Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-03-2008, 11:07   #21
 
Kraven's Avatar
 
Reputacja: 1 Kraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwu
Jak zwykle trafia mi się zadanie beznadziejne… więcej pytań, niż odpowiedzi… Kapłan Ulryka, Czerwony kamień… hm… rubin pewnie… udał się na północ, tylko jak dawno… ile ma nade mną przewagi… a niech szlag trafi staruchę i tego całego Verona… że też się dałem namówić na takie gówno… a mogłem siedzieć, teraz w towarzystwie pięknych panien… Angarad szedł ulicą, rozmyślając nad jakimś planem działania… hm.. gdzie bym się udał gdy bym był kapłanem Ulryka i wiedział że wszyscy na mnie polują… Tak jasne ja kapłanem Ulryka… To mi przypomina polowanie na starego Vinga, cwana bestia z niego była, uciekał nam wiele tygodni, zanim wpadliśmy na jego trop, pozwolił nam się wyprzedzić i podążał dalej naszym śladem w bezpiecznej odległości… Muszę się dowiedzieć co kryje się w lasach nieopodal Altdoru, od jego północnej strony… Tylko gdzie zacząć szukać inormacji… Łowca błąkając się ulicami stolicy, trafił do dzielnicy biedoty, smród, gnój i ubóstwo. Co to za miejsce? Nawet lepiej był w starym zajeździe u wuja Dankana. Wyglądem nie odbiegał od tutejszego pospólstwa, stare znoszone ubranie nie wzbudzało uwagi wśród ludności, tylko dwa błyszczące miecze u pasa, przykuwały wzrok na chwile, po czym szybko odwracano głowę. Lepszego miejsca nie znajdę, ci ludzie na pewno muszą coś niecoś wiedzieć na temat tych lasów, zawsze lepsze to niż nic… Angarad wypytywał się ludzi odnośnie starego lasu, za północną bramą miasta, można powiedzieć że stracił dobre trzy godziny łażąc i zaczepiając pospólstwo. Nasłuchał się wiele opowieści, bardziej lub mniej dziwnych i żadna nie dawała jasnych wskazówek co do poszukiwań kapłana… Najczęściej powtarzał się zajazd starego Olesn’a, albo że nic nie wiedzą na ten temat, było też to jezioro, położone bardziej na zachód od głównego traktu, niegdyś stała nad nim stara chatka, po jego wschodniej, albo południowej stronie, tu zdania były podzielne. Ogólnie wszyscy opowiadali najróżniejsze historie, na temat dziwów jakie się dzieją w tamtych lasach i jak bardzo jest tam niebezpiecznie w dzień, a nie mówiąc już o nocy… Angarad stracił już nadzieje na znalezienie jakiejś sensownej wskazówki. Będę musiał zacząć od tego starego zajazdu, zawsze to coś, może karczmarz żuci cień światła na tą sprawę… Łowca kierując się do dzielnicy handlowej, w celu uzupełnienia zapasów, natknął się na dwu osobowy patrol strażników, którzy przyczepili się do starego żebraka.

- Zjeżdżaj stąd, albo wsadzimy cię do celi za zakłócanie porządku. – powiedział szorstkim tonem jeden z strażników. Był wysoki i chudy widać było że sprawia mu przyjemność nadużywanie władzy.

-Posiedzisz sobie z grubym Olafem, on już się tobą zaopiekuje – dodał drugi i się zaśmiał.

Angarad miał dość pakowania się w nie swoje sprawy, miał teraz inne zadanie, Wybacz staruszku, ale to twój zły dzień, nie mam czasu. Mężczyzna przeszedł obojętnie obok strażników, zmierzył ich wzrokiem i spojrzał na starca. Bolało go, że w mieście jak powiadali prawa, dzieją się tak, młodzi strażnicy nadużywają władzy danej im przez Władce…

-Ale ja nic nie robię, zatrzymałem się tylko na chwile, gdyż moje nogi nie są tak młode jak kiedyś i tyle – bronił się starzec, ale wiedział ze nic mu to nie da, w tej dzielnicy prawo to tylko metafora.

- Wiesz ile nas to obchodzi, dla nas jesteś żebrakiem i tyle, bierz go Karl – mężczyźni chwycili ostro starca i zaczęli ciągnąć za sobą. Mężczyzna wyrywał się i błagał o łaskawość, powtarzał, ...ja nic nie zrobiłem, jestem nie winny… W szczepkach krzyków starca, łowca wyłapał jedno zdanie…

-Gdyby dalej Robar był komendantem straży, nie ważyli byście się mnie tknąć, byłem waszym najlepszym tropicielem i strażnikiem lasów i jak mi się za to odpłacacie… Banda chamów i prostaków[/i]... Strażnicy rzucili mężczyznę na ziemię, jeden wyciągnął drewnianą pałkę i zamachną się…

- Już ja ci pokażę obrażać naszego komendanta i nas samych śmieciu… - Angarad złapał za rękę strażnika zanim ten zdarzył uderzyć staruszka.

- Zostawcie go w spokoju!!! – nie mógł pozwolić by ci, jak siebie nazywają struże prawa, zatukli go na śmierć. Zaświtała mu w głowie, pewna myśl, były przepatrywacz lasów Altdorfu, na pewno musi wiedzieć, co nieco na ich temat…

- Co jest, szukasz kłopotów mały, widać że ciebie też trzeba nauczyć dobrych manier – zagrzmiał najwyższy z strażników i wyrwał się Angaradowi…

- Nie radzę… - Wojownik stał gotowy naprzeciw strażników, stał pacząc prosto w oczy najwyższemu, miał nadzieję ze tamci odpuszczą… Zaczęli zbierać się ludzie wokół zamieszania.

- Jesteście we dwóch, a ja mam cały tłum za sobą – Blefował i liczył na łud szczęścia…
 
__________________
Wolałbym żyć życiem krótkim, ale w chwale, niż długim, ale w zapomnieniu... bo ulubieńcy bogów umierają młodo, lecz później, żyją wiecznie w ich towarzystwie...

Ostatnio edytowane przez Kraven : 13-03-2008 o 19:50.
Kraven jest offline  
Stary 12-03-2008, 15:18   #22
 
Scarlet's Avatar
 
Reputacja: 1 Scarlet to imię znane każdemuScarlet to imię znane każdemuScarlet to imię znane każdemuScarlet to imię znane każdemuScarlet to imię znane każdemuScarlet to imię znane każdemuScarlet to imię znane każdemuScarlet to imię znane każdemuScarlet to imię znane każdemuScarlet to imię znane każdemuScarlet to imię znane każdemu
Ciepła dłoń meżczyzny spoczęła na ramieniu Nicole. Ogarnęło ją dziwne uczucieŻaden inny mężczyzna, po za ojcem i generałem, nie posunął się do tego gestu od długiego juz czasu.Słowa Urlykanina podniosły kobiete na duchu.

A więc jest nadzieja. Kamień... Kamień, który ocali życie przyjaciela. Jestem mu to winna.
Za wszystkie lata, które mi poświęciła i za wsparcie jakie od niego otrzymałam.
Znajdę ten kamień, gdziekolwiek by był i odbiorę go za wszelką cenę. Choćbym miała go wydrzec samemu Panu Czaszek.


-Erb...Erb..
.- Nicole powtorzyła imię chcąc je dokładnie zapamiętać.- Jednego nie rozumiem. Jak pod okiem najwyższych kapłanów mogło dojść do tak okropnej zbrodni. To jakby Urlyk zabił sam siebie.
Czyżby na włosku wisiało wielkie poruszenie? Kamien jest bardzo wartościowy, i jak słusznie kapłan powiedział pewnie nie tylko dla mnie. Znajdę Eskila i pomogę mu odnaleść kamień. Zwrócimy go tam, gdzie jego miejsce.

Nicole wzieła głęboki wdech. Uświadomiła sobie, że życie generała zależy od marnego kamienia. Przez chwilę stała zamyślona. Natłok informacji nie pozwolił sie jej skupić.

Kobieta spojrzała na kapłana wzrokiem pełnym zapału. Jej krew gotowała się do drogi. Każdy mięsień ciała został poruszony,każda czastka jej umysłu została ożywiona. A to wszystko dzieki nadzeii. Zawiesiła na szyi medalion i przyjęła błogosławieństwo kapłana. Zanim odeszła ujęła dłoń generała, i jak to czynią rycerze w hołdzie swego pana, ucałowała ją z pełnym szacunkiem.

Nie zapominając o wiernych kompanach podróży Nicole pożegnała się z nimi w nadzeii, że wkrótce znów się spotkają. Spakowała w juki świeże porcje zywności starannie zapakowane przez gosposię. Wzbogaciła oręż o dodatkowy rapier i tak przygotowana ruszyła w drogę w pogoni za Eskilem.

Nicole pędziła konia ile mógł. Znała jego mozliwości. Wiatr ochładzał zagrzane stertą ubrań ciało. W końcu jednak, zmęczenie ogarnęła wierzchowca, a na horyzoncie żadnego śladu nieznajomego najemnika.
W oddali dostrzegła budynek zajazdu.

Zmierzcha już. Dobrze by było się tu zatrzymać- kobieta spojrzała na sporych rozmiarow budynek najwidoczniej goszczący juz wewnątrz podróżnych- Może jutro uda mi się do gonić Eskila.

Nicole wprowadziła konia do przybocznej stajni. Niewlki budynek drewnianej konstrukcji posiadał zaledwie kilka boksów. Chłopiec stajenny krzątał się pomiedzy zagrodami oporządzając zwierzęta.

- Chłopcze, podejdz tu na chwilę- Nicole usmiechnęła sie do niego i rękę skierowała do sakwy- Proszę, o to twoja zapłata. Zajmij sie dobrze moim wierzchowcem.

Chłopak na widok złotej monety usmiechnąl się szeroko pokazując swoje przybrudzone zęby.

- Tak jest proszę Pani. Zajmę się nim najlepiej jak umiem.

Nicole połozyła monete na rekę chłopca. Zabrała swoje rzeczy i kroki skierowała do głównego budynku.Schludny zajazd przypadł jej nawet do gustu. czasami bywała w gorszych, bardziej obskórnych zachodzących smrodem, brudem i wymiocinami.
Ten w jej mniemaniu należał do klasy średniej. Wchodząc rozejrzała się po gospodzie, a nastepnie podeszła do karczmarza.

- Witam szanownego gospodarza tego poczciwego zajazdu- Nicole spojrzała na mężczyznę ciepłym wzrokiem- Pewnie macie jakiś wolny pokój? Wezmę jeden. I ciepła strawę poproszę, i cos na popitke do tego.


Nie odchodzac od lady czekala na posiłek. Karczmarz o sporych gabarytach krzątał się za ladą. Nicole obdarzyła spojrzeniem gości przybytku. Niczym niewyróżniający sie podróżnicy odpoczywali przed kolejnym dniem wyprawy. Spokój i miłe ciepło dochądzące z paleniska było namiastką domowej izby.

Flitz...Flitz... - kobieta postukiwała opuszkami o cheblowany blat lady, wizja schorowanego przyjaciela na krańcu drogi życie nie opuszczała jej nawet na chwilę.

- Karczmarzu!-
krzyknęła ni stąd ni z owąd- Nie zagościł może u was najemnik imieniem Eskil??? Pilnie mi do spotkania z nim- kontynuowała przyciszonym już głosem. Przez chwilę uwaga gości zwrócona była na jej osobę. Nagły krzyk wzmorzył nawet czujność strażników dróg, po chwili jednak wrócili do swoich czynności.

Nicole niecieprliwie wyczekiwała jakich kolwiek wieści na temat Eskila. Odrzuciła nawet myśli o odpoczynku w gospodzie skłonna podróżować przy blasku księżyca.
 
__________________
Didn't you read the tale Where happily ever after was to kiss a frog? Don't you know this tale In which all I ever wanted I'll never have For who could ever learn to love a beast?

Ostatnio edytowane przez Scarlet : 13-03-2008 o 14:05.
Scarlet jest offline  
Stary 13-03-2008, 16:42   #23
 
Lord Artemis's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumny
Kreatura powolnym krokiem szła przez dziwną umieszczoną w jaskini świątynię. Światło z pochodni padało na „twarz” monstrum... Potwór skierował się w kierunku małego ołtarz przed, którym stał z rozłożonymi na boki rękami człowiek w podłużnych szatach...

- Kapłanie... –Odezwał się chropowatym głosem istota...- Mam złe informacje...

Człowiek postał jeszcze chwile, po czym odwrócił się i popatrzył na stwora.

- Mów...

- Panie.. Złe wieści z Altdorfu... Ktoś zabił naszego szpiega... Jest więcej osób, które wiedzą o klejnocie... Poza tym sługi Khorna zbierają siły...

Kapłan z zamyśloną twarzą popatrzył na kreaturę....

- A spodziewałeś się, że pójdzie łatwo??? Heh.. Zabijcie wszystkich.. Bóg rozpozna swoich... A sługusami krwawego boga na razie się nie przejmujmy.... Wszystko w swoim czasie...
************************************************** ***********

- Są jeszcze inni...- głos „obdartego” ze skóry człowieka dotarł do uszu Wojownika Khorna.- Ci od zarazy zwerbowali kogoś... Zabito ich Doppelangera... I jest jeszcze coś... Wiemy, ze w walkę o klejnot miesza się córka Totenhoffer...

- Totenhoffer??? Niech ją jasny szlag trafi... Dobrze, więc.. Dziewczynka dostanie to, czego chce... Czekajcie na moje rozkazy..... Przygotuj oddział Bel- Azara... Niech odetną drogę ucieczki do Altdorfu..... Grupa Crenshibiniona ma być gotowa na mój rozkaz....
************************* *********************************** **************

Eskil

Ślady Erba odnalazłeś kilka kroków dalej... Ziemia w tym miejscu była bardziej wilgotna wiec ślady były dobrze widoczne. Znalazłeś także kawałek okrwawionego bandaża utrzymującego się na wodzie... A więc był tutaj... To pewne...Cisza, jaka zapanowała w około była kojąca, lecz w pewnym momencie wdarł się niepokój. Coś czaiło się w lesie... Eskil poczuł jak by czyjś wzrok... Koń zarżał zdenerwowany i tupnął kopytami rozsypując ziemię dookoła... Wyjąłeś na wszelki wypadek miecz . Przytrzymałeś „karła” za uzdę i pogłaskałeś, aby uspokoić... Koń jednak znów się szarpnął... Coś było nie tak... Krzaki w lesie zaszeleściły... „Karzeł” odskoczył w bok, mimo iż trzymałeś go mocno wyrwał lejce z silnego uścisku i spłoszony oddalił się....



Z lasu wyszedł stwór... Ocierając się o krzaki zrzucił z nich parę pięknych zielonych liści... Stwór wyszedł na wprost Ciebie... Cały pokryty był brązowym futrem, posiadał ogromne rogi oraz kopyta...... W nosie miał żelazne kółko a na piersi widniał znak Khorna... W jego rękach błyszczał dwuręczny topór.. Zwierzoczłek z początku zdziwił się trochę, ze zastał Cię tutaj. Był zdezorientowany i widać było, ze chce uciec... Nie mogłeś na to pozwolić.. Skoro on tutaj jest to na pewno są też jego kamraci... On nie może ich zaalarmować... Podczas pracy w Reiksguard miałeś do czynienia z istotami tego pokroju.. Wiedziałeś, ze są cholernie szybkie i silne... Jednak głupie.. I to działało na plus... Zwierzoczłek popatrzył na Ciebie, wydmuchnął mocno powietrze nosem, policzki się wydęły a oczy zabłyszczały... Rycząc dziko zaszarżował na Ciebie uniesionym toporem. Twój miecz wyskoczył mu na spotkanie... Jego topór był za wysoko a brzuch był odsłonięty... Szybkie cięcie i potwór padł w kałuży krwi... W tym samym momencie z krzaków wyłonił się dwa kolejne podobnie wyglądające stwory... Te jednak były mniejsze. Jeden z nich dzierżył topór a drugi włócznię.. Popatrzyli na martwego towarzysza i po chwili na Ciebie...

Gdy delikatne promienie słońca przebiły się przez korony drzew oświetlając jeziorko zaatakowali....

W trakcie walki usłyszałeś głos... Kobiecy głos.. Ryzykując otrzymanie ciosu popatrzyłeś w jej stronę...

Po chwili sama została zaatakowana...




Katlin



W zajeździe było cicho... Było po północy... Zamówiłaś jedzenie i pokój... Szybko udałaś się na górę, aby odpocząć...Zmęczona i śpiąca zasnęłaś szybko....Twój sen jednak nie trwał długo nad ranem przerwał go piekący ból w lewej ręce... Pan się odezwał... Otwarłaś szybko oczy.. Był wczesny ranek... Na korytarzu usłyszałaś kroki... Znak zapiekł mocniej, jakby ponaglając Cię do wstania... Wstałaś szybko i założyłaś buty... Schodząc na dół zobaczyłaś tego mężczyznę, którego poszukiwałaś... Nie mógł Cię zobaczyć... Odczekałaś chwilę.. Po chwili drzwi trzasnęły.. Zaryzykowałaś...Wyszedł... Aby nie wzbudzać niczyich podejrzeń usiadłaś spokojnie i zamówiłaś coś na wynos do jedzenia po chwili ruszyłaś w drogę.

To był twój fach... Potrafiłaś śledzić i zabijać... Byłaś bardzo cichym zabójcą... Zdolności, jakich Cię uczono opanowałaś do perfekcji... Mężczyzna nie zauważył Twojej obecności, ponieważ co po chwilę klękał i wypatrywał czegoś...

Po pewnym czasie dotarł do jeziorka... Stałaś schowana za drzewem i obserwowałaś go... W pewnej chwili wszystko się zmieniło... Cisza, jaka panowała w lesie znikła... Znak Pan a zapiekł... Na wprost mężczyzny wyskoczył mutant.. Zwierzoczłek... po chwili kolejnych dwóch... Gdy mężczyzna rozpoczął walkę stało się coś dziwnego....

Musisz mu pomóc... Musisz.. Tylko on może doprowadzić Cię do tej cennej paczki... Już zmierzałaś w jego stronę z rapierem, aby mu pomóc.. Jednak z krzaków wypadło kolejnych dwóch zwierzoludzi i skierowało się wprost na Ciebie zagradzając Ci drogę...




Nessa

Wszystko poszło jak z płatka... Ci idioci strażnicy uwierzyli Ci i w dodatku dali pochwałę... Byłaś z tego bardzo zadowolona... Informacje zdobyte od zmienno-kształtnego rozjaśniły pewne sprawy i pozwoliły Ci na odkrycie spisku... Dzięki temu wiedziałaś, ze klejnot jest cenniejszy niż na początku zakładałaś..... Wychodząc za bramy miasta poczułaś słońce padające Ci na twarz... Wiedziałaś gdzie się udać.. Wiedziałaś też, kto szuka klejnotu i w jakim celu... Nie znałaś jednak do końca prawdziwej magii klejnotu... Wszystko jednak toczyło się w dobrym kierunku i miałaś nadzieję na porządne zakończenie tej misji...

Szłaś już parę godzin... Noc zbliżała się szybkimi krokami... Jednak Ty ucieszona wędrowałaś dalej naprzeciw wyzwaniu... Humor dopisywał i to nawet w nadmiarze... Z oddali zobaczyłaś budynek... Duży.. Dwupiętrowy... Warto było by odpocząć... Ale co z tymi, którzy ścigają Erba??? Podążyć z nimi czy odpocząć?? W końcu jednak podjęłaś decyzję o odpoczynku... Lepiej ściągać kapłana ze świeżymi siłami, niż być zmęczoną i polec, kiedy być może doszłoby do konfrontacji....

Zajazd był całkiem miłym i przytulnym miejscem.. Było tutaj czysto i ludzi nie było zbyt wielu.. Co ty samotniczka lubiłaś najbardziej... Jednak znów miałaś okazje ponarzekać.. Nigdzie nie było tak dobrze jak w domu... Nie chciałaś tego wprost przyznać ale tęskniłaś za Emily.. Może nie za nią, ale za tym jak gotowała i jakie dzięki niej panowały porządki w Wieży.. To było głupie uczucie! Nie powinnaś go mieć.. Nie chciałaś go... Zjadłaś porządną kolację i udałaś się do najlepszego pokoju w tej karczmie....

Rankiem, gdy tylko się obudziłaś wyruszyłaś od razu w dalsza drogę.... Znów był piękny pogodny dzień... Słońce świeciło mocno A las szumiał pod delikatnym powiewem wiatru.... Wkroczyłaś na trakt... Nie daleko traktu znalazłaś ślady prowadzące w głąb lasu.. Dziury po kopytach oraz ślady stóp... Zaciekawiło Cię to... Ponieważ trakt był bezpieczniejszy i po jaką cholerę zagłębiać się w ten niebezpieczny las??? Czyżby to byli wynajęci prze „Ulrykanina” ludzie????

Nicole

Nicole nawet nie zdawał sobie sprawy jak bardzo jest rozpoznawalną i znaną osobą w Altdorfie i w okolicach... Wszystko dzięki ojcu i Flitzowi... Stary karczmarz Olsen wiedział dużo i tyle samo widział... Może nie był zbyt rozgarniętym człowiekiem, ale swój rozum miał... Znał wielu typów spod ciemnej gwiazdy i wielu porządnych ludzi.. Nie, których poznał w swojej karczmie.. Innych... Na wojnie...

Olsen bardzo dobrze znał ojca Nicole.. Służył pod jego dowództwem... Jego karczmę odwiedzał Ojciec Nicole Hans.. Czasem nawet z żoną, gdy udawali się do Altdorfu i musieli zatrzymać gdzieś na noc... Pamiętał jak do dziś rozmowę Hansa, gdy przybył do karczmy i ogłosił nabór do milicji, która miała walczyć z Nadchodzącymi hordami chaosu... Stare czasy... Teraz popatrzył na dziewczynę... Córkę Hansa... Ta kobieta była odbiciem swojego ojca w damskim wcieleniu.... Miała jego siłę, dumę, hart ducha, ale miała jeszcze coś urodę Matki... Olsen mrugnął oczami wziął głęboki oddech i rzekł:

- Nie tak głośno Panienko... Spokojnie... Zagościł u mnie, lecz wyjechał wcześnie rano... Zjechał z gościńca w las parę metrów za moim zajazdem... Poszukiwał kogoś... I mówię to panience tylko ze względu na pewne powiązania moje z Panienki ojcem... To nie jest historia na teraz.... Znałem Twoich rodziców... – Podrapał się po głowie.- Nie wiem, o co chodzi i nie chce... Ale widzę, że to niebezpieczna sprawa, więc lepiej niech panienka na siebie uważa....Zaraz przygotuję jakiś prowiant na drogę, bo widzę, że Panience pilno...


Jak powiedział tak zrobił... Porcja jedzenia, na co najmniej tydzień zagościła w plecaku uwieszonym przy siodle... Nicole nie czekając długo skręciła skleciła las, w który wcześniej skręcił Eskil... Ślady konia były widoczne.....Księżyc świecił mocnym światłem... Było Ciemno, las skrywał wiele tajemnic.... Coś zaszeleściło w krzakach... Tu i tam dziwne dźwięki....

Pomyślałaś o generale i lekarstwie....

Spinając konia skierowałaś się po śladach wprost w ciemna otchłań gęstego lasu...



Angarad

- Zabiję Cię za to!!!- Krzyknął jeden ze strażników i wyszarpnął miecz. Jednak drugi położył rękę na jego ramieniu i wskazał głową zbierających się w około widzów.

- Dopadnę Cię jeszcze.. – Rzekł strażnik patrząc na gapiów i chowając miecz. Ruszyli dalej... Krzyknęli jeszcze do, kogos „Co się kurwa gapisz?” I zniknęli za rogiem... Ludzie także zaczęli się powoli rozchodzić i po chwili nie było już nikogo.

- Lepiej się stąd oddalmy... – Rzekł żebrak i wyciągnął rękę, aby Angarad pomógł mu wstać.

Angarad wraz z żebrakiem przesil parę uliczek i dopiero wtedy zatrzymali się... Starzec sapał ciężko i oparł się o ścianę... Popatrzył na Angarad a po chwili rzekł:

- Odważny młodzian z Ciebie wojowniku... Dziękuje za pomoc.. Nazywam się Martin czy jest coś co mogę zrobić dla Ciebie w zamian za uratowanie skóry???

Oczy Angarada zabłyszczały... Było coś, czego chciał... I właśnie liczył na to, ze ten starzec mu pomoże.... Zapytał go o lasy otaczające Altdorf... Martin popatrzył na niego wielkimi oczami...

- Człowieku... Las jak to las.. Zielony z drzewami- Odkaszlnął- Nie jestem już zwiadowcą od dobrych paru lat!!! Powiem Ci tylko, dlatego, że uratowałeś mi skórę... Tylko, dlatego....

Martin opowiedział Ci o mieście... Dookoła, którego znajdują się pomniejsze wioski, że w lasach są wilki, rosną grzyby i jest bardzo niebezpiecznie... Mówił też o Karczmie Olesna znajdującej się na północny-zachód od Altdorfu... Dwa główne trakty prowadzą do Middenheim i Marienburga....

-Cóż więcej mogę powiedzieć??? Wszyscy wiedza, ze w lasach jest niebezpiecznie... Mutanty.. Chaośniki i nie przyjemne typki... Tak wyglądają lasy chłopcze...No nic... Na mnie już czas.... Żegnaj i jeszcze raz dziękuję.... I radzę Ci podróżować na koniu, jeżeli masz zamiar udać się w głąb lasów i wrócić cało.....- Zakończył Martin i odszedł w swoją stronę pozostawiając Cię samego na ulicy...
 
__________________
Śmierć uśmiecha się do każdego z nas. Jedyne co możemy zrobić, to uśmiechnąć się do niej...

Ostatnio edytowane przez Lord Artemis : 18-03-2008 o 15:09.
Lord Artemis jest offline  
Stary 13-03-2008, 17:53   #24
 
Scarlet's Avatar
 
Reputacja: 1 Scarlet to imię znane każdemuScarlet to imię znane każdemuScarlet to imię znane każdemuScarlet to imię znane każdemuScarlet to imię znane każdemuScarlet to imię znane każdemuScarlet to imię znane każdemuScarlet to imię znane każdemuScarlet to imię znane każdemuScarlet to imię znane każdemuScarlet to imię znane każdemu
Karczmarz okazał się dobrodusznym człowiekiem. Olsen wspomógł Nicole dobrą radą oraz przygotował dla niej dodatkowy prowiant. Myśl, że życie ojca pozostawiło po sobie tyle miłych wspomnień i ludzi, sprawiła, że poczuła się lepiej. Olsen znał jej matkę. Bardzo chciała usłyszeć historię ich znajomości. Chciałaby by ujrzeć całą przeszłość oczami bliskich im osoób, wiedziała jednak, że czas nie stoi po jej stronie. Nieubłagalnie płynął, każda sekunda zwłoki, to kolejna cierpienia. Piasek się przesypywał, powoli, ale konsekwentnie. Uścisnęła rękę Olsena w geście podziękowania i obdarzyła go szczerym uśmiechem. Popędzając konia Nicole ruszyła w pogoni za Eskilem. Slady prowadziły w las. Las jest sprzymierzeńcem dzikich istot. Tylko głupiec zapuszcza się samotnie w jego gęstwiny. Gdyby chociaż miała przy sobie tych nieokrzesanych wojaków, czuła by się pewniej. Ale teraz jest sama i musi liczyć na siebie.
Prowadząc konia przez las ostrożnie stąpała, niechcąc natknąć się na zastawione sidła czy inne prymitywne pułapki. Drzewa szeleściły miotane przez delikatny wiatr. Nicole szła coraz głębiej. Ślady wyraźne, prowadziły w coraz ciemniejsze partie lasu. Korony drzew miejscami przysłaniały niebo, torując drogę świetlistym promieniom. Z każdym kolejnym krokiem las jak by cichł. Koń stał się niespokojny. Począł wieżgać i wydawać odgłosy niepokoju. Nicol trzymała mocno za lejce. Do jej uszu doszedł przytłumiony dźwięk krzyku oraz starcia oręża o oręż. Odgłosy walki, coraz wyraźniejsze zdawały się nasilać. Nicole puściła lejce i uspokoiła wierzchowca. Poklepała go po grzywie. Od czasu kiedy tylko pamięta, klacz nigdy nie była uwiązana, a jednak posłuszna, zawsze czekała na swego jeźdźca. Kobieta wyciągnęła rapier i tarcze. Poczęła iść w kierunku miejsca walki.
Przy jeziorze ujrzała parę wojowników odpierających atak mutantów. Wiedziała co musi zrobić. Nie zastanawiając się nad siłą przewagi ruszyła w ich kierunku.

-Zabije to ścierwo!- mruknęła pod nosem i ruszyła na jednego ze stworów.

Nie nawidziła ich. Tak bardzo ich nie nawidziła... Zabrali jej wszytko. Wszystko co miała i co kochała. Na widok stworów Nicole jak by odżyła. Każdy mięsień jej ciała gotowy był do walki. Serce nadawało rytm jej ruchom. Szybkie i precycyjne cięcia zmierzały w kierunku mutantów. Walka o przetrwanie toczyła się na dobre.
 
__________________
Didn't you read the tale Where happily ever after was to kiss a frog? Don't you know this tale In which all I ever wanted I'll never have For who could ever learn to love a beast?
Scarlet jest offline  
Stary 13-03-2008, 20:24   #25
 
DrHyde's Avatar
 
Reputacja: 1 DrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłość
Götz Eskil Ketilson 'Úlfapokan'

Soundtrack

Pierwszy ze zwierzoludzi padł pod zamaszystym cięciem na korpus. Krew trysnęła na twarz Eskila. A ciało stwora upadło ciężko w trawę. Blask słońca oślepił go na chwilę. Usłyszał ryk. Mimowolnie wstrząsnęły nim dreszcze. Nie wiedział ile tego plugastwa czai się w cholernym lesie. Pytanie czy Erb jeszcze żyje? W dodatku ta kobieta...

- Andskotinn! – Wykrzyczał ze złości. Wzburzyła się w nim krew. Chęć zabijania. Dawno nie czuł tej adrenaliny w czasie walki. Dłonie zaczęły mu się pocić a serce szybciej zabiło. Hv-ti Fálkinn zabłyszczał w powietrzu zbrukany krwią poplecznika Chaosu. Runy głoszące imię miecza zalśniły w blasku słońca. Byli blisko. Nagle krzaki rozpadły się na strzępy i wyskoczyło dwóch owłosionych bydlaków. Byli mniejsi niż ten poległy. Mimo wszystko ich ciała były dobrze zbudowane. Potężne, masywne łapska zakończone szponami dzierżyły obosieczne topory, wielkością prawie dochodzące do dwuręcznego miecza i niechybnie ciężkie. Mimo wszystko trzymali je w jednej ręce. To świadczyło o ich nadludzkiej sile. Racice wbijały się głęboko w podmokłe podłoże. Mordy ociekały wydzieliną z ryja. Ich piekielne ślepia utkwiły we wzroku Eskila.




Úlfapokan spojrzał na okrwawiony miecz i przygotował się na starcie. W między czasie dostrzegł, że kobieta jest w poważnych opałach. Również zmagała się z bestiami Chaosu w takiej samej liczbie.

- Fyrir Olric! Deyðu !

Eskil zerwał się do biegu w kierunku zwierzoludzi. Wskoczył na ciało powalonego stwora i podskoczył w górę unikając poziomego cięcia toporem jednego z bestii. Wykorzystał jego nie uwagę i z całej swej siły uderzył w czaszkę. Pękła pod potężnym uderzeniem. Götz poczuł ciarki przechodzące po jego kościach po uderzeniu. Z ledwością złapał równowagę. Wyskoczył w przód, wskakując jedną nogą na ramię upadającego pomiotu Chaosu i wyskoczył w powietrze. W locie ciął na gardziel zdezorientowanego zwierzoczłeka. Wpadł w niego i powalił na ziemię. Posoka kolejny raz trysła na twarz rangera. Poczuł smród bestii i prawie zwymiotował. Czuł zmęczenie od walki. Pot spływał mu po plecach i czole. Dawno nie walczył. Zbyt dawno.

- Dvergr! – Koń błyskawicznie zareagował i nim Eskil się podniósł był już przy nim. Złapał konia za siodło i zerwał rzemień podtrzymujący kompozytowy łuk. Spojrzał w kierunku kobiety, która radziła sobie całkiem wprawnie, co było dla Eskila nie małym szokiem. Gdzieś w oddali przy brzegu jeziora, dostrzegł zbliżającą się blondynkę…

- Fjandinn! Co te kobiety robią w …


Jego myśl przerwało dwóch zwierzoludzi, którzy wyłonili się nagle zza drzew i w krwiożerczym okrzyku rzucili się na walczącą. Eskil wyciągnął strzałę i nałożył na cięciwę. Poczuł powiew wiatru we włosach. Drugą wraził w ziemię przed sobą. Wycelował precyzyjnie w czachę tego pierwszego i strzelił wyczuwając dogodną sytuację. Strzała powirowała w powietrzu przecinając przestrzeń na swej drodze. Bestia w pędzie dostała szypem w łeb, zatoczyła się i zahaczyła kopytem o korzenie drzewa. Wpadła z łoskotem do wody, burząc taflę jeziora.
Druga strzała. Götz wycelował. Poczuł ból w nodze. Musiał coś sobie wbić. Zawahał się. Topór bestii zawirował w powietrzu. Szybka decyzja i strzał. Grot wszedł precyzyjnie w kark stwora. Ten zawinął się i upadł pod nogi kobiety. Spojrzała błyskawicznie w kierunku Eskila i podarowali sobie uśmiechy. Eskil obserwował jak wykańczała swoich przeciwników.

Słowniczek:

Andskotinn - Niech to szlag trafi
Hv-ti Fálkinn - Biały Jastrząb
Fyrir Olric! Deyðu ! - Na Ulryka! Giń!
Dvergr - Karzeł
Fjandinn - Cholera
 

Ostatnio edytowane przez DrHyde : 13-03-2008 o 20:44.
DrHyde jest offline  
Stary 13-03-2008, 21:32   #26
 
Empress's Avatar
 
Reputacja: 1 Empress jest godny podziwuEmpress jest godny podziwuEmpress jest godny podziwuEmpress jest godny podziwuEmpress jest godny podziwuEmpress jest godny podziwuEmpress jest godny podziwuEmpress jest godny podziwuEmpress jest godny podziwuEmpress jest godny podziwuEmpress jest godny podziwu
Elfka nie mogła narzekać na brak szczęścia. Zarówno podczas wykaraskania się z kłopotów, znalezienia noclegu, jakości spożywanego posiłku czy…w końcu zlokalizowania persony, której poszukiwała. A owych person poszukiwała kilku, zaś jej niebywałe szczęście sprawiło, że wszystkie oto stały przed nią…kotłując się z pomiotem boga mordu. Jasna cholera. Obserwowała jak człowiek rozłupuje pierwszego zwierzoczłeka, oraz jak dwie inne przedstawicielki ludzkiej rasy przygotowują się na swych własnych oponentów.
-Eghm…No tak.
Skomentowała zwięźle i dobitnie fakt, że nieopodal przeleciały dwie strzały, zaś taka sama liczba zwierzoludzi właśnie zmieniła swoją aparycję na odmianę, która nie wiedzieć czemu wywoływała u niej dziwne skojarzenia kulinarne, głównie powiązane z rożnem. Doprawdy ciekawe jakby smakowali, po odpowiednim przyprawieniu. Będzie musiała to kiedyś sprawdzić, jednak teraz…nie czas na to. Nie przepadała za tego typu bestiami, które w głównej mierze były wytworem boga mordu, Khorne’a. Brak im było zarówno klasy, jak i umiejętności taktycznych godnych odnotowania, co na dobrą sprawę ograniczało ich rolę na polu bitwy do zaszczytnej funkcji mięsa armatniego. Ale nawet takie było potrzebne, choć zazwyczaj szybko wypełniało swą powinność…
Magini nie wiedziała czego powinna się spodziewać, po okolicznym terenie, jak i walczących. W dawnych czasach nie musiałaby się obawiać owych bestii, ponieważ byłyby pod kontrolą odpowiednich osób, ciasno trzymane w zwartym szeregu. Jednak tutaj…sytuacja przedstawiała się zgoła inaczej. Posiadała szczere wątpliwości jakoby zwierzaki zamiast machać swoim orężem zatrzymały się na herbatkę i ciasteczka, jak i w celu dyplomatycznego zajęcia się sprawą przynależności długouchej kobiety do jednego z właściwych stronnictw.
-Vyraes ti…Mor os Vyradaes…
Dłonie poruszyły się w tajemniczy sposób, który ulatywał z umysłu, jeszcze przed tym, jak na dobre w nim zagościł. Koniuszki palców rozbłysły lekkim błękitem, zaś wylatujące z nich wici koloru głębokiego morza, zdawały się rozciągać, oplatając jej ciało niewyraźną warstwą, zupełnie nie przejmując się tak błahym detalem jak rosnąca długość i ilość materiału ochronnego. Rozpryskiwały się w coś w charakterze wirującego obłoku, otaczającego szczelnie sylwetkę. Potem zaś, natychmiast znikając jakby nigdy ich nie było. Potężna, niewidzialna aura ochronna, szczelnie zamknęła w sobie „zawiniątko”.
- Sor air si ael.
Mruknęła pod nosem z uśmieszkiem i przytaknęła sama sobie wyraźnie zadowolona z otrzymanego efektu, który zapewni jej na kilka godzin solidną ochronę, której nie powstydziła by się pełna zbroja wykonana z najtwardszych metali. Mimo to, wolała jednak nie włączać się do walki. Pozostali radzili sobie nadzwyczaj dobrze, poza tym…z takiej odległości miałaby spore szanse pochłonięcia płomieniami zarówno „sojuszników” jak i przeciwników. Pozostawało mieć nadzieję, że wybrała właściwie między tymi dwoma grupami, które własnie wymieniały ciosy. Choć wymiana zdawała się jednostronna. Widząc, że walka ma się już ku końcowi, dziewczyna zaczęła z wolna, przez otwarty teren ( i będąc doskonale widoczną), zmierzać wprost w kierunku wojownika, który tak sprawnie rozprawił się z mnogą ilością bestii. Uniosła dłoń w powitaniu i obdarowała go uśmiechem, nijak nie zrażona tym, że ociekał posoką z całego swego ciała.
 

Ostatnio edytowane przez Empress : 13-03-2008 o 21:37.
Empress jest offline  
Stary 13-03-2008, 22:29   #27
 
Vivan's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivan jest po prostu świetnyVivan jest po prostu świetnyVivan jest po prostu świetnyVivan jest po prostu świetnyVivan jest po prostu świetnyVivan jest po prostu świetnyVivan jest po prostu świetnyVivan jest po prostu świetnyVivan jest po prostu świetnyVivan jest po prostu świetnyVivan jest po prostu świetny
Kiedy Katlin otworzyła drzwi, zdziwiła się, że Zajazd jest tak zadbany. Było w nim czysto i schludnie. Nie był to budynek pierwszej klasy ale znacznie różniący się od karczmy w której była kilkanaście godzin temu. Kiedy dziewczyna spojrzała na zegarek było już po północy. Szybko zjadła zamówiony posiłek i udała się do swojego pokoju. Była tak zmęczona, że ledwo po położeniu się w miękkim łóżku, (nie było aż tak wygodne, jednak Katlin od dłuższego czasu nie zaznała takiej wygody w swojej podróży) zasnęła głębokim snem.

Jednak parę godzin później dziewczynę obudził straszny ból w lewej ręce. Znak Pana zapiekł ostro. Dziewczyna zorientowała się, że coś się dzieje. Coś co musi sprawdzić!

Cholera co jest grane?! Czemu piecze, aż tak bardzo? Czego chcesz Panie?!
– Dziewczyna zadawała w myślach pytania do swego Boga. Jednak odpowiedzi nie było. Pojawił się tylko kolejny ostry ból….
W tym momencie po korytarzu rozchodził się wyraźny dźwięk stukania butów. Katlin zaczęła domyślać się czego pragnie jej Mistrz. W momencie stanęła na nogi i ubierając buty nasłuchiwała kolejnych dźwięków z korytarza. Jednak gdy nikogo nie usłyszała powoli podeszła do drzwi i uchyliła je lekko. Nikogo nie było widać. Zatem dziewczyna postanowiła iść dalej. Kiedy otwierała drzwi alby spokojnie wyjść z pokoju rozległo się dość głośne skrzypienie zawiasów w starych drzwiach.

- Cholera!
-szepnęła dziewczyna. Jednak wiedziała, że jeśli teraz spanikuje czy też straci nerwy cały jej plan może się nie udać. Zatem opanowana powoli i ostrożnie ruszyła przed siebie w kierunku schodów prowadzących na dół, gdzie wczoraj spożywała kolację.

Co on tu robi? Dla mnie super… przynajmniej wiem, że nie straciłam tropu i podążam w dobrym kierunku. Tylko czemu wczoraj nic nie wiedziałam o jego pobycie tutaj. Gdyby tu był Pan dałby mi znać. Wiedziała bym o tym. Tak jak dowiedziałam się teraz! Nie przepuszczę tej okazji. Ale muszę być ostrożna. Drugiej takiej szansy by zadowolić Pana może nie być. Lepiej się skryję i pozostanę w ukryciu. Tak żeby mnie nikt nie widział. Takk.. to dobry pomysł. Teraz musi wszystko się udać… nie przepuszczę takiej okazji…. - Pomyślała dziewczyna i z ironicznym lekkim uśmiechem na twarzy skryła się za rogiem schodów.

Po chwili trzasnęły drzwi. Katlin nie wiedziała czy to owy mężczyzna opuścił zajazd czy stało się coś innego. Jednak wiedziała, że jeśli to mężczyzna wyszedł musiała zejść na dół zorientować się gdzie podąża. Zaryzykowała. Pewna siebie i udając, że dopiero wstała zeszła na dół. Przy barze był już tylko karczmarz.

-Dzień dobry Panienko – Przywitał dziewczynę.
-Dzień dobry – rzuciła szorstko dziewczyna.
- Widzę, że nie była to zbyt udana noc
- Udana, ale krótka, Przepraszam ale nie mam zbyt wiele czasu, chciałam zamówić coś do jedzenia, na wynos.
- Już się robi Panienko.


Dziewczyna podeszła do stolika stojącego najbliżej okna i zajęła miejsce. Ponieważ Zajazd był jeszcze pusty, a Karczmarz zajęty przygotowywaniem posiłku, dziewczyna spokojnie patrzyła przez okno w kierunku odjeżdżającego mężczyzny.

Kiedy posiłek Katlin został przyniesiony, dziewczyna zapłaciła i biorąc wszystkie swoje rzeczy opuściła budynek. Świt był piękny. Słońce świeciło bladym blaskiem ogrzewając ziemię i wysuszając świeżą poranną rosę. Lekki ciepły wiaterek powiewał włosami pięknej dziewczyny skradającej się za mężczyzną. Katlin nie miała trudności w tropieniu i była pewna, że nie została jak dotychczas zauważona. Jednak dziewczyna zauważyła coś dziwnego. Co jakiś czas mężczyzna przyklękał wpatrywał się w ziemię.

Czego on szuka… Hmm… Zapowiada się dobra zabawa. Wygląda na to , że ja tropię jego, a on tropi jeszcze kogoś innego. Chyba, że….? Nie to nie możliwe. A jeśli tak.. jeśli on zauważył jakieś ślady nie związane z jego podróżą? Ślady jednak dla niego ważne? No przecież grzybów nie zbiera! Nie na środku traktu!
Dziewczyna nie wiedziała co ma myśleć o tym co właśnie widzi. Stwierdziła jednak, że nie warto zaprzątać sobie tym głowy bo co ma być to będzie.

Kiedy mężczyzna opuścił trakt i zszedł w stronę jakiegoś jeziora Katlin podeszła za najgrubsze drzewo i kucając za nim przyglądała się co robi mężczyzna.
W jednej chwili cisza panująca w lasku zamieniła się w nieprzyjemny i pełen grozy odgłos. Dziewczyna nie wiedziała co się dzieje. Dlatego spojrzała uważniej na mężczyznę.

Przeoczyłam coś? Czy on rzucił jakiś cholerny czar!? Kurwa… i znowu piecze… Co jest grane Mistrzu???.... Nie… to nie czar tego prostaka, sam jest wystraszony, nie jest pewny sytuacji jaka się dzieje. Więc co jest grane??

W tym momencie nie wiadomo skąd na wprost mężczyzny pojawił się zwierzoczłek! I kolejnych dwóch!

Co jest kurwa grane?! Kim jest ten facet, że każdy się nim interesuje?! Ja, teraz te potwory! Kto jeszcze!? Pomóc mu? Katlin o czym ty myślisz! Wybij sobie to z głowy! Ale zaraz… Jeśli mu nie pomogę, a ten parszywiec zginie, kto doprowadzi mnie do cennej paczki! Zawiodę Pana… nie mogę do tego dopuścić! – szybko myślała Katlin.

Chwilę później miała już rapier w ręce i pełna bojowego nastawienia ruszyła na pomoc nieznanemu człowiekowi. Była dobra w walkach, nie bała się zatem tego i szła pewna swego triumfu. Jednak po zrobieniu zaledwie paru kroków na przód dwóch kolejnych zwierzoludzi stanęło jej na drodze. Katlin uśmiechnęła się tylko kpiąco i pełna energii rozpoczęła walkę…
Jej rapier błysnął w szybkością w przebłysku niewielu promieni słonecznych w lesie. Jednym ruchem przecięła gardło stojącemu po jej prawej stronie potwora. Była bardzo zwinną kobietą i wiedziała, że stojący za nią w tym momencie mutant będzie chciał uderzyć w głowę. Schyliła się więc lekko i obracając się wbiła nóż w gardło zwierzoczłeka! Jednak tym razem chybiła. Rzadko jej się to zdarzało jednak dziś miała pecha. Zrobiła kolejny unik przed ciosem przeciwnika. W tym momencie jej opanowanie ustąpiło. Poczuła krew…. Narastała w niej furia. Wbiła głęboko w serce (a raczej miejsce gdzie ono powinno być) mutanta rapier. Chwilę patrzyła na wypływającą krew z miejsca zadanego ciosu. Po czym odepchnęła ciało potwora na ziemie wyciągając w jednym czasie swą broń.

Katlin popatrzyła jak walczy mężczyzna, któremu ruszyła z pomocą. Miał on zdziwiony wyraz twarzy i patrzył jakby za nią. Katlin odwróciła się z bronią na wypadek gdyby owy mężczyzna patrzył na zbliżające się potwory. Jednak To co zobaczyła dziewczyna, było czymś całkiem innym. Rzadko kiedy co potrafiło ją zdziwić. Ale widok kolejnych dwóch kobiet był dla niej wielkim szokiem.

Co to do cholery ma znaczyć? Skąd tu nagle tyle ludzi?! Na razie śledzę nieznajomego, potem mu pomagam co już jest dla mnie dziwne, że wpadłam na taki pomysł, a teraz jeszcze te dwie baby?!! One też go śledzą? A może śledzą mnie?? Chyba, że są z nim i teraz ja jestem w tarapatach bo czekali tylko na okazję, żeby mnie złapać?!! KURWA!!! Co jest do cholery grane… Mam nadzieję, że jeszcze śpię i wszystko mi się śni.. ta sprawa zbyt śmierdzi…
 
__________________
Bogowie wiedzą, że śmierć jest nieszczęściem. Inaczej chętnie umieraliby sami.
Vivan jest offline  
Stary 14-03-2008, 07:23   #28
 
Kraven's Avatar
 
Reputacja: 1 Kraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwu
Angarad nie posiadał konia, i wiedział również, że za te marne parę srebrników, nie zdobędzie wierzchowca, musi podróżować pieszo. Wiedział również że droga, do zajazdu jest długa i pieszo zajmie mu ponad dzień drogi, nie mógł sobie pozwolić na taką zwłokę, do tego był zmęczony po nieprzespanej nocy. Angarad ruszył przed siebie kierując się na plac, był zły na siebie, za taki obrót wydarzeń, na dodatek stary zwiadowca nie powiedział mu nic interesującego, acz kol wiek zdradził mu starą ścieżkę nad Czarny Staw. Wojownik miał nadzieję, że mnich ukrywa się gdzieś nieopodal miasta, jednak z rozmowy z starcem wynika że, nie miał za bardzo gdzie się ukryć, liczył na jakąś starą zapomnianą jaskinię, bądź ruiny. Najwidoczniej klecha kieruje się do Middenheim, pewnie inni wpadli już na jego trop, albo co gorsza, któryś z nich znalazł już go i klejnot który miał przy sobie. Mogłem od razu wyruszyć do Olesn’a, a nie tracić czasu na dyrdymały, jednak z drugiej strony warto było zapoznać się z tutejszą okolicą. Przynajmniej poznałem starą ścieżkę nad jezioro, według tego co mówił staruszek podróż pieszo, zajmie mi resztę dnia tylko, że ścieżka nie zalicza się do naj bezpiecznych. Musiał podjąć szybko decyzję, było południe, a on dalej tkwił w tym zakichanym mieście, nie było wyjścia musiał wyruszyć już teraz.
Mężczyzna wyszedł przez północną bramę i kierując się wytycznymi starego łowcy, po ponad mili, odbił z szlaku na zachód. Szlak był całkowicie zarośnięty roślinnością, od dawna nie uczęszczany, jednak dla Angarada nie na tyle by być niewidocznym. Wojownik przedzierał się przez chaszcze miedzy drzewami i w pewnym momencie zatrzymał się nagle, przykucnął i zaczął obmacywać ziemię, wziął jej garść do ręki i powąchał, ślady były świeże. Odciski stóp i kopyt był mocno wyryte, Mutanty, niech to szlag, tak blisko miasta, nie wróży nic dobrego. Błyskawicznie poderwał się na równe nogi, rozglądnął energicznie dookoła, wypatrując czegoś lub kogoś. Nie trwało to więcej niż parę sekund, nasuną kaptur na głowę, zacisnął pięść i ruszył biegiem po śladach… Miecze odpiął od pasa i założył na plecy, nie przeszkadzały mu już w gonitwie, były łatwo dostępne i nie obijały się o jego nogi podczas pościgu…. Widać było uśmiech na jego twarzy, już dawno nie czuł się tak dobrze, był w swoim żywiole... Zaczął łowy….
 
__________________
Wolałbym żyć życiem krótkim, ale w chwale, niż długim, ale w zapomnieniu... bo ulubieńcy bogów umierają młodo, lecz później, żyją wiecznie w ich towarzystwie...

Ostatnio edytowane przez Kraven : 14-03-2008 o 19:20.
Kraven jest offline  
Stary 15-03-2008, 14:23   #29
 
Lord Artemis's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumny
Soundtrack


Kora z drzewa rozprysła się we wszystkich kierunkach, gdy uderzyła w nią potężną okuta w czarną metalową zbroję ręka...Wielki wojownik odwrócił się ze złością w oczach i popatrzył na stojącego przed nim zwierzoczłeka...

- Kurwa!!!- Krzyknął i splunął na ziemię.- Jak to się stało???

- Nasz.. Panie... Nasz oddział wypadł na nich przy jezio... Przy jeziorze- Stwór jąkał się i nie patrzył na twarz swego Pana.- My nie mieliśmy szans....

- NA PANA CZASZEK!!!!- Zawył Wojownik i uniósł rękę w górę- Było was dwunastu!!! I powiesz mi, ze nie mieliście szans????

- Ale... Ale Panie... - Kontynuował roztrzęsiony stwór.- Gewrziil wyszedł wprost na wielkiego wojownika!!! Potem z boku wyskoczyła ta wariatka... Potem kolejna... Nie mieliśmy szans...

Wojownik popatrzył na stwora... Szybkim ruchem uderzył prosto w jego twarz... Stwór opadł na ziemię, miał rozbitą szczękę, z której strumieniem ciekła krew... Stwór zwijał się na ziemi skucząc.... Wojownik przeszedł nad nim....

- Banda niekompetentnych idiotów!!!! – Krzyknął na stojących w pobliżu sługusów chaosu.- Jedna wielka Banda debili!!! Jak śmiecie nazywać się Jego sługami skoro potrafiły pokonać was baby!!! Ludzkie BABY!!!! Zrobię z was prawdziwych wojowników, godnych naszego Pana!!! I zapamiętajcie... My słudzy Khorna nie uciekamy z bitwy!!! Następnym razem zabiję.... – Zakończył, splunął na wijącego się zwierzoczłeka i odszedł w mrok lasu... Szedł przez chwilę, popatrzył na piękny jasno świecący księżyc....

- Nie doceniłem was... –Mruknął sam do siebie pod nosem.- Ale jeszcze zobaczymy, kto będzie górą....

- Panie... – Odezwał się nagle czyjś głos a mężczyzna w tunice wyszedł z krzaków.- Jestem do Twych usług.... Panie... Ci niewierni musza zapłacić za wtrącanie się do nie swoich spraw i za zabicie naszych zwierzoludzi!!

- Tak masz rację Namadonie... Musza zapłacić za zabicie sług Pana...Poza tym chyba wiedza zbyt wiele o kamieniu.. Ucisz ich....Wytrop i zabij...

Wojownik patrzył za odchodzącym w krzaki człowiekiem i zastanawiał się czemu nie wysłał go wcześniej do walki...

******************* ****************** ********************* ***************


Katlin


Dzień był słoneczny... Słońce przebijało się przez korony drzew oświetlając martwe ciała... Ciała Kreatur, których normalni ludzie woleli nie oglądać... Ciała istot zrodzonych z mrocznej i złej energii chaosu....Futra i skóry zwierzoczłeków, którzy zasłali ziemię w lesie cuchnęły okropnie... Krew powoli wsiąkała w ziemię... Tafla jeziora uspokoiła się a martwy już stwór unosił się na wodzie....

Katlin rozpoczęła rozmowę ze stojącym w pobliżu Eskilem. Podeszła do niego i zajęła się jego lekką raną na nodze. Wyciągnęła z podręcznej torby bandaż i powoli opatrywała ranę...

- Dziękuję- Powiedziała-Ale dałabym sobie radę sama.... To raczej ja nadciągałam na pomoc Tobie....

Kobieta obserwowała wychodzącą z krzaków kolejna kobietę o wspaniałych i długich złocistych włosach.... Katlin popatrzyła na nią... Nikomu nie mogła ufać! Nikomu... Ale jedno było przynajmniej pewne... Ta kobieta opowiedziała się po „ich” stronie... Wiec nie była wrogiem, przynajmniej jako takim.... Może zechce odebrać mi klejnot lub przeszkodzić w jego odnalezieniu??- Rozmyślanie przerwała kolejna kobieta wychodząca z krzaków... I wtedy stało się coś, czego Katlin w życiu by się nie spodziewała, znak zapiekł ją... Popatrzyła na rękę, po której zaczęła spływać krew... Katlin w jeziorku przemyła rękę... Woda była chłodna i przyjemna... Kobieta klęczała a po jej twarzy ściekały łzy... Wpatrywała się w swoja dłoń... Nie mogła uwierzyć... Znak Pana zniknął... Została w tej misji sama... Bez niego... Ona!! Która tak wiernie mu służyła....Nie mogła w to uwierzyć!! Jak Pan mógł jej to zrobić? W końcu jednak zdała sobie, ze taki jest plan Pana, który chce, aby się wykazała.. Sama i bez żadnej pomocy z jego strony... Katlin nie miała zamiaru się poddawać....

Przemyła Twarz wodą i odwróciła się do nadchodzącej kobiety... Po chwili poczuła jak by w sercu coś dziwnego.... Pan jej nie opuścił.... Ukrył się tylko przed tymi niewiernymi...


Katlin nie wiedział o tym... Ale wraz z zaniknięciem znaku Pana osłabła także jego kontrola nad Katlin.. Złość w niej opadła.... Popatrzyła na śpiewającego ptaka i szczerze się uśmiechnęła.... Promienie słońca padające na jej Twarz jeszcze nigdy nie były dla niej tak miłe.....



Eskil

- Dziękuję- Powiedziała Kobieta z lekkim wyrzutem gdy walka już się skończyła a Eskil opadł na ziemię i popatrzył na zranioną nogę...Jej głos był miły i delikatny-Ale dałabym sobie radę sama.... To raczej ja nadciągałam na pomoc Tobie....

Eskil był pod wrażeniem umiejętności Kobiety, która nie wiadomo skąd w ogóle się tutaj wzięła... Wprawnie rozniosła otaczających ją wrogów...
A teraz leżał na ziemi, a ona opatrywała Jego nogę, którą rozciąłą, gdy zahaczył o wystającą gałąź... Rana nie była wielka, ale krwi wypłynęło z niej sporo... Kobieta miała jednak wprawę do tego wszystkiego... Po chwili, gdy już skończyła, wstała i odeszła na bok... Eskil popatrzył za nią, jego uwagę przykuła, jej cudowna figura i pośladki... Z lasu wychodziły kolejne dwie kobiety... Eskil miał prawdziwe szczęście... Jedna z kobiet musiała mieć jakąś krew Elfów, ponieważ jej twarz była piękna.. Naprawdę piękna...

Zastanawiające było tylko jedno- Skąd wzięły się te kobiety.. Tutaj?? Czy to jakiś przypadek?... Götza cieszyło jedno, każdy z nich opowiedział się po „przyjaznej” stronie walczyli z wrogiem, jednak nie wiedział, dlaczego to zrobiły?? Jaki miały w tym cel???? Pytania rodziły się w głowie jak szalone, jednak odpowiedzi nie było... Eskil odczuwał jeszcze zmęczenie po walce.. Otarł pot z czoła i napił się wody....

Eskil wiedział teraz jedno- nie mogli teraz się rozstać... To był pech całej tej akcji... Walcząc po jednej ze stron narazili się na ataki kolejnych potworów a wszyscy doskonale wiedzieli, że kamraci martwych będą chcieli się zemścić... Dopaść ich... Musieli trzymać się razem... Nie do końca musieli.. Ale tak było bezpieczniej... A na razie najbezpieczniej było by się stąd oddalić...



Nicole


Walka z Twojej strony nie trwała długo.... Przybyłaś na miejsce potyczki, gdy już parę ciał zwierzoludzi zdążyło ją zabrudzić swoją krwią... Zwierzoczłek, który cię zaatakował padł po szybkim ruchu Twego rapiera... Krew wypłynęła z przeciętej klatki piersiowej po tym jak potwór legł na ziemi...

Walka po chwili skończyła się... Przebiłaś jeszcze jednego stwora na wylot i popatrzyłaś jak poradzili sobie inni... Wszystko rozstrzygnęło się na wasza korzyść... Widziałaś jak kobieta rozmawia z mężczyzną i opatruje mu nogę... Z lasu po Twojej prawej stronie powolnym krokiem maszerowała kolejna kobieta... To wszystko było trochę dziwne...Nagle tylu ludzi w jednym miejscu?? Są jednak dobre strony tej sytuacji... W ten sposób było bezpieczniej i pokonaliście stwory...

Nicole popatrzyła na mężczyznę w tej samej chwili, gdy kobieta odeszła przepłukać ręce woda.... Był przystojny, miał może koło trzydziestu lat... Wyglądał na zwiadowcę... Może na strażnika dróg... Cały był ochlapany krwią mutantów... Nicole przypomniała sobie opis mężczyzny podany przez kapłana...

„...Nazywa się Eskil jest byłym żołnierzem Reiksguard. Mężczyzna koło trzydziestki, ciemne włosy. Z tego, co powiedział mi człowiek, który go zatrudnił mężczyzna ma akcent bardziej podobny do krainy Norski, często dorzuca coś w tym języku...”

„...to ponoć najlepszy tropiciel i zwiadowca w tych okolicach, ten człowiek może być bardzo pomocny....”

Wszystko by się zgadzało... Z twarzy wyglądał trochę na człowieka z północy... Był zwiadowcą.... Nicole uśmiechnęła się... Chyba znalazła tą osobę, która tyle szukała.... Powolnym krokiem ruszyła w stronę mężczyzny.....


Nessa

Walka była krótka... Jednak jak, ze porządna... Nie wzięłaś w niej udziału.... Przyglądałaś się, co miało swoje dobre strony!! Widziałaś jak walczyli i na co ich stać... Ta trójka mogła być dosyć kłopotliwa... Fakt był Faktem.. Walczyli bardzo dobrze.... A jeżeli byli tymi, których poszukiwałaś to podejrzewałaś, że mogą być z nimi kłopoty... Popatrzyłaś na idąca po Twojej lewej stronie kobietę.... Coś jak by ruszyło się w Twojej pamięci.... Tak!!! To była kobieta, która mijałaś w garnizonie... Wtedy była zapłakana i smutna... Poznałaś ja i miałaś nadzieję, ze ona nie rozpozna Ciebie.... Przecierając twarz ręką ruszyłaś na przód...

Starając się tym samym sposobem wykryć możliwe zagrożenia „prześwietliłaś” wszystkich... Jednak Aura tych ludzi nie była czarna.... Kobieta klęczącą nad wodą miała tak samo „skażoną” dusze jak wszyscy inni... Mężczyzna podobnie... Lecz kolejna kobieta- Tak.. Ta może sprawiać problemy... Jej aura miała w sobie wiele ciemności.. Jednak światło górowało i to znacznie...

Nessa skierowała się w kierunku istot....Ponieważ wynikało, ze podążają w stronę Marienburga a z Informacji, jakie posiadałaś wynikało, iż tam udał się kapłan- Stwierdziłaś, ze mężczyzna jest tym, którego wynajęto do misji.... Zwiadowca... Co do tego nie było wątpliwości. Można było to stwierdzić patrząc na Niego... Co do?.- Pomyślałaś. Lecz jak nagle jak by coś trafiło w Ciebie..... Przypomniałaś sobie jeszcze coś.... Obrazy przemykały jak szalone... Przypomniałaś sobie informacje zdobyte od kapłana oraz to, co przeczytałaś w książkach.... Popatrzyłaś na Kobietę, która kiedyś płakała. Była blisko z generałem... Tak... to musisz być Ty.... Wiec problemy z Tobą będą na pewno... A kim jest ta trzecia osoba?? Warto było się tego dowiedzieć.....


Angarad

Biegłeś ile sił w nogach... Ślady mutantów doprowadziły Cię do niewielkiego jeziora, które -według podanej przez Martina- nosiło nazwę Czarny Staw... Gdy tylko wybiegłeś nad jeziorko dostrzegłeś ślady walki... Dookoła leżały ciała zwierzoludzi... śmierdzące potwory wykrwawiły się w ziemię... Według ran, jakie zaobserwowałeś zostali zabici od miecza o szerokim ostrzu oraz czegoś, co bardziej przypominało Rapier... Paru z nich miało wbite w swe ciała strzały... Rozglądając się dalej dostrzegłeś ślady koni.. Były znacznie większe od śladów pozostawionych przez kopyta stworów... Ślady stóp zapewne należały do ludzi... Były znacznie większe od ludzkich... I mniej „delikatne” od Elfich... Poza tym strzały, które tkwiły w ciałach mutantów nie przypominały strzał Elfów...

Popatrzyłeś w stronę wody... Na środku jeziora pływało martwe ciało stwora... Nie miałeś zamiaru tutaj zostawać... Popatrzyłeś za śladami pozostawionymi przez konie i ruszyłeś za nimi... Sił brakowało.. Ale byłeś podekscytowany odnalezieniem śladów, być może należących do Kapłana albo ludzi ścigających go... Ruszyłeś za śladami, które prowadziły w stronę Marienburga, co potwierdzało Twe przypuszczenia... Ponieważ jak powiedział, Veron- tam mógł udać się Kapłan...

Jedynym minusem tej sytuacji było to, że jeżeli to są ludzie ścigający kapłana to będą poważne problemy w pokonaniu ich... Skoro dali sobie rade z taką ilością, zwierzoludzi to musza być dobrymi wojownikami... Cholera.. Będzie ciężej niż myślałem... Będziemy myśleć jak już ich znajdę... Na razie trzeba ich odnaleźć.....

Pędząc ile sił w nogach słyszałeś w swojej głowie ten sam, co zwykle głos.....

...Sława... Sława...Sława....
 
__________________
Śmierć uśmiecha się do każdego z nas. Jedyne co możemy zrobić, to uśmiechnąć się do niej...

Ostatnio edytowane przez Lord Artemis : 17-03-2008 o 14:30.
Lord Artemis jest offline  
Stary 15-03-2008, 23:58   #30
 
Kraven's Avatar
 
Reputacja: 1 Kraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwuKraven jest godny podziwu
Angarad miał kondycję godną podziwu, jednak był tylko człowiekiem, człowiekiem który pół życia spędził w lasach starego świata. Zmęczenie w końcu wygrało z uporem i silną wolą łowcy, mężczyzna zwolnił do zwykłego marszu. Nogi go bardzo bolały, a fakt że nie miał nic w ustach, od zeszłego wieczoru, nie sprawiał mu radości. Było już ciemno i robiło się chłodno prawie w ogóle nie dostrzegał już żadnych śladów. Na dziś już koniec, nie mogę ryzykować przeoczenia jakieś ważnej wskazówki, klejnot musi poczekać… Angarad nazbierał trochę chrustu i ułożył niewielki stos, zabezpieczył go kamykami i dosycił parę starych, ze słych liści i mchu. Rozpalił ogień, hubką i krzesiwem po czym rozsiadł się wygodnie obok zwalonego pnia, zdjął miecze z pleców i położył obok ogniska. W końcu mógł odpocząć, był to długi i bardzo pogmatwany dzień, nogi bolały nie miłosiernie. Zastanawiał się nad dalszym postępowaniem, próbował wyobrazić sobie w myślach jaki miała przebieg potyczka nad jeziorem, ilu było przeciwników, tych martwych potworów… Pytania same rodziły się w głowie… Co?... Jak?... Kiedy?... Dlaczego?... Oczy same powoli zaczęły mu się zamykać, wiedział że nie może pozwolić sobie zasnąć, nie teraz gdy jest możliwość, że banda kolejnych futrzaków, może wpaść na jego trop. Angarad wpatrywał się w ogień, pogrążony w zamyśleniu, był głodny i to cholernie… Próbował poskładać wszystkie fakty w jedną spójną kupę, zastanawiał się jak może wyglądać ten klejnot i po co szukają go ci inni… Wydaje mi się że ten cały generał nie wyjawił, mi całej prawdy na temat tego maleństwa i cos mi mówi że nie szuka go tylko z chęci niesienia pomocy innym, przy jego pomocy… Musi się kryć cos więcej za tym wszystkim… tylko co? I znów kolejne pytania… Znów dziwny głos odezwał się w jego głowie…

…Sława… Sława… Sława…

Muszę zdobyć klejnot i to za szelką cenę… nie ważne jak, nie jest ważne w jaki sposób tego dokonam… Muszę go mieć!... Jeśli będę mieć szczęście, to jutro uda mi się dogonić tą bandę i wtedy się dopiero zacznie...
Wojownik wpatrywał się w płomienie skaczące z gałęzi po gałęzi, pochłaniając swoją zdobycz, dorzucił trochę chrustu do ogniska by go powiększyć i podtrzymać… Wziął do ręki miecz i starał się nie zasnąć, a im bardziej to robił to tym bardziej pogrążał się w zmęczeniu. W końcu zasną…
 
__________________
Wolałbym żyć życiem krótkim, ale w chwale, niż długim, ale w zapomnieniu... bo ulubieńcy bogów umierają młodo, lecz później, żyją wiecznie w ich towarzystwie...

Ostatnio edytowane przez Kraven : 16-03-2008 o 22:14.
Kraven jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:53.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172