Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-04-2008, 14:29   #11
 
Thanthien Deadwhite's Avatar
 
Reputacja: 1 Thanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumny
Pogoda była okropna. Padało zdecydowanie za długo jak na gust krasnoluda, ale nie marudził zbytnio. W końcu nareszcie wraz ze swoim przyjacielem wyruszył w wielką podróż. Miał przynajmniej nadzieję, że ta podróż okaże się wielka. Póki co cała ta podróż nie przypadła mu do gustu. – Nie zanosi się na razie na to, ażebym znalazł na tych polach jakąś starożytną wiedzę – pomyślał kowal. Zaraz jednak się rozchmurzył, gdy przypomniał sobie, iż miasto do którego zmierzali słynie z ogromnej liczby kaplic, świątyń i mnichów. A tam gdzie świątynie, tam często stare biblioteki z licznymi starymi dziełami i podaniami. Krasnolud uśmiechnął się na samą myśl o tym, że będzie miał okazję rozejrzeć się po tych przybytkach.

Wraz z towarzyszami zbliżali się już do miasta. Dwain był ubłocony po pas, a jego czarne długie włosy zaplecione w drobne warkoczyki ociekały od wody i brudu. Miał już po dziurki w nosie tej wędrówki. Teraz marzył tylko o tym by usiąść w ciepłej izbie, zjeść trochę jakiegoś mięsiwa, napić się piwa i zdjąć z siebie te przemoczone łachy.
- Włosy – zastanowił się – Kyfandys będzie musiał poprawić mi warkocze.
Jakby przywołany tymi myślami elf zrównał się z Dwainem.

- Ej, maluchu, jak wyczyścisz swoją szanowną dupę, to pozwolę Ci wsiąść. Bylebyś mi tylko mi siodła nie pobrudził. Podjedziesz chociaż ten kawałek.

Krasnoludzki kowal spojrzał spode łba na spiczastouszego, po czym wyszczerzył zęby w uśmiechu

- A cóż to za wysoka i dumna istota sobie o mnie przypomniała? Już dość się elfie naśmiałeś ze mnie? No ja myślę! Wiedz, że chętnie przyjmę Twą propozycję, choć nie do końca mam pewność czy Twojej szkapie się to spodoba. Ostrzegam, że jak znowu przez nią wyląduję na ziemi to tym razem wraz z Tobą!

Dwain Knuddsen poprawił swój piękny stalowy młot wiszący u pasa i zaciągnął porządniej plecak i torbę z narzędziami na plecy. Podał jeszcze Czarnemu Drzewu swą tarczę by gdzieś ją zawiesił i dopiero wtedy pozwolił pomóc sobie elfowi. Po dłuższej chwili siedział już na koniu. Nerwowo trzymał się...nie, raczej obejmował elfa. Nie lubił konnej jazdy. Zawsze kręciło mu się w głowie i zbierało na wymioty, zwłaszcza gdy wierzchowiec próbował galopu. Było to jednak lepsze niż brodzenie w tym okropnym błocie. Gdy już wiedział, że tym razem nie zleci z konia rozejrzał się. Jego przyjaciel podjechał do akolity. Ten gdy tylko spojrzał na Kyfandysa i Dwaina wybuchnął śmiechem. Dwainowi spodobał się ten śmiech, a także słowa wypowiedziane przez człowieka. Chętnie by się napił trunku, który kapłan wyciągnął i zaoferował, ale bał się puścić choć na moment swego przyjaciela. Przełknął tylko ślinkę, po czym przemówił.

- Urazy? Nie, nie ma o co chować urazy skoro żem nawet się nie przedstawił. Jestem Dwain z klanu Knuddsen. A co do przyśpiewki, to faktycznie ciekawa. Zwłaszcza dla niego – gestem głowy wskazał Elfa – on lubi wszelkie piosenki, zwłaszcza te, które mówią o historii. Za napitek dziękuje, ale niestety nie skorzystam, gdyż nie chcę zubażać Twych zapasów. Gdy będziemy już mogli usiąść i porozmawiać chętnie wyjmę bimber, który zakupiłem u pewnego chłopa nie daleko Altdorfu. Znam ja jego trunki i wiem, że dobre i mocne. Chętnie poczęstuję mych przyjaciół i towarzyszy.

Uśmiechnął się serdecznie. Otto przypadł mu do gustu już na samym początku wyprawy. Nie wyglądał na takiego co by osądzał po pozorach a to dużo znaczyło dla krasnoluda. Miał tylko nadzieję, że reszta tej wesołej gromadki okaże się równie w porządku.

- Proponowałeś mi muła Adrenie, prawdę mówisz i dzięki Ci za to! Ja grzecznie odmówiłem, a zrobiłem to dlatego, iż zająć się tym zwierzakiem bym nie potrafił. Miast tego wole od czasu do czasu być poniesionym przez zwierza, które mimo iż wredne, zdążyłem już poznać. Poza tym nigdy bym nie przypuszczał, że Taal taką pogodą nas obdarzy. Więc wybacz, że nie przyjąłem Twej propozycji, teraz na pewno bym z niej skorzystał.

Krasnolud nie skomentował uwagi o „zbiegowisku i śmiechu co nie miara”. Przywykł już do tego. Tak to jest gdy najlepszym przyjacielem krasnoluda jest elf. Natomiast zastanowił się w duchu czy napitki w „Dzbanie...” faktycznie są tak dobre jak to szlachcic powiedział.
 
__________________
"Stajesz się odpowiedzialny za to co oswoiłeś" xD

"Boleść jest kamieniem szlifierskim dla silnego ducha."

Ostatnio edytowane przez Thanthien Deadwhite : 22-04-2008 o 14:32.
Thanthien Deadwhite jest offline  
Stary 22-04-2008, 15:07   #12
 
Aveane's Avatar
 
Reputacja: 1 Aveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumny
Zaśmiał się razem z Ottem. Mnich był chyba jedyną tu osobą, która szczerze śmiała się z przyjaźni Czarnego Drzewa i kowala. Reszta zachowywała się, jakby idiotyczna nienawiść tych ras była nieprzeniknioną barierą.
- Ojcze, jużeś nam się przedstawiał. Widocznie nie tylko imion nie pamiętasz - mrugnął lewym okiem do akolity. - Życzę Ci, byś i uraz nie pamiętał, a wybaczyć potrafił każdemu. Kyfandys Czarne Drzewo. Tak mnie matka nazwała i chwała jej za to. Widzę na Twojej szacie symbol Sprawiedliwej. Widzę, że bratnią moją duszę tworzysz nie tylko w śmiechu, lecz i w wierze. A piosnki lubię, ten kurdupelek, który zaraz mi zmiażdży żebra, ma rację - rozległ się czysty, dźwięczny śmiech. - A Ty, brodaczu, w zamian wyczyścisz mi dziś siodło - wygiął się lekko, by poklepać go po ramieniu. - A w ogóle trudno by mi było wylądować bez Ciebie, skoro trzymasz się mnie, jakbyś był dzieckiem chowającym się u mamy przed złym i niedobrym upadkiem.

Posłyszawszy słowa o "śmiechu ludzi w mieście" spojrzał ze zdziwieniem na Adrena. Na elfich ustach błąkał się uśmiech, niepohamowany, dziwny. Tylko Dwain wiedziałby, co ten uśmiech u Kyfandysa znaczy, ale go nie widział. Znał znaczenie każdego jego uśmiechu, bo to był u niego główny sposób wyrażania przez "szpiczastouszego"
- Adrenie, śmiechem większym jest zawiść, którą widzę w oczach Alrika, aniżeli to, iż Dwain w siodle wraz ze mną podróżuje. Można się pośmiać, owszem, ale tak, jak to akolita mojej bogini robił. Takich ludzi cenię za szczerość i otwartość. Natomiast ci, którzy nas wyśmiewali, gdy któryś z nas miał zły humor, szybko przekształcali swój śmiech w krzyk. Najpierw był to krzyk złości, później bólu. Nie odbierzcie tego jako groźby, w żadnym wypadku nie miałem tego na myśli - puścił wodze i rozłożył ręce. Ukazał w uśmiechu swoje zęby. Często się uśmiechał. - Ja po prostu dużo gadam i gadam prawdę. Nasza przyjaźń i wspólna jazda nie jest brakiem godności. Brakiem godności byłoby, gdybyśmy bali się do tego przyznać i zachowywali się wobec siebie jak wrogowie.

Umilkł nagle. Poprzednie zdanie zakończył, jakby chciał coś jeszcze powiedzieć, jednakże nie zrobił tego. Zamiast tego począł wsłuchiwać się w śpiew jakiegoś ptaka przebijający się przez szum wiatru w koronach drzew. Rysy jego twarzy złagodniały. Wyglądał, jakby odpłynął gdzieś daleko myślami. I rzeczywiście odpłynął, ale nie znowu tak daleko. Wspomniał pewną drewnianą chałupkę. Wspomniał wydarzenia sprzed 4 lat.
- Wiesz co, Dwain? Szkoda, że Larna została - szepnął po bardzo długiej chwili. - Jak wrócimy i odpoczniemy, to wybierzemy się gdzieś razem z nią?
 

Ostatnio edytowane przez Aveane : 22-04-2008 o 15:12.
Aveane jest offline  
Stary 22-04-2008, 16:07   #13
 
Kokesz's Avatar
 
Reputacja: 1 Kokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputację
Alfred jechał na swym mule strzegąc bagaży swojego pana. Jadąc lekko się kołysał i mimo deszczu i chłodu zamknął oczy i zasnął. Sam nie wiedział jak długo trwała jego drzemka. Śnił o kwaszonej kapuście, marchwi duszonej, grzybach świeżo z lasu przyniesionych i wielu innych smakołykach. Ten sen był jak wiele wcześniejszych. Niziołek lubował się tak bardzo w gotowaniu potraw, które i samego Elektora Zgromadzenia, ba... samego Imperatora w zachwyt by wprowadziły, że i w czasie snu nie mógł się od tej czynności uwolnić.

Ze snu wyrwała go jakaś pieśń. Otworzył oczy, lecz krople deszczu, które osadziły się na jego okularach ograniczały widoczność. Wytarł szkła i spojrzał przed siebie. Okazało się, iż to mnich śpiewał. Towarzysze jego pana zaczęli ze sobą rozmawiać, pani z Kislevu, kraju o którym Alfred wcześniej nie słyszał, pogoniła konia, a za nią popędził Kozak. Niziołek przysłuchiwał się rozmowie, lecz sam nie mówił nic. Dopiero, gdy mnich zaczął częstować innych swoim piwem odezwał się:

- O mnie panie ojcze nie zapomnij - zawołał. Wiedział, że przez jego niewielki wzrost ludzie zapominają o jego obecności, a on nie chciał przegapić tej degustacji.

Widok miasta, które ukazało się na horyzoncie uradował jego serce. Nie lubił podróżować, ale nie mógł odmówić ojcu panicza Adrena. W taką pogodę nie próbowałby wychylać nosa z domu, a co dopiero podróżować po Imperium. Jego ubranie było przemoczone, kapelusz o szerokim rondzie, który miał go chronić przed deszczem już od dawna nie spełniał swojego zadania i tak jak reszta ubioru Alfreda pochłaniał wilgoć jak mech.

- Nie lepsze pewno niż nalewka mego dziada - głośno powiedział, gdy Adren wspomniał o piwie jakie czekało ma nich w mieście. - Dziad mój w leśnych owoców ją robił. Znaczy się z malin i jagód. Gdy się ją piło to czuło się zapach lasu, leśnego runa. Co niektórzy to i śpiewy ptaków leśnych słyszeli, ale inni mówili, że to przez to, iż za wiele tej nalewki wypili. Jednakoż nie da się ukryć, że to najlepszy napitek był może i w całym Imperium. Był... bo dziadek mój nie żyje już i swą tajemnicę zabrał ze sobą. Miał mnie nauczyć, lecz pewnego razu jakowyś dzik go w lesie na szable nabił.
 
__________________
Nic nie zostanie zapomniane,

Nic nie zostanie wybaczone.
Księga Żalu I,1
Kokesz jest offline  
Stary 22-04-2008, 18:01   #14
 
Mortarel's Avatar
 
Reputacja: 1 Mortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputację
Akolita zmarszczył czoło, następnie przetarł je rękawem szaty, ścierając z niego krople deszczu. Kilka metrów przeszedł w milczeniu, aż w końcu odezwał się. Mówił głośno, żeby wszyscy mogli usłyszeć jego słowa.
Musicie bowiem wiedzieć, że ojciec Otto z natury jest bardzo gadatliwy i poczytuje sobie za punkt honoru, aby wypowiedzieć się w niemal każdej sprawie, która omawiana jest w jego obecności. Do tego wystarczy, ze rozochoci się alkoholem, aby zaraz jego język zaczął mówić i mówić, i mówić. Ma to jednak swoje dobre strony, gdyż ojciec Otto zawsze jest obiektywny w swych wypowiedziach. Często może służyć dobrą radą, do tego jest nieocenionym toważyszem rozmów i wszelakiego typu dyskusji. I tym razem postanowił wypowiedzieć się na temat elfa i krasnoluda, którzy na jednym jechali koniu.

( Przekonywanie [Rzut w Kostnicy: 53], rzut udany )

- Wydaje mi się, że niesprawiedliwym byłoby wyśmiewanie się z tej pary z powodu ich wzajemnej życzliwości, która jest niezbitym dowodem ich przyjaźni.- wskazał tu na elfa i krasnoluda. – Zgadzam się, że widok jest zabawny, jednak, jeśli przyjaźnią się oni, nie będą zważali na czyjś śmiech. Jeśli mają życzenie jechać tak przez miasto, jest to ich wybór. Poza tym, w taką pogodę ulice zapewne będą puste. Więc tłumów na drogach się nie spodziewajmy. – zaśmiał się wesoło ojczulek. – Niech robią, co chcą, a ja będę zawsze bronił ich poglądów, bo są one szczere. Niech tylko ktoś zaszydzi z nich to już będzie miał ze mną do czynienia. Ten kto sprawiedliwy, poprze mnie zapewne w słowach-lekko bełkotliwym głosem, w którym można było wyczuć już pewne upojenie alkoholem, akolita wygłosił swoją krótką mowę.

Mimo iż był tylko niepozornym, mnichem ze skłonnościami do przesadzania z trunkami i jadłem, mówił nad wyraz roztropnie, a jego słowa zapadały w serce. Oczywiście, ktoś może mieć odmienne zdanie, ale jest to wyłącznie sprawa tej osoby.

Ojciec Otto ruszył dalej, trunek, który wypił był dość mocny. Przyrządził go specjalnie z myślą o dalekiej podróży. Wiedział, bowiem że nie może stawiać na ilość, lecz, na jakość „wyskoku” przejawiającego się w tego typu trunkach, a przecież wziął aż dwa potężne łyki napoju . „Ach ojcze Otto, twoje zamiłowanie do napitku kiedyś cie zgubi”- usłyszał głos sumienia. Ojczulek Otto był dobrym człowiekiem, ale zbyt rozkochanym w przyjemnościach życia, głownie tych zaspakajanych pokarmowo. Kochał też poezję i śpiew, dużą radość sprawiało mu wymyślanie własnych utworów, mimo że nie należały one do wybitnych dzieł.

Następnie zwrócił się w stronę Niziołka, który jechał na mule, strzegąc zapasów żywności, przewożonych na zwierzęciu. Mnich uśmiechnął się wesoło i rzekł:

- Zaprawdę widać, że właściwa osoba na właściwym miejscu!- zakrzyknął wskazując na Niziołka.- Ależ oczywiście, ze poczęstuje Cie moim napojem. Jednak zapewne nie będzie tak dobry jak wspomniana wcześniej nalewka szacownego dziadka.- rzekł, a uśmiech zawitał na jego twarzy.
- Zaś dla Ciebie panie elfie i dla pana, mości krasnoludzie, mam specjalną fraszkę, która przyszła mi do głowy, kiedy o was rozmyślałem:

Moc przyjaźni jest ogromna
Jej nie zniszczy nawet wojna
Czy Elf jest to czy Krasnal
Mocny ich przyjaźni wał
Jak ja mówię swoją fraszkę
Więc tak ty postaw mi flaszkę..

Skończył swój wierszyk, po czym zaniósł się śmiechem, najwyraźniej dumny z tego, że tak gładko poszło mu wymyślanie tego przygodnego utworu.
 
Mortarel jest offline  
Stary 22-04-2008, 20:57   #15
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Adren spojrzał na tę dziwnie dobraną parę przyjaciół.

- Wiem Kyfandys, bardzo dobrze wiem, jak jesteś zdenerwowany to rośliny ożywają. Ale w ten sposób przyciągamy znacznie więcej ciekawskich spojrzeń. Wszak każdy chłop słyszał żarty na temat elfów i krasnoludów i poprzez ten pryzmat taka scenka będzie analizowana.
Wszak jednym z najbardziej znanych porzekadeł jest to „- Dlaczegoś skrócił tego elfa o głowę. Zapytał raz człek krasnoluda. Na to on szybko odparował. – A bo ten niecnota był w uszach za długi.”


Po tych słowach zamilkł, na chwilę się zamyślił.

Jak zwykle w takich chwilach objawił się wiedźmi wzrok. Nad którym zdobył w ostatnich latach znaczną kontrolę. Normalnie on się nie objawiał, lecz gdy Adren zapodał w zadumę niekiedy sam się włączał. W takich chwilach świat mienił się wielobarwnymi pasmami wiatrów magii. Wszelkie stworzenia je przyciągały oraz ich czyny.

Pierwsze, co się rzucało w oczy to trzy średniej wielkości jak na te tereny skupiska mocy. Elfa otaczały w przeważającej ilości cieniutkie pasemka zieleni, był on magiem życia, więc nie było w tym niczego zastanawiającego. Adren przez chwilę zastanawiał, dlaczego też otaczają „Czarne Drzewo” nikłe wici czerwieni, aqshy. Szybko jednak doszedł do wniosku, iż to tylko oznaka dobrego humoru. Nici te łączyły elfa z jego wierzchowcem chowańcem. Kilka razy widziałem u innym magów chowańce, tak samo wyglądały połączone siecią w kolorze magii właściciela, same też otoczone były taką siecią, gęstą prawie jak u samego maga.
Wokół siebie zaś widział wiele czerwonych pasm było ich nieco więcej niż zwykle, więc uznał, iż to oznaka poirytowania, wszak magowie ognia są znani ze swego porywczego temperamentu.
Wokół „Igiełki” były widoczne liczne złote pasma gęsto przetykane czerwienią. Przedmioty magiczne, runiczne łatwe były do rozpoznania.
„Więcej mnie ta gówniara zdenerwował niż sądziłem.”
Ostatnim takim skupiskiem był Dwain, krążyły wokół niego złote pasemka Chamon. Jego młot otaczały takie same pasemka jak Igiełkę.
„Ciekawe czy ostatni wykuł na nim jakąś dodatkową runę, ale chyba nie, bo nic w gęstości się nie zmieniło.”
Następnym zwracającym uwagę skupiskiem mocy był Ojciec Otto. Otoczony był nikłymi niebieskimi pasmami zmieszanymi z czerwonymi, co u niego zwykle zaminowało dumę albo zadowolenie.
„Czyżby zaczął poznawać magie tylu nici Azyr jeszcze u niego nie widziałem.”

Pozostałych towarzyszy otaczały pojedyncze nici zieleni i czerwieni, co oznaczyło, iż są żywi i zadowoleni lub poirytowani.
„Bardzo trudno jest czytać pasma Aqshy gdyż tyle oznaczają”.
Jedno, co się rzuciło jeszcze to zirytowanie własnego rumaka brąz, Ghur przypalany był czerwienią.
„Trzeba było wybrać wałacha byłby mniej skory do gonitw” – pomyślał popuszczając nieco wodze.

Wtedy to też dotarły do niego słowa kapłana.

- Otto, Otto, niepoprawny marzycielu. Świata nie zmienisz, a w Volfendorfie lepiej nie głoś kazań, bo tam ludzie mogą nie zrozumieć i mordę obić, dla nich najważniejszy jest Sigmar. Tępi fanatycy.

Tak gawędząc zbliżali się do miasta.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 24-04-2008 o 22:16.
Cedryk jest offline  
Stary 23-04-2008, 20:26   #16
 
Bulny's Avatar
 
Reputacja: 1 Bulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputację
Nasza wspaniała drużyna podążała w stronę miasteczka, które stawało się coraz większe. Młoda dziewczyna razem ze swym ochroniarzem jechali na czele kilkaset stóp przed resztą. W końcu nawet najbardziej srogi opiekun nie zabije drzemiącego w niej młodzieńczego temperamentu, odziedziczonego wraz z Kislevską krwią. Koń młodej panny poruszał się już wolniejszym tempem, gdyż w mieście nie mogła ona sobie pozwolić na rozwinięcie wysokich prędkości. Jedynymi rzeczami, jakie dało się usłyszeć, były spadające z nieba krople deszczu, które z charakterystycznym chluśnięciem odbijały się od tafli wody w kałużach, oraz obijanie się końskich kopyt o brukowaną dróżkę. Mieścina początkowo wyglądała na wymarłą, choć o tym, że ktoś tu żyje świadczyli strażnicy, spacerujący po murze, osłaniając się przed deszczem skórzanymi płaszczami, a także ludzie unikający ulewy najlepiej jak mogli. Niektórzy przecież nie mogą opuścić swoich obowiązków nawet w taką pogodę. Zapytani, o drogę do „Dzbana Młotodzierżcy”, ludzie bardzo chętnie wskazywali jej miejscówkę nowoprzybyłej damie ze wschodu i jej „cieniowi”. Za nimi, w krótkim odstępie czasu, przyjechała również reszta orszaku z Adrenem na czele. W tym czasie kobieta przejeżdżała pomiędzy domami, w których jedynymi oznakami bytności mieszczan były pozapalane świece, oraz miejscami głośne rozmowy. Przy okazji minęła chyba ze dwie siedziby różnorakich zakonów oraz trzy kaplice poświęcone kultowi Sigmara.

W końcu Klara dojechała do karczmy. Niedużego budynku zrobionego z cegieł, obok którego stała duża, drewniana stajnia. Przez wrota większego budynku widać było dwóch, młodych chłopców stajennych. Było to dziwnym widokiem. Zwykle w taką pogodę wpierw trzeba było wejść do gospody i poprosić o opiekę nad końmi. Najwyraźniej młodzieńcy byli już w gotowości do przyjęcia gości...
– Ale mi się rymnęło. – wtrącił bard pisząc dalej swoją opowieść.
... Po krótkiej rozmowie na temat sposobu opieki nad rumakami, chłopcy zajęli się tym, co należało zrobić, a przybysze wkroczyli do budynku tawerny. Choć z zewnątrz nie wydawała się ona zbyt duża, to jednak wnętrze było obszernie. Naprzeciwko wejścia stał kominek, w którym leniwie rozpalały się kawałki drewna. Całe ściany pokryte były drewnianymi deskami, mającymi zapewne dawać ciepły, przyjemny klimat. W głównej sali stało parę stołów, a w rogu stała duża lada, na której znajdowały się gotowe do rozłożenia naczynia. Wygląd karczmy jednoznacznie wskazywał na rangę oczekiwanych tutaj gości. Wszystko było ślicznie wysprzątane. Drewniana podłoga niemal lśniła, a kufle jak zwierciadła odbijały światło świec umieszczonych w żyrandolu powieszonym nad głównym stołem. W rogu siedział spokojnie trubadur, ćwiczący właśnie smętną, nieco pasującą do pogody piosnkę. Gdy kobieta weszła głębiej, z zaplecza wyłoniła się postać.

Średniego wzrostu człowiek, ubrany w zakonny habit wszedł szybko po schodach, niosąc na plecach wielki wór. Nie był zbyt stary, miał może z trzy tuziny zim za sobą, a nawet trochę mniej. Choć jego twarz pokrywał skrupulatnie przystrzyżony zarost, to na głowie nie dało się zobaczyć nawet jednego, zbłąkanego włoska. Mężczyzna popatrzył na dwójkę gości błękitnymi oczami, po czym rzekł mocnym, basowym głosiskiem, przy okazji puszczając wór i nieznacznie się kłaniając:
– Witam państwa w moim przybytku. Zwę się Gaudenty Pilichowicz, choć miejscowi zwą mnie Ojcem Gaudentym, alebo Piwowarem, gdyż warzę najlepsze piwo po tej stronie gór środkowych. – potem dodał jeszcze, nieco uśmiechając się – Widzę, iż panienka z Kislevu, to tak jak ja. Widzę też, że panienka z kimś przyjechała. Czyżby panienka chciała spocząć, po brawurowej ucieczce z kochankiem, aby potem wyruszyć w dalszą podróż? – Nie wyglądało, aby mnich pytał żeby wyszydzić takie zachowanie, albo zadrwić z kobiety. Wręcz przeciwnie, na jego twarzy pojawił się przyjemny i szczery uśmiech.
– Niestety musze panienkę zmartwić. – dopowiedział, nie czekając na odpowiedź – Mogę dać wam gościnę, lecz główna sala zarezerwowana jest dla kuzynostwa naszego darczyńcy – hrabiego von Volfgrima. No oczywiście chyba że szanowne kuzynostwo, będzie chciało abyście towarzyszyli mu w oczekiwaniu na karetę. - zakonnik własnie wchodził za ladę po klucz do pokoju, kiedy zobaczył idącego w stronę karczmy Adrena. Za nim szła reszta tej jakże wesołej kompanii.
– Przepraszam na chwilę, muszę przywitać gościa. - szepnął ucieszony, do niewiasty, po czym podszedł naprzeciwko drzwi. Gdy te się otworzyły przemówił zacierając ręce:
– Witam państwa w moim przybytku. Zwę się Gaudenty Pilichowicz, choć miejscowi zwą mnie Ojcem Gaudentym, alebo Piwowarem, gdyż warzę najlepsze piwo po tej stronie gór środkowych. Kuzyn Twój Panie powiedział mi że przybędziesz i żebym przyrządził wam lekką strawę, gdyż czeka was uczta na dworze. Proszę, rozgośćcie się więc przy głównym stole…
 
__________________
"Gdy Ci obcych ludzi trzech mówi że jesteś pijany to idź spać" - Stare żydowskie przysłowie ;)

Ostatnio edytowane przez Bulny : 23-04-2008 o 20:32.
Bulny jest offline  
Stary 23-04-2008, 21:08   #17
 
Gwena's Avatar
 
Reputacja: 1 Gwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemu
Miasto sprawiło złe wrażenie na Klarze, wąskie uliczki, wszechobecny surowy kamień, cegła i smród. I stanowczo za dużo Kaplic Sigmara i zakonników tegoż.
Na szczęście droga do Dzbana Młotodzierżcy - no tak i karczma musiała się odwoływać do Sigmara w tym zapchlonym (zasigmarzonym) mieście - nie była długa.
Klara zostawiła Wegiełka u koniowiązu przy drzwiach gospody, mówiąc stajennym, że zaraz do nich wróci.
Po wejściu do gospody przywitał ją gospodarz tak zaaferowany, że nie dał jej dojść do słowa. Tyle dobrego, że przynajmniej jego reikspiel łagodził znajomy akcent. Za to grzecznością nie grzeszył, ale zanim Klara zdążyła go przywołać do porządku, pobiegł witać Adrena.
Wzruszyła ramionami i poszła na górę. Poinformowała pokojówkę, żeby dowiedziała się który pokój Piwowar jej przydzieli i, że potrzebuje by w tym pokoju za półgodziny znalazła się balia z gorącą wodą, oraz służąca z żelazkiem. A teraz jakby ktoś jej szukał to będzie w stajni. Korzystając z zamieszania wywołanego przybyciem głównej grupy przemknęła się do drzwi wyjściowych niezauważona.
Wyszła przed karczmę, odwiązała karego i zaprowadziła go do stajni. Oczywiście koń kozaka był już w rękach stajennych, a jego samego nie było widać - pewnie kosztował już piwo. Wzruszyła ramionami, jej strażnik konia traktował jak przedmiot i doskonale to pasowało do jego nieciekawej osobowości. Ponownie zastanowiła się jakim cudem jej rodzice wybrali takiego prymitywa do jej ochrony. A jeb jego mat' mruknęła pod nosem i zajęła się ważniejszymi sprawami.
Zajrzała do żłobu, wzięła odrobinę paszy w palce, powąchała. Zaakceptowawszy jakość karmy pozwoliła karemu zanurzyć łeb w żłobie. Następnie rozkulbaczyła go i ku zdziwieniu i niezadowoleniu chłopców stajennych chwyciła zgrzebło.
Po dłuższej chwili spod warstwy błota pojawiła się czarna sierść. Klara sprawdziła jeszcze kopyta, hakiem wyciągnęła jakiś kamyk. Następnie zawołała tego z chłopców stajennych, który wydawał się jej bardziej sprawny od innych i rzuciła mu kilka miedziaków. Zdobądź dla Węgielka kilka jabłek i zadbaj o niego - rozkazała - natłuść też uprząż. A teraz weź juki i zaprowadź mnie na pokoje.
Weszła tylnym wejściem do gospody. W pokoju czekała już balia z gorącą wodą. Doprowadzenie się do porządku zajęło Klarze prawie godzinę. Oddała pokojówce rzeczy do wyczyszczenia i uprasowania. Mocno głodna skierowała się do głównej sali karczmy.
 

Ostatnio edytowane przez Gwena : 23-04-2008 o 21:16.
Gwena jest offline  
Stary 23-04-2008, 21:50   #18
 
Dhagar's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputację
Droga do miasteczka od chwili go ujrzenia zdawała się ciągnąć w nieskończoność. "Czemu niemal zawsze gdy jest się u kresu jakiejś podróży ta dłuży się niemiłosiernie" - przemknęło mu przez głowę.
Mieścina wyglądała iście ludzko. Budynki lichej struktury w porównaniu do krasnoludzkich, bruk nierówny gdzieniegdzie i ogólne pustki wokół. Szczęśliwie jednak dotarli pokrótce do "Dzbana Młotodzierżcy". Nazwa mówiła wiele sama w sobie i przyciągała Alrikowi na myśl krasnoludzkie oddziały uderzeniowe jak i Sigmara, który niegdyś pomógł jego dziadom w wojnie.
Rozejrzawszy się odruchowo wkroczył pierwszy do środka chcąc sprawdzić czy w środku wszystko w porządku. Wyuczone instynkty brały zawsze górę w takich sytuacjach. A teraz uznawszy, że jest bezpiecznie skinął na szlachcica wskazując mu ręką wnętrze.
- Von Volgrimie wszystko w porządku. - rzekł do hrabiego. Nie umknął jego wzrokowi brzuchaty właściciel przedstawiający się jako ojczulek. Był nad wyraz uprzejmy i to nie podobało się Alrikowi. Ludzie z natury raczej nie są aż tacy wylewni. A może po prostu był przewrażliwiony. Mimo wszystko dobry posiłek i kufelek piwa dobrze mu zrobią. Zasłużył sobie nań.
 
__________________
"Nie pytaj, w jaki sposób możesz poświęcić życie w służbie Imperatora. Zapytaj, jak możesz poświęcić swoją śmierć."
Dhagar jest offline  
Stary 23-04-2008, 22:04   #19
 
zbik_zbik's Avatar
 
Reputacja: 1 zbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumny
Gdy dojechał za Klarą do gospody machną tylko do stajennych i wskazał na konia, zostawił go zanim przybyli. Chciał jak najszybciej znaleźć się w gospodzie z dala od wody.

Postać karczmarza bardzo mu się spodobała, szczególnie te przechwałki o piwie. Żałował że nie ma tu brata, szybko wywiązała by się kłótnia przez te słowa ojczulka.
- Na pewno nie lepsze niż bimber mego brata. - rzucił wyszczerzając zęby - Ale skosztuje żeby sprawdzić.

Gdy gospodarz przywitał gości Dymitr położył mu rękę na ramieniu i rzekł:
- Ja jestem z nimi. Pozwolisz że sam sobie naleje tego piwa co tak zachwalasz? - nie czekając na odpowiedź ruszył pewnym krokiem w stronę baru i z beczki nalał piwa do kufla - Komuś jeszcze? - rzucił i dostrzegł Klarę wychodzącą na zewnątrz. Powinien sprawdzić gdzie idzie ale miał akurat piwo w ręku i operował beczką... "Muszę się powstrzymać od wykonywania obowiązków" - pomyślał i zadowolony nalewał tym którzy o to poprosili.

Piwo naprawdę było przedniej jakości, ale i tak Kozak wolał mocniejsze trunki. Choć i takim nie gardził.
 
__________________
Dobry dyplomata improwizuje to, co ma powiedzieć,
oraz dokładnie przygotowuje to, co ma przemilczeć.

Ostatnio edytowane przez zbik_zbik : 24-04-2008 o 10:56.
zbik_zbik jest offline  
Stary 23-04-2008, 22:57   #20
 
Mortarel's Avatar
 
Reputacja: 1 Mortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputację
Ojciec Otto minął bramę miasta. Wraz z towarzyszami szedł smętnymi, mokrymi i niemal całkiem pustymi uliczkami. Przyglądał się zabudowom. Na widok kapliczek sigm ara ucieszył się, bowiem świadczyło to o tym, że mieszkańcy miasta są religijni. Ojciec Otto wpojone miał poszanowanie dla innych bóstw. Miał też nadzieję, że odnajdzie, chociaż niedużą kapliczkę Vereny. Kiedy w końcu ujrzał szyld karczmy „Dzban Młotodzierżcy” ucieszył się w duchu. Nareszcie będzie mógł zaznać długo wyczekiwanego postoju, nareszcie da wypocząć strudzonym nogom, naje się i napije. Uśmiech sam rzucił się na twarz ojczulka.

Już nie pamiętam, który z kolei wszedł Otto do karczmy. Kiedy znalazł się w środku bardzo ucieszył się tym co ujrzały jego oczy. Zakrzyknął:

- Ha! Co też moje oczy widzą! Już zdążyły się tu niektóre osoby zagościć. Hehe.
- z wesołą miną zwrócił się do siedzących w środku.

Następnie udał się w stronę kominka, wybierając sobie takie miejsce przy ławie, przy którym ciepło ognia jak najbardziej mogło grzać jego osobę. Miał nadzieję, ze trochę wyschnie, a przynajmniej będzie mu ciepło. W czasie gdy to robił gospodarz karczmy już krzątał się po izbie. Ojcu Otto udało się jednak przywołać go gestem ręki, aby skrzętnie w kilku słowach powitać go:
- Witaj gospodarzu, zwą mnie ojciec Otto, twa karczma wygląda na zacną. Powiedz łaskawco, co proponujesz z jadła? Głodny jestem niczym wilk, a zjadłbym coś ciepłego i treściwego. Oczywiście nie pogardzę piwem, jeśli znajdzie się jakowy wyśmienity trunek. Chętnie skosztuje słynnego już piwa, ważonego wedle tradycyjnych receptur- rzekł dość pobieżnie Otto, starając się wypaść jak najmilej, kryjąc swe zmęczenie. Po tak długiej drodze marzył, bowiem, aby zjeść wypić i położyć się do snu.

Kiedy jednak ojciec Otto ujrzał trubadura, siedzącego do tej pory w koncie, jakby na moment ożywił się.

- Hej grajku!- Zakrzyknął- Podejdź proszę i zagraj jakaś wesołą piosnkę. Aby strudzone droga towarzystwo miłej dla ucha melodii zaznać mogło- rzekł wesoło akolita, a następnie roześmiał się. – Może zaszczycisz nas także śpiewem. Jeśli mi się spodoba postaram się też dać popis jakiejś piosenki- serdecznie rzekł Otto.
 
Mortarel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:02.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172