Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-01-2022, 22:41   #501
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację



Joachim przyjrzał się znajdującym się u Sebastiana pacjentom.

- Jak się czujecie? - spytał się Silnego, który wcześniej pomógł mu kiedy polowali na syrenę. Mogę w czymś pomóc?

- Mnie to już dawno nic nie jest. No a im jak widzisz, trochę lepiej. Fartem dla mnie i Egona to to coś rzuciło się na nich no a dzięki temu my mogliśmy to ciachać. Szkoda, że cię nie było to była dopiero walka! Wasze zdrowie kamraci! - mięśniak kultystów odparł wesoło i wskazał trochę współczująco na dwójkę towarzyszy. Widocznie dobrze wspominał tamtą walkę chociaż doceniał wkład tych na jakich potwór skupił swoją uwagę. I pazury. Kornas się uśmiechnął i pokiwał swoją łysą głową a kobieta po chwili wahania też.

- Ona nie mówi po naszemu. Po kislevsku gada jeśli znasz. No ale sporo rozumie no i zabawić się też lubi. A jak toporami macha! Panie, nie pogadasz! - wskazał na kobietę z myszatymi włosami. Jak na chucherko nie wyglądała. Chociaż w samych kalesonach i koszuli to nie wyglądała zbyt bojowo. Chyba się domyśliła, że o niej mowa bo spojrzała na Silnego jakby czekając czy coś z tego wyniknie.

- No a ten to woli się nie odzywać jak nie musi. No ale wiadomo. - uśmiechnął się do grubego ochroniarza Versany. Ten odwzajemnił się tym samym. Ale się nie odezwał.

- No i Sebastian ich tu składa i dozoruje. No to jak tak tu przychodzę prawie codziennie no to pierwszy raz widzę jak siedzą sami bez pomocy no to może ich w końcu postawi na nogi. - pokiwał głową dzieląc się swoimi spostrzeżeniami na temat obojga pacjentów młodego cyrulika.

- Dobra walka powiadasz? - Joachim przyglądał się z zainteresowaniem kurującym się wojakom - Chodzi o tego trolla, jak rozumiem?...

- Trolla? - po minie mięśniaka widać było, że chyba się nie spodziewał takiego pytania. Spojrzał na pozostałą dwójkę a raczej na grubasa bo bariera językowa skutecznie ich odgradzała od rozmowy z wojowniczką. W końcu gruby wzruszył swoimi wielkimi ramionami a mięśniak wrócił spojrzeniem do Joachima.

- Może i troll. Cholera wie co to właściwie było. Ciemno było i ciasno w tych tunelach. Nie bardzo było się jak przyglądać. A potem się spieszyliśmy bo jeden cherlak odwalił kitę a ci byli blisko to chcieliśmy ich wynieść na powierzchnię. - wyjaśnił na ile potrafił te dramatyczne zdarzenia w podziemiach z zeszłego tygodnia.

- A skąd tak bestia mogła się tam wziąć? - zapytał się zaintrygowany czarodziej.

- A cholera ją tam wie. Myśmy szli po jej śladach od portu. Potem przez kanały aż do takiej jednej dziury no a ona jeszcze niżej. To już musiało być pod kanałami. Ja to nie wiem czy bym tam trafił drugi raz. Wtedy to szedłem za Vasilijem. A ten potwór pewnie tam mieszkał. Bo myślę, że jakby mieszkał gdzieś w ruinach na powierzchni to by zabijał częściej. Może codziennie? No a tak to co jakiś czas tylko. - mięśniak sam się zaczął nad tym zastanawiać ale nie miał nawyku snucia takich rozważań to opornie mu to szło. Popatrzył na towarzyszy ale ona nie rozumiała w reikspiel a Kornas pokiwał tylko głową nie chcąc się odzywać swoim cienkim głosem kastrata.

- Ciekawe czy takich stworów jest więcej w okolicy… - zadumał się Joachim.

- Może przychodzą z pobliskich lasów?

- Do miasta? Niee. Raczej nie. Przecie mamy mury i bramy. Jak by przelazły? Za miastem to jest tego plugastwa. Orki, gobliny, zwierzoludzie. Ale w mieście to raczej nie. Może jakieś zdziczałe psy i coś większego to chyba by się tu nie uchowało. - Silny zastanawiał się nad tym pytaniem jak mówił. Jednak wydawał się sceptyczny czy jakaś maszkara mogłaby przedostać się do miasta i tu buszować. Okoliczne lasy już mu się wydawały być bardziej matecznikiem dla takiego czegoś.

- No a w zimie to nawet wilki. Ale to raczej pod wsie podchodzą a nie pod miasto. Nie przelazły by przez mury. A wielkie państwo to lubią sobie czasem polowania na nie urządzać. Zwłaszcza zimą bo wiadomo, zimowe futra najlepsze. To co chwila ktoś z nich robi jakieś polowanie. Nawet ostatnio słyszałem, że robią nabór na nagonkę. No ale mi się robota trafiła ta nasza to do głowy sobie nie brałem. Może kiedy indziej. - wyjaśnił mięśniak jak to bywa zimą z tymi bestiami z dziczy i polowaniem na nie. Brzmiało jakby to była domena szlachty traktującą to jako niezłą rozrywkę a i dodatek do zimowej spiżarni jak i kolekcji trofeów.

- Orki, zwierzoludzie….. - powtórzył czarodziej - to niekoniecznie chyba musi być coś złego z naszego punktu widzenia? Słyszałem o tej grupie w lesie, z którą mamy kontakty.

- Właściwie to Strupas ma. Ale z tymi orkami i tak dalej to niekoniecznie tak fajnie. Zapytaj go. Jak jechał do tych odmieńców jakiś czas temu dopadły go gobliny. O mało go nie załatwiły. - Silny nie pałał coś miłością do tych kreatur jakie buszowały na zewnątrz murów miasta.


- No tak, to się dowiem. Takie istoty mogą być pewnie dla nas użyteczne, ale trzeba być przy tym ostrożnym. No, przynajmniej widać, że Sebastian robi dobrą robotę. A ty Silny bierzesz udział w jutrzejszej akcji?

- No tak. Będę czekał przy wozie aż tamci wyjdą na powierzchnię. No a potem jazda do kryjówki. - zgodził się, że domysły kolegi są słuszne co do jego udziału w jutrzejszej akcji.

- Ja będę stał na straży przy kryjówce z Aaaronem, choć mam nadzieję, że nikt nam nie przeszkodzi i bezpiecznie tam dotrzecie - odparł Joachim.

- No ja też. Ale to zależy jak pójdzie tym w kazamatach. Jak dobrze to dobrze. Ale jak narobią larum to może być różnie. - Silny rozłożył swoje wielkie ramiona na znak, że trudno mu osądzić jak akcja ma się zacząć od dwójki jaka przebywać ma wewnątrz twierdzy. A on miał czekać na wynik tych działań a sam nie miał na to wpływu.

- Myślisz że powinienem założyć jakie przebranie? - zamyślił się czarodziej, który nie chciał żeby wykryto jego powiązanie z tą akcję.
- W kazamatach działają Egon i Łasica, prawda? Oni chyba wiedzą co robią.

- No tak, pewnie tak. Ale na robocie to różnie może być. Wystarczy, że jakiś pacan znajdzie się w niewłaściwym miejscu i czasie i rabanu narobi i już się sprawa może posypać. - siedzący przy stole Silny skrzywił się aby dać znać, że to bardzo losowa sprawa nawet w najlepszym planie i wykonywana przez najlepszych fachowców. To zawsze jest element chaosu jaki trudno przewidzieć i zaplanować.

- A przebrać no tak. Ubierz coś abyś nie wyglądał jak ty na co dzień. Coś zwykłego bo masz się nie rzucać w oczy innym na ulicy. Jakiś płaszcz albo kożuch. No abyś wyglądał jak kolejny przechodzień. - zgodził się na propozycję kolegi i obrzucił go spojrzeniem jakby chciał go sobie wyobrazić w takim przebraniu. - Pogadaj z Aaronem. Może coś ci pożyczy. Ma mnie zmienić dziś wieczorem. Rano to pewnie już będzie stąd szedł do “Koguta”. Znaczy rano czyli jak wstanie. - zaśmiał się cicho chyba nie bardzo wierząc, że zarośnięty kolega należy do rannych ptaszków.

- Tak, poszukam Aaarona... a jutro mniejmy nadzieję, że nasi Bogowie będa nam sprzyjać. - podsumował astromanta.



************************************************** ********

Joachim skinął głową zainteresowany wieściami.

- Powiedz Pannie Nije, że zaraz do niej wyjdę - odparł, zastanawiając się czy wypada mu zapraszać kogoś do środka w nie swoim w końcu domostwie…

Sven skinął głową po czym wyszedł z pokoju. Joachim zorientował się, że wypada zapytać majordoma czy może przyjąć gościa w salonie bo w końcu gospodarze mogli tam teraz urzędować. A główny zarządca posiadłości powinien być zorientowany w sprawach domu i nawet jeśli salon byłby zajęty to powinien podać jakąś inną alternatywę.

Joachim zdecydował się więc skierować w tej sytuacji do majordoma i spytać się go czy może przyjąć gościa w salonie.

Majordoma zastał w kuchni jak widocznie tam dyrygował obiadem dla państwa jaki niedługo pewnie będzie podany bo zbliżał się środek dnia. Wysłuchał młodzieńca z poważną miną i równie poważnie i dostojnie skinął głową zgadzając się na wizytę panny Nije w salonie skoro przyszła w gości do panicza. Obiecał też podać napar albo grzańca do salonu chyba, że panicz miał inne życzenia.

Joachim podziękował majordamowi zgodnie z zasadami etykiety a następnie udał się by zaprosić Nije do Salony.

- Dzień dobry, dziękuję za odwiedziny. Nie wiem na ile Lady Pirora wprowadziła Panią w temat? - spytał się gdzie usiedli.

- Dzień dobry. Tylko ogólnie nakreśliła mi sprawę, że coś zajmujesz się tą syreną. No i, że może dobrze abym z tobą porozmawiała o tym. No to jestem. - odparła ciemnowłosa uśmiechając się delikatnie. A Joachim rozpoznał ją jako solistkę chóru jaka na ostatniej mszy śpiewała psalmy i pieśni pokazując całkiem niezły kunszt i talent w sztuce śpiewu.

- Dziękuje, słyszałem twój śpiew na mszy, był bardzo przyjemny dla ucha - Joachim również się lekko uśmiechnął, starając się być dyplomatyczny.

- Poluje na syrenę, która przynosi zgubę okolicznym marynarzom. Moje badania wskazują, że istnieje szansa by wywabić ją z kryjówki za pomocą śpiewu i do tego potrzebowałbym twojej pomocy. - spojrzał by ocenić reakcję dziewczyny na te słowa… miał nadzieję, że bardziej będzie zaintrygowana niż się przestraszy.

- No nie ty jeden. Z pół miasta lata teraz pewnie za tą syreną. A zimą, jak port zamknięty i każdy marynarz ma za dużo czasu a za mało w sakiewce to i chętnych na zarobek i sławę wielu. - dziewczyna lekko wzruszyła ramionami ale nie wydawała się ani przestraszona ani przejęta. Raczej jakby chodziło o kolejnego chętnego do złapania syreny jakich było widocznie sporo w tym mieście.

- Tylko trochę nie bardzo rozumiem po co ci mój śpiew potrzebny. - dodała po chwili zastanowienia jak nie bardzo mogła ułożyć ten fragment układanki do wykreowanego obrazu.

- Syrena jest istotą posługującą się śpiewem i jako taka może być zainteresowana innym śpiewem który słyszy i w związku z tym liczę że opuści swoją kryjówkę. Ostatnio nie mogliśmy się do niej dostać ponieważ była na Wrakowisku - wyjaśnił cierpliwie Joachim, popijając podany im ciepły napar.

- To znalazłeś ją? - minstrelka zamrugała oczami ze zdziwienia. Sięgnęła po kubek z naparem jaki przyniosła służka i upiła łyk. Tego się chyba nie spodziewała, że rozmówca mógł natrafić na prawdziwą syrenę.

- A jak wygląda? - zapytała zafascynowana takim spotkaniem i chcąc zaspokoić swoją ciekawość.

- Nie widziałem jej, ale słyszałem jej śpiew, wraz z czwórką ludzi, z którymi wyruszyłem na poszukiwania. Gdyby nie szybkie zatkanie uszu, to pewnie byśmy przepadli, bo pod wpływem tego zgubnego głosu wszyscy zaczęli płynąć prosto w wir.

- O! To one naprawdę tak pięknie śpiewają? Tak jak w legendach? O! - zawołała podekscytowana poetka nie mogąc się nadziwić, że rozmówca natknął się na tak nietuzinkową istotę. Zwłaszcza, że od paru tygodni wyglądało na to, że to tylko kolejna, sezonowa plotka i straszak na mieszkańców tego miasta.

- No dobrze, jak mówisz, że wiesz gdzie ona może przebywać to chętnię ją zobaczę. Z syreną to jeszcze nie śpiewałam. Ale co ty właściwie chcesz zrobić? Jak to sobie wyobrażasz? - powiedziała pogodnie zgadzając się wziąć udział w takim przedsięwzięciu. Jednak miała dość mętne pojęcie jak to właściwie by miało wyglądać więc liczyła na jakieś dodatkowe wyjaśnienia.

- Ostatnio natrafiliśmy na syrenę płynąc przez kilka godzin łodzią, był ze mną rybak i trzech ochroniarzy. Myślę, że spróbuje tej samej taktyki, biorąc pod uwagę, że teraz wiemy w której części nadbrzeżnych wód jej szukać, powinno pójść szybciej. Kiedy będziemy blisko, zaczniesz śpiewać i to mam nadzieję, że wybawi ją do nas. Myślę, że jak pogoda dopisze to za dzień czy dwa nawet moglibyśmy wyruszyć - odparł z namysłem Joachim, stukając swoją czarodziejską laską na podkreślenie słów.

- A jak ona też zacznie śpiewać? Sam mówiłeś, że ruszyliście na jej zew. Zresztą w legendach jest tak samo. One śpiewają i jak ktoś to usłyszy to rzuca wszystko i traci głowę aby się do niej dostać. - zapytała minstrelka ciekawa czy na ten aspekt gość państwa van Hansen też ma jakąś odpowiedź.

- Ostatnio podziałały zatyczki do uszu, mogę też użyć moich talentów - odparł pewnie czarodziej - jak ona wyjdzie do nas to sobie już dalej poradzimy.

- Zatyczki? No niby tak. W legendach też działają. Ale w zatyczkach to raczej słabo się śpiewa. Trzeba słyszeć swój głos jak się śpiewa. No ale można spróbować. Ale co chcecie zrobić z tą syreną jakby się pokazała? - poetka po chwili namysłu skinęła powoli głową jednak dalej dociekała co i jak z tymi zamiarami wobec syreny ma rozmówca.

- Jeśli będziemy w kilka osób to nie wszyscy naraz muszą mieć zatyczki, poradzimy sobie. Jakby się pokazała, to najchętniej bym ją złapał w sieci. Wtedy nie będzie już zagrożeniem, a my będziemy mogli dowiedzieć się więcej o tak wyjątkowej istocie.... nie mówiąc już o sławie jaką zdobędziemy.


************************************************** *****


Po południu Joachim miał zamiar spotkać się na chwilę z Aaronem i upewnić się jak tamten chciał, czy wszystko dobrze się układa przed jutrzejszą akcją. Miał nadzieję, że w gwiazdach zobaczy pomyślne wróżby.

Co do wizyty w Akademii Morskiej, miał to w planach jeśli z Aaronem pójdzie mu szybko, jeśli nie mógł się umówić na inny dzień albo poprosić u udostępnienie mu ksiąg.

Powinien też powiedzieć temu rybakowi z którym wtedy wypłynął, że za parę dni mogą powtórzyć akcję. No i musiał się jeszcze zastanowić nad kwestią tego domu i czy warto ryzykować fałszerstwo. Jakby to wyszło na jaw, miałby przecież duże problemy.... Stwierdził też, że musi się więcej dowiedzieć od Strupasa o tych mutantach w lesie, ale to mogło na razie poczekać..... tak, miał sporo na głowie.

 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 29-01-2022 o 22:44.
Lord Melkor jest offline  
Stary 30-01-2022, 04:53   #502
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 83 - 2519.02.26; abt (2/8); wieczór

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; krypa “Stara Adele”
Czas: 2519.02.26; Wellentag (2/8); wieczór
Warunki: główna ładownia, jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz ciemno, zachmurzenie, łag.wiatr, siarczysty mróz (-25)



Egon



- A to się narobiło… - westchnął ciężko grubas bębniąc swoimi pulchnymi paluchami o blat tołu. W Agnestag siedzieli przy nim wszyscy i był zastawiony plackami, chlebem i potrawami z ryb. Teraz zaś poza butelką wina i skromną ale smaczną kolacją ze smażonej ryby niewiele było. Kurt nie spodziewał się większej ilości gości więc było tylko to co złowił w dzień. Ale kuternoga któego przybycie zwiastowało głuche stukanie drewnianej nogi o drewniany pokład raczej nie uczestniczył w niespodziewanym wieczornym spotkaniu. Pozostała czwórka zaś próbowała jakoś dostosować się do nagle zmienionej sytuacji. Tego już spodziewał się Egon przy kolacji jeszcze w loachach. Jak przy nakładaniu posiłku Łasica rzuciła mu cicho i krótko, żeby po robocie przyszedł na statek i ona też tam będzie. Kończył trochę później od niej więc jak przyszedł i walnął w burtę starej krypy to długo nie czekał. Łotczyca uprzedziła pozostałych więc Kurt się go spodziewał. Usłyszał jak skrzypnęły drzwi na tym mrozie, potem jego kroki na pokładzie i wreszcie na tle nocnego nieba pokazał się owal twarzy.

- Kto? - stary bosman zapytał krótko albo dla zasady albo naprawdę w tych nocnych ciemnościach nie był pewny kto tam stoi na dole. Jednak jak się przekonał kto to spuścił mu drabinę po jakiej wszedł na górę i tam dał mu znak aby od razu szedł do ładowni bo już na niego czekają. No i czekali. Łasica, Karlik i nawet Starszy.

- No jesteś! No to opowiadaj bo tam to nie było nawet jak pogadać! - Łasica była wyraźnie zdenerwowana niespodziewanym pojawieniem się łowców heretyków w miejskich lochach. I to dzień przed akcją. Ona sama jednak widziała ich tylko jak ci przyszli do stołówki podczas obiadu. Więc nie miała pojęcia po co przyleźli i co się działo potem. Tylko tyle, że na kolacji już ich nie było i poszli sobie. Jednak jej relacja jaką zdążyła opowiedzieć starszym szarżą i wiekiem kultu musiały ich zaniepokoić. Jednak czekali jeszcze na gladiatora który powinien mieć dokładniejsze wieści skoro spędził z łowcami drugą połowę dnia.

- No tak… Właściwie to nawet ma sens. Napisaliśmy, że to zaprzaniec i wspólnik heretyków no to co prawda przenieśli go do oddziału heretyków no ale i powiadomili łowców heretyków… No tak… - zamaskowany mężczyzna też był niepocieszony taką nagłą komplikacjach w planach.

- Może go tam zostawmy? Niech robią z nim co chcą. To nikt od nas. A Łasica upije i uśpi jutro tych gamoni tak jak planowała, potem przyjdzie Egon, wyniesie wyrocznię i dalej do kanałów tak jak to było w planie. - gruby logistyk wzruszył ramionami i był gotów poświęcić obcego mu skazańca z jakim nic go nie łączyło na rzecz ratowania wyroczni z jaką wiązali plany.

- No coś ty… Jak tam się będą kręcić łowcy to nie tylko ci od Hermana ale całe lochy tam chodzą na paluszkach. Z zabawy nici. Zresztą pewnie by latali za Herwigiem i Vogelem. - łotrzyca kręciła przecząco głową już jak grubas mówił ale poczekała aż skończy. Wydawała się zniechęcona tym, że tak długo opracowywany plan zawisł na włosku tuż przed jego finalizacją.

- Możemy przełożyć akcję. Umawialiśmy się na Marktag ale jak to będzie dzień czy dwa później to też się nic nie stanie. To wciąż będzie przed festynem. - Karlik pokiwał swoją byczą głową i dał znak, że ma zrozumienie dla argumentów granatowej koleżanki. Zaproponował więc inne rozwiązanie.

- No można. Trzeba by powiadomić resztę. Ale można. Chociaż jak łowcy wezmą tego Vogela w obroty to raczej kiepsko rokuje na jego zdolność do ucieczki. - Starszy zamachał dłonią na znak, że nie uznaje tego za zły pomysł. Chociaż jak łowcy zaczęliby przesłuchanie w sposób z jakiego byli najbardziej znani to były spore szanse, że stary druch Egona zmieni się w krwawy ochłap.

- Albo zróbmy to dzisiaj. Dzisiaj w nocy. - zaproponowała Łasica zaskakując pozostałych. Bo spojrzeli na nią zdziwieni, potem na siebie nawzajem.

- O czym ty mówisz dziecko? Jak to dzisiaj w nocy? - Starszy zanim odpowiedział poprosił ją aby bardziej rozwinęła swoją myśl.

- Proste. Zróbmy to tej nocy a nie jutro w dzień. Możemy tam wejść kanałami od dołu. Wyjdziemy w tej pustej celi. Ja otworzę co trzeba. Przejdziemy przez zachodnie skrzydło aż do specjalnego. No trzeba by coś zrobić szybko i cicho ze strażnikami. Będzie ich dwóch czy trzech. Na nocnej zmianie jest ich mniej niż na dziennej. Może daliby się nabrać, że przyszłam się z nimi zabawić. A może nie. Jakby tak to by było łatwiej. Jak nie no to już raczej Egon musiał podziałać. Ale trzeba by szybko i cicho. Potem klucz i do specjalnego, potem do cel. Zabrać wyrocznię i Vogela. Może tą małą jak starczy czasu. I zwiewać do kanałów. Jak już będziemy w kanałach to dobra nasza. Tego tępaka można by ściągnąć aby czekał z saniami. A dalej no to nocą przez miasto do “Koguta”. - Łasica mówiła zdenerwowanym tonem, szybko i trochę chaotycznie. Ale jednak składnie. Plan chociaż mocno improwizowany był jednak mniej więcej ułożony krok po kroku.

- To trzeba by ściągnąć Silnego. I może Vasilija. Silny miał pilnować Gustawa u Sebastiana. Ale to w dzień. Teraz chyba powinien być u siebie. Vasilij to mówił, że będzie dziś spał w “Kogucie”. Tak na wszelki wypadek. Do północy można by ich chyba ściągnąć jeśli gdzieś nie balują po mieście. - Karlik zastanawiał się na głos ale widać był nieźle zorientowany w tym gdzie można by znaleźć któego kultystę.

- A jak myślisz Egon? Jakby Łasicy to zabawienie się ze strażnikami nie wyszło. To dasz radę załatwić dwóch czy trzech szybko i cicho? - zapytał Starszy patrząc na brodatego gladiatora. Znów zanim się zdecydował wolał się dopytać o detale.

- Może niech idzie z Silnym. Jak i tak włamujemy się na rympał to już kit z tym. W dzień to musieliśmy się szczypać bo tylko ja i Egon tam możemy być. Ale w nocy i tak nas nie powinno tam być bo to podejrzane. A Silny w pysk dać umie. We dwóch to sobie już powinni poradzić. Vasilij mógłby czekać przy wozie. - Łasica była tak zdenerwowana albo podekscytowana, że wtrąciła się zanim gladiator zdążył odpowiedzieć.

- Właściwie to tak. Można by zawiadomić Aarona. Albo Joachima. - zamaskowany mężczyzna spojrzał gdzieś w dal na burtę albo i poza nią gdy się zastanawiał nad tym wszystkim.

- No nie wiem. Oni to raczej w pysk lać nie potrafią. A powozem też nie wiem czy jeżdżą. - Łasica była zdziwiona propozycją ich lidera. Bo na te czynności o jakich mówiła to żaden z magistrów nie wydawał się ekspertem.

- Tak, tak, masz rację. Ale oni dysponują nietuzinkowymi umiejętnościami. Mogłyby się przydać w niesprzyjających okolicznościach. - Starszy pokiwał głową zgadzając się z nią jednak widocznie nie do końca myśleli w tych samych schematach.

- To chyba już lepiej do Aarona. Bo o tej porze do rezydencji van Hansenów to raczej trudno by było się dostać. Tylko nie wiem czy Aaron byłby na chodzie o tej porze. Miał mieć wolne i dopiero jutro w południe zjawić się w “Kogucie”. - logistyk przyjął słowa mistrza bez sprzeciwu. Ale każdy z magistrów wydawał się mieć pewne wady jak na tak niespodziewane ściągnięcie ich w środku nocy.

- Ja się mogę przejść do nich. Aż tak późno nie jest. Może mnie jeszcze pamiętają u van Hansenów. I wpuszczą. A jak nie to coś wymyślę. A jak nie no to sprawdzę co u Aarona. Ale do tego mięśniaka na pewno nie pójdę po prośbie! Potem będzie się puszył do końca świata, że jak była bieda to Łasica przyleciała skamleć o łaskę do niego! O na pewno, że nie! - dziewczyna z ferajny znalazła pewne rozwiązanie co do poinformowania obu albo chociaż jednego magistra. Chociaż nie mogla dać gwarancji, że da się ściągnąć chociaż jednego. Joachim mieszkał u van Hansenów a tam nie mógł wejść byle kto. Zwłaszcza po zmroku. A Aaron z kolei jak miał wolne to się oddawał swojej pasji osuszania kufli i butelek. Więc też mógł już nie być na chodzie o tej porze.

- No. Można by spróbować. - powiedział lider zboru po chwili zastanowienia nad tym wszystkim. Po czym ponownie spojrzał na Egona. - No? Jak myślisz? Dacie radę z Silnym, Łasicą i może którymś z chłopaków dziś w nocy? Czy odkładamy sprawę za dzień czy dwa ale wedle tego planu co ułożyliśmy wcześniej? - zapytał Starszy spokojnym głosem i czekając na odpowiedź. Zresztą grubas i łotrzyca także.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Imperialna; rezydencja van Zee
Czas: 2519.02.26; Wellentag (2/8); wieczór
Warunki: pokój Kamili, jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz ciemno, zachmurzenie, łag.wiatr, siarczysty mróz (-25)



Pirora



Wieczorno nocne plany wydawały się iść po myśli młodziutkiej szlachcianki z południa najpotężniejszego kraju zdominowanego przez ludzi. Chociaż nie do końca. Na razie jednak szło całkiem przyzwoicie. Była syta i smaczna kolacja przyjemnie wypełniała żołądek promieniując ciepłem i spokojem. No i w końcu była w sypialni jednej z dwóch najbardziej pożądanych panien na wydaniu w tym zasypanym śniegiem mieście nad lodowatym, ponurym morzem. I to nie sama.

- O tak, to też mi się podoba. - powiedziała Sana z lubością wydmuchując dym daleko przed siebie. Kolacja, wino, młodość i pokrewieństwo dusz przynosiło przyjemne efekty. A jeszcze było to. Coś co się paliło w eleganckich fifkach. I miało specyficzny zapach. I działało bardzo przyjemnie. Zapewniało uczucie lekkości i jakieś miłe mrowienie na karku i pod czaszką. Ten dziwny zapach mieszał się z kadzidełkami i świecami jakie zapaliły ku wspólnej, prawie dziecięcej radości. No i aromatowi jaki roztaczała wokół siebie blondynka swoimi perfumami.

- Czasem mam wrażenie, że mnie bezczelnie wykorzystujesz. I tylko po to do mnie przyjeżdżasz. - mruknęła gospodyni z udawanym wyrzutem wydmuchując swoją porcję siwego dymu. W końcu już przy kolacji wspólnej z seniorem rodu to Sana właśnie wydawała się prowodyrem tego aby Pirora została “trochę dłużej”. Bo w końcu jak zaraz po przyjeździe poszła na rozmowy w interesach z papą Kamili no to nawet nie miały kiedy porozmawiać o sztuce i obrazach jakie ze sobą przywiozła. Pirora nie wiedziała czy to one się tak jakoś umówiły wcześniej czy to tak spontanicznie wyszło. Ale całkiem chętnie właściwie same zaprosiły ją do siebie gdy ta oficjalna część jej wizyty właściwie się już skończyła. Miała zostać na kolacji i potem właściwie mogłaby już wracać do “Żagli”. No ale skoro dziewczęta ją zaprosiły na “rozmowy o sztuce” a Herr van Zee nie wyraził sprzeciwu a nawet się zgodził no to mogła zostać.

- Jeejj… Naprawdę ją namalowałaś z nagimi piersiami… I to całkiem ładnie ci wyszły… - Sana pokazała język gospodyni i położyła głowę na poduszce zaciągając się fifką z dziwnym ziołem po raz kolejny. Spoglądała na obraz syreny rozstawiony na sztalugach jakiego autorka była razem z nimi na łóżku gospodyni.

- Dalej chcesz sobie zrobić tatuaż? Może zapytaj Pirory. Bo Sana by chciała. Ale nie może się zdecydować na co. I gdzie. No i właściwie jeszcze trzeba by mieć kogoś kto by to zrobił. No i nie rozpaplał na całe miasto. - zabrzmiał trochę jakby Kamila rozminęła się z wątkiem koleżanki spoza miasta. Albo po prostu wracała do tego o czym rozmawiały wcześniej we dwie.

- No bym chciała. Ale nie wiem co. Ani gdzie. Ani u kogo. I jeszcze dziewictwo bym chciała stracić. No ale też tak aby całe miasto o tym nie wiedziało. Bo jak teraz mi się nie uda no i wrócę cała do domu to znów będe musiała się biedna męczyć sama ze sobą. U was też tak z tym ciężko tam na południu? - panna Moabit pokiwała głową i sięgnęła po kielich z winem upijając z niego łyk i przerywając obserwację z portretu syreny. Wydawało się, że mieszanka palonego zioła, kadzidełek, wina, świec i wspólnego wieczoru działa na nią kojąco i pobudzająco jednocześnie. Na Kamilę zresztą też. A i Pirora też czuła, że na nią chyba działa to pogodnie.

- A ja to bym chciała z kapitan de la Vega. Jaka ona jest piękna! I niesamowita! - panna van Zee westchnęła z rozczuleniem jakie wywoływała w niej dzielna pani kapitan z dalekiej Estalii. W przeciwieństwie do niej jej ojciec wydawał się znacznie mniej podatny na cudze wpływy. Chociaż i on zdradzał życzliwość młodej szlachciance podczas wcześniejszej rozmowie w jego gabinecie. Powitał ją po szarmancku chociaż dość oficjalnie. Poprosił aby usiadła za biurkiem i z początku pytał o to o co wypadało gościa. O samopoczucie, podróż, wyraził podziw i zdziwienie, że odważyła się przyjechać w środku zimy. Ale potem przeszedł do rzeczy. Po pytaniach panna van Dyke zorientowała się, że chyba nie dowierza, że ojciec ją przysłał tu samą. To chyba było dla niego nie do pomyślenia. W końcu jego dorodna i piękna córka musiałabyć w podobnym wieku co blondynka, może niewiele starsza.

- No tak, Piroro. Tylko widzisz no tak młode osoby jak ty zwykle mają swoich rodziców, opiekunów, przedstawicieli i nie działają samodzielnie. - powiedział ostrożnie jakby nie chciał jej urazić ale zaznaczyć, że sytuacja jest dla niego nietuzinkowa. I jak wiedziała Averlandka miał rację. Takie młode damy to zwykle żyły jeszcze na łasce rodziców i tylko wyjątkowe okoliczności mogły to zmienić. Potem Herr van Zee zajął się jej dokumentami jakie przyniosła. Włożył monokl w swój oczodół i sądząc po tym jak trzymał papiery, blisko lampy aby wyraźnie je oświetlała to wzorku już chyba nie miał najlepszego. Ale do przeczytania ich wystarczyło. Przez całe spotkanie nie wydawał się skory do flirtu czy niestosownych uwag ale wydawał się jej życzliwy. Czy to był efekt jej osobistego uroku, współczucia, perfum czy czegoś jeszcze innego tego nie mogła rozgryźć.

- No ale cóż, wasze nazwisko jest nowe w tym mieście. Czy masz jakiś kontakt ze swoim ojcem? Nie ukrywam, że byłoby mi lżej podjąć decyzję gdybym dostał jakiś list od niego. - przyznał gdy już zapoznał się z dokumentami jakie przyniosła. Jakby mimochodem zauważył, że Bursztynowa to dobra ulica i blisko centrum. Jeśli komuś nie przeszkadza reputacja tego adresu. W końcu jednak po tych wahaniach i namysłach jednak się zgodził podżyrować hipotekę tej kamienicy. Bo jak całkiem trzeźwo zauważył gdyby van Dyke okazali się niewypłacalni wówczas to na żyranta czyli van Zee spadał obowiązek uiszczenia pozostałych należności. A on był gotów je spłacić chociaż oczywiście to by oznaczało, że ta kamienica stanie się ich współwłasnością albo własnością. No a van Dyke dostaliby metkę niewypłacalnych bankrutów. Od tego się nie umierało ale w towarzystwie była to spora ujma na honorze i zaufaniu. No a potem była urocza kolacja razem z jego dorodną córką i jej gościem. A po niej Herr van Zee się pożegnał z młodymi damami i udał się na spoczynek. Zaś trójka młodych dam wylądowała w sypialni gospodyni aby “rozmawiać o sztuce”. Przy winie, świecach, kadzidełkach i egzotycznym, palonym w fifkach zielu. I jakoś nie zanosiło się aby miała jeszcze tego wieczoru wracać do “13-ki” na pietrze w “Żaglach”.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ul. Złota; rezydencja van Hansenów
Czas: 2519.02.26; Wellentag (2/8); wieczór
Warunki: pokój Joachimai, jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz ciemno, zachmurzenie, łag.wiatr, siarczysty mróz (-25)



Joachim



Dzisiaj coś mu niebiosa nie sprzyjały. Nie tyle gwiazdy ile chmury. O ile w dzień było ładnie i pogodnie to teraz, wieczorem, jak była najlepsza pora na obserwacje gwiazd to niebo zasnuły się grubymi chmurami. Zostawało mieć nadzieję, że się przejaśni. Albo i nie przejaśni. W końcu to była zima na północnych kresach Imperium. Tu nawet lato to nie było zbyt słonecznie. Za szczeniaka to jakoś tego nie zauważał. Dopiero jak pojechał na zachód, do Altdorfu to tam dało się odczuć różnicę.

Ale dzisiaj mógł się poczuć przez chwilę jak w Altdorfie. Dokładniej jak na w kolegium. No albo chociaż na uniwersytecie bo jednak Kolegium gdzie szkolono magów to jednak miało klimat nie do podrobiena. Ale dzisiaj, jak po wizycie u Aarona odwiedził mury Akademii Morskiej to dało się to odczuć, że to właśnie była uczelnia. Chociaż całkiem inna. W drugiej połowie zimowego dnia szkolono tu kadetów na kapitanów, inżynierów, nawigatorów, artlerzystów i cyrulików. Więc profil był całkiem inny nie tylko niż w jego rodzimym Kolegium ale pewnie i większości uniwersytetów w głębi lądu. O ile jakieś miasto miało taką uczelnie co nie było regułą. Więc Neues Emskrank jak na raczej małe miasto zawyżało tu średnią. Ale jednak Imperium nie miało za bardzo wielu adresów do umieszczenia Akademii Morskiej. Jeszcze w Ostlandzie na wschodzie było jedno. I to tyle. No albo Marienburg.

Dzisiaj po wizycie u Aarona odwiedził właśnie tą Akademię. Pamiętał ją za dzieciaka no ale raczej nie miał okazji jej zwiedzać bo dzieciaków tam nie wpuszczali. Więc wiedział gdzie to jest i jak wygląda z zewnątrz ale w środku był pierwszy raz. W bramie zrobił na tyle dobre wrażenie, że strażnik go wpuścił do środka i pokierował do głównego wejścia i recepcji. Tam trafił na jakiegoś pulchnego mężczyznę w średnim wieku.

- Księgi o syrenach? - powtórzył upewniając się czy dobrze zrozumiał z czym młodzieniec przyszedł. W końcu obrzucił go kolejnym spojrzeniem jakby zastanawiał się czy się go pozbyć czy jednak niekoniecznie. - No to zapytaj w bibliotece. Ale to nasz księgozbiór nie jest dla wszystkich. - ostrzegł go jednak pokazał gdzie jest ta biblioteka. Wtedy właśnie miał okazję przejść się dostojnymi korytarzami i odetchnąć tą atmosferą wiedzy.

- Księgi o syrenach? - bibliotekarz okazał się być w jego wieku albo niweiele starszy. Jednak zapytał prawie identycznie jak recepcjonista na dole. I obrzucił go podobnym spojrzeniem jak tamten.

- No ale nie jesteś z naszej uczelni. Wpisz się na listę. Będę musiał zapytać szefa. Dzisiaj już poszedł. Ja też niedługo będe zamykał. Jak masz kogoś kto cię może polecić to też wpisz. - odparł w końcu po chwili obrabiania w głowie tego tematu. Znalazł jednak rozwiązanie chociaż na efekt trzeba było poczekać. Dnia już wiele nie zostało a on sam pewnie nie chciał się narazić na gniew przełożonego, że udostępnia księgi nieupoważnionym. Więc jak gość wpisałby swoje nazwisko i resztę detali razem z zapotrzebowaniem na dany temat lub księgę to mógłby pokazać to szefowi no i ten mógł wtedy powiedzieć co i jak.

- To przyjdź jutro. Tylko lepiej nie tak późno jak dzisiaj bo zamykamy przed nieszporami. - poradził mu czekając aż brunet uzupełni podane rubryczki w dzienniku do jakich właśnie służył. Te kilka linijek wyżej widział głównie zapisy kojarzące się z nawigacją, balistyką i mapami.

- A co? Też pewnie szukasz tej syreny co? - zagadnął go bibliotekarz jakby chciał zgadnąć skąd takie zainteresowanie gościa właśnie takim tematem. Długo nie pogadali bo nie tylko biblioteka ale i cała Akademia kończyła swój dzień pracy. A i zmierzch już musiał niedługo się zacząć. I faktycznie zanim wrócił przez zasypane śniegiem miasto do rezydencji van Hansenów to już zrobiła się wieczorna szarówka. Miał okazję wspomnieć swoją wizytę u kolegi po fachu ze zboru.

- A. To ty. Wejdź. - powiedział rozczochraniec gdy otworzył mu drzwi i wpuścił do środka. Zbyt wiele się nie zmieniło. Może poza rozkładem pełnych i pustych butelek walających się po kuchni w jakiej znów urzędowali.

- Aha, jakiś płaszcz tak? No tak, tak… No to poczekaj, coś chyba mam… - powiedział czochrając się po rozstrzepanej czuprynie. Wyszedł z kuchni i coś tam przewalał w sąsiednim pokoju. Wrócił trzymając jakiś płaszcz podbity futrem. Nie był tak ładny jak ten co sobie niedawno Joachim kupił niedaleko “Koguta”. Właściwie to wyglądał dość licho. Ale był w jasnych barwach więc powinien być w nim dobrze widoczny czy to dla Silnego jakby ten jechał na saniach czy to dla Aarona jakby mieli sobie dawać znaki przez długość ulicy. Gospodarz przy okazji mu pokazał swój kożuch i czapkę w jakiej zamierzał jutro być. Bo nic się nie zmieniło i na jutro planował tam pójść jakoś w południe. No może trochę przed. I czekać na te sanie co miał je Silny powozić. No i pogadali jeszcze trochę nim Joachim wstał i wyszedł aby jeszcze odwiedzić Akademię. Ale o zmroku i z niej wrócił do swojego pokoju w rezydencji van Hansenów. Jak wrócił i mógł się ogrzać to i przypomniał sobie jeszcze co mu na pożegnanie powiedziała poetka.

- A to ta syrena jest na wrakowisku? A moglibyśmy pojechać tam lądem? Wstyd się przyznać dziewczynie z portowego miasta ale strasznie boję się pływać łodzią. Zawsze się obawiam, że falę wywrócą łódź i się utopię. Jak byłam mała to się prawie tak utopiłam. - zapytała go proszącym tonem. Właściwie wrakowisko było na tyle blisko brzegu, że dałoby się tam dotrzeć lądem. Wystarczyło iść cały czas plażą. Chociaż w zimie na piechotę to byłoby pewnie dłużej niż łodzią. Pewnie z pół dnia marszu. A potem powrót tyle samo. Może jakby jakiś wóz albo sanie to by szybciej było. No albo łodzią za którymi minstrelka jak mówiła nie przepadała. Na razie jednak stał przed oknem i grzał się w ciepłym wnętrzu zerkając na wciąż zachmurzone, wieczorne niebo. Zbliżała się pora kolacji na jakiej w salonie zwykle spotykała się cała rodzina jego gospodarzy.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 02-02-2022, 16:27   #503
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Aubentag; wieczór; krypa “Stara Adele”

Egon przysłuchiwał się wypowiedziom swoich kompanów. Po prawdzie sam był rozmyślał już nad tą sprawą - skoro poszerzyli wejście w kanałach, to po ki diabeł potrzeba im było jeszcze kombinować z usypianiem straży i innymi takimi? Można było wejść dołem, wyrżnąć wszystkich, odbić wieszczkę i wyjść z powrotem.

Na uwagę Karlika na temat zostawienia Vogela, Egon prychnął:

- Jak już zaczęliśmy, to skończmy sprawę. Nie po to zamagowaliśmy to wszystko z blokiem specjalnym, żeby go tam zostawiać.

Na pomysł, żeby uwolnić ich jeszcze dzisiaj, pokiwał gorliwie głową.

- Dobry pomysł, pospieszyć się. Jak w sprawę zamieszana jest inkwizycja, to gówno zrobiło się cholernie śliskie, rozumiecie? Z tymi drabami żartów nie ma.

- A jak myślisz Egon? Jakby Łasicy to zabawienie się ze strażnikami nie wyszło. To dasz radę załatwić dwóch czy trzech szybko i cicho?

Egon pomyślał przez chwilę i odparł:

- Czy szybko, pewnie. Czy cicho? Cholera wie. Jak bójka będzie, to cicho nie będzie. Ale jak ktoś będzie mi robił za przynętę, to skoczę i łeb urwę - tu Egon zamachał swoimi wielkimi jak bochny rękami. Jak Silny będzie, prosta sprawa, ja idę lewą, a on prawą. Ja daję wpierdol, a on po mordzie klepie. Ja łamię kości, on gnaty przetrąca.

Po chwili namysłu jednak rzekł:

- Ale jak ma być cicho, to musimy za każdym razem z zaskoczenia wejść.

Po uwagach, żeby ściągnąć Silnego, Joachima albo Aarona, Egon odparł:

- Ja tam nie wiem, co tam te bakałarze zdziałać będą umieli, nie znam się. Jak będą umieli zakląć wszystkich, żeby cały blok wykitował, to bierzmy ich. A co do Silnego to ja się przejdę, pogadam z nim i zbieramy się. Jeszcze tylko topór bym wziął, co mi van Hansen sprezentowała po łowach, na wszelki stłuczaj.

Egon stwierdził, że branie pały rzeźnickiej albo gudendaga nie miało sensu. Za napaść na kazamaty czekałby ich stryczek albo i gorzej, stąd raczej nie było sensu cackać się ze strażnikami i próbować ich pozostawić przy życiu.

- Jak dla mnie, wchodzimy. To co, dzisiaj, już teraz? Pójdę po Silnego - rzekł wreszcie Egon. - Ale o tej lasce pamiętać musimy. I o Vogelu, oczywiście.

- Jak będzie urywanie łbów i łamanie kości to będzie wrzask na całe lochy. Zaraz wszyscy się zlecą co tylko tam będą. No i powinno tam być dwóch lub trzech ale tak naprawdę nie wiadomo ilu będzie. W nocy to tam nie byłam. Może wszyscy śpią? Albo robią sobie jakieś wycieczki i nie będzie żadnego albo to wszyscy do nich się zwalają? Nie wiadomo. - łotrzyca wyraziła się niechętnie o brutalnych metodach proponowanych przez kompana. Głównie dlatego, że stało to w sprzeczności z cichą robotą jaką ona preferowała. I tak naprawdę nikt z nich nie wiedział co się dzieje na nocnej zmianie bo ciągle byli na dziennej.

- No tak. Jak wrzask będzie to się zlecą. To przede wszystkim trzeba by tak załatwić aby było cicho i szybko. - Starszy pogłaskał się po brodzie a raczej po brodzie swojej maski. Zastanawiał się nad tą sprzecznością. Wcześniejszy plan z uśpieniem przez Łasicę strażników dawał nadzieję, że to może się udać załatwić bez hałasu nawet jeśli by trochę to potrwało. Ale walka stwarzała realne szanse, że będzie krzyk. Jak to aż za dobrze wiedział gladiator ludzie nie mieli w zwyczaju rozstawać się ze swoim życiem w milczeniu. Zwłaszcza podczas walki.

- No a co do zaskoczenia to oni mają tam ciągle drzwi do tej wartowni otwarte. Akurat na ten korytarz co dla nas najważniejszy bo do kanałów prowadzi no i magazynu. Jak ktoś z nich by siedział naprzeciwko drzwi to cały korytarz będzie widział. Dlatego w dzień chciałam abyś ty zajął tam miejsce. To jakby iść od południowego bloku, tam od tego zwykłego albo od kuchi. Można by podejść do samych drzwi. Jak olali by otwierane drzwi na korytarz i nie wyszli by sprawdzić to można by podejść pod samą wartownię. No ale to jak z kanałów to znów trzeba by robić cały objazd przez północne i wschodnie skrzydło. Albo wyjść na powierzchnię i przejść przez dziedziniec. - włamywaczka jaka miała też pewną dozę talentu aktorskiego teraz mówiła zamyślonym tonem zastanawiając się na głos jak to by można to podejście pod wartownię bloku specjalnego załatwić. Bo tak jak mówiła, najprościej byłoby pójść przez zachodnie skrzydło ale to miało w narożniku blok specjalny i wartownię. A z niej był widok na ten korytarz więc każdy kto otworzyłby drzwi w tym korytarzu od razu byłby widoczny z wartowni. O ile ktoś by siedział dokładnie naprzeciwko tego korytarza. Ale jak nie to właściwie można było podejść pod samą wartownię. Chyba, że znów ktoś by się zainteresował odgłosem otwierania drzwi i wyjrzał sprawdzić kto nadchodzi o takiej nocnej porze.

- I jak będzie larum to raczej nie będzie okazji na szukanie tej laski po magazynie. Trzeba wtedy brać wyrocznię i nogi za pas. No chyba, żeby jakoś po cichu się udało. To co innego. Wtedy może być czas aby poszperać tu czy tam. - zastanawiała się nad kolejnym aspektem tej sprawy. Znów wychodziło, że głośna akcja może zaalarmować pozostałych strażników nawet jak tych w wartowni specjalnych udałoby się dość szybko pozbyć.

- Ma być cichcem, to będzie cichcem - rzekł Egon. - Jak żeśmy wtedy szli do włazu, to nie było tam nikogo za dnia. Nocą też nie będzie, spodziewałbym się, że będą pilnować więźniów. Ale pewnie mniejsza obstawa.

- Ja bym tam poszedł. Droga od włazu będzie prosta, a ze strażą poradzimy sobie, jak wywabimy drani, a my już z Silnym ich w obroty weźmiemy. Koniec końców, jeśli będzie tęga obstawa, to przecież zawsze możemy wrócić i trzymać się zwykłego planu z uśpieniem ich.

- Jak dla mnie, nie ma tu co deliberować i mędrkować. Nie wiemy, jak jest tam w nocy, bo nikt z nas nie był. Rzekłbym: cóż nam szkodzi spróbować już dzisiaj i teraz? Inkwizycji tam nie będzie, bo za dnia będą. Będzie za ciężko, to wycofamy się. Jak rzeczecie? Łasica przed nami jako zwiadowca, ja i Silny, za nami może Aaron i Cichy. Trzech albo pięciu ludzi, nie więcej, do tej roboty.

- Nie rozumiesz, że jak nas zobaczą to już po ptokach? A trzeba tam zajrzeć aby się zorientować kto tam jest. I jak będzie łamanie kości i inne takie to będzie wrzask na całe kazamaty. Ale dobra. Nie ma co delibarować. Dość mam tej głupiej Katii. Idziemy. Ja idę po te nasze mądre głowy a ty po Silnego i Vasilija. Spotkamy się tutaj bo i tak musimy wejść kanałami w porcie. Dobrze by było wyrobić się do północy. - Łasica potrząsnęła swoją granatową głową jakby całkiem inaczej widziała ten punkt planu niż Egon. Ale była zdeterminowana nie przeciągać sprawy skoro dziś wmieszali się w nią zawodowcy strony przeciwnej. A do tego jedna z nich mogła ją rozpoznać pomimo makijażu i peruki. Wstała więc i zaczęła się ubierać szykując do wyjścia.

- No to wy idzcie. My tu na was zaczekamy. Gdyby było potrzeba mówcie wszystkim, że to ja was wszystkich wzywam. - Starszy popatrzył na dwoje młodszych kultystów, na grubego siedzącego obok i dał im swoje błogosławieństwo na ten nocny capstrzyk. Wieczór jeszcze był w miarę młody jednak zanim by zeszli miasto za resztą kultystów i jeszcze wrócili do portu no to realne było, że zejdzie im do północy albo idłużej gdyby pojawiły się jakieś komplikacje.

Egon zatem poszedł w pierwszej kolejności po Silnego, bowiem czuł, że z nim można było się dogadać najłatwiej. Była już późna wieczorowa pora, toteż kiedy doszedł do mieszkania Silnego, zapukał nieco głośniej parę razy, a jeśli to miało nie zadziałać, to przecież zawsze mógł wprosić się do mieszkania. Ostatecznie, sprawa była poważna.

Nie czekał zbyt długo. Usłyszał ciężkie kroki a potem ktoś pogmerał coś przy drzwiach i je otworzył trochę. Łańcuszek blokował ich pełne otwarcie ale wystarczał aby dało się zobaczyć kto puka.

- A. To ty. Czekaj. - mruknął mięśniak i zamknął drzwi. Odsunął łańcuszek i wpuścił rozpoznanego gościa do środka po czym zamknął drzwi ponownie. Był w samych kalesonach i koszuli więc pewnie jeszcze nie spał ale już był w łóżku.

- Co cię sprowadza? - zapytał gestem zapraszając gościa do środka.

- Ano… Sprawa jest.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline  
Stary 09-02-2022, 11:30   #504
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Imperialna; rezydencja van Zee
Czas: 2519.02.26; Wellentag (2/8); wieczór


Pirora relaksowała się z koleżankami zadowolona jak potoczyła się jej rozmowa z ojcem Kamili. Malarka wyraziła chęć powiadomienia ojca o aktualnym stanie spraw, choć Mości van Zee musiałby czekać przez okres dyliżansu który musiałby dotrzeć do Averlandu iz powrotem. Szybciej dostaliby odpowiedź od ciotki Pirory z Mideihelmu i oczywiście bondyka wyraziła ochotę posłania odpowiedniej korespondencji. I wyraziła wielką wdzięczność za pomoc jaką okazał jej ojciec Kamili. Nie filtrował a ona nie podejmowała tych sposobów.

- Miałam dobrą modelkę. - Blondynka odpowiedziała z uśmiechem na uwage na temat piersi swojej syreny. - Cóż nie znam nikogo kto by robił tatuaże ale wiem o kimś kto ma ich tyle, że pewnie wie gdzie można je zrobić. Kupuje od niej statuetkę jutro mogę zapytać. Choć pewnie byłoby lepiej gdybyście takiej osoby nie zapraszały do siebie.

- Cóż nie wiem co u ciebie jest problem, jeśli ktoś chce i się nie boi to może kazać przystojnemu stajemnemu się całować. Wiem że siostra tak swego czasu robiła. Dosłownie zagroziła chłopakowi chłostą jeśli nie zrobi jak mu ona każe. To kwestia też czy twoi rodzice chcą cię wydać za mąż jako dziewicę. Jeśli nie jest to jeden z warunków to nie ma to znaczenia. Dla mnie niestety właśnie tak Ojciec próbuje mnie się pozbyć z domu. Sano naprawdę nie miałaś okazji? Żadne bale? Wycieczki schadzki z jakimś szlachcicem… choć faktycznie odkąd tu jestem poznałam same damy z towarzystwa, starych marynarzy ale żadnych młodych synów szlachciców. Czyżby północ rodziła głównie kobiety? - Przyznała dziewczyna kiedy zobaczyła że atmosfera jest już mocno swobodna. - Kamilo śmiem wątpić by kapitan de la Vega miałą odpowiednie partie ciała by cie poprawnie technicznie rozdziewiczyć.

- No to co? Na pewno by to była niesamowita przygoda. Taka piękna, dzielna i pełna temperamentu kobieta. A do tego oficer i szlachcianka. - ciemnoskóra gospodyni machnęła na ostatnią uwagę blond gościa ręką i uśmiechnęła się łagodnie patrząc rozmarzonym wzrokiem gdzieś w sufit.

- Ona już nie jest dziewicą. Ma to z głowy. Nie to co ja. - dla odmiany panna Moabit zmarkotniała jakby słowa koleżanek tylko ją zasmuciły.

- I bale, szlacice, słyszysz co ona mówi? Jak ja bym tu mieszkała na stałe i miała takie bale, schadzki, cukiernie i tak dalej to już dawno bym sobie załatwiła co mi potrzeba. No ale tam u nas to jak na wsi. Wszyscy się znają i to na wylot. Żadnego kawalera na poziomie! A ze stajennym… A wiesz, że o tym myślałam? Taki jeden marynarz u nas pracuje. Ma drewnianą nogę i opaskę na oku. I dużo tatuaży. Jak jest gorąco w lecie to pracuje bez koszuli. Nie mogę się na niego napatrzeć! Nie wiem czemu. Właściwie to nie jest przystojny, i starszy ode mnie. Ani gładki ani nic. Ale ma w sobie jakiś, taki zwierzęcy magnetyzm co mnie pociąga. Z nim to bym się mogła zapomnieć gdzieś na sianku. No ale pewnie zaraz by rozgadał kolegom. Bo w tartaku pracuje. No a jak w tartaku to zaraz cała wioska by wiedziała a jak jedna wie to i sąsiednie. I doszłoby do naszej służby i moich rodziców. Dopiero bym miała bobu! Panienka z dobrego domu puszcza się z drwalem. Toż to byłby skandal na cały sezon! Pewnie aż tu w mieście by było słychać. A tak to nawet jak ktoś interesujący przyjedzie to w interesach i potem wyjeżdża. Zresztą moja mama to jakiś dryg do tego ma, jakoś zawsze umie wyczuć który mi wpadł w oko i mnie zaraz znajduje jakieś zajęcie aby “do niczego nie doszło”. I tak się męczę już któryś sezon. Ale koniec z tym! Postanowiłam, że tym razem to kogoś sobie znajdę! No… Tylko nie chciałabym aby zaraz całe miasto wiedziało. Bo w końcu też by doszło do moich rodziców. - Sana rozgadała się na całego gdy od tego wina i palonego zioła od serca wyrzuciła z siebie swoje troski, żale i potrzeby. Opisywała ten swój dom jakby była tam zamknięta w złotej klatce. Ale jeśli naprawdę był to taki przysłowiowy kraniec szlacheckiego świata to mogła być jedyną panną na wydaniu nie licząc plebsu z warsztatów czy okolicznych wsi.

- No tak, bo widzisz Piroro, Sana ma prawdziwego pecha do kawalerów. W zeszłym sezonie już pisała z takim przystojnym porucznikiem no ale wypłynął i się utopił. A drugi chyba nie zdążył wrócić przed zimą to nawet nie wiadomo co się stało. Może po zimie wróci. A może nie. - gospodyni zaciągnęła się fifką po raz kolejny i zdradziła koleżance dodatkowy aspekt dramatu siedzącej obok brunetku w jej sercowych niepowodzeniach. Ta smutno pokiwała głową potwierdzając jej słowa i sięgnęła po kielich z winem.

- Ale że ty Kamilo miałaś już takie doświadczenie z kochankiem to się nie spodziewałam, - Blondynka zauważyła uśmiechając się do czarnowłosej szlachcianki.

- Zwierzęcego magnetyzmu ci się zachciało. Cóż nie znam takich ale jak czasem słucham trzebiotek w tawernach to mi się wydaje że ten co ma milczeć to będzie wyżej urodzony oficer marynarki. A ten zwierzęcy magnetyzm nie wiem w piechocie morskiej, też wyjeżdżają po zimie z miasta. - Pirora zadumała się i popiła parę łyków wina. - I może zamiast pisać i przedłużać aż się zima skończy może po prostu zacznij z takim rozmawiać, dużo ich chodzi mna mszę. Zawsze możesz się rozglądać.

- No jak mieszkasz sama no to nie bardzo jest z kim rozmawiać. A tutaj dopiero co przyjechałam. Na mszy jednak widziałam paru interesujących kawalerów. No i liczę na ten kulig albo jakieś przyjęcie trzeba by zorganizować by była okazja poznać kogoś ciekawego. - panna Moabit trąciła stopą łydkę gospodyni aby podkreślić na czyją pomoc liczy w organizacji takich towarzyskich inicjatyw. Z ich trójki pod tym względem jedna z najpopularniejszych panien z towarzystwa miała faktycznie największe możliwości.

- No ten kulig będzie. Przecież ostatnio rozmawiałyśmy z dziewczynami na spotkaniu. I jeszcze w Festag po mszy. No będzie, i to już niedługo. Myślę, że w tym spotkaniu poetyckim już powinno być wiadomo co, gdzie i u kogo. A ty Pirora się nie dziw, że same panie u nas. Dopiero byłby skandal jakby jacyś mężczyźni odwiedzali panny, nażeczone i mężatki wieczorową porą na jakichś spotkaniach. Już widzę jakby miasto huczało od takich zbulwersowanych plotek. - ciemnoskóra panna z dobrego domu pokręciła głową na znak, że te ograniczanie obyczaju i moralniści o jakich mówiła wcześniej szlachcianka z Averlandu ograniczają także i takie spotkania towarzyskie. Jakby wyszło, że szlachcianki sprowadzają sobie jakichś mężczyzn na wieczorne spotkania to łatwo było już o podejrzenia, że w niecnych albo i lubieżnych celach. Tymczasem gdy towarzystwo było jednorodne pod względem płci to takie podejrzenia były o wiele mniejsze i to zarówno wobec pań jak i panów.

- A jakichś kapitan czy porucznik marynarki no tak, brzmi ciekawie. Zwłaszcza, że wypłynąłby na wiosnę w morze. No mam nadzieję, że jak szlachcic i oficer no to by potrafił zachować się przyzwoicie i nie rozpowiadać kolegom i reszcie jak to rozdziewiczył jakąś szlachciankę. Jej! Czasem to bym chciała być zwykłą dziewczyną z plebsu! Ja widziałam te nasze służące, pokojówki, pracownice tartaku takie zwykłe dziewczyny! Im jest łatwiej z takimi sprawami. Wystarczy byle wesele, festyn, zabawa albo schadzka gdzieś w polu albo w lesie. A na mnie to wszyscy się gapią i wiedzą kim jestem z miejsca wszystko utrudnia. Zwłaszcza jak trudno o kawalera na moim poziomie bo tacy prawie do nas nie przyjeżdżają. Dobrze,że chociaż tutaj jest ich więcej. No takiej zwykłej dziewczynie to chyba jednak łatwiej niż szlachciance na krańcu świata. - Sana pokiwała głową i przygryzła wargę jak sobie próbowała imaginować w myślach taką marynarsko - oficerską kandydaturę. Miała pewne wątpliwości ale widocznie oficerowie marynarki kojarzyli jej się raczej pozytywnie i interesująco. Chociaż bolała nad swoją pozycją gdy wspominała jak to łatwo mają z tymi sprawami schadzek zwykłe dziewczyny z jej obejścia. Tutaj jednak towarzystwo błękitnokrwistych było liczniejsze to dawało jednak nadzieję, że okazji będzie więcej niż tam u niej na końcu cywilizowanego świata.

- Jakbyś była zwykłą dziewczyną to byś nie leżała teraz w moim łóżku. - odparła ze śmiechem Kamila rewanżując się trąceniem stopą łydki koleżanki aby przypomnieć jej, że jednak ta ich pozycja w społeczeństwie ma jakieś plusy.

- Największe lubieżne cele chwilowo ma Sana - zadziornie acz przyjaźnie - i ja tu nie mówię o nocnych schadzkach ale nawet po mszach żadnych kawalerów którzy by mieli na tyle odwagi by podejść, przedstawić się czy porozmawiać. Jak tak dalej pójdzie Sana rzeczywiście straci cnotę z tym kogo jej rodzice przyprowadzą do domu pewnego dnia. A no niestety jak bardzo nasi rodzice chcą dobrze oni patrząc na nasze związki w pragmatyczny biznesowy sposób.

- Ach zwykłe dziewczyny z obejścia też mają problemy z tymi sprawami. Nawet większe niż my. - Blondynka się zadumała. - Czytałam kiedyś taką książkę, romans z mezaliansem. O córce wicehrabi i jej paroletnim romansie z oficerem piechoty. Powiem ci że niektóre pomysły na ich “przypadkowe spotkania” były bardzo pomysłowe. Na przykład na balu maskowym, albo chatce myśliwego pod lasem, albo w mieszkaniu służki pod przebraniem.

- O! Bal maskowy! Albo w chatce pod lasem! Albo jako służka! O! Ależ to by było ekscytujące! - obie szlachcianki roześmiały się na ten komentarz Pirory o lubieżności ale potraktowały to na wesoło. W ramach wspólnoty dusz Kamila zaciągnęła się swoją fifką i podała ją szatynce. Ta nie zdążyła się zaciągnąć bo na ostatnią uwagę blondynki zareagowała z niekłamaną ekscytacją, wręcz entuzjazmem. Jakby to były właśnie przygody o jakich do tej pory słyszała albo czytała i zawsze chciała przeżyć ale nie miała dotąd okazji.

- Szkoda, że nie wiedziałam, że masz takie zachcianki. Bo bym cię przedstawiała jako swoją służącą. - roześmiała się panna van Zee na tą wesołą i gwałtowną reakcję koleżanki spoza miasta.

- No tak, teraz to już za późno. Może mnie w towarzystwie nie rozpoznają tak jak ciebie, Madi albo Froyi no ale jednak parę osób mnie kojarzy. - powiedziała Sana kiwając głową jakby też żałowała, że ten wariant już nie jest tak łatwy do zrealizowania jakby była całkiem nowa w mieście.

- A ty Piroro? Miałaś już przyjemność z jakimś mężczyzną? - szatynka zaciągnęła się palonym zielem w eleganckiej, szklanej rurce i podała ją blondynce aby i ta mogła z niej skorzystać.

- Tylko ukradkowe pocałunki i tańce. Ojciec reklamuje mnie jako dziewicę w swoich planach matrymonialnych związanych z moją osobą. - Przyznała się przed koleżanką. - Ale, to nie to że jestem naiwną młódka. Czytam, rozmawiam… i podglądam czasem. I zanim spytasz, tak trochę czasem bym chciałą ale póki co wybrzydzam bo jeśli mam później dostać pasem po plecach od ojca to musiałby być ktoś naprawdę wyjątkowy. - Pirora zwróciła się do Sany.

- Ojej ty to masz ciekawe życie! Też bym tak chciała mieszkać w tawernie. Tam to łatwiej spotkać kogoś interesującego. No ale ja mam inną sytuację niż ty. Nie wyglądałoby dobrze jakbym się wyprowadziła od Kamili i jej papy poza tym są dla mnie bardzo mili i kochani. To byłaby czysta niewdzięczność. - brunetka znów jęknęła żałośnie jakby ponownie odkryła, że blond panna z Averlandu miewa przygody jak z romansu o jakich szatynka do tej pory tylko czytała.

- Podlgądasz czasem kogoś? Jak robią… No wiesz… A oni o tym wiedzą? Ojej o czymś takim to jeszcze nie słyszałam. To chyba bardzo ekscytujące. - ciemnoskóra gospodyni za to zainteresowała się czym innym ale też chyba nie spodziewała się takiej pomysłowości u swojego gościa z dalekich, południowych stron.

- No właśnie? Podglądasz kogoś? A kogo jeśli można wiedzieć? I jej! No dziewczyny, same widzicie, musimy zorganizować jakiś bal aby się wyszumieć! Taki choćby maskowy jak Pirora mówiła. - Sana po chwili też się zreflektowała jakim niecodziennym wyczynem pochwaliła się panna van Dyke i wydawała się tym zaciekawiona. Jednak z miejsca przeszło to w apel do gospodyni która z ich trzech miała najwięcej możliwości w tej materii.

- Teraz ten kulig będzie. Może uda się zorganizować coś do tego kuligu. Przed, w trakcie, albo po. A kogo byście chciały zaprosić na ten kulig albo i bal? - panna van Zee uśmiechnęła się łagodnie i chyba też jej miła była myśl o takiej zabawie. Jednak trzeba było to jeszcze zorganizować i ustalić z pozostałymi uczestnikami zabawy.

- Wiesz nie wiedziałam to byłam ciekawa, skąd niby wiem, że starsza siostra z koniuszym figlowała. A kogo dom duży i ma służby od groma a służba wiadomo też swoje potrzeby i miłosne schadzki ma. - Pirora powiedziała pyszałkowato. - Po prostu trzeba umieć obserwować i wiedzieć gdzie się schować.

- Kogo bym chciała zaprosić, rozumiem że to pytanie o przedstawiciela płci przeciwnej. Mhmmm aż tylu kawalerów nie znam ale myślę że Herr Keller. Ten oficer nawigator, byłby dobry na taką wyprawę. - Pirora powiedziała po chwili zastanowienia. Z lekkim niezadowoleniem przyznała przed sobą że nie zna aż tylu szlacheckich panów.

- Ah, Herr Keller, no tak, wydaje się być dżentelmenem na poziomie. A ty Sana się nie bój, jak będziemy robić ten bal będziesz moim gościem honorowym to na pewno jakiś amant się znajdzie. Myślę, że w Backertag na spotkaniu będzie można już porozmawiać o tym balu przy okazji tego planowanego kuligu. Wieczór i noc pewnie i tak spędzimy tam gdzie będzie biesiada tego kuligu. To można by to połączyć z jakąś zabawą. - Kamila mówiła jakby była gotowa połączyć te dwie atrakcje w jedną większą. I chyba była dobrej myśli sądząc po jej łagodnym uśmiechu. Co dobrze wróżyło przedsięwzięciu bo w końcu mówiła to panna van Zee, jak nie najważniejszy gość na takiej zabawie to jeden z najważniejszych.

- No a z tym podglądaniem to faktycznie. Muszę spróbować. Może i mnie by się udało zorganizować coś takiego. - panna Moabit nalała sobie wina do kielicha i kręciła nim delikatnie aby wzbudzić smak wina. Wydawała się być pod wrażeniem swojej rówieśniczki z południa i jej wyczynów.

- A myślisz, że Rose to by chciała pojechać na taki kulig? Czy to dla niej zbyt nudne i dziecinne? Znaczy jakby oczywiście wróciła cało na czas do miasta. - wyglądało na to, że gdy Pirora pociągnęła pytanie o zapraszane na bal osoby to myśli gospodyni znów zakręciły się wokół estalijskiej pani kapitan.

- Trudno powiedzieć. Z jednej strony może jej się taka rozrywka spodobać zwłaszcza jeśli będzie tam na przykład polowanie z drugiej po spędzeniu paru dni w podróży przez mroźne ostępy spędzanie czasu w kolejnych mroźnych ostępach może nie wydawać się jej tak atrakcyjna. Chyba wszystko zależy od atrakcji. - Pirora nie była pewna co by siedziało w głowie de la Vegi ale zaprosić zawsze można najwyżej kobieta odmówi.

- No to ona jeszcze nie wróciła? Szkoda. Mam nadzieję, że wszystko u niej w porządku. A myślisz, że co by mogło jej się spodobać z takich atrakcji? Polowanie? Jej to chyba bym musiała z Froyą porozmawiać. Ona się zna na takich rzeczach. Po kuligu to pewnie by była jakaś biesiada w domku myśliwskim. Albo w jakimś dworku za miastem bo to szkoda wracać już do miasta. Lepiej przenocować na miejscu. No i rano też można coś jeszcze porobić i nawet wcale z rana nie trzeba wracać do miasta jakby ktoś nie chciał. - Kamila wydawała się być bardzo podekscytowana myślą, że piękna pani kapitan mogłaby dołączyć do takiej zabawy za miastem i chyba liczyła, że Pirora co ją zna najlepiej coś mogłaby jej podpowiedzieć w sprawach organizacyjnych takiego przedsięwzięcia.

- No ale jak ten kulig będzie zanim ona wróci do miasta to raczej jej nie będzie. A ten kulig to jak to nie uwłacza waszym szlacheckim mościom to u nas można zrobić nocleg. Przecież my cały dworek mamy a w tartaku można zostawić sanie, konie, dla służby też będzie jakieś miejsce. Chyba, że macie inne miejsce już ustalone to też dobrze. - Sana zaproponowała swój własny adres co dla koleżanek z miasta był dość egzotycznym i odległym miejscem. I na metę kuligu mógł się nieźle nadawać. Chociaż inne przedstawicielki rodów pewnie miały też własne posiadłości za miastem.

- U nas nad morzem też by można zrobić. Ale właściwie mi obojętnie. Może być u nas, u was, albo jeszcze gdzie indziej. Na spotkaniu z dziewczynami porozmawiamy o tym. - ciemnoskóra gospodyni dała znać, że tak prywatnie to właściwie nie ma swojego faworyta do takiego przystanku w tym kuligu i nie musiała się przy tym upierać.

- Ja w ogóle się cieszę że coś się dzieje w tej gestii. Zimowa pogoda nie sprzyja jak widzę wydarzeniom miastowym. To tym bardziej się cieszę że będę w stanie partycypować w tym wydarzeniu. - Pirora powiedziała apropo kuligu szlacheckiego.

- Oh, oczywiście, że będziesz, zapraszam cię serdecznie. - Kamila uśmiechnęła się ciepło do blond gościa i położyła swoją dłoń na jej dłoni w uspokajającym geście.

- No ale ten kulig to jeszcze pewnie parę dni jak w Backertag mamy jeszcze umawiać się z dziewczynami na szczegóły. A macie jakieś plany na jutro? - Sana zachowała się podobnie życzliwie do Pirory jak gospodyni była jednak ciekawa czymś na bliższą przyszłość niż sanna za miasto jaka miała się pewnie odbyć w ciągu kilku następnych dni ale jeszcze nie bardzo było wiadomo kiedy.

- No pewnie dowiozę list rekomendacyjny od ojca Kamili do urzędu i troszkę może pchnę tą kamienice do przodu. Może też zacznę nowy obraz tak to nie mam jeszcze planów. Chyba po prostu pochodzić po mieście w szukaniu ciekawostek. O właśnie miałam odebrać pakunek od krawcowej. - Powiedziała Pirora dzieląc się pewną ilością informacji apropo jej planów na przyszłość.
 
Obca jest offline  
Stary 10-02-2022, 12:25   #505
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację


Aubentag; wieczór; rezydencja van Hansenów


Było już po kolacji i Joachim zdążył wrócić do swojego pokoju. Nocne niebo jednak dalej było zachmurzone nie zdradzając chęci aby się miało rozchmurzyć w ciągu najbliższych pacierzy. Młody astolog usłyszał pukanie do drzwi. I jak się okazało to był Sven, jego sługa.

- Panie, znowu przyszła jakas kobieta. Młoda i ładna. Ale żadna szlachcianka. Raczej jakaś robotnica. Mówi jednak, że ma ważną wiadomość od wuja Karla w sprawie rodzinnej. Nie chciała powiedzieć jakiej tylko prosiła aby przekazać wiadomość. - sługa streścił mu z czym przyszedł. I z lekkim przekąsem zauważył, że to już któraś tam z kolei młoda kobieta jaka przychodzi w odwiedziny do jego pana. Joachim jednak w przeciwieństwie do niego zdawał sobie sprawę, że “wuj Karl” to często był używany pseudonim Karlika gdy chodziło o jakieś sprawy dotyczące zboru. A dość popularne imię nie budziło zwykle jakichś podejrzanych skojarzeń. No chyba, że to jednak przypadkowa zbierżnosć, czego do końca też nie można było wykluczyć. Nie wiedział jednak kim jest ta kobieta jaka przyszła z wiadomością i co to za wiadomość. Pora na odwiedziny jeszcze nie była skandaliczna jednak już dość późna, o tej porze raczej czas było na wieczorne rozmowy, lekturę, ablucje i szykowanie się do spoczynku.

Joachim zamyślił się. Sprawy zboru o tej porze? Może chodziło o jutrzejszą akcję… w której jego udział miał być ograniczony. Czarodziej westchnął.
- Ubiorę się i do niej zajdę - po czym poszedł po płaszcz.

Sven skinął głową i wycofał się. Po chwili jego pan szedł wytwornymi korytarzami rezydencji van Hansenów ale bynajmniej nie do głównego wejścia. Tylko sługa prowadził go do bocznego skrzydła gdzie urzędowała służba. Tam zastał młodą kobietę w zawiązanej na futrzanej czapce chuście przez co wyglądała jak jakaś szwaczka czy inna robotnica. Chociaż zgrabna. Dygnęła przed nim jak się należało komuś o wyższym statusie dopełniając tego wrażenia.

- Dobry wieczór proszę pana. Bardzo przepraszam, że przeszkadzam o tak późnej porze. Ale to sprawa nie cierpiąca zwłoki. - Łasica powiedziała pokornym głosem jakby onieśmielało ją splendor tego miejsca albo i rozmówca. Dopełniając wrażenia jakby przyszła jakaś służka. Sven odszedł po przyprowadzeniu swojego pana i zostali sami we dwoje w tej kuchni albo jadalni dla służby która teraz była pusta i mroczna bo świeciła się tylko jedna lampa na stole przyniesiona pewnie właśnie w tym celu.

- Czy tu możemy spokojnie porozmawiać? Sprawa jest. Pilna. - Łasica zapytała już bardziej jak ona i dało się wyczuć, że coś się stało ale nie była pewna czy może tu swobodnie rozmawiać.

- No, domyślam się. Co się stało? - spytał Joachim ściszonym głosem, rozglądając się czy są sami.
- Bo zakładam, że to chodzi o coś innego niż kwestia o jakiej rozmawiałem wczoraj z Burgund…

- Burgund? To była u ciebie? Dobrze. Prosiłam ją aby cię odwiedziła w sprawie tego domu co tam chciałeś go kupić. Sama bym spróbowała no ale jak widzisz robota mnie odciąga od wszystkiego innego. - wzmianki o koleżance Łasica się chyba nie spodziewała ale uśmiechnęła się gdy okazało się, że koleżanka potraktowała jej prośbę na tyle poważnie aby chociaż przejść się do kolegi.

- Ale nie po to tu przyszłam o tej porze. Sprawa jest. Łowcy czarownic dzisiaj buszowali po lochach. Przez ten cholerny list co miał przesunąć tego kamrata Egona do specjalnego. No to jak im się nagle odnalazł nowy heretyk co go jeszcze nie obrabiali no to wpadi jak po ogień. Pół dnia siedzieli. A jutro mają wrócić. I znów pewnie będą siedzieć cały dzień. No ale jak z nimi na karku to z akcji nici. Jak są to wszyscy srają ze strachu i chodzą na paluszkach przed tym cholernym Hertwigiem. No to jest pomysł by zrobić domek dziś w nocy. Chodź. Jeszcze zajdziemy po Aarona. Do ciebie przyszłam szybciej bo jeszcze ostatni moment aby przyjść do kogoś w odwiedziny. A on sam mieszka to go zgarniemy po drodze. Egon miał ściągnąć Vasilija i Silnego. Zbiórka na statku. To jak tam masz komuś coś powiedzieć, ze wychodzisz to idź i mów. Raczej późno wrócisz, może rano. Nie wiadomo ile to zejdzie. Dobrze jakbyś miał alibi na tą noc bo jak się wyda to będą szukać. - włamywaczka mówiła szybko i cicho streszczając to co najważniejsze w obecnej sytuacji. Sprawa z łowcami heretyków brzmiała poważnie. Do tej pory nikt ich chyba nie brał w rachubę, póki wyrocznia była w lochach. A niespodziewanie zjawili się na scenie i zamieszali w garze jaki już wydawał się tak ładnie poukładany i gotowy do podania. Co wymusiło tą nagłą zmianę. A i Łasica z Egonem nie mogli wcześniej zacząć działać niż dopiero po końcu swojej zmiany a kończyli ją po zmroku.

- Łowcy czarownic? - To niedobrze - syknał szeptem Joachim - Ostrzegałem Starszego… dobrze, pójdę z tobą jak sprawa jest gardłowa.
Poprosił Svena o przekazanie jakby ktoś się pytał, że musi wyjść w sprawie związanej z jego badaniami nad sprawą syreny i że wróci bardzo późno. Następnie podążył za Łasicą, po drodze prosząc o przekazanie szczegółów.

- No nie dobrze, nie dobrze. Mało mi pikawa nie wyskoczyła z piersi jak ich zobaczyłam dzisiaj na stołówce. Już się bałam, że przyszli po mnie i wszystko się sypnęło. - Łasica też nie wyglądała na zadowoloną z tego nagłego zainteresowania Hertwiga kazamatami. Nawet jak się okazało, że nie do końca są z powodu kultystów tylko Vogela. Chociaż i tak z powodu machinacji kultystów. Na razie jednak Łasica wróciła do roli posłanej z wiadomością służki i znów była cicha i pokorna tak samo jak ją Joachim zastał póki Sven i inna służba byli przy nich. W rezydencji nikt go nie zatrzymywał. Majordom van Hansenów przyjął jego wyjaśnienia bez mrugnięcia okiem i z profesjonalnym dostojeństwem.

- Oczywiście paniczu. Proszę na siebie uważać. Już po zmroku, po zmroku te ulice bywają niebezpieczne. Poinformuję portiera aby był w pogotowiu gdyby późno panicz wrócił. - poradził mu przed odejściem. I wkrótce Joachim z kobietą w ciężkiej, szarej roboczej sukni wyszli na zewnątrz do bramy idąc wykopanym w śniegu przejściem. A po skrzypnięciu furty wyszli na nocne miasto pod pochmurnym baldachimem nocy. Teraz musieli jeszcze iść do Aarona a potem do portu.

- Dobrze to powiedz mi co wiesz o sytuacji - spytał się po drodze, otulając się ciepłym płaszczem i starając się okazywać nadmiernej nerwowości, choć zdecydowanie wolał pierwotny plan w którym nie odgrywał kluczowej roli. Chociaż kto wie, może obróci się na to jego korzyść jakoś…

- Po prostu jak jutro łowcy mają wrócić i maglować Vogela no to jak z nim skończą to chyba wiesz w jakim będzie stanie. Poza tym jak tam będą się kręcić to w dzień nic nie zrobimy. Nikt nie będzie figlował z kucharkami jak mają pomagać przy obrabianiu więźnia pod okiem łowców. Dlatego próbujemy to zrobić teraz. Tej nocy. Ja miałam przyprowadzić ciebie i Aarona. Albo chociaż jednego z was. Dlatego teraz idziemy po opijusa. A Egon miał pójść po Silnego i Vasilija. I mamy się wszyscy spotkać na statku. I zobaczymy co dalej. - włamywaczka szła szybkim krokiem z rękami wsadzonymi pod pachy dla zachowania ciepła. Mówiła dość wolno oddzielając wyraźnie każde zdanie od poprzedniego. Szybkim krokiem pokonywali skryte w nocnym mroku ulice zawalone śniegiem jaki skrzypiał pod butami. Miasto już szykowało się do snu ale jeszcze zdarzali się inni przechodnie albo wozy i sanie ciągnięte przez konie.


************************************************** *********

Marktag; noc; krypa “Stara Adele



- Właźcie do środka. Łasicy i reszty jeszcze nie ma. - Kuternoga rozpoznał kim się trójka mężczyzn czekających pod burtą. Miał o tyle łatwiej, że tym razem ich się spodziewał. Gdy Silny walnął w burte znów chwilę czekali aż usłyszeli drewniane, nieregularne kroki, skrzypnięcie drzwi i znów kroki tylko po pokładzie. W końcu Kurta wyjrzał za burtę i spojrzał w dół na czekającą trójkę. Jak się odezwali zsunął im drabinę po jakiej weszli na górę.

- Zaczyna sypać. - zauważył Vasilij gdy podniósł głowę. Niebo było zachmurzone już w drugiej połowie dnia więc nie było az tak dziwne, że w końcu zaczęło z tych chmur coś sypać. Zeszli po schodach na dół aż znów znaleźli się w głównej ładowni starej i nieco bujającej się na falach krypy. Wciąż byli tam Karlik i Starszy.

- Siadajcie. Czekamy jeszcze z czym Łasica wróci. Karlik w tym czasie załatwił sanie. - Starszy przywitał się z trójką młodszych współbraci wskazując, że nie czekali bezczynnie na ich powrót.

- To łowcy czarownic? Sam Hertwig się pofatygował? No, no… Gruba sprawa. No to jak tak to tak, chyba lepiej w nocy niż czekać do jutra. Jak też jutro mają się tam węszyć. Nie wiadomo co wywęszą. - powiedział Silny zdejmując kożuch i futrzaną czapkę. Usiadł ciężko na ławie aż ta zaskrzypiała pod jego ciężarem. Vasilij postąpił podobnie. Też go zaskoczyły wieści o pojawieniu się łowców heretyków i związanej z tym zmianie planu.

- Dobrze, że sypie, śnieg zasypie nasze ślady - rzekł Egon. - Plan już jest, idziemy we trzech, może pięciu. Kanałami przechodzimy do miejsca, które wtedy z Łasicą odkryliśmy. Ja gadałem, żeby zasadzkę robić, ale jak Łasica gada, że ma być cichcem, to będzie cichcem. Ona ogarnie cele, my za nią. Proste, nie? Ale to chyba ona powinna o tym gadać, a nie ja…

- A co z tym przejściem z lochów do kanałów? Bo ostatnio na spotkaniu mówiłeś, że ciasno i trzeba poszerzyć. A jesteśmy podobnych rozmiarów jak ty nie przejdziesz to ja też nie. Może takie chudziaki jak Cichy albo ta granatowa zołza. - Silny zapytał o ten detal planu ucieczki jaki ostatnio w relacji kolegi stanowił trudność jeszcze parę dni temu jak się tu spotkali w Angestag na zebraniu. A od tego czasu nie miał widocznie żadnych wieści w tym temacie.

- No ciekawe ilu ich tam będzie w nocy. Dać im w mordę to jedno. Ale, żeby to zrobić po cichu, bez larum no to… - herszt szajki przemytników zastanawiał się nad czym innym. Jak pogodzić te dwie sprzeczności bo walki z natury były hałaśliwe więc istniało ryzyko, że krzyki i hałasy zwabią pozostałych wartowników. Z tymi dwoma czy trzema co powinni być przy specjalnym mogli sobie pewnie poradzić ale jakby postawiono na nogi cały zamek zanim jeszcze kultyści by zdążyli zbiec to mogło się zrobić gorąco.

- Kanał poszerzyłem ze Strupasem - odparł Egon. - Teraz przeszłaby i moja matka, jakby jeszcze żyła. Jak zrobić po cichu? Proste, dać Łasicy działać i nie wpieprzać się. Styknie, że cele otworzy i laskę zwędzi, potem już my ogarniemy wieszczkę i kanałami dalej. No chyba jeszcze, że mistrze Aaron i Joachim jakieś gusła znają i coś konkretnego odpierdolą, że jak baletnice chodzić będziemy. Albo że niewidzialni będziemy. Ha! Ja bym jednak myślał, że jak będą jakieś problemy, to łapa na mordę i zadusić draba, co by krzyczał próbować. Albo garotę sobie przysposobić albo sznur lniany i też do duszenia się sposobić. Hurmem gębę zamykać, rozumiecie?

- No tak. Jakieś chusty aby gębę zakryć to tak. Ale lin nie ma po co. I tak musimy ich zabić aby nie zostawić świadków. Tylko no jakoś po cichu to trzeba. Nie ma co sobie głowy łamać. Pójdziemy za tą ladacznicą no i jak coś skrewi to wpadniemy i nauczymy tych gogusiów moresu. A potem dorobimy drugi uśmiech albo krótki cios w serce. Przecież nie możemy ich zostawić aby potem gadali kto ich napadł. - Silny machnął ręką nie lubiąc przemęczać swojej mózgownicy. Był skłonny zgodzić się aby puścić przodem Łasicę chociaż brzmiało jakby bez mrugnięcia okiem mógłby poświęcić rywalkę wkalkulowane straty. A problem proponował rozwiązać w klasyczny dla siebie sposób czyli z użyciem siły.

- A tam nie będzie jakichś zamkniętych drzwi? Bo z nas to chyba tylko ona umie je otwierać. No chyba, że jakieś klucze mamy co potrzebne. - Vasilij pozwolił sobie na pewne wtrącenie o dość wątpiącym charakterze. Sam jako przemytnik nie był zwolennikiem aby wszystko załatwiać od razu siłą tak jak to Silny miał w zwyczaju.

- No tak, trzeba będzie ich zabić. Może nie od razu ale przed odejściem na pewno. Lepiej aby nikt ze strażników nie mówił kto ich napadł. Co prawda jak ujdziecie z wyrocznią a rano ty i Łasica nie przyjdziecie do roboty no to nawet dziecko by odkryło taki związek. No ale mimo wszystko lepiej ich sprzątnąć aby nie narobili kłopotów. Z Łasicą to jednak pamiętajcie, że teraz jest środek nocy. A ona i Egon jak tam się pojawiają to w dzień, w środku nocy nikogo z was nie powinno być w lochach. Więc wszelkie wciskanie kitu może mieć mocno pod górkę. Nawet dla kogoś tak uzdolnionego jak Łasica. - zamaskowany lider zboru potwierdził słowa Silnego co do losu strażników ze specjalnego. Ale też przestrzegał aby za bardzo nie liczyć na efekt zaskoczenia. Albo raczej zaskoczenie pewnie uda się osiągnąć jakby pierwszą zobaczyli strażnicy Łasicę jako Katię ale też i pewnie ze sporą dozą podejrzliwości.

- A tam! Aby ich zagadała chociaż na tyle byśmy zdążyli podejść pod drzwi. To dalej już sobie z nimi poradzimy. - mięśniak znów machnął ręką dając znać, że nie uważa tego za prawdziwy problem.

- A ta laska tej wyroczni? Macie ją? - zagadnął Cichy Egona chwilowo zmieniając temat na inny ale też związany z planowaną akcją.

- Laski nie mamy, ale wiemy, gdzie jest - rzekł Egon. - Wczoraj z Łasicą miałem ją zakosić, ale przyszła inkwizycja i nici z tego. Ja sam w zamkach nie umiem tak dobrze, jak ona, więc nawet nie było co próbować. Jasna sprawa, rzecz musiała zostać do czasu, kiedy uderzymy.

- Niech nasi mistrzowie magii znajdą jakiś specyfik, szmaty się zmoczy w tym i będzie przytykać do mordy każdemu, kogo będzie próbował wrzeszczeć. A co do zostawienia ich, zaiste, karki podrzynać będziemy, ale jak jest możliwość, to trzeba po cichu wszystko.

Po czym odniósł się do uwagi Cichego:

- Był plan, że Łasica miała spoić nasennym wywarem straż i od nich klucze mieć. W tym jednak wypadku wydaje mi się, że po prostu trzeba będzie się zakraść do kogoś, zrobić kark przetrącić cichcem i te klucze wziąć.

- Jak dla mnie, prosta sprawa. Łasica gada jakieś bzdury, bo jej ufają, my podchodzimy do drzwi, wycinamy wszystkich. Bierzemy klucze, bierzemy laskę i wieszczkę i już nas nie ma. Tak to widzę. Łasica robi za zmyłkę, my zdejmujemy wszystkich, co przeszkadzają.

Rozmawiali ze sobą jeszcze jakiś czas gdy dało się słyszeć znajome walenie w burtę. Nikt się jednak nie ruszył. Za to było słychać jak gdzieś za ścianą ruszają nieregularne kroki drewnianej nogi. Jeszcze chwila niepewności i dało się poznać więcej kroków na pokładzie. Kilka osób. Skierowały się ku schodom w dół i potem korytarzem wzdłuż statku aż drzwi do ładowni otworzyły się i weszła włamywaczka z dwójką magistrów.

- Mam ich! - zawołała wesoło z progu i zachęciła gestem aby Joachim i Aaron weszli do środka. - Ładujcie się i siadajcie. Niedługo będziemy ruszać. - powiedziała sama siadając na ławie przy stole aby chociaż na chwilę się ogrzać.

- Mam nadzieję, że naprawdę jestem potrzebny, to podejrzane że tak późno wyszedłem od moich gospodarzy… - mruknął czarodziej, wchodzą do środka i przyglądając się pozostałym zgromadzonym. Nie był zachwycony tą nagłą zmianą planów.

- Synu, sprawa jest poważna. Dziękuję, że przyszedłeś. Mam nadzieję, że Łasica was obu wprowadziła w zmienioną sytuację. - zamaskowany lider zboru przywitał się z nowo przybyłymi ale dał znać, że to nie przelewki i sprawa była zaskakująca dla wszystkich.

- No właśnie mówiliśmy. Idziemy kanałami, potem przez ten wykop i do lochów. Potem ta tutaj ich zagaduje no a my z Egonem uciszamy przygłupów z wartowni. A potem zabieramy klucz i wyrocznię i w nogi. - Silny streścił to co ustalili do tej pory na akcję jaka się szykowała. Musieli improwizować bo pierwotny plan, nie przewidywał łowców czarownic buszujących praktycznie w miejscu planowanej akcji.

- Synu czy znacie może jakiś sposób aby pomóc załatwić tych strażników po cichu? Bo chociaż wierzę, że chłopcy sobie poradzą z dwoma czy trzema strażnikami no to jednak mogą przy tym narobić hałasu jaki może ściągnąć resztę strażników a to by było nam mocno nie na rękę. Musimy otworzyć dwie cele a potem jak się da jeszcze ten magazyn gdzie ma być kostur wieszczki. I tam go poszukać. No a potem zwiać do kanałów. Więc przedwczesny alarm może nam bardzo to wszystko utrudnić. Sprawę trzeba załatwić jak najciszej. - Starszy zwrócił się do obu magistrów przyprowadzonych przez włamywaczkę.

- A nie można im podać tego wina z usypiaczem? Myślałem, że Sebastian przygotował co trzeba. - zdziwił się nieco Aaron mrużąc oczy jakby się zastanawiał czy czegoś nie pomylił.

- Przygotował. Mam tą miksturę. Ale miałam im podać jutro po obiedzie, tym z dziennej zmiany. Jak się z nimi będę zabawiać. To by pewnie mi się udało. No ale tych z nocnej zmiany to prawie nie znam. I w środku nocy w ogóle mnie tam nie powinno być. Mogą być podejrzliwi jak mnie zobaczą bo niby skąd się tam wzięłam? - Łasica odpowiedziała mu i chociaż potrafiła być bardzo przekonująca jak chciała to tym razem chyba sama miała wątpliwości czy potrafiłaby się wyłgać strażnikom skąd się nagle zjawiła w środku twierdzy w środku nocy.

- Dobre pytanie, jak mielibyśmy im to podać? - rzekł Egon. - Kto o północku to wino wypije, co tam ten środek jest? Jak zoczą Łasicę to będą się pytać, co tam jeszcze robi a i nie wydaje mi się, że uwierzą, że taką potrzebę chędożyć ma, że przychodzi. Co, w środku nocy nagle z winem się pojawia? Jak dla mnie tyle jej styknie gadaniny, żeby nie zauważyli, jak na nich wpadamy. I tyle! Niech wszakowoż nasze magistry się wypowiedzą, czy by mogli jaką miksturę naprędce uwarzyć albo czy już mają co, żeby do tygrysówki wrzucić i ich potruć jakimś gazem, co ich z nóg zwali. Jaki odwar ze zdechłego szczura albo inne co! Dziesięć takich tam wrzucę!

- Nie znam się niestety tak dobrze na miksturach - odparł Joachim.
- Nie znam też tych strażników, ale pewnie kobiece towarzystwo może ich zainteresować, jeśli to prości żółdacy… myślę że jakbyśmy chcieli ich wywabić albo czymś zająć to mogę pomóc. Znam zaklęcia przywołujące dźwięki albo błędne ogniki, mogę też uśpić kogoś, ale muszę dotknąć tej osoby. Natomiast nie orientuje się w sytuacji tak dobrze jak ci z was, którzy odwiedzali te kazamaty…

- Jak dotknąć możesz, to by szło - Egon podrapał się po głowie. - Albo ten, tego… O! Dźwięki by się przydały. Jak byś umiał zrobić tak, że ktoś nawołuje kogoś. Że odwrócisz uwagę, o!

- No jak tak umiesz to można by spróbować. Chociaż z tym wołaniem to chyba lepiej jakby to był ktoś kogo znają. A my ich nie znamy. To nie znamy ich głosów. Ja i Egon zawsze kończyliśmy jak oni przychodzili. To nawet nie wiem kto by mógł tam być dzisiaj na warcie. - Łasica pokiwała w zamyśleniu głową jednak zwróciła uwagę na pewną niedogodność z tym podszywaniem się pod głos innego strażnika.

- A z tym usypianiem to mówię wam, że ja mam ten specyfik od Sebastiana. I mogę do dolać do wina i jakoś im próbować podać. Ale z tego co młody mówił to on działa po pacierzu, może dwóch. A nie, że tak od razu. No i nie wiem czy by w ogóle chcieli coś pić ode mnie bo jakby byli jacyś nadgorliwi to mogliby narobić larum a nie brać się za wino. Bo wcześniej to ja miałam podać tym z dziennej od Hermana, po obiedzie. Ale w dzień to by w ogóle dziwne nie było, że tam jestem. A teraz jest środek nocy. - łotrzyca wyjaśniła też jak działa eliksir który na tą akcję przygotował dla niej ich kolega. Brzmiało całkiem sensownie bo tak chyba mniej więcej powinny działać te napary usypiające. Jednak tak jak uprzedzała niebieskowłosa nie działały one od razu.

- A możesz Joachimie nam zademonstrować ten czar z tymi odgłosami co o nim mówisz? - zapytał Starszy dotąd przysłuchujący się jedynie rozmowie wykonawców tego planu.

- To wiesz co - rzekł Egon, podejmując jeszcze wątek Łasicy - to może zróbmy tak, najpierw spróbujmy po dobroci i cichcem. Jak cię złapią, to potem zaczniesz gadki-szmatki, że tutaj jesteś bo coś tam. Co tam sobie umyślisz. Jak będzie gorąco, dajesz nam znak, a my wbijamy.

- Widziałbym to tak: wchodzimy włazem, czekamy, sprawdzamy, czy ktoś się kręci w pobliżu. Wbijamy do wartowni, rozkminiamy, ile tam siedzi. Łasica wchodzi pierwsza, próbuje zwędzić klucze cichcem albo gadką próbuje spoić drani winem ze specyfikiem. Jak źle idzie i usłyszymy, że nie kupują tego, Joachim próbuje te swoje gusła z głosem, że niby ktoś tam coś woła. Odwraca uwagę. Jak to też nie przejdzie, wchodzę ja z Silnym. Cichy byłby w odwodzie i robiłby za dodatkową czujkę i ostrzegałby, jak ktoś idzie.

- Jak ogarniemy strażników, otwieramy magazyn i bierzemy laskę, a potem wieszczkę. No i Ulricha Vogela, oczywiście.

- Podrzynamy gardła tym, co jeszcze żyją i idziemy drogą powrotną. Na drugim końcu czeka na nas wóz. Wieszczka jedzie w jedną stronę, ja Vogelowi gadam, że ma iść w stronę, gdzie mu wskaże Cichy. I rozchodzimy się.

- Jeśli by się tak zdarzyło, że jest larum, wpieprzamy ławę i stoły na drzwi do tygrysówki. Barykada ni cholery nie utrzyma, ale kupi nam czas, żeby uciec przed garnizonem. Jeśli spieprzymy i będzie alarm, to najważniejsze, żeby jednak uwolnić więźniów i uciekać. Nie dać się związać walką.

- Co o tym myślicie? Pasuje?

- Ja myślę, że tam przy włazie nie powinno nikogo być. Nawet w dzień to tam chyba nikt za bardzo nie chodzi. To pewnie do tych ostatnich drzwi przed wartownią moglibyśmy podejść na spokojnie. No ale te drzwi są na widoku z wartowni. Jak ktoś będzie siedział naprzeciwko nich to może zobaczyć każdego kto przechodzi przez te drzwi. No i jak to bym miała być ja to by widzieli, że przyszłam z zachodniego a nie południowego skrzydła. A to nawet w dzień by dziwnie wyglądało. - odezwała się Łasica po chwili trawienia w głowie tych propozycji Egona. Zwróciła uwagę na to niezbyt wygodne do podchodzenia umiejscowienie wartowni jakie pechowo dla spiskowców dawało wgłąd na cały zachodni korytarz. Albo do pierwszych zamkniętych drzwi. Właśnie tych o jakich teraz rozmawiali.

- Ja mogę zostać przy saniach. Tam gdzie miałem czekać z Silnym. Ale jak Silny idzie z wami to ja mogę poczekać tam gdzie mówiliśmy. Bo głupio by było zostawić pusty wóz. Każdy głupek by mógł go wtedy zwędzić. Byśmy wyszli na powierzchnię a tam nie ma czym jechać do tego “Koguta”. - Cichy zgłosił się na ochotnika przejąć rolę pierwotnie przewidzianą dla niego i Silnego. Mieli tam czekać obaj. Ale teraz trzeba było zmienić i ten detal.

- No i nie wiem co z tym Vogelem. Bo tak nagle to nie brałem nikogo z chłopaków. Wedle planu jeden albo dwóch z nich miał go przeprowadzić kanałami do wyjścia. Ale teraz jakbym miał czekać na saniach to nie ma go kto poprowadzić kanałami. Mogę jednak jeszcze skoczyć do magazynu po któregoś. Ale to by zajęło ze trzy, może cztery pacierze. - przypomniał też, że i ten detal pierwotnego planu musiałby ulec zmianie w obecnej, mocno improwizowanej sytuacji.

- Właściwie to ja mogę poczekać przy wozie na was. Jak Joachim z wami idzie to ja właściwie nie jestem wam potrzebny. A bić się i tak nie umiem. Tylko bym wam przeszkadzał. - Aaron do tej pory milczał ale widząc te zmiany zaoferował swoją pomoc chociaż w takim aspekcie.

- To postanowione? - rzekł Egon. - Aaron przypilnuje.

- A to, czy będą wiedzieli, z którego skrzydła przychodzisz, to nie jest pewne - rzekł gladiator. - Ciemno jest, noc. Co, będą pilnować drzwi do skrzydła, do którego nikt nawet za dnia nie chodzi? Wejdziesz bez problemu! Trzeba spróbować z tym.

- Albo… Podsłuchać możemy. Zobaczyć tam, czy kto jest. Jak okaże się, że będą, to przecież Joachim może cudować z tą swoją magią, że ktoś woła albo coś. Moglibyśmy sprawdzić, czy ktoś tam siedzi lusterkiem albo coś, rozkminić przez szparę w podłodze.

- Więc, wystawcie sobie: najpierw spoglądamy przez róg, czy ktoś jest na wartowni. Nie, spoko, wchodzimy. Jak jest, Joachim robi te swoje gusła i odwraca uwagę, że niby ktoś wrzeszczy w celi.

- Łasica wchodzi pierwsza i ustawia się, jakby szła od stołówki. Wkręca kit i próbuje im wcisnąć wino. Jak idzie źle, to odwraca uwagę, a my na nich nacieramy.

- Jak jest larum, barykadujemy drzwi. Moglibyśmy wziąć ze sobą kłódkę i łańcuchy, żeby przewiązać wyjście do stołówki. Czujecie? Żeby kupić sobie czas. W pierwszym kroku bierzemy więźniów, potem laskę. A potem uciekamy. Pasuje?

- Ten plan jest myślę dobrym punktem wyjściowym. Na pewno naszym celem nie jest wdawanie się w dłuższą walkę - Joachim w zamyśleniu obracał w ręku swój amulet.
- Jak to się stało że Łowcy Czarownic się w to wmieszali? Może jednak miałem rację Mistrzu, żeby mieć na nich oko… - spojrzał wymownie na Starszego, przypominając sobie ich wcześniejszą rozmowę na zborze…

- A co do zaklęcia, to jedno z łatwiejszych które znam, mogę zademonstrować…. - wypowiedział mistyczną formułę i jego oczy zaświeciły purpurowym blaskiem. Z tyłu rozległ się okrzyk brzmiący jak wyraz bólu lub przerażenia.

- To może pewnie rozproszyć uwagę… czy dobrze rozumiem że strażników nie powinno być więcej niż czterech? A myślicie że jak szybko może pojawić się wsparcie… w każdym razie myślę że z Egonem i Silnym damy radę czterem, skoro dali radę trollowi… ale najlepiej byłoby uśpić ich tą miksturą. Może jak tam już cię widzieli Łasico to mogą uwierzyć że masz dobre intencje? Albo możemy strażnikom powiedzieć że przysyłają nas inkwizytorzy i ta mikstura ma ich ochronić przed zgubnym wpływem chaosu? - Czarodziej próbował sobie to wszystko ułożyć w głowie.

- Ci mnie nie widzieli. Przecież mówię, że byłam na dziennej zmianie a oni są z nocnej. Kończę zanim oni przyjdą. Nie wiem kto tam może siedzieć. - odparła włamywaczka trochę już chyba zmęczona ciągłym przypominaniem, że nigdy nie była na nocnej zmianie w lochach więc nie ma pojęcia kto, co i gdzie tam porabia po nocy. Egon zresztą podobnie zdążył poznać tylko zwyczaje dziennej zmiany. Ci z nocnej przychodzili ich zmieniać na koniec dziennej, witali się, żegnali i tyle. Dzienni wychodzili a nocni zostawiali. Do tej pory jakoś podobnie jak Łasica nie poświęcał im uwagi. W końcu akcja była przewidziana na środek dnia a nie nocy.

- Jak mamy czekać aż ona ich zabawi i spoi… No to będziemy długo czekać. Nawet nie wiadomo czy się uda. - rzekł Vasilij zwracając uwagę, że gdyby nawet koleżance udało się jakoś odwrócić uwagę na tyle, że jej pojawienie się w środku nocy nie postawiłoby ich w stan alarmu to jak sama mówiła środek podany do wina działał po dwóch pacierzach wedle słów Sebastiana. Nawet jakby wszystko poszło gładko to oznaczałoby dość długie czekanie gdzieś na korytarzu czy innym zakamarku lochu dla pozostałych. A trudno było przewidzieć jak zareagują strażnicy na pojawienie się obcej kobiety w środku lochów w środku nocy.

- No to co? Niech ta sucz idzie. Jak się na niej poznają i obiją jej gębę to się na coś przyda chociaż. Wtedy my ich zajdziemy jak będą zajęci spuszczaniem jej łomotu. A jak znów będzie się z nimi puszczać to jeszcze lepiej. Zastaniemy ich ze spuszczonymi gaciami to nam znacznie ułatwi sprawę. - Silny jak zawsze był dość obojętny na los koleżanki z którą od dawna miał na pieńku i chyba nie bardzo by żałował jakby coś jej się stało podczas akcji. W efekcie ona pokazała mu obraźliwy gest każący mu się wypchać i spadać.

- Spokojnie moje dzieci. Wszyscy zmierzamy do wspólnego celu. Ta wyrocznia jest kluczowa dla naszych dalszych planów. Jesteśmy już o włos od realizacji tego planu. Proszę was pohamujcie swoje niesnaski chociaż na tą jedną noc. Jeśli to miałoby wpłynąć niekorzystnie na przebieg akcji obiecuję wam, że nie będę pobłażliwy. Uratowanie wyroczni jest najważniejsze. Wszystko inne schodzi na dalszy plan. - Starszy widząc, że może znów wybuchnąć tradycyjna kłótnia między zwolenniczką Węża i jej oponentowi jakiemu patronował Ogar wtrącił się ucinając ją w zarodku. Oboje wzruszyli ramionami jak skarcone dzieci i chwilowo zamilkli.

- Zaś zainteresowanie łowców Joachimie wywołał nasz list jaki wysłaliśmy do lochów. Aby przenieść Vogela do bloku specjalnego skąd łatwiej by go było wyciągnąć. Niestety spowodowało to, ingerencję Hertwiga. I w efekcie zmianę naszych planów. - skoro zamaskowany mężczyzna ukrócił niesnaski dwójki swoich dzieci zwrócił się do magistra odpowiadając na jego pytanie.

- Skoro nie ma sensu ich zabawiać, to Łasica może działać po prostu jako czujka - wzruszył ramionami Egon. - Ona z nas wszystkich umie się skradać najlepiej. W takim razie byłoby tak: wchodzimy włazem, podchodzimy do drzwi. Lusterkiem sprawdzamy, kto jest na wartowni. Sprawdzamy, kto tam jest i jak daleko mają do dzwonu na alarm. Mamy przy sobie łańcuch, żeby założyć na dźwierze do stołówki.

- Joachim robi te swoje gusła. Najlepiej, jakby zrobił tak, że ktoś tam z tych cel wrzeszczeć zacznie, to wtedy pójdą we dwóch.

- Patrzymy, ilu poszło. Ja i Silny hurmem do wartowni, powstrzymujemy pozostałych bicie na alarm. Cichy podbiega do drzwi na stołówkę i zakłada tam łańcuch. My dorzynamy tych, co żyją i na dźwierze dajemy ławę.

- Łasica bierze klucze i otwiera cele, a zaraz potem otwiera laskę. Bierze laskę, ja i Silny bierzemy więźniów. Cichy stoi przy drzwiach i krzyczy, jak ktoś idzie.

- Jak sforsują barykadę, to robimy tak: Łasica, Cichy i Joachim biorą więźniów i spadają do włazu, my zawiązujemy walkę defensywnie. Cofamy się do włazu. Silny pierwszy, ja ostatni.

- Jak wejdziemy do kanałów, to jest po akcji. Nie będą nas mogli ścigać takim oddziałem, żeby nam dał odpór. Jak trzeba będzie, to poderżnie się parę gardeł w kanałach. I tyle. Żaden ze strażników nie będzie nas ścigał kanałami.

- Nie wiem, jak rozwiązać problem tego, że ktoś może gapić się na drzwi w stronę włazu. Jak się będą gapić, to nic nie zrobimy. Może kto mógłby prześlizgnąć się do sali tortur, ale pewnie zamknięta będzie.

- Co o tym myślicie? - rzekł wojownik.

- Ten plan jest dobry jeśli nie mamy alternatywy, choć opiera się na brutalnej sile…… - westchnął Joachim, który nie wydawał się do końca przekonany.

- Gdyby był sposób na podanie im tej mikstury… w sumie może by uwierzyli, że Łasica jest prezentem od kolegów z dziennej zmiany? Choć tamci mówicie ze sobą w interakcje nie wchodzą? Tak czy inaczej byłoby to jakieś odciągnięcie uwagi. Pirora mogłaby się w takiej sprawie przydać… - czarodziej szukał alternatywy dla opartego na przemocy planu Egona, mieli niestety mało czasu i informacji.

- Jak dla mnie to ta mikstura może i byłaby niezła jakby jej łyknęli. No ale to raz, że trzeba by czekać aż zadziała a dwa to chyba tylko Łasica ma szansę ją podać. Ale wtedy musiałaby do nich pójść, pokazać się, zagadać jakoś no i jeszcze tak aby wypili to doprawione wino. - wtrącił się Vasilij wskazując na jedyną kobietę w ich gronie. Po czym wstał i zaczął się ubierać. - To ja wracam do siebie po chłopaków. Mamy czekać tam w zaułku przy włazie czy jak? Jak się spotkamy? - zapytał bo skoro miał sprowadzić kogoś kto miał wyprowadzić Vogela za miasto to musiał wyjść wcześniej niż pozostali. A i tak nie było pewne kto by na kogo czekał tam na miejscu.

- A te lusterko jak który ma to niech wyciąga. Bo ja nie mam. Przyszłam tu od razu po robocie, tyle co chłopaków ściągnęłam jeszcze nie byłam u siebie od rana. No a w kuchni na co mi lusterko? To zabawka dla bogatych panienek a nie dla dziewczyny z ferajny. - Łasica popatrzyła na pozostałych przypominając im, że jak rano wyszła z domu to jeszcze tam nie wróciła. A i detal o jakim wspomniał Egon to był raczej towar mało powszechny. Po kręceniu głowami i pytających spojrzeniach okazało się, że pozostali też nie mają takiego cacka. Ostatnia szansa została w Egonie i Joachimie.

- E tam na co nam takie świecidełko! Zajrzy się pod szparę w drzwi i tyle! Nie ma co kombinować! - powiedział Silny jak zwykle niechętny zbytniemu komplikowaniu czegokolwiek.

- Z tym drzwiami to nie wiem. Jak będzie ciemno no to mogłoby się udać z tym podejściem. Bo nawet jak ktoś by tam siedział w wartowni naprzeciwko mógłby nie zauważyć otwierania drzwi. Ale jak się tam świecą lampy czy pochodnie i ktoś by stał to od razu mnie dojrzy i będzie wiedział, że z zachodniego idę a nie od stołówki i zwykłego bloku. - powiedziała Łasica gryząc się tym elementem ich planu. Jeden detal - czy korytarz jest pogrążony w mroku czy świetle - a ile mógł zmienić. Tymczasem teraz siedząc tu na statku nie byli w stanie tego sprawdzić. Dopiero na miejscu miało się okazać jak to wygląda.

- A z tym łańcuchem to ja zapytam Kurta. Nie wiem czy ma jakiś ale chyba liny to powinien mieć. - Karlik zaoferował się pomóc w tej materii i wstał aż ława zatrzeszczała. A potem wyszedł z ładowni i słychać było jego oddalające się, ciężkie kroki gdy poszedł rozmawiać z gospodarzem tego lokalu.

- Nie no ja muszę wiedzieć co mam robić. Albo do nich idę aby zagadać i muszę do nich wtedy wejść i zagadać no albo nie. W wartowni mają gong. Jak któryś w niego walnie to będzie słychać w całym zamku. A klucze są na kołku. Nie sądzę aby mi dali po dobroci a nie wiem jakbym miała je zwinąć na oczach ich wszystkich. Chyba, że już będą spać. Albo martwi. - skoro wyglądało na to, że na włamywaczkę tak czy inaczej spadnie pierwszy kontakt ze strażnikami i wiele od tego momentu zależało to chciała wiedzieć jak ma się do tego zabrać.

- A z tym wrzaskiem no nie wiadomo czy w ogóle któryś się ruszy. Może pójdzie jeden? Albo żaden? I też zależy czy to już jak Łasica by była z nimi czy dopiero miała wyjść do nich. Różnie może być. - Vasilij dopiął swój kożuch, założył czapkę i gotów był do wyjścia na ten nocny, mroźny świat skryty pod pochmurnym niebem portowego miasta.

- Więc styknie, że nie uderzą w gong - rzekł Egon. - Możliwe, że jeśli w korytarzu będzie na tyle ciemno, będziemy mogli skrócić dystans i uderzyć na nich, zanim się dostaną do niego.

- W takim razie: otwieramy dźwierze, spoglądamy przez szparę, kto siedzi na wartowni. Joachim używa guseł, oni wychodzą. Łasica odwraca uwagę tamtego, my przedzieramy się i próbujemy, żeby nie uderzył w ten gong.

- Cichy zakłada łańcuch na drzwi, Łasica bierze klucze i uwalnia więźniów. My z Silnym dożynamy strażników, Cichy robi za czujkę. Otwieramy cele i magazyn, bierzemy to, co mamy i wynosimy się.

- Tak jak mówiłem, ten plan niezbyt mi się podoba, ale rozumiem że tak w krótkim czasie nic lepszego już nie wymyślimy? - Joachim westchnął z rezygnacją. Na pewno musiał zmienić strój na tę akcję, nie chciał być widziany w swoich charakterystycznych czarodziejskich szatach.
- Co do lustra, to musiałbym się wrócić do posiadłości van Hansenów, natomiast mam ze sobą lunetę, jest na tyle wypolerowana że może się nam przydać…- wyciągnął ją z szat.
- Znam też zaklęcie mogące przynieść komuś dobry los na jeden dzień, ale potem fortuna może go opuścić w kolejnym dniu… może tobie Łasico albo Egonie by się przydało? - Młody czarodziej w zamyśleniu rozważał możliwości którymi dysponował.
Pomyślał też o magii mogącej nadać mu formę astralną - znał je od strony teoretycznej, ale niestety samodzielnie nie dysponował odpowiednią mocą by rzucić to zaklęcie.

- Fortuna przyda się Łasicy - skinął głową Egon. - Cóż.. W takim razie działajmy!

 
Lord Melkor jest offline  
Stary 18-02-2022, 22:57   #506
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Marktag; noc; kanały

No to poszli. Starszy życzył im jeszcze powodzenia i pobłogosławił ich ściskając każdego przed wyjściem. Razem z Karlikiem i Kurtem odprowadzał ich wzrokiem z pokładu starej krypy. Jednej z wielu jaka była zacumowana w nocnym porcie zasypywanym drobnym, śnieżnym puchem. Odjechali saniami sprowadzonymi wcześniej przez grubego skarbnika grupy. Na razie prowadził Silny jaki wydawał się być najlepszym woźnicą z nich wszystkich. A przynajmniej nikt nie zgłaszał się do przejęcia lejców gdy on je złapał i zasiadł na koźle. Nie było więc takie dziwne, że nie chcieli siedzieć obok siebie z Łasicą więc ona usiadła na tylnej ławie sań. Te zaś bez przeszkód sunęły przez wymarłe i zaciemnione miasto.

Dotarli do miejsca gdzie był ukryty właz do kanałów. Nie było jednak jeszcze Vasilija ani jego przewodnika. Silny zastanawiał się chwilę co z tym fantem zrobić. Trudno było oczekiwać by pieszy mógł się po tych zaśnieżonych ulicach ścigać z saniami. Zwłaszcza jak miał spacer w jedną i drugą stronę po tym mieście i nawet jak Cichy wyszedł wcześniej nie musiało to oznaczać, że będzie pierwszy niż reszta.

- Dobra wie gdzie to jest. Chyba się nie zgubi. Poczekamy na niego w środku. - zdecydował w końcu łysy mięśniak. Złapał za jakiś łom czy coś podobnego i chwilę mocował się aby po omacku wsadzić końcówkę w dziurę włazu by móc go podważyć. Ale gdy mu się udało poszło gładko. Właz został odrzucony i reszta mogła zejść na dół.

- Zostań tu i czekaj na nas. Jak przyjdzie Vasilij to powiedz mu, że już zeszliśmy na dół i tam na niego czekamy. - Silny poinstruował rozczochrańca jaki zgłosił się na ochotnika aby poczekać na nich w saniach. Spojrzał ostatni raz w niebo. Było szare, ciemne i zachmurzone. Mógło być już w okolicach pierwszego dzwonu. Do świtu zostało jeszcze kilka. Po czym zeszli na dół. Tam zapalili lampy i Łasica przejęła rolę przewodnika. Szła pierwsza z lampą a ostatni szedł Silny z drugą. Szli i szli mijając kolejne podziemne sklepienia, brudne i śmierdzące. Szare szczury czmychały od nadchodzącego światła i najwyżej z ciemności ich małe ślepka odbijały się od światła czerwonymi punkcikami. Łotrzyca musiała mieć niezłą orientację bo trafiła bez zauważalnych trudności do stosu leżących cegieł i ziemi jakie Strupas z Egonem wykopali parę dni temu aby poszerzyć wejście.

- Czekamy na Cichego czy idziemy sami? - zapytała łotrzyca patrząc na pozostałych. Trudno było zgadnąć kiedy by się pojawił hersz przemytników. Może za chwilę. A może za kilka pacierzy. Pod ziemią to nawet nie bardzo było jak sprawdzić czas i porę doby.

- Czekamy na Cichego - rzekł Egon. - Co, wiecie, jak się tam idzie? Bo ja nie pamiętam tak dobrze.

- Tak, to chwilę poczekajmy - zgodził się Joachim, który starał się emanować spokojem, choć nie był pewien na ile mu to wychodzi. Niewiele miał doświadczenia w tego rodzaju akcjach. Wcześniej rzucił na Łasicę zaklęcie, które miało zapewnić łotrzycy dobrą fortunę i przebrał się w zwyczajne szaty z kapturem.

- Chyba idą. - syknęła cicho dziewczyna z ferajny gdy dojrzała pierwsza jeszcze mętny odblask światła gdzieś tam na ścianie podziemnego tunelu. Zapewne ich samych też światło lamp zdradzało i zapowiadało ich obecność w podobny sposób. Alternatywą jednak były grobowe ciemności pełne śmierdzącego zaduchu kanałów co chyba nikomu się nie uśmiechało. Z początku nie było wiadomo kto nadchodzi chociaż szanse na jakiegoś przypadkowego przechodnia w środku nocy właśnie w tym miejscu kanałów były dość nikłe. I faktycznie odblask na ścianie przerodził się w końcu w światło latarni a ta po jakimś czasie w dwie idące sylwetki. Gdy wreszcie weszły w promień latarni okazało się, że to Vasilij z jednym ze swoich ludzi. Nawet nie bardzo dało się określić ile na nich czekali.

- Dobra to ładuj się. Egon idź za nią. Potem reszta. Ten twój niech tu na nas czeka. - burknął Silny który zdjął dłoń z okutej pałki jaką miał za pasem gdy okazało się, że to nikt obcy. Cichy skinął głową do swojego pomocnika i Łasica podeszła do poszerzonego otworu mokrej i zmarzniętej ziemi pełnej ceglanych i skalnych odłamków. Zwinnie weszła do środka chociaż i tak trzeba było iść na czworakach. Strupasowi i Egonowi udało się rozebrać te wąskie kolanko jakie tak mocno utrudniło pierwsze podejście co tylko staremu kanalarzowi i młodej włamywaczce pozwoliło się sforsować. Teraz podejście było o wiele łagodniejsze i lżejsze. Co nie znaczyło, że lekkie. Pierwsza weszła Łasica, potem Egon i reszta. Na końcu znów czołgał się Silny zamykając ten powolny pochód. Dość szybko zimne i mokre grudki dostały się we włosy, za mankiety i karki każdego kto się tędy czołgał. A jak wyszli w jakimś pomieszczeniu to każdy był uwalony tą ziemią po jakiej się czołgał. Otrzepywanie się niewiele pomagało. Wyglądali jakby się czołgali po jakiejś ziemi.

- To teraz ty. Bo ja to nie dam rady. - powiedziała włamywaczka gdy przeszli jeden czy dwa zakręty zapomnianego korytarza i podeszli do szczebli wmurowanych w cembrowinę. Na jej szczycie był właz. Ten sam do jakiego otwarcia gladiator zamówił hak u kowala. Ten był jednak potrzebny gdy chciało się ciągnąć właz za jaki inaczej właściwie nie było jak złapać. Z tej jednak strony, od dołu, wystarczyło go wypchnąć i żaden hak nie był potrzebny. Jednak właz swoje ważył więc musiał to być ktoś silny. Oprócz Egona to pewnie tylko Silny nie miałby z tym większych kłopotów. On jednak skinął na gladiatora aby ten zabrał się za ten właz. Pozostali czekali na dole obserwując jak nogi kolegi znikając w cembrowinie a potem najwyżej z dołu mogli patrzeć jak się zmaga z martwym, zimnym kawałkiem metalu. Nie było mu zbyt wygodnie bo musiał stać na szczeblu a barkami i rękami napierać na właz. Ale chociaż trochę się zasapał to jednak udało mu się unieść i odrzucić właz. Jako, że nie miał ze sobą lampy to prawie nic nie widział. Zastała go cisza i ciemność.

Po chwili znów cała grupka musiała po kolei wspinać się po zimnych, mokrych i brudnych szczeblach aby wyjść w pomieszczeniu jakie na razie widziała tylko ta dwójka jakiej udało się przeniknąć do kazamat jako pracownicy.

~ To teraz już uwaga i cicho. Bo już jesteśmy w lochach. Będę szła pierwsza. A wy trochę za mną. ~ wyszeptała Łasica ubierając na siebie wyjętą zza pazuchy rudą perukę w jakiej udawała Katię. Wcięła lampę w dłoń i ruszyła do drzwi. Były zamknięte. Ale włamywaczka uklękła i po chwili gmerania wytrychami udało jej się je otworzyć. Wyszli na korytarz i znów historia się powtórzyła podobnie jak to było za pierwszym razem gdy z Egonem znaleźli ten właz. Każdy kolejny segment korytarza był zamknięty na klucz. Więc każdy kolejny trzeba było otwierać jak nie kluczem to wytrychami. A jak kluczy nie mieli to spadało to na włamywaczkę.

~ To chyba ostatni kawałek. Tamte drzwi to chyba ostatnie przed wartownią. Nie pokazujcie się ze światłem. Poczekajcie tu na mnie. ~ szepnęła Łasica gdy otwarła kolejne drzwi jakie wydawały się podobne jak poprzednie. Ale na wyczucie to Egonowi wydawało się, że mogą już być w połowie zachodniego skrzydłą to faktycznie już mogło im niewiele brakować do narożnika gdzie był blok specjalny i wartownia. Na razie jednak Łasica oddała swoją lampę kolegom a sama zanurzyła się w mrok. W ciągu kilku kroków zrobiła się z niej majacząca sylwetka a po kilku kolejnych w ogóle stracili ją z oczu. Nic nie było widać ani słychać. Tylko własne oddechy i nerwowe spojrzenia maskujące niepokój. Byli na terytorium wroga i teraz nawet przypadkowe spotkanie z kimkolwiek spoza ich grupy mogło mocno namieszać. Czekali chyba niezbyt długo gdy pojawiła się bezszelestna zjawa jaka po kilku kroków zmieniła się w powracającą Katię.

~ Przez szczelinę pod drzwiami prawie nic nie widać. Ale chyba jest ciemno jak i tutaj. Jest jednak jakiś odblask. Pewnie z wartowni. Mogę spróbować otworzyć te drzwi. Może nie zauważą jak jest ciemno. ~ włamywaczka streściła co udało jej się dojrzeć na drugim końcu tego fragmentu korytarza. W końcu jakby już otworzyła te ostatnie przed wartownią drzwi to już akcja mogła się zacząć w każdej chwili. I trudno było przewidzieć jak się potoczy.

- Dobra, spróbuj - Egon szepnął. - Tylko wolno, po cichu.

Jak się okazało wcześniej, łańcucha na statku nie było, toteż musiała wystarczyć gruba lina, którą cumowano łodzie w porcie. Egon był pewien, że taki gruby sznur aż zanadto powinien wystarczyć, żeby sprawować się tak, jak łańcuch.

Gladiator miał nadzieję, że w istocie, zaklęcie fortuny rzucone wcześniej przez Joachima sprawi, że włamywaczka okaże się sprawna w swojej robocie.

- Tak, nie mamy na co czekać. - zgodził się Joachim, spoglądając na ciemność na drugim końcu korytarza.
- Na razie jeszcze nie ma potrzeby używać zaklęcia by odciągnąć uwagę, nie?

- Nie, poczekajmy, aż Łasica drzwi ogarnie - Egon mówił bardzo cicho.

~ Schowajcie światło. Przymknijcie drzwi. Bo jak otworzę tamte to w ciemności każdy promyk będzie widać. ~ włamywaczka poradziła im szeptem wskazując na dwie latarnie jakie mieli ze sobą. Silny odstawił swoją na podłogę przy ścianie i stanął za nią aby ją osłonić od otworu drzwi. Vasilij postąpił podobnie i stanął przy drzwiach gotów przymknąć je gdy koleżanka wróci do poprzednich.

~ Jak stuknę dwa razy to znaczy, że otwarte. I możecie przyjść. Ale pojedynczo aby jeden na drugiego nie wpadł po ciemku. No i zostawcie wtedy światło tutaj. ~ poleciła im i chwilę się zastanawiała czy coś jeszcze mają do ustalenia. Ale widocznie nie. Bo ponownie wróciła na korytarz prowadzący do specjalnego i po paru krokach zniknęła im w mroku. Vasilij przymknął drzwi do wąskiej szczeliny i stał przy niej nasłuchując tych stuknięć jakie obiecała im niebieskowłosa. Znów stali i czekali. Aż zbyt wyraźnie było słychać własne oddechy czy jakieś tajemnicze szumy i szmery jakie niosły się po lochu.

~ Ciekawe czy będzie słychać te stukanie co mówiła. ~ szepnął cicho herszt przemytników. Który powinien przekazać kolego sygnał jaki usłyszy.

~ Jak nie usłyszysz to wróci po nas. ~ Silny wydawał się znów najbardziej obojętny na trudności z jakimi mogła się natknąć jego tradycyjna oponentka. Czekali długo albo krótko. W nocnych lochach trudno było mierzyć czas.

~ Jest! Stuknęła dwa razy. ~ oznajmił przemytnik pozostałym i popatrzył na nich z ulgą. Silny dał znak brodą, że jak tak to czas ruszać.

Egon siebie nie uważał za kogoś, kto potrafi się skradać. Nie w smak byłyby mu podchody, bo wiedział, że w takim konkursie przegra zawsze.

- Dobra, znacie plan - rzekł Egon, wiedząc, że skoro drzwi są otwarte, to następne w kolejności będzie odwrócenie uwagi i zwędzenie kluczy.

Jednak on i Silny potrzebowali być na pozycji, żeby ubezpieczać operację.

Następnie pochylił się i wolno, bardzo wolno szedł przed siebie, macając wielgachną łapą przed sobą.

Joachim pomodlił się w myślach do Pana Przemian, miał nadzieję że będzie mógł liczyć w tej próbie na łaskę swojego kapryśnego patrona. Następnie podążył ostrożnie za Egonem.
- Przywołać jakiś odgłos z drugiej strony? - wyszeptał do niego.

Po kolei przechodzili zaciemniony korytarz dołączając do czekającej przy jego końcu koleżanki. Aż przeszła cała grupka. Szczęście na razie im sprzyjało i nikt z nich się nie wywrócił, nie wrzasnął czy czegoś nie kopnął zdradzając przed czasem swoją obecność strażnikom.

~ Teraz ostrożnie. Otworzę drzwi. ~ w ciemnościach dobiegł ich szept Łasicy jaka klęczała przy klamce zamkniętych drzwi. Musiała je otworzyć wcześniej bo teraz wystarczyło, że nacisnęła klamkę i powoli pokazała się szczelina na resztę korytarza. W zaległych ciemnościach każde źródło światła widać było wyraźnie i z daleka. Więc i bez trudu każdy kto wyjrzał zza framugi dojrzał oświetlony prostokąt drzwi i siedzącego w nich strażnika. Tak jak się obawiała wcześniej włamywaczka siedział naprzeciwko drzwi więc gdyby paliło się światło już teraz mógłby ich dojrzeć. Ale się na szczęście nie paliło więc mrok skrywał otworzone wytrychami drzwi. Za to korytarz południowy i samo wejście do bloku specjalnego było oświetlone pochodniami. Więc z tym strażnikiem co siedział za stołem trudno było liczyć na skryte podejście nawet zawodowej włamywacze jak Łasica. Jak tylko by weszła w promień świateł korytarza raczej musiał ją dostrzec.

~ Widać jednego. Ale pewnie jest tam ich więcej. ~ szepnął Vasilij bo faktycznie było widać tylko jednego strażnika. I zachowywał się jakby to była kolejna, nudna, rutynowa zmiana jak wiele poprzednich. Jednak sądząc z ruchów głowy to pewnie z kimś rozmawiał bez pośpiechu.

- Według planu - rzekł Egon bardzo cicho. - Odwracamy uwagę. No, mistrzu magii… Jebnij no nam tu jakieś zaklęcie. Niech kto usłyszy jaki głos wołający o pomoc z cel.

Joachim skinał głową i skupił się na splątaniu prostego zaklęcia, które powinno mu wyjść bez problemu, choć z drugiej strony kiedy przywołało się choć niewielką cząstkę mocy samego Chaosu nic nie było pewne. Miał zamiar wykreować krzyk przerażenia dochodzący z przeciwnego kierunku niż ten z którego oni nadciągali.

W ciemnościach nie widzieli się nawzajem. Słyszeli tylko swoje oddechy i czasem czyjeś kolano czy ręka otarło się o sąsiada albo but poruszył się na zimnej posadzce. Więc wszyscy usłyszeli ciche mamrotanie Joachima w dziwnym, obcym języku gdy ten szeptał słowa zaklęcia. Szybko skończył a prawie jednocześnie gdzieś przed nimi rozległ się jakiś krótki, dziki wrzask. W przeciwieństwie do nich na wartowni tego się nie spodziewali. Ale kultyści ze swojego miejsca widzieli reakcję tylko tego jednego strażnika co siedział naprzeciwko drzwi. Spojrzał zaskoczony przed siebie więc wyglądało jakby nagle ich dostrzegł. Usłyszeli głosy dobiegające z wartowni ale nie dało się zrozumieć słów. Jednak można było rozpoznać nutkę zaniepokojenia i zaskoczenia. W końcu ten co siedział podniósł się, wyszedł zza stołu i podszedł do drzwi. Rozmawiał o czymś z kolegami i skończyło się na tym, że jeden został w przejściu do wartowni, drugi wyszedł na korytarz ale odprowadzał wzrokiem trzeciego kolegę jaki kultystom zniknął z oczu prawie od razu jak ruszył południowym korytarzem. Pewnie sprawdzić kto tam u sąsiadów się tak drze. Pozostała dwójka czekała na jego powrót.

-To co, atakujecie? - Wyszeptał Joachim do Egona i Silnego, on nie miał zamiaru pchać się pierwszy do walki.
- Mogę jeszcze przywołać światła, żeby ich bardziej rozproszyć - dodał.

- Dobra, przywołaj te ogniki przy celi wieszczki - rzekł Egon, sądząc, że jeśli strażnicy zobaczą światło w celi wieszczki, to pójdą sprawdzić, o co chodzi. - Potem uderzamy. Cichy blokuje drzwi, my na nich.

Egon nie miał pojęcia, w jaki inny sposób można by rozwiązać ten problem. Był jednak pewien, że w przypadku gongu na alarm będą mieli parę dłuższych chwil, żeby zabarykadować drzwi.

~ A w ogóle gdzie jest ta wieszczka? ~ zapytał cicho Vasilij. W końcu wcześniej byli tu tylko Łasica i Egon a reszta była tu pierwszy raz więc widzieli tylko kawałek korytarza i otwarte drzwi do wartowni gdzie stało dwóch strażników rozmawiając ze sobą przyciszonymi głosami. Widocznie czekali z czym wróci ich kolega jaki poszedł sprawdzić ten wrzask.

~ Te ostatnie drzwi po prawej. Te za nimi. Tam jest korytarz i wejścia do cel. Wyrocznia jest w ostatnich po prawej. ~ wyszeptała Łasica tłumacząc gdzie jest ich główny cel do zabrania.

~ Aha. A jakie drzwi mam blokować? Tu jest ich pełno. ~ zapytał jeszcze herszt przemytników bo z miejsca gdzie stali albo klęczeli widać było z pół tuzina drzwi prowadzących nie wiadomo dokąd. Przynajmniej jak ktoś tu wcześniej nie był.

~ Dobra to róbmy coś bo się tamci na zwykłym bloku zorientują, że coś się dzieje z tym wrzaskiem. ~ odparła włamywaczka zdenerwowanym szeptem.

- No to Silny, Egon, ruszajcie - wyszeptał do towarzyszy Joachim zgadzając się z Łasicą, że nie było co tracić czasu.
Następnie splótł kolejne, w miarę proste zaklęcie, zamierzając przywołać błędne ogniki w dole głównego korytarza, przy celach.

Egon skinął głową i dobył topora. Czekał w napięciu na to, co stanie się za chwilę i co zrobią pozostali strażnicy.

- Te na lewo - rzekł Egon, wskazując na drzwi na wschodzie od wartowni. - Za rogiem.

~ Które na lewo? ~ zapytał szeptem Vasilij który w tych ciemnościach nie mógł zobaczyć gestów Egona ani niczyich innych. Atmosfera robiła się nerwowa. Jakieś krzyki które poszedł sprawdzić jeden z wartowników teraz coś miała uczynić magia Joachima to wszystko sprawiało, że grupka spiskowców mogła się spodziewać jakiegoś przełomu w każdej chwili. Nie sposób jednak było zgadnąć jaki to będzie przełom. Zwłaszcza, że dobrą chwilę obaj wartownicy obserwowali południowy korytarz gdzie poszedł ich kolega i nie bardzo zwracali uwagę na pozostałe. Od czasu do czasu któryś mówił coś do drugiego ale najwidoczniej raczej czekali z jakimi wieściami wróci ich kolega. Więc irytująco długo, żaden nie odwrócił się za siebie na tyle aby spojrzeć w przez niewielkie okienko w drzwiach specjalnego aby dojrzeć coś nowego. Ale jak to zrobił klepnął w ramię kolegę i obaj spoglądali przez chwilę. Na co to nikt z kultystów nie widział, tylko Joachim mógł mieć pojęcie co mogli widzieć. Chociaż on sam ich nie widział a trudno było mu sterować błędnymi ognikami w dość ograniczonej przestrzeni korytarza.

- Ki diabeł? - zdziwił się jeden ze strażników. W końcu jednak wrócił co wartowni, wziął klucze i otworzył drzwi korytarza. Drugi zabrał lampę z wartowni. Obaj wyjęli pałki w drugą rękę i zachowali się ostrożnie i podejrzliwie. Weszli do korytarza specjalnego znikając kultystom z oczu.

Dla Egona sprawa była jasna: dopóki ktoś nie uderzy w gong, dopóty nie będą mieli na karku całych kazamatów. Pierwsza część planu powiodła się, to znaczy: strażnicy opuścili wartownię. Egon nie był całkiem pewien, czy ktoś jeszcze w niej nie został, ale odejście trzech strażników, jak dla niego, było już chyba wystarczającym prezentem od losu. Na więcej nie było co czekać.

- Według planu - mruknął półgębkiem.

Najpierw trzeba było rozprawić się ze strażnikami. W międzyczasie Cichy miał zablokować drzwi, które prowadziły do wyjścia z bloku specjalnego.

- Silny i ja z przodu. Zaraz nami Cichy. Za nimi Łasica i Joachim.

Widząc, że nikogo nie ma na wartowni, Egon zaczął skradać się w stronę drzwi prowadzących do niej. Zamierzał sprawdzić, czy ktoś jeszcze jest na wartowni.

Joachim skinął głową z uśmiechem, zadowolony, że jego magia się przydała do odciągnięcia uwagi strażników. Może im się powiedzie, choć żałował że do tego zadania nie postawił odpowiedniej wróżby. Teraz zaś, zgodnie z sugestią Egona, nie miał zamiaru pchać się do przodu.

Pozostali z grupki włamywaczy widzieli jak dwa zwaliste cienie jakie ruszyły korytarzem przesłoniły oświetloną część korytarza. I ruszyli za nimi. Najpierw Łasica i Cichy co byli pewnie najlepszymi skradaczami w ich bandzie a potem Joachim. Szli cicho ale szybko, pokonali ta kilka kroków ciemności, minęli pozamykane drzwi do sali tortur i jakieś naprzeciwko nich. Te już majaczyły w półmroku i gdyby któryś ze strażników stał tam gdzie przed chwilą to pewnie już by ich zauważył. Odeszli jednak sprawdzić te pełgające ikskierki w korytarzu bloku jaki mieli pilnować. Więc nikt z nich nie widział jak najpierw para mięśniaków, potem para miejskich skradaczy a w końcu magister magii wyłaniają się z mroku. Minęli oświetlony kawałek i zatrzymali się tuż przy otwartych drzwiach. To było ryzykownie. Jakby chcieli sprawdzić wartownię to trzeba było przeskoczyć przez otwarte drzwi specjalnego a wówczas ci dwaj co tam właśnie weszli mogli ich zauważyć. A gdyby chcieli skoczyć do tych dwóch wtedy ktoś z wartowni by mógł ich dojrzeć a nawet walnąć w gong. I w każdej chwili mógł jeszcze wrócić wysłany do zwykłego bloku trzeci strażnik.

~ Za długo się z tym babramy! My bierzemy tych dwóch a wy sprawdźcie wartownię i zablokujcie drzwi! ~ cicho syknął Silny wskazując na siebie i gladiatora jako tych co mieli się zająć dwoma strażnikami. A pozostałej trójce zostawił resztę. Łasica i Vasilij skinęli głowami. Mięśniak już trzymał w ręku swoją okutą pałkę a na twarzy wyczytać się dało zniecierpliwienie i chęć spuszczenia komuś łomotu.

Joachim skinął głową, spoglądając na Egona, czy zgadza się z tym planem. Wiedział, że niestety bez przemocy nie zrealizują raczej tego zadania. Sam był gotów porazić strażników zaklęciem uśpienia, choć ono wymagało dotknięcia.

Egon tylko skinął głową. Z toporem w jednej ręce, był gotów.

Po ciemku ani Egon nie widział skinienia głowy Joachima ani ten jego. Za to gladiator poczuł klepnięcie w ramię i w napiętym oczekiwaniu dało się usłyszeć ruch. Po czym pozostała trójka dojrzała jak dwie, zwaliste sylwetki jakie ruszyły korytarzem przesłoniły oświetlony fragment widocznego korytarza. Za nimi ruszyli Łasica i Cichy co byli pewnie najlepszymi skradaczami w ich grupie. A jeszcze za nimi Joachim.

Pierwsze kilka kroków przeszli po ciemku, tak samo jak ten kawałek korytarza przed drzwiami otworzonymi przez włamywaczkę. Po tym fragmencie minęli zamknięte drzwi do sali tortur i magazynu z fantami. Tu już był półmrok i gdyby ktoś siedział w wartowni naprzeciwko otwartych drzwi albo dalej stał w wejściu to pewnie już by mógł ich dostrzec. Ale nie stał. Jeden ze strażników poszedł sprawdzić co to za wrzask u sąsiadów a pozotali dwaj co to za światełka pełgają w korytarzu bloku specjalnego. Cała grupka więc bez przeszkód dotarła do rozdroża. Silny z Egonem co zatrzymali się przed otwartymi drzwiami do wartowni i bloku specjalnego mogli dostrzec tylko część pomieszczenia strażników. Ta część była cicha i pusta. Gdyby jednak chcieli zajrzeć do niej to mogli się narazić na wypatrzenie z bloku specjalnego. A gdyby chcieli tam ruszyć a ktoś był wciąż na wartowni to mógłby ich też dojrzeć. Silny dał gestem skradaczom aby sprawdzili wartownię. Sam zaś ze swoją okutą pałką w ręku po prostu przeskoczył przez wejście do specjalnego praktycznie w ciemno. Egonowi zostało ruszyć za nim.

- Hej! Co tu robicie?! Kim… - pechowo dla kultystów jeden ze strażników odwrócony był w stronę wejścia więc właściwie dojrzał ich od razu gdy tylko nim weszli. Obaj byli kompletnie zaskoczeni skąd w środku nocy wzięło się dwóch mięśniaków wewnątrz pilnie strzeżonej twierdzy. Ale widok jak na nich nacierali z bronią w ręku raczej pomógł im całkiem szybko odgadnąć ich intencje. Obaj już weszli na blok z bronią w ręku więc byli uzbrojeni. Więc do walki dwóch na dwóch w wąskim korytarzu doszło prawie od razu.

Łasica widząc, że czas na subtelności już minął skoczyła do wartowni. - Nikogo! Zablokujcie drzwi! - syknęła ponaglająco a Vasilij widząc co się dzieje pobiegł południowym korytarzem licząc, że zdąży zablokować drzwi zanim dotrą tu inni strażnicy albo chociaż ten trzeci co poszedł sprawdzić ten wrzask.

Egon miał nadzieję, że Cichy i Łasica zrobią, to, co do nich należy. Przemytnik potrzebował zablokować drzwi wychodzące ze specjalnego, zaś Łasica miała zwędzić klucze i być w gotowości, żeby otworzyć cele. Joachimowi zaś wystarczyło, że będzie ich ubezpieczać, wszak wykonał już swoją robotę.

Co do tych dwóch strażników, Egon nie dawał im żadnych szans. Mało kto ze zwykłych drabów miałby szansę wziąć Egona we dwóch, we trzech albo czterech, nie mówiąc już o wyrównanej walce, w której jeszcze uczestniczył Silny. Potrzeba było czym prędzej zarżnąć dwóch delikwentów. Czas było zobaczyć, ile warty był topór van Hansen.

Potężny wojownik podbiegł do pierwszego ze strażników i wyprowadził serię uderzeń swoim toporem. Bił szybko i nie dbał o swoją obronę, chcąc wyeliminować tamtych jak najszybciej.

Dwójka wartowników okazała się nie być poważnym wyzwaniem dla dwóch zwolenników krwawego boga. Topór jednego i pałka drugiego bardzo szybko zakończyły to nierówne starcie. Ale jednak nie obyło się bez krzyków przestraszonych i umierających, bez szczęku broni jaki zawsze towarzyszył każdemu starciu. Najpierw padł przeciwnik Silnego a cios topora później Egona. Na brudnej, kamiennej posadzce leżały ciała dwóch strażników. Dogorywali i na podłodze zbierała się szybko rosnąca kałuża krwi jaka dołączyła do krwawych rozbryzgów na drzwiach i ścianach.

- Bierzcie klucze! - krzyknęła cicho Łasica wskazując na dwa leżące ciała. Zresztą przyszła im w sukurs biegnąc w ich stronę. W końcu obaj strażnicy zabrali klucze z wartowni jak weszli na blok specjalny.

Wyglądało na to, że plan, póki co, nie wziął w łeb.

- Cichy, barykaduj drzwi! - Egon wskazał przemytnikowi dźwierze, które były wyjściem z bloku specjalnego. Nie usłyszeli jeszcze niczego, co by informowało o tym, że zostali wykryci, ale na wszelki wypadek zablokowanie drzwi było zawsze dobrym pomysłem. Ostatecznie, tamtą drogą mógł przyjść tylko wróg.

- Ogarniamy klucze! - wojownik syknął do Silnego. Sam skoczył do trupa strażnika i szukał kluczy.

Następne w kolejności było uwolnienie wieszczki i Ulricha. Zaraz potem trzeba było otworzyć celę z laską.

Kiedy Ulrich i wieszczka z laską zostaną uwolnione, pozostanie się im stąd wynosić.

- Daj to! - Łasica uklękła przy drugim strażniku sprawdzając jego ciało ale to Egonowi los sprzyjał i znalazł pęk kluczy na metalowym kółku. Włamywaczka złapała je i zmrużyła oczy. - Poświeć! - rzuciła szybko przeglądając kolejne klucze aż znalazła ten jaki był potrzebny. W nocy widocznie nie palono w specjalnym lamp więc paliła się tylko ta co wypadła z martwej dłoni strażnika. Rudowłosa wstała i podbiegła do ostatnich drzwi po prawej. Otworzyła drzwi jakby wiedziała którym kluczem się otwiera. W środku było ciemno więc w świetle lampy widzieli nieruchomy kształt kobiecego ciała rozkrzyżowanego na pryczy.

- Cholera nie wiem którym kluczem otwiera się obręcze! Nigdy ich nie otwierali przy mnie! - syknęła zdenerwowana dziewczyna z ferajny śmiało wchodząc do celi. Spróbowała szybko jeden klucz i kolejny i jeszcze jeden. Chyba sprawdziła wszystkie albo większość ale żaden zdawał się nie pasować.

- Cholera! Dobra, załatwię to po swojemu. Macie, uwolnij resztę. - oddała klucze Egonowi a sama wyjęła gdzieś z zakamarków swojej sukni wytrychy i zaczęła nimi grzebać przy pierwszym nadgarstku wyroczni. Wyjęła też jej knebel i okazało się, że błękitnoskóra jest przytomna. Nie odzywała się jednak obserwując zmagania kucharki jaka ją codziennie karmiła z obręczami jakie mocowały wiedźmę do pryczy. Bez kluczy jednak Łasica musiała po kolei otwierać wytrychami każdą z kolejną obręczy co zdawało się, że zajmuje jej wieki. W międzyczasie udało się wskazanym przez nią kluczem otworzyć celę Vogela który wyglądał na zdziwionego ale i szczęśliwego.

- To dzisiaj? W nocy! No nareszcie! - zaśmiał się głośno widząc i rozpoznając w tych półmrokach znajomą sylwetkę. Wtedy nadbiegł Joachim.

- Pospieszcie się! Ta lina jest za gruba, ciężko ją uwiązać i nie bardzo jest do czego! Vasilij próbuje ją zawiązać do mocowania pochodni ale to nie będzie zbyt trwałe! - zawołał do nich po cichu aby dać im znać z niespodziewanych komplikacji na jakie natrafił z kolegą z jakim walczyli z zablokowaniem drzwi.

- Już! Chodźcie! - z celi wyroczni dobiegł ich ponaglający głos Łasicy która zdołała uporać się z kajdanami mocującymi skazaną na śmierć wiedźmę do pryczy.


 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline  
Stary 18-02-2022, 22:57   #507
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Egon rzekł do Vogela w paru słowach, jako że nie miał wcześniej czasu wytłumaczyć mu planu:

- Idziesz z nami do kanałów. Wyjdziemy, rozdzielamy się. Pojedziesz wozem za miasto.

I na tym poprzestał. Z pękiem kluczy podbiegł naprędce do magazynu z laską wieszczki i zaczął przypasowywać po kolei każdy klucz po kolei.

- Joachim, chodź. Pomożesz mi znaleźć tę laskę - rzekł Egon, mając nadzieję, że magicznie uzdolniony bakałarz będzie umiał wyczuć magię.

- Dobra! - odparł najpierw Vogel a potem Joachim na kolejne słowa gladiatora. Magister pobiegł z brodaczem jako przewodnikiem. On sam był tu w końcu pierwszy raz i jeszcze tylko Łasica orientowała się się co tu jest co. Silny zaś złapał w ramiona wieszczkę i wyniósł ją na korytarz.

- Leć z nią do kanałów! Jak masz zajęte ręce to i tak się na nic więcej nie przydasz! - ponagliła go jego tradycyjna konkurentka. On sam zawahał się chwilę no ale nie było wątpliwości, że ich głównym celem było uwolnienie rogatej wieszczki. Skinął więc bez słowa swoją łysą głową i ruszył prędkim krokiem. Egon i Joachim widzieli go przez moment jak minął w końcu otwarte wejście do magazynu z fantami po czym zniknął im z oczu.

- Dużo tu tego. - rozejrzał się magister bo wewnątrz to nawet gladiator był pierwszy raz. Pomieszczenie nie było zbyt duże, może jak dwie połączone cele. Ale pełne było jakichś skrzyń, regałów, haków a na wszystkim coś wisiało, leżało albo stało. Wyglądało to jak jakaś graciarnia albo zaplecze antykwiariatu.

- Zakłócenia są silne… Dużo przedmiotów tu jest naznaczonych przez naszych patronów… - wymruczał Joachim próbując się skupić. I patrzył na to wszystko jakimś niewidzącym wzrokiem.

- Ktoś się dobija do drzwi! - do środka wpadł zdenerwowany Vasilij. Lina widocznie na razie pomogła ale ktoś kto był po tamtej stronie chciał wejść do środka. Widząc linę w szczelinie raczej nie było trudno się połapać, że coś jest nie tak.

- Cichy, ty ogarnij tę laskę z Joachimem, ja przytrzymam furtę - rzekł Egon. Zapewne Cichy razem z Joachimem lepiej nadawali się do takiej roboty. - Łasica, Vogel, poszukajcie tej cholernej laski, przecież nie może być daleko. Wieszczka gadała, że tu jest.

Czterech ludzi szukających laski w małym składziku z pewnością było w stanie sobie poradzić z rzeczą.

Gladiator zaś z toporem w ręku pospieszył do drzwi prowadzących do reszty kazamatów. Zamiast jednak brać się od razu do mordowania, podszedł do drzwi i nastąpił na próg, blokując je. Naparł na drzwi, bez większego wysiłku blokując je.

Zamierzał poczekać jakiś czas. Dopóki, dopóty drużyna nie znajdzie laski, nie było sensu się stąd wynosić. Sam Egon czuł się bezpieczny: o tej porze mogli co najwyżej liczyć na paru przydupasów, którzy jeszcze nie podejrzewali, co tak naprawdę się wydarzyło. Jeśli wyłamią drzwi, Egon był w stanie z miejsca położyć paru.

Jeśli miało się zrobić za gorąco, wypadnie po prostu uciec. Ale wolał, żeby tamci wyrobili się z tą laską.

Joachim z Vogelem i Cichym zaczęli szperać a raczej robić kipisz w magazynku. Wyglądało na to, że sprawa już się sypnęła więc nie czuli potrzeby zachowania dyskrecji. Tak ich zostawił Egon sam biegnąć przez południowy korytarz do drzwi improwizowanie zamkniętych przez grubą linę cumowniczą. Widział jak przez szczelinę drzwi jakiś nóż już ją piłuję korzystając z tego, że drzwi zostały bez opieki. Była gruba więc takim zwykłym nożem to musiało zająć trochę czasu. Z bliska gladiator zorientował się, że chociaż solidności jej nie brakowało to jednak była przeznaczona do wiązania na palikach portu a nie do takich drobiazgów jak klamki i uchwyty na pochodnie. Węzły jakie porobił Vasilij były niezgrabne i trzymały na słowo honoru. A same drzwi były szturmowane przez kogoś z drugiej strony. Po okrzykach zorientował się, że jest ich może dwóch. W tym momencie wrócił na scenę próbując je zablokować w pojedynkę. Krzyki po drugiej stronie zmogły się. Ci dwaj krzyczeli już na całego i szybko przyszły im w sukurs inne, męskie głosy. W końcu tam był zwykły blok i też powinno być paru strażników. Wreszcze dał się słyszeć ten złowieszczy dźwięk. Gong bijący na alarm i stawiający na nogi całą obsadę zamku. Chociaż musiało jeszcze trochę minąć czasu zanim się dobiorą do tych drzwi tutaj.

- Jest! Mamy to! Dawaj, spadamy stąd! - krzyknął Cichy pokazując się na końcu korytarza i wzywając gestem Egona do siebie. Niespodziewanie z bloku specjalnego wybiegła Łasica prowadząc za rękę tą dziewczynę co była uwięziona w pierwszej celi. Co zaskoczyło na tyle Vasilija, że nie wiedział jak na to zareagować. Zaś napór na drzwi wzrastał. Egon był chłopem na schwał ale po drugiej stronie musiało być conajmniej kilku mężczyzn jacy się z nim siłowali. Nawet jeśli w pojedynku powaliłby na rekę każdego z nich to w kupie siła. Czuł, że szybko przegra te zmagania i wepchnął drzwi do środka. Jeszcze tylko lina mogła ich powstrzymać ale na niezbyt długo.

- Dobra, wypierdalamy - sapnął Egon, który na pożegnanie swoich towarzyszy z wartowni smagnął toporem przez szczelinę.

Egona nie obchodziło, kim była dziewczyna z celi - nie zamierzał na nią zwracać uwagi. Jeśli tylko nie miała ich spowalniać, nie widział problemu w tym, żeby mogła uciec. Na pohybel carskim w kazamatach.

Kwestia laski została rozwiązana - zatem i tu uśmiechnęło się do nich szczęście.

- Wynosimy się! - zawołał Egon do towarzyszy.

Sam trzymał się na końcu uciekającego korowodu, zamykając za sobą wszystkie drzwi i oczywiście zamierzając zasunąć za sobą właz do kanałów. Wiedział bowiem, że jeśli tamci nie mieli ze sobą haka do otwierania, to w żaden sposób go nie uniosą.

Pozostało zatem uciec z tego przeklętego lochu.

Ktoś tam wrzasnął po drugiej stronie drzwi gdy oberwał toporem ale powstrzymało to ich zapędy tylko na chwilę. Gdy Egon odbiegał od nich już słyszał za sobą jak łomot i piłowanie liny zostały wznowione. Przed sobą widział plecy uciekających kolegów. Potem był ten zaciemniony kawałek korytarza i drzwi jakie wcześniej wytrychem otworzyła Łasica. Potem ten zaciemniony kawałek i kolejne drzwi. I wreszcie ostatnia długa prosta gdzie za sobą znów słyszał krzyki i otwieranie dopiero co zamkniętych drzwi. Miał jednak na tyle przewagi, że zdołał dobiec do pomieszczenia z włazem. Tu jednak zrobił się zator. Właz był zdecydowanie policzony na jedną osobę na raz a ich było kilkoro. Szybko zdobyta przewaga zaczęła topnieć gdy nawzajem poganiali się aby szybciej schodzić po stopniach na dół. A na dole znów krótkie dwa łamańce a potem ten wykuty przekop. Tylko Silnego z wyrocznią nie było widać to musiał jakoś przecisnąć siebie i ją wcześniej. A korytarzem już nadbiegali kolejni strażnicy.

- Wy przodem, ja na końcu - rzekł Egon do towarzyszy i splunął w wielgachną dłoń, ujmując topór oburącz. - Wchodźcie spokojnie, będę ubezpieczał was. Łasica i dziewczyna pierwsze, potem Cichy i Ulrich.

Jeśli będzie trzeba, Egon zamierzał wytoczyć rzekę krwi od kmiotków, którym się ubzdurało, że mogli walczyć z nim. Żądza krwi wzbierała w wojowniku, który wiedział, że szykuje się bardziej zajadła walka.

Jak strażnicy dobiegli do drzwi magazynu to Joachim już zdążył zbiec po stopniach. Łasica popędziła uwolnioną dziewczynę i sama zwinnie zeskoczyła na dół. Więc zostało ich we trzech. Ale pomieszczenie było podobnej wielkości co cela a jeszcze przez drzwi to mógł walczyć najwyżej jeden z nich. Vogel wiec krzyknął do Cichego aby zbiegał na dół. I tak nie było tu za bardzo miejsca dla trzech i tylko by sobie przeszkadzali.

A, że nie było to dobre miejsce na wymachiwanie toporem to Egon przekonał się osobiście chwilę potem. Musiał stanąć tuż przy drzwiach i walczyć przez ich szerokość. Co było mało wygodne. Niejako też podobną sytuację powinni mieć strażnicy. Zdążyli dobiec do nich i z krzykiem rzucili się do ataku. Nie przewidizeli chyba jednak sprawności zawodowego gladiatora. I temu dosć szybko udało się ciąć jednego z nich w bark. To wykorzystał drugi aby sieknąć go jakąś pałką ale na szczeście dla kultysty broń poszła bokiem osuwając się po jego kożuchu. Zaraz potem udało mu się go trafić w udo i raniony wartownik zawył głośno. To sprawiło, że obaj odstąpili uchodzac poza zasięg topora. A pozostali jakby się zawahali.

- Zamknij drzwi! - krzyknął Vogel zza jego pleców. Póki były otwarte to siłą rzeczy byli wystawieni na atak strażników. A tych na korytarzu było już z pół tuzina a zaraz pewnie będzie i więcej. Chociaż też byli ograniczeni przez przestrzeń drzwi bo na raz mogło ich stać do walki najwyżej dwóch, może trzech jakby mieli jakieś włócznie.

- Pakuj się do tego cholernego włazu i nie gadaj - warknął Egon.

W istocie, zamierzał zamknąć dźwierze tak, jak rzekł Vogel. Jednak uważał, że próżna to była robota: jeśli tamci nadal chcieli walczyć, po prostu zamierzał kontynuować starcie.

Egon podszedł bliżej drzwi i wyprowadził parę ciosów toporem, torując sobie drogę, żeby zamknąć drzwi. Wkrótce przyjdzie kolej i na niego, aby uciekać.

Tymczasem żądza krwi buzowała w wojowniku i ten ledwo powstrzymywał się, żeby po prostu nie rzucić się na strażników i wyrżnąć ich wszystkich. Z jego gardła dobywał się przeciągły warkot, niby paszczy dzikiej bestii. Podszedł bliżej i uderzył parę razy, torując sobie drogę do drzwi.

Vogel nie dyskutował. Trudno było dyskutować w tej sytuacji. Nie miał ani broni ani nie było miejsca na drugiego walczącego. Więc po chwili wahania rzucił się do otworu w podłodze i zniknął z pola widzenia kamrata. A ten został sam. Udało mu się wykorzystać moment gdy dwóch ranionych strażników odeszło od drzwi a kolejni jeszcze nie zdążyli zająć ich miejsca. Złapał za klamkę i szaprnął drzwiami aby je zamknąć. Te trzasnęły a jemu zostało podążyć dalej. Chociaż zdawał sobie sprawę, że mogą go przydybać gdy będzie jeszcze na szczycie studzienki w mocno niewygodnej do obrony pozycji.

Egon odczekał jeszcze parę oddechów. Nie chciał wkroczyć do studzienki i wpaść na Vogela, kiedy ten próbował przebyć wąski korytarz. Cóż, wypadało także i jemu samemu wyjść, praca została wykonana.

Rzucił jeszcze okiem wokół, czy można by zwalić jakiś regał albo przesunąć skrzynię pod dźwierze.

Strażnicy na zewnątrz nie dali mu zbyt wiele czasu. I słychać było jakiś nowy głos. Brzmiał jak oficer albo ktoś kto wie co robić. Zdążył zawalić jakiś regał chociaż ten upadł na tyle pechowo, że raczej nie stanowił poważnej przeszkody gdy otworzyły się drzwi.

- Tam jest! Jest jeden! - krzyknął ten strażnik jaki otworzył drzwi. W ręku trzymał tarczę i pałkę więc musiał już mieć więcej czasu na reakcję niż ci co byli tu wcześniej. Zastał Egona już przy włazie.

- Kusze naprzód! Strzelać bez rozkazu! - wrzasnął ten sam stanowczy głos. Tarczownik odsunął się zaś Egon dostrzegł dwóch kuszników ustawiających się do strzału aby posłać mu po bełcie.

Egon stwierdził, że sytuacja była zbyt poważna - wiedział, kiedy odpuścić. Właz byłby wisienką na torcie tego wszystkiego, ale nie było sensu zbierać ostrzału z kuszy i wystawiać się na pałowanie tylko po to, żeby ustawić przeszkodę, którą od razu sforsują.

Zeskoczył na dół.

Zeskoczył na dół a na dole powitała go łuna lampy trzymanej przez Vogela. Poza nim nikogo nie było. Ale trzeba było zwiewać. Plam z uwolnieniem więźniów, zwłaszcza tej najważniejszej dla kultystów się udał. Ale pościg dosłownie siedział im na karku. Z góry doszły ich krzyki strażników i tupot ich butów gdy przeskakiwali przez przewalony przed chwilą kredens. Obaj rozbójnicy przebiegli jeden i drugi zapomniany korytarz w świetle lampy trzymanej przez Vogela. Zawahał się na moment gdy zobaczył, że ten drugi kończy się poszapranym otworem rozrzuconych cegieł i zalatuje smrodem z kanałów. Obejrzał się na kamrata ale widząc jego spojrzenie ruszył w ten otwor. Za nimi znów było słychać krzyki i kroki pościgu. A trzeba było się władować i leźć na czworakach przez to przejście poszerzone w ostatni Festag i Angestag przez garbusa i gladiatora. Za nim widać było światło i stojącą sylwetkę Łasicy.

- Dawaj, dawaj! Prędko! - ponagliła ich gdy tylko zobaczyła Vogela a potem gramolącego się za nim Egona. Poza nią był tylko ten człowiek od Vasilija jaki miał robić za przewodnika. I ta wyzwolona przez Łasicę dziewczyna.

- Oni już poszli do sań! Ty pójdziesz z nim. Heh! Silny to chyba ma słabą orientację, czekał aż ja albo Cichy go zaprowadzimy do wyjścia! - Łasica szybko pomogła wyjść jednemu a potem drugiemu uciekinierowi od razu tłumacząc im obecną sytuację. Bo jak już stanęli na własnych nogach na dnie kanału i wyjętych stosów cegieł to nadal nie było widać ani słychać pozostałych spiskowców. Włamywaczka zaś nie oparła się pokusie aby nie obśmiać swojego konkurenta ze zboru. Człowiek Vasilija zaś pokiwał tylko głową, że jest gotów zgodnie z umową wyprowadzić Vogela dalej. Chwilowo nie słyszeli pogoni ale w tych dwóch korytarzach nie szło się zgubić. Jeśli strażnicy okażą trochę determinacji to zaraz powinni tutaj być.

- Tu się rozdzielamy - rzekł Egon do Vogela. - Ty idziesz z nim i słuchasz się, co ci powie. Inaczej wracasz do mamra. Czaisz? Spotkamy się potem.

A potem skinął na Łasicę:

- Zaraz tu będą. Uciekajmy czym prędzej.

I skinął głową na Łasicę. Wiedział, że straż nigdy nie złapie tropu szybko w kanałach, jeśli tylko ulotnią się stąd dostatecznie prędko. Zostało iść tylko do sań a tam dalej już według planu.

- Dobra. Dzięki druhu! Nie zapomnę ci tego! - pod wpływem impulsu jeden wielkolud roześmiał się serdecznie i równie serdecznie uściskał drugiego wielkoluda. Po czym zdawało się, że już odejdzie ale niespodziewanie trzepnął Łasicę w tyłek. Ta się chyba tego kompletnie nie spodziewała bo aż podskoczyła i dopiero po chwili się uśmiechnęła psotnym uśmiechem.

- Ty też jesteś niezła. - pochwalił ją trochę nie bardzo wiadomo co dokładnie miał na myśli. Ona zaś machnęła ręką.

- No to może się kiedyś jeszcze spotkamy. Coś słyszałam, że macie jakieś wspólne przygodny z taką jedną dziwką do opowiadania. - pożegnała się z nim posyłając mu całusa ale brała już Egona pod ramię i zaczęła go prowadzić w głąb tunelu. Zaś przemytnik wziął swoją lampę i dał znać zbiegowi aby podążył za nim. Obie grupki szybko straciły się z oczu. Łasica przejęła rolę przewodniczki i truchtała szybko aby zdobyć jak największą przewagę. Niewiele jej mieli bo znów usłyszeli krzyki za plecami. Ale już zniekształcone przez echo. Nie aż tak daleko.

- Jeszcze trochę i już będziemy. Aha. Pomogłam ci to też mi pomóz. Z tą małą. Silny robi problemy, że nie chce jej zabrać do nas. Weź mu coś powiedz. Wytłumacz temu tępakowi, że jak ją puścimy i ją złapią to wygada wszystko co wie. Poza tym szkoda mi jej. A i tak już mamy tą Lilly u siebie co ją Strupas zgubił ostatnio. - tłumaczyła szybko jak szybko szła. Zdyszeli się ale włamywaczka wydawała się być pewna co do kierunków chociaż wszystkie mijane kanały wydawały się być podobne jeden do drugiego. Przestraszona więźniarka szła w milczeniu za nimi chyba dalej niepewna swego losu.

- Możemy ją zabrać ze sobą - Egon wzruszył ramionami.

Sam niewiele myślał o uwolnionej dziewczynie i sądził raczej, że była to kwestia odpowiedzialności Łasicy.

- Jak idzie z nami, o jej losie zadecyduje Starszy. Ale ty ją wzięłaś, więc pójdzie z nami do Koguta.

“I pewnie będzie musiała zostać jednym z nas” - pomyślał.

Ostatecznie - myślał Egon - dziewczyna nie miała i tak nigdzie pójść. Zostawić ją w kanałach nie wypadało, zostawić na mieście, także nie, bowiem od razu by została złapana i osadzona z powrotem.

- Powiem Silnemu, żeby zostawił rzecz - zgodził się. - Ale ty masz ją przypilnować. Starszy zadecyduje o jej losie - Egon wreszcie wzruszył ramionami.

Łasica kiwnęła głową na te słowa. Znać było, że nie do końca było jej to w smak, a i sama więźniarka raczej chyba wolałaby, żeby wielki osiłek opowiedział się za nią.

Egon, Łasica i nowa dziewczyna, którą wyzwoliła Łasica w kazamatach, biegli - na tyle, na ile mogli - przez śmierdzące podziemia. Po pewnym czasie, zniekształcone odgłosy strażników przekształciły się w odległe echa, aby wreszcie całkiem zamilknąć. Egon słusznie spodziewał się, że w pościgu nie będzie nikogo, kto mógłby im zagrozić.

Trzeba było przyznać, że mieli dużo szczęścia podczas tej wyprawy - więźniowie zostali uwolnieni, laska odnaleziona i wszyscy byli cali i zdrowi. Pełen sukces, chciałoby się rzec - świętowanie jednak Egon postanowił odłożyć, kiedy będzie w miarę bezpieczny w Kogucie.

Po dłuższym czasie truchtania przez śmierdzące kanały, wyszli na powierzchnię. Egon nabrał w płuca mroźnego powietrza.

- Dalej, na sanie! - usłyszał jeszcze głos. - Ruszcie się!

I podązył za głosem. Strzeliły lejce, kopyta koni zastukały po zmarzniętym bruku. Egon i jego towarzysze zniknęli w mroku i zawiei.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline  
Stary 20-02-2022, 04:55   #508
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 84 - 2519.02.27; mkt (3/8); południe

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dz. Północna; ul. Imperialna; rezydencja van Zee
Czas: 2519.02.27; Marktag (3/8); przedpołudnie
Warunki: jadalnia, jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz jasno, pogodnie, łag.wiatr, b.mroźno (-20)



Pirora



Kolejny poranek okazał się dla Pirory całkiem wygodny. Obudziła się w przysłowiowym puchu i atłasach w pokoju gościnnym rezydencji van Zee. Ładnie zdobione ściany, grube, miekkie dywany na podłosze dodawały otoczki luksusu jaki był trudny do osiągnięcia w jakiejś karczmie czy w domu mieszczan. Życie i poranki lubianego gościa ważnych i szanowanych na mieście państwa było więc całkiem lekkie i przyjemne. A za oknem przywitał ją zaskakująco ładny, słoneczni, zimowy dzień. W skroniach i na potylicy odczuwała pewne dolegliwości po tym wczorajszym wypitym winie i wypalonych ze swoimi równieśniczkami loklach. Je obie spotkała w jadalni w jakiej wczoraj wspólnie z Gerdem van Zee jadły kolację.

- Trochę spóźniłyśmy się na śniadanie z papą. Zresztą Margo mówi, że z samego rana ktoś do niego przyszedł. Jak jeszcze ciemno było. Pewnie coś się stało bo papa wyszedł niedługo potem. - oznajmiła Kamila wskazując na ciemnoskórą, młodą, pokojówkę jaka grzecznie dygnęła i potwierdziła jej słowa skinieniem głowy. Przez tą ciemną karnację wydawała się w naturalny sposób podobna do gospodyni jakby były ze sobą spokrewnione. Jednak po stroju i zachowaniu bez trudu dało się odczuć kto jest tu panią a kto służbą. Sama Kamila chyba trochę się martwiło o papę co go tak wywołało w dzień handlowy z samego rana chociaż ten przez Margo przekazał aby się nie martwiła i poprosił aby nie opusczała z Saną rezydencji póki nie wróci. Co brzmiało właśnie nieco niepokojąco. Co do Pirory to Herr van Zee widocznie nie czuł się władny organizować jej życie bo o niej nic nie wspomniał. Siłą rzeczy więc zostały we trzy przy stole z wizytami ciemnoskórej służącej jaka dochodziła aby coś im przynieść lub odnieść ze stołu.

- Ah, bo ty pewnie nie wiesz Piroro. Ale chciałam namówić papę i Kamilę aby nam odstąpiły Margo. Widziałaś jak ona egzotycznie wygląda? To by było coś mieć taką służącą. - Sana wskazała na drzwi przez jakie przed chwilą wyszła owa kolorowa służąca. Faktycznie ktoś o tak ezgotycznej urodzie musiałby się rzucać w oczy w dość naturalny sposób podobnie jak to było z samą Kamilą.

- Oj nie, nie, nie, Margo ci nie oddam! Bardzo ją lubię. Papa mi ją znalazł jak jeszcze byłam mała. Tuż po przyjeździe tutaj. Ona jest trochę starsza ode mnie no ale właściwie jesteśmy w tym samym wieku. Bo w Marienburgu to więcej było tych nacji i ras niż tutaj. Tu to jednak czułam się trochę samotna. I inna. Więc Margo bardzo mi pomogła. Ale ona ma tu trochę kuzynów i kuzynek na mieście to jak chcecie mieć kogoś takiego egzotycznego na służbie to ją zawołam i może uda wam się kogoś zwerbować. - odparła wesoło Kamila ale dało się wyczuć, że żywi sympatię do swojej pokojówki. Przez chwilę trwała dyskusja jak to by było mieć kogoś o tak rzucającym się w oczy całkiem innym typie urody. W takim wielkim i kosmopolitycznym mieście jak Marienburg to zdaje się było nawet modne i na miejscu. Przynajmniej tak to relacjonowała panna van Zee. Może i w owiele mniejszym Neus Emskarank by się to przyjęło bo mimo wszystko było to jednak miasto portowe jakie dzięki morzu miało połączenie z innymi egzotycznymi krainami. Ale w głębi lądu to nie była o wiele mniejsza świadomość i potrzeba takich innych typów i ras ludzkich i nieludzkich. Kto wie? Może nawet ktoś zabobonny kto nigdy nie widział ani nie słyszał o takich ciemnoskórych ludziach uznałby ich za jakichś plugawych mutantów? Nawet tutaj Kamila dała do zrozumienia, że służba u tak znanego rodu jak van Zee jest niejako ochroną dla Margo. Dlatego prawie zawsze chodziła z jakimś ich emblematem w widocznym miejscu aby dać znać postronnym komu służy.

Przy reszcie tego spóźnionego śniadania znów wrócił temat tatuażu dla Sany. Młodą pannę męczyło to strasznie. Albo traktowała to jako temat zastępczy dla problemu z utratą swojego dziewictwa. W obu wypadkach wspólne było to, że najchętniej by chciała aby to była niesamowita przygoda, coś tajemniczego i niepowtarzalnego godnego do zapamiętania na resztę życia. Brzmiało to nieco infantylnie ale i romatycznie. Może i sama panna Moabit zdawała sobie sprawę ale skoro trafiła na tak swojskie i siostrzane towarzystwo to chyba chciała się z tego zwierzyć i wygadać.



Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; ul. Łabędzia; tawerna “Pod pełnymi żaglami”
Czas: 2519.02.27; Marktag (3/8); południe
Warunki: pokój Pirory, jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz jasno, zachmurzenie, łag.wiatr, mroźno (-15)



Pirora



Zanim blond szlachcianka zaczęła dzień, zjadła śniadanie ze swoimi gospodyniami i wróciła do siebie to już było w okolicach południa. Ładna, zimowa pogoda przez ten czas zasnuła się ponownie ponurymi chmurami. Kamila miała jednak gest i sympatię dla niej bo kazała ją odwieźć ich powozem. Więc przed “Żaglami” Pirora wysiadła z eleganckiego powozu z herbem van Zee na drzwiach. Wewnątrz przy kapitańskim stole czekała ją pewna niespodzianka. Oprócz Benony która ostatnio jakoś w naturalny sposób była pośrednikiem i sekretarzem Pirory w przekazywaniu wiadomości różnym osobom jakie miały do niej jakiś interes albo ona chciała zostawić jaką wiadomość siedziała także Burgund i Silke. W końcu miały z nią różne sprawy do załatwienia. Chociaż każda inną. Jednak po wspólnych przygodach z ostatnich dni ich obecność nie była aż taka dziwna. W przeciwieństwie do Łasicy która przez ostatnie tygodnie pokazywała się tu rzadko. Wszystkie cztery jednak powitały nadchodzącą szlachciankę wesołymi, przyjaznymi uśmiechami i zachęcającym machaniem rączek pomagając jej nawigować we właściwym kierunku.

- Dzień dobry Piroro. Nie uwierzysz co się stało. Dziewczyny mówią, że ktoś uciekł z lochów. - przywitała się pierwsza ciemnowłosa służka estalijskiej kapitan wstając i wychodząc z ławy aby zrobić miejsce dla blondwłosej przyjaciółki swojej kapitan. Zdradzała pewne niedowierzanie i zaskoczenie tym wieściom.

- No! Robią kipisz w całym mieście! Wszędzie ich szukają! - Silke i Burgund jako dziewczyny z ferajny wydawały się wręcz jawnie i złośliwie ucieszone z takiej spektakularnej wpadki miejskiego systemu sprawiedliwości z jakim pewnie mniej lub bardziej, rzadziej lub częsciej mogły mieć na bakier. A jadąc przez miasto faktycznie z okien powozu widać było ze dwa czy trzy razy jakieś patrole straży które czegoś albo kogoś sprawdzały albo szukały.

- Dobra, dobra, nie siadaj, chodź idziemy na górę. - Pirora nie miała okazji usiąść i pogadać bo Łasica się podniosła i zwinnie przeszła nad udami Silke wyskakując zza stołu i stając obok Averlandki. Potem pociągnęła ją za rękę jakby szły na romans i przygodę na pięterku. Ale nie dała rady ukryć dobrego humoru i ekscytacji. I wyglądała jak Łasica. W tych swoich prawie firmowych czarnych, skórzanych spodniach i całej reszcie jakie nadawały jej drapieżnego wyglądu dziewczyny z ferajny i miejskiego cwaniaka. A nie w tej szarej i burej roboczej spódnicy w jakiej ostatnio najczęściej pokazywała się na spotkaniach kultystów gdy wracała tuż po robocie w więziennej kuchni. Poczekała aż zostaną same we dwie w pokoju Pirory po czym wreszcie mogła dać upust swoim emocjom.

- Udało się! Udało! - roześmiała się serdecznie i z całych sił objęła i pocałowała Pirorę w usta. Potem się nieco odsunęła jakby pierwszy raz od dawna widziała jakaś swoją siostrę czy kuzynkę i chciała się jej lepiej przyjrzeć. I znów ją uściskała i pocałowała. Wreszcie złapała ją za ręce i zawirowała kilka razy w kółko w tanecznym pląsie i cały czas się śmiała bez pamięci.

- No wreszcie! Wreszcie koniec z tą durną, Katią i jeszcze durniejszym umzigiwaniem się do tych idiotów! I koniec z uczciwą pracą na kolanach! I to nie taką jaką lubię, mówię ci oni kompletnie nie umieją wykorzystywać uległych ślicznotek co same padają na kolana aby służyć! - opowiadała emocjonalnie i chaotycznie ale przez to to co jej leżało na sercu. W końcu uspokoiła się na tyle aby streścić siostrze w spisku i wierze co tam się w końcu wydarzyło. Chodziła po pokoju z nadmiaru tych emocji i mocno gestykulowała dając im upust.

Opowiedziała jak to Starszemu i Karlikowi udało się sfałszować list z ratusza jaki napisali dzięki temu oryginałowi na wzór jaki im dostarczyła Pirora no i Vogela którego tak bardzo chciał uwolnić Egon przenieśli do specjalnego. Niestety na drugi dzień czyli właściwie wczoraj ściągnęło mu to na łeb łowców czarownic Hertwiga. Tego nikt z kultystów nie przewidział. A plan uwolnienia był na dzisiaj w dzień. Niedługo w kazamatach była pora obiadowa no i po niej wedle oryginalnego planu Katia miała zostać ze strażnikami Hermana po to aby się z nimi zabawić i uśpić doprawionym winem. No ale ten plan kompletnie nie przwydiywał buszujących właśnie po specjalnym łowców czarownic.

- I rany, była z nimi Louisa Kruger. To ta łowczyni czarownic z jaką nieco z Ver baraszkowałyśmy. Jakbyś miała ochotę na przygodę z dominującą kochanką jaka lubi brutalnie traktować swoje partnerki w łóżku to mogę ci ją śmiało polecić. No ale jednak wczoraj to bałam się, że mnie rozpozna. Więc nie wyściubiałam nosa z kuchni i poprosiłam aby ktoś mnie zastąpił. No ale cały nasz plan szlag trafił. Zwłaszcza, że mieli dzisiaj wrócić aby wziąć się na poważnie za tego Vogela. Bo nie kupili tego kitu co im wciskał wczoraj. - relacjonowała na gorąco wydarzenia z ostatnich kilkunastu godzin. Potem opowiedziała jak to na alarmowej naradzie na “Adele” wczoraj wieczorem postanowiono zebrać kogo się da i spróbować nocnej akcji. Wejść przez kanały i dalej… No jakoś zrobić ten numer. Było tyle niewiadomych z tą nocną porą bo wcześniej wszystko co wiedzieli i planowali dotyczyło dziennej zmiany. I sama akcja miała być w środku dnia. A o nocnej zmianie w lochach wiedzieli tyle co nic.

- Ale udało się! Uwolniliśmy wyrocznię, Vogela i tą myszkę. Ale się sprawa sypła jeszcze w kazamatach i deptali nam po piętach. Udało nam się ich zgubić i teraz wszyscy są w “Kogucie”. Wiesz gdzie to jest? “Czarny kogut”. Na Piwowarskiej. Znaczy oprócz Vogela bo jego ktoś od Cichego wyprowadził kanałami. No i w końcu Starszy powiedział aby dać znać reszcie tym co nie byli na akcji to ja się zgłosiłam aby odwiedzić ciebie i Ver. U Ver już byłam wcześniej no a teraz czekałam na ciebie. I dziewczyny mówiły mi, że byłaś u van Zee. No, no! Wysokie progi! I to tak z noclegiem? Ale się rozhulałaś dziewczyno! - szybko mówiła już o wydarzeniach z właściwie już z dzisiaj a nie wczoraj dochodząc do chwili obecnej. Na koniec nie powstrzymała się od nieco ironicznego i kpiącego uniesienia brwi jak widocznie dziewczyny powiedziały jej o wizycie Pirory u jednych z najznamienitszych rodów w tym mieście. I to wieczorno - porannej wizycie.

- Ale jak byłaś całą noc to dobrze. Masz żelazne alibi. W końcu sami van Zee mogą za ciebie zaręczyć. No i właśnie po to mnie Starszy wysłał. Nieważne kto i co by cię pytali to się zachowuj jakbyś o tych lochach wiedziała po raz pierwszy. Znaczy byłaś tam raz jako portrecistka i tyle. No właśnie, byłaś i to nie tak dawno to mogą cię o to wypytywać. Bo ja i Egon zniknęliśmy no to nie będzie trudne połapać się, że braliśmy w tym udział. No ja się o siebie nie boję bo w końcu będą szukać rudej idiotki z kuchni o niezbyt lotnym umyśle. No ale Egon to jest dość duży i charakterystyczny. Trudno go przegapić. - mimo euforii wróciła do instrukcji i porad jakie miała dla młodszej stażem koleżanki od Starszego a może i od siebie.

- No i Starszy kazał przycichnąć. Na razie nie pokazuj się w “Kogucie”. Używają psów tropiących. Podeszli całkiem blisko. Szukają nas. Nie wiadomo czy nie trzeba będzie zmienić kryjówki. Więc na wszelki wypadek lepiej aby ci co nie byli na akcji nie pokazywali się w kryjówce. Póki nie będzie innych instrukcji to powinniśmy się wszyscy spotkać w Angestag na statku jak co tydzień. No i, że gorąco teraz będzie bo będą nas szukać to miej oko i ucho na różne liściki od Wujka albo od kogoś od nas. A jakbyś sama dowiedziała się coś ciekawego to też daj nam znać. - zakończyła przekazywanie wytycznych od lidera ich zboru i chociaż akcja zakończyła się sukcesem to jednak brzmiało na to, że piłka wciąż jest w grze. I jakaś głupia wpadka kogoś z ich grupy może naprowadzić śledczych na właściwy trop. Więc gdyby miała jakieś wieści to Łasica radziła przekazać albo do “Wieloryba” gdzie bywał Karlik a ten zwykle działał w imieniu Starszego no albo do “Mewy” gdzie łotrzyca znów zamierzała bywać regularnie albo do Versany bo w końcu niby były kuzynkami w oficjalnej wersji więc nie było tak dziwne, że się odwiedzają. Wreszcie wygadała się na tyle, że usiadła na skraju łóżka i poczęstowała się napitkiem dając gospodyni dojść do słowa.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dz. Południowa; ul. Piwowarów; gospoda “Czarny kogut”
Czas: 2519.02.27; Marktag (3/8); przedpołudnie
Warunki: jadalnia, jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz jasno, pogodnie, łag.wiatr, b.mroźno (-20)



Egon i Joachim



- Szukają. Dalej szukają. - drzwi do dawnej gospody otworzyły się po tym gdy ktoś zastukał w umówiony sposób. Po czym łysy mięśniak otworzył drzwi i do środka weszła zakutana w łachmany postać. Wraz z nią do środka wkroczył aura brudu i smrodu jaki Strupas roztaczał wokół siebie. Starszy wysłał go na przeszpiegi aby zorientowała się jak idzie drugiej stronie w szukaniu zbiegów. Z okien nie było tego widać. A kolejny żebrak na ulicy wydawał się nie rzucać oczy bardziej niż inni przechodnie.

Nocna akcja się udała. Udało się wydobyć główny cel tej prawie dwumiesięcznej operacji czyli błękitnoskórą, rogatą wyrocznię. Udało się wydobyć Vogela który co prawda reszty zboru niewiele obchodził ale był ważny dla Egona. Więc ostatecznie Starszy zgodził się zaryzykować rozszerzenie operacji o jego muskularną osobę. Chociaż ten ruch akurat sprowadził im wczoraj niespodziewaną wizytę łowców czarownic na łeb. Udało się nawet odzyskać kostur wyroczni a Łasicy chyba pod wpływem impulsu uwolnić tą nieboraczkę jaką tak chętnie zabawiali się strażnicy Hermana. I to wszystko bez własnych strat! Więc był to pod tym względem pełen sukces. Jednakże gra nie była skończona. Silna reakcja spiskowców wywołała nie mniej silną reakcję drugiej strony.

Zaczęło się prawie od razu, jeszcze w nocy. Straż ścigała ich kanałami chociaż jak nie mieli światła za jakim mogli podążać ani psów które by podjęły trop to dość szybko stracili ich ślad. Pozwoliło to spiskowcom wrócić na czekającego w koźle Aarona i sanie a potem strzelić z bicza i odjechać. Przejechali tak przes uśpione i zasypywane świeżym śniegiem miasto bez przeszkód. Zatrzymali się na skrzyżowaniu przed “Kogutem”. To był pomysł Łasicy. Aby nie robić śladow w śniegu prowadzących ewidentnie do głównego wejścia niedawo remontowanej karczmy. Tylko przejść na piechotę i wejść od tyłu, przed zaplecze. Tak zrobili a Aaron pojechał dalej aby odstawić sanie w umówione miejsce. Zaś Silny niosący wyrocznię, Łasica za jaką jak wierny pies podążała ta wyzwolona dziewczyna, Egon i Joachim podążali za Cichym jaki ich prowadził ten ostatni kawałek. Na miejscu zastali przyjemnie oświetlone i ogrzane miejsce. Oraz Starszego i Sebastiana jacy na nich czekali. No i Lilly. Dziewczyna o liliowych włosach jakie wpadały w oko a przy okazji całkiem ładnej buzi i cieszących oko kształtach. To, że miała być odmieńcem w ogóle nie było po niej widać ale to musiała być ta mutantka jaka przyjechała w zeszłym tygodniu z jaskini odmieńców Kopfa i Opal co wpadła w panikę po przyjeździe do miasta i zwiała garbusowi z sań. Ale się znalazła i teraz była tutaj.

- Jesteście! Udało się nam! Udało! Brawo moje dzieci, brawo! Świetnie się spisaliście, jestem z was dumny! Ha! A podobno z tych lochów nie da się uciec! A my tego właśnie dokonaliśmy! - Starszy, zazwyczaj tak stonowany i opanowany tym razem okazał się jowialny i serdeczny. Pomimo maski dało się poznać, że śmiał się i radował na całego. Potem nastąpiło zwyczajowe zamieszanie związane z tym aby umieścić wyrocznię w przygotowanym dla niej pokoju. No a ich lider zorientował się, że mają tu kogoś kogo plan nie przewidywał.

- A to kto? - zapytał wskazując na uwolnioną z lochów dziewczynę. Jej się tu widocznie nie spodziewał.

- To był jej pomysł. Ja mówiłem, żeby ją zostawić. - Silny wzruszył ramionami i z mściwą obojętnością z miejsca się odciął od sprawy z nadprogramowym wyzwoleńcem. Zwłaszcza jak była okazja dokopać przy tym Łasicy. Co prawda tam przy saniach już się nie upierał aby zostawiać ją na ulicy jak włamywaczka chciała ją zabrać ale teraz jak była okazja się jej pozbyć i przekazać sprawę liderowi to to z miejsca zrobił.

- To Myszka. No nie mogłam jej tam zostawić! O ona i tak skazana na takich jak my. Podnieś koszulę i pokaż im. - Łasica posłała mu zirytowane spojrzenie ale sama podeszła do okrytej kocem dziewczyny. Ta pewnie z całej ich bandy właśnie ją jako rudą Katię co przynosiła jej posiłki przez ostatnie tygodnie kojarzyła ją najbardziej. No i właśnie ona ją uwolniła parę pacierzy temu to chyba z nią czuła się najbardziej związana. Teraz czując, że jej los znów się waży zawahała się. Ale zsunęła koc i jeszcze raz się zawhaała. Łasica uśmiechnęła się do niej ciepło i łagodnie zachęcając ją ruchem ręki. Starszy potiwerdził to zachęcającym ruchem swojej maski. Pozostali czekali. Więc uniosła skraj swojej koszuli. I wtedy na boku, gdzieś gdzie kończyły się żebra, widać było nadprogramowy otwór. Podobny do dodatkowych ust. Była odmieńcem. Nic dziwnego, że zamierzano ją spalić na stosie za parę dni.

- Dobrze, wystarczy. Jak masz na imię moje dziecko? - Starszy uspokoił ją i podszedł do niej mówiąc kojącym, ojcowskim tonem.

- Greta. Gretchen. - wyszeptała wodząca przestraszonym spojrzeniem dziewczyna. Do tej pory nikt właściwie nawet jej nie znał nie mówiąc o jej imieniu. Łasica mówiła na nią Myszka ale też nie było pewne czy zna jej prawdziwe imię. W końcu poznała ją jak już była w celi śmierci a podczas rozdawania posiłków ze strażnikami za plecami niezbyt była okazja do rozmowy.

- Możesz z nami zostać. Lily ci pomoże. - lider zboru wskazał na dziewczynę o różowych włosach. Ta uśmiechnęła się pogodnie, podeszłą do przestraszonej Gretchen i ponownie okryła ją kocem prowadząc gdzieś na schody do góry.

- Jesteś ładna dziewczyna Gretchen. Masz ochotę na ciepłą kąpiel? Zmjemy z ciebie ten brud i smród lochów. - powiedziała przyjaźnie gdy szły razem na górę. Propozycja chyba zaskoczyła Gretę bo spojrzała na nią z niedowierzaniem. Ale po chwili zastanowienia pokiwała ostrożnie głową jak ktoś kto nie chce sprawiać kłopotów i boi się powiedzieć cokolwiek aby się nie narazić.

- Jakby co to mogę pomóc w tej kąpieli! - zawołała za odchodzącymi Łasica. Ale została w sali głównej gdzie niegdyś toczyło się życie towarzyskie tej gospody. - Biedna dziewczyna. Robili jej tam straszne rzeczy w tych lochach. - powiedziała włamywaczka współczującym tonem obserwując jak dwie mutantki znikają im z widoku na tych schodach.

- Na razie może zostać. Potem się zastanowimy co dalej. I tak mamy już Lilly i wyrocznię. - Starszy na razie to odsunął na przyszłość. Bo mieli na pokładzie trójkę kobiet z mutacjami a każda jedna powinna spłonąć na oczyszczającym stosie zaś osoby jakie by je ukrywały mogły zająć miejsce obok w podobnej roli.

Jak na dole zostali sami spiskowcy to Starszy chciał usłyszeć relację jak to było z tą akcją w lochach. Bo w końcu ostatni raz to widział się z nimi parę dzwonów wcześniej, jeszcze na “Adele” jak się żegnali i życzył im powodzenia udzielając błogosławieństwa. Dopiero teraz była okazja aby mu opowiedzieć jak to było. Może dlatego też wolał odesłać obie dziewczyny na górę aby móc swobodnie rozmawiać. Wcześniej Sebastian zajął się wyrocznią którą Silny zaniósł do jej pokoju po czym mięśniak wrócił na dół. Każdy z uczestników tej akcji mógł więc wreszcie się wypowiedzieć co i jak było z jego perspektywy.

Rozmowa trwała w najlepsze gdy w nią się wdarł odgłos na jaki zamiera serce każdego zbiega i spiskowca. Ujadanie psów gończych. Wyglądało jakby przez moment wszyscy w głównej izbie znieruchomieli i odwrócili głowy.

- Gasić światła! - syknęła pierwsza dziewczyna z ferajny. Jak na komendę rzucili się aby gasić te lampy jakie tu mieli. Ona sama pobiegła na górę aby to samo powiedzieć to tym którzy tam byli. Na dole zrobiło się ciemno więc przenieśli się do kuchni i siedzieli przy słabym blasku jaki bił z otwartych drzwiczek pieca. A ujadanie psów dochodziło z zewnątrz. Jeszcze nie tak bliskie. Ale jednak nie trzeba było wiele wyobraźni aby domyślić się, że pościg ściągnął psy tropiące aby wytropić zbiegów. I te musiały niepokojąco dobrze pójść ich tropem.

- Żywcem mnie nie wezmą. - mruknął z ponurym spokojem Silny głaszcząc swoją okutą pałkę jaką w paru ruchach zatłukł jednego z wartowników.

- Może dajmy stąd dyla? - zapytała niepewnie Łasica jaka nie była zwolenniczką siłowych rozwiązań.

- Lepiej nie. Nie są jeszcze tak blisko. Ale jak zauważą ruch i świeże ślady to może to przykuć ich uwagę. - Vasilij pokręcił głową przyznając niechętnie bo też pewnie wolałby dać dyla niż czekać aż topór sprawiedliwości spadnie na jego kark.

- Spokojnie moje dzieci. Bądźmy dobrej myśli. Niedługo będzie świtać. Zacznie się dzień i ruch. To zatrze nasze ślady. Musimy tylko wytrwać do świtu. - Starszy zachował spokój i to chyba wpłynęło też na resztę. Był tu z nimi i mówił, że będzie dobrze. Że jakoś się z tego wykaraskają a te pościgowe psy ich nie odnajdą. I tak czekali niewiele się odzywając i czekając do rana. Silny i Łasica poszli na górę aby mieć z górnych okien baczenie na to czy pościg już podchodzi pod budynek. Niestety widać było dość wąski fornt albo zaplecze budynku co dawało szansę na podejście pod niego kogokolwiek. Jednak ujadanie psów chociaż zbliżało się coraz bardziej to jeszcze nie było tak całkiem blisko.

- Może złapały trop sań. To by pojechały za Aaronem a nie za nami. Dobrze, że nie zatrzymaliśmy się przed frontowym wejściem. - mruknął w ciszy Vasilij. Na razie trudno było odgadnąć co zrobi druga strona. Jednak im nie odpuszczali i obława zapowiadała się na całego. I w tym napiętym oczekiwaniu dotrwali w końcu świtu. Zaczął się kolejny dzień. Na ulice wyszli mieszkańcy spiesząc do swoich spraw co dawało nadzieję, że psy stracą trop nawet jak go wcześniej złapały. W międzyczasie zszedł do nich Sebastian mówiąc, że z wyrocznią wszystko dobrze. Jest osłabiona kiepskim żywieniem i długim bezruchem. W końcu ostatnie dwa miesiące spędziła przykuta do więziennej pryczy. Więc prawie zapomniała jak się stoi i chodzi. Ale to powinno jej minąć w ciągu paru dni. Ogólnie sprawiała całkiem zdrowe wrażenie. O ile miała taką anatomię jak zwykli ludzie.

- Ona jest niesamowita! Jeszcze nigdy nie spotkałem kogoś takiego. I te jej oczy! Takie złote i niesamowite! - Sebastian wydawał się zafascynowany wyrocznią jaką spotkał po raz pierwszy i musiała zrobić na nim niesamowite wrażenie. Wcześniej tylko Egon ją widział ze dwa razy ale krótko i razem z innymi strażnikami. I raz podczas wizyty Pirory gdy była jako portrecistka. Właśnie jej portrety mogli wcześniej widzieć inni kultyści. Tylko Łasica miała okazję się z nią oswoić jak od kilku tygodni karmiła ją trzy razy dziennie ale też trudno było aby mogły swobodnie rozmawiać gdy strażnicy Hermana dyszeli jej w kark.

Ale w końcu zrobił się ranek. Pochmurny ale spokojny. Starszy zdecydował, że skoro ich nie wyłapali od razu w nocy to piłka wciąż jest w grze. Chociaż zgadywał, że taka kompromitacja zmusi władze do obławy na szeroką skalę więc będą szukać zbiegów do skutku. To spowodowało jego następne decyzje.

- Łasica idź do Versany i Pirory. Powiadom ich o sytuacji. Na razie niech będą w pogotowiu ale nie przychodzą tutaj. - polecił włamywaczce jaka właśnie uroczyście spaliła w piecu rudą perukę jakiej używała jako Katia. Zaraz za nią powędrowała szarobura, ciężka suknia jakiej używała do tej pory. Teraz w swoich czarnych, skórzanych spodniach ładnie podkreślających jej zgrabne biodra i nogi znów wyglądała na bezczelną, żwawą dziewczynę z ferajny. A nie na rudowłosą, chuderlawą kucharkę o niezbyt lotnym umyśle.

- Ta je! I orgie! Koniecznie musimy zrobić jakąś cholerną orgię aby oblać to wszystko! Taką z masą wina, wyuzdanych tańców, sprośnych piosenek i chętnych panienek! - zawołała zawadiacko czym rozbawiła chyba wszystkich skrępowanych dotąd tym ponurym oczekiwaniem na to czy pościg zacznie łomotać do ich drzwi czy nie.

- Oj tak, na pewno coś zorganizujemy. Wszyscy zasłużyliśmy aby się zabawić i zrelaksować po tej ciężkiej i długiej pracy. Ale proszę was abyście na razie się z tym wstrzymali. Głupio by było wpaść z powodu takiej błahostki. Porozmawiamy o tym w Angestag na kolejnym spotkaniu jak będziemy wszyscy razem. - Starszy uśmiechnął się łagodnie ale właściwie zgodził się z łotrzycą. Chociaż chciał to zrobić z głową i aby nie stało się przyczyną ich wpadki i klęski. Łasica wzięła to za dobrą monetę i w końcu wyszła tylnym wejściem aby powiadomić obie koleżanki o akcji z ostatniej nocy.

- Użyliśmy kanałów. Mogą więc szukać kanalarzy. Dlatego obawiam się, że trzeba będzie usunąć Trójhaka. Nie sądzę aby przyparty do muru trzymał język za zębami. A może wsypać każdego z nas kto u niego był albo widział. Nawet jeśli nie wie dokładnie kim jesteśmy to może nas opisać. Dlatego trzeba się zająć tym jak najszybciej zanim śledczy go odwiedzą. - Starszy na chłodno kalkulował i widocznie bez mrugnięcia okiem był gotów poświęcić kogoś spoza kultu kto mógł im sprowadzić pościg na łeb. A Trójhaka odwiedzała większość z ich grupy więc mógł się okazać cennym świadkiem dla śledczych. Zwłaszcza jakby to byli tacy zawodowcy jak Hertwig.

- A co ze mną? Jest Marktag. Właściwie powinienem jechać do lochów z dostawą. - zapytał Silny. Lider grupy zawahał się i zastanawiał chwilę. Pytanie było na miejscu. W końcu jednak uznał, że Silny raczej ma małe szanse na przetrwanie pytań kogoś takiego jak Hertwig. Zwłaszcza jakby kultysta już nie miał efektu zaskoczenia jaki wczoraj miał choćby Vogel a przecież łowca przejrzał jego bajeczki nawet nie wiadomo kiedy. Było wątpliwe aby Silny okazał się lepszym bajkopisarzem od kamrata Egona. A w końcu niby na początku razem dowozili dostawy dla lochów więc niby powinni się znać. Więc zamaskowany lider zboru uznał w końcu, że lepiej nie ryzykować i chociaż to z miejsca umieści łysego dostawcę wśród podejrzanych i poszukiwanych to jednak posłanie go w łapy śledczych wróżyło mu marny koniec.

- Joachimie ty lepiej wracaj do siebie. Wymyśl sobie jakieś alibi. Myślę, że jako gość van Hansenów raczej nie powinieneś być w pierwszej linii podejrzanych ale kto wie do czego dojdą podczas śledztwa. Więc co sobie wymyślisz to tego się trzymaj. I udawaj, że jesteś zaskoczony całym tym zamieszaniem i ucieczką. Ale lepiej unikaj tego tematu i sam do niego nie nawiązuj. Chociaż pewnie będzie teraz popularniejszy od tej syreniej sprawy. - Starszy poradził coś kolejnemu uczniowi dając znać, że lepiej aby opuścił ten lokal idąc w ślady Łasicy. W końcu w oficjalnej wersji był astrologiem, astronomem, młodym uczonym no i gościem jednego z najznamienitszych rodów w mieście.

- Ty Sebastianie zostań. Miej oko na nasze panie. Ja będę już szedł. Ale przyślę Strupasa. Pomoże wam mieć oko na okolicę. - potem lider zwrócił się do kolejnego podopiecznego. Młody cyrulik pokiwał twierdząco głową.

- A co z Normą i Kornasem? Powinienem im zmienić opatrunki rano. No i jak Strupas tu przyjdzie to Gustawa nie ma kto pilnować. - szczupły, ciemnowłosy młodzian zapytał go jednak o to co zaprzątało jego myśli.

- Jeśli z Normą i Kornasem jest lepiej jak mówiłeś to nic im się nie stanie jak trochę poczekają. I gdyby Gustaw sprawiał kłopoty to powinni sobie poradzić. Zaś nasz garbus ma na tyle oleju w głowie aby podać mu te ziółka co mu kazałeś przed wyjściem. To powinno dać nam czas do południa. Poślę kogoś z wiadomością na wszelki wypadek, niech cię to nie martwi. - Starszy opiekuńczo położył mu dłoń na ramieniu. To chyba pokrzepiło chłopaka bo uśmiechnął się blado i pokiwał głową.

- Sami widzicie chłopcy. Potrzebujemy więcej ludzi. Mamy za dużo ogonów i zaczynają nam się wyślizgiwać. Może teraz jak ty i Łasica już nie musicie spędzać czasu w lochach to się wyprostuje. Albo te dwie na górze do czegoś się przydadzą. Ale potrzebujemy więcej ludzi. - lider uśmiechnął się do pozostałych chyba smutnym uśmiechem. Bo ewidentnie mieli problem za krótkiej kołdry i zawsze coś z niej wystawało. Teraz też trzeba było żonglować szczupłymi zasobami aby jakoś połatać co się da w tej zmiennej sytuacji.

- Wy chłopcy będziecie teraz poszukiwani. Obaj. Zwłaszcza ty Egon. Jesteś charakterystyczny przez tą brodę i gabaryty a strażnicy mieli mnóstwo czasu aby ci się przyjrzeć. Lepiej zmień kryjówkę i nie wracaj tam gdzie mieszkałeś. Na razie zostań tutaj. Gdybyś musiał uciekać udaj się do tego mieszkania w porcie co miało być dla Normy. Kazałem je przygotować Kurtowi na wszelki wypadek. Jest tam opał i jedzenie. Ale nie pokazuj się na “Adele”. Dopiero jak będzie zbór. Vasilij znajdź mu jakąś kryjówkę ty jesteś dobry w te klocki. I na wszelki wypadek trzeba pomyśleć o nowej kryjówce dla nas wszystkich na wypadek gdyby łowcy zapukali tutaj do drzwi. Jak nie znajdą wyroczni ani żadnych zbiegów i niczego z kazamatami to może uznają to za tylko kolejny dom do sprawdzenia. To potem by można tu wrócić. Ale na razie musimy mieć nową kryjówkę tak na wszelki wypadek. Łowcom może przyjść do głowy sprawdzać dom po domu w tej okolicy gdzie stracili trop. - powiedział Starszy poważnym tonem. W końcu wciąż gdzieś tam słyszeli poszczekiwania psów i nawet jeśli dzienny ruch zatarł ich tropy i ślady to nie oznaczało to końca obławy. To był dopiero początek. Cichy obiecał, że się rozejrzy i trochę żałował, ze tutaj nie ma żadnego włazu do kanałów ani innych podziemi. Bo by dało się czmychnąć nawet jeśli łowcy otaczaliby już dawną karczmę. Starszy popatrzył jeszcze na nich po raz ostatni sprawdzając czy mają coś jeszcze do omówienia nim się rozstaną. A potem ich opuścił też wychodząc tylnymi drzwiami.

Niedługo po jego wyjściu przyszedł śmierdzący garbus. I Silny wprowadził go w sprawę. Śmierdziel rechotał na wieść, że akcja udała się tak pięknie. Ale jak się uspokoił ubrał się w swoje brudne szmaty i wyszedł na zewnątrz aby rozejrzeć się jak idzie pościgowi. No i teraz wrócił.

- Zaglądają w gęby każdemu przechodniowi. Sprawdzają dom po domu. Obejścia i podwórka. Mają psy. Ale są dwie krzyżówki stąd. Cholera wie czy tu dojdą. - wzruszył krzywymi ramionami gdy zdał relację z tego jak wygląda sytuacja na ulicach. - I sanie. Chyba złapali rozmiar sań jakimi jechaliście bo mają miarkę i sprawdzają. Trzeba powiedzieć Karlikowi aby się pozbył tych swoich. - rzekł wyciągając dłonie nad piecem aby się ogrzać.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 20-02-2022, 08:07   #509
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Egon był zadowolony. Udało się wydostać wieszczkę i paru innych więźniów praktycznie bez żadnego kosztu z ich strony. Wiedział, że mieli bardzo, bardzo dużo szczęścia: niewielu, którzy próbowali dostać się do kazamatowych korytarzy mogło powiedzieć, że udało im się ponownie zobaczyć światło dnia. A jednak, to im się udało!

- Trzeba Joachimowi podziękować – rzekł Egon, obracając w rękach topór darowany przez van Hansen. - Dobrze rzucał te swoje gusła, udało się w porę odwrócić uwagę tych drabów z wartowni.

- Sprawa poszła szybko. Weszliśmy włazem, potem do drzwi. Łasica wytrychem otworzyła dźwierze do bloku specjalnego. Joachim rzucił te swoje gusła i z wartowni wyszło dwóch, a potem jeszcze jeden luda.

- Ja i Silny żeśmy puścili się na nich, jak ogary na jagnięta. Padli od razu, niemal nie stawiali oporu. Jak tamci dali karku, to jazda, żeśmy zaraz capnęli klucze i cele otwierać zaczęli. Znalazł się Vogel, wieszczka, no i ta Mysz od Łasicy.

- Tedy żeśmy wzięli i szukać laski zaczęli. Ale larum się zrobiło, ktoś dźwierze do specjalnego od południa próbował otworzyć. To zastawiłem. Dobrze tylko, że ferajna się sprawiła w miarę szybko, bo już ciężko było utrzymać. Wtedy podnieśli alarm.

- Silny zaraz z wieszczką uciekł. Potem zostaliśmy tylko my, czyli ja, Cichy, Vogel i dziewczyny. One pierwsze weszły kanałem, potem Cichy, potem Vogel, na końcu ja.

- Trzeba powiedzieć, że carscy prędko się zorganizowali! Jak już Vogel był, to ktoś tam w dali nimi dyrygował i kusze zaczęli sposobić. Próbowali parę razy się przebić przez drzwi ale posmakowali – tego! - tu podniósł ostrze topora.

- Wreszcie, żeśmy uciekali z Łasicą i resztą przez kanały. Potem my swoją drogą, a Vogel swoją.

- Wolałbym jednak z miasta uciec. Ja żaden szpieg nie jestem, łatwo mnie zoczyć. Może nie od razu, ale przecież mógłbym dołączyć do ekipy Vogela. Iść do portu, barką miasto opuścić nocą, potem dalej do naszych kryjówek poza miastem.

* * *

Kiedy wcześniej ujadały psy, Egon był spokojny. Wiedział, że żaden ze strażników nie mógł wziąć jego i Silnego żywcem. Jeśli doszłoby do walki, spokojnie mógłby zarżnąć paru hycli, a potem dalej uciekać. Jeśli w istocie chcieliby wypuścić się za gladiatorem, musieliby zorganizować się nie lada obławą z porządnymi wojami, a nie jakimiś grubymi idiotami, takimi jak Rolf.

Egon żałował, że to właśnie Rolfa nie było pośród strażników, których ranił albo położył trupem. Chętnie upuściłby nieco krwi z grubasa, choć, być może, bat nie minie go tak czy inaczej: inkwizytorzy, żądni zemsty, zapewne spalą na stosie niewinnych strażników, którzy przypadkiem tylko znaleźli się w nieodpowiednim czasie i miejscu.

- Wy chłopcy będziecie teraz poszukiwani. Obaj. Zwłaszcza ty Egon. Jesteś charakterystyczny przez tą brodę i gabaryty a strażnicy mieli mnóstwo czasu aby ci się przyjrzeć. Lepiej zmień kryjówkę i nie wracaj tam gdzie mieszkałeś. Na razie zostań tutaj. Gdybyś musiał uciekać udaj się do tego mieszkania w porcie co miało być dla Normy.

- Jasna sprawa – odparł Egon na słowa starszego. - Najlepiej jednak by w ogóle odejść z miasta. Tutaj nie spotka nas nic dobrego. Jak dla mnie, trzeba będzie zorganizować coś, żeby ruszyć się z miasta. No i, co zamierzamy z wieszczką? Przecież nie możemy do końca życia siedzieć w tej starej karczmie. Przesiedzieć nieco, niech będzie. Ale ja bym najlepiej uciekł morzem barką, a potem dalej w dzicz, gdzie nas nawet najtęższe inkwizytory nie znajdą. Tak bym sobie o tym myślał.

- Zetrzeć się z nimi nie sposób, zawsze będą lepsi i lepiej wyposażeni od nas. Jeśli jednak uda nam się przetrzymać do festynu i do tego czasu wieszczka nie zostanie odnaleziona, to sprawa przycichnie. Powieszą paru przypadkowych durniów i na tym się skończy.

Na słowa Strupasa odparł:

- Tutaj nie dojdą, wystarczy, że kryć się będziemy. Obronić także się mamy jak.

Egon nie zamierzał robić niczego – wystarczyło, że było w Kogucie i był w stanie obronić starszego i wieszczkę, jeśli zaszłaby taka potrzeba. Zmajstrowanie drogi ucieczki i skradanie zostawił Łasicy i Cichemu, którzy łatwo takie rzeczy robili.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline  
Stary 26-02-2022, 07:26   #510
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dz. Południowa; ul. Piwowarów; gospoda “Czarny kogut”


- Jasna sprawa – odparł Egon na słowa Starszego. - Najlepiej jednak by w ogóle odejść z miasta. Tutaj nie spotka nas nic dobrego. Jak dla mnie, trzeba będzie zorganizować coś, żeby ruszyć się z miasta. No i, co zamierzamy z wieszczką? Przecież nie możemy do końca życia siedzieć w tej starej karczmie. Przesiedzieć nieco, niech będzie. Ale ja bym najlepiej uciekł morzem barką, a potem dalej w dzicz, gdzie nas nawet najtęższe inkwizytory nie znajdą. Tak bym sobie o tym myślał.

- Zetrzeć się z nimi nie sposób, zawsze będą lepsi i lepiej wyposażeni od nas. Jeśli jednak uda nam się przetrzymać do festynu i do tego czasu wieszczka nie zostanie odnaleziona, to sprawa przycichnie. Powieszą paru przypadkowych durniów i na tym się skończy.

- Jest zima mój synu. Żadne statki nie wypływają w morze. Poza tym nie po to uwalnialiśmy wyrocznię aby teraz z nią uciekać z miasta. Tu jest nasze miejsce i tu mamy jeszcze wiele do zdziałania. I nie obawiaj się, skoro wieszczka jest już z nami teraz będziemy mogli przejść do następnego etapu naszego planu w opanowaniu tego miasta. To jeszcze jednak dość odległa perspektywa i póki co władze tak jak mówisz, wciąż mają nad nami ogromną przewagę. Na razie jednak obawiam się, że tak prędko o tej ucieczce władze nie zapomną. I będą szukać sprawców do skutku. - zamaskowany mężczyzna wysłuchał uważnie Egona po czym odpowiedział mu spokojnie ale stanowczo. Zimą port był zamknięty i z powodu wzburzonego morza żadne statki nie wypływały więc nie bardzo było co liczyć, że uda się prysnąć z miasta drogą morską. Dopiero na wiosnę powinno się to ożywić gdy wraz z poprawą pogody warunki staną się znośniejsze. Do wiosny to jednak wciąż był jeszcze z miesiąc albo i dwa.

- Ty natomiast może faktycznie będzie lepiej jak opuścisz miasto na jakiś czas. Łatwo cię zapamiętać i rozpoznać zaś trudno ukryć. Myślę, że Vasilij mógłby ci w tym pomóc. Coś będzie można pomyśleć. - dodał po chwili zamyślenia gdy zastanawiał się jak to teraz rozegrać.

- Tak, pogadam z Cichym na ten temat - Egon skinął głową. - W mieście nie tak łatwo mi się ukryć, może poza nim.

- Tak, może uda nam się to jakoś wykorzystać. Zobaczymy co da się zrobić. - głowa lidera zboru pokiwała się gdy zaczął to rozważać po czym poklepał Egona po ramieniu aby dodać mu otuchy. *

* * *

Na słowa Strupasa odparł:

- Tutaj nie dojdą, wystarczy, że kryć się będziemy. Obronić także się mamy jak.

Egon nie zamierzał robić niczego – wystarczyło, że było w Kogucie i był w stanie obronić starszego i wieszczkę, jeśli zaszłaby taka potrzeba. Zmajstrowanie drogi ucieczki i skradanie zostawił Łasicy i Cichemu, którzy łatwo takie rzeczy robili.

- Obronić to się możemy przed paroma łapsami. Ale nie przed regularnym szturmem. Jest nas dwóch. Śmierdziel to i tak zwieje jak tylko coś się zacznie dziać a na te głupie cipy z góry raczej bym nie liczył. Na młodego też nie, on jest od zakładania bandaży. - Silny miał widocznie inne rachunki niż Egon na wypadek ewentualnej konfrontacji z przedstawicielami prawa.

- Dwie ulice to nie tak daleko. Jeszcze zależy którędy pójdą na skrzyżowaniu. Bo jak prosto w Piwowarską i będą trzepać każdy jeden dom to mogą tu walić do drzwi za dzwon albo dwa. No chyba, że pójdą gdzieś bokiem. Jak ktoś nie otwiera to wyważają drzwi albo okna. - Strupas też mówił jakby nie do końca miał przekonanie, że strażnicy po takiej spektakularnej wpadce się zniechęcą czy znudzą w szukaniu zbiegów. Chociaż jeszcze w tej chwili był pewien element losowy czyli nie do końca było pewne jaką trasę w tym sprawdzaniu domów obiorą.

- To niby co mamy zrobić? - zapytał Egon, zniecierpliwiony. - Chyba tylko pozostało ukryć się, przecież nie będą szukać opuszczonej karczmy. Jak tutaj uderzą, to mus będzie uciekać. Możemy zawiązać walkę z paroma od nich, ale armii nie odeprzemy.

W istocie, osiłek nie miał lepszych pomysłów. Pozostało czekać i mieć nadzieję, że odpuszczą sobie karczmę, a w przypadku wykrycia pozostała ucieczka.

- Puste domy też sprawdzają. Przecież to normalne, że ktoś tam może się ukrywać. Wielu moich kolegów mieszka w takich pustych domach. Ja też. - garbus wzruszył ramionami na znak, że zachowanie strażników jakoś go nie dziwi. Skoro szukają zbiegów to sprawdzają każdy dom a nie tylko te w których ktoś mieszka. Jeśli tak by postępowali nadal to jak tylko zaczną spradzać Piwowarską to prędzej czy później zastukają do drzwi “Koguta”.

- Może się przenieśmy? Jak zaczną walić w drzwi to już po ptokach. Ale mamy jeszcze trochę czasu. Te dwie to wyglądają prawie normalnie jak są ubrane. No z wieszczką problem bo trudno ukryć te jej rogi. No i skórę. A już środek dnia jest. Ludzi pełno na ulicach. - zaproponował Silny patrząc na kolegów.

- To podejrzany rejon. Gdzieś tu ich zaprowadziły psy tropiące. To będą go trzepać i trzepać. - dodał od siebie garbus znów wzruszając swoimi krzywymi ramionami.

Egon gładził brodę przez parę dłuższych chwil, przemyśliwując sprawę.

- W takim razie, ja bym stąd odbijał. Mam jeszcze mieszkanie, tam, gdzie miała Norma mieszkać. Tam mogę uciec na ten czas. Może nawet kanałem tam dojdę? Ha! Ostatnio miałem dość praktyki, żeby wprawić się w rzecz. Ale.. Chyba lepiej powierzchnią, po kanałach też szukać będą.

Egon zamilkł na chwilę. Nie rozumiał argumentacji Starszego - po co zostali w mieście? Wydawało się to tylko komplikować sprawy.

- W takim razie musimy się rozejść - rzekł Egon. - Dziewczyny osobno, ja i ty osobno. Musimy się stąd wynieść czym prędzej.

- One nie znają tego adresu. Musi ktoś je zaprowadzić. I trzeba coś wymyślić z wieszczką. Nie może tak paradować z tymi jej rogami na ulicy w środku dnia. - Silny pokręcił swoją łysą głową dając znać, że tylko kultyści ze zboru znali mieszkanie jakie miało być przygotowane dla Normy. A mieli tu na górze trójkę kobiet które słabo albo w ogóle nie znały miasta nie mówiąc o jakimś adresie w tym mieście w jakim nigdy wcześniej nie były.

- Zapakujmy ją może do jakiejś skrzyni albo zrolujmy w dywan. Topór niby mam, ale coś mi się widzi, że tych rogów odrąbać nie będzie chciała. Jak przeniesiemy ją w jakimś worze albo coś, nie będziemy zwracać uwagi, rybacy cały czas łażą z worami pełnymi ryb. Powiemy, że w środku mamy takielunek i idziemy do portu.

- Mam tu jeszcze gudendag, schowam go pod kurtę. Przyda się, jakby doszło do walki. Pójdziemy z dala stąd, wmieszamy się w luda w markecie. Mam grube futro, które mi mordę zasłania i w zasadzie mnie całego. Może tam ludzie dojrzą, że wielki jestem, ale całego widzieć nie będą. Tak pójdziemy do mieszkania Normy. Co gadasz, plan dobry?

- Szkoda, że Aaron się zawinął z tymi saniami. Wsiadłoby się, pojechało i z głowy. - wetchnął Silny i splunął na podłogę zerkając na okna z zamkniętymi okiennicami. Potem na schody jakie wiodły na górne piętro i balustradę wokół głównej sali.

- Jak się kogoś niesie to się rzuca w oczy. I wy dwaj też. Duzi jesteście. Zawsze to wpada w oko. No a oni szukają przynajmniej jednego dużego. - odezwał się garbus wskazując brodą na Egona.

- Dobra, rozejrzyjcie się co my tu w ogóle mamy. Cichy z jego zbójami tu wcześniej urzędował. Ale ja to dopiero co tu przyjechałem tej nocy. Może coś się znajdzie. - zdecydował w końcu łysy wielkolud dając znać, że może znajdą coś użytecznego na miejscu. Do tej pory właściwie nie przeszukiwali go koncentrując się w kuchni przy piecu w tym nerwowym, nocnym czekaniu.

Egon zatem zabrał się do przeszukiwania. Szukał głównie przebrania - dla siebie i dla wieszczki, bowiem to oni byli największym problemem. Pomimo tego, że Strupas odrzucił ten pomysł z przebraniem, Egon stwierdził, że nie mają niczego lepszego niż znalezienie albo wora, albo skrzyni albo wreszcie jakiegoś kapelusza, który rogata mogłaby założyć. Rogi były spore, więc raczej nie byli w stanie ich łatwo ukryć.

Parę razy jednak wyjrzał za okno, wzrokiem szukając jakiegoś zaułka albo czegoś, czym można było podążyć. Boczne uliczki były najlepsze dla kultystów, jeśli nie chcieli wzbudzać zainteresowania.

Przez okna niewiele było widać bo profilaktycznie były zamknięte okiennicami. W nich były niewielkie otworki wpuszające niewiele światła do środka przez co wewnątrz opusczonego budynku nawet w środku dnia panował półmrok. Jak się stanęło jednak przy samym oknie widać było kawałek ulicy i kamienice stojące naprzeciwko. I co jakiś czas przechodzących ludzi. Piwowarska nie była centrum tego miasta to nie było ich zbyt wielu ale też nie była jednym z tych opuszczonych i bezludnych obszarów miasta gdzie trudno było spotkać kogoś nawet w środku dnia.

Gdy we trzech zabrali się za przeszukiwanie pomieszczeń te okazały się pełne zapomnianych gratów i szpargałów. Ludzie Vasilija koncentrowali się na tym aby uprzątnąć i odremontować te dwa czy trzy pokoje aby były zdolne do zamieszkania ale pozostałe korytarze, balustrady czy schody to tylko omietli z pajęczyn i aby dało się przejść. Gratów było więc sporo od lat musiały tu leżeć albo stać zapomniane i nie ruszane przez nikogo. Niestety zdecydowana większość z nich była bezużyteczna do celów w jakie obecnie potrzebowali kultyści do wyjścia na zewnątrz. Silny skorzystał z okazji i powiadomił Sebastiana i trójkę kobiet o tym, że będą się przenosić bo ryzyko wizyty pościgu jest zbyt wielkie aby zostać na miejscu. Co wywołało pewien niepokój, zwłaszcza u dwójki młodych kobiet. Jednak wyrocznia okazała spokój i w pełni poparła ten pomysł a jej autorytet znacznie pomógł opanować sytuację. Więc w końcu Lilly i Greta też dołączyły do poszukiwań czegoś użytecznego.

W końcu udało się znaleźć jakąś starą chustę którą jak się zawinęło wokół góry Egona to maskowała ona całkiem udanie jego bujną brodę. Oczywiście do momentu gdy jakiś strażnik nie kazałby jej odsunąć aby sprawdzić jego twarz. Podobnie znalazła się jakaś trącąca stęchlizną ale nadal w miarę dobra futrzana czapka jaką mógł włożyć na głowę. W połączeniu z własnym kożuchem mogło to zakryć najbardziej charakterystyczne detale jego sylwetki chociaż nie jego rozmiary. A pewnie wszelkie wielkoludy obecnie były na cenzurowanym. To już jednak chyba nikt nie miał pomysłu jak to obejść.

- To by się nadało. Duża i ciężka. No ale was dwóch to dacie radę. Jakiś wózek albo sanki by się przydały. - w pewnym momencie Strupas wpadł na ciekawy pomysł. Postukał solidny, drewniany kredens na ubrania. Był trochę wyższy od człowieka więc jak się z niego wywaliło wszelkie ubrania mógł pełnić rolę skrzyni na ciało. Na przeniesienie wyroczni był w sam raz. Chociaż to był pojemny i ciężki ładunek a do portu był całkiem spory kawał po tym śniegu. Silny podszedł do tego regału, też go postukał, kopnął na próbę i sprawdził drzwi. W końcu wzruszył ramionami i popatrzył pytająco na Egona. Bo to pewnie im obydwu przypadłaby rola tragarzy.

- Jak tachać trzeba, to będziemy to tachać - odparł Egon. - Dobra, wywalajmy te ubrania i przygotujmy się. Wynośmy się stąd jak najprędzej, im prędzej ujdziemy, tym szybciej zgubimy trop.

Egon przystąpił do szafy i paroma ruchami wyrzucił z niej ubrania. Przywołał dziewczyny gestem. Sam założył futro i chustę.

- Wyrocznia wchodzi do szafy, my niesiemy ją aż do portu - rzekł Egon, który nie takie ciężary już w życiu dźwigał. - Pójdziemy tak: Strupas prowadzi nas i robi za czujkę. My za nim, ja i Silny. My nie dojrzymy, bo zajęci dźwiganiem będziemy. Strupas, masz nas pokierować tak, żeby jak najdalej od straży iść. Miasto znasz. Pochód zamyka Mysz, która robi za drugą czujkę.

- Jak będzie coś nie tak, ostrzegacie nas. Jak coś się spieprzy, stawiamy szafę, ja biorę wieszczkę i uciekamy prosto do portu. Nie mamy przecież innej kryjówki, więc tam musimy się udać. Pasuje wam? - rzekł Egon, któremu zdawało się, że plan był w miarę sensowny.

- A co ze mną? - zapytał Sebastian patrząc na pozostałych. Garbus wzruszył ramionami. Trochę nie bardzo było wiadomo czy jako komentarz do pytania cyrulika czy propozycji gladiatora.

- Nie możesz tu zostać. Nikt nie może. Nie wiadomo czy tu jeszcze wrócimy czy nie. To już Starszy albo Karlik będą musieli zdecydować. - odparł Silny mierząc wzrokiem wieszczkę czy zmieści się do szafy. Głównie na wzrost bo te rogi miała dość wysokie co czyniły ją z głowę wyższą niż normalnie. Przez co była wyższa nawet od każdego z nich jakby liczyć do czubka tych rogów.

- No cóż, zdaję się na was. - powiedziała łagodnie i pogodnym tonem dając znać, że ma do nich zaufanie. Ale mimo przyjaznego podejścia roztaczała wokół siebie aurę respektu. Nawet Silny wydawał się nie do końca wiedzieć jak się do niej zwracać. W końcu do tej pory najwyższym autorytetem i władzą w zborze cieszył się Starszy. A on zawsze wyrażał się o wyroczni z największym szacunkiem.

- Nie możemy zostać. Nie ma na co czekać. To ten… Jakby pani mogła wejść do środka… - zaproponował łysy mięśniak kobiecie z rogami nieco zmieszanym tonem co było u niego dość rzadkie. Niebiskoskóra jednak była nowością z jaką trudno było mu się jeszcze oswoić.

- No mogłabym. - zgodziła się bez sprzeciwu i weszła do opróżnionej szafy. Musiała się schylić bo z rogami się nie mieściła. Jednak jak Silny na próbę zamknął drzwi okazało się, że garbus miał dobre oko i jakoś tam się mieściła.

- Jak będziecie nieść na płask to pani będzie na leżąco. To powinno być łatwiej. - powiedział Strupas wskazując na szafę.

Egon skinął głową i podniósł szafę z wieszczką w środku.

- Sebastian, chcesz, to idź z nami - rzekł wojownik. - Na tyłach z Myszą. Dodatkowa para oczu nikomu nie zaszkodzi.

Uniósłszy szafę, rzekł:

- Dobra, koniec gadania. Ruszajmy.

- Nie bardzo mam wyjście. Starszy kazał mi zająć się Mergą. Chociaż jak na tak długi pobyt w lochu to ma sporo obrażeń ale nic co by ją miało zabić za chwilę. Trzeba będzie jednak wokół niej trochę pochodzić. - odparł cyrulik wzruszając ramionami.

- Dobra to pójdziesz z przodu jak mówił Egon. Dziewczyny z tyłu. A ty Strupas zostaniesz tutaj i miej oko na wszystko. Coś by się działo to przyleć do nas do portu. Wiesz gdzie. - Silny skinął głową jak przemyślał to wszystko i nieco zmodyfikował plan jakim rzucił jego kamrat. Śmierdziel wzruszył ramionami i skinął swoją brzydką głową. Po czym wyszedł na zewnątrz. Następnie wychodzili po kolei na śnieg. Dwóch mięśniaków wzięło na płask niesioną komodę i ruszyłu rozchodzonym i rozjeżdżonym śniegiem jaki zalegał na ulicy. Przed nimi o dom czy dwa dalej szedł chudy, młodzian a za nimi dwie dziewczyny jakie wyglądały jak zwykłe, młode dziewczyny jak się nie znało sekretu o ich odmienności.

Egon w milczeniu niósł skrzynię. Oczywiście, wolał, żeby wszystko poszło łatwo, jednak wiedział, że przeprawa przez miasto nie będzie łatwa.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:09.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172