lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   Zło kroczy ulicami (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/3978-zlo-kroczy-ulicami.html)

Cedryk 28-08-2007 18:47

Zło kroczy ulicami
 
22 Nachgeheim 2522r. Droga przed Middenheim, wieczór.

Dzień zmierzał ku końcowi niewielka karawana składała się w głównej mierze z krasnoludzkich rzemieślników głównie kamieniarzy zbliżała się do zachodniej bramy Middenheim. Wraz z nią podróżowała mieszana trupa cyrkowców, dwa wozy kupca z Nuln. Na niewielkim wózku podróżował wesolutki rozmowny niziołek, chwalący się wszystkim, iż ma zamiar otworzyć w Middenheim najlepszą gospodę „restaurację, jakiej to miasto nie widziało” w pobliżu zawsze plątało się olbrzymie kudłate psisko Rudol. Porównywanie wielkości psa i jego pan sprawiało wielką radość zwłaszcza krasnoludzkiej eskorcie „Borger ty i twój pies to cały szlachetny rycerz, wsadzić cię na niego i kopie do ręki włożyć i już możesz na smoki szarżować”. Wesołe te przekomarzania trwały już prawie od samego Altdorfu i podnosiły morale podróżnych a miały, co podnosić.
W karawanie dla bezpieczeństwa podróżowali dwaj młodzieńcy wyróżniający wśród podróżnych jeden z nich wyglądał na weterana szukającego zajęcia a drugi na obieżyświata, który to z niejednego pieca chleb jadł. Do dziwnej tej kompani na ostatnim przedostatnim popasie przed miastem dołączył elf dźwigający pięknie wykonany łuk z towarzyszącym mu sokołem. Cała trójka odstawała zachowaniem od podróżnych tak bardzo, iż po krótkim czasie nawiązała się pomiędzy nim jakaś nić porozumienia.
Czasy były niespokojne najazd sił Archaona, który po spustoszeniu Kisleva uderzył na Imperium spowodował wielkie szkody we wschodnich jego prowincjach. Ledwo kilkanaście dni wcześniej udało się przerwać oblężenie „Grodu Urlyka”. Przemierzając ziemie Nordlandu, członkowie karawany nękani byli atakami band chaosu, zielonoskórych i nielicznych banitów z przeszło pięćdziesięciu członków eskorty przy życiu pozostało trzydziestu, wóz rzemieślników i trzy wozy kupieckie wraz z ich właścicielami pozostały spalone na trakcie. Co rusz byli światkami okrucieństwa wojny, spalone sioła, heretycy, kultyści i przypadkowe niewinne ofiary ozdabiały przydrożne drzewa. Trupy ludzi i nie tylko gnijące w pobliżu traktów. Nawet podjeżdżając rampą do miasta widzieli stosy spalonych ciał należących do członków oddziałów Archaona, smużki dymu roznosiły smród gnijącego mięsa w promieniu kilometrów od grodu.
- Hola panie krasnoludzie, a gdzie to jedziecie - z zadumy Lilawandera, Wolfganga, Otta, wyrwał ostry głos dowódcy skierowany do przywódcy karawany starego siwego krasnoluda. Znajdowali się przed wschodnią rogatką miasta, drogę zaś karawanie zagradzał szlaban i trójka strażników miejskich doskonale wyposażonych jak to bywa w czasie wojny.
- Droga jest jedna, więc do miasta - odpowiedział opierając się o bojowy młot.
- Zamknięta musicie podjechać pod południowy wiadukt i wejść bramą południową.
- A dlaczego mam drogi nadkładać wjedziemy jak ludzie wschodnia bramą – rzekłszy to mocniej chwycił swój młot.
- Nie było moim zamiarem obrazić przedstawiciel naszych sprzymierzeńców, ale wschodni wiadukt jest w naprawie i całkowicie jest zamknięty dla ruchu tylko wozy dowożące materiały do naprawy mogą nim podążać, a najbliższą bramą jest brama południowa – powiedział strażnik, uśmiechając się, zdejmując hełm i ocierając spocone czoło- duchota wielka bije od tych stosów i wszyscy zdenerwowani jakoś są wybacz panie, więc moje być może zbyt grube słowa.
- Wdzięczny jestem za tak miłe powitanie, ale macie rację ten smród jest okropny, zatem wybaczam, niepamięć i wy moje zachowanie puśćcie w niepamięć.
Dojechawszy do południowej rampy Lilawander, Wolfgang, Otto, postanowili opuścić karawanę wiedząc, iż szybciej podejdą na nogach niż podjadą wozami.
W kilka godzin później zbliżyli się do bramy. Zniszczenia murów były spore część z nich zawaliła się pod ogniem machin albo magii. Na resztkach murów wisiały ciała wczepione w nie metalowymi hakami zastępującymi ręce.
- Witamy mieście, kopytkowe dwie sztuki złota od nogi wiem, że dużo, ale jak widzicie miasto to grodem jest warownym i na naprawę szkód przeznaczone będzie - powiedział strażnik nadstawiając rękę, potem szybko chowając w okutej szkatułce specjalnie przygotowanej na myto.
Wkroczyli wreszcie do Middenheim, w raz z ostatnimi promieniami słońca. W pobliżu bramy późnej pory kręciło się kilka osób zarabiających na życie oprowadzeniem po mieście.
- Panowie, nie potrzebujecie może przewodniczki znam cale miasto – około dwunastoletnia dziewczynka ubrana w czyste, lecz znoszone ubranie nieśmiało zbliżyła się do nich.


22 Nachgeheim 2522r. Wieczór ulice Middenheim.

Chloe Maddenryk i Celahir Ringĕril powracali właśnie po mile spędzonym w „Płonącym kominku” obiedzie. Poznali się w czasie oblężenia Middenheim gdy to młoda medyczka zwróciła uwagę na jednego z najemników pełniących rolę polowych sanitariuszy. Wiele razy to Celahir dostarczał na własnych plecach rannych, którzy trafiali na stół do Chloe. Nagle z pobliskiej uliczki dało się słyszeć zduszone okrzyki.

John5 28-08-2007 19:38

Otto obrócił się aby spojrzeć na na dziewczynkę, nie wyglądała na żebraczkę, raczej na córkę jakiegoś biednego rzemieślnika. Na co wskazywało dość zużyte, lecz czyste ubranie. Sam Otto był wysokim mężczyzną miał śniadą cerę, ciemno brązowe włosy i zielone oczy. Jego lewy policzek przecinała blizna. Miał na sobie ciemno zielony płaszcz z kapturem, czarne spodnie, zwykłą wełnianą koszulę i wysokie, skórzane buty. Oprócz tego nosił na sobie zbroję kolczą, przy pasie miał zwykły długi miecz. Przy sobie miał również tarcze oraz kuszę.

""Hmm... przydałby się ktoś kto pokazałby nam drogę do jakiejś karczmy. W tym mieście zbyt łatwo się zgubić jak na mój gust. Trzeba jednak zachować ostrożność, nawet tak niewinnie wyglądająca osoba może nas wprowadzić w pułapkę. ""

Jednak na głos powiedział coś innego.
-Więc mówisz, że możesz nas oprowadzić? Panowie myślę, że przewodnik przydałby się nam nie sądzicie? Rozumiem, że twoja oferta nie jest darmowa, przechodząc do rzeczy ile chcesz? -

Cedryk 28-08-2007 21:05

- Opłata jest różna w zależności gdzie chcecie się dostać, w jakiej to jest dzielnicy no i od pory, ale od kilkunastu miedziaków, do kilku szylingów, za cały dzień oprowadzania po Middenheim biorę półtora złotego Karla – odpowiedziała uśmiechając się w waszym kierunku.

Yoda 28-08-2007 21:32

Wolfgang spojrzał na dziewczynkę i rzucił lakonicznie
-Ile?
Posłał jej czujne spojrzenie swoich różnokolorowych oczu. Jedno miał zielone drugie niebieskie. Jego bujne czarne włosy aż prosiły się o strzyżenie. Regularne rysy, słaby zarost i lekko orli nos nadawały jego twarzy srogi ale jednocześnie przystojny wygląd. Wolfgang to wysoki, szczupły ale barczysty i wysportowany na oko może z 25letni młodzieniec.
Miał na sobie czarno szare pasiaste szarawary, wysokie buty oraz czarny kaftan sięgający do kolan z długimi rękawami zwężającymi się na przedramionach. Spod lekko rozpiętego kaftana wystawała granatowa koszula. Szeroki pas z prostą klamrą miał wiele sakiewek i skrytek oraz wisiał przy nim długi miecz. Przez ramię miał przewieszoną solidną skórzaną torbę oraz kuszę. Na klatce Wolfganga kołysał się łańcuszek ze srebrnym krukiem a mały palec zdobił srebrny sygnet z dziwną czaszką.
Wysłuchawszy dziewczynki. Spojrzał na kompanów porozumiewawczo. Raczej żaden z nich wcześniej nie był w Middenheim i nie znali miasta a mała raczej jakoś strasznie ich nie naciągała. „Jakby co pogada się z nią inaczej.”- pomyślał
- Jesteśmy zmęczeni długą podróżą. Na początek może zaprowadź nas do jakiejś taniej ale przyzwoitej karczmy. Jak ci na imię? –spytał sympatycznym tonem.

3killas 28-08-2007 22:05

Młody elf delikatnie, opuszkami palców, dotknął cienkiej blizny przecinającej jego policzek. Swędziała go, co należało zrzucić na karb chłodnego wiatru, który objął jego i Chloe, kiedy wracali z obiadu w „Płonącym kominku”. Zdążył się do niej przyzwyczaić, ale bynajmniej nie polubić. Aż strach pomyśleć, co by było gdyby Vardamir nie użył swojej magii, z pewnością zajmowałaby pół twarzy… - pomyślał. Jego skórzane, zapinane na wiele klamer buty uderzając o podłoże wydawały głuchy stukot. Pod skórzną, czarną kurtką ukrywał kolczą koszulkę, ot na wszelki wypadek. Odgarnął do tyłu ciemne, odrobinę kręcące się włosy i spojrzał swoimi zielonymi oczami na Chloe. Był szczęśliwy, że ją poznał, szczególnie w tych trudnych, ogarniętych wojną czasach, kiedy ludzie spoglądali na siebie nieufnie. Pyszny obiad, smakowało Ci? Może skoczymy na kieliszek dobrego, czerwonego wina? Co Ty na to Chloe? - zaproponował z uśmiechem. Nagle w uliczce obok usłyszał stłumiony krzyk. Przystanął i złapał za rękę Chloe – Słyszałaś? Cofnij się, nie chcę, żeby cos Ci się stało… Przez chwilę bił się myślami – iść dalej, czy sprawdzić co się dzieje. Nie musi zgrywać bohatera, przecież i tak wiele zrobił już dla mieszkańców Middenheim… Spojrzał jeszcze raz na towarzyszkę i powiedział niespokojnym głosem – Poczekaj tu, zaraz wrócę…Wyjął miecz i idąc wolnym krokiem, ostrożnie zbliżał się do źródła krzyku.

[wybaczcie, że włosy na rysunku są inne, niz opisałem, ale lepszego nie mogę znaleźć]

Eliasz 29-08-2007 02:44

Lilawander przyjrzał się dziewczynce, w jego stronach było by to nie do pomyślenia, żeby dziecko narażało się na kontakt z obcymi tylko po to by zarobić parę groszy. "Dziwni są ci ludzie..."

Z drugiej strony bardzo pragnął wypocząć w schludnym i przyjemnym miejscu w którym dodatkowo nie ograbią go z resztek pieniędzy jakie miał przy sobie. Kopytkowo wystarczająco zdarło z niego, uświadamiając jednocześnie wspaniały sposób na czerpanie zysków i ograniczanie wstępu tym, których na to nie stać. Gdyby tak wprowadzić to w stronach rodzinnych i ustalić stawkę nie do przekroczenia byłby to najlepszy sposób na ograniczenie kontaktów i jednocześnie w pełni zgodny ze zwyczajami ludzkimi...

Ubrany był niepozornie jak na profesję, którą podążał. Zielono szare szaty podróżne wraz z łukiem bardziej pasowały do rangera niż do jakiegokolwiek maga. Jedynie jego towarzysze poznali się na elfie i wiedzieli, że w jego przypadku pozory mogą bardzo, ale to bardzo mylić. Przy boku miał torbę z którą nigdy się nie rozstawał.

Jego lodowate spojrzenie przez moment przeszyło na wskroś dziewczynkę doszukując się jakiegokolwiek oszustwa bądź pułapki, chwilę później jednak, jego oczy przybrały łagodny i miły wyraz wystarczający by uspokoić nerwy nowego przewodnika. Lilawander nie znał miasta a myśl o przetrząsaniu każdej karczmy w poszukiwaniu czystego i miłego miejsca napawała go obrzydzeniem, dobrze wiedział, że w tak dużym mieście musiałby spędzić co najmniej pół dnia, by znaleźć właściwą karczmę. Nie wtrącał się jednak w rozmowę towarzyszy, całkiem dobrze sobie radzili. W tym czasie skoncentrował się na przechodniach otaczających ich. Nie chciał paść ofiarą złodzieja, których w Imperium było aż za dużo. Pozatym nigdy dotąd nie był w tak ogromnym mieście i miał okazję przyjrzeć się z bliska tak wielkiej aglomeracji, co też czynił z nieskrywanym podziwem na twarzy.

Cedryk 29-08-2007 09:31

Lilawander, Wolfgang, Otto

- Amanda. To zależy panie co chcecie zobaczyć, czy też gdzie się udać gospody, gospody z noclegami czy też tylko noclegi bo ta pora już, czy też macie chęć miło spędzić czas, ale biorąc pod uwagę porę to pewnie noclegu szukacie polecam gospodę Kowadło Dalgrumman'a - powiedziała rezolutnie uśmiechając się spod postrzępionej grzywki – w prawdzie prowadzona jest przez krasnoluda ale dzięki temu spokojnie chociaż jest, zaś najtańszych gospod nie polecam uchodźcy którzy napłynęli przed atakiem wszystkie zajęli i nie tylko je.

Idąc ulicą za waszą przewodniczką wszędzie widzicie zniszczenia dokonane przez wojnę i przez rzesze uchodźców, panuje odór śmierci i odpadków, wylęknieni przechodnie przemykają chyłkiem ulicami. Lilawander nie przypomina sobie tego miasta wszakże był w nim już kiedyś krótko, ale zapamiętał jego charakter trochę szalony, lecz zarazem wesoły. Wszakże ulice nawet po zmroku wypełnione były ludźmi dało się słyszeć muzykę płynącą z uchylonych drzwi zajazdów gospód i zamptuzów. Teraz otaczała ich cisza. Powolnym głaskaniem uspokajał siedzącego na jego ramieniu sokoła.
Pod ścianami i na skrzyżowaniach ulic dostrzegł z przerażeniem rzesze żebraków składających się w dużej mierze z inwalidów wojennych i dzieci. "Jakże może przetrwać Imperium, jeśli w taki sposób traktuje swoją przyszłoś" pomyślał, wrzucając po kilka miedziaków małym żebrakom, ale szybko zaprzestał tego widząc, że i tak wszystkim nie pomoże.

Podążając słabo oświetlonymi ulicami z niepokojem zauważyli, iż tylko nieliczne latarnie olejowe są zapalone, a światło dają tylko nielicznie rozmieszczone pochodnie i łuczywa. Zastanawiający również jest brak patroli straży miejskiej. Zapytana o to dziewczynka zdziwiona odpowiedział ze śmiechem.
- W mieście praktycznie całe zapasy oleju zostały wykorzystane w obronie przed potworami Archaona i dlatego ulice tak są oświetlane, a kupców od przerwania oblężenia niewielu jeszcze do miasta dotarło. Straż pod nieobecność garnizonu miejskiego pilnuje i murów i miasta i dlatego tak niebezpiecznie jest po zmroku. - odpowiedziała ściszając pod koniec głos.

Przechodząc jedną z węższych ulic zauważyliście jakąś grupę ludzi i usłyszeliście podniesione głosy.

Chloe Maddenryk i Celahir Ringĕril

Podążając za głosem wszedł do wąskiej ulicy gdzie próbowano kogoś powiesić. Gdy przyjrzał się dokładniej spostrzegł, iż sześciu dostatnio ubranych młodzianów starło się powiesić kilkunastoletnią dziewczynkę w rozszarpanej znoszonej sukni. Lina biegła przewieszona przez belkę podtrzymującą zadaszony krużganek biegnący nad ulicą. Mała broniła się dzielnie z licznych ranek sączyła się w blasku pochodni szkarłatna krew, rękami starała się rozpaczliwie rozluźnić zaciskającą się pętlę.
- Teraz ci będzie dobrze - powiedział jeden z nich kopiąc wierzgającą dziewczynkę w brzuch, pozostali ciągnęli za linę i wreszcie oderwali nogi małej od bruku.

Mayer 29-08-2007 11:40

Humor Chloe zdecydowanie się podniósł, co było ostatnio rzadkim zjawiskiem w tych czasach i w tym mieście. Najedzona po sutym obiedzie w „Płonącym kominku”, co było kolejnym rarytasem po ciężkim oblężeniu, w towarzystwie Celahira, nie miała co narzekać na swój los. W końcu mogła chwilę odsapnąć, jedynie torba na jej ramieniu dosłownie przypominała jej o ciężarze swoich obowiązków. Medykamenty pobrzękiwały cicho w rytm jej kroków gdy szła uliczkami razem ze swoim kompanem. Była nader zadowolona z tego towarzystwa. Nie tyle co czuła się bezpiecznie, ale po prostu darzyła go ogromnym zaufaniem, a co za tym idzie sympatią. Wszak komu można teraz zaufać? A nuż okazuje się, że twój kompan przy piwie jest kultystą, że kolejny jest zwykłym draniem gotowym palnąć cię w łeb i ograbić, a następni… następni są gorsi jeden od drugiego. Ot tak mówiąc krócej, Chloe zyskała dobrego kompana, za co była błogosławionej Shallyi bardzo wdzięczna.

Równie wdzięczna była Celahirowi za propozycję wypadu na wino. W gardle ją suszyło, a miała dość picia sikaczy, jakimi musiała się zadowolić podczas oblężenia . Otworzyła usta by wyrazić swoją aprobatę gdy zduszony krzyk dał się usłyszeć zza rogu. Celahir zareagował natychmiast. Chloe przyjrzała się jego niespokojnej twarzy.

–" Poczekaj tu, zaraz wrócę…"

-O nie, co to, to nie….
– zaprotestowała idąc za nim. Chloe zaczęła instynktownie pakować się w kłopoty. Cóż, tłumacząc to pokrótce, instynkt dziewczyny działał opacznie… można było to uznać za pewien talent.

Celehir powoli skradał się w kierunku odgłosów, za nim zaś dreptała Chloe pobrzękując ta swoją torbą. Zasadniczo mogła by nawet maszerować w wojskowych butach. Dziewczynka wrzeszczała wyjątkowo głośno, a i oprawcy klęli głośno. Tym razem to Chloe spojrzała swymi czarnymi oczyma niepewnie na elfa. Nie wiedzieć kiedy zaczęło nerwowo bawić się swoimi rudymi kosmykami włosów. W końcu odchrząknęła.

-Khym, panowie, w czymś problem?

Tak, Chloe kochała pakować się w kłopoty. Bogowie, miejcie ją w opiece….

Cedryk 29-08-2007 11:52

[MEDIA]http://dumaeg.googlepages.com/BRAVE014.MP3[/MEDIA]

Chloe Maddenryk i Celahir Ringĕril
- Zmykaj dziewko, bo i z tobą poigramy, należy jej się stryczek wiedźmie, zresztą nic to was nie powinno obchodzić lepiej zmykajcie, aby nie podzielić jej losu. Przeszkadzasz nam w dobrej zabawie. I co to przez twoje czary nie wychodziło nam będziesz miała za swoje dziewko - to mówiąc wyjmuje rapier i jego koszem uderza dziewczynkę w nerki. Na wskutek ciosu mała zaczyna się kręcić w koło na linie nieporadnie próbując się uwolnić widać, iż ma mało powietrza. Młodzian triumfalnie wznosi rapier ku nocnemu niebu i nim potrząsa. Dociera do was zapach przetrawionego wina.

Mayer 29-08-2007 13:03

Żal się jej zrobiło dziewczyny. Z medycznego punktu widzenia duszenie było wielkim dyskomfortem. Przy odrobinie szczęścia może złamie sobie kark, ale pętla wyglądała na dobrze zrobioną.... bidula. No i ten smród był niemiłosierny ale… wiedźma? Może i wiedźma… Ale tak traktować ludzi się nie godzi, zwłaszcza dziewki, zero szacunku. Zresztą co to, oni jej grożą. Przecież ona jest uczona, medyk! Studiowała w Altdorfie na najlepszej akademii! Nie zdziwiła by się gdyby jednemu z nich podczas walk opatrywała rany. Beszczelni paniczkowie. Chloe fuknęła zdenerwowana

-Hejże! Powoli! Co to mają być za samosądy! – Chloe nagle się nastroszyła – Jaśnie panowie są wyświęceni żeby samemu karę wymierzac, he? Jeśli ona wiedźma, to przed oblicze sigmarytów ją weźcie, a nie jak chłopi chcecie ją tu powiesić! Prawo imperialne mówi o takich przypadkach! A nie jakieś cyrki jak w Bretonni! Odetnijcie ten sznur!

Tupnęłą nogą. Podobnie zachowywała się w domu, gdy była mała, kiedy to piastunka nie chciała dac jej dodatkowej porcji placków z miodem. Tyle, że tutaj sytuacja była „nieco” inna. No i pozostwało pytanie – kogo ona tu bardziej pakuje w tarapaty – siebie czy biedną dziewkę? Chloe momentalnie zadała sobie to pytanie i zbladła. Uśmiechnęła się nerwowo.

-Bo panowie szlachetni, prawda? Nie uchodzi wam zajmować się takimi sprawami, prawda? Nie godzi się brudzić szlachetnych rąk, prawda? My... ją zaprowadzimy pod sąd, panowie. A szlachetni panowie będą mogli oglądać płonące stosy, prawda? Ale nie możemy pozwolić by się musieli parać zawodem kata, prawda? Panowie? Prawda?

Bogowie miejcie w opiece je obie…


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:52.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172