Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-12-2009, 15:24   #201
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
- Spokojnie panowie, spokojnie. O co tutaj chodzi? – Albrecht krzyknął do biegnących ludzi i gdy już elf był pewien, że zostanie on aresztowany przez straż nastąpiło coś nieoczekiwanego. Pa raz kolejny nie wiadomo skąd pojawiła się karoca. Elf zgodnie z wcześniejszym postanowieniem postanowił jechać wraz z drużyną, choć nie zamierzał jeszcze się im ujawniać. "Jak mnie znajdą to mnie znajdą" pomyślał i się uśmiechnął. Vladimir ku zdziwieniu elfa w ogóle przypomniał sobie o nim - co było dość nietypowe przy czarze którego użył elf.
Lilawander nie przejął się tym specjalnie wiedząc, że magia czaru i tak sprawi, że Vladimir przestanie go szukać. "Dziwne , że zaczął mnie szukać" - pomyślał, dalej się nie ujawniając. Był ciekaw co o nim powiedzą myśląc, że go nie ma. Czasem był to najlepszy sposób na sprawdzenie z kim się ma do czynienia. Elf starał się jedynie unikać kul, kryjąc się możliwie najlepiej przed ostrzałem.
 
Eliasz jest offline  
Stary 17-12-2009, 20:01   #202
 
lopata's Avatar
 
Reputacja: 1 lopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumny
Im szybciej biegł, tym coraz dotkliwszy był ból w kolanach. Wiedział, że nie może się poddać. Wiedział, że nawet gdyby nogi mu krwawiły musiał dobiec do głównego tunelu, gdzie napotkałby już regularne patrole straży. Jeszcze tylko zakręt a potem tylko sto kroków prostej i wybiegnie na szeroki tunel, który służy również w formie drogi handlowej. Powoli brakowało mu tchu w piersi lecz biegł niestudzenie dalej i dalej, aż znalazł się w korytarzu wykutym w skale. Ściany były dokładnie ociosane a sufit wzmocniony zdobionymi kolumnami. Z oddali usłyszał przekleństwa jednego z sierżantów wobec maruderów i bardziej topornych krasnoludów. Kiedy głośne kroki dały się słyszeć, sierżant zaprzestał krzyków przygotowując oddział do obrony. Wszyscy rozluźnili się kiedy ujrzeli biegnącego posłańca. Zdyszany biegł jakby goniło go stado demonów. Kiedy tylko dobiegł do nich, padł na kamienną podłogę rozciągając się płasko na plecach dysząc ciężko. Kiedy mógł w miarę rozmawiać nadal głęboko nabierając i wypuszczając powietrze szybko wyrecytował słowa telegramu.
-Zieloni idą i są tydzień drogi stąd. Ich armia jest ogromna i nie zanosi się by w ich szeregach zbliżał się rozłam. Czeka nas bitwa.
Kiedy sierżant to usłyszał szybko wydał rozkaz pomocy posłańcowi i zebrania się jak najszybciej do twierdzy. Miasto musiało przygotować się na obronę. Obronę miasta Snorriego. Miasta w którym mieszka, ma rodzinę i ukochaną. Zbliżał się najgorszy okres życia tego krasnoluda.
 
__________________
"...a ścieżka, którą podążać będą zaścieli trawy krwią bezbronnych i niewinnych. Szczątki ludzkie wskrzeszać będą do swych armii aż do upadku wszelkiego życia. Nim słońce..."
lopata jest offline  
Stary 19-12-2009, 22:24   #203
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Albrecht stał jak wryty kiedy w ich stronę biegli strażnicy, nie zważając na jego słowa. Wtedy pojawiła się karoca. Jak dar bogów, Randala czy innego nie ważne. Ważne że była i można było uciec. Jednak on dalej stał jak zamurowany. Cały jego świat odwrócił się do góry nogami. W ciągu kilku dni z obywatela zmienił się w oprycha i naraził się niebezpiecznemu gangowi morderców. Cały świat Albrechta runął i nie wyglądało na to, że się kiedykolwiek pozbiera.
Wtedy zadziałały instynkty. Adrenalina pobudziła serce do zdwojonego wysiłku. Krew przyspieszyła w żyłach i szybciej dopływała do mózgu. Świat jakby trochę ścichł i zwolnił. Słyszał tylko swój oddech i bicie serca. Spojrzał na karetę z której wystawał Vladimir i coś do niego krzyczał. Nie rozumiał co to było, ale instynktownie wskoczył do środka. Rozpędził się za mocno i uderzył w drugie drzwiczki obijając sobie bark. Ból przywrócił mu fonię. Poczuł jak pęd przyciska go do ściany, kiedy kareta robiła skręt. Nad głowami świszczały kule. Albrecht skulił się i silnie zapragnął znowu znaleźć się w swoim pokoju nad kolejną interesującą książką.
- Ej, a gdzie jest wasz zakapturzony kolega? – usłyszał pytanie Vladimira. Rozejrzał się w karocy w której oprócz niego znajdował się tylko krasnolud. Albrecht nabrał powietrza.
- Cholera, zapomnieliśmy o Ahinie! – powiedział wyprostowując się. – Powinniśmy po niego zawrócić
Ale o co mu chodziło z tym zakapturzonym? Ashin nie miał kaptura?” zastanawiał się dalej. Poczuł wtedy, jakby o czymś zapomniał. Starał się skupić na tym ale nie mógł skojarzyć o co chodziło. To jedno z takich dziwnych uczuć gdy wiesz, że nie pamiętasz ale nie wiesz o czym. Prawda uderzyła w niego nagle. Zupełnie jakby przebił się przez ścianę blokującą jego pamięć.
- Lilawander!

OFFTOP
- Rzut na SW przeciwko czarowi ( trudny test)
 
__________________
you will never walk alone

Ostatnio edytowane przez Noraku : 19-12-2009 o 22:43.
Noraku jest offline  
Stary 19-02-2010, 23:43   #204
 
Lotar's Avatar
 
Reputacja: 1 Lotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwu
Pozbywamy się NPC PART I

- Hej, Sir! Zdaje się że tu w stajni ktoś się chowa! – Krzyknął któryś z marienburdzkiej milicji. Mężczyzna wskazywał palcem na masywne, drewniane drzwi stajni równocześnie patrząc pytającym wzrokiem na Gzysta.
Wyższy rangą milicjant spojrzał na oddalający się dyliżans, a razem z nim gdzieś wyparował kapitan Waitz. Teraz to on tu rządził, więc musiał podjąć decyzje co robić dalej.
- Więc na co czekasz? Właź do środka i sprawdź kto to!
Młody strażnik nie palił się do otwierania drzwi i szukania czegokolwiek. Ostrożnie dotknął metalowej obręczy służącego klamkę. Wystarczyło tylko pociągnąć, a wrota się otworzą. Jednak sam Sigmar wie co może być po drugiej stronie. Mężczyzna pożałował, że się wychylił i zasugerował sprawdzenie tej przeklętej stajni. Tam może być osoba odpowiedzialna za masakrę w nie mniej przeklętej karczmie, za te wszystkie ciała, za żywoty które są teraz sądzone na łonie ogrodów Morra. Ta kupa mięcha i litry krwi, które wywołały u mężczyzny torsje to mogła być sprawka osoby, która kryła się za drzwiami. Ale równie dobrze w strasznej karczmie nie musiało być nikogo, albo wręcz przeciwnie jakiś kurdupel szczający w gacie i na myśl stróżów prawa Wolnego Miasta Marienburga.
- Dobra, nie pękaj Johan będzie dobrze. – Powiedział sobie milicjant, czując napięcie w powietrzu. Gzyst zaczynał się niecierpliwić, a wtedy robił się nieprzyjemny.
Głęboki wdech i mężczyzna naparł na drzwi. Drewniane wrota poruszyły się, szurając przeciągle po ubitej ziemi. Johan wszedł do środka. Powoli, spokojnie i bardzo rozważnie. Lekko zgarbiony, na zgiętych kolanach poruszał się powoli w głąb stajni. Był bardzo spięty. Czujny, ale spięty. Swoimi zielonymi oczami rozejrzał się po pomieszczeniu. Pomieszczenie było znacznie mniejsze niż wyglądało to z zewnątrz. Udeptanym chodniczkiem dochodziło się na sam środek stajni, a z tamtego punktu na wprost, po lewej i prawej rozchodziły się korytarze z boksami dla koni i wozów. Johan nie słyszał żadnych odgłosów typowych dla koni więc wnioskował że stajnia była kompletnie pusta. Przynajmniej nie było w niej żadnych zwierząt, ale czy ktoś nie chował się w ciemnych zaułkach pomieszczenia?
Johan doszedł już prawie do środka. Czuł każdą krople potu ściekającą po włosach na czoło i oczy. Napięte mięsnie i stawy zaczynały protestować, mężczyźnie coraz bardziej chciało się rozluźnić i wyprostować. I zrobił to, ale nie z własnej woli. Dreszcz przebiegł po jego kręgosłupie zmuszając go do szybkiego obrócenia się. Coś za nim trzasnęło, wydawało się że gałązka.

Ale na szczęście to nie było nic strasznego. Johan zapomniał o swoich towarzyszach Jurgenie i Wolfgangu. Ci cały czas byli za jego plecami. Jak to jest, że nie usłyszał ich kroków albo sapania, przecież Jurgen zawsze ciężko sapał.

Nagle znowu coś usłyszał. Znowu się obrócił, ale nic nie zobaczył. Johan i jego towarzysze przywarli do siebie, na środku stajni. Takie ustawienie pozwalało na obserwowanie prawie wszystkich miejsce z których mogło nadejść zagrożenie. Teraz mężczyzna słyszał dobrze sapanie Jurgena i czuł jak bardzo spocone są plecy jego ziomków. Sam błądził wzrokiem szukając źródła hałasu. Nagle niepokojących dźwięków zrobiło się więcej. Przypominały kamienie odbijające się od drewna, ale strażnicy nie widzieli żadnych okrągłych pocisków. Tylko dźwięki, które dochodziły to z lewej, to z prawej.
- Kurwa! Duchy! – Jęknął Wolfgang i odłączył się od grupy. Biegł co sił w kierunku wyjścia.
- Wolfy! Nie cykorz! Wracaj!
Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, mężczyzna rozpędzony niczym Pędziwiatr zatrzymał się jeszcze szybciej. Johan był pod wrażeniem swoich umiejętności przywódczych, ale coś mu nie pasowało. Wolfgang jęczał cicho, odwrócony plecami do towarzyszy.
- Wolfy?
Nagle strażnik padł na ziemie, a raczej trzeba było powiedzieć że jego ciało padło. Bo tak powinno nazywać się zwłoki. Dwaj pozostali milicjanci z przerażeniem spostrzegli ośmioramienną, metalową gwiazdę utkwioną w piersi kolegi.
- O cholera! – Wrzasnął Jurgen. – Co teraz Johan? Co robimy? Przecież on nas zabije! Przecież on nas…
- Zamknij mordę. Złapiemy go słyszysz! – Tłumaczył mężczyzna. – Złapiemy cię sukinsynu!
Nagle coś zleciało z sufitu wprost na Jurgena. Wydawać by się mogło, że to wielki orzeł, ale to był człowiek. Niestety…

Postać z łopoczącymi połami białego płaszcza spadła na towarzysza Johana niczym grom z jasnego nieba. Pięści ściśnięte mocno razem opadły na kark Jurgena, a w ciszy stajni usłyszeć można było niemiłe chrupnięcie. Johan nie wiedział czy Jurgen czy jego ciało padło na ziemie, ale wiedział, że teraz będzie musiał zmierzyć się z istnym zabijaką. Nawet nie wiedział kiedy w jego dłoni pojawił się rapier. Szybko drugą, wolną ręką wyszarpał zza pasa pistolet i naciągnął kciukiem kurek. Jednak nie zdążył strzelić w kierunku zabójcy.

Ashin w mgnieniu oka złapał za ramie w którym strażnik trzymał samopałe. Uniósł ją do góry, spodziewał się, że jego ofiara przestraszy się jego zdecydowanego ruchu, spanikuje i strzeli byle gdzie, wolał żeby wystrzelił w górę. Skrytobójca zauważył kątem oka, że druga ręka zamierza się do wykonania cięcia rapierem. Ashin szybko dobył sztylet i odbił szermiercze uderzenie milicjanta. Następnie silny kopniak w brzuch skosił Johana z nóg, a łokieć w potylice powinien skutecznie zamroczyć przeciwnika. Ashin już zamierzył się do dobicia nieszczęśnika używając swojego mechanizmu zamontowanego w ręce.


Jednak zabójca poczuł dziwny chłód na szyi. Chłód stali – bardzo ostrej stali. Oczy Ashina powędrowały na dół i ze zdziwieniem zobaczył że ktoś przyłożył mu ostrze do szyi.
- No, no, no fajne masz zabaweczki. Może przyjrzymy się im na posterunku? – Zabrzmiał głos Gzysta. – Tylko spróbuj tego użyć, a utnę ci te łapsko…
 
Lotar jest offline  
Stary 19-03-2010, 20:55   #205
 
Lotar's Avatar
 
Reputacja: 1 Lotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwu
[B] Pozbywamy się NPC PART II[/B]

Mgła...
Nie to nie było zjawisko meteorologiczne. To nie była zwyczajna mgła. Przecież jeszcze przed chwilą miał przed oczami zupełnie dobrze widoczne, piękne, niebieskie niebo. Ani jednej chmurki, ani jednej anomalii pogodowej, która zmąciła by ten obrazek. Może to nie była kwestia problemów z otoczeniem? Co jeśli to z nim było coś nie tak? Chyba ten tok rozumowania był poprawny. No bo jak inaczej wytłumaczyć stępione zmysły? Czuł się ociężały. Jego głowie przybyło kilka kilogramów – ważyła więcej niż przedtem. I ręka, i noga – obie jakby lewe, jakby zapomniał jak się ich używa. To było uczucie jak po wypiciu khazadzkiego ale, albo mocnej sety. Szum w głowie. I cały był obolały. Wszystko go bolało dokładnie wszystko. Do otępionego systemu nerwowego doszły uszkodzenia mechaniczne. Chyba nie były one jakieś poważne. Nie czuł przecież aż tak wielkiego bólu. Właściwie to jego intensywność wskazywała na zadrapania, otarcia i ogólne zmęczenie coś jak zakwasy. Czas skończyć te domysły! Zamrugać kilka razy oczyma! Rozrzedzić mgłę i zobaczyć co się stało.

Mruganie... Potrząsanie głową... Oklepywanie policzków... Masowanie skroni... Już! Gotowe!
Mgła odchodzi – ucieka. Obraz się wyostrza i już może coś dostrzec. Pierwszy obraz – kostka brukowa. Porządny Marienburdzki bruk. Ogląda ręce, nogi i głowę. Brudne od kurzu i brudu. Chyba się wywrócił. Tak to były zadrapania, dobrze myślał. Najwięcej na dłoniach i łokciach – musiał nieźle szorować. Z niektórych dalej leje się krew... taka gęsta... taka obrzydliwie czarna...
Żebra go bolą. Wcześniej tego nie czuł. Nie próbował się ruszać, przekręcać, ale teraz zauważył że jego bok go boli. Chyba przyjął na niego większość impetu uderzenia.

Ale czemu nic nie pamięta? Głowa go boli, gdy chce sobie przypomnieć, nawet mimo tego że otępienie już trochę zelżało. Nie minęło do końca, ale jednak zelżało. Zbiera mu się na wymioty. Momentalnie bez wcześniejszych sygnałów, ignorując ból i cierpienie, szybko przechodzi na klęczki i wymiotuje. Dobre kilka minut. Wraz z rzadką, żółtawą cieczą leci krew! Z jego ust!
Dość! Już wystarczy! Boli go brzuch, nie może już więcej wymiotować! Nie chce!

Ale co to? Obok kałuży krwi i wymiocin dostrzega drewno. Drzazgi takie jak ma powbijane w ramie i trochę większe kawałeczki jakby klocuszki dla dziecka. Ale o bardzo nieregularnych kształtach, jakby z ogromną siłą wyrwane z większej całości.

Podnosi wzrok. Obraz jest wstrząsający. Ścieżka z drewna jest coraz większa. Drzazgi, klocuszki, solidne kawałki i całe deski. Aż wreszcie urwane z zawiasów drzwi... Od karocy! Ich karocy. Leży tam! Przechylona na bok. Koła wciąż wirują poruszane wiatrem jakby pojazd chciał dalej ruszać w drogę. Ale to raczej niemożliwe... Konie zginęły... Leżą tam... Nie ruszają się dalej zaprzagnięte do powozu. Solidne, wielkie cielska. Jeden ma nienaturalnie przekrzywioną głowę. Skręcony kark...
Drugiego nie widzi.

Ale kim on jest? Jak się tu znalazł? Chyba nie był sam? Miał towarzyszy! Obrazy nadlatują do głowy! Kilka twarzy, kilka miejsc, kilka zdarzeń – imponujące, znajome, ale nic nie mówiące mężczyźnie. Może trochę minie czasu zanim to wszystko nabierze sensu. Patrzy na swoje ubranie... Obszerna opończa z kapturem... Chyba to uniform? To powinno coś znaczyć. Takim strojem powinien reprezentować jakąś organizacje, Ale jaką? Nieważne! Powinien coś posiadać. Coś najważniejszego w życiu. Ale co?

Imię! Tożsamość! Jakoś muszą go zwać! Jakoś musi różnić się od innych! Co to za ludzie? Czemu tak się gapią? Nie chcą pomóc? Na ich twarzach widać tylko ciekawość i... i... Nic więcej! Tylko ciekawość! A może i zdziwienie? Bynajmniej mu nie pomogą. To tylko gapie...
On też był gapiem. Wie to, chociaż nie pamięta swojego życiorysu. Ale kołacze mu się jakiś wyraz. W myślach obija się myśl: ALBRECHT!
Tak! To jego imię! Jest na dobrej drodze! A więc ma na imię Albrecht, jest skrybą, jakiegoś zakonu, nie wie jeszcze jakiego, ale jest postęp. Przeżył przygody! Zeszłej nocy i tego dnia. Przygody dzięki którym przestał być gapiem, a stał się herosem z pieśni, które tak lubił czytać. Jest bohaterem! Ale nie przeżył tego wszystkie sam!

Ashin, Vladimir, Snorri, Lilawander, Gordo i Mark! Aż tylu ich było! Ale nie wszyscy są żywi. Nie wszyscy powinni przebywać na ziemskim padole. Ale gdzie są ci żywi? Ci pozostali?

Albrecht wstaje. Trochę nim kręci, to na lewo, to na prawo. Niczym wahadełko. Jak w zegarze. Dochodzi do wozu, opiera się o jego przewrócony bok. Nie ma drzwi, leżą wyłamane na bruku. Zajrzał do środka. Siedzieli tu. Na ławeczkach obitych aksamitem. Ale już ich nie ma.
Napływają wspomnienia! Nagle trzask i wylatują! Wszyscy razem! Wóz się przechyla, drzwi nie wytrzymują, cała drużyna wyrzucona na zewnątrz. Chwiejnym krokiem dochodzi do miejsca dla woźnicy. Tu siedział Vladimir Tabasco, Ale jego też nie ma. Zamiast tego plamy krwi, a aksamit, którym również było obite siedzisko jest cały niemiłosiernie pocięty!

Są! Albrecht widzi ich! Są po drugiej stronie ulicy! Jakby wypadli drugimi drzwiami. Albrecht obchodzi wóz by do nich dotrzeć, trzeba sprawdzić co się z nimi stało. Nadal chwiejny krok i ciężki łeb, ale widać poprawę. Z każdą chwilą jego organizm się odbudowywuje. Dochodzi do pierwszego – Lilawandera. Pamięta go. To ten czarodziej, który imponował mu mocą. Czary jakimi władał elf były zaiste potężne. Ale tamten mu nie ufał, uważał że jego panika i strach w walce nie jest naturalne. Nie ufał mu, Albrecht to wiedział. Miał za złe elfowi, że ten wymyślał takie rzeczy, ale może jak teraz pokaże, że jest dobrym kompanem, to kto wie? Mocno potrząsa, woła i błaga!
- Nie możesz umrzeć! - Myśli, a może i woła, Albrecht.
Jest! Rusza się! Taki sam otępiały wzrok jak u skryby! Taki sam stan! Ale dojdzie do siebie. Wyzdrowieje. Potrzeba trochę czasu, ale jest dobrze. Obaj wrócili z zaświatów. Królestwo Morra jeszcze nie dla nich. Jeszcze mają sprawy do załatwienia na ziemskim padole.

Drugi kompan. Krasnolud. Albrecht go pamięta. Snorri! Jego umiejętności i szaleństwo wbijało się w pamięć szczególnie. Niesłychanie silny i mężny. Wojowniczy, bitny i waleczny, ale tez szalony, nieroztropny i ekscentryczny. Już przed wypadkiem potrzebował medyka. Bo bronił ich. Był ich głównym strażnikiem – ochroniarzem. Nie chce wstać. Dalej nieprzytomny mimo modlitw to Shallyi. Chyba tylko jedno mu może pomóc – medycyna, Trzeba zawołać medyka.
- Ludzie! Biegnijcie! Biegnijcie po medyka! Prędko! - Drze się na cały głos! Wydziera się wręcz!

Straszny widok! Rozglądając się za gapiami dostrzega straszny widok! Nie chce żeby to była prawda! To koszmar, nie rzeczywistość! Podbiega do niego, mało co się nie wywracając.
- Vladimir! Vladimir! - Szlocha cicho Albrecht.
Co się stało? Dwa ciała obok siebie – mężny łowca czarownic i jakiś wojskowy. Obydwoje są nieprzytomni, a raczej martwi. Po milicjancie nic nie widać. Tylko ślady krwi na mundurze. Ale nie ma tętna, ani oddechu nie czuć. Tabasco - to wygląda okropnie. Wielka, długa szabla! Wystaje mu z piersi! Wbita bardzo głęboko. Cała koszula poplamiona juchą. Śmierć musiała być natychmiastowa.
Albrecht płacze, wtulony w kołnierz denata. Z tyłu słychać ruch. Zgrabne ruchy elfa i ciężkie wojownika.
- To była dobra śmierć... - zagrzmiał krasnoludzki bas.
 
Lotar jest offline  
Stary 26-03-2010, 20:33   #206
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Co? Gdzie? Jak?
Świadomość powracała Albrechtowi bardzo powoli, jakby kroczył przez pustkę ku światełku pamięci, jednak zamiast przybliżać, oddalało by się ono coraz dalej. W końcu jednak wydarzenia ostatnich dni uderzyły mu do głowy niczym topór krasnoluda. Zachwiał się przez taki nagły przypływ takiej ilości informacji i złapał się za głowę. Spojrzał na swoje dłonie. Obie były poznaczone wieloma bruzdami, ale zostały wyrzeźbione nie przez miecz, ale przez pióro. W takim razie co robił tutaj? Kolejna porcja informacji napływała do jego głowy, tym razem w jako takim porządku. Śledztwo, drużyna, pojmanie, ratunek, potwór. Tak, przyłączył się do poszukiwaczy tego potwora. Jednego z towarzyszy już stracił, a monstrum okazało oznaki inteligencji pisząc na ścianie słowa skierowane wprost do nich. Było ich pięciu, zostało trzech. Nie, wcale nie trzech. Dołączyła jeszcze dwójka. Zabójca Ashin i dziwny jegomość… miał imie związane z jedzeniem…
Tabasco”
Powiedział do siebie w myślach Albrecht. Podniósł głowę i zaczął rozglądać się za swoimi towarzyszami. Ashin zniknął już gdzieś wcześniej, ale gdzie jest reszta? W otępieniu odszedł od karocy. Znalazł ich. Elf Lilawander, który chyba czegoś się domyśla, ale czego?
Powiedziałem mu… powiedziałem mu, że należę do zakonu… chyba Veresy, nie! Vereeny. Należę do zakonu Vereeny
Trochę dalej leżał Snorii. Równie silny co szalony i ranny. Ledwo się trzymał. Nie wiedział czy to ze współczucia, czy ze świadomości, że krasnolud to jedyna osoba która mogła by ich teraz obronić krzyknął:
- Ludzie! Biegnijcie! Biegnijcie po medyka! Prędko!
Został jeszcze jeden. Vladimir Tabasco. Jego ciało przedstawiało opłakany widok, ale zabrał ze sobą jednego z gwardzistów. Kiedy Albrecht opłakiwał nowo poznanego towarzysza, uderzyła go kolejna informacja, ta jednak była najgorsza ze wszystkich.
Ja… tutaj mieszkam. To była straż Marienburga. My… oni ich zabili, ale ja też tam byłem. Jestem teraz przestępcą. – spojrzał na swoje zakrwawione dłonie. – Mam ich krew na rękach
Z przerażeniem zaczął wycierać ręce o swoje szaty, ale to nic nie dawało. Miał wrażenie, że ściany budynków zaczynają się do niego przysuwać, że chcą go zamknąć. Tłum dookoła szydził z niego. Skryby, który porywał się na walkę z potworem. Który chciał udawać bohatera. Z jego bohaterszczyzny. Wzrok zaczynał mu szwankować. Ktoś się do niego zbliżał, ale nie wiedział kto. Machał nerwowo rękoma, chcąc odgrodzić się od napastników, i czołgał się, aż oparł się plecami o ścianę. Kręciło mu się w głowie. W brzuchu czuł niepokój, który wędrował coraz wyżej, do jego gardła. W końcu zwymiotował. Który to już raz w ciągu ostatnich dni?

Kiedy już ochłonął i zrozumiał co dzieje się wokół nich, poczuł się jeszcze gorzej. Teraz to on musiał ich poprowadzić, ufając swojej dziurawej pamięci.
- Musimy stąd uciekać - powiedział oddychając ciężko. - Chodźcie za mną, znam parę cichych miejsc w tym mieście.
 
__________________
you will never walk alone
Noraku jest offline  
Stary 26-03-2010, 21:00   #207
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Elf długo nie mógł dojść do siebie, w uszach mu szumiało widział rozpieprzoną karocę, martwe lub pół martwe konie i dwa trupy. Próbował dojść do siebie i po jakimś czasie w końcu mu się to udało, rozpoznał szalonego krasnoluda i fałszywego kapłana... nie było to towarzystwo jakiego elf mógł pragnąć, ale w obecnych okolicznościach lepsze było takie niż żadne - a przynajmniej taką miał nadzieje kierując się za "kapłanem".

Nim jednak ruszył w dal uważnie przeszukał ciała zaczynając od łowcy, brał wszystko co mogło być cenne wartościowe bądź przydatne - oczywiście sprawdził też czy jego magia ochronna wciąż działa, a gdyby nie działała szybko zamierzał ten stan rzeczy naprawić, ostatnie czego mu było potrzeba to kolejny pościg.

- Będę za wami, rzucił, choć wiedział, że i tak nikt nie będzie o tym pamiętał gdy ogarnie go już czar.
Udanie się w spokojne miejsce uznał za dobry pomysł, do tej pory cały czas gnali bez chwili odpoczynku. krasnolud poza tym wciąż potrzebował lekarza...
 
Eliasz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:20.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172