Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-01-2020, 11:45   #1
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
[Warhammer 4ED] Warsztaty



Reikland, hrabstwo Stimmigen, rok 2512 IC


"Perełka" wracała w pośpiechu. Kupiecki morski statek, który w owych czasach, podobnie jak wiele innych z jego rodzaju przez większość swojego żywota nie miał nawet kontaktu ze słoną wodą, teraz z werwą ciął spokojne wody sztucznego kanału, prowadzącego wprost do jego portu ojczystego - Ubersreiku.

Był początek lata, a już słońce wyjątkowo dawało się we znaki. Kapłani i wszelacy wieszcze zapowiadali tego roku suszę stulecia i niekończące się pasma pożarów, ale jak miało być ostatecznie, wiedzieli li tylko bogowie. Obecnie było po prostu strasznie duszno, a słońce od wczesnego południa operowało nieubłaganie, zmuszając wszystkich rozsądnych na pokładzie do odziana przegrzanych łepetyn w kapelusze bądź innego rodzaju mycki.

W normalnej sytuacji żeglowaliby szerokim Reikiem, jedną z niewielu rzek w Imperium, które były wystarczające głębokie, by przystosowana do morskich żeglug "Perełka" nie zaryła gdzieś dnem. Gdy jednak usłyszeli o niepokojących wydarzeniach w Ubersreiku, kapitan Genmitz podjął decyzję o wykorzystaniu sieci kanałów zbudowanych między miastami ciągnącymi się u stóp Gór Szarych. Była to szybsza droga, choć znacznie bardziej uciążliwa pod względem opodatkowania, o ile bowiem handel na Reiku regulowany był przez Urząd Cesarski, o tyle kanały pobudowane zostały za sprawą dekretów różnych lokalnych władyków i ci też pobierali z nich opłaty, oferując częstokroć bardzo zawiłe cenniki.

Wszystkim spieszyło się do Ubersreiku. Jedni mieli tam rodzinę, inni zostawili tam część dobytku, czy, jak w przypadku kilku podróżujących z nimi handlarzy, wręcz magazyny pełne cennych towarów. Nie wiadomo było, co nagłe przejęcie władzy w mieście oznaczało dla tych wszystkich drogich im rzeczy.

Na tym etapie podróży w miarę regularne, sztuczne brzegi kanału stawały się jakby bardziej naturalne, najwyraźniej wykorzystany został tu częściowo pierwotny, choć pogłębiony bieg rzeki. W oddali widzieli też zabudowana. Garstka niewielkich wsi przycupnęła na brzegu. Ludziska łowili ryby, ktoś tam szorował na tarze stare gacie. Widząc wielki jak na warunki rzeczne statek, unosili głowy z zainteresowaniem, gdzieniegdzie zbierały się małe grupki gapiów. Jeszcze dalej, na horyzoncie, widać było szczyty pasma wysokich wzgórz, w których kierunku zmierzali, najwyraźniej kanał w swoim dalszym biegu przepływał między nimi.
 
Tadeus jest offline  
Stary 13-01-2020, 00:33   #2
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Na ogorzałej od wiatru, słońca i rumu twarzy kapitana odbijała się złota poświata bijąca spod uniesionego wieka kufra, w którym brodacz przesypywał garściami monety i kosztowności.
Karl wycelował z pistoletu w pierś pirata.
- Odstąp, chyba żeś na rejs do Ogródów Morra się zaciągasz! - buńczucznie zwołał do starego wilka morskiego potrząsając w drugiej garści rapierem.
- Na Stromfelsa… - warknął z zawodem zaskoczony herszt spode łba mierząc Findlinga złowrogo.
Na ramieniu młodego kapitana Karla wsparła się z satysfakcją i gracją rudowłosa oficer ich „Nowego Horyzontu”…

Ale… skad się tam wziął Aldo? Charakterystyczny zapach suchej wędzonej ryby i surowej cebuli, którymi zajadać się zwykł ów majtek w każdej wolnej chwili, specyficznym aromatem wypełnił pomieszczenie, niczym mgła, co bezceremonialnie połyka okręt, otulając żagle i pokład po swojemu, czy tego kto chce, czy nie...
- Cużes się tak zwiesił? - głos przyjaciela z załogi „Perełki” sprawił, że Findling wsparty na kiju od szmaty ocknął się z zadumy.
- A… tak, se myślę, co tam mnie w domu zastanie. - skłamał gładko.
- Ano marudzisz. - przytaknął Aldo Kempke, krępy i nieco niższy od Karla, który to mierzył równe sześć stóp od pokładowych desek, przez co wykorzystywany był na miarę do podwieszania żyrandoli na stołami w messie i kapitańskiej kajucie.
- Patrz, dziewuchy! - szturchnął kumpla i doskoczył do barierki burty machając i krzycząc energicznie - to zapraszał na pokład, to kazał na siebie czekać.

Karl odstawił narzędzia i wycierając dłonie przesunął kapelusz słomkowy na tył głowy odsłaniając opalone czoło i kręconą jasnobrązową grzywę spadająca niesfornie na zielone oczy. Na brzegu stały młode wieśniaczki pracujące w polu. Obserwując przepływający okręt wesoło pozdrawiały załogę dłońmi i uśmiechami, chichocząc na zachowanie Aldo i kilku innych marynarzy. Findling posłał im gest całusa. W innych okolicznościach prężyłby do wtóru z Aldo prężąc prawidłowo zapadniętą klatę i żylaste muskuły, nie omieszkując też wystawić gołych zadków do kilku złorzeczących chłopów, co kręcili się wokół flirtujących dziewuch. Teraz jakoś nie miał nastroju. Może to przez te wysokie skarpy koryta kanału rosnące w oczach, co na myśl przywodziły strome górskie urwiska, a może niepokój kupców i części załogi wobec edyktu cesarskiego o Ubersreiku, był zaraźliwy. Aldo zdawał się nic sobie nie robić z tego wszystkiego, bo pochodził z Altdorfu, gdzie go przed laty z wujem Horstem poznali wspólnie pracując w stoczniowym doku. Był wrodzonym optymistą, na dodatek często przemądrzałym, bo stołecznym. Wujo jednak zasępiony chodził bardziej niż zwykle, lecz urywać to próbował przed Karlem, co i tak nie umknęło uwadze młodziana. Jaki i zresztą to, że Horst, stary kawaler grubo po pięćdziesiątce, zdawał się nosić na sobie zapach pięknie starzejącej się Filemony Gatusso, żony tilleańskiego kupca Stefano. Bynajmniej były to tylko jej wyzywające perfumy, lecz siostrzeniec udawał tego nie czuć. Wszak mógł się mylić. A gdzie Horst wtykał swój nos bynajmniej było sprawą Karla. Swoją drogą, skąd Findling miał dar wyostrzonego powonienia, tego nie widział nikt. Było to błogosławieństwo i przekleństwo zarazem. Zdarzało się z nudów grać z załogą w zabawę po grochówce „który puścił bąka”. Ulubionym zaś dowcipem Aldo było podstawianie na noc onuc pod Karlową koję. Pewnego nawet razu, gdy sztorm u wejścia do zatoki marienburskiej uszkodził „Perełkę”, w zalanej ładowni pływały luzem z połamanych skrzyń wina estalijskie, tilleańskie i wissenlandzkie. Co przyprawiało kupca bólu zębów, były odklejone etykiety na większości trunków. Chcąc ratować zrozpaczonego klienta, kapitan Genmitz pod namową Horsta, z którym się znali z dawnych czasów, Karlowi przydzielił wąchanie alkoholu, aby uporządkować wedle winiarni. Podpuszczony przez przyjaciół, Findling ostatecznie zaoferował, że mógłby również segregować trunki rocznikami, aczkolwiek metodą degustacji. Na koniec wszyscy byli zadowoleni.

Kapitan, bo kupiec nie posiadał się z radości. Win z Bretonii i Estalii okazało się być o wiele więcej niż imperialnych, które musiały ponieść największe straty podczas sztormu. Na dodatek, po drugim dniu dokładnego sprawdzania, roczniki były coraz bardziej szlachetniejsze. A załoga gorliwie pomagająca Karlowi miała po trzech dniach ciężkiej inwentaryzacji, kilka dni wolnego w Marienburgu - tak się wszyscy zmęczyli. Był to jedyny „słonowodny” rejs podczas służby Findlinga, a zapadł wszystkim uczestnikom załogi w pamięci jako „winogronowy”. Uciążliwym jednak było znoszenie tych wszystkich chcianych i niechcianych zapachów, więc podczas sprzątania podpokładu, kloacznych wiader i wędrówek miejskimi ulicami, Karl nosił zazwyczaj chustę szczelnie zaciągniętą na nos.

Nie wszyscy na statku przepadali za sobą, lecz gdy marynarze schodzili na ląd w portach, to czy w karczmach, czy domach uciech, w razie czego, każdy za każdego dałoby się zabić jak za rodzonego brata. Reguła ta miała kilka wyjątków, lecz takowi załoganci nigdy na dłużej nie zagrzali miejsca na pokładzie. Spośród Aldo, Karla i jego wuja, czyli trójki, która trzymała się najbliżej z całej, często rotacyjnej załogi „Perełki”, to Altdorfczyk, choć wszyscy mieli podobne zajęcia, jako najsilniejszy, specjalizował się w ładowni i ożaglowaniu. Findling zaś w pucowaniu „Perełki”, gdyż ani krzepą, ani przesadną zwinnością nie grzeszył. Posiadał jednak niezły słuch muzyczny i dobry głos, więc umilał pracę i wieczory niezgorszym śpiewem. Horst Lauda generalnie nadawał się najbardziej gawędziarstwa oraz bitki i wypitki, bo choć mimo już słusznego wieku był nadal w formie, której mógłby pozazdrościć niejeden dwadzieścia lat młodszy człowiek. Młodzieniec o przeszłości wujka nie wiedział wiele. Podobno był żakiem na reiklandzkim uniwersytecie, a może nowicjuszem kultu Sigmara? Nie chciał do tego Horst wracać nawet po pijaku. Wiedzę zaś, jak na doświadczonego, acz zwykłego żeglarza, miał zaiste imponującą w mniemaniu Karla i Aldo. Znał się na i na historii Reiklandu, zawiłościach polityki, a niekiedy no nawet i prawa. Snuł gawędy o dawnych plemionach, bitwach ras, znanych i zapomnianych ruinach, bohaterach i zdrajcach Imperium. Wprawdzie nikt nie wiedział, gdzie kończy się rzetelna wiedza, a zaczyna barwna fantazja wuja mieszana z mitami podań ludowych, lecz słuchało się i chłonęło opowieści z jednako zapartym tchem.

Życie Karla zaczęło się dla niego tak naprawdę po czternastym roku życia. To wtedy, znany mu tylko ze wzmianek matuli, wrócił jej brat do Ubersreiku i zabrał podrostka do nauki żeglarskiego fachu w stolicy. Co robił przez te nieobecne lata wujo Lauda jest tak samo mgliste jak źródło jego ponadprzeciętnej wiedzy. Od kilku lat wuj coraz częściej wspominał o spuszczeniu na starość korzenia kotwicy w suchym, stałym lądzie. Wszystko, co dzisiaj Karl umiał zawdzięczał Horstowi. To on nauczył go nie tylko fachu, lecz również głównie dzięki niemu zawdzięcza wiedzę o świecie, szeroki wachlarz przekleństw wszelakich, podstawy operowania orężem i bijatyki. Karl dumał czasami, dlaczego wuj nigdy nie uczył go czytania i pisania, mimo niejednokrotnych próśb. Widocznie nie było to wcale aż tak potrzebne do praktycznego życia. Jak i to, że nigdy nie spędził nocy na otwartym morzu, nikogo nie zabił, nie widział żywego leśnego elfa, ani pomiotu chaosu innego niż mutanty i zwierzoludzie. Proste życie było piękne i potrafił je Karl docenić, byle nie dłużyło się w tym miejscu. Przez te wszystkie opowieści Horsta, od lat kiełkowało w młodym marynarzu pragnienie przygód i póki co, nie narzekał. Dwa lata temu uratował topiącego się rasowego pieska bogatej pasażerki, w zeszłym roku wygrał w kości prawdziwą koronę, ze złota! A kilkanaście dni temu uczestniczył w jednej, z podobno tych największych, karczemnych bijatyk w Kemperbadzie, skąd wyszedł bez guza i co ważniejsze, aresztu.
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 13-01-2020 o 04:20.
Campo Viejo jest offline  
Stary 15-01-2020, 10:56   #3
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Cóż, sielanka nie trwała długo. Pierwszym sygnałem ostrzegawczym był unoszący się w powietrzu swąd, który Karl wychwycił parę dobrych chwil wcześniej niż załoganci wokół niego. A potem wiatr przyniósł grzmiące echem siarczyste bluzgi. Te już wszyscy słyszeli równie dobrze.
- A bodajby ci rzyć parchem oblazła, kłamliwy człeczyno! - rozbrzmiało gardłowym głosem gdzieś przed statkiem. Wydawało się, że awantura toczyła się przy imponująco wyglądającej maszynerii, będącej częścią systemu tamtejszej śluzy rzecznej. Ta chwilowo była jedynie połowicznie otwarta i raczej nie wyglądało na to, by w obecnym stanie zmieściła się tam Perełka.

Bosman zaklął szpetnie. Stąd widzieli już, że nie chodziło o jednego krasnoluda, ale całą ich grupkę, głośno i gwałtownie konferującą z jakimś pojedynczym człowiekiem. Wymachiwano łapami, potrząsano brodami, na pewno nie była to przyjacielska pogawędka. Cóż, przynajmniej nie byli chyba uzbrojeni. Nie minęła jedna dłuższa chwila, a o powierzchnie wody uderzyła już spuszczona naprędce szalupa. Nikt nie miał zamiaru tracić tam czasu. Nim Karl się obejrzał, został już Aldonem przydzielony do siedmioosobowej grupy i wysłany w celu "rozwiązania problemu", cokolwiek by to miało znaczyć, bo dokładne wytyczne od pierwszego mata otrzymał tylko na ucho stary Taugen. Bosman Taugen stary wyga, który jako jeden z niewielu na pokładzie zaznał w życiu wieloletnich morskich wojaży, począł zachęcać ich do równomiernego energicznego wiosłowania na swój własny unikatowy sposób.
- Szybciej do murwiej nędzy! Raz! Dwa! Ruszać te żałosne żylaste kulasy! Co tak wolno?! Wróg w bitwie, by wam już dawno łeb odstrzelił i naszczał do szyi! RAZ!!! DWA!!! Jeśli ta pieprzona łódź za moment nie znajdzie się przy brzegu, to wytnę wam w rzyciach drugą szparę, byście mogli wreszcie należycie pozbyć się tego całego łajna, które macie we łbie!!! - wrzeszczał donośnym, ogłuszającym niemal głosem, stojąc na dziobie łodzi wiosłowej i wywijając groźnie szablą.

Karl percepcja(I) d100= 90 porażka


Karl nie był tym, który zauważył to pierwszy. Ktoś inny krzyknął "uwaga!" ale było już częściowo za późno. Nim dokładnie dojrzeli, co brodate sylwetki na brzegu robią, w ich stronę poszybowała chmura kamieni. Cóż, nie były to jakieś wielkie głazy, które od razu mogły zabić dorosłego mężczyznę, ale khazadzi najwyraźniej mieli nie lada krzepę, więc ryzyko zranienia było jak najbardziej realne. Przekonali się o tym bardzo szybko, bowiem ugodzony niewielkim kamieniem wrzeszczący sierżant padł jak długi...

01-50 do wody 51-100 na pokład d100= 35


Prosto do wody! Kamieniom towarzyszyły bluzgi i wulgarne prześmiewki. Było prawie tak, jakby krasnoludy uważały to za świetną zabawę, albo jakąś formę wesołej rozróby, i nie dostrzegały, że ktoś mógłby zostać poważnie ranny! A kamienie cały czas leciały!

Karl, gdy tylko zobaczył fruwające pociski, przestał wiosłować i skulił się za barczystym Aldo, coby nie dostać żadnym kamulcem w łepetynę. Zerkał, wychylając się ostrożnie zza pleców kolegi, aby zobaczyć, co się dzieje na brzegu. Nie wiedział kompletnie o co chodzi tym durnym krasnoludom! A jak nie wiadomo o co, to zawsze o pieniądze... Tylko dlaczego ich atakują psubraty!? Pewnie nachlani… - wywnioskował.
Widząc wpadającego w ramiona wody bosmana, który najprawdopodobniej stracił przytomność, wydarł się na całe gardło.
- Człowiek za buurtąą!!! Staaaaaaćć!!! - przez chwilę próbował wiosłem hamować rozpędzoną szalupę, po czym rzucił do przyjaciela.

- Rzucisz linę, albo wiosło podasz! Uratuję dziada! - i ściągał buty nie odrywając wzroku od miejsca, gdzie zanurzył się Taugen.
Nabrawszy haust powietrza skoczył szczupakiem do rzeki szukać pod falami starego.

Grad kamieni nadal spadał na łódź, Karl słyszał bolesne jęki swoich towarzyszy. Dostrzegał, że co poniektórzy zerkali w stronę miejsca, gdzie pod wodą zniknął bosman, jednak najwyraźniej brakowało im zdecydowania, by być tym pierwszym, który opuści bezpieczniejszą skuloną pozycję i ruszy na ratunek. Cóż, trzeba było przyznać, że i Karl trochę zasłaniał się towarzyszem, ale robił to wszak, by móc należycie rozdziać się do ratunku! Aldo zajęczał jak ranne zwierze gdy jakiś kamulec, który zrykoszetował wcześniej od burty łodzi trafił go prosto szczękę. Splunął krwią. Ale Karl był już w drodze!

Szansa na trafienie kamieniem
01-20% Karl 21-36 Aldo 37-100 reszta d100=55


Miał szczęście, żaden z kamieni nie trafił go, gdy wskakiwał do wody. Ale usłyszał za sobą krótki krzyk, stłumiony przez mokry żywioł, w momencie, gdy jego głowa zanurzyła się pod wodą, więc pewnie dostał ktoś inny.

Karl percepcja(i) d100(+20 łatwy)= 55 porażka -1SL


Wydawało mu się, że zapamiętał, gdzie bosman wpadł do wody, ale łódź, nim wszyscy wystraszeni atakiem marynarze przestali wiosłować przebyła kawałek drogi. Słońce operowało dość mocno, co ułatwiało przepatrywanie głębiny, ale tu i ówdzie rosły w stronę powierzchni kępki wodorostów, co znowu całą sprawę utrudniało. Nie zajęło mu to więcej, jak trzy uderzenia serca, ale w takiej sytuacji mógł to być czas decydujący. Dojrzał bosmana opadającego w stronę dna i ruszył w jego stronę.
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 15-01-2020 o 16:10.
Tadeus jest offline  
Stary 17-01-2020, 03:15   #4
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Pod wodą światło przebijało się przez fale na kilkanaście stóp, lecz rośliny rzeczne ograniczały widoczność. Wyciągając ramiona oplatały Karla jakby chciały zatrzymać go na dłużej. Rozgarniał wodorosty jak ciemne porwane strzępy firan, aby dotrzeć do topielca nie tracąc go z oczu. Bał się, że zawiedzie, że nie da rady dotrzeć do opadającego na dno lub, że będzie spóźniony nawet, gdy wyciągnie go na powierzchnię. Zdawał sobie sprawę z limitów własnych możliwości, lecz stary Taufel zbędnym tłuszczem nie grzeszył, co działało na korzyść ratownika.

Karl swimm (Str) (+1 SL za talent sturdy) d100(+20 łatwy)= 95 (-4SL).
Fortune point reroll d100= 76 (-2SL)


Bosman nie był rosłym człekiem, ale i Karl nie był jakimś wyjątkowym mocarzem. Mimo wszystko wyporność wody pomagała, choć majtek nie mógł wyzbyć się myśli, że nie dał z siebie wszystkiego i ktoś sprawniejszy mógłby to zrobić szybciej i lepiej. W końcu przebił głową powierzchnie wody i z pomocą Aldona wciągnęli nieprzytomnego dowódcę na pokład.

Kilku towarzyszy trzymało i klepało bosmana energicznie po plecach, przewracając na bok, aby odkrztusił upitą rzekę. Zmęczony Karl leżał na dnie szalupy patrząc w niewzruszony błękit nieba i łapczywie łykał powietrze dochodząc do siebie. Jeżeli zemrze się Taugenowi, to Ubersreiczyk nie mógł otrząsnąć się z lepkiego poczucia winy, że gdyby Aldo lub inny załogant ratował miast niego, to los potoczyłby się inaczej. Szczęście w nieszczęściu, że Taugen nadal był nieprzytomny. Ileż to razy topiący się walczył w szoku desperacko o życie gotując ratującemu identyczny los? Mądry po szkodzie mierzył siły na zamiary jakby już nie był lekkomyślnym...

Chwilę później łódź przybiła do brzegu.

Tam czekała już grupa około ośmiu krasnoludów, w ich wielkich łapach widać było przygotowane do rzutu kamulce, lecz jedynie stali tam i robili groźne miny, dając do zrozumienia, iż przybysze nie są tam mile widziani.

Findling z Aldo wyciągnęli Taugena na trawę. Póki co nie dawał znaków życia i wszyscy obawiali się najgorszego. Karl miał nadzieję, że nie zdoła przeprawić się na drugi brzeg do Krainy Morra. Słyszał opowieści o topielcach ocuconych po wyciągnięciu z wody, więc trzeba było być dobrej myśli.

Swąd, który czuć było na środku rzeki z „Perełki”, teraz zalatywał intensywnie zdradzając tym swoje źródło. Zdawało się być bardzo blisko brzegu. Nie potrafił rozeznać źródła fetoru, zapach nie ilustrował żadnych skojarzeń. Spode łba obserwował khazadów z gniewem rosnącym proporcjonalnie do upływu czasu, podczas którego stary żeglarz nie wracał ze świata umarłych. Frustracja i złość szukała ujścia, a winowajców nie trzeba było szukać dalej jak kilkadziesiąt stóp.

Karl intuition(i) d100=4 sukces +2 SL


Majtek nie był może ekspertem od khazadzkich emocji, ale wydawało mu się, że te groźne miny przynajmniej u niektórych z nich były tylko na pokaz. W rzeczywistości spoglądali oni ukradkiem na nieprzytomnego bosmana i krwawiące tu i ówdzie rany innych marynarzy i wydawali się mieć wyrzuty sumienia, że być może posunęli się zbyt daleko.

- Oj chybaście za daleko się posunęli! - krzyknął mokry Findling klęcząc nad bosmanem. - Oby wrócił do żywych, bo na wasze brody jego życie! - Karl nie posiadał się z wściekłości. - Jak można być tak durno nieodpowiedzialnym?! Ratujcie go teraz!
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 17-01-2020 o 03:17.
Campo Viejo jest offline  
Stary 21-01-2020, 08:54   #5
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Bosman endurance(T) d100=30 sukces


Wyglądało na to, że bogowie jednak zlitowali się nad bosmanem, a może była to jedyne zasługa zdecydowanej, choć niezbyt wprawnej akcji ratunkowej Karla. Tak czy inaczej, uderzany przez marynarzy w klatkę piersiową morski wyga zachłysnął się potężnie i wypluł sporą ilość wody, zginając się przy tym boleśnie w pół. Chwilę później legł półprzytomnie, mamrocząc coś niezrozumiałego pod nosem. Cóż, przynajmniej nadal żył.

Krasnolud zaszemrały między sobą.
- A bo kto by pomyślał, że te chuderlawe człeczyny takie wydelikatnione... - rzucił jeden z nich z przekąsem, choć widać było, że słowa młodego marynarza trafiły do jego serca.
- Odgonić ino chcieliśmy. - rzucił drugi już bardziej przepraszającym tonem
- A tak po prawdzie, to wina tego kiepa o tam! - trzeci z nich wskazał tłustym paluchem człowieka, który nadal wykłócał się z resztą khazadów przy maszynerii śluzy. - Rzekł nam, że uciekać mamy, bo wyście zbrojni, zwołani tu, by nam kulasy przetrącić, a do tego uwidziliśmy tego tam o! - wskazał bosmana - ...jak żelastwem wywijał na tej waszej łupinie, tośmy pomyśleli, że przypływacie nas szczerbić... - rozłożył ręce. - Ale z bliska wszak widać żeście żadni zbrojni, ino jakieś marne chudzielce, tedy pewnikiem człeczy cham chciał wystrychnąć nas na dudka... Typowe ludzkie knowania! - dodał naburmuszonym tonem, a inni przyłączyli się do niego w marudzeniu na ludzką rasę.

Karl słuchał krasnoludów, ich tłumaczenia, ale uwagę skupił przede wszystkim na bosmanie, który w międzyczasie jednak wracał do siebie. Dzięki bogom! Przewrócił oczami ku niebu. Złość wyparowywała z niego tak szybko, jak się wcześniej zagotowała. Pewnie inaczej by było, gdyby to on oberwał boleśnie kamieniem, lub się topił z tego powodu.
- Panie bosman, cóż każecie? - zapytał, pomagając wstać staremu. Nie czuł się na miejscu, aby dalej osobiście reprezentować załogę.
Kiedy jednak krasnoludy wspomniały o człowieku podejrzenia Findlinga, że to pracownik śluzy, pasowały mu coraz bardziej do tej sytuacji.
- Porządek ze śluzą zróbcież wreszcie, bo „Perełka” czeka! - krzyknął do rzekomego kiepa przy maszynerii.
Podejrzewał, że krasnoludy nie otrzymały zapłaty za naprawę, i albo nie kiwną paluchami, żeby naprawić, lub wręcz jeszcze bardziej zepsuły coś po złości
 
Tadeus jest offline  
Stary 22-01-2020, 04:39   #6
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Bosman spojrzał na niego zamglonym, zdezorientowanym wzrokiem, po czym nagle ryknął:
- Jak to co?! Wiosłować!!! Wy parszywe lądowe szczury! Na wro... uhh!!!
Chciał zamachnąć się ręką jakby nadal miał tam szablę, ale pusta kończyna przebyła jedynie pół drogi i opadła z wycieńczenia. Sierżant coś tam jeszcze zamruczał pod nosem, jakby chciał dokończyć swoje rozkazy, ale nic z tego nie dało się zrozumieć.
- Tośmy się dowiedzieli... - skwitował z przekąsem Aldo, mało wyraźnie, bo grzebał sobie właśnie w ustach, sprawdzając, czy kamień, którym dostał, nie wykruszył mu przypadkiem jakiegoś zęba. - Po mojemu to winniśmy wracać, niech inni mądrzejsi to umysłem ogarną. - mruknął w końcu, tym razem już jakby raźniej, bo i uzębienie najwyraźniej okazało się kompletne.

Wyglądało na to, że człek sprzeczający się nadal z pozostałą grupką brodaczy nawet go nie usłyszał. Najwyraźniej za bardzo zaabsorbowany był burzliwą dyskusją albo po prostu wrzaski khazadów skutecznie wszystko zagłuszały.

Za to jeden z pobliskich krasnoludów z jakiegoś powodu poczuł się osobiście dotknięty jego słowami.
- Porządek?! - warknął - Trzymajcie mnie bracia, bo nie zdzierżę!!! - rzucił do swoich pobratymców, choć widać było, że groźba była li tylko na pokaz, bo ani on nie zabierał się do ataku na Karla, ani też nikt nie gotował się, by go powstrzymywać. - Toż właśnie to przyszliśmy zrobić! Ten zakłamany człeczyna wynajął nas, byśmy naprawili to zasrane człecze ustrojstwo, a jak już przybyliśmy, to się wycofał, bo ponoć znalazł taniej u tych niedołężnych złodziei z tej ichniej Gildii Inżynierów, którzy nawet nie zechcieli się tu jeszcze łaskawie stawić! A my specjalnie z gór ze sprzętem zeszliśmy do tej zafajdanej człeczej nory!

Karl popatrzył na krasnoluda przez chwilę.
- A kontrakt spisaliście panowie? A zaliczkę wzięli? To ważna i nie byle jaka naprawa i na dodatek z wyprawą, więc ja to bym się zabezpieczył targując cenę usługi. Na słowo honoru, to bym ufał tylko tym, którym ufam. Przekażemy kapitanowi o powodzie opóźnienia naszego rejsu. Może on będzie wiedział jak rozwiązać problem.

Rudobrody krasnolud, który gadał z nim do tej pory, wziął się pod boki i wydął usta.
- Patrzajcie go, smark jeden, będzie nas tu pouczał jak interesa robić! - prychnął. - Wiedz ty, że ja kontrakta umawiałem, jak twoja mamuchna jeszcze u swojej w brzuchu fikołki kręciła. Też mi coś!

Po minach jego kompanów jednak widać było zwątpienie, szczególnie, gdy Karl wspomniał o pisemnym potwierdzeniu umowy. Zaś Karl zaśmiał się w duchu, że tak dumny krasnolud kontrakta zamawiał, kiedy Findlinga jeszcze na świecie nie było, że teraz to on jak smark z pustymi rękoma stoi, a raczej pełnymi bezużytecznych kamyków.
Brodacze zaszemrali między sobą. W końcu któryś pokazał innym porozumiewawczo "Perełkę" i wymienili jeszcze kilka słów.

- Kapitan powiadacie? I że opóźnienie macie? No, no, ta wasza tłusta krypa pewnie sporo złota traci jak stoi i nie płynie, co? - wyszczerzył zębiska. - Pewnikiem ten wasz kapitan sporo by zapłacił, by nie marnować tu czasu, co? - spojrzał na kompanów porozumiewawczo. - Tedy widzicie, jako znak naszej dobrej woli, moglibyśmy te wrotka dla was rozsunąć, przy obecnym wyrównanym stanie rzeki do tego nie trza naprawiać całości. Ino widzicie, tanie to nie będzie, bo to wielce specjalistyczna robota…
- Za pana kapitana gadać nie mogę, ale zostanę tutaj z Aldo, a jeden z was i tamten człek naszą łodzią na statek popłyńcie i się ugadajcie. - zaproponował.
- Jak wam pasuje, to rozmówię się z tym sknerą. - wskazał głową w stronę maszynisty.

Charm(Fel) d100(+40 za wcześniejszą grę na wyrzutach sumienia krasnoludów i potencjał szybkiego zarobku)= 8 sukces +7SL


Wydawało się, że propozycja wspólnych negocjacji na pokładzie przyjęta została ze wszech miar pozytywnie. Rudobrody aż klasnął w dłonie, a jego oczy rozbłysły od nieukrywanej żądzy zysku. Parę chwil później obie grupki krasnoludów przedyskutowały sprawę i wyznaczyły swojego przedstawiciela.

Jeden z nich, młody krótko brody osobnik o spokojnych, przyjaznych oczach wcisnął nawet coś w rękę Karlowi. Była to zaczopowana korkiem brunatna butelczyna pozbawiona jakiejkolwiek etykiety.
- To przedni krasnoludzki lek, dajcie no do wypicia waszemu towarzyszowi, z pewnością mu na łepetynę żwawo pomoże. Jak chcecie to mamy jeszcze czyste opatrunki w naszym obozie, to na miejscu go możemy należycie oporządzić, lepiej nim nie bujać, jak ma poszczerbiony łeb.
- Dzięki. - odebrał miksturę od krótkobrodego.

Odkorkował i powąchał. Z pomocą Aldona wlał w gardło bosmana krasnoludzki lek, który chyba Taugenowi posmakował, albo mało wody z rzeki się ożłopał i był nadal spragnionym.
- Zostaniecie z nami sierżancie. Chyba pod sufitem wam się wciąż buja, tak mętnymi oczyma wodzicie, że lepiej na stałym lądzie wam dowodzić nami będzie.
- Aye! - zakrzyknął z przebłyskiem entuzjazmu, co wypalił się jak dupa świetlika po wielkim rozjaśnieniu.
Stary Taugen zwiotczał i westchnął. Niepokoił Karla jego stan, ale cóż mógłby na to poradzić?
Propozycja opatrzenia bosmana w obozie krasnoludów brzmiała sensownie.

Miejscowy człek, będący jak się okazało chwilę później, zarządcą śluzy i mytnikiem w jednym, również przystał na propozycję, wszak alternatywą było pozostanie tam z bandą wściekłych krasnoludów. Ubrany w zadbany, bogato zdobiony uniform jegomość zdawał się jednak, przynajmniej we własnym mniemaniu, pochodzić z wyższych sfer, toteż w większości zignorował słowa prostych marynarzy, każąc się zawieść na pokład i rzucając jedynie na odchodnym:
- Ale ostańcie tutaj i miejcie oko na maszynerię. Jest bezcenna! Bezcenna, rozumiecie?! Zważajcie, by ta grubiańska hołota nic nie uszkodziła!

- Spokojnie. Damy radę. - Findling stanowczo, do gramolącego się do szalupy gburowatego modnisia, pomachał ręką jakby poskramiał narowistego konia lub rozszczekanego Burka.
- Oby wrzody wyległy na twej kuśce, ty kobyli zadzie... - Aldon też machał porozumiewawczo do opływającego mądrali, który już za daleko był aby jego życzliwości dosłyszeć.

I dla Karla nie przypadł do gustu ten człowiek. Z drugiej jednak strony tyle się nasłuchał w Ubersreiku o chciwości górskich klanów krasnoludzkich, co na krzywdzie jego miasta interes od wieków robiły palcem nie kiwając, aby pomóc sąsiadom w obronie, lecz tylko za każdym razem chętnie odbudowując na wysokich cenach za specjalistyczne roboty... Dopiero, gdy w warowną twierdzę Ubersreik się pobudował, wysokie mury położyły kres wyzyskowi. Złośliwi gadali, że krasnoludy co najmniej ręce w zwyczaju miały zacierać na nadchodzący pogrom ludzkiego miasta, a bardziej odważni podjudzali, że wręcz brodacze podżegać mieli gobliny do łupieżczych rajdów. Ile w tym wszystkim prawdy było, to Karl nie potrafił odcedzić, lecz jak każdy wychowany w górskim cieniu obywatel Imperium miarkował, że chciwość, samolubstwo i zemsta szły w parze u krasnoludów z honorowym słowem i przyjaźnią - jeśli raz ofiarowanymi przez nich - to już na całe życie. Lepiej przeto było mieć w nich przyjaciela niż wroga.

Negocjacje na pokładzie trwały, a oni zostali na lądzie.
- To może partyjka kart i kufelek? - rzucił jeden z pozostałych tam z nimi brodaczy. - Mamy obóz tu na skraju lasu, widać z niego wszystko, więc nic wam nie umknie, a zmyślniej będzie przysiąść wygodnie w cieniu, niż tu wystawać na tym prażysku jako jakiś kiep na polu.

Cóż, wyglądało na to, że krasnoludy go chyba przynajmniej trochę polubiły.
Karl wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Aldem i wydawało mu się, że przyjacielowi też pasuje taki pomysł.

- No to chodźta mości krasnoludowie. - osłonił ręką oczy i zapuścił długie spojrzenie pod las. - Gacie na rzyci i po drodze mnie wyschną, a panu Taugenowi od tego skwaru, resztek rozumu jeszcze gotów wyparować... To jest Aldon z Altforfu. A ja Karl z Ubersreiku. - przedstawił obu, bo do tej pory kompan mało głos zabierał, więc może dopiero po odpoczynku mu się język rozwiąże, gdybał majtek.

Pod pachy prowadząc cień bosmana, szli przez łąkę młodzi marynarze pośród niskich, barczystych brodaczy. Karl w wolnej ręce dzierżąc szablę Taugena, fantazyjnie ścinał osty fioletowych chwastów rosnących między makami i dzwonkami dzikich tulipanów.
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 22-01-2020 o 05:02.
Campo Viejo jest offline  
Stary 25-01-2020, 06:00   #7
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Słonko wędrowało sobie wesoło po niebie, bosman legł na naszykowanym mu posłaniu z opatrzoną naprędce głową, a oni zajęli miejsca na pieńkach wokół improwizowanego, mocno nieforemnego stołu. Wyglądało na to, że krasnoludy po przybyciu na miejsce dość sprawnie pociachali parę pobliskich drzew i każdy miał jakiś tam swój „mebelek”, choćby była to tylko nieforemna kostka, czy poręczna deseczka z improwizowanymi podpórkami. Pachniało żywicą. I trochę onucami.

Faktycznie z obozu mieli całkiem niezły widok na śluzę, z tej perspektywy widać było też wyraźnie budynek mytnika. Całkiem wystawny, miał nawet modną wieżyczkę zakończoną kopułką, wyglądał trochę, jakby obecny właściciel przebudował stary, dość prosty i bardziej warowny budynek w coś, co bardziej przypominało pałacyk księżniczki.
W oknach widać było jakiś ruch, najwyraźniej mężczyzna nie urzędował tam sam. Cóż, rozmiar był wszak wystarczający, by spokojnie zamieszkała tam też całkiem spora służba.

- Pewnikiem kazał im bronić ukochanego dobytku - rzucił rudobrody, który jak poznał już Karl, miał na imię Thorni - niechybnie jakichś niewieścich bibelotów i fikuśnych wstążeczek!
Zaśmiał się gardłowo i zawtórowali mu inni.
Aldo wydawał się towarzystwem trochę onieśmielony. Krasnoludom niby zdarzało się mieszkać z ludźmi w miastach, ale raczej lubiły swoje towarzystwo, a z miejscowymi zazwyczaj wymieniały tylko kilka suchych słów i to też tylko, gdy miały interes. Rzadko zdarzało się też, by pływały na statkach, bo do mokrego żywiołu im się jakoś nie spieszyło. Niewielu obywateli Imperium miało więc szansę faktycznie zostać zaproszonym w ich progi i do ich grupy.

Jego twarz rozjaśniła się jednak, gdy brodacze przynieśli chlupiące pienistą zawartością kufelki.
- Niekrasnoludzkie, bo domowe żeśmy wyżłopali już po pierwszej przełęczy, ale wystarczające by gębę przemyć! - wytłumaczono im, wciskając naczynia w dłoń.
Trzeba było przyznać, że ucha kufli i ich łączenia były naprawdę masywne, jakby naczynia zaprojektowane były, by można było nimi dać komuś porządnie w łeb i to wiele razy i przy wielu okazjach. I faktycznie, budulec miejscami był mocno wyszczerbiony i gdzieniegdzie widać było niepokojące ciemne przebarwienia, ale konstrukcja całości nadal była nienaruszona.
- W taki upał to i byle szczyny smakują jak zacny browar. - Aldo z wdzięcznością wzniósł piwo do ust.

Jak się okazało wszystkie krasnoludy były ze sobą spokrewnione. Kiedy jeden z nich przy maszynerii zwrócił się do reszty słowem bracia, wyraz ten nie do końca był przenośnią. Wśród ośmiu rzemieślników, były dwie grupy kuzynostwa stryjecznego - po czterech rodzonych braci w każdej.
Reldrick, Thorni, Ognic i Thelog Svenssonowie oraz Durak, Snoraki, Katari i Bergan Thorgunssonowie. Ich ojcowie Sven i Thorgun byli mistrzami inżynierii i wraz z synami często przyjmowali ludzkie zlecenia po obu stronach gór. Karl podejrzewał, że Fuchę przy śluzie młodzi czeladnicy i średniej rangi rzemieślnicy przyjęli chyba na boku bez zaangażowania w projekt mistrzów, gdyż inaczej prawdopodobnie nie doszłoby do takich nieodpowiedzialnych niedopatrzeń biznesowych jak spisanie kontraktu i odbiór zaliczki przed wyprawą z gór w ludzkie doliny.

Findling ciągnął za krasnoludzkie języki, ale delikatnie i na tyle ostrożnie, aby nie wyjść na kompletnie wścibskiego chama. Sam również opowiadał, co nieco o sobie, i o marynarskim życiu w Imperium.
Durak, który negocjował w tym czasie z kapitanem, był jednym z najmłodszych z braci, lecz przy największej smykałce do matematyki i kupiectwa był w klanie kosztorysantem i zaopatrzeniowcem, który nie jeden raz negocjował z ludźmi ceny za towary i usługi. Brodacz, którego Findling rozsierdził przy popsutej śludzie na imię miał Ognic i zdawał się być najbardziej temperamentnym ze wszystkich ziomków. Czarnobrody Katari opatrzył głowę Taugenowi, a rudobrody Thorni dolewał każdemu z kilkugalonowej beczułki ciemnego piwa.
Thelog Svensson, mimo nadzwyczaj niskiego wzrostu, nawet mierząc standardem swej rasy, był prawdziwym osiłkiem. Tak wielkich bicepsów i umięśnionych przedramion Karl wcześniej nie widział u nikogo, no może z wyjątkiem ogra, który ochroniarzem był pewnego bardzo ekscentrycznego i skrytego szlachcica, który kiedyś kajutę wynajął z Marienburga do Nuln, i ani razu za dnia nie wyszedł na pokład…

Rozmowa kleiła się coraz bardziej i nawet Aldonowi rozwiązał język. Nim całkiem opróżnił pierwszy kufelek już sypał wesoło żartami po staremu, czym przekonywał do siebie dawi, jak o sobie mawiali brodacze.
Gossip: Karl: d100:12 (+2SL)

- Słońce praży tak, że nawet zieloni niechętnie wyściubują nosa ze swoich jam, więc w górach jakby spokojniej, choć ciężko wędrować nieosłoniętymi graniami. - opowiadał chyba najstarszy ze wszystkich Bergan. - Na północy w okolicy Ubersreiku ponoć jedne człeczyny przepędziły inne człeczyny, które do tej pory zarządzały miastem. Ci przepędzeni obwarowali się na swoich ziemiach i po zamkach i nikt nie wie, jak to się skończy.
- Edyktem cesarskim to się stało. Ześmy o tym słyszeli. - Karl słuchał uważnie i mówił poważnie. - Różnie ludzie gadają. Ja tylko nadzieję mam, że ta polityka nie odbije się czkawką prostym ludziom, bo rodzinę tam mam. - westchnął i wypił resztę zawartości kufla jak na pocieszenie.
Bergan wyczuwając przykry temat, szybko go zmienił.
- Ten odcinek sieci kanałów budowany był przez człeczych inżynierów, więc ciągle coś się tu psuje, a miejscowi, mimo że na mycie zarabiają krocie, rzadko chcą godziwie zapłacić za naprawę.
- Ten facet strasznie mnie się nie podoba.
- Aldo skrzywił się patrząc na fikuśny zameczek. – To on winien w łbem poharatanym leżeć, a nie nasz bosman.
- Aye, aye.
- krasnolud w bezradnie rozłożył ręce i jakby w marnej namiastce przeprosin za krzywdy wyrządzone nieporozumieniem dodał. - Byście nie przypłynęli, to on by pewnie, albo zmiękł, albo zwrócił koszta naszej wyprawy…
- Albo zdrowy łomot dostał!
- skwitował ryży Ognic.
- Pracowaliście dla niego wcześniej? – zapytał Karl.
- Mytnik to łajza. – odpowiedział wymijająco, który jak dobrze Findlng pamiętał, umiał wszelakie kontrakta zawierać, że mucha nie siada.
Lepiej jednak było nie drążyć tego głębiej, pomyślał.
- Ponoć w tej dolinie u podstaw Gór Szarych parę lat temu szalał najprawdziwszy smok, ale każdy gada o tym coś innego. - wtrącił Thorni.
- E to tylko takie plotki. - Findling miał ten temat już dawno wyrobione zdanie. - Byłby smok, to by zaraz obwieszczenia do śmiałków znaleźć można było na słupach, rogatkach i rynnach. Bo taki potwór jak głodny, to nie wybiera czy zeżre biedaka, czy bogatego, czy wolnych chłopom owce porwie, czy w szkodę szlachcie wejdzie. Lud prosty to się bogom pożali, a w obronie wysoko urodzonych, to majestat prawa i porządku regiment armii imperialnej by w góry posłał szukać pieczary takiego smoka… i ja bym o tym widział. - Karl pokiwał z głową z przekonaniem.
- To może jakiś zakładzik? - Snoraki z pasją tasował karty.
- Albo posiłujemy się na rękę? - zaproponował Thelog, co spotkało się ze stanowczym i jednogłośnym sprzeciwem wszystkich braci nim nawet marynarze zaczęli kontemplację pomysłu.
- Znamy dużo ludzkich gier. - zachęcał Snoraki. - Stawka tylko sześć pensów. Chyba, że macie ciekawe fanty, to i u nas coś się pewnie znajdzie.
- Nie cierpię kart od czasu, gdym przegrał wszystkie oszczędności z pewną niziołką w Altdorfie.
- westchnął Aldo. - Ale mam sygnet na statku. W brzuchu ryby znalazłem. Oj straaasznie wieeelki!
- Sygnet? - oczy Ognica rozbłysły. - Złoty?
- Sygnet złoty, ale mały. Sum był przeeeogromny! - doprecyzował majtek.
- Eeeeee… - ryży machnął ręką, bo widocznie ryb nie lubił.
- Ja mam to. - Reldrick spod koszuli wyciągnął skórzany woreczek na rzemieniu, który nosił na piersiach jak talizman. - W drodze z gór znalazłem. - położył otwartej dłoni lśniącą w słońcu, chropowatą złotą bryłkę.
Ognic z zazdrością łypał na grudkę nachylając ku niej twarz, jakby grzał się w jej blasku.
- Temu to zawsze szczęście dopisuje! - wesoło zarechotał Thorni. - Nawet, gdy się wysrać do strumienia pójdzie, to rzyć myjąc znajdzie samorodka!

Ani Karl, ani Aldo nie widzieli wcześniej naturalnego, nieobrobionego kruszcu, więc też z zainteresowaniem przyglądali się żółtemu kamykowi, jakby był co najmniej przedmiotem magicznym spoczywającym na dłoni kolegialnego czarodzieja, a nie skromnym samorodkiem na spracowanej grabie górskiego krasnoluda.
Aldo już chciał wyrwać się do zgody na taki zakład, co Karl wyczuł w porę i szturchnął lekko łokciem przyjaciela pod bok, aż tamten rozlał pianę świeżo uzupełnionego kufla.

- Zagrajmy w kości. - szybko wtrącił Findling. - Macie?
- Jak nie, jak tak? - Snoraki schował talię kart i z drugiej kieszonki wygrzebywał jedną po drugiej, pół tuzina misternie zdobionych sześcianów z perłowej kości. - Chcesz i masz. - wesoło zagrzechotał nimi w kubeczku.

Niby wszystko takie proste i naturalne, a takie niezwykłe zarazem. Bardzo podobały się ubersreikczykowi krasnoludzkie fanty. Od naczyń, po narzędzia, które widział w obozie, przez nawet w naprędce ociosane mebelki, a na ich kostkach do gry kończąc, wszystko było takie solidne i w sam raz, jakby stratą czasu i energii było odstawianie fuszerki.

Karl policzył drobniaki w sakiewce.
- Po trzy pensy. Zagrajmy po trzy.
- Niech będzie!
- Snoraki nie nalegał na stawkę i przystał na dwa razy mniejszą, byle się majtkom nie ode chciało grania.
Karl d100: 38, 87, 33,
Aldo d100: 89, 76, 84

Runda 1
Karl 38 (0SL)
Aldo 89 (-6SL)
Krasnolud 1 82 (-6SL)
K2 76 (-4SL)
Karl wygrywa!

Pierwszą rundę wygrał, ku solidarnej radości Aldo, Karl. Ognicowi i altdorfczykowi poszło najgorzej, a łysy Snoraki, który najdłużej zaklinał kości przed rzutem, podrapał się po glacy nieco zaskoczony swoją porażką, czy też może bezkonkurencyjną wygraną człowieka.
Runda 2
Karl 87 (-5SL)
Aldo 76 (-5SL)
K1 64 (-4SL)
K2 43 (-1SL)
K2 wygrywa!

Drugą partię zgarnął już Snoraki, Z tak pewnym siebie uśmiechem zbierał pensy, jakby poprzednia kolejka była tylko nieplanowanym wypadkiem przy pracy. Rudobrody z kolei zmełł pod nosem chyba jakieś krasnoludzkie, trudne do powtórzenia przekleństwo, którego ludzie nigdy nie słyszeli. A, że zabrzmiało nad wyraz zabawnie i miny ludzi również, to wszyscy parsknęli śmiechem. Rechotał i Ognic, który dobrodusznie klepał Aldo po plecach, jako kompana w nieszczęściu do kości. Thorni sumiennie dbał, aby nikt nie zobaczył z naczyniach dna, a reszta braci z ciekawością obserwowała grę komentując między sobą wyniki każdego hazardzisty.
Runda 3
Karl 33 (0SL)
Aldo 84 (-6SL)
K1 47 (-2SL)
K2 70 (-4SL)
Karl wygrywa!

Trzecia rundę znowu wygrał Karl pokonując ostatecznie rudego, który do końca liczył na odwróconą passę. Findling doliczył się do tej pory piętnastu wygranych monet! Szyling i trzy pensy.

- A też se zagram z wami.
- dosiadł się właściciel samorodka.
- Heh. Fajnie się grało! - Ognic uścisnął każdemu grabę i odwrócił na pieńku ku widokowi na maszynerię przy rzece.

Snoraki schował kości i spod krzaczastych brwi mierzył Reldricka, jakby ważąc w myślach, czy właściwie postępuje. Ostatecznie jednak nawet on nie chciał ryzykować przeciwko szczęściu kuzyna, które nie opuszczało go na tej wyprawie. Krasnoludzkie przesądy wzięły górę i skończyły się kości, a mijała właśnie godzinka od czasu, gdy operator śluzy i reszta załogi odpływała szalupą na „Perełkę”.

Ranald uśmiechnął się do majtka. Aż szkoda, żeśmy grali tylko na miedziaki, westchnął Findling wsypując pieniążki do sakiewki. Wypity alkohol pulsował mu w głowie. Jakby nie było, upicie na służbie wcale nie uśmiechało się żeglarzowi. Kapitan był sprawiedliwy i bardzo surowy, więc narażać się na jego karę było wielce durnym przedsięwzięciem. Aldo chyba, też to zmiarkował, bo odstawił kufel i zapychał usta jagodowym plackiem, który przyniósł Katari. Karl, miast picia, postanowił zaśpiewać coś wesołego. W dobrym nastroju był, a i gębę zajętą miałby czym innym, bez przesadnej odmawiania gospodarzom piwa potrzeby.
Entertain (Singing) d100: 66
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 25-01-2020 o 06:11.
Campo Viejo jest offline  
Stary 30-01-2020, 15:28   #8
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Niestety. Sielanka skończyła się, gdy w końcu ujrzeli łódź odbijającą od burty Perełki. Delegacja wracała na brzeg, co zapewne oznaczało, iż i im trzeba było powrócić do roboty.

W samą porę bowiem i bosman zaczynał przejawiać pierwsze oznaki pełnej świadomości i pewnie lepiej, by nie skierował jej na dziejące się tam nieprzepisowe pijaństwo i hazard.

Karl skończył śpiewać ostatnią szantę, która jednak chyba niezbyt przypadła do gustu brodaczom. Niby machali trochę do rytmu kuflami, ale najwyraźniej brakowało w ich sercach zapału do morskich tematów.

Szybko okazało się, że dobito targu, choć wszystkie strony paktu nabrały wody w usta, co do ostatecznej ceny, którą należało zapłacić. Zapewne więc nie była zbyt satysfakcjonująca dla żadnej z nich. Ale krasnoludy wzięły się do roboty i to się liczyło. Najwyraźniej posłanie ich na negocjacje odbywające się na neutralnym gruncie i w mniejszym gronie jak najbardziej poskutkowało. Kto wie, ile by to trwało, gdyby tego nie zaproponowano.

Dwie godziny później brodaczom w akompaniamencie ogłuszającego stukotu narzędzi i potoku bluzgów udało się wprawić mechanizmy w ruch i umożliwić Perełce dalszą podróż. W ramach równowagi rzeczy zepsuła się jednak pogoda. Spokojne dotąd gorące powietrze zawyło targane niespokojnym, zrywnym wiatrem, a błękit nieba na zachodzie pokryły ołowiane chmury. Nim jeszcze na dobre zdążyli się wziąć za swoje obowiązki, już o pokład zabębniły rzęsiste krople.

Gdy Perełka przepływała przez uchylone wrota śluzy, dwóch majtków opartych o burtę wzniesionymi rękoma żegnało krasnoludów.
- W Ubersreiku najlepsze piwo jest w Toporze i Młocie od Mistrza Borguna Foambearda! - krzyczał Thorni basem.
- Ognic, może kiedyś tam się odegrasz! Po drodze do domu wstąpcie do Ubersreiku. Może jeszcze tam będziemy! Zostańcie z bogami! - zawołał Karl.
- Do zobaczenia! - wtórował uśmiechnięty od ucha do ucha Aldo. - Będę ćwiczył Thelogu! - majtek prężył odsłonięty muskuł bicepsa. - Kiedyś się spróbujemy!

Punkty Doświadczenia 150


***

Bosman najwyraźniej wrócił w pełni do formy, bowiem po krótkiej poszeptance z kapitanem zaczął ustawiać ich znowu po kątach ze znanym sobie urokiem. Ciężko było stwierdzić, ile dokładnie pamiętał z wydarzeń, a ile mu powiedziano, ale wydawało się, że do Karla podchodził jakby serdeczniej. Nawet bluzgi w jego kierunku były jakby cichsze i podszyte serdecznością. No dobrze... Może Karl sobie jednak zbyt dużo dopowiadał.

Gdy wydawało się już, że nikt nie zechce w otwarty sposób docenić jego wkładu w całą sprawę, zagadał go Horst. Mocno ścisnął jego ramię. Wydawał się dumny.
- Chybaś chłopcze zrobił na kimś wrażenie. Jeden z podróżujących z nami kupców, pan Rutger Reuter pytał konkretnie o ciebie. Prosił, byś się u niego zjawił, gdy będziesz miał czas.

Karl Lore (Reikland) d100=95 porażka
Horst Lore (Reikland) d100=84 porażka


Niestety wydawało się, że ani Karl, ani jego wuj nie wiedzieli zbyt dużo o tym człowieku, ani jego rodzinie. Płynął z nimi pierwszy raz, a ładunek, który przewoził i który pochowany był w skrzyniach, nie był ani wyjątkowo drogocenny, ani specjalnie tani, przynajmniej sądząc po mytach, jakie widziano, że płacił w portach.
 
Tadeus jest offline  
Stary 05-02-2020, 20:26   #9
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Karl, gdy uwinął się ze wszystkimi obowiązkami, umył się i upewnił, że nie śmierdzi za bardzo od ubrania, które znalazł najmniej brudnym. Udał się ku kajutom podróżnych. Stanął pod drzwiami z numerem 4 i zastukał. Cofnął się dwa kroki. Stał, nie garbiąc się i cierpliwie czekał na reakcję z wewnątrz.

Zasuwa w środku odsunęła się dość szybko i marynarz powitany został serdecznym uśmiechem zaserwowanym mu przez młodego kupca.


- Jesteś Karl, prawda? Rad jestem, że udało ci się znaleźć wolną chwilę, by mnie odwiedzić - zaczął, wskazując mu, by wszedł do środka. Na zewnątrz deszcz nie słabł, wyglądało wręcz jakby przerodzić się miał w porządną ulewę. Krople coraz szybciej pykały w malutkie okienko kajuty.

W środku nie było zbyt wiele sprzętów, Perełka nie była wystawnym cesarskim galeonem, a jedynie drobną jednostką handlową, więc nawet płacący najwyższą stawkę pasażerowie mogli liczyć jedynie na podstawowe wygody. Poza wąskim łóżkiem, był tam jeszcze zawalony papierzyskami stół z krzesłami i pół tuzina uplasowanych pod ścianami skrzyń.
- Jestem Rutger, Rutger Reuter - przedstawił się pokazując mu krzesło i samemu też zajmując miejsce. Z tej perspektywy Karl widział więcej szczegółów zapisków, ale nadal nie do końca wiedział, czym mogły być. Wyglądało to na jakąś mapę terenu w dużym przybliżeniu pokreśloną całym morzem dodatkowych informacji. - To takie małe przedsięwzięcie - wytłumaczył kupiec wskazując na papiery. - Jeśli wszystko się powiedzie bardzo intratne, ale to póki co przyszłość, a ja bym chciał porozmawiać o rzeczach konkretniejszych - wskazał grzecznie gościa. - Nie zechciałbyś mi czegoś o sobie opowiedzieć? - rzucił nagle z zaskoczenia, bo przecież nie zaserwował żadnego wstępu, który tłumaczyć by mógł dlaczego go to interesowało. - Skąd pochodzisz? Gdzie uczyłeś się fachu? Czy masz jakieś plany na najbliższą przyszłość?

- Karl Findling. - majtek skinął głową siadając niezbyt pewnie naprzeciw kupca. - Pochodzę z Ubersreik. Fachu nauczył mnie wuj Horst, z którym pływam po Imperium, głównie Reiku, od dziesięciu już lat. Lubię pływać, na Perełce jest klawo. Nigdy nie myślałem na poważnie o innym zajęciu. Ale o co chodzi, Herr Reuter? Nie szukam nowej pracy, jeżeli o to pan mnie pytacie. W moim mieście niepewna sytuacja przez ten edykt... Teraz myślę tylko o rodzinie, która tam nadal mieszka.


Gdy marynarz opowiadał swoją krótką historię, kupiec zdawał się słuchać z przejęciem i prawdziwym zainteresowaniem. W końcu pokiwał głową ze współczuciem.
- Faktycznie, ciężko mi sobie wyobrazić jak czułbym się, gdyby to moja rodzina została w mieście, a ja nie wiedziałbym nic o jej losie. - aż nazbyt zażyle położył dłoń na ramieniu marynarza. - Wierzę jednak w to, że wszystko się w Ubersreiku ułoży i dla moich spraw i dla twoich. - rzucił pozytywnie i chyba faktycznie w to wierzył. - A co do Perełki... - zawiesił głos i rozłożył wymownie ręce. - To faktycznie zacna jednostka, ale któż wie, co przyszłość przyniesie...

Karl intuicja(I) d100(+20)= 67 porażka (-2SL)


Coś w tym ostatnim zdaniu wybrzmiało dziwnie, ale marynarz nie był w stanie tego dokładniej określić.

- W każdym razie - kontynuował. - Po przybyciu kilka dni zajmie mi zapewne uporządkowanie moich spraw, a potem potrzebować będę zaufanych pracowników, którym nieobca jest uczciwa praca, w tym praca na łodzi. I gotów jestem za tę pracę dobrze zapłacić. Zaryzykuje nawet stwierdzenie, że lepiej niż inni w tej okolicy. Jeśli znałbyś więc kogoś zainteresowanego i sprawdzonego, to rzeknij mu, by pytał o mój kantor w Ubersreiku.

Karl zaniepokoił się trochę słowami kupca, który posiadał tę przewagę, że dokładnie wiedział, co za rozłożonymi rękoma się kryje. Nie sposób było Findlingowi odgadnąć ich znaczenie, a że przyszłość Perełki wiązała się ściśle z życiem majtka, postanowił dowiedzieć się jak najwięcej.

- Dziękuje za zaufanie Herr Reuter. U nas na pokładzie nie ma obiboków, więc tym bardziej mnie jest miło, że akurat z tą sprawą o mnie żeście pomyśleli. Jeżeli kogo panu polecę, to będzie to osoba, której ufam, bo zła rekomendacja cieniem się kładzie po polecającym. - zapewnił. - Niech Herr Reuter wybaczy moją ciekawość, lecz co takiego może się przydarzyć Perełce w niepewnej przyszłości? Czy może wie pan coś o czym załoga powinna, lub nie powinna, wiedzieć? - zapytał ostrożnie, lecz z nieukrywaną troską.
 
Tadeus jest offline  
Stary 09-02-2020, 17:09   #10
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację

Karl charm d100(-10 za porażkę intuicji)= 24 (0SL)
vs Rutger cool d100 (+10 nieprzenikniony)= 16 (+5SL)

Młody kupiec pokiwał głową i spojrzał na majtka z sympatią.
- Widzę, żeś jest wiernym załogantem, co dobrze o tobie świadczy, ale i wasz kapitan jest człowiekiem honoru. Jeśli jest coś, o czym powinniście wiedzieć, to z pewnością z szacunku do was i waszego oddania wyjawi to w dobrym czasie...
Ciężko było stwierdzić, czy kupiec wiedział coś bardzo konkretnego, czy tylko snuł przypuszczenia na podstawie znanych tylko sobie nikłych przesłanek. A może zupełnie wszystko zmyślał, by namieszać Karlowi w głowie, czyniąc go bardziej podatnym na próby rekrutacji? Wydawał się sympatyczny i życzący marynarzowi raczej dobrze, ale jak było naprawdę, nie dało się powiedzieć. Czyż kupcy nie byli mistrzami kłamstw i forteli? Ten wydawał się bardzo młody i być może pozbawiony był zakłamania należnego jego starszym kolegom po fachu, ale ostatecznie któż to mógł wiedzieć?
- Ale nie będę cię dłużej powstrzymywał od pracy. - wstał i klasnął w dłonie. - A i mnie czeka sporo roboty - wskazał stos papierów. - Pamiętaj, com powiedział, będę czekał w Ubersreiku na sprawdzonych ludzi. - podszedł do drzwi i otworzył je dla gościa. Wzburzony wiatrem deszcz wdarł się do środka, naznaczył deski podłogi wzorem z mokrych punkcików.
- Będę pamiętał. - zapewnił majtek i skinąwszy głową wyszedł z kajuty kupca.

Nieco skołowany tym spotkaniem, Karl postanowił przy nadarzającej się okazji podczas rejsu podpytać delikatnie bosmana o Herr Reutera i Perełkę. Czekać chciał na moment dobrego humoru starego wilka morskiego, najlepiej na osobności, gdy rum szumiał Taugenowi w głowie jak zaklęty śpiew syren w morskiej muszli. Życzliwość, którą mu okazywał podoficer w postaci niemal pieszczotliwych bluzg przy ruganiu, Findling wykorzystać chciał póki niczego jeszcze nie przeskrobał, coby wdzięczność starego za pomoc przy śluzie osłabiło.

Kapitan wyraźnie chciał nadrobić opóźnienie. Perełka żwawo parła naprzód, tnąc wody kanału. Niesiony wiatrem letni deszcz rozbijał się o żagle, zsyłał na głowy marynarzy rozproszoną, wirującą wilgocią mgiełkę. Każdy był potrzebny, by utrzymać to tempo i nie wiadomo było kiedy i czy w ogóle nadarzy się okazja na odpoczynek, który pozwoliłby na dłuższą rozmowę z zabieganym straszebnie bosmanem. Do tego słońce mimo deszczu nie przestawało grzać, robił się straszny, kleisty i wilgotny ukrop.

Karl endurance(T) d100(+40 łatwy)= 81 (-2SL)
- 5 do testów związanych ze sprawnością.

Majtek, choć przywykły był do pracy na pokładzie, zasapał się nie na żarty. Cóż, nie był jedyny, nawet barczysty Aldo po paru godzinach harówy wyraźnie oklapł.
- Do licha... wilgoć taka, że uh... ledwo powietrza idzie zaczerpnąć. - zamarudził, łapiąc się za głowę. Cóż, zapewne wcześniejsza libacja też nie pozostała bez wpływu na jego stan.

Słońce powoli dotykało widocznych na zachodzie szczytów Szarych Gór, dzień chylił się ku końcowi. Na szczęście dla nich zarządzono krótki odpoczynek. I nie był to jedyny korzystny obrót spraw. Nim bowiem Karl zdążył zagadać bosmana, to ten odciągnął go bezceremonialnie na bok. Był wyraźnie wściekły
- Zadowolonyś, he? - warknął na starcie, łypiąc na niego wrogo okiem i wskazując go oskarżycielsko paluchem.
- Myślisz, że raz ci się poszczęściło i wycapiłeś starucha za nogę z wody, to już do końca życia bytować tu będziesz jak szlachcic i bąki zbijać w lenistwie, he?! - dziabnął go paluchem w pierś. - Niedoczekanie! Tu i teraz!!! - wrzasnął groźnie. - Gadaj, co za to chcesz, a potem będziem kwita!

Karl poczerwieniał a serce zabiło mu szybciej w piersiach, mimo iż już i tak kołatało jak szalone po ciężkim dniu harówki. Zacisnął zęby i pięści z trudem panując nad głosem.
- Możesz mi Herr Taugen wiele zarzucić, ale nie miganie się od roboty. Może i krzepy nie mam tyle ileście by chcieli, ale robić ze mnie darmozjada co załodze roboty umyślnie dokłada, te se nie pozwolę i nie dlatego, żeś mi panie bosman opierdol spuszczasz tylko, że za lenia bierzesz, co tonącego uratuje, żeby korzyści z tego sobie zbierać! Jak ja taki migus i leser, toście mieli wiele szczęścia, żem akurat strasznie się nudził na łodzi i krzepy miał tyle, by was za tego kulasa przy okazji kąpieli wyciągnąć!

Ty durniu stary… dokończył w myślach. Z oczu bił mu gniew i ciężko było mu na ta chwile rozeznać, czy na bosmana, czy na samego siebie, że wcześniej faktycznie chciał u Taugena szukać pomocy z troski o Perełkę. Sam się zdziwił, że aż tyle miał odwagi, żeby tak bezpośrednio podoficerowi odparować i już po chwili zaczął podejrzewać, że mógł popełnić błąd, więc tym bardziej schował wątpliwości za hardą miną.
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:01.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172