zołnierza, następnie lęk przed śmiercią zamieniający się w rozważania nad jej naturą. Po zwolnieniu ze służby Leon uczestniczył w pogrzebie kilku towarzyszy broni, zarąbanych przez zwierzoludzi w leśnej zasadzce. Słowa kazania kapłana Morra znosiły szok i gniew, porządkowały chaos myśli, dawały spokój i ukojenie. Leon zapragnął dowiedzieć się więcej o śmierci i naukach Morrytów.

W twierdzy gładko wszedł w rutynę żołnierskiego życia. Skromne warunki i refleksyjna atmosfera były tym, czego potrzebował. Z wdzięcznością służył Morrytom zbrojnym ramieniem. Wyznaczenie do obecnej misji potraktował jako wyróżnienie i próbę.

Żołnierz miał na sobie wysłużoną skórznię i czarny strój świadczący o przynależności do kultu Morra. Włosy dla wygody miał zgolone, na świat spoglądał szarymi oczami. Złamany nos świadczył o burzliwej przeszłości. Starał się wąsko uśmiechać, gdyż z lewej strony brakowało mu dwóch zębów tuż za kłem. Był postawny, jak na halabardnika przystało. Oprócz swego głównego oręża miał również miecz u pasa i przewieszoną przez plecy tarczę.

Zgodnie z poleceniem ruszył z ojcem Markusem. Postać czarodziejki go onieśmielała. Nieliczni magowie, spotkani podczas służby, byli traktowani przez oficerów z szacunkiem, a prości wojacy nawet nie śmieli się do nich odezwać. Choć bardzo go ciekawiła ta egzotyczna postać, która najwyraźniej chciała nawiązać kontakt, nie chciał okazać jej braku szacunku, a tym bardziej wzbudzić gniewu niewłaściwym zachowaniem.

Kapłan mówił nieprecyzyjnie, albo też Leon go nie do końca zrozumiał. No cóż, do intelektualistów nie należał. Brak jasnego polecenia, czym ma się zająć, sprawił, że był lekko niepewny, ale starał się ukryć to uczucie za pewnym wyrazem twarzy.
 

Ostatnio edytowane przez Reinhard : 06-11-2019 o 09:40.
Reinhard jest offline  
Stary 06-11-2019, 09:38   #28
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Coruja odetchnęła będąc na otwartym rynku. Wprawdzie tutaj też nie świeciło pustkami ale dało się przejść i nie było tłoczno. Gdyby była prawdziwym ptakiem z darem lotu już dawno wzbiła by się ponad to wszystko w przestworza uciekając od ludzi i tego miasta.
Nie mogła się doczekać gdy w końcu wyruszą za bramę w stronę ukrytego za lasem horyzontu. Rozważała nawet udanie się za bramę już teraz i poczekanie na resztę tam. Chwilowo Elfia dwójka podeszła do poznanej poprzedniego dnia grupy. Coruja pozdrowiła podróżnych gestem ręki a jej uwagę przykuł młody morryta próbujący znaleźć wspólne trel z handlującymi.
- Myślisz że ktoś powinien mu pomóc? - Zapytała cicho drugiego elfa, będąc zalewana uczuciem współczucia jakie ktoś ma kiedy widzi nieporadne szczenię próbujące pokonać jakąś trudność.
 
Obca jest offline  
Stary 06-11-2019, 19:23   #29
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Włóczenie się po mieście, nawet tak niedużym, nie należało do ulubionych zajęć Eryastyra.
No ale skoro się zobowiązali wziąć udział w wyprawie, to raczej nie powinni zostawić miasta i uciec do lasu...

Nie trzeba było mieć elfiego wzroku by zobaczyć, o kim mówi Coruja. Ale czy należało od razu biec z pomocą?

- Na razie dajmy mu szansę - odparł cicho. - Musi się nauczyć stawiać czoła przeciwnościom losu. Jeśli wpadnie w prawdziwe tarapaty, to ruszymy mu na pomoc.
 
Kerm jest offline  
Stary 06-11-2019, 21:38   #30
 
Feniu's Avatar
 
Reputacja: 1 Feniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputację
i jeszcze mięsa suszonego lub ryb wędzonych bym poprosił - rzekł Hubert do Ottona, starego człowieka którego znał odkąd przybył do zakonu. - że co? Chyba się przesłyszałem - odrzekł handlarz słabo kryjąc swoją frustrację, - my tu z głodu przymieramy, a Ty o takie rzeczy pytasz

- Drogi Panie Otto, znamy się nie od dziś i oboje wiemy, że nie dla siebie o to pytam lecz dla śmiałków, co nasze kochane miasto chcą ratować. Co się stanie jeśli zło, które tak niedawno odgoniliśmy wróci? Wędzonymi rybami się przed nim nie uchronisz, ale jeśli wola twoja jest taka, to pozostaje mi zapytać się jedynie czy cokolwiek jeszcze mogę kupić? Cokolwiek co w drogę zabrać można? - rzekł akolita, powstrzymując się przed użyciem słów bardziej dosadnych.

Słysząc tę rozmowę, tłum zaczął zbierać się w wokół niego. Jego poczucie bezpieczeństwa stawało się coraz mniejsze. "Nie dam wam tej satysfakcji, nie zrobicie ze mnie męczennika" - pomyślał, a na głos powiedział - Jeśli tak się sprawy mają to życzę Państwu miłego dnia i oby zło nie nadeszło nigdy.

Zabrał ze sobą dwie gomółki sera wędzonego, które jeszcze jakimś cudem udało mu się kupić i powoli zaczął zmierzać ku skraju rynku, cały czas jednak czując na plecach wrogie spojrzenia.

Na skraju rynku, zbierali się prawdopodobni towarzysze w wyprawie przeciwko bluźniercy! Świadomość ich obecności podniosła go na duchu jednak do przebycia miał jeszcze ponad połowę szerokości placu, na którym robił sprawunki.
 
Feniu jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:06.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172