Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy Oznacz fora jako przeczytane

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Sesja RPG Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-04-2007, 16:55   #1
homeosapiens
 


Poziom Ostrzeżenia: (0%)
Imperium chaosu (nowe)

Cicho i spokojnie było tego dnia w Middenheim. Nawet złodzieje i uliczne zbiry chyba zrobili sobie wolne. Co chwila można było spotkać strażnika, który kłaniał się co znaczniejszym przechodniom, w powietrzu czuć było bezpieczeństwo. Jedynie raz na jakiś czas można było zobaczyć nieufne spojrzenia, które były juz regułą od ponad czterystu lat. To kapłani Ulryka i Sigmara, dwóch największych kultów w Imperium. Magnus pobożny jako gorliwy sigmaryta wprowadził dominację Sigmara wśród kultów w Imperium i Ulrykowcy do tej pory się z tym nie pogodzili. Jednak w trudnych czasach potrafili współpracować. Jedynie to trzymało Karla Franza w nadziei, że Imperium nigdy nie rozedrze się na dwie części.

Tymczasem na głównym rynku zaczął się jakiś niepokój. Strażnicy się pozbiegali, trzymali dwóch mężczyzn, którzy najwyraźniej skoczyli sobie do gardeł. Obydwaj byli szlachcicami, co można było poznać z ubrania, kosztowności i pewności siebie, gdy każdy inny byłby niepewny. Prawdę mówiąc widać było od razu, że obydwaj są tak chudzi, że siły nie mają tyle nawet co ciura obozowa lub służka w karczmie. Głupio było nazwać kogoś takiego mężem, a jeszcze z racji statusu społecznego klękać trzeba było. Na czym ten świat stoi, zastanawiali się chłopi często patrząc na tych panów. Szlachta od wojowania jest...a to co? Niepotrzebnie uznano dziedziczenie szlachectwa. Prawdziwie chrobry woj rzadko kiedy już się zdarzał. Choć niektórzy mówią, że kiedy krew w żyłach społeczności słabnie przychodzi czas, w którym słabsze jednostki zostaną wyeliminowane. Mawiali tak uczeni, a sami nie wiedzieli jak wiele mieli racji.

Falcon zaciekawiony całym zajściem podszedłeś do zbiegowiska. Dziadek zawsze powtarzał, że trzeba pomagać innym. Może więc się na cos przydasz? Stanąłeś najbliżej jak tylko się dało i zobaczyłeś, że nic tu po tobie. Odwróciłeś się i zobaczyłeś przed sobą piękną damę, której złodziej właśnie w tym momencie próbował uciąć sakiewkę. Miał czarny kaptur i nie mogłeś podać jego rysopisu. Widziałeś, że jest szybki. Odcinając sakiewkę patrzył Tobie w oczy. W tych oczach był strach. Na jego spoconej twarzy mogłeś wyczytać, że nie robi tego dla przyjemności, tylko z konieczności. Na jego pobladłej twarzy widać wyraz błagania, podobnie jak i w jego piwnych oczach.

Khel, wczoraj dowiedziałeś się całej prawdy. Po zebraniu kart wydawało ci się, że wędrówka się zakończy. Tymczasem twój mistrz był już martwy. Znalazłeś go w jego własnym domu z sztyletem w piersi. Ten, który to zrobił musiał doskonale znać się na rzeczy. Wiedziałeś, że twój mistrz nie dał by się zaskoczyć byle komu. Szedłeś ulicą, zamyślony. Nie wiedziałeś co czynić dalej. Jedyne co zyskałeś w ostatnim czasie to licencję czarodzieja. Zazwyczaj dostaje się ją dużo później, po ukończeniu całego czarodziejskiego szkolenia, jednak ostatnia rzeczą, jaką mistrz zrobił w swoim życiu było przekazanie ci swojej własnej. Nie chciał byś padł ofiarą łowców czarownic i spłonął na stosie. Zauważyłeś jakąś awanturę na placu. Pomyślałeś, że lepiej się nie mieszać w takie sprawy, gdy zderzyłeś się z pewnym mężczyzną. Strasznie się zdziwił i wyglądał jakby nie wiedział co czynić.

Werner, przyglądałeś się ludzkiemu zbiorowisku na głównym placu, zastanawiając się o co chodzi tym wszystkim ludziom i czy nie mogli by się uspokoić, wszak spokój i dyscyplina to podstawa każdej armii, gdy zauważyłeś swojego ulubionego gladiatora- Falcona. Widziałeś juz wiele walk z jego udziałem na arenie i chciałeś go bliżej poznać, lecz na razie do tego nie doszło, gdyż zderzyłeś się z kimś. Obydwoje zatoczyliście się do tyłu. Mężczyzna ten miał świecące oczy i widziałeś od razu, że był elfem. W Imperium nikt nie ufał elfom, mimo iż nikt tyle im nie zawdzięczał co mieszkańcy największego państwa Starego Świata. Jednak ciebie nie można było nazwać ciemną prowincją, gdzie takie komunały są uważane za prawo. Zwiedziłeś kawał świata, wiele widziałeś i samo to, że ktoś był elfem nie skreślało go w twoich oczach.

Valles, wykonałeś właśnie misję dla lokalnego barona- ochraniałeś jego córkę na czas jego nieobecności. Byłeś przy niej cały czas, nawet kiedy się kąpała. Miałeś nie mały problem by się jej oprzeć, ale się udało. Baron by cię chyba wypatroszył, gdyby się dowiedział, że jego córka nie jest już dziewica z twojego powodu. Prawdę mówiąc nie była już dziewica od dawna, choć miała dopiero szesnaście lat. Zarówno ty jednak jak i on o tym nie wiedzieliście. W tym świecie dzieci szybko dorastają. Szedłeś w stronę karczmy „Pod rozpiętym gorsetem”, by odpocząć i napić się przedniego piwa. Słyszałeś, że właśnie takie tam serwowano, a jako że nie jesteś miejscowym, wybierasz karczmy po opinii. Po drodze twoją uwagę przykuła jedna zakapturzona postać. Wydawało ci się, że może to być złodziej. Za takich nieraz jest duża nagroda. Nie widziałeś jego twarzy, za to widziałeś, że zamierza okraść kogoś. Być może trzeba by temu zapobiec?

Nikt z was nie spostrzegł, że strażnicy otoczyli cały plac kordonem. Nikt zresztą i tak nie wiedział by o co tutaj chodzi. Nie mniej jednak coś się kroiło. W pewnym momencie krzyki dwóch szlachciców i trzymających ich strażników powoli zaczęły cichnąc. Wydawało się, że znowu będzie spokojnie. Przecież ten plac był wyjątkiem na tle całego miasta. Może to właśnie był powód tej dziwnej interwencji straży?
 

Ostatnio edytowane przez homeosapiens : 07-04-2007 o 20:41. Powód: literówki
 
Stary 08-04-2007, 00:22   #2
 
Mazurecki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mazurecki jest godny podziwuMazurecki jest godny podziwuMazurecki jest godny podziwuMazurecki jest godny podziwuMazurecki jest godny podziwuMazurecki jest godny podziwuMazurecki jest godny podziwuMazurecki jest godny podziwuMazurecki jest godny podziwuMazurecki jest godny podziwuMazurecki jest godny podziwu


Szedł powoli ulicą - wysoki, przystojny, uprzejmy. Przez ciemne, lekko rozczochrane włosy zaczynała wyglądać nikła siwizna. Jego miła, jasna twarz budziła zaufanie, wszystko w nim, od czubka głowy, przez lekko elfie, zielone oczy, po cholewy jego nowiutkich butów, budziło zaufanie. Nawet zmarszczki, które zaczynały pojawiać się na jego czole i skroniach, wyglądały na poczciwe. Wydawało mu się, że wszędzie gdzie się pokazywał, pojawiał się dobry humor, uśmiech i zrozumienie. Przypominał dobrotliwego barona, który, za stary na wyprawy ze zbójeckimi hulajpartiami, osiadł na bujanym fotelu w wiejskim dworku, by wieść spokojne życie. Efekt psuł nieco wojenny rynsztunek, nijak nie pasujący do obrazu poczciwca. Miecz przy lewym boku, by uzbrojona prawa ręka szybko mogła sparować zdradziecki cios. Tarcza, przewieszona przez plecy, miała na sobie wymalowane trzy czarne ptaki - ani chybi wrony, kruki jakie czy kawki. Nikt nie widział kuszy - kuszę wyjmował tylko na specjalne okazje, gdy robiło się gorąco.
Zastanawiał się, czy to właśnie taka sytuacja. Zauważył dziwnie wyglądającą postać, która, ani chybi, była nie z tej bajki. Ciemna postać w kapturze. Oczywisty stereotyp złodzieja, czy diabli wiedzą jakiego rzezimieszka. "Co z niego za złodziej?"- pomyślał Valles. "Przecież gdy jest się złodziejem powinno nie wyróżniać się z tłumu, wtopić się w tło, kameleonią modą. Chyba, że zależy mu na tym wizerunku... Albo nie jest tym, na kogo wygląda."
Tak myśląc, przyjrzał mu się jeszcze raz. Złodziej oczywisty. "A jużci, rabusiu, pozwolę niewinnych okradać. Złapię cię na gorącym uczynku, a jak będę miał szczęście, może jakiś grosz wpadnie do sakiewki." - myślał Valles. Uważał by Kaptur, jak nazwał go w myślach, nie zauważył go. Stosowna odległość, by Kaptur nie widział Valles'a, ale Valles Kaptura owszem. "A jużci..." Powoli ruszył za nim...
 
__________________
"Sousa kanashimi wo yasashisa ni
Jibun rashisa wo chikara ni
Kiminara kitto yareru shinjite ite
Mou ikkai! Mou ikkai!"

Ostatnio edytowane przez Mazurecki : 03-07-2007 o 02:24. Powód: Literówki...
Mazurecki jest offline  
Stary 08-04-2007, 12:48   #3
 
lotwin's Avatar
 
Reputacja: 1 lotwin nie jest za bardzo znany


Falcon
Dobrze żyć w tak bezpiecznym mieście. Słońce świeciło, a on mógł zacząć świętować kolejną wygraną walkę. Wyszedł z niej bez najmniejszego szwanku. Tak, znał się na swoim fachu. Wracał do domu dumny i szczęśliwy. Wyglądał jak codzień swój miecz dwuręczny miał przypięty do pasa na lewym boku, pod płaszczem było widać skórzaną kurtkę, a na głowie nic nie nosił. Kaptur leżał odchylony, a jego bójna czupryna o kolorze słońca tańczyła na wietrze. Miał pare rzeczy z którymi nigdy sie nie rozstawał był to jego miecz i jego kastet trzymany niczym talizman w lewej ręce. Ludzie na to już nie zwracali uwagi, nawet troche lubili gdy maszerował w takim stroju po ulicy.
Zanim pójdzie do domu chciał iść do gospody napić się dobrego piwa, lecz gdy już miał skręcić w uliczke prowadzącą do gospody zobaczył tłum na głównym rynku. Więc niezastanawiając się długo postanowił zobaczyć co się dzieje. Podszedł do środka i zobaczył 2 szlachciców, którzy skakali sobie do gardeł, całe szczęście zostali zatrzymani przez strażników.
"Do czego ten świat zmieża, waleczna szlachta" - pomyślał gorączkowo Falcon po czym splunął soczyście na chodnik. Gdy wiedział już, że nic tu po nim odwrócił się na pięcie i dostrzegł ją. Piękną, wysoką, ubraną w błękitną suknie kobiete, stała wyprostowana, a jej duże piersi falowały bo tłum wciąż się przepychał coraz bliżej. Chciał do niej zagadać, w końcu nie codziennie widuje się taki piękności, lecz nie doszło do rozmowy. Swym bystrym okiem dostrzegł złodziejaszka próbującego dobrać się do sakiewki tej damy.
Postanowił działać, lecz w myśli toczył bój Mam krzyknąć, czy zostawić go w spokoju, niech się kto inny martwi. Zrobił krok w ich strone jak gdyby nigdy nic i...
 

Ostatnio edytowane przez lotwin : 08-04-2007 o 17:13. Powód: mała zmiana
lotwin jest offline  
Stary 09-04-2007, 21:08   #4
 
Khel's Avatar
 
Reputacja: 1 Khel jest na bardzo dobrej drodzeKhel jest na bardzo dobrej drodzeKhel jest na bardzo dobrej drodzeKhel jest na bardzo dobrej drodzeKhel jest na bardzo dobrej drodzeKhel jest na bardzo dobrej drodzeKhel jest na bardzo dobrej drodzeKhel jest na bardzo dobrej drodzeKhel jest na bardzo dobrej drodzeKhel jest na bardzo dobrej drodzeKhel jest na bardzo dobrej drodze


Khel

Khel przechadzał się ulicami Middenheimu, rozmyślając o powodach śmierci swojego mistrza. Jak zwykle ubrany w szarą szatę i z płaszczem zarzuconym na ramiona. Analizował wszystkie znane mu fakty nie potrafił znaleźć sensownej odpowiedzi. Znał swojego mistrza jako wymagającego, ale dobrego człowieka. Czemu przydarzyło się to właśnie jemu. Khel był nieco skołowany, z jednej strony chciał pomścić mistrza, a jednocześnie zastanawiał się czy ma to sens. Skoro jego mistrz nie dał rady to jak on ma sprostać nowemu wyzwaniu. Szedł coraz dalej ulicami, kiedy spostrzegł spore zamieszanie na jednym z placy. Khel zastanawiał się czy będzie potrzebny w tym sporze, był, bowiem wyznawcą Vereny i poproszony o sędziowanie sporu musiał się na to zgodzić. Próbując usłyszeć kłótnie Khel zamyślił się jeszcze bardziej. W pewnym momencie wpadł na kogoś, cała jego uwaga skupiła się na człowieku, w którego właśnie uderzył. Ostatnie dni były jednak na tyle ciężkie, że jedyne, co padło z jego ust to Przepraszam. Niedawno zachował by się inaczej, ale teraz miał spore problemy.
 
__________________
"Gonna die in hell,
gonna pay for all his sins"
Khel jest offline  
Stary 10-04-2007, 17:33   #5
 
Serge's Avatar
 
Reputacja: 1 Serge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputację


Werner Broch

Tuż obok zbiorowiska gapiów szedł mężczyzna, który swą budową przypominał wiekowy dąb. Pierś i tors - szerokie i twarde jak potężny pień, nogi jak kolumny, ramiona grube o węzłowatych mięśniach. Był niezwykle wysoki, dużo wyższy niż przeciętny wysoki mężczyzna. Wszystko emanowało masywnością, budzącą strach siłą, której nic się nie oprze. Mężczyzna miał na sobie płaszcz a pod spodem kaftan kolczy. Obcisłe skórzane spodnie koloru miedzi rozszerzały sie u dołu, okrywając wysokie buty. W pochwie u pasa wisiał ciężki nóż, a osobliwie kuta rękojeść szerokiego miecza wystawała znad jego lewego ramienia. Trzydniowy zarost okalał jego grubo ciosaną twarz. Miał strome czoło i krótkie, niemal białe włosy. Szeroka blizna biegnąca od czoła aż do linii podbródka znaczyła prawą cześć jego twarzy. Broch był mężczyzną w sile wieku. Miał zimne, niebieskie oczy mordercy...oczy, które widziały niejednego umierającego i wchłonęły część każdej śmierci. Jej esencja płonęła w ich błękitnej głębi.

Broch niedawno przybył do Middenheim, by załagodzić spór z dawnych lat, który tkwił w jego sercu jak zadra zadając ból przy każdym najmniejszym powrocie do tamtych, jakże odległych chwil. Nagle poczuł uderzenie, które odrzuciło go lekko w tył. Przy swojej masie niewielu było osobników którzy mogli go przewrócić, choć najemnik zakołysał się lekko na swych umięśnionych nogach. Ponurym wzrokiem zmierzył tego, z którym się zderzył. Elf i jego suche „Przepraszam”. Broch po tylu latach wędrówki zdążył poznać niemal cały przekrój tej rasy, doskonale również wiedział że niewielu szpicouchów odrzuciło ten wzniosły i pogardliwy ton w którym odnosili się do ludzi.

- Uważaj jak łazisz, elfie... – mruknął najemnik. W jego głosie słychać było wyraźny middenlandzki akcent. - Bo następnym razem zwykłe „przepraszam” nie wystarczy...

Nie miał na myśli siebie, bo z reguły nie zwracał uwagi na takie rzeczy. W Middenheim jednak roiło się, zwłaszcza w Ostwaldzie, od typów, którzy z chęcią upuścili by temu nieuważnemu elfowi trochę krwi. Ale, to nie była jego rzecz, miał teraz inne sprawy na głowie.
 
__________________
Non fui, fui. Non sum, non curo.

Ostatnio edytowane przez Serge : 10-04-2007 o 17:38.
Serge jest offline  
Stary 10-04-2007, 19:15   #6
homeosapiens
 


Poziom Ostrzeżenia: (0%)
Elf i barczysty wojownik minęli się, każdy chciał pójść w swoją stronę. Wszyscy byli by w ten sposób zadowoleni. Każdy z nich chcąc jednak opuścić plac zobaczył, że jest to niemożliwe. Z każdej strony był on otoczony.

Valles i Falcon szli powoli w stronę złodzieja. Mylili się jednak bardzo sądząc, że ten manewr im coś przyniesie. Młody złoczyńca widział twarz gladiatora i po szybkim ucięciu sakiewki możnej damy zatopił się w tłumie. Nikt z was mimo, że obydwaj pobiegliście za nim już go nie zobaczył. Dama nic nie zauważyła. Dalej flirtowała z jakimś przystojnym sierżantem. Zabawiał ja jakimiś historyjkami. Zauważył jednak, że już czas i wyszedł na środek placu. Był on świetnie przystosowany do przemawiania do tłumów-miał doskonałą akustykę.

-Niniejszym ogłaszam, że wszyscy obecni tutaj zostajecie wcieleni do imperialnej armii. Dostaniecie porządny żołt i ekwipunek. Musimy bronić naszych granic z pustkowiami chaosu, ponieważ ostatnio zaginęły wszystkie nasze graniczne patrole, a Kolegium Niebios twierdzi, że nadchodzi nawałnica. Nie trudno się domyślić co może stać za tą nawałnicą. Imię Achraon mówi wam coś? Pojawia się ono w jednej z wróżb... Nic więcej jednak nie wiadomo. Przykro mi, żę musimy zmienić wasze plany, ale to rozkaz samego Imperatora.

Po tym zaczęliście myśleć, że cała ta akcja ze szlachcicami była podstawiona, że Imperium jest bezwzględne, ale nic nikomu to nie pomogło. Przepis o rekrutacji nagłej w czasie nie przewidywanego zagrożenia zmuszał magów do służby w wojsku. Zostaliście przydzieleni do jednego oddziału. Spaliście w jednym pokoju. Nikt z was tego nie chciał. Tak jakoś wyszło. Niektórzy burzyli się na elfa w oddziale, ale kiedy dowiedzieli się, że jest licencjonowanym czarodziejem nie mogli nic na to poradzić. Za każdy atak na Khela mogliby zapłacić śmiercią.

Zbieraliście się do spania. Jutro rano czekało was pobieranie ekwipunku. Nikt jednak nie spodziewał sie niczego nadzwyczajnego patrząc na to, co mają starsi żołnierze.

Pierwszy pułk brygady sto pierwszej. Waszym dowódca był John Kravecki, zwany "Johnym", a zastępował go krasnolud niejaki Tarus... Jedyne co na razie o nich wiedzieliście to tyle, że ciągle grają w karty na pieniądze. Johny zdaje się był Tarusowi winny już żołd za następne dwa tygodnie.

Jedyne co mogło kogoś z was pocieszyć, to zasada, że co zabijesz to twoje. Czyli zabitego wroga można było rozebrać i spalić, a jego ekwipunek zabrać. Oficjalnie potępiano tę zasadę, ale w jednostkach wojskowych wciąż funkcjonowała.
 
 
Stary 10-04-2007, 19:42   #7
 
Serge's Avatar
 
Reputacja: 1 Serge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputację


Werner Broch

- Skoro mamy ze sobą służyć, spać w jednym pokoju i w razie potrzeby ochraniać własne tyłki, pora by się poznać. - rzucił najemnik do nowych towarzyszy. - Jestem Werner Broch, dla znajomych po prostu Broch... A jak was zwą?

Broch omiótł wzrokiem kompanów zesłanych mu przez los. Jedną twarz doskonale kojarzył, to był ten sam elf, z którym zderzył się rankiem. Mężczyzna nie miał nic przeciwko niemu, a skoro był licencjonowanym czarodziejem, mógł przysłużyć się tam, gdzie stal nie spełniała by swej roli, chociaż najemnik raczej ostrożnie podchodził do kwestii magii, mimo iż wielkrotnie widział efekty jej działania, tak dobre, jak i te niszczycielskie.

Najemnik nawet cieszył się z zaciągu do armii. W perspektywie nie miał nic lepszego do roboty, a walka i ciągłe sprawdzanie swych umiejętności to był jego żywioł. Miał tylko nadzieję, że z żołdem nie będzie żadnych problemów, w końcu pieniądze przydają się nawet gdy zbliża się wojna, a nuż uda się coś odłożyć.

Czekając na odpowiedź towarzyszy, Broch położył się do łóżka.
 
__________________
Non fui, fui. Non sum, non curo.
Serge jest offline  
Stary 10-04-2007, 19:42   #8
 
lotwin's Avatar
 
Reputacja: 1 lotwin nie jest za bardzo znany


Falcon

Jestem Falcon, gladiator - powiedział i zaczął rozmyślać siedząc na łóżku.
Kurcze, ale się wpakowaliśmy.... no cóż, teraz będziemy walczyć w imieniu imperium.... ciekawe jaki ekwipunek nam jutro zaprezentują?? - myślał by czymś się zająć przed spaniem. Położył się i dalej myślał.
Tak czas na wojenke - uśmiechnął się mimowolnie do swoich myśli - Dlaczego tam poszłem... no cóż zobaczymy jutro... będzie co być musi
Zasypiając wyobrażał siebie z wielkim mieczem, w jednym szeregu z swoimi towarzyszami i biegnąca na nich horde orków i innego plugactwa. Zasnął
 

Ostatnio edytowane przez lotwin : 10-04-2007 o 23:09. Powód: modyfikacja
lotwin jest offline  
Stary 10-04-2007, 21:44   #9
 
Mazurecki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mazurecki jest godny podziwuMazurecki jest godny podziwuMazurecki jest godny podziwuMazurecki jest godny podziwuMazurecki jest godny podziwuMazurecki jest godny podziwuMazurecki jest godny podziwuMazurecki jest godny podziwuMazurecki jest godny podziwuMazurecki jest godny podziwuMazurecki jest godny podziwu


Jestem Valles Marineris, najemnik. - przedstawił się, i położył na łóżku. Nie chciało mu się gadać.
Co za dzień! - myślał Valles. Zadanie od barona, złodziej, a teraz to! Co za dzień...
Wracał myślami do chwili, gdy złodziej znikał mu z oczu. Był za szybki, a Valles, mimo że był najemnikiem i miał dobrą kondycję, nie należał do grona długodystansowców. Gonił rabusia razem z jakimś gościem, którego nie znał. Obaj jednak nie zdołali zatrzymać złodzieja. Znikł w tłumie ludzi na placu.
Placu...
Po jaką cholerę tam biegłem!? Mogłem iść do tej gospody, którą polecił mi miejscowy obijbruk. Pewnie w tej chwili piłbym zimne, ciemne piwo, zastanawiając się, czy na noc wziąć jakąś półelfkę, czy tę czarnowłosą piękność, o której cały czas wrzeszczał pijaczyna z rynsztoku. Ech, co mi tam...
Kiedy wbiegł wtedy na plac, ktoś zaczął przemawiać. Oficer, sierżant, generał - nie obchodziło go to. Treść jego mowy uderzyła umysł Valles'a niczym wojenny topór berserkera. Wcieleni do armii!? Ochraniać granice!? Jakie wróżby!? Próbował chyłkiem wymknąć się, ale żołnierze Imperialni zatarasowali wszystkie przejścia. Nie było ucieczki.
Armia!?
Cóż, wola Imperatora!
Na wojence bywa różnie, czasem ktoś komuś łeb urżnie... - przyśpiewywał sobie Valles cicho, leżąc na pryczy. Chciał, by nowi kumple z pokoju uznali, że nie boi się nowej sytuacji. Ale tak naprawdę śpiewał, by stłumić niepokój. Słowa wojackiej piosenki przechodziło przez zaschnięte ze strachu gardło. Armia? Nigdy nie brał udziału w bitwie! To po prostu przerastało jego możliwości.
Armia!?
Całe życie byłem najemnikiem! - krzyczał w myślach. Zabić kogoś na zlecenie, eskortować z punktu A do B, albo posłać kogoś na dno C w kamiennych butach. To jest to, co umie najlepiej! Mimo, że z dobrego, szlacheckiego domu, wyedukowany, został najemnikiem. Zwiał z domu po tym, jak jego rodzice zostali zabici przez stado wilków. We dworze zostały wprawdzie jego ciotki, lecz pluł na nie gęstą śliną. Zaciągnął się do hulajpartii. Stamtąd też uciekł, po obławie Imperialnych. Zaczął jeździć od miasta do miasta, po zadania. Pierwsze zlecenie? Miał piętnaście lat. I na tyle siły, by roztrzaskać młotem czaszkę człowieka utrudniającego życie pewnym osobom.
Armia!?
Był zmęczony. Z lekkim bólem w skroniach zaczął przysłuchiwać się swoim nowym znajomym.
Poznał jednego z nich. Ten sam, z którym gonił rabusia na placu.
Jak on się przedstawił?... Aaa, Falcon. Reszty nie znał. Tego wielkiego mięśniaka, Wernera, o tak szerokich barach, że musiał wchodzić do pokoju bokiem, widział na placu. Mówił coś do jakiegoś gościa w płaszczu, którego twarzy nie widział. A ten elf... Nie miał do niego zaufania. Nie nosił broni, a to musiało oznaczać, że jest magiem. Nikt w dzisiejszych czasach nie chodził bez broni. Prócz magów. Nie lubił magów...
Popatrzcie, co też kot przyniósł! Ja, w jednej chwili najemnik, pragnący jak najszybciej znaleźć się w gospodzie z piwem i ładną dziewczynką na kolanach, w drugiej wojak, zasypiający w pokoju z trzema ludźmi... A raczej dwoma, trzeci był elfem.
Co za życie... - pomyślał Valles i przewrócił się na plecy.
 
__________________
"Sousa kanashimi wo yasashisa ni
Jibun rashisa wo chikara ni
Kiminara kitto yareru shinjite ite
Mou ikkai! Mou ikkai!"

Ostatnio edytowane przez Mazurecki : 03-07-2007 o 02:24. Powód: Mała poprawka wyglądu
Mazurecki jest offline  
Stary 11-04-2007, 12:32   #10
 
Khel's Avatar
 
Reputacja: 1 Khel jest na bardzo dobrej drodzeKhel jest na bardzo dobrej drodzeKhel jest na bardzo dobrej drodzeKhel jest na bardzo dobrej drodzeKhel jest na bardzo dobrej drodzeKhel jest na bardzo dobrej drodzeKhel jest na bardzo dobrej drodzeKhel jest na bardzo dobrej drodzeKhel jest na bardzo dobrej drodzeKhel jest na bardzo dobrej drodzeKhel jest na bardzo dobrej drodze


Khel

- Nazywam się Khel Milles i jestem czarodziejem. Muszę powiedzieć, że nie obchodzi mnie to, co o mnie myślicie. Mi też nie podoba się to, że musze tu być. Skoro taka była wola Vereny, niech i tak będzie. Zamilkł na chwilę poczym dodał. Mam nadzieję, że wasze umysły są tak silne jak karki, bo tam gdzie się wybieramy, można spodziewać się wszystkiego.

Nie ufał nikomu w tym pokoju, ale wiedział, że nie ma wyjścia. Może to pomoże mu zapomnieć o stracie jedynego przyjaciela. Khel był naprawdę religijny, i wierzył, że sprawiedliwość i obrona Imperium była jego obowiązkiem. Jedyne, co mu się nie podobało to fakt, że nie miał prawa wyboru. Khel spojrzał na łóżko, nie wyglądało wcale gorzej niż to z gospody, w której spędził ostatnią noc. Ostatnią noc swojej wolności.

- A więc teraz jesteśmy na siebie skazani. Niech i tak będzie. Mam jedynie nadzieję, że mogę na was liczyć na polu bitwy.

Mówiąc to położył się na łóżko. W myślach prosił panią sprawiedliwości o opiekę. Odmówiwszy krótką modlitwę przewrócił się na plecy udając, że zasypia. Tak naprawdę jeszcze długo analizował obecną sytuację. I próbował odnaleźć pozytywne aspekty wcielenia do wojska.
 
__________________
"Gonna die in hell,
gonna pay for all his sins"

Ostatnio edytowane przez Khel : 11-04-2007 o 12:53.
Khel jest offline  
 


Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172