|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
|
| Narzędzia wątku | Wygląd |
03-12-2011, 11:04 | #251 |
Administrator Reputacja: 1 | Sala... cóż... zachęcająco nie wyglądała. Przestronne, zakurzone, pozbawione okien pomieszczenie miało dość nietypowy kształt, przynajmniej jeśli chodzi o komnaty, które zwykle miały cztery ściany. No i ta księga... Raczej nie wyglądała na egzemplarz z jakiejś miejskiej biblioteki. Nie żeby Gotfryd miał zbyt wiele doświadczenia, jeśli chodzi o biblioteki czy księgi, ale... Wielka sala przeznaczona dla jednego (chociaż wielkiego) księgi? To jakoś mu nie pasowało. I, w zasadzie, nie dziwił się najemnikom, którzy woleli się trzymać z daleka od obiektu, którym zainteresował się Martin. Prawdę mówiąc magowi też się nie dziwił. Swój do swego ciągnie... Sam na jego miejscu też by się tym zainteresował. Może tylko byłby nieco ostrożniejszy? Może by nie ciągnął za łańcuch? Słysząc przeciągły zgrzyt uniósł kuszę, którą naładował gdy tylko ruszyli zwiedzać korytarze. I, jak się okazało, słusznie spodziewał się kłopotów. Sytuacja była, jak to powiadali niektórzy dowcipnisie, dobra, ale nie beznadziejna. Wszak mieli przewagę liczebną... Była jednak i druga strona medalu. Nawet gdyby zabrana przez Martina księga była najcenniejszym magicznym woluminem na świecie, to chyba by nie była warta kłopotów, jakie na nich ściągnęła. A sądząc po tym, jacy strażnicy ją pilnowali, musiała najpewniej zawierać sekrety jakiejś plugawej magii. - Won, kupo zgnilizny! - powiedział, strzelając do najbliższych ożywionych zwłok. Miał świadomość, że zanim zdąży ponownie naciągnąć kuszę i załadować bełt, będzie miał zombie na karku. Dlatego też natychmiast po strzale sięgnął po miecz. Dobry kawał stali był przeciwko ruszającemu się truposzowi lepszy, niż najbardziej kunsztownie powyginany kawał drewna zwany kuszą. Ostatnio edytowane przez Kerm : 03-12-2011 o 11:30. |
05-12-2011, 21:01 | #252 |
Reputacja: 1 | A więc Gnordi spotkał swój koniec, którego poszukiwał. Zmazał przewiny, które skłoniły go do wybrania ścieżki zabójcy. Następny towarzysz poległ. Z grupy, z którą Varl przybył do Middenheim zostało ich tylko czterech. Na szczęście byli z nimi najemnicy, którzy jak już wszyscy zdążyli się zorientować, bronią władać umieli. I ich umiejętności miały się przydać po raz kolejny. W końcu weszli do komnaty z księgą. Innej drogi nie było, ale co gorsza, z wielokątnego pomieszczenia też nie było widać dalszego wyjścia. Rozwiązaniem zagadki mogą okazać się spoczywająca na piedestale księga. Tylko Martin był w stanie ją odczytać, do czego przystąpił niezwłocznie po wejściu do komnaty. Nie wiedział dlaczego podszedł wraz do pulpitu wraz z innymi. Powinien trzymać się z tyłu, tam gdzie stali najemnicy. Przecież ta księga na pierwszy rzut oka musiała być przeklęta. Z pewnością był to jakiś dawno zapomniany artefakt Chaosu. Na samą myśl o tym, Varla przeszły ciarki i nie kryjąc strachu, wykonał gest komety. Sigmarze czuwaj nad nami... Ale Sigmar najwidoczniej nie miał zbytniej władzy w tych przeklętych podziemiach, gdyż zamiast spodziewanej pomocy, nastąpił atak. Ściany legły w gruzach i do pomieszczenia wdarł się przyprawiający o mdłości odór zgnilizny. Uderzenie serca potem z wnęk wyłoniły się ożywione trupy, w różnym stadium rozkładu. Na bliższe oględziny nie było czasu, gdyż martwiaki natychmiast zaatakowały. - Martin! Zostaw tą przeklętą księgę! – krzyknął Varl do stojącego obok maga, podejrzewając, że ten może w chwili obecnej znajdować się pod wpływem jakiegoś uroku emanującego z heretyckich stronnic. – Brońmy się! Flisak obawiał się, że pałka jaką się posługiwał nie będzie zbyt dobrym narzędziem do walki z trupami. Dlatego też na swojego przeciwnika wybrał najbardziej posunięte w rozkładzie zwłoki, szkielet niemalże. Nagie kości dawały nadzieję na ich pokruszenie i zdruzgotanie. Niezwłocznie przystąpił do ataku. |
06-12-2011, 00:30 | #253 |
Reputacja: 1 | Ta jedna kluczowa cecha czarodzieja, uczonego, która prowadziła go tak długo teraz wpakowała go w kłopoty. Nie mógł zaprzeczyć, że po księgę sięgnął szukając wyjścia, jednak gdyby nie jego ciekawość z pewnością byłby wstanie powiązać hałas z łańcuszkiem. Teraz gdyby miał czas plułby sobie w brodę. Najpierw zatrzasnęły się drzwi wejściowe mimo starań siły najemników. Martin odruchowo wstrzymał oddech, wiele razy w różnych woluminach wspominano o grobowcach dawnych królów lub czarnoksiężników wypełnionych zdradzieckimi pułapkami. Z wszystkich najgorsza wydawała się ta w której do zamkniętej komnaty wlewała się woda i topiła uwięzionych nieszczęśników lub gdy ginęli od trującego powietrza. Strach urodzony w wyobraźni rozwiał się na widok realnego zagrożenia. Mimo obrzydzenia do tego co widział, gnijących rozkładających się ciał czuł trochę ulgi. Ożywione stworzenia ciężko zabić, jednak da się, przynajmniej teoretycznie. Całe te jego rozważania trwały dłużej niż chciał. Dopiero Varl musiał go wyrwać z zamyślenia. Natychmiast przystąpił do działania, najchętniej wykrzyczałby rodowe zawołanie, gdyby tylko miał czas. Zamiast już starej formuły mającej dodać walczącemu odwagi użył bogowie wiedzą czy nie starszej może nawet pradawnej mającej zabić. Ręką sięgnął do przygotowanego z poprzedniej walki składnika i splótł magię wypowiadając inkantację. Jeżeli będzie miał czas powtórzy, jeżeli nie niech całość rozstrzygnie się w uświęcony tradycją sposób na klingach mieczy i mniej tradycyjnie przy użyciu zaklęć między ciosami. |
17-12-2011, 14:54 | #254 |
Reputacja: 1 | Ożywione zwÅ‚oki powoli i z metodycznym jÄ™kiem zmierzaÅ‚y w stronÄ™ Å›wieżego miÄ™sa. To jednak nie zamierzaÅ‚o posÅ‚usznie czekać aż zostanie skonsumowane. ZadziaÅ‚aÅ‚y instynkty. Drużyna stojÄ…ca przy postumencie momentalnie podzieliÅ‚a siÄ™ zadaniami bez zamienienia nawet jednego sÅ‚owa. Gotfryd podniósÅ‚ kuszÄ™ i bez celowania wystrzeliÅ‚ pocisk. Może to wÅ‚aÅ›nie spowodowaÅ‚o, że chybiÅ‚ o kilka cali, najemnik wolaÅ‚ to jednak zwalić na dość spory brak ciaÅ‚a w które mógÅ‚by trafić. Jego towarzysz czarodziej miaÅ‚ wiÄ™cej szczęścia. CoÅ› odgrodziÅ‚o go od wiÄ™kszego skupienia wiatrów, ale te które zaplótÅ‚ na palcach wystarczyÅ‚y by posÅ‚ach magiczny pocisk wprost w nadchodzÄ…cego nieumarÅ‚ego. SiÅ‚a uderzenia byÅ‚a tak duża, że trafiona noga pÄ™kÅ‚a jak zapaÅ‚ka co spowodowaÅ‚o zwolnienie stwora. Ten, mimo posiadania dodatkowego kolana, co wyglÄ…daÅ‚o jakby szedÅ‚ do nich klÄ™czÄ…c, byÅ‚ nieugiÄ™ty w swoim pochodzie. SytuacjÄ™ wykorzystaÅ‚ jednak Gotfryd, który bÅ‚yskawicznie wyszarpnÄ…Å‚ miecz i pÅ‚askim ciÄ™ciem pozbawiÅ‚ trupa gÅ‚owy, oraz wszelkiej woli do dalszego ruchu. Mablung ruszyÅ‚ razem z Varl’em. Obaj nie posiadali odpowiedniego uzbrojenia, dlatego wybrali najbardziej obdartego ze skóry przeciwnika. Elf zakrÄ™ciÅ‚ kijem i uderzyÅ‚ stwora rzepkÄ™, powodujÄ…c jego tymczasowe klÄ™kniÄ™cie, ale zombie nic nie robiÅ‚o sobie z tego ciosu. WyciÄ…gnęło rÄ™ce w stronÄ™ dÅ‚ugouchego, tylko po to by otrzymać kolejne uderzenie paÅ‚kÄ…. Również ten atak nie przyniósÅ‚ efektu, ale Ostlandczyk nie wÅ‚ożyÅ‚ w niego nawet poÅ‚owy siÅ‚y. Wojownicy krążyli wokół stwora, który machaÅ‚ bezradnie Å‚apami chcÄ…c pochwycić któregoÅ› z nich. CzÅ‚owiek i elf odwdziÄ™czali siÄ™ mu ze wszystkich stron, ale ich ataki byÅ‚y chaotyczne i za sÅ‚abe, by zaszkodzić komukolwiek. W koÅ„cu Mablung zaryzykowaÅ‚. ZatrzymaÅ‚ siÄ™, obróciÅ‚ kijem w palcach i wziÄ…Å‚ zamach zza barku. Stwór na szczęście byÅ‚ zbyt zajÄ™ty okÅ‚adajÄ…cym go Varl’em by zauważyć, że druga ofiara przestaÅ‚a siÄ™ ruszać. Uderzenie elfa w bark stwora skoÅ„czyÅ‚o siÄ™ gÅ‚oÅ›nym trzaskiem Å‚amanych koÅ›ci. Chyba nawet on sam byÅ‚ zdumiony siÅ‚a jakÄ… wÅ‚ożyÅ‚ w ten atak, gdyż pół-szkielet, pół-zombie huknęło o Å›cianÄ™, roztrzaskujÄ…c swojÄ… czaszkÄ™ i osuwajÄ…c siÄ™ bez życia na ziemiÄ™ WynajÄ™ci żoÅ‚nierze przy drzwiach również siÄ™ podzielili. Olbrzym ruszyÅ‚ w lewo do stwora z poÅ‚owÄ… twarzy, a kobieta do ostatniego po prawej. Jak przystaÅ‚o na zaprawionego w walce wojownika, pierwszy cios zagÅ‚Ä™biÅ‚ siÄ™ do poÅ‚owy trzonka w czaszce stwora. Jakież byÅ‚o zdziwienie Grunthora, gdy potwór nie tylko dalej staÅ‚, ale siÄ™gaÅ‚ do niego Å‚apami, próbujÄ…c go dodatkowo ugryźć. - Osz, ty pokrako jedna! – krzyknÄ…Å‚ i zdzieliÅ‚ stwora pięściÄ… miÄ™dzy oko i oczodół. WyrwaÅ‚ ze stÄ™kniÄ™ciem swój topór i zamachnÄ…Å‚ siÄ™ ponownie. Drugi cios dokoÅ„czyÅ‚ już sprawÄ™, a zombi zostaÅ‚o przybite ostrzem do Å›ciany pomieszczenia. Dla Eleny ten dzieÅ„ z pewnoÅ›ciÄ… nie należaÅ‚ do udanych. Przy pierwszym ataku potknęła siÄ™, nie trafiajÄ…c wolnego stwora, a samemu omal nie lÄ…dujÄ…c w jego Å‚apach. Drugi cios mieczem byÅ‚ zbyt pÅ‚ytki by zranić potwora. NieumarÅ‚y zrobiÅ‚ trzy szybsze kroki, czym zaskoczyÅ‚ dziewczynÄ™. ZÅ‚apaÅ‚ jÄ… za barki i razem upadli na ziemiÄ™ kotÅ‚ujÄ…c siÄ™ na niej przed chwilÄ™. Elenie brakowaÅ‚o siÅ‚ w pojedynku z tym stworzeniem. Pazury rozdarÅ‚y jej szatÄ™, a zÄ™by rozwarÅ‚y wiÄ…zania w pancerzu. W tym momencie rozlegÅ‚ siÄ™ strzaÅ‚. To Peter, który staÅ‚ ciÄ…gle przy drzwiach i bacznie przyglÄ…daÅ‚ siÄ™ caÅ‚ej sytuacji, wykorzystaÅ‚ moment i wystrzeliÅ‚ do potwora, ratujÄ…c swojÄ… towarzyszkÄ™. Chwila później i dziewczyna miaÅ‚a by w brzuchu norkÄ™ na robaki. Do pomocy przybyÅ‚ też Varl, który z rozpÄ™du zdzieliÅ‚ stwora paÅ‚kÄ…, zrzucajÄ…c go z dziewczyny. Pozostali mogli tylko patrzeć na walczÄ…cÄ… dwójkÄ™. Grunthor szarpaÅ‚ siÄ™ rozpaczliwie z toporem, Gotfryd przeÅ‚adowywaÅ‚ kuszÄ™, a Martin staÅ‚ z wyciÄ…gniÄ™tymi rÄ™koma z których przed momentem uciekÅ‚a magia, majÄ…ca na celu uformowanie magicznego pocisku. Ten stwór byÅ‚ inny. Varl poczuÅ‚ to wyraźnie. OdrobinÄ™ szybszy i zdecydowanie silniejszy. Nie miotaÅ‚ Å‚apami w powietrzu bez celu, ale próbowaÅ‚ pochwycić swojÄ… ofiarÄ™. Flisak zakleszczyÅ‚ siÄ™ z nim i tylko jego nadzwyczajna siÅ‚a uchroniÅ‚a go przed losem dziewczyny. Niewiadomo jednak jak skoÅ„czyÅ‚a by siÄ™ ta walka, gdyby nie Peter, który pojawiÅ‚ siÄ™ obok walczÄ…cych i szybkim ciÄ™cie nie przebiÅ‚ krÄ™gosÅ‚upa potwora. Walka byÅ‚a skoÅ„czona. Jak na gust podróżników to nawet za szybko. Wietrzyli jakÄ…Å› dodatkowÄ… puÅ‚apkÄ™. Kiedy opadÅ‚a już adrenalina, usÅ‚yszeli znajomy zgrzyt. ByÅ‚ jednak znacznie gÅ‚oÅ›niejszy i dobiegaÅ‚ z oddali. Gdy znowu nastaÅ‚a cisza, drzwi uchyliÅ‚y siÄ™ lekko, jakby zwolnione z blokujÄ…cej je zasuwy. Drużyna skupiÅ‚a siÄ™ na Å›rodku pomieszczenia, gotowa do obrony przed czymkolwiek co byÅ‚o powodem tych dziwnych odgÅ‚osów. Czas jednak mijaÅ‚, a nic nie pojawiaÅ‚o siÄ™ w wejÅ›ciu. - Idźcie to sprawdzić – rozkazaÅ‚ Peter do swoich podopiecznych. Ci ruszyli niemrawo do przodu, ostrożnie stawiajÄ…c każdy krok. W miÄ™dzyczasie, Mablung zainteresowaÅ‚ siÄ™ książkÄ…, która mogÅ‚a być ich jedynym ratunkiem z tego dziwnego miejsca. - Spójrzcie na to – zawoÅ‚aÅ‚ swoich towarzyszy, którzy podeszli do postumentu. Elf przewracaÅ‚ kartkÄ™ za kartkÄ…. – Czy to tylko ja, czy na każdej z nich sÄ… takie same symbole? MiaÅ‚ racje. Każdej ze stron znajdowaÅ‚y siÄ™ dokÅ‚adnie te same wzory, uÅ‚ożone w ten sam sposób. To byÅ‚ jakiÅ› poemat dzielony na wiersze i strofy. Martin pochyliÅ‚ siÄ™ ostrożnie nad książkÄ… chcÄ…c odcyfrować co tam jest zapisane. Jednak to Varl odezwaÅ‚ siÄ™ pierwszy: - By uciec z drogi zatracenia, drogi bez przyszÅ‚oÅ›ci, drogi Å›mierci Z pokoju piÄ…tego znaku o tylu drogach Musisz podążyć drogÄ… odkupienia i niewinnoÅ›ci… niczym dziecko Nie wiedziaÅ‚ dlaczego, ale czuÅ‚ że wÅ‚aÅ›nie to znaczÄ… te sÅ‚owa. Nie potrafiÅ‚ czytać a jednak te znaki wbiÅ‚y siÄ™ w mu gÅ‚owÄ™ i wrÄ™cz same wydobywaÅ‚y siÄ™ z jego ust. Podobnie byÅ‚o z Mablungiem: - DrogÄ… którÄ… wÄ™druje mityczny ptak, gdy zbudzi siÄ™ z popioÅ‚u Tam tylko gdzie krasnoludy żyjÄ… i pracujÄ… Trzeciego wersu nikt nie odszyfrowaÅ‚, ale to nie przeszkodziÅ‚o elfowi w kontynuowaniu - Ptak mÄ™czy siÄ™ w podróży, Traci siÅ‚y, spada. Jego moc niszczy to co elfy uważajÄ… za domy To co daje żywność, odpoczynek, budulec i schronienie Co nie jest bezpieczne, a potrzebne W koÅ„cu nawet czarodziej poczuÅ‚ tÄ™ przemożnÄ… ochotÄ™ wypowiedzenia na gÅ‚os tego co przeczytaÅ‚, ale jego gÅ‚os byÅ‚ znacznie pewniejszy i silniejszy. - Pozostaje tylko popiół, symbol staÅ‚oÅ›ci i przemijania To co wszyscy czujemy, choć nie zdajemy sobie sprawy z jego wielkoÅ›ci A co wszyscy szanujemy bo żywi nas i chroni - Ptak umiera, rodzi siÄ™ pustka To co byÅ‚o, jest i bÄ™dzie Domena uwielbiana przez Niszczycieli Którzy dążą by wróciÅ‚a jak najszybciej i pożarÅ‚a IMPERIUM!! Varl wrzasnÄ…Å‚ jakby ktoÅ› przypalaÅ‚ go rozgrzanym żelazem i upadÅ‚ na jedno kolano. Peter momentalnie podszedÅ‚ do niego, przestraszony tÄ… sytuacjÄ…, ale fliska zrzuciÅ‚ z ramienia jego dÅ‚oÅ„ i kontynuowaÅ‚ - To co pozostaje tym samym, a jednoczeÅ›nie innym Co jest tym co widać, a jednoczeÅ›nie tym co odbija Co jest tym co do życia potrzebne By istniaÅ‚y roÅ›liny, zwierzÄ™ta i ludzie Zabierzcie to ze sobÄ… bo wam życie uratuje …………………………………………†¦. Przy ostatnim zdaniu jedynie usta Varl’a poruszaÅ‚y siÄ™, nie wydobywajÄ…c z siebie gÅ‚osu. Na koniec odezwaÅ‚ siÄ™ Gotfryd, który tak samo jak pozostali staÅ‚ niewzruszenie, wpatrujÄ…c siÄ™ w książkÄ™: - … Podążajcie za symbolami, odnajdźcie drogÄ™ I zgiÅ„cie w jej czeluÅ›ciach albo uratujcie duszyczkÄ™, poÅ›wiÄ™cajÄ…c swoje Tak uciekniecie. W sali nagle wzbiÅ‚ siÄ™ podmuch wiatru, który zatrzasnÄ…Å‚ ksiÄ™gÄ™. Czterech czytajÄ…cych otrzÄ…snęło siÄ™, jakby dopiero siÄ™ obudzili. PamiÄ™tali wszystko co siÄ™ dziaÅ‚o, a sÅ‚owa utknęły w ich gÅ‚owach i nie chciaÅ‚y ich opuÅ›cić. Patrzyli na siebie pytajÄ…cym wzrokiem. ZwÅ‚aszcza na Martin’a który powinien mieć w danej sferze najwiÄ™cej do powiedzenia. Nie byÅ‚o jednak czasu na odpowiedzi, gdyż z korytarza dobiegÅ‚ rozpaczliwy krzyk Grunthora. LeżaÅ‚ u stóp schodów, caÅ‚y blady i spocony. Obok niego klÄ™czaÅ‚a Elena i energicznie nim potrzÄ…saÅ‚a. - Co siÄ™ staÅ‚o? – spytaÅ‚ Peter. Olbrzym spojrzaÅ‚ na niego powoli po czym wskazaÅ‚ szczyt schodów. - Tam… coÅ› jest… widziaÅ‚em… dziecko, ale to nie byÅ‚o dziecko… ja… Najemnik byÅ‚ wyraźnie roztrzÄ™siony, a przerazić takiego byka z pewnoÅ›ciÄ… nie byÅ‚o Å‚atwo. Wszyscy spojrzeli w miejsce w które wskazywaÅ‚. U szczytu schodów, gdzie wczeÅ›niej znajdowaÅ‚ siÄ™ sufit, daÅ‚o radÄ™ teraz dojrzeć jakiÅ› przeÅ›wit. WyglÄ…daÅ‚o to na otwór do pomieszczenia wyżej. - OpamiÄ™taj siÄ™ Gunthor! Mamroczesz. MiaÅ‚eÅ› po prostu zwidy– warknÄ…Å‚ dowódca. - A to może być jedyna droga na ucieczkÄ™ z tego piekielnego miejsca - dodaÅ‚ i jako pierwszy ruszyÅ‚ w tym kierunku. Pozostali podróżnicy poczuli pewnego rodzaju ulgÄ™, gdyż rzeczywiÅ›cie byÅ‚o to przysÅ‚owiowe Å›wiateÅ‚ko w tunelu. Jedynie elf patrzyÅ‚ na otwór z zaciÄ™tÄ… minÄ…, jakby miaÅ‚ zÅ‚e przeczucia.
__________________ you will never walk alone |
17-12-2011, 18:41 | #255 |
Administrator Reputacja: 1 | Nie ma to jak dobra współpraca. Gotfryd z zadowoleniem spojrzał na głowę truposza, która po pięknym i celnym ciosie potoczyła się w kąt. Pozbawione głowy ciało zwaliło się na wyłożoną kamiennymi płytami posadzkę. Gotfryd rozejrzał się, gotów do ruszenia z pomocą komuś, kto by jej potrzebował. Kolejna para ożywionych zwłok powoli zmierzała ku kresowi swego drugiego istnienia i tutaj, w zasadzie, nie było już nic do roboty. Tylko ostatni truposz uparcie nie chciał zrozumieć, że pora się położyć i nie stawiać oporu. Nie dość na tym - za wszelką cenę usiłował dobrać się do jedynej w ich gronie przedstawicielki płci piękne. Zew płci? A może Elena po prostu była najbliżej? W każdym razie bez względu na dobre chęci Gotfryd nie mógł pomóc najemniczce. Wokół najbardziej bojowego truposza zrobił się taki tłok, że pewnie musiałby odepchnąć któregoś z kompanów, albo nawet powalić na podłogę, by móc zaatakować walczącego trupa. W takiej sytuacji Gotfryd wolał ponownie naładować kuszę i rozglądać się dokoła, by nie dać się zaskoczyć kolejnemu niebezpieczeństwu, gdyby to zechciało nagle wyskoczyć z którejś ze ścian. Tak się jednak nie stało i po chwili ostatni truposz dołączył do swych kompanów. Czy niby-życie czwartego potwora w jakiś sposób związane było z całą tą przedziwną komnatą? Pewnie tak, bowiem kres istnienia potwora w jakiś sposób zbiegł się w czasie z kolejnym zgrzytem. Trudno było sądzić, że przez przypadek po pokonaniu ostatniego z truposzy nagle drzwi się otworzyły same z siebie. Otwarte drzwi sugerowały, że należy jak najszybciej opuścić mało gościnne pomieszczenie, jednak, ku zdziwieniu Gotfryda, jego kopani zaczęli recytować jakieś ni to wiersze, ni to proroctwa. Nawet Varl... O czym oni mówili? O mitycznym feniksie? O kopalniach krasnoludów? O lasach? O wodzie? Po co te wszystkie słowa? "Skończcie z tym i chodźmy wreszcie!" chciał powiedzieć, ale na dobrych chęciach się skończyło. Jak przywiązany tkwił przy księdze, wpatrywał się w znaczki, których nie rozumiał, po to, by w końcu, wbrew swej woli, również wyrecytować jakiś nie mający większego sensu fragment. A może jednak jakiś sens w tym był, tylko Gotfryd nie potrafił go dostrzec? Za jakimi symbolami mieli podążać? Mieli ocalić jakąś duszę, tracąc swoje? To jak mieli wyjść? Jak jakieś żywe trupy? Gdzie tu sens? - Chodźmy już - powiedział. Rzucił okiem na truposze, sprawdzając, czy wśród koście nie ma czegoś cennego, a potem ruszył w stronę najemników i znajdujących się dalej schodów, być może stanowiących, jak to powiedział Peter, drogę do wyjścia. Do wolności. Ale czy na pewno? Ledwo padły słowa o jakiejś duszy czekającej na uwolnienie, a już Grunthor zobaczył jakąś zjawę. Omam? Sugestia? A może naprawdę duch? Gotfryd, rozglądając się na wszystkie strony, ruszył za Peterem. gdzieś tam czekała wolność. Albo i kłopoty. |
22-12-2011, 10:52 | #256 |
Reputacja: 1 | Nie do końca umarli przeciwnicy zostali pokonani bez większych problemów, drzwi stanęły otworem i można było ruszać dalej, gdyby nie księga. Tak jak już Varl zdążył wcześniej zauważyć była przeklęta i teraz to potwierdziła w całej okazałości. Varl nie posiadł umiejętności czytania, gdyż owa nie była mu nigdy potrzebna, a mimo to podszedł do księgi i popatrzył na zapisane strony. Nie rozumiał tych znaków wypisanych na papierze, ale one same zaczynały układać mu się w głowie i wyrywać na wolność. Mimowolnie otworzył usta i zaczął recytować słowa, których nie pojmował. Po prostu je wyrecytował i zamilkł zdziwiony. Teraz kolejny z nich recytował kolejne wersy. I tak cały czas. Gdy przyszła znów na niego kolej, chciał się odwrócić, uciec z pomieszczenia, jak najdalej od księgi. Nie mógł oderwać od niej wzroku, nie był w stanie nawet wezwać Sigmara na pomoc. Jedyne co mógł to recytować słowa. A z każdym wypowiedzianym słowem, coraz bardziej oddalał się od podziemnej, tajemniczej komnaty. Szybował w całkowitej ciemności, która dopiero po chwili rozbłysnęła setkami kolorowych, migoczących punkcików. Jego ciało owiał ciepły, cuchnący wiatr i Varl poczuł, że stoi na czymś miękkim. Zapadał się w to, aż po kolana. Punkty rozjarzyły się na tyle, że w ich szkarłatno-zielonym blasku dostrzegł równinę. Jej powierzchnia była pofalowana i delikatnie pulsowała w wolnym rytmie. Flisak czuł owe skurcze, gdy substancja zaciskała się wokół jego nóg. Zrobił krok i znów się zapadł. Gdzieś w oddali dosłyszał jęk, narastający z każdą chwilą. Starał się zatkać uszy, gdyż dźwięk świdrował mu czaszkę, ale to nie pomagało. Gdy hałas był już nie do zniesienia, nagle się urwał, a Varl ostrożnie podniósł się z ziemi, na którą upadł. Przed sobą dostrzegł ruch. Gigantyczna sylwetka, przysłaniająca błyszczący nieboskłon zbliżała się ku niemu. Wielkością porównywalna była do znacznej stodoły lub spichrza. Wokół niej wirowały setki macek, wyrastających z obłego, ociekającego ropnym śluzem ciała. Niezliczona ilość, zdeformowanych, wykrzywionych w bólu twarzy patrzyła na niego przekrwionymi oczami, a usta poruszały się w niemym krzyku. A potem wszystko zniknęło, a Varl, cały mokry od potu, stał ciężko dysząc w komnacie pod ziemią. Trząsł się cały i nie mógł pozbyć się sprzed oczu widoku potwora, jakiego ujrzał. Popatrzył na pozostałych, ale oni wyglądali zwyczajnie. Byli tylko wszyscy zaskoczeni wydarzeniami, jakie ich spotykały. - Chodźmy stąd – szepnął i opierając się o ścianę wyszedł z pomieszczenia. Schody prowadziły do kolejnego pomieszczenia, ale nie mogli iść dalej, gdyż Gunthor panikował. Leżał i mamrotał o jakiś zjawach. - Poczekajmy chwilę i pomódlmy się do Sigmara – zaproponował. – Ja też miałem straszną wizję. Powiedzcie mi, co tu się dzieje?! Gdzie jesteśmy? |
28-12-2011, 19:53 | #257 |
Reputacja: 1 | Widział swoich ludzi i musiał przyznać chłopiec, który ich mu przyprowadził spisał się. Ich dwójka walczyła sprawnie. Z dumą stwierdził, że ich stara grupa też. Stwór padł nim dotarł do nich. Wielokrotnie słyszał o tym jaka ważna jest sprawność w walce mieczem, ojciec i kapitan zbrojnych mylili się, słowa i bełty okazały się bardziej mordercze niż miecze. O ile bełt zrozumieliby to niestety wielu ludzi nie znało mocy odpowiednich słów i nie darzyło znających je uczonych odpowiednim szacunkiem. Gdy w końcu się uporali z wrogiem mógł ponownie zająć się księgą. Zauważył to jednak to Varl wypowiedział to czego on nie był w stanie, to nie mieściło się w rozumie. Wszystkie znaki takie same. Co gorsza oni je rozumieli! Gdy on sam mimo swojej edukacji nie był wstanie. Do czasu. On sam też wypowiadał słowa dziwnej zagadki wgryzającej się w umysł. Nie chciał ale mówił księga złamała wolę ich wszystkich. Z nauk pamiętał, że to właśnie ona jest podstawą fachu czarodzieja, wiedza pozwalała ją wykorzystać ale to siła woli naginała wiatry magii i stanowiła tarcze umysłu przed chaosem. Będąc zmuszonym czuł się pokonanym, słabym. Najpierw stracił wiarę w swoje zmysły teraz to miejsce zabierało mu kontrolę nad własnym rozumem. Nie mógł nic zrobić i postanowił próbować grać w tą grę na tych warunkach. W przeciwieństwie do najemnika, który się załamał. -Podążyć drogą odkupienia i niewinności niczym dziecko. Czyli za tą marą. Weźmy się w garść, chodźmy i wypatrujmy znaków z zagadki. Obecnie to nasza najlepsza szansa na znalezienie wyjścia. Nie mógł też zostawić Varla bez odpowiedzi na jego pytanie. -Nie wiem gdzie jesteśmy i co się tu dzieje, jeszcze. |
29-02-2012, 23:49 | #258 |
Reputacja: 1 | - To przeklęte miejsce – również odpowiedział na pytanie flisaka elf. Podobnie jak reszta drużyny był blady i spocony. – Ke’at’her mean’shi. Miejsce duchów, wola lasu… Tak my na to mówimy. Wy macie na to inne nazwy… - Pieprzenie! – wtrącił wyraźnie podirytowany dowódca najemników, stojąc w połowie schodów. – Nie ważne czym to miejsce jest, mam zamiar się stąd wydostać! Nie zważając na nikogo, ruszył po schodach. Za nim ruszyła Elena, chociaż po minie widać było, że najchętniej została by zresztą. Nikt jednak nie powinien zostawać w tej sytuacji sam. Reszta wykorzystała tę chwilę by odsapnąć, zebrać myśli i pomodlić się. Do tego ostatniego najbardziej żarliwie przystąpili Varl i Grunthor. Olbrzym zmienił się właściwie nie do poznania. Bardziej przypominał teraz drżącego ze strachu wieśniaka niż potężnego wojownika. Nadal nie potrafił opisać tego co zobaczył. Nie było sensu go o to dopytywać, gdyż na każde wspomnienie tamtego wydarzenia zaczynał dukać i panikować. Kilka pacierzy później szli już schodami do komnaty nad nimi. Z daleka zauważyli, że nie było śladu po jakiejkolwiek zapadni albo innym mechanizmie, który otwierał tę dziurę. Tak jakby po prostu kawał posadzki zniknął jak po dotknięciu różdżki. Światło również odrobinę się zmieniło, przyjmując zgniłozielony poblask. Gotfryd jako pierwszy zajrzał do środka, osłaniając się tarczą. Elena i jej kapitan nie odpowiadali na ich zawołania, więc trzeba było być ostrożnym. Pochód zamykał Grunthor, który nerwowo ściskał swoją broń. Byle hałas mógł spowodować u niego panikę, a przy jego postawi na wąskich schodach byłoby to niebezpieczne. Na szczęście w kolejnej komnacie nie czekały na nich żadne niespodzianki, poza tym, że po dwójce ich towarzyszy nie było ani śladu. Komnata miała podobny kształt jak ta z księgą, była jednak od niej znacznie większa oraz pusta. Jedyne co zdobiło tę salę to lampion podpięty u sufitu, palący się zielonym ogniem oraz znaki na ścianach. Dodatkowo przy każdej ścianie było wejście do skąpanego w ciemności korytarza. Elena i kapitan musieli udać się jednym z nich. Pięć korytarzy, pięciu członków drużyny. To nie mógł być przypadek. Po kolejnych okrzykach nie było żadnej odezwy, co jednocześnie martwiło ale i cieszyło. - Mamy się teraz rozdzielić? – spytał olbrzym, nerwowo przełykając ślinę. - Nie ma mowy. Trzymamy się razem – stanowczo zaprzeczył Gotfryd. Podchodził do każdego z korytarzy, chcąc sprawdzić ciąg powietrza, płomień nie zadrżał przy żadnym. Powietrze było ciężkie oraz duszne. Bez przewiewów. Nawet w katakumbach nie spotkał się z czymś podobnym. Martin spróbował użyć swoich sztuczek, ale magia również nie była zbyt pomocna w tej sytuacji. Brakowało mu doświadczenia i wiedzy w tej sprawie. Varl chodził po całym pomieszczeniu, szukając jakiś wskazówek oraz dokładnie opukując ściany i podłogę. Mablung tymczasem podszedł do jednego z korytarzy. Wpatrywał się w zakurzony symbol, który znajdował się nad wejściem. - Grunthor, podsadź mnie. Olbrzym uniósł elfa jak piórko, chociaż nie był zadowolony z rozkazującego tonu. Postanowił jednak odsunąć niesnaski na bok do czasu opuszczenia tego przeklętego miejsca. Elf wytarł grubą warstwę kurzu, która pokryła ściany. - Ha! Wiedziałem. To hwo’ear. Elficki symbol lasu. Sprawdźcie pozostałe korytarze. Po krótkiej chwili zza brudu wyłoniły się wszystkie znaki. - Tak… są tutaj wszystkie żywioły tworzenia. Ziemia, las, ogień, powietrze. Zgodnie z naszymi starożytnymi wierzeniami. – wyliczał Mablung, okrążając salę. – Ale ten piąty symbol… gdzieś już go widziałem, tylko nie mogę sobie teraz przypomnieć… Nie musiał. Każdy człowiek który słyszał i interesował się wydarzeniami ostatnich miesięcy, skojarzy ten symbol ze sztandarami Archeona, na których krwią poległych rysowano znak Chaosu, ostatecznego zniszczenia. - Dobra więc mamy te znaki. I co teraz? – spytał zniecierpliwiony Grunthor. Najwyraźniej myślenie nie było jedną z jego największych zalet. - To jeszcze nie wszystko – przerwał Varl, stojący bezpośrednio pod lampą, patrząc w sufit. – Spójrzcie na to. Jedynie z tego miejsca, dzięki zielonkawemu światłu, można było zobaczyć odbicie małych wyżłobień w suficie, wyglądających na pierwszy rzut oka jak lecący ptak. - Ktoś ma jakiś pomysł co teraz?
__________________ you will never walk alone |
01-03-2012, 18:10 | #259 |
Administrator Reputacja: 1 | Co za myśli czy dążenia spowodowały, że Peter ruszył przodem, nie czekając na pozostałych? Szkoda, że również Elena pospieszyła za nim. W ten prosty sposób stracili bez walki dwoje ludzi. Albo i trzech, bowiem Grunthor, przerażony spotkaniem z duchem, zdawał się być niezdolnym do żadnej walki i z trudem zachowywał spokój. W takim stanie ducha łatwo mógł się stać niebezpiecznym dla tych, za których ochronę mu płacono. Ale pozbyć się go byłoby czynem podłym, na który nie powinien się zdecydować nikt, jeśli ma w sobie choć odrobinę honoru. Podążając w górę schodów Gotfryd jeszcze raz zastanowił się nad wersami, które padły z ust jego kompanów. Ptaki wędrują powietrznymi szlakami, a mityczny ich przedstawiciel, Feniks to z pewnością ogień. Domem elfów był las, ale co miałby oznaczać popiół? Spalone drewno? To by bez sensu. A może popiół to pył? Pył, kurz, piasek? Ziemia po prostu, która wszystkich żywi. Tylko co z tym wszystkim miało wspólnego zniszczenie, jakie niesie ze sobą śmiertelny wróg Imperium, Chaos? Czyżby się aż tak pomylił w rozumowaniach? Za to ostatniej rzeczy był pewien. Tu musiało chodzić o wodę. Wszak to właśnie woda jest, a jakby jej nie było. I przejrzeć się w niej można, chmury odbija i słońce. O tak, bez wątpienia woda by się im przydała. Ale jak na razie studni ni strumyka raczej nie było. Strofy odczytane z przeklętej księgi wspominały zarówno o wielu drogach, jak i o znakach. No i nagle trafili do komnaty, w której były i korytarze liczne, i symbole, w tym i ów piąty, co do którego wcześniej Gotfryd miał wątpliwości - Chaos. Tylko znaczenie słów 'droga niewinności' jakoś Gotfrydowi uciekało. Może dlatego, że już nie pamiętał, jak to było być dzieckiem. - Może o wodę tu chodzi - powiedział, wpatrując się w wyżłobienia. - Księga również o niej powiadała, mówiąc że życia bez niej nie ma. Ale i tak nie wiem, do czego ową wiedzę moglibyśmy wykorzystać. Ruszył się z miejsca by jeszcze raz sprawdzić korytarze. Może znajdzie jakąś wskazówkę? Kolejny symbol? A może chociaż dostrzeże, w którymś z korytarzy, ślady pozostawione przez buty Eleny czy Petera? Co mu szkodziło spróbować. |
|
| |