Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-09-2008, 13:40   #1
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Warsztaty Warhammera II edycji). Życie.

„ Jeśli znudził ci się Altdorf, to znaczy, że znudziło ci się życie”.
Siegfried Johanson znany w pewnych kręgach wagabunda.

Stary Świat jest nieprzychylny dla samotnych. Samotnicy szybko giną. Najwspanialszym państwem tego kontynentu w mniemaniu jego mieszkańców jest Imperium. Mimo nierówności społecznej mieszkańców Imperium cechuje duma ze swojego państwa. Przyzwyczajeni od dzieciństwa do dominacji szlacht nie zwracają nawet uwagi, na te nierówności w prawie. Każdy mieszkaniec Imperium, co dzień rano dziękuje Sigmarowi za to, iż urodził się w nim, a każdej nocy błaga, aby losy nie rzuciły go do Bretonii. Mimo tych nierówności społecznej, los zwykłych mieszczan w Imperium jest lepszy niż mieszczan w Bretonii, gdzie od najmniejszego kaprysu szlachetnie urodzonego zależy jego życie i życie jego rodziny. W dumę wbija tez ich rola murów chroniących stary Świat przed zalewem hord chaosu. Niekiedy tylko, jak z Pustkowi Chaosu wyruszą oddziały chaosu, nachodzi niektórych chęć ucieczki do Bretonii. Głupcy ci nie wiedzą, iż najbiedniejszy chłop imperialny jest bogatszy od zasobnego gospodarza bretońskiego. Wszakże Imperium jest najwspanialszym krajem, nad którym rozpościera się łaska Sigmara.

[MEDIA]http://dumaeg.googlepages.com/altdorf_night.mp3[/MEDIA]

Altdorf, jak przystało na stolicę największego państwa Starego Świata, jest wielkim miastem. Stolica Imperium leży nad Raikiem, stad też stara nazwa Reikdorf. Zabudowa miejska już dawno temu rozprzestrzeniła się na oba brzegi rzeki, jak również zajęła kilkanaście rzecznych wysepek, połączonych obecnie kładkami i mostkami. Większość bogactw Altdorfu pochodzi z handlu, a ogrom i przepych stolicy wciąż oszałamia obywateli przybyłych ze wsi lub z dalszych prowincji Imperium, zwłaszcza tych zniszczonych przez niedawną wojnę, zwaną Burza Chaosu. Altdorfczycy uwielbiają chwalić się swoim miastem przed obcymi, choć we własnym gronie gorzko narzekają na „Zalew prostackich i niedomytych wieśniaków”.

Najważniejszymi budynkami stolicy są bez wątpienia, Pałac Imperialny, Świątynia Sigmara oraz Kolegia Magii. W Aldorfie przejezdny może znaleźć także liczne opery, teatry, akademie muzyczne, szerokie aleje i nadrzeczne bulwary, jak również wszelkiego rodzaju targi, karczmy tawerny, areny walk, a także szulernie i ciemne zaułki. Krążą plotki, że Altdorf dostarcza rozrywek na każdy gust i na każdą sakiewkę. Nawet najbardziej ekscentryczny obywatel Imperium znajdzie tu coś dla siebie.

W tym to właśnie spotykają się nasi bohaterowie.

***

22 Vorgeheim 2522 K.I. Środek lata. Wieczór. Aldorf, dzielnica kupiecka, gospoda „Kudłacz”.

W „Kudłaczu” tego wieczora było tłoczno, a bynajmniej można było odnieść takie wrażenie, to zaś z powodu nader hałaśliwej grupy najemników. „Kudłacz” to gospoda odwiedzana przez dość zamożnych kupców, nader często odwiedzana przez zdesperowanych awanturników, którzy szukali w niej intratnego zajęcia. Wszystkie alkierze tego wieczora były zajęte. Sala wspólna nie była duża, stały w niej tylko dwa długie stoły, za jednym biesiadowali najemnicy z „Wilków nocy”, o czym często głośno przypominali, wznosząc toasty. Przy drugim stole siedziało dwanaście dziwnie dobranych person. Nie wyglądało, aby się znali i tak było w rzeczywistości. Jedno ich tylko łączyło chude sakiewki i nadzieja na lepszą przyszłość, ale przejdźmy w końcu do naszych bohaterów.


Pierwsza od kominka siedziała kobieta w eleganckiej sukni, która pamiętała lepsze czasy. Wszystko zmieniło się dla Alexy Sheidt w momencie śmierci jej bogatego sponsora.
Madam z „Różowej podwiązki” kazał jej iść precz, przedtem trzymał ja tylko dla pieniędzy, które otrzymywała od opiekuna dziewczyny. Od tego czasu nigdzie nie zagrzał miejsca. Nie mogła znaleźć sobie nigdzie miejsca albo prace, które ją interesowały, zajmowane były przez młodsze gotowe na wszystko dziewczyny, przybyłe z terenów objętych walkami. Gruba do tej pory sakiewka bardzo szybko chudła przez ostatnie tygodnie, w końcu pozostało tylko tyle za ile można przeżyć dwa dni w Aldorfie.
Obok niej siedział mężczyzna o smutnych oczach. Segelowi Młodszemu też nie szło ostatnio. Zresztą, co to za przyjemność słuchać bajarza, który swoim wyglądem zbitego psiaka tylko nastraja pesymistycznie ludzi.
Następne miejsce zdawało się puste dopóki nie przyjrzało się dokładniej. Nad blat stołu wystawała tylko czarna fryzura Durca. Jemu tez ostatnimi czasu nie wiodło się. Bynajmniej nie z braku frajerów, którzy tłumnie przybywali do Aldorfu. Problemem był brak frajerów z gotówką, których można było wystrychnąć na głupków.
Obok niego stał przepiękny elfi łuk należący Finwë Isilrá. Ledwo, co przybył on do stolicy, bo wiedziałby, iż z łukami po ulicach nie wolno chodzić. Jego też przygnała do stolicy chęć zdobycia gotówki.
Następni dwaj ludzie mieli wiele wspólnego elfem. Zarówno Zevarok Lie’veres jak i Van Myśliwy należeli do tego typu ludzi, którzy lepiej czuli się w lasach i na gościńcach Imperium. Łączyło ich też to ze zostali wystawieni przez tego samego kupca na łup młodej złodziejce, która opróżniła ich sakiewki. Również oni musieli przebyć tego dnia do Altdorfu gdyż ich łuki spoczywały tuz przy nich.
Arcagnon młody mag siedział naprzeciw kobiety. Jego mistrz wysłał go w świat, aby zdobył nieco wiedzy o życiu. Lecz było to kosztowne i w sakiewce pobrzękiwały ostatnie monety.
Obok niego siedział młodzieniec zapamiętale notujący coś na pergaminie. Magnus Brass miał ostatnimi czasy straszliwego pecha. Przez głupotę strażników został zniszczona jego maszyna, co więcej musiał pokryć koszty naprawy szkód oraz został relegowany uczelni. Świat jest naprawę parszywy.
Następnie siedziało dwóch krasnoludów. Los zrządził, iż siedzieli na przeciw elfa. Los na prawdę może być parszywy, co odczuł na własnej skórze Torgrim Cwany. - Taki los. powiedział kapitan zwalniając go i zatrudniając na jego miejsce jakiegoś zaplutego szczura lądowego, ale człowieka. Zresztą i Barglinowi nie szło za dobrze wszyscy bandyci, których ścigał wymykali się z miast, a potem kończyli w brzuchach stworów chaosu. Same starty gdyby, chociaż głowy zostawiały, lecz nie musiały ogryzać do ostatniej kosteczki.
Klaus Singel po zniszczeniu jego wioski poszukiwał celu w swoim życiu, a gdzie znaleźć go najlepiej jak nie w stolicy.
Ostatnim z siedzących był Neer Cerbinit. Bacznie obserwował salę w każdej chwili gotowy do ucieczki. W końcu stało się to, co się spodziewał od dłuższego czasu organizacja wydała na niego wyrok. Szybka ucieczka z Nuln pozwoliła mu uniknąć cisów siepaczy. Od tamtej pory cały czas ucieka, być może w Aldorfie zdoła zniknąć, o ile wcześniej coś zarobi.

Zabawa kompanii najemnej trwała w najlepsze wypłaszając innych, mniej zdesperowanych od naszych bohaterów, gości. Wtedy to karczmy wszedł herold zada w trąbkę i zaczął wyćwiczonym głosem ogłasza przekrzykując nawet najemników.

- Wielmożny Zygfryd Wallendorf poszukuje grupy śmiałków w celu wypełnienia delikatnej misji. Informacje codziennie od osiemnastej do dwudziestej pierwszej klepsydry dnia w domu gryfa na Burdenstrass dzielnica kupiecka.

Właśnie, zabawni ci Aldorfczycy, tak zważający na czas i zawsze gdzieś pędzący. W tym miesicie jest chyba najwięcej zegarów na świecie, zarówno zwykłych klepsydry, jak i kunsztownie wykonanych mechanicznych cudeniek krasnoludzkich. Zresztą podróżny musi na to bardzo uważać, jeśli by zbił jakąś z klepsydr stojących przy strażnicach miejskich, czekałaby go sroga kara. Lepiej też nie przeszkadzać latarnikom w pracy, bo za to już mógł czekać na delikwenta nawet stryczek. To następne dziwne prawo stolicy.

Herold już miał wychodzić, gdy zatrzymał go dowódca najemników.

- A ileż wielmożny pan płaci.
- Mówił o sumie dziesięciu koron imperialnych na głowę ewentualnie więcej po należytym wywiązaniu się z zadania.


Na te słowa najemnicy zareagowali gromkim śmiechem.
Dowódca szybko jednak się opanował i wśród śmiechu swoich ludzi przemówił.

- Zaiste bardzo hojny jest twój pan. Doprawdy. - poczym ponownie zaniósł się śmiechem. Śmiech trwał jeszcze długo po wyjściu herolda.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 28-09-2008 o 23:33.
Cedryk jest offline  
Stary 29-09-2008, 00:55   #2
 
Dycu's Avatar
 
Reputacja: 1 Dycu jest na bardzo dobrej drodzeDycu jest na bardzo dobrej drodzeDycu jest na bardzo dobrej drodzeDycu jest na bardzo dobrej drodzeDycu jest na bardzo dobrej drodzeDycu jest na bardzo dobrej drodzeDycu jest na bardzo dobrej drodzeDycu jest na bardzo dobrej drodzeDycu jest na bardzo dobrej drodzeDycu jest na bardzo dobrej drodzeDycu jest na bardzo dobrej drodze
"Praca"... kojarzył to słowo. Gdzieś w głębi czaszki tkwiło jego znaczenie, choć nie był pewien czy będzie w stanie do niego dotrzeć. Przez cały wieczór starał się rozszyfrować parę wypowiedzianych w jego kierunku zdań. Słyszał słowa nie rozumiejąc ich znaczenia, tego co ze sobą niosły.

"Praca"... czy było to coś do zjedzenia? Coś czym wypełniłby pusty od tygodni brzuch? To pierwsze skojarzenie wydawało się trafne... przez chwilę.

Segel wzdrygnął się gwałtownie, rozejrzał po otaczających go twarzach. Krasnoludy, elfy, ludzie. Mnogość ras, zapewne także mnogość wyznań. Mnogość charakterów. Czy byłby w stanie z kimś jeszcze współdziałać? Współpracować?

Myśl ta jak piorun poraziła mózg zamyślonego Segela. A więc to znaczyło magiczne słowo! Tak... Mogło to sprawić, że będzie miał co jeść. Mogło sprawić również, że straci życie. A przynajmniej kilka zębów.

Zanim się zorientował, herold zdążył opuścić karczmę. Więc nadzieja przepadła. Umrze z głodu... może to i lepiej.

Jednak ciągle czuł odrobinę nadziei. Jak ziarno zalegające płodną ziemię. Gdyby tylko wiedział jak sprawić by wykiełkowało.

- Dziesięć koron imperialnych. - wyjęczał w stronę otaczających go ludzi - To chyba godne pieniądze za kawałek chleba?

Ewidentnie mówienie szło mu lepiej niż myślenie. Przynajmniej póki nie zastanawiał się nad znaczeniem wypowiadanych słów.

- "Grupa śmiałków" chyba ewidentnie dyskwalifikuje mnie, samotnego barda, jako cel wypowiedzianych przez tego człowieka słów. - kontynuował z dziwną, nie znaną u siebie wcześniej manierą. Do plebsu powinien zwracać się prostymi słowami. - Wydaje się panowie, że jesteśmy skazani na siebie. Przynajmniej chwilowo. Jak mniemam wasze brzuchy są równie puste jak mój, a sakiewki dawno nie widziały monet. Czy to imperialnych czy innych.

Rozejrzał się po otaczających go ludziach. Tak to dobra drużyna. Takie same niedojdy jak on sam.
 
Dycu jest offline  
Stary 29-09-2008, 14:32   #3
 
Archon's Avatar
 
Reputacja: 1 Archon nie jest za bardzo znany
Dość rozwodniony gulasz właśnie się kończył. Jak za parę srebrnych szylingów kolacja nie była zbyt obfita, a nie jest tajemnicą, iż każdy krasnolud lubi dobrze zjeść, w szczególności, gdy jest to posiłek po długiej podróży.

Minęło już paręnaście dni, odkąd Torgrim został wydalony ze statku von Meierhoffa. Być może gdyby nie dociekliwa straż przybrzeżna, krasnolud nadal pływałby na łajbie, kto wie - być może nawet dostałby awans i objął posadę bosmana, gdyż praktycznie wszyscy zostali wyrżnięci w pień - wszyscy poza nim. Tak się jednak nie stało - Nulfus w sytuacji kryzysowej pokazał swoją prawdziwą twarz. Na co dzień sprawiał wrażenie sympatycznego, nieco podstarzałego ekscentryka, który unikał problemów i z którym można było wszystko załatwić. Kiedy strażnicy zaczęli go straszyć, iż dostanie on formalny zakaz handlu, a jego i tak już dość podniszczona łajba najzwyczajniej w świecie przestanie pływać, stary kupiec ugiął się pod presją władz. Sytuacja była nieco dramatyczna - wprawdzie starzec nie wydał Torgrima strażnikom, to jednak zwolnił on go bez jakiejkolwiek odprawy czy słowa podzięki, nie ukrywając swego pretensjonalnego tonu:

-Ciesz się, że żyjesz. Taki los chłopcze, na Twoje miejsce jest już ktoś bardziej dysponowany. Obym Cię nigdy więcej nie zobaczył, nie chcę mieć przez Ciebie na pieńku z władzą!

Krasnolud skrzywił się, coś zazgrzytało między jego zębami:

-Psia krew, nie dość, że prawie sama woda zamiast gulaszu, to jeszcze w nielicznych kawałkach mięsa są kości. Jak tak dalej pójdzie, to uzębienie stracę nie przez panujący na statkach szkorbut, ale przez imperialne jedzenie w zatęchłych barach - powiedział wyciszonym tonem sam do siebie, nie zważając na reakcję obecnych przy stole ludzi, krasnoludów i elfów.

Perspektywy na życie, plany? Krasnolud rozejrzał się po pozostałych współbiesiadnikach, o ile spożywanie najtańszych posiłków i pomrukiwanie między sobą można było nazwać biesiadą.

-Kolejna grupa straceńców, którym w życiu nie poszło. Wyglądają tak, jak gdyby zostali tu przysłani za karę. Oszpeceni, rozczarowani, niektórzy zapewne przygnębieni. Czy ten stół jest jakiś przeklęty? Z takimi jednostkami miałbym pracować? - pomyślał. Odetchnął z ulgą, kiedy po swojej prawej stronie dostrzegł innego brodacza. Posiadana przez niego sieć na pewno nie służyła do połowu ryb. Krótki mieczyk przy pasie i kusza dopełniały obrazu typowego poszukiwacza przygód, który zajmuje się dorywczą, nie zawsze legalną robotą.

Torgrim zamyślił się, po czym wypowiedział w myślach:

-Wprawdzie to jeszcze młodziak, ale jednak swój. W tym dość ekscentrycznym towarzystwie to prawdopodobnie jedyna bratnia dusza. Moje zaufanie wobec ludzi zostało ostatnimi czasy mocno nadszarpnięte.

Odwrócił się więc w stronę młodego krasnoluda i szeptem rzekł:

-Jak Ci na imię? Jam jest Torgrim, niektórzy nazywają mnie Cwaniakiem, ale do tego dojdziemy później. Na pewno słyszałeś, co ten ludzki pachołek powiedział. Jest szansa, żeby wyrwać się z tej zatęchłej nory i zarobić nieco grosza; dobra i każda złota moneta, gdy sakwa straszy pustką. A tak w ogóle to kto naprzeciw nas posadził długouchego? Czy on czegoś od nas chce?
 
Archon jest offline  
Stary 29-09-2008, 15:40   #4
 
ppaatt1's Avatar
 
Reputacja: 1 ppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwu
Neer był tego dnia niespokojny, bał się o swoje życie, musiał uciekać, ale za co? Kilka drobniaków nie utrzymywało go przy życiu. Aby móc dalej uciec musiał zdobyć trochę pieniędzy, niestety nie wiedział jak. Planował nawet popełnić samobójstwo, ale myśl o końcu istnienia odpychała go. Był ateistą, chociaż wśród ludzi udawał ,że wierzy. Udawał dla własnego dobra, jakiś fanatyczny kaznodzieja mógł go przecież nieźle skarcić.

Wnet drzwi karczmy otworzyły się, Neer natychmiast się zerwał, ale po chwili usiadł. Fałszywy alarm, to nie był żaden płatny zabójca, tylko zwykły Herold. Średnio go interesowało co ma do powiedzenia młody posłaniec. Mimo tego, zdołał wychwycić kilka słów, jakże ważnych.
- Pieniądze? Misja? Dom gryfa na Burdenstrass? - pomyślał
Lekko się uśmiechnął. Zaczął zapamiętywać adres w pamięci.

Powstał i podszedł do karczmarza.
- Gdzie jest ta Burdeent..strassse, czy jak to się tam nazywa?
Barman zastanowił się i rozpoczął tłumaczenie, gdy jeden z gości karczmy wstał.
- "Grupa śmiałków" chyba ewidentnie dyskwalifikuje mnie, samotnego barda, jako cel wypowiedzianych przez tego człowieka słów. - rozpoczął przemówienie nieznajomy - Wydaje się panowie, że jesteśmy skazani na siebie. Przynajmniej chwilowo. Jak mniemam wasze brzuchy są równie puste jak mój, a sakiewki dawno nie widziały monet. Czy to imperialnych czy innych.
Wywołało to u Neer`a tylko szyderczy śmieszek, nie znał siedzących przy stole, jednym z nich dobrze mógłby być szpiegiem. Na ta chwilę postanowił nie wchodzić z nikim w żadne spółki czy inne grupy. Musiał sam szybko dotrzeć i przejąć zadanie.

Kontynuował rozmowy z karczmarzem.
- Przepraszam, mógłby pan powtórzyć - odrzekł, widząc złowrogą minę karczmarza.
 

Ostatnio edytowane przez ppaatt1 : 29-09-2008 o 15:44.
ppaatt1 jest offline  
Stary 29-09-2008, 16:39   #5
 
sheey's Avatar
 
Reputacja: 1 sheey jest godny podziwusheey jest godny podziwusheey jest godny podziwusheey jest godny podziwusheey jest godny podziwusheey jest godny podziwusheey jest godny podziwusheey jest godny podziwusheey jest godny podziwusheey jest godny podziwusheey jest godny podziwu
Durc dłubiąc w spód stołu swoim sztylecikiem w spokoju wysłuchał przemówienia herolda. Uśmiechnął się tylko delikatnie na wieść o 10 koronach, ale dopóki nie znajdzie się w jakiejś kompanii nie ma co się tam pchać. Mogłoby to być niebezpiecznie dla niziołka.

Zaraz po wyjściu herolda człowiek z czarnymi włosami, który wcześniej szybko zerwał się z krzesła, ruszył w stronę oberżysty.

Niziołek klęknął na krześle. Tak mu było wygodniej jeść posiłek. To był dopiero jego trzeci posiłek tego dnia, a biorąc pod uwagę stan jego sakwy, ostatni. Dla niziołka o wiele za mało. Zarówno ilościowo, jak i jakościowo. Placek nie dość, że nie był nadziewany żadnym owocem, to jeszcze był poprostu mały. Zdecydowanie za mały. "Ta karczma napewno nigdy nie miała niziołka jako kucharza" pomyślał Durc. Gdy kończył już swój posiłek, człowiek siedzący obok zaczął przemówienie.

- Dziesięć koron imperialnych. To chyba godne pieniądze za kawałek chleba?

"Jeden jest" mruknął do siebie Durc. Durc dokładnie obejrzał swojego sąsiada. Nie wyglądał na silnego, więc czekał na innych chętnych. Durc nic nie usłyszał z rozmowy dwóch krasnoludów. Wylizał talerz, pociągnął z kufla (dla człowieka kubeczka) i ruszył w kierunku lady.



Jego sąsiad kończył przemówienie.

Durc zmierzał w kierunku karczmarza. Czarnowłosy człowiek minął go i wyszedł z karczmy. Niziołek dotarł w końcu na miejsce. Durc podsunął pobliskie krzesło i stanął na nie. Dopiero teraz oberżysta mógł go zobaczyć. Karczmarz dziwnie na niego popatrzył. Może ze względu na świeżo przetarty blat, który Durc ubrudził okruszkami placka.

- Proszę pana. Chciałbym żeby pan powiedział mi, co wie o tym całym Zygfrydzie Wallendorfie. To jakaś pewna robota? No i gdzie znajduję się ten cały dom gryfa na Burdenstrass? Powiedziałby mi może pan? Bardzo proszę. - odezwał się niziołek.

[Rzut w Kostnicy: 28]
 

Ostatnio edytowane przez sheey : 29-09-2008 o 18:23.
sheey jest offline  
Stary 29-09-2008, 16:52   #6
 
Cytryn's Avatar
 
Reputacja: 1 Cytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetny
Magnus nie zwracał uwagi na otaczających go ludzi w karczmie, był zbyt zajęty swoimi problemami i projektami które ciągle chodziły mu po głowie. Słyszał przemówienie herolda ale nie przejął się nim zbytnio. Jednak z stanu skupienia wyrwał go głos nieznajomego który siedział centralnie naprzeciw niego.

- Może i ty masz racje. – Burknął młodzieniec nie unosząc głowy ani nie przerywając pisania. Na oko był wysoki i szczupły, uwagę jedynie przykuwała jego blizna wyłaniająca się spod włosów koloru ciemny-blond, przechodząca z boku twarzy i zachodząca na szyje. Nie szpeciła go ona ale zdawała się być niepokojąca. – Może i masz racje. – powtórzył się Magnus, tym razem już uniósł głowę i spojrzał na swojego rozmówce dokładnie przed nim. W jego oczach można było ujrzeć błyski które przywodziły na myśl fanatyka, jednak chłopak nie wyglądał na specjalnie religijnego. Po chwili jednak wrócił do swoich notatek jednak nie przeszkadzało mu to mówić dalej. – Pomyślmy, dziesięć koron imperialnych równa się prawie rocznemu wynagrodzeniu chłopa. A grupa śmiałków to nie jedna osoba a kilka a więc kupiec przewiduje wydać dużo więcej. Teraz przejdźmy do sedna sprawy. Za jakie zadanie byłbyś w stanie tyle zapłacić ? Ale jest też druga strona medalu. Nasi kompani ze stolika obok zaśmiali się tylko słysząc o wysokości tej nagrody, można z tego wnioskować że wśród najemników i różnych grup „śmiałków” nie jest to jakiś dobry zarobek. W sumie zadanie dla jednych może być za trudne a dla innych zdać się śmiesznie proste. Moja sytuacja na dzień dzisiejszy nie jest za wesoła… -młodzieniec zawiesił głos i pomyślał „ te pieniądze przydadzą się na pewno do przeżycia i może jak się uda to i do wznowienia badań”, nagle uśmiechnął się i jego oczy aż zaczęły skrzyć na tak optymistyczną wizję przyszłości. Odłożył pióro, przejrzał swoje notatki raz jeszcze po czym schował je pomiędzy karty jednej z dwóch ksiąg które taszczył ze sobą, podobnie postąpił z piórem które schował za okładkę tej samej księgi. – Pięknie ! Wracając do tematu „samotny bardzie” o ile mogę cię tak tytułować nazywam się Magnus Brass, jestem – tu chwila zamyślenia – a raczej byłem uczniem Imperialnej Akademii Inżynierii i pójdę z tobą do tego Wallendorfa, co nie oznacza że podejmę się zadania które nam wyznaczy ale warto się zorientować chociaż za co będą płacić, może okaże się to miła, lekka i przyjemna robota. Jednak niepokoi mnie coś w twojej osobie, powiedziałeś że jesteś „samotnym bardem” a czy bard przypadkiem nie zarabia śpiewem ? Założę się że ta miła kompania obok nas na pewno by ci zapłaciła za jakąś przyjemną przyśpiewkę, a ty siedzisz i biadolisz o pustym żołądku. Powiedz mi czemu nie zarabiasz śpiewem ? Tak chyba postępują bardowie ?. – Magnus odchylił się na krześle. Wbił pytający wzrok w barda, zaczął się drapać po brodzie i zastanawiać się nad możliwą odpowiedzią. Czekając aż zostanie mu ona udzielona.
 
__________________
I wiedzie nas siedem demonów, co nami się karmią...
Cytryn jest offline  
Stary 29-09-2008, 17:01   #7
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Karczmarz przetarł blat kontuaru. Z niechęcią wpatrywał się w obwiesia, który tak natarczywie dopytywał się o drogę do domu szanownego kupca wielmożnego Zygfryd Wallendorf.

- Khym… więc pójdziesz od gospody w prawo, aż dojdziesz do placyku na którym stoi miejska studnia. Potem skręcisz w lewą uliczkę, w połowie znajdziesz bramę, przejdziesz ją i pójdziesz dalej w dół zgodnie z ulicą. Wyjdziesz wtedy na bulwar nadrzeczny. Pójdziesz w lewo i przejdziesz aż do miejsca, z którego po przeciwnej stronie rzeki będziesz widział żuraw portowy w okolicy znajduje się dom, przed którym w niewielkim ogródku jest rzeźba gryfa.

Rzezimieszek szybko wyszedł, aby uprzedzić potencjalny konkurentów i samemu przejąć zadanie.

Na ulicach dzielnicy kupieckiej panował niewielki ruch. Wchodząc na placyk minął patrol staży miejskiej. Neer szybko przeszedł obok nich starając się nie zwrócić na siebie uwagi dowódcy patrolu. Tego wieczoru szczęście mu sprzyjało. Na placyku znajdowały się cztery latarnie miejskie. Znudzony latarnik przykładał właśnie lont umocowany na długim okutym kiju do jednej z nich. Po chwili zapaliła się. O tej porze jeszcze w zasadzie światło latarni nie było potrzebne, ale widocznie latarnik zaczynał wcześniej, aby zapalić na czas wszystkie latarnie w swoim rewirze.

Wskazówki były jasne więc z łatwością odnalazł odpowiednia bramę i wszedł w uliczkę. Uliczka była wąska. Co jakiś czas stały na niej beczki wypełnione odpadkami albo wodą deszczową. Po drodze minął dwóch tragarzy taszczących jakieś worki. Nagle ukryci za beczkami bandyci wyszli na spotkanie Nerrowi.

- Masz pecha chłopcze. Oddawaj wszystko, co masz.- powiedział jeden z nich, ukazując w uśmiechu zniszczone pieńki zębów.
Dla podkreślania swoich słów bandyta uderzył płazem swojego miecza w otwartą dłoń.
W całym swoim życiu mężczyzna się tak nie pomylił. Trafił na szajkę złodziejów wracających z udanego skoku. Z tyłu poczuł poruszenie i usłyszał upadek worków wypełnionych łupami. Przypadkowa pułapka zamknęła się szybko.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 29-09-2008 o 17:32.
Cedryk jest offline  
Stary 29-09-2008, 18:03   #8
 
Arcagnon's Avatar
 
Reputacja: 1 Arcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumny
Lysy, ale mlody mezczyzna gladko ogolony, siedzial obok wiecznie notujacego osobnika. Byl ubrany w brazowy, skorzany kaftan. Na rekach mial czarne rekawice siegajace polowy ramion. Buty, zapinane na klamry tez byly wysokie, podobne do tych, ktore nosza rybacy. Poza tym mial czerwona huste zakrywajaca usta i czesc nosa. Przygladal sie towarzystwu siedzacemu przy dlugim stole. "Pewnie nikt nikogo nie zna... Splukani jak ja... - myslal czarodziej - Cholera, ze tez zmienil sie mistrz Kolegium! Mialem nadzieje, ze chociaz mi jakos pomoze. Jakis datek na kontynuacje badan... Takie plotki powinny sie rozchodzic szybciej. I dalej. A teraz? Z trudem przebywam pol swiata, zeby dostac sie do Altdorfu. I czego sie dowiaduje tuz przed bramami? Mistrz zginal w walce z "Mocami Ciemnosci". Nic z tego. Mnie takiej bajki nie wcisna. Na pewno to jakas nowa palacowa intryga... A w Kolegium Plomienia jest taki zwyczaj, ze przywodca zmienia sie co... Rok? Dwa? Nieistotne. Teraz jestem tu i musze zarobic, bo jak nie to przyjda zle czasy... Ale to wszystko wina tych wiejskich dupkow! Starasz sie, pomagasz, chronisz, leczysz... A tu co? Nie dosc, ze nie placa, to jeszcze probuja okrasc i zabic. A juz najlepiej spalic na stosie!"

Zaczal sie przygladac poszczegolnym "towarzyszom niedoli". Obok, siedzial chyba ktos bardziej wyedukowany. Pewnie skryba. Naprzeciwko byla kobieta. Ale co ona mogla robic w takim towarzystwie. Skupil sie, aby sprawdzic aure miejsca i wiatry Chaosu. "Wiedzmi wzrok... Eh... - zasmial sie w duchu". Sprawdzal tylko ogolnie - nawyk zawodowy.

Po chwili, gdy jakby odplynal, spojrzal na sasiedni stol. Siedzieli przy nim... Najemnicy. Typowe chojraki, sikajace ze strachu na widok magicznych swiatelek. Mag ogladal ich popisy i toasty ze znudzeniem. Zazenowany, znow wrocil myslami do swojego stolu. I wtedy do karczmy wszedl herold. Cos sie zaczynalo dziac. Po skonczonej przemowie, odezwal sie dowodca najemnikow. Jego slowa bardzo zdenerowaly czarownika, ale wolal sie nie wtracac. "Hmm... Wielmozny Zygfryd Wallendorf... To chyba bedzie dobry pracodawca. Pewnie szlachetnie urodzony... Tacy zawsze placa. Ale i prace sa niebezpieczne... Nie ma co, trzeba bedzie zaryzykowac. Ciekawe ktora klepsydra? Moglbym sie wybrac do najblizszego posterunku strazy miejskiej..."

Zaraz tez zaczal mowic "samotny bard". Po jego potoku slow cos pomruczal jeden z krasnoludow. Arcagnon skrzywil sie na patrzac na mine elfa. W sumie sam niezbyt przyjaznil sie z nimi. Ta cala ich duma i arogancja... Pewnie to ich spiczaste uszka robia z nich takich chamow. Pozniej wysluchal innych powtarzajac w duchu "Bla, bla bla... Mowia ciagle to samo..." Odprowadzil wzrokiem wychodzacego mezczyzne. Dalej przysluchiwal sie "rozmowom".
 
Arcagnon jest offline  
Stary 29-09-2008, 18:09   #9
 
Mrowa666's Avatar
 
Reputacja: 1 Mrowa666 jest jak niezastąpione światło przewodnieMrowa666 jest jak niezastąpione światło przewodnieMrowa666 jest jak niezastąpione światło przewodnieMrowa666 jest jak niezastąpione światło przewodnieMrowa666 jest jak niezastąpione światło przewodnieMrowa666 jest jak niezastąpione światło przewodnieMrowa666 jest jak niezastąpione światło przewodnieMrowa666 jest jak niezastąpione światło przewodnieMrowa666 jest jak niezastąpione światło przewodnieMrowa666 jest jak niezastąpione światło przewodnieMrowa666 jest jak niezastąpione światło przewodnie
Gdy z karczmy wyszedł Herold i po krótkich słowach barda od stołu powstał młodzieniec.Z pod kaptura wystawały długie blond włosy,jego oczy były koloru seledynowego.Rozejrzał się po osobach siedzących przy wspólnym stole i rzekł.

-Zwą mnie Zevarok Lie’veres możecie na mnie mówić Zev ,bardzie masz racje może to być godziwa zapłata tylko na czym będzie polegała ta misja i ilu śmiałków potrzebuje ten Zygfryd Wallendorf,tak w ogóle zna go ktoś z osób zgromadzonych tutaj.

Zastanowił się przez chwilę - Dziesięć koron Imperialnych na osobę to dobre pieniądze tylko na ile czasu starczy by przeżyć w tym wielkim mieście.Może tego grubego karczmarza wypytać o tego Zygfryd Wallendorf. Po czym zamilknął i siadł z powrotem do stołu złapał za udziec i nasłuchiwał co inni maja do powiedzenia,czy są wogule zainteresowani słowami Herolda,czy dla innych śmiałków jest to godziwa zapłata i podejmą się temu wyzwaniu jeśli tak to jaka ilość osób zgodzi się na odwiedzenie Zygfryd Wallendorf.
 
__________________
Black metal Dimmu Borgir,Cradle of Filth Death metal In Flames,Slayer,Paradise Lost
Heavy metal Disturbed,Slipknot,System of a Down
Budujesz faszyzm przez nie tolerancję!!!
Mrowa666 jest offline  
Stary 29-09-2008, 18:39   #10
 
Fantom's Avatar
 
Reputacja: 1 Fantom nie jest za bardzo znany
Pośrodku całej "bandy" siedział i elf szlachetnej krwi. Jego twarz pokrywały zielono-brunatne, długie po szyję włosy. Z tyłu zwisał, rozpostarty ciemny płaszcz, a wzdłuż szyi lekko opadał kaptur. Był to elf, którego życie zawaliło się dokładnie tydzień temu. Elf, dla którego życie nie miało sensu. Elf, który wolałby zginąć. Zginąć razem ze swymi przyjaciółmi, bobratymcami w słusznym celu. Jego myśli oblegały różnorodne pytania, na które nie mógł znaleźć jakiejkolwiek odpowiedzi. Dlaczego tak się stało? Dlaczego? Co ja tu w ogóle robię?

Ostatnie dni, stworzyły przgnębiającą atmosferę, która nawiedzała elfa przez cały czas. Wpatrzony w swój łuk, cały zamyślony, nieobecny. Nic by nie przełknął. Jeden, góra dwa posiłki na dzień wystarczały mu do przeżycia, po tym co przeżył na Przełęczy. Nawet wejście Herolda puścił mimo uszu. Zrozumiał tyle co nic. A raczej nic, bo "tyle" to juz jednak "coś".
Z resztą bycie najemnikiem nie uśmiechało mu się, wręcz nie podobało. Bo co to za życie? Jeżeli musiałby podjąć się kiedykolwiek takiej pracy to tylko wtedy kiedy nie miałby dachu nad głową, a głód zmagałby go bardziej niż kiedykolwiek. Zresztą, to czego został nauczony nie skłaniało się do wykonywania zadań dla pieprzonych szlachciców, dla których liczyło się własne Ja. Elf ten nie był typem egoisty. Wolał ratować czyjeś życie, przy czym bez żadnych skrupułów mógł poświęcić swoje. Niestey ostatnie dni pozostawiły go w przekonaniu, że nie do końca mu się to udaje... Cały oddział. Cały klan. Tylko o tym mógł teraz myśleć...

Podobnie było ze słowami, rzuconymi przez, ekhm... barda. To co usłyszał, było dla niego niezrozumiałe. Niedopuszczalne było też to, aby od razu spoufalać się z nieznanymi dotąd ludźmi, elfami czy innymi krasnoludami? Krasnoludami?! Prędzej wyciągnąć strzałę i wpakować im ją między oczy. Lepiej by wyglądali...

Tak czy inaczej w takim towarzystwie czuł się nieswojo. Jedynym, ale także nieznacznym optymizmem napajał go fakt, że obok niego spoczywały osoby najwidoczniej bardziej związane z przyrodą. Spojrzał na nich w pewnym momencie. Chciał się dowiedzieć czy ich łuki nie leżą ot tak i czy potrafą się nimi obsługiwać. W co wątpił. Przeczuwał, że że mogą to być jedyne osoby z którymi mógłby cokolwiek zrobić Jednakże i ku nim był nastawiony dość sceptycznie.
Chociaż...Intrygowała go jeszcze jedna postać. Był nim pozbawiony włosów, gładko ogolony na twarzy mężczyzna, który spoczywał tuż obok jednego z ludzi ( który był zapewne jakiegoś rodzaju urzędnikiem, a do takich elf, także nie miał większego zaufania ). Spoglądając na niego wiedział, że różni się w jakiś sposób od innych. Tak samo jak on sam nie odzywał się, acz analizował sytuację.

Jak dotąd Fin ( tak kazał mówić do siebie przyjaciołom ) nie miał nigdy problemu z materialną częścią przeżycia, czyli pieniędzmi. Kwatery klanowe były wystarczająco obszerne, aby pomieścić wszystkich i tylko tam czuł się jak w domu. Pożywienie zdobywał razem ze swoją kompanią, polując od czasu do czasu. To wystarczało mu do przeżycia. Nie sądził, żeby to miejsce różniło się. A raczej miał nadzieję...
Milczał.
 

Ostatnio edytowane przez Fantom : 29-09-2008 o 19:05.
Fantom jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:12.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172